-
promocja
-
W empik go
Ta, którą pozostawiono. Detektyw Gina Harte Tom 9 - ebook
Ta, którą pozostawiono. Detektyw Gina Harte Tom 9 - ebook
Pięcioro przyjaciół spędza noc w lesie na obrzeżach miasteczka – jednak nowy dzień powita już tylko czworo z nich.
Leah została zamordowana, a jej zdruzgotani przyjaciele przysięgają, że nie słyszeli i nie widzieli niczego podejrzanego. Utrzymują, że całą noc dobrze się bawili: tańczyli, siedzieli przy ognisku, piekli pianki i pili piwo. Tylko.. czy mówią całą prawdę? Bo gdzie na całą godzinę zniknęła najlepsza przyjaciółka Leah? Co ma do ukrycia pomysłodawca tej wyprawy? I jak to możliwe, że żadne z nich nie zwróciło uwagi na zniknięcie dziewczyny?
W ich wersję wydarzeń wkradają się coraz większe nieścisłości i z czasem staje się jasne, że jedno z nich kłamie, a jedno z nich będzie następne...
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9180-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wolności, którą masz już w zasięgu wzroku. Jako rodzic czujesz, że tracisz dziecko i boisz się zagrożeń. Masz mądrość, aby doradzać, ale młodzi w oczekiwaniu na zbliżającą dorosłość pragną odkrywać świat na własną rękę. To zarówno trudny, jak i ekscytujący czas dla was obojga. Mam nadzieję, że przetrwacie go bezproblemowo.
Prolog
Wtedy
Bibliotekarka znika za drzwiami z tabliczką: „Wstęp tylko dla personelu”. To chwila, w której postanawiasz wykorzystać swoją szansę. Pracująca tu kobieta zazwyczaj kiwa głową jak pieski, które ludzie stawiają na deskach rozdzielczych w samochodach. Wydaje się, jakby jej głowa nie była prawidłowo przymocowana do ramion.
Ponownie spoglądam na ciebie, wydaje ci się, że nikt nie wie, co kombinujesz, ale ja zerkam spomiędzy stojących na półce „Wielkomiluda” i „Fantastycznego Pana Lisa” Roalda Dahla. Stoję nieruchomo, oddycham tak cicho, że nie słyszę nawet własnego oddechu.
Ożywasz. Charlotte zostawia piórnik i książki na stole, i idzie do toalety. Kiedy opuszcza salę, wsuwasz drżące palce do jej piórnika i wyjmujesz długopisy żelowe. Lubisz błyszczące rzeczy – artykuły papiernicze, naklejki, fluorescencyjne mazaki. Dla ciebie to sztuka.
Nie pierwszy raz widzę, że zabierasz rzeczy innych osób. Tłumię śmiech, bo nie chcę, żebyś mnie zobaczyła.
Kiedy przechodzisz, udając, że patrzysz na książki na regałach, ja wyglądam przez okno. To ponury lutowy dzień. Horyzont zasnuła mgła, na ziemi błyszczy szron i nie zanosi się na wiosnę. W powietrzu unosi się woń truskawkowej gumy do żucia. Myślę, że to zapach Charlotte, bo kiedy dziewczyna odchodzi, zostaje zastąpiony wilgocią, która wszędzie za tobą podąża. Wiem, że twoja rodzina jest tak biedna jak moja i śpisz na kanapie w salonie. Doszły mnie słuchy, że inne dzieci cię przezywają. Mamy ze sobą naprawdę dużo wspólnego. Oboje jesteśmy niepopularnymi wyrzutkami i oboje wyglądamy nieco niechlujnie.
Poklepujesz się po ubraniu, jeszcze raz rozglądasz, po czym wychodzisz w tej samej chwili, w której wraca Charlotte. Biegnę za tobą, niemal potykam się o własne stopy, aby dogonić cię na zewnątrz.
– Hej! Wiem, co zrobiłaś! – wołam.
Smutniejesz i wyglądasz, jakbyś miała się rozpłakać. Oddajesz mi długopisy. Odpycham twoją rękę.
– Nie powiem. Nigdy. Zaprzyjaźnijmy się.
Tak to się zaczyna. Nie sądzę, żebyś do tej chwili w ogóle mnie
zauważała.
Opowiadasz mi o swoim bracie i rodzinie. Mówię ci o tym, że mieszkam z mamą i siostrą u babci. Wydaje mi się, że lepiej się już znamy, i nie chcę, żebyś mnie ignorowała, gdy następnym razem zobaczymy się w szkole. Lubię twoje towarzystwo. Jesteś fajna.
– Chcesz wpaść do mnie jutro na herbatę? – Wiem, że mama nie będzie miała nic przeciwko, zawsze mówi, że trzeba mieć przyjaciół.
– Z chęcią. Fajnie. Wieczorem powiem swojej mamie i może będę mogła cię odprowadzić po szkole. – Przygryza dolną wargę. – Obiecaj mi, proszę, że o niczym nie powiesz Charlotte. Jest popularna, więc jeśli ktokolwiek dowie się o tym, co zaszło, będzie mnie dręczyć cała
szkoła.
– Nigdy. – Pokazuję ręką, że zamykam usta na kłódkę. – Zawrzyjmy obietnicę na mały paluszek. – Uśmiecham się szeroko, gdy łączymy nasze małe palce i nimi potrząsamy. Od teraz będziemy razem już na zawsze. Podoba mi się to. Kręci mi się w głowie. Nie wiem, co to prawdziwy przyjaciel, któremu można się ze wszystkiego zwierzyć.
Inne dzieci potrafią być okropne, zwłaszcza z powodu moich ubrań ze sklepów z używaną odzieżą, ale bardzo cię lubię i nie chcę cię nigdy stracić. Jesteś moją przyjaciółką i zawsze nią pozostaniesz. Chcę się z tobą bawić, pić herbatę, może spać u ciebie. Nigdy wcześniej nikt nie zaprosił mnie na noc. Może narysuję cię moimi nowymi długopisami żelowymi.
– Dlaczego nie powiesz Charlotte o tym, co zrobiłam? – Marszczy nos.
– Bo jeśli ktokolwiek dowie się o tym, co zrobiłaś, ze mną też nie będą rozmawiać, bo się przyjaźnimy. Inne dzieci mnie nienawidzą. Obwinią mnie o to, mimo że to nie moja wina. Chodzi o coś jeszcze. Przyjaciele troszczą się o siebie nawzajem i nie wyjawiają nikomu swoich tajemnic. Nigdy nikomu nie powiem, co zrobiłaś, ale ty też nie możesz mówić nic o mnie. – Wpatruję się w nią stanowczo, po czym pospiesznie odwracam wzrok. – Obiecaj. Nigdy nikomu nie powiesz nic o mnie.
Zaciska usta.
– Nie powiem – wypowiada słodkim, lekko drżącym głosem.
– Musisz powiedzieć, że obiecujesz. – Zbliżam się do niej.
– Okej.
– Mów.
Dlaczego milczy?
Przełyka ślinę.
– Obiecuję.
Uśmiecham się.
– Widzisz? To nie było takie trudne, a od teraz już na zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką.
Rozdział 1
Niedziela, 1 VIII
Łagodne ptasie trele sprawiły, że czaszkę Naomi przeszył ostry, kłujący ból. Było już bardzo gorąco, a leżąc w szczelnie zamkniętym, płóciennym namiocie, czuła, że się lepi. Poczuła mdłości, gdy dotarł do niej zapach wymiocin z chusteczki, którą nadal ściskała w dłoni. Nigdy więcej. Wtedy dobrze się bawiła – naprawdę świetnie. „To będzie najlepsza impreza na świecie!” – wykrzyknął Oscar, gdy wyjął z siatki kilka butelek cydru. Niektóre gwizdnął ze skrytki ojca, inne kupił w małym sklepie na osiedlu, w którym sprzedawano im, co chcieli, i nie zadawano zbędnych pytań. Zrobili zrzutkę, pragnąc przeżyć najlepszą noc w życiu.
Żołądek znów zaczął jej się kurczyć, więc sięgnęła po telefon, żeby skupić się na czymś innym, ale kwaśny posmak w ustach nie pozwalał jej zapomnieć. Z ciasnej kieszeni dżinsów wyjęła paczkę miętówek. Uśmiechnęła się, wkładając cukierka do ust. Ulga była natychmiastowa. Wczoraj na ekranie komórki nie było pęknięcia. Serce biło jej pospiesznie, gdy ssała. Nacisnęła guzik z boku telefonu, aby go włączyć. Cudownie. Nie tylko rozbiła nowego iPhone’a, ale wyczerpała też baterię. Matka wpadnie w szał. Dostała ten prezent zaledwie tydzień wcześniej, to nagroda za pilną naukę do matury.
Drżącymi palcami rozpięła suwak i wyjrzała z namiotu na szarą trawę i miejsce, w którym rozpalono wczoraj ognisko. Zastanawiała się, czy inni jeszcze śpią. Zauważyła, że Jordan podrapał się po tyłku, a następnie zaczął sikać na drzewo. Też chciała iść na stronę, z każdą sekundą piliło ją coraz bardziej. Kiedy ponownie przełknęła ślinę, suchy język prawie przykleił się jej do podniebienia. Sięgnęła po butelkę, potrząsnęła nią i ją odrzuciła. Nie było w niej już wody. Wsadziła rękę do swojej żółtej torebki, ale też nie znalazła niczego do picia. Błysk słońca odbity od jednej z pustych butelek niemal ją oślepił. Wiedziała, że musi się napić, ale pęcherz podpowiadał, że najpierw powinna się wysikać. Może ktoś z pozostałych miał wodę.
– Dzień dobry, leniuchu. – Jordan zapiął rozporek i wrócił do miejsca, w którym stały namioty.
– Która godzina? Padła mi bateria w telefonie. – Nie wspomniała, że rozbiła ekran. Postanowiła opowiedzieć o tym, gdy wszyscy już wstaną. Ktoś musiał wiedzieć, jak do tego doszło.
– Około dziewiątej. Reszta nadal kima. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Dość solidnie się wczoraj upiłaś, byłaś zabawna, zwłaszcza gdy próbowałaś się rozebrać. Elsa się z tobą szarpała, żebyś pozostała w ubraniu. – Podrapał się po rudym zaroście na podbródku.
Nie pamiętała, żeby chciała się rozebrać. Kiedy promienie słoneczne przebiły się przez chmury, skrzywiła się i zasłoniła oczy, bo znów zrobiło jej się niedobrze. Poruszała językiem miętówkę, aby rozprowadzić smak po całych ustach.
– Kac? – Jordan pochylił się i ze śmiechem udawał, że wymiotuje. – Tak wczoraj wyglądałaś. Jak ta nawiedzona dziewczyna z „Egzorcysty” – rechotał. – Ale wstyd. Błagałaś Elsę, żeby trzymała ci włosy. Pomagała ci, ale biegałaś w kółko jak jakiś pieprznięty kurczak bez głowy. Nagrałem. Chcesz zobaczyć?
– Zamknij się i nie, nie chcę. Natychmiast to skasuj. – Poczuła, że się czerwieni.
Wróciły do niej przebłyski. Czy w którejś chwili płakała? Doszło do kłótni, widziała w krzakach czyjeś oczy. Przeszedł ją dreszcz. Przeczesała palcami splątane, długie blond włosy, ale nie poprawiło jej to samopoczucia, bo były mocno skołtunione wokół uszu.
– Sorki, nie chciałem cię wkurzyć.
– Nie wkurzyłeś. Dobrze wiem, że nie jest ci przykro.
– Ależ jest.
Widziała, że kłamał. Zaraz jednak się roześmiał i zaczął wydawać z siebie odgłosy imitujące wymiotowanie.
Naomi pokręciła głową, przeszła obok niego, przy czym uderzyła go w ramię i skierowała się w krzaki.
– Nie leź za mną, bo idę sikać. Jeśli będziesz podglądać… – Uniosła pięść, po czym podrapała się po nosie. – Obiecuję, że ci przywalę. – Nie miałaby najmniejszych szans wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy koledze, który grał w rugby, ale musiał wiedzieć, że nie żartowała. Jak śmiał nagrywać to, że rzygała? Poważnie nadszarpnął jej zaufanie. To, co działo się na imprezach, powinno na nich zostać. Nie powinni zbierać dowodów na to, co się stało.
Od szerokiego uśmiechu w kącikach jego oczu pojawiły się kurze łapki.
– Dlaczego miałbym podglądać, jak sikasz? Widziałem już wczoraj, gdy się tam załatwiałaś – powiedział, ruchem głowy wskazując na jej namiot. Wzruszył ramionami i puścił do niej oko, po czym obrócił się do miejsca, w którym palili wczoraj ognisko. Teraz była to zwęglona dziura w ziemi, a jeszcze niedawno próbowali w niej piec pianki.
Chociaż słońce dawno już wstało, ziemia była pokryta rosą, a może było jednak zimno? Zmarzły jej stopy w japonkach i zadrżała pod kamizelką. Wrony krakały tuż za linią drzew otaczających polanę, wyraźnie spłoszone tym, że postanowiła wejść do gęstego lasu. Przeszła ponad ścieżką mrówek, które zmierzały do szczeliny w ziemi, i ponownie się rozejrzała, chcąc się upewnić, że nikt nie podgląda. Okazało się, że wieczorem dała już wystarczający pokaz.
Wybrała miejsce kilka metrów od mrówek. Weszła w krzaki i po raz ostatni się rozejrzała. Nikogo nie zobaczyła.
Zsunęła dżinsy, kucnęła i poczuła natychmiastową ulgę, gdy resztki cydru wydostały się z jej ciała. Strzeliła gałązka. Naomi się spięła. Hałas dochodził zza liści po lewej stronie.
– Jordan, spadaj stąd! – Wkurzona, podciągnęła spodnie i rozchyliła gałęzie krzewów, ale nigdzie go nie zobaczyła. – To nie jest śmieszne. Wychodź!
Weszła głębiej w zarośla, ale widziała wokół siebie tylko liście. Może się przesłyszała.
Znów rozległ się trzask. Serce obijało się jej o żebra. Ktoś ją podglądał, a teraz uciekał. Szarpnęła głowę w lewo, potem w prawo i natychmiast wytrzeźwiała. W zaroślach coś dostrzegła.
– Leah? – Rozpoznała różowo-czarne trampki dziewczyny. – Co ty tu, do diabła, robisz? Spałaś tu całą noc? – Koleżanka wydawała się zimna i sztywna, gdy Naomi próbowała wyciągnąć ją za nogę spod krzaka. Poddała się, puściła nogę i przełknęła ślinę. – Leah? – Uklękła, gałęzie podrapały ją po rękach, gdy się pomiędzy nie wcisnęła. Chwilę potem wrzasnęła ile sił w płucach, gdy dostrzegła siną twarz przyjaciółki, otwarte, wybałuszone oczy i wywieszony, spuchnięty język.
Leah nie oddychała.
Naomi natychmiast się obróciła i zwymiotowała żółcią, potem krzyknęła tak głośno, jak tylko mogła. Nikt nie przyszedł, ale znów rozległ się trzask. Wycofała się, upadła na pośladki i starała się spojrzeć przez zarośla.
– Proszę, nie rób mi krzywdy. – Po policzkach popłynęły jej łzy.
Żałowała, że przyszła na tę imprezę. Ktoś zabił Leah, a teraz ją obserwował.
Wbiła paznokcie w twardą ziemię, udało jej się podnieść, choć nogi miała jak z waty, po czym pobiegła do prowizorycznego obozu i wydarła się na całe gardło. Oscar już wstał. Rzucił niedopałek na ziemię i wydmuchał chmurkę dymu. Zobaczyła rudą czuprynę Jordana, który wychynął z krzaków.
– Co się stało? Założę się, że zobaczyła pająka. – Oscar wybuchnął śmiechem. Brązowe włosy miał zmierzwione po stronie, na której spał. – Chcesz zapalić? – Podał jej samodzielnie skręcone papierosy.
Naomi odepchnęła pudełko.
– Natychmiast dajcie mi telefon. Leah nie żyje.
Rozdział 2
Gina obudziła się gwałtownie z głębokiego snu, a serce biło jej w rytm telefonu wibrującego na szafce nocnej, z której miał zaraz spaść. Była niedziela, miała mieć wolne. Złapała komórkę w ostatniej chwili i uniosła do ucha.
– Komisarz Harte. – Wzdrygnęła się, słysząc donośny głos, i odsunęła telefon od siebie.
– Szefowo, w lesie przy rzece niedaleko Waterside Café, przy której zatrzymują się kierowcy ciężarówek, znaleziono ciało. – Sierżant Jacob Driscoll brzmiał żywiołowo, jakby tego ranka wypił już wiaderko kawy.
– Wiemy coś więcej? – Otarła cienką warstwę potu z czoła.
Dziś miało być gorąco. Zwłoki i wysoka temperatura to nie najlepsze połączenie. Zasłony poruszyły się na ciepłym letnim wietrze, gdy się odkryła, a jej kotka Ebony zeskoczyła z łóżka i pognała po schodach na dół.
– Wiem tylko tyle, co przekazano mi ze zgłoszenia pod numer alarmowy. Dzwoniła Naomi Carpenter. Znalazła szesnastoletnią koleżankę Leah Fenmore nieżywą w krzakach. Wczoraj wieczorem młodzież urządziła sobie biwak. Najwyraźniej imprezowali w lesie.
– Szlag. Technicy już wiedzą?
Słyszała, że klikał myszką.
– Tak, zaraz się tam zjawią, a mundurowi odgradzają już miejsce zdarzenia taśmą i spisują pierwsze zeznania.
– Już się zbieram.
Rozłączyła się, wstała, wzięła szybki prysznic i umyła zęby. Na dole zobaczyła, że nadinspektor Briggs popija kawę. Przyszedł do niej wczoraj wbrew zdrowemu rozsądkowi. Mieli przeżyć przyjemny wieczór, ale atmosfera się popsuła, gdy dostał anonimową wiadomość. Ktoś wiedział o przeszłości Giny, o tym, co zrobiła, i postanowił poinformować o wszystkim Briggsa. Około drugiej w nocy zostawiła go śpiącego na kanapie i poszła położyć się do sypialni. Miała straszne koszmary. Mała czarna kotka Ebony wiła się jej się pod nogami, łaknąc karmy.
Briggs podniósł telefon.
– Do mnie też już dzwonili. Zabójstwo przy Waterside Café.
Gina chciała, aby głównie śmierć dziewczyny zaprzątała jej myśli, niestety tak nie było. Tajemniczy informator wiedział o tym, co mogło położyć kres jej karierze i odebrać wolność, więc dopilnował, aby zarówno Gina, jak i Briggs otrzymali wiadomość.
– Co zrobimy?
Przeczesał palcami opadające włosy, niektóre nadal kleiły mu się do czoła.
– Naprawdę nie wiem. Na razie to przemyśl.
– Dlaczego chronisz zabójczynię? – Gina pomrugała, bo łzy napłynęły jej do oczu. – Skąd ta osoba wie, co zrobiłam? I dlaczego mi pomagasz? Mógłbyś mnie wydać. Niczemu bym nie zaprzeczyła, więc skończyłby się bałagan w twoim życiu.
– Nie jesteś zabójczynią. Terry był nie twoim mężem, a dręczycielem, który dostał to, na co zasługiwał. – Briggs ją objął i pocałował w skroń.
Oboje wiedzieli jednak, że toną w jej mrocznej przeszłości.
Wzięła kawę z blatu i dopiła resztę.
– Myślę, że ława przysięgłych inaczej spojrzy na tę sprawę. – Zmarszczyła brwi i otarła oczy.
Pogłaskał ją po policzku.
– To może nic nie znaczyć. Być może nawet nie chodzi o ciebie. Wyciągamy pochopne wnioski. Pojadę na posterunek, spotkamy się tam za jakiś czas. Muszę przygotować oświadczenie dla dziennikarzy. Jestem świadomy, że skoro w zabójstwo tej dziewczyny uwikłane są nastolatki, sprawa szybko trafi do wszystkich mediów społecznościowych.
– Uwielbiam, gdy utrudnia nam się pracę. – Zamarła, gdy piknął jej telefon.
– To wiadomość, prawda?
Gina stłumiła paniczny strach. Nie wiedziała, jak przetrwa ten dzień.
– Napisano: „Zabójczyni”.
– Pokaż. – Briggs spojrzał jej przez ramię.
– Muszę jechać do pracy.
Zostawiła go w korytarzu, trzasnęła drzwiami i wsiadła do auta. Dostała mdłości. Ostatnio próbowała skontaktować się z córką, ale ich relacje nigdy nie były dobre. Znów wybrała numer Hannah, mając nadzieję, że zaraz usłyszy jej przyjazny głos, ale połączenie natychmiast zostało odrzucone. Chciała jedynie zapewnienia, że te wiadomości nie miały nic wspólnego z jej córką. Nie istniał powód, aby było inaczej, ale nikt inny nie zagłębiałby się w jej sprawy rodzinne. Miała mętlik w głowie, gdy przemierzała wąskie uliczki. Dziennikarze już wcześniej próbowali z nią pogrywać. Czy wznowili atak, mając nadzieję, że pęknie i opowie im swoją historię? Wiedzieli o jej przeszłości. Pijany były mąż zginął w tak zwanym wypadku – spadł ze schodów. Jednak w tej chwili dostała wiadomość, która stanowiła jasny, klarowny przekaz. Ile innych zabójczyń chronił Briggs? Zaangażowanie go w tę sprawę wydawało się mieć duże znaczenie.
Musiała skupić się na pracy. Na wolności przebywał niebezpieczny osobnik, który zabił nastolatkę, więc powinna go szybko dopaść. Jej życie osobiste musiało poczekać.
Rozdział 3
Gina zostawiła kurtkę w samochodzie i wysiadła na dziurawej drodze asfaltowej przy końcu parkingu Waterside Café, gdzie stały trzy radiowozy, karetka i bus techników kryminalistycznych. Jedynym pojazdem przy lokalu gastronomicznym był czerwony ciągnik siodłowy z naczepą. Gina rozpięła górny guzik bluzki i powachlowała się ręką. Nie dość, że panował upał, to ostatnio dręczyły ją uderzenia gorąca. Cholerna menopauza.
Zmierzał do niej mężczyzna w fartuchu.
– Proszę poczekać.
Spojrzała na zegarek, nie mając czasu na rozmowę, ale możliwe, że ten człowiek coś wiedział, więc przystanęła.
– Jest pani z policji? – Wytarł ręce w ścierkę, która wystawała mu z kieszeni.
– Komisarz Harte. A pan?
– John. Przepraszam, John Tallis. Właściciel baru. Co tu się dzieje? Widziałem jedynie na Facebooku, że kogoś zamordowano.
Briggs miał rację w sprawie mediów społecznościowych.
– Nie mogę o tym teraz rozmawiać, ale czy jest pan w posiadaniu jakichś ważnych informacji, które mogłyby nam pomóc? – Czuła od niego zapach smażonego boczku.
Wzruszył ramionami. Szpakowate włosy przykleiły mu się do czoła, gdy drapał się po pękatym nosie.
– Wiem tylko tyle, że zawsze kręcą się tutaj jakieś dzieciaki. Pochodzą z dobrych domów i imprezują całymi nocami. Czasami sikają mi na drzwi, ciągle znajduję tu kanistry po benzynie. To trochę uciążliwe, ale młodzi też się do czegoś przydają.
– Przydają?
– Kupują chipsy, napoje w puszkach i inne takie. Otwieram zbyt późno, by mogli do mnie zajrzeć kierowcy przejeżdżających ciężarówek.
Gina wyjęła notes.
– O której pan zamyka?
– Codziennie o dwudziestej drugiej, nawet w niedzielę.
– Czy widział pan coś wczoraj wieczorem?
– Słyszałem dudniącą muzykę. Brzmiała, jakby dochodziła stamtąd. – Wskazał las. – Puszczali nowoczesne kawałki, których nie znam, a potem usłyszałem dziwny krzyk lub śmiech. I tyle. Nie zwróciłem na to większej uwagi, bo tak dzieje się przez cały czas.
– Ma pan tu monitoring?
Pokręcił głową.
– Chciałbym, ale nie stać mnie na taki luksus.
– Dziękuję, panie Tallis. Za jakiś czas przyjdziemy pana przesłuchać.
– Muszę złożyć zeznanie?
– To rutynowa procedura.
– Oczywiście. – Splótł dłonie i zaczął wykręcać sobie palce. – To chyba zaczekam, aż ktoś przyjdzie. Czy mogę jeszcze jakoś się
przydać?
Wydawał się dziwnie skory do pomocy. Może zbyt chętny. Gina dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy, aż odwrócił wzrok i spojrzał pod nogi.
– Tak.
– Okej.
Wyjęła z kieszeni portfel, a z niego dwudziestkę.
– Przyniesie nam pan sporo kawy? Mocnej. Byłoby świetnie, gdyby podał ją pan na tacy posterunkowemu przy taśmie. – Wiedziała, że każdemu przyda się nieco pobudzenia. Czuła, że ręce jej drżą. Zastanawiała się, czy kofeina nie byłaby najlepsza w taki dzień jak dziś.
Musiała poradzić sobie z zabójstwem i tymi cholernymi wiadomościami, więc na jej barkach spoczywał podwójny ciężar. Mieli niedzielny poranek, wielu wezwanych na miejsce funkcjonariuszy prawdopodobnie pracowało we wczorajszy wieczór. Na pewno przyda im się kawa.
Odsunął jej rękę.
– Na koszt firmy. Chętnie pomogę.
– Dziękujemy. To bardzo miłe z pana strony. Muszę już iść. – Obróciła się i odeszła kilka kroków, mając nadzieję, że mężczyzna wróci do kawiarni, ale pozostał wpatrzony w nią, aż zeszła z jego parkingu.
Uśmiechnęła się do policjanta przy taśmie i podała mu swoje dane, by zapisał je w formularzu. Na skraju lasu ponownie się obejrzała i dostrzegła, że John Tallis wraca do swojego lokalu. Poczuła niepokój, gdy wkładała dwudziestkę i notes z powrotem do kieszeni, następnie poszła wyznaczoną ścieżką. Przełknęła ślinę, wiedząc, że na jej końcu znajdowało się ciało.
Rozdział 4
– Tutaj, szefowo! – zawołał Jacob.
Machał rękami i skakał ponad krzakami w swoim obszernym kombinezonie ochronnym i czepku zakrywającym zawsze lśniące i uczesane włosy. Wciąż był ranek, a temperatura nadal rosła. Smith rozwijał taśmę policyjną pomiędzy drzewami. Prześlizgnęła się, zanim całkowicie odgrodził teren.
– Czy pozostałe nastolatki wciąż tu są?
Ułatwiliby jej pracę, gdyby pozostali.
– Tak. Jest z nimi Kapoor. O’Connor niedawno się pojawił, a teraz rozmawia z rodzicami niektórych dzieci, którzy dojechali.
Wychyliła się i dostrzegła łysą, błyszczącą głowę detektywa Harry’ego O’Connora oraz posterunkową Jhanvi Kapoor w mundurze. Pomimo obrażeń, które odniosła podczas jednego z poprzednich śledztw, doszła do siebie i zaczęła się przygotowywać do egzaminu na stopień sierżanta. Pomachała Ginie i ruszyła w jej stronę. Jacob odsunął się na bok i zaczął rozglądać po terenie.
– Cześć, szefowo. Rozmawiamy z młodzieżą. Dobrze się czujesz? Gorąco tu. – Pomimo okoliczności Jhanvi Kapoor jak zwykle wyglądała na pełną energii.
Gina nadal nie mogła się nadziwić, jak ta drobna, młoda kobieta z piskliwym głosem i mocnym akcentem z Birmingham mogła być aż taka twarda. Poprzednia sprawa, nad którą pracowała, mogłaby złamać psychikę każdej osoby, ale Kapoor po wyjściu ze szpitala wzięła jedynie tydzień wolnego i zarzekała się, że wróci do pracy o wiele silniejsza. Od razu złożyła też dokumenty na egzamin wymagany do awansu.
– Świetnie, że znów jesteś w ekipie, tak jak Smith. Tylko najlepsi! – Gina naprawdę tak myślała.
Smith i Kapoor pomagali przy niezliczonych sprawach i zawsze byli mile widziani, bo wykonywali ciężką, potrzebną pracę.
– Za nic bym tego nie przegapiła, szefowo. Będzie dobrze, jeśli znowu nie porwie mnie żaden zabójca.
Gina ponownie zastanowiła się, jakim cudem Kapoor miała tak optymistyczne usposobienie. Martwiła się, że trauma być może będzie ją prześladować, pożerać żywcem, manifestować się pod postacią zespołu stresu pourazowego, ale policyjny psycholog zwolnił ją z kolejnych sesji terapeutycznych.
– Wiem, że to twoje pierwsze tak poważne śledztwo od tamtej pory.
Jhanvi spojrzała na nią wielkimi czekoladowymi oczami i uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach.
– Naprawdę nic mi nie jest, szefowo. Już zawsze będę miała kilka blizn na ciele, ale tutaj – wskazała na swoją głowę – wszystko gra.
– Cóż, jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pogadać, wiesz, że moje drzwi zawsze stoją otworem, bez względu na porę dnia i nocy.
– Wiem i dziękuję, szefowo. Jeżeli będę tego potrzebowała, poproszę o pomoc. Obiecuję.
Gina rozumiała, że powinna zamilknąć. Od tamtych wydarzeń próbowała nieco opiekować się Kapoor, ale teraz powinna coraz rzadziej pytać młodszą koleżankę, czy naprawdę dobrze się czuje.
– Tak, lepiej już pójdę. – Jhanvi udała się do obozowiska.
– Świetnie. Przejdźmy dalej. – Gina uśmiechnęła się do Jacoba, wyciągnęła z kieszeni gumkę i związała swoje niesforne włosy, nim zdążyły zwilgotnieć od potu.
– Nie wiem, jakim cudem ona tak świetnie się trzyma. – Jacob zmarszczył brwi.
– Ja też nie. Ale bardzo ją podziwiam. – Gina wzięła kombinezon i włożyła go na czarne spodnie i kremową bluzkę, następne były ochraniacze na buty, rękawiczki i maseczka. Czuła się ospała, a dzień się jeszcze w pełni nie zaczął. – Bernard w pracy?
Bernard Small był kierownikiem techników kryminalistycznych, z którym pracowała przy większości poważnych spraw.
– Tak, już tam jest i ocenia sytuację. Jak zauważyłaś, rozłożono już ścieżkę z płyt. W tej chwili fotografują i filmują.
Gina pierwsza zeszła po skarpie i podążyła ścieżką wydeptaną pomiędzy gęstymi zaroślami i drzewami. Dotarła do płyt. Oboje stąpali ostrożnie, aby nie poślizgnąć się w ochraniaczach na buty.
Harte rozejrzała się po niewielkiej polanie pomiędzy drzewami. Idealne miejsce na imprezę z namiotami. Wszędzie walały się śmieci i puste butelki po alkoholu. Zauważyła zużytą prezerwatywę, dalej kolejną. To, co powinno być pięknym miejscem na łonie natury, do którego mogły chodzić rodziny na spacer, stało się meliną.
Usłyszała klikanie migawki aparatu, więc uświadomiła sobie, że dotarła na miejsce. Bernard Small wyłonił się zza krzaka i wyprostował, osłaniając oczy przed słońcem.
– Cześć, Bernardzie. Gdyby nie te okoliczności, powiedziałabym, że miło cię widzieć.
Skinął jej głową.
– Prawda? Zawsze spotykamy się nad trupem. Chodźcie. – Rozchylił gałęzie, więc Gina i Jacob przeszli za nim do skrzyń na dowody, w których leżały już opisane woreczki z różnymi rzeczami. – Wciąż dokumentujemy, co się da, ale stąd też dobrze widać. Prawdopodobnie minie dłuższy czas, nim będziecie mogli podejść, bo ciało znajduje się w dziwnej pozycji. Nie chcemy zacierać śladów, choćby tych najdrobniejszych, dlatego zachowujemy najwyższą ostrożność. Odsunęliśmy listowie, żeby zrobić zdjęcia i zacząć badać.
Gina stanęła na palcach i zerknęła ponad krzakiem. Zauważyła pracujący zespół. Starała się nie skupiać na tym, jak jej żołądek ścisnął się z powodu wymiocin obok zwłok. Jacob uniósł rękę i pomachał do techniczki Jennifer, na co dziewczyna się uśmiechnęła. Byli już długo w związku i pozdrawiali się czule, ilekroć razem pracowali. Gina opuściła wzrok i dostrzegła jedynie nogi dziewczyny. Większa część jej ciała nadal leżała w krzakach.
– Powiesz mi, co tam widziałeś?
– Tak. Nastolatkę pomiędzy czternastym a osiemnastym rokiem życia – odpowiedział Bernard.
Zgadzało się to ze zgłoszeniem. Naomi Carpenter zidentyfikowała denatkę jako Leah Fenmore, lat szesnaście. Gina poczuła ucisk w gardle. Trudno jej było patrzeć na martwą dziewczynę, ponieważ sama miała córkę. Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak rodzice ofiary zareagują na wieści. Gdyby w krzakach leżała martwa Hannah, Gina zawaliłby się świat.
– Drobna budowa ciała, wzrost około metr sześćdziesiąt. Brązowe włosy do ramion, kolczyk w wardze, ale chyba wolelibyście, żebym przeszedł do sedna.
Jacob pisał w rękawiczkach.
– Tak, prosimy.
– Przyczyna śmierci to prawdopodobnie uduszenie, ponieważ na szyi widać ślady, które wyglądają jak po palcach. – Bernard skinął głową technikowi, który odciągnął gałęzie. – Widzisz sińce, które zaczynają się pojawiać na ciele?
Gina przytaknęła.
– Widzę.
– Ma szeroko otwarte oczy, widać, że popękały w nich naczynka krwionośne. Na podstawie temperatury i stopnia stężenia pośmiertnego określam czas zgonu na pomiędzy pierwszą a drugą w nocy.
– Jakieś oznaki napaści na tle seksualnym?
Bernard cofnął się o krok i przestąpił z nogi na nogę.
– Nie jestem pewien, ale prawdopodobnie w górnej części prawej piersi mamy ślad po ugryzieniu. Zębów nie wbito głęboko w skórę, ale pojawiło się krwawe rozcięcie i siniec. Zyskamy pewność, kiedy zabierzemy stąd ciało i przeprowadzimy autopsję.
Gina wzdrygnęła się na myśl, że ktoś ugryzł tę dziewczynę tak mocno. Jej były mąż Terry gryzł ją czasem podczas seksu i znęcał się nad nią jeszcze bardziej, gdy mówiła mu, że to boli. Wyrzuciła te myśli z głowy. Może ofiara była napastowana seksualnie, a może obrażenia te powstały w wyniku uniesień miłosnych. Nie mogła jeszcze odpowiedzieć na te pytania, a wyciąganie wniosków na podstawie własnych okropnych doświadczeń nie pomoże w śledztwie.
– Widać brzeg dżinsowych spodenek, które mają rozpięte zarówno suwak, jak i guzik.
Gina odwróciła wzrok od ciała.
– Jakieś ślady nasienia?
– Nie byliśmy w stanie stwierdzić, ale jak mówiłem, więcej dowiemy się podczas sekcji.
Zaledwie kilka godzin temu to nie były zwłoki, a żywa, zdrowa dziewczyna. Ginę przeszedł dreszcz.
– A ślady walki?
– Do tej pory nie znaleźliśmy żadnych ran, które mogłyby powstać przy obronie.
To podpowiedziało Ginie, że dziewczyna nie stawiała oporu. Znieruchomiała ze strachu lub coś, co zaczęło się za obopólną zgodą, przybrało fatalny obrót. A może została naćpana?
– Zlecisz badania toksykologiczne, żeby sprawdzić, czy czymś jej nie odurzono? Rohypnolem lub czymś, co może wywołać senność i dezorientację. Chyba wszyscy obecni tu młodzi ludzie pili alkohol.
– Zdajesz sobie sprawę, że badania toksykologiczne potrwają wieki, prawda? – Uniósł rękę do ochraniacza na brodę i podrapał się po podbródku.
– Tak, jak zwykle, ale musimy wiedzieć, czy coś jej podano. Chcę mieć niezbite dowody, czy walczyła z tym, kto ją dusił. Musimy wszystko sprawdzić – urwała. – Daj mi znać, gdy dowiesz się czegoś więcej.
Jacob stanął na kolejnej płycie i notował, ponownie ocierając
czoło.
Bernard pokiwał głową.
– Jasne. – Spojrzał na swoją ekipę i się uśmiechnął. – Jeśli chcecie, możecie już podejść. Tylko nie schodźcie z płyt, chociaż nie sądzę, żebyście zobaczyli tyle, na ile liczycie. Została nieco wysunięta z krzaków. Dziewczyna, która ją znalazła, ciągnęła ją za nogę, bo myślała, że koleżanka śpi.
Bernard miał rację. Zobaczyli jedynie dolną część ciała denatki i jej zwisający język. Mogliby zobaczyć więcej, gdyby odsunięto gałęzie. Dostrzegła coś, co wyglądało jak zaschnięta krew.
– Co jest na tamtej kolczastej gałęzi?
Bernard spojrzał we wskazane miejsce.
– Krew. Dziewczyna, która próbowała wyciągnąć ją z tych krzaków, zraniła się w rękę.
Jennifer pochyliła się i położyła żółty znacznik dowodowy przy kolejnym opakowaniu po chipsach. Cały las usiany był żółtymi tabliczkami, większość stała przy śmieciach.
– Cześć, Jen – przywitał się Jacob, wkładając notes do kieszeni.
– Dobrze się czujesz? – Mimo że Jennifer miała na twarzy maseczkę, Gina widziała, że parzyła na Jacoba z wesołością w oczach.
Policjant pokiwał głową i również się do niej uśmiechnął.
– Na razie. – Wróciła do pracy.
– Jakieś przemyślenia na tę chwilę? – Gina obróciła się do Jacoba, wypowiadając słowa dość głośno, aby usłyszał ją ponad świergotem ptaków.
Piękny, słoneczny poranek na łonie natury został skażony przez śmierć nastolatki. Gina załamywała ręce. Musiała złapać sprawcę, kimkolwiek był, i nie miała czasu do stracenia.
Pokręcił głową.
– Musiała być naprawdę pijana lub nawet odurzona, żeby w ogóle się nie bronić. To znaczy, gdyby mnie ktoś dusił, wpadłbym w szał. – Otarł czoło.
Chociaż kombinezony nie były grube, materiał kleił się Ginie do karku. Wiedziała, że Jacob czuł się równie niekomfortowo.
– Chodźmy do obozowiska, zobaczymy, gdzie spali. Później zdejmiemy kombinezony i pogadamy z Kapoor i O’Connorem, może mają już zeznania świadków. Chcę zobaczyć te nastolatki wraz z rodzicami na posterunku, żeby formalnie ich przesłuchać. Czeka nas trudny dzień, ale musimy wszystko nagrać. Trzeba się dowiedzieć, co te dzieciaki porabiały w nocy. – Rozejrzała się po lesie. – Do tamtych domów da się dojść w kilka minut. – Wskazała na kominy na tle nieba.
– To Oak Tree Walk. Spokojna uliczka, przy której stoi kilka szeregówek.
– Chcę wiedzieć, czy właściciele coś widzieli lub słyszeli. Mieszkają na tyle blisko, że mogli im przeszkadzać hałaśliwi imprezowicze. Może ktoś z nich spacerował wczoraj z psem albo siedział w ogrodzie. Musimy wiedzieć, czy ktoś tu kiedyś dzwonił na policję w sprawie zakłócania ciszy nocnej. Niewykluczone, że regularnie odbywające się tu imprezy kogoś wkurzyły. Możesz zadzwonić na posterunek do Wyre? Może zacznie to sprawdzać, nim wrócimy.
Kiedy dotarli do taśmy, Gina zdjęła maseczkę. Skinęła głową Smithowi, który pilnował, żeby żaden człowiek z psem czy biegacz nie wszedł na miejsce zbrodni i nie zniszczył dowodów. Jacob wyjął telefon, zaczął rozmawiać z detektyw Paulą Wyre. Gina się rozejrzała. Działania policji zawsze przyciągały sporo gapiów, a tutaj tylko taśma powiewała na lekkim wietrze. Nie było jeszcze żadnych dziennikarzy, którzy próbowaliby zrobić dobre zdjęcie czy zadać kilka pytań. Wieści o zdarzeniu rozniosły się już w mediach społecznościowych, więc jak zawsze i o tym zabójstwie będzie głośno.
Jacob się rozłączył.
– Już się za to bierze, szefowo.
– Dobra, sprawdźmy obozowisko i dowiedzmy się, czy zdobyte informacje pomogą nam odnaleźć zabójcę.
Rozdział 5
Caro ziewnęła i uchyliła jedno oko. Obudziła ją matka, która tłukła się na dole. Dziewczyna obróciła telefon, żeby sprawdzić, która godzina. Grubo po jedenastej. Może nie pójdzie do dziadka na niedzielny obiad. Posiłek zwykle był do bani. Trochę okropnego, tłustego mięsa z wodnistym sosem i spora porcja warzywnej papki. Może wciśnie mamie, że jest chora i nie chce zarazić dziadka, zwłaszcza że ten choruje na astmę. Przecież cała rodzina martwiła się jego świszczącym oddechem.
Otworzyły się drzwi jej pokoju, młodszy brat Jake wskoczył na jej łóżko i zaczął podskakiwać na materacu i krzyczeć. Łóżko skrzypiało i uginało się przy każdym jego odbiciu, grożąc zapadnięciem.
– Tata mówi, że za dziesięć minut masz wstać, leniuchu!
Rzuciła w niego poduszką. Ośmiolatek ubrany w ogrodniczki z łatwością uniknął puchowego pocisku. Pobielały jej knykcie, gdy zacisnęła palce na drugiej poduszce i uniosła ją nad głową, gotowa do rzutu.
Jake ze śmiechem pokazał jej język.
– Wynoś się z mojego pokoju, Jake. Wiesz, że nie możesz tu wchodzić bez pukania. Bezczelny gówniarz.
Pokazując język, opluł jej policzek. Zeskoczył z łóżka tak gwałtownie, że aż zadrżała szyba w futrynie okiennej i zagrzechotały żaluzje, a potem poczęstował się czekoladkami, które miała w misce na komodzie. Wepchnął je sobie do przepastnych ust, aż brązowa ślina zebrała się na jego podbródku, po czym skapnęła na dywan. Fuj. Sięgnął po kolejny smakołyk.
Caro wyskoczyła z łóżka, złapała go za rękę na tyle mocno, że aż poczerwieniał na twarzy. Starał się zacisnąć palce na łakociach, więc zaszeleściły opakowania.
– Puszczaj, mały skunksie. Są moje, a ty jesteś obrzydliwy. Idź umyj tę brzydką buźkę!
– To nie fair. Chcę cukierka. To ty masz brzydką gębę.
Wzięła go na ręce i wrzeszczącego wyniosła na korytarz, po czym zamknęła drzwi. Tyle razy się z nim kłóciła, ale zawsze wygrywał, obrzucał ją wyzwiskami i się śmiał.
W tym momencie dobijał się do jej drzwi.
– Wpuść mnie, Caro. Kocham cię, siostrzyczko. Żartowałem. Jesteś tylko trochę brzydka.
– Odejdź.
– Pryszczata.
Niekiedy okropnie go nie znosiła. Potarła pulsujące skronie i spojrzała w lustro stojące na komodzie. Na tafli znajdował się kurz z pudru, więc wytarła go rękawem piżamy, by lepiej się widzieć. Nie było mowy, żeby przyszykowała się w dziesięć minut. Brązowe oczy w kształcie migdałów były podpuchnięte po gwałtownej pobudce. Na jej skórze widać było sporo plam, które musiała zatuszować. Pryszcze od zawsze wychodziły jej, gdy się denerwowała. Nic nie działało na trądzik, blizny robiły się coraz większe. Chciało jej się płakać. Planowała wziąć prysznic, ale nie miała na to czasu. Super, będzie nie tylko kiepsko wyglądać, ale też śmierdzieć.
– Pięć minut, Caro! – zawołał z dołu donośnym głosem tata.
W tej samej chwili rozjaśnił się ekran jej komórki, za moment zrobił to ponownie. Na grupie na WhatsAppie pojawiło się kilka wiadomości. Jedna była od znajomych ze szkoły, druga od przyjaciół z podwórka, a potem jeszcze wyskoczyły powiadomienia z Facebooka i Twittera. Wszystko naraz. Coś się stało, więc musiała to sprawdzić. Otworzyła Twittera i spojrzała na lokalną grupę znajomych.
BellaBoo89xx: OMG! W lesie zamordowano dziewczynę. #ZabójstwoWCleevesford
AJJ1loveheart: @BellaBoo89xx Kto? Znamy ją? #ZabójstwoWCleevesford
OrElsa_: Teraz. Masakra. Wszędzie pełno policji. RIP @Fenny_Leah_
AJJ1loveheart: @Fenny_Leah_ RIP Będziemy tęsknić. Mieliśmy razem WF.
AllyKayBenson: OMG, tylko nie @Fenny_Leah_ To moja przyjaciółka z podstawówki. #KlasaPaniSmith @OrElsa_ Co się stało? Kto ją zabił?
OrElsa_: @AllyKayBenson Jestem w szoku i nie wiem. #MordercaNaWolności
TheMeeganMrs: Imprezowicze mieli po szesnaście lat. Jacy rodzice na to pozwalają? Są cholernie uciążliwi. Zakłócanie porządku na #OakTreeWalk
JimBerryATW: @TheMeeganMrs Święta prawda. Rozwydrzona młodzież. Pewnie chodziło o narkotyki, porachunki gangów czy coś takiego. Im szybciej się wystrzelają, tym lepiej. #OakTreeWalk
OrElsa_: @TheMeeganMrs @JimBerryATW Była moją przyjaciółką, a jej rodzice są cudowni. Czasami nienawidzę ludzi. #DupkiZTwittera
JimBerryATW: @OrElsa_ Dorośnij #PokoleniePłatkówŚniegu
OrElsa_: @JimBerryATW Wal się!!!
WarwickshireHerald: Zeszłej nocy zgłoszono zabójstwo przed @WatersideCafeCleevesford w Cleevesford. Świadkowie proszeni są o natychmiastowe stawiennictwo na posterunku policji.
WatersideCafeCleevesford: @WarwickshireHerald Dzięki za wspomnienie o nas, ale to stało się bliżej #OakTreeWalk U nas nadal otwarte. Spoczywaj w pokoju @Fenny_Leah_ Kondolencje dla rodziny.
Wpisy ciągnęły się w nieskończoność, w niektórych obwiniano rodziców Leah, w innych samą dziewczynę, ale większość to kondolencje. Caro przełknęła ślinę, aby stłumić łzy. Z zamyślenia wyrwało ją pukanie.
– Odejdź, Jake. – Nie chciała się z nim kłócić.
– To ja, mama. Właśnie zadzwoniła do mnie jedna z matek ze szkoły. Mogę wejść? – Nie zaczekała na pozwolenie, tylko ostrożnie otworzyła drzwi i weszła, objęła córkę i otarła jej mokre policzki. – Tak mi przykro, skarbie. Mam nadzieję, że trafi za to do piekła.
Mama nie wiedziała, że Caro również została zaproszona na tę
imprezę, ale odmówiła. Po jej twarzy popłynęły kolejne łzy. Nie mogła złapać tchu, tak mocno szlochała, jej pierś unosiła się wraz z wypływającym z niej smutkiem. Ożyło wspomnienie, które sprawiło, że przestała łkać. Było to coś mrocznego, duszącego, a potem ciemność – tylko to wciąż widziała. Teraz nie czas, by się zastanawiać nad niejasnym wspomnieniem z ostatniej imprezy, w której uczestniczyła. Jedne chwile pamiętała, drugich nie mogła sobie przypomnieć. To właśnie te ostatnie najbardziej ją martwiły.
– Mogę na chwilę zostać sama, mamo? Proszę. – Odsunęła się od pachnącej kwiatami rodzicielki i spojrzała na nią zaszklonymi oczami.
– Dobrze, skarbie. Zejdź, kiedy będziesz gotowa. Zadzwonię do dziadka i powiem, że przyjedziemy później.
– Dzięki, mamo.
Zasmucona kobieta obróciła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Caro pobiegła do szafki nocnej i otworzyła szufladę. Zanotowała informację, która jej się przypomniała – wyłaniający się z ciemności przebłysk światła. Spojrzała na notatki, w których nadal brakowało wielu wspomnień. Musiała szybko wypełnić te luki. Piknął jej telefon. Powiadomienie ze Snapchatu.
Piśnij choć słówko, a zginiesz następna!
Napis zniknął z ekranu, a Caro przeszedł niekontrolowany dreszcz. Upuściła długopis i notes, po czym otarła łzy.
Kto pragnął jej śmierci?