Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Ta noc zmieniła wszystko - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
28 października 2025
11,99
1199 pkt
punktów Virtualo

Ta noc zmieniła wszystko - ebook

Był tak seksowny, że złamała swe zasady i spędziła z nim namiętną noc. Gdy rano zniknął, nie sądziła, że go jeszcze spotka. Odnalazła go, gdy się okazało, że zostaną rodzicami. Ucieszył się na jej widok i zaoferował wszelką pomoc. Kiedy jednak zaczął obsypywać ją luksusowymi prezentami, uznała to za zamach na jej niezależność i odsunęła się od niego, chociaż pożądała go do szaleństwa...

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-291-2390-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- No no. – Pełen podziwu ton Shari był zwykle zarezerwowany dla idealnego risotto czy doskonale przyprawionego gulaszu. – To dom dla gości? Zazdroszczę im. – Rzuciła na podłogę worek marynarski i ruszyła naprzód.

Mia Zane zdjęła plecak i torbę medyczną z ramienia i rozejrzała się. Wiedziała, że ośrodek wypoczynkowy na farmie Climbing W należy do najbardziej popularnych w stanie, ale dom okazał się wyjątkowo luksusowy. Zobaczyła podłogę z twardego drewna, sklepiony sufit, kamienny kominek, bogato zaopatrzony stojak na wino i wielkie łóżko z baldachimem oraz luksusową kołdrą.

- Jest wanna z hydromasażem! – zawołała Shari z łazienki. – Nie wierzę, że ktoś ci za to zapłacił.

- Tylko za jedną noc. – Później Mię czekały noclegi w namiocie i śpiworze. Zamieni lekarski fartuch na dżinsy i będzie pracować przy spędzie zwierząt będącym jednocześnie atrakcją turystyczną. Była ciekawa, czy szef spędu Alonzo Boone zaoferowałby nocleg w luksusowym domku każdemu weterynarzowi, czy może ona zawdzięcza to temu, że jej ojciec był jego starym kumplem od pokera.

Shari wyszła z łazienki, trzymając w rękach kilka zielonych buteleczek.

- Kosmetyki jak w salonach spa.

- Weź sobie wszystko, co masz ochotę wypróbować, poza kremem z filtrem. – Mia wzięła z sobą krem ochronny, zawsze sumiennie dbała o ochronę swojej jasnej skóry, ale nie zaszkodzi mieć coś na zapas. – Możesz też wziąć butelkę wina. Przynajmniej tak ci się odwdzięczę za to, że mnie tu podwiozłaś. I zgodziłaś się opiekować moim domem.

- I dokończyłam za ciebie pakowanie, kiedy rano wezwali cię do pracy. – Shari się uśmiechnęła. – Jestem najlepszą przyjaciółką.

- To prawda. – Dorastając z trzema starszymi braćmi, Mia często żałowała, że straciła siostrę. Spotkanie z Shari Freeman na lunchu dla lokalnych biznesmenów było najlepszą rzeczą, jaka mogła jej się przydarzyć. Trudno mówić o rodzinnym podobieństwie między rudowłosą kobietą o pełnych kształtach i drobną ciemnoskórą szefową kuchni, za to były bratnimi duszami.

- Skoro mowa o pracy, powinnam zadzwonić do doktora Kline’a i dowiedzieć się, co słychać.

Weterynarz z sąsiedniego okręgu zadzwonił do Mii w sprawie pilnego przypadku porażenia krtani, ponieważ miała w tej kwestii więcej doświadczenia. Był wdzięczny za jej chirurgiczne umiejętności, a ona jemu za dodatkowy dochód. Była zdeterminowana, by uratować swoją klinikę, gdzie zajmowała się małymi i dużymi zwierzętami. Dodatkowi pacjenci i spęd bydła to kroki we właściwym kierunku, nie naprawią jednak skutków malwersacji Drew.

- Oj, znam to spojrzenie. Nie trać energii na myślenie o swoim byłym, bo to drań – przestrzegła Shari.

- Wyleczyłam się z Drew. Ale nigdy nie przestanę myśleć o tym, jak skrzywdził klinikę. – Co za ironia, że jej ojciec i bracia z ulgą przyjęli jej zaręczyny, cieszyli się, że ktoś się nią zaopiekuje.

- Z kliniką wszystko się ułoży. Będzie lepiej niż do tej pory. Ilu weterynarzy przed trzydziestką cieszy się takim uznaniem jak ty? Uwierz mi, dasz radę. – Shari zmrużyła oczy. – A jeśli ten sukinsyn postawi nogę w Kolorado…

- Moi bracia poczęstują go pięścią.

- Jeśli ja nie będę pierwsza.

Mia zaśmiała się. Shari na bosaka liczyła niespełna metr sześćdziesiąt wzrostu, ale tylko głupiec by z nią zadzierał.

- Co ja bym bez ciebie zrobiła?

- Zaharowałabyś się, zapominając o jedzeniu. Twoje życie beze mnie byłoby mniej zabawne. Pamiętasz jeszcze, co to jest zabawa?

Mia zignorowała wciąż powracającą sugestię, że jej życie składa się wyłącznie z pracy.

- Obie wiemy, że to mi nie grozi. Mam szczęście, że jeszcze dopinam się w tych dżinsach.

- Wymiatasz w nich. Znalazłabym z dziesięciu facetów na tym ranczu, którzy przyznaliby mi rację. Prawdę mówiąc… - Nagły błysk w oczach przyjaciółki kazał jej zamilknąć.

- Jeszcze raz dzięki za podwiezienie – rzekła Mia. – Muszę iść pogadać z Alonzem i zbadać ciężarne jałówki.

- Jasne, ale nie zapomnij czasem wyjść z kliniki. Wykorzystaj to do poznania nowych ludzi. Baw się dobrze.

- Nie jestem na wakacjach, Shari. Jestem tu zawodowo. – Mówiąc to, słyszała, że jest spięta. Może Shari ma rację. Choć klinika stanowi jej priorytet, dobrze byłoby się zrelaksować i naładować baterie, by pracować jeszcze ciężej.

Shari szukała czegoś czegoś w telefonie.

- Rozrywka: rzeczownik oznaczający przyjemność albo zabawę – przeczytała, patrząc na ekran.

- Okej, rozumiem. Obiecuję, że w tym tygodniu będę się dobrze bawić. – Spędzi czas na powietrzu w czerwcowym słońcu, wykonując wymarzoną pracę. Mimo stresu związanego z koniecznością odbudowania finansów nie żałowała, że otworzyła własną klinikę weterynaryjną.

Shari skinęła głową z aprobatą.

- W takim razie w porządku. Wracam do ciebie przytulić trójkę kotów. Jedna rzecz mi się nie podoba w moim skądinąd idealnym mieszkaniu: zakaz trzymania zwierząt domowych. Na szczęście u ciebie jest inaczej.

- Tylko ich za bardzo nie rozpuść.

- Niczego nie obiecuję – Shari puściła do niej oko i odwróciła się do drzwi. – Widzimy się za tydzień.

Gdy Mia została sama, wyjęła telefon, by zadzwonić do doktora Kline’a. Najpierw jednak wysłała esemesa do przyjaciółki: „Napisz do mnie, jak dotrzesz na miejsce”. Wciąż była zdenerwowana po drobnym wypadku samochodowym, jaki jej się zdarzył podczas ulewy w zeszłym miesiącu. Chwilę po wysłaniu wiadomości dostała od Shari emotikon uniesionych kciuków i zrzut ekranu słownikowej definicji dobrej zabawy.

- Nie bierz tego do siebie. Jesteś świetna, po prostu mnie w tym momencie życia nie powinno tu być. – Jace Malone uśmiechnął się przepraszająco i poklepał Yenefer.

Młoda klacz cicho zarżała, zapewniając go, że nie czuje się urażona.

- Powiem tak, Yen. Jesteś chyba najlepszym słuchaczem, jaki mi się trafił. – Zdecydowanie lepszym niż starsi bracia Jace’a, odkąd wrócił do Kolorado. Jeszcze kilka tygodni temu zatrudnienie się na ranczu Climbing W wydawało mu się pierwszym krokiem do naprawy stosunków z braćmi. Teraz zastanawiał się, czy nie traci czasu.

To nie strata czasu, jeśli udowodnię dziadkowi Harry’emu, że się zmieniłem. Wszystko w życiu mu zawdzięczał. Harrison Malone był jedyną osobą, która wytrwale wierzyła w Jace’a po tym, jak…

Nie. Niczego by w swoim życiu nie zmienił, więc nie ma sensu rozgrzebywać przeszłości. Powinien skupić się na przyszłości, pogodzić się z rodziną i zająć należne mu miejsce w Malone Energy. W Teksasie wiele się nauczył i wrócił do domu z głową pełną pomysłów na modernizację firmy. Bracia jednak nie chcieli jego pomocy. Heath, średni z braci i dyrektor finansowy Malone Energy, nazwał jego pomysły „naiwnym kombinowaniem”, które mogłoby mieć negatywny wpływ na pracowników.

- Musimy troszczyć się o ludzi – dodał Reed. – Ale czemu ty miałbyś się przejmować konsekwencjami? Wszystko dostałeś na tacy.

Jakby Jace nie znosił konsekwencji swojego postępowania dzień w dzień przez minione jedenaście lat!

- Urodziłeś się tak samo bogaty i uprzywilejowany jak ja.

- Heath i ja w wakacje ciężko pracowaliśmy. Zarabialiśmy na studia. Za twój college zapłacił Harry, a kiedy sobie nie poradziłeś, załatwił ci robotę, którą rzuciłeś.

Wyłącznie z powodu wątpliwości dotyczących etyki pracy tamtej firmy naftowej.

Jace nie był już smutnym nastolatkiem ani nadużywającym alkoholu studentem, ale bracia nie chcieli dać mu drugiej szansy. Nawet dziadek był sceptyczny. Choć z entuzjazmem powitał Jace’a w Triple Pine, ogromnym luksusowym ranczu rodziny Malone’ów, z zakłopotaniem przyznawał, że byłoby chyba lepiej, gdyby Jace nie zasiadał w zarządzie firmy. Jace postanowił jednak udowodnić swoją wartość. Gdyby porzucił nadzieję na dołączenie do Malone Energy, tym bardziej widzieliby w nim człowieka, który łatwo się poddaje.

Jego cel nie uległ zmianie, zatrudnił się jednak jako robotnik na ranczu, nie korzystając z kontaktów ani poleceń rodziny, by pokazać, że nie obawia się ciężkiej pracy.

- I tak się tu znalazłem, Yen. Powinienem wprowadzać firmę w nową erę, a zamiast tego gadam z koniem. – Dał klaczy lucernę, częściowo dlatego, że dobrze sobie radziła podczas szkolenia podkuwacza koni tego popołudnia, a częściowo dlatego, że cenił jej towarzystwo pozbawione ocen i komentarzy.

- Skończył pan, panie Malone? – Chudy robotnik, który nie wyglądał na swoje dwadzieścia lat, podszedł z drugiej strony ogrodzenia. – Boone chce, żeby pan mu pomógł.

- Tak, już tu kończę. – Jace odwiązał Yen. – Levi, już ci mówiłem, żebyś nie zwracał się do mnie panie Malone.

- Przepraszam, panie Malo… Przepraszam.

Jace westchnął. Tylko dwóch mężczyzn na ranczu znało jego prawdziwą tożsamość. Niestety jednym z nich był Levi, który mieszkał z innymi robotnikami i niechcący mógł go zdradzić. Zwłaszcza że udawanie kiepsko mu wychodziło.

- Mów do mnie po prostu JT.

Nie używał tu nawet imienia, inicjały pomagały mu zdystansować się od sławnej w okolicy rodziny. Alonzo Boone wiedział, kim jest Jace, ale doświadczony szef spędu był zbyt szorstki, by się komuś podlizywać, nawet miliarderowi. Levi otrzymywał stypendium od Malone’ów i rozpoznał Jace’a z rodzinnych zdjęć.

- Powiedz Boonowi, że zaraz będę. Odprowadzę tylko Yen do stajni.

- Tak, panie Mal… JT.

Cóż, to jakiś postęp.

Ruszył w stronę stajni. Nie spodziewał się tam nikogo zastać, większość robotników była zajęta pełnymi turystów autokarami, które właśnie przyjeżdżały. Tymczasem obok stajni stała rudowłosa kobieta. Jej włosy połyskiwały w promieniach słońca. Związała je w koński ogon, ale wiatr zwiewał kosmyki na twarz, czasem ją zasłaniając.

Gdy znalazł się bliżej, zobaczył, że kobieta rozmawia przez telefon. Była wyjątkowo piękna, miała około metr siedemdziesiąt wzrostu. Jedną stopę oparła na niższym szczeblu ogrodzenia, obcisłe dżinsy podkreślały zgrabne biodra. Chętnie pomógłby jej dosiąść konia, miałby pretekst, by jej dotknąć.

Z kim tu przyjechała? Goście rzadko obserwowali spędy w pojedynkę. Czy jest tu z przyjaciółmi, którzy chcieli „doświadczyć autentycznego Zachodu”? A może z kolegami z pracy na wyjeździe integracyjnym? A może będzie spała z kochankiem pod gwiazdami? Na tę myśl zacisnął zęby. Zresztą tak czy owak była poza jego zasięgiem.

Miałby uwieść klientkę, która płaci za pobyt? Nie, do diabła. Boone wyrzucał robotników z pracy za mniejsze przewinienia. Byłoby to nieprofesjonalne i potwierdziłoby słuszność braci, którzy nie mieli wobec niego wielkich oczekiwań. Yen dotknęła głową jego ramienia i zarżała.

Jace wiedział, że prosi o kolejny przysmak, ale zdawało mu się, że wyraża mu współczucie.

- Dzięki, kochana. Trzymanie się od niej z daleka będzie… - Trudne to niedopowiedzenie. Nie może jednak zaszkodzić sobie przez nierozważny romans. Nawet z kobietą, która na oko była tego warta.

Wiatr utrudniał Mii słuchanie rozmówczyni, ale śmiech Shari trudno było pomylić z czymś innym.

- Dobra, przyłapałaś mnie. Wrzuciłam ci do bagażu kilka dodatkowych rzeczy. Operowałaś, więc sama podjęłam decyzję. Nie musisz mi dziękować.

Mia westchnęła.

- Nie chcę wyjść na niewdzięczną, ale starałam się nie brać zbyt wielu rzeczy i…

- Koronkowy czerwony stanik nie waży dużo.

Nie chodziło o stanik, w worku marynarskim Mia ze zdumieniem znalazła jedwabną koszulę nocną i obcisłą sukienkę do kolan.

- Nie musisz zabierać tych rzeczy na spęd – podjęła Shari. – Zostaw je w domku gościnnym. Ja tylko dałam ci wybór. Małe przypomnienie, że życie to nie tylko operacje.

- Ale…

- Rozumiem. Klinika jest dla ciebie tak ważna jak dla mnie moja knajpa. Ale czasami trzeba się zatrzymać i powąchać polne kwiaty.

Akurat po lewej stronie padoku znajdowała się łąka pełna żółtych i fioletowych kwiatów. Czy to smutne, że dostrzegła je dopiero w tym momencie? Są ludzie, którzy mają szczęście pracować w takiej scenerii, z białymi chmurami na błękitnym niebie i zapierającymi dech górami w tle.

Dostrzegła też najseksowniejszego kowboja, jakiego widziała w życiu. Patrzył na nią.

Zaraz, skąd on się tu wziął? Zamrugała. Przez ułamek sekundy zastanowiła się, czy kowboj o szerokich ramionach, który prowadził kasztanowego konia, to halucynacja wywołana brakiem snu i stresem. Nie, to nie jest halucynacja. Zamiast zniknąć, mężczyzna się do niej zbliżał.

- Rozmowa przez telefon polega na tym – podjęła Shari żartobliwie, kiedy cisza się przeciągała – że najpierw ja coś mówię, później ty…

- Przepraszam. – Mia zdała sobie sprawę, że gapi się na nieznajomego.

Na powitanie dotknął kapelusza i lekko się uśmiechnął.

- Muszę kończyć. – Chciała powiedzieć przyjaciółce o kowboju, ale jedyną rzeczą bardziej żenującą niż gapienie się na niego byłoby, gdyby słyszał, jak go opisuje.

A był cudownie niechlujny, z lekkim zarostem i w znoszonych dżinsach. Podwinął rękawy kraciastej koszuli, odsłaniając umięśnione ręce. Włosy miał ciemniejsze od czarnego kapelusza, który nosił. Z tej odległości nie widziała koloru oczu, czuła za to, że jego spojrzenie jest gorętsze niż letnie słońce. Przeniosła wzrok na łąkę i zniżyła głos do szeptu.

- Idzie do mnie jakiś facet.

- Czemu mówisz tak dziwnie? Coś ci grozi?

- Co? Nie. On tylko…

- Aha.

Do diabła. Czasami to fatalnie, gdy przyjaciółka zna cię tak dobrze.

- To ekscytujące – rzekła Shari. – Przyślij mi fotkę.

- Obie wiemy, że to niemożliwe.

- Cóż, to podaj mi szczegóły. Jak wygląda?

Mia zaryzykowała i zerknęła w jego stronę. Ich oczy się spotkały. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej. W odpowiedzi też się uśmiechnęła. Wyglądał, jakby umiał się bawić.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij