Tajemnica greckiego milionera - ebook
Tajemnica greckiego milionera - ebook
Daisy Cassidy pokochała Lea od momentu, gdy przekroczył próg kawiarni, w której była kelnerką. Niewiele jej o sobie powiedział, jedynie to, że pracuje w sklepie. Daisy jest zachwycona, gdy miesiąc później zaprasza ją na przyjęcie. Chce zobaczyć jego dom i poznać przyjaciół. Nie spodziewa się, że tego wieczoru jej świat legnie w gruzach. Odkrywa, że Leonidas Niarxos jest milionerem, a wśród gości rozpoznaje prawnika, przez którego jej ojciec trafił do więzienia, gdzie wkrótce zmarł. To Leo wniósł oskarżenie. Zszokowana Daisy ucieka z przyjęcia. Nie zamierza mówić Leonidasowi, że spodziewa się jego dziecka…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7922-2 |
Rozmiar pliku: | 609 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dłużej już nie mógł tego uniknąć. Musiał powiedzieć jej prawdę.
Leżąc w łóżku, Leonidas Niarxos wyjrzał przez okno. Za rzeką, po drugiej stronie mostu drapacze chmur na Manhattanie lśniły na tle fioletu i różu wschodzącego słońca. Biorąc głęboki wdech, spojrzał na kobietę śpiącą w jego ramionach. Od czterech tygodni rozkoszował się najbardziej ekscytującym romansem swojego życia. Po latach przelotnych, nic nieznaczących relacji z kobietami o sercach równie zimnych, jak jego własne, Daisy Cassidy była niczym płomień. Ogrzewała go. Rozpalała. Obiecywał sobie, że zakończy ten romans. Wyjawi jej, kim naprawdę jest. Ale zwlekał z tym, zawsze pragnąc jeszcze jednej nocy więcej. Nawet teraz, po całej nocy miłości, wciąż jej pragnął. Kiedy patrzył na nią, wtuloną w niego z taką ufnością, jego silna wola słabła. Może mógłby odłożyć swoje wyznanie o jeden dzień? Do jutra?
Nie, musiał to zakończyć. Daisy się w nim zakochiwała. Widział to w jej ślicznej twarzy i świetlistych zielonych oczach. Wierzyła, że był Leem Gianakosem, porządnym, miłym mężczyzną. Ideałem, tak go nazwała. Myślała, że był ekspedientem bez grosza przy duszy. Kłamstwa, same kłamstwa.
Może gdyby zabrał ją do swojej wartej pięćdziesiąt milionów dolarów rezydencji na Manhattanie i zaoferował jej życie w luksusie, to załagodziłoby cios? Ale czy miłość albo pieniądze mogły sprawić, że Daisy wybaczy mu to, co zrobił? Kiedy wyjawi jej swoje prawdziwe nazwisko, jedyne, co będzie do niego czuła, to nienawiść. Zyskiwał tylko na czasie.
Westchnęła w jego objęciach. W szarości świtu dostrzegł trzepot jej ciemnych rzęs. Musiał jej to powiedzieć. Teraz. Mieć to już za sobą. Dla jej dobra. I dla własnego.
– Daisy – powiedział cicho. – Obudziłaś się?
Przeciągając się, Daisy zamrugała. Ciało miała rozkosznie obolałe po kolejnej miłosnej nocy. Czuła się fantastycznie. Kochana. Zakochana. Ale czy wpadła także w kłopoty?
Jej niedorzeczne obawy już zrujnowały ich wczorajszą randkę, kiedy Leo wpędził się w koszty, zabierając ją do wytwornej francuskiej restauracji w Williamsburgu. Czuła się tam okropnie. Nie tylko bała się użyć złego widelca i krępowało ją wytworne otoczenie, ale prześladowało ją też okropne podejrzenie. Czy mogła być w ciąży?
– Daisy? – Leo objął ją muskularnym ramieniem.
– Dzień dobry. – Odsuwając od siebie obawy, spojrzała na niego z uśmiechem.
Zawahał się.
– Jak ci się spało?
Posłała mu szelmowski uśmieszek.
– Spało?
Odpowiedział jej uśmiechem i jego spojrzenie powoli opadło na jej usta, szyję i ledwie zakryte prześcieradłem piersi. Musnął dłonią jej brzuch, a ona znowu zaczęła się zastanawiać, czy mogła być w ciąży. Nie. Zabezpieczali się przecież, nawet tamtej pierwszej szalonej nocy cztery tygodnie temu, kiedy odebrał jej dziewictwo. Ale kiedy jej dotykał, piersi miała dziwnie uwrażliwione i wezbrane.
Odsunął się od niej, wzdychając.
– Daisy, musimy porozmawiać.
Bardzo nie chciała tego usłyszeć. Czyżby odgadł jej obawy?
Przełknęła nerwowo.
– O czym?
– Muszę ci o czymś powiedzieć. – Spojrzał jej w oczy. – To ci się nie spodoba.
Wpadła w panikę. Co właściwie o nim wiedziała? Poprzedni rok był dla niej piekłem, a wtedy w jej życiu cudownym zrządzeniem losu pojawił się Leo Gianakos, ze swoimi ciemnymi oczami, opalenizną i uśmiechem jak milion dolarów. Zapierał dech swoją męską urodą, szerokimi ramionami i doskonale skrojonym garniturem. Na pierwszy rzut oka wiedziała, że był o tysiące mil oddalony od jej ligi. A jednak jakimś cudem wylądowali razem w łóżku. Odtąd spędzali razem niemal każdą noc, ilekroć nie pracowała. Ale tak naprawdę niewiele o nim wiedziała. Nie miała pojęcia, gdzie pracował ani gdzie mieszkał. Zawsze unikał osobistych pytań. Wmawiała sobie, że istniało mnóstwo ku temu powodów. Może dzielił maleńkie zaszczurzone studio z trzema współlokatorami i był tym skrępowany? Nie każdy miał zamożnego przyjaciela artystę, tak jak ona, który prosił o opiekę nad swoim mieszkaniem. Gdyby nie hojność Francka, Daisy także mieszkałaby z kimś na spółkę. O nic go nie wypytywała, bo byli szczęśliwi i to jej wystarczyło. Teraz jednak po raz pierwszy przyszła jej do głowy straszna myśl. A co, jeśli…?
– Jesteś żonaty? – wypaliła, a serce podeszło jej do gardła.
Zamrugał, a potem zaśmiał się cicho.
– Gdybym miał żonę, czy byłbym teraz w łóżku z tobą?
– Jesteś?
Prychnął.
– Nie. Nie jestem żonaty. A tak na marginesie, nie zamierzam być. Nigdy. Nie w tym rzecz.
Wpatrywała się w niego. Ulżyło jej, że nie był żonaty, ale…
– Tak niewiele o tobie wiem – powiedziała cicho. – Nie wiem, gdzie pracujesz ani gdzie mieszkasz. Nie poznałam jeszcze twojej rodziny ani przyjaciół.
Leo odrzucił pościel i wstał gwałtownie z łóżka. Nie patrząc na nią, schylił się i zaczął sią ubierać.
– Naprawdę chcesz zobaczyć, gdzie mieszkam? To ma aż takie znaczenie? – spytał w końcu.
– Oczywiście, że ma. – Usiadła na łóżku, podtrzymując jedną ręką prześcieradło na piersi, drugą wskazując na przestronną sypialnię z widokiem na Manhattan. – Myślisz, że mieszkałabym w takim miejscu jak to, gdyby nie ulitował się nade mną stary przyjaciel mojego ojca? Więc proszę, nie bądź skrępowany, bez względu na to, jakie jest twoje mieszkanie. A co do twojej pracy, jaka by nie była, zawsze będę cię uważała za ideał!
Leo stal nieruchomo i wpatrywał się w nią. Uświadomiła sobie, że zamierzał z nią zerwać. Widziała to w jego ponurej minie, w zaciśniętych ustach. Wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Był od niej dziesięć lat starszy i przystojny jak grecki bóg. Nigdy nie mogła zrozumieć, co takiego w niej zobaczył tamtego dnia, kiedy się poznali. Jak źle ubrana, niezbyt interesująca kelnerka z Brooklynu mogła przyciągnąć uwagę mężczyzny takiego jak Leo Gianakos? A jeśli zaszła w ciążę…?
Leo westchnął głęboko.
– Chciałabyś przyjść do mnie? Teraz? A wtedy… porozmawiamy.
Głos miał tak nienaturalny, że dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że zapraszał ją do siebie, a nie zrywał z nią.
– Jasne. – Uświadomiła sobie, że się uśmiecha. Nie chciała, by wiedział, że się w nim zakochiwała. Spotykali się dopiero od miesiąca. Nie miała wielkiego doświadczenia w romansach, ale wiedziała, że było za wcześnie na takie wyznania. Odwracając twarz, wstała z łóżka.
– Wezmę prysznic…
Czuła na sobie jego spojrzenie, kiedy przeszła nago przez luksusową sypialnię. Wchodząc do łazienki, rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zanim zdążyła odkręcić wodę w ogromnej kabinie prysznicowej, Leo dopadł do niej, pozbywszy się już ubrań. Wyrwała mu się, śmiejąc się, i pociągnęła go pod gorący, parujący strumień wody. Przyciskając ją do gorącej, mokrej ściany wyłożonej kafelkami, pocałował ją namiętnie. Na brzuchu wyczuwała jego erekcję, ale nagle oderwał się od niej z gniewnym pomrukiem.
– Nie mam prezerwatywy – mruknął.
Kiedy zakręcił wodę i delikatnie wycierał ją grubymi ręcznikami, Daisy nerwowo się zastanawiała, czy nie było już za późno na tę ostrożność.
Wziął ją za rękę i pociągnął do łóżka. Znowu kochał się z nią delikatnie i czule, po całej nocy miłosnych igraszek. Wmawiała sobie, że to miłość sprawiła, że jej piersi wydawały się takie ciężkie, a sutki tak wrażliwe, że jęczała, kiedy je ssał. Istniało mnóstwo przyczyn, dla których jej miesiączka, zwykle tak przewidywalna, opóźniała się już dwa tygodnie…
Kiedy leżeli potem w zmiętej pościeli, Leo objął ją mocniej.
– Nie chcę cię stracić – powiedział cicho.
– Stracić mnie? – Spojrzała na niego. – Dlaczego?
Roześmiał się ponuro.
– Chodźmy do mnie. Tam porozmawiamy.
– O czym?
– O… mnie.
Poważny wyraz twarzy, z jakim się ubierał, przeraził ją. Nerwowo wciągnęła na siebie ubranie.
– Dzisiaj nie pracuję. A ty?
– Mogę się spóźnić – powiedział z roztargnieniem.
– Nie zwolnią cię z pracy?
– Zwolnią? – wydawał się rozbawiony. – Nie.
Kiedy wychodzili z jej mieszkania, przytrzymał jak zwykle dla niej drzwi. Zawsze zachowywał się wobec niej z galanterią. Kiedy była młodsza, a nawet teraz, kiedy miała dwadzieścia cztery lata, chłopcy w jej wieku zawsze chcieli szybkich, niezobowiązujących randek, nie przejmując się staromodnymi uprzejmościami, takimi jak otwieranie przed dziewczyną drzwi, przynoszenie jej kwiatów, prawienie komplementów czy nawet pojawianie się na czas. Nic dziwnego, że zanim spotkała Lea, nadal była dziewicą. A z nim poszła do łóżku już pierwszej nocy.
Teraz, kiedy wyszli z budynku w październikowy poranek, zerknęła na niego kątem oka. Powinna być podekscytowana, że zabierał ją do siebie. Ale miała jakieś złe przeczucia. O czym chciał z nią rozmawiać? I który z jej własnych sekretów wyjdzie na jaw? To, że się w nim zakochała? Że mogła być w ciąży? A może to, że była córką skazanego przestępcy?
Skręciła w stronę najbliższej stacji metra, dwa bloki dalej, ale ją zatrzymał.
– Pojedźmy samochodem – wydawał się spięty.
Pokręciła głową.
– Znowu chcesz tracić pieniądze po tym, jak szarpnąłeś się na ekstrawagancką kolację wczoraj wieczorem? Metro najzupełniej wystarczy. Nie musisz mi imponować. I bez tego jesteś ideałem.
Za jego plecami rozległ się jakiś pisk.
– Słyszałeś to? – Rozejrzała się. – To brzmi jak płacz dziecka.
– To nic takiego.
Zmarszczyła czoło. To był cichy płacz, a może skomlenie. Odwróciła się w stronę zaułka.
– Dokąd idziesz? – spytał.
– Muszę się upewnić…
– Daisy, to nie jest twój problem…
Ale ona już szła w głąb zaułka i tylko mgliście zdawała sobie sprawę, że Leo pozostał z tyłu. Zobaczyła worek na śmieci spoczywający na szczycie śmietnika. Dźwięk wydawał się pochodzić właśnie stamtąd. Poruszał się. Usłyszała słabe skomlenie, a potem skowyt.
– Daisy, nie rób tego – zawołał Leo ostro. – Nie wiesz, co to jest.
Ale ona już sięgała po worek. Prawie nic nie ważył. Kładąc go ostrożnie na asfalcie, rozwiązała sznurek. To był szczeniaczek, kundelek o złocistym umaszczeniu, może dwumiesięczny, wiercący się i płaczący. Pogłaskała go czule.
– To piesek! Kto mógł zostawić szczeniaka w śmietniku?
– Ludzie potrafią być potworami – mruknął Leo.
Spojrzała na niego oszołomiona. Ale szczeniaczek zaskomlał, delikatnie liżąc jej rękę i absorbując całą jej uwagę.
– Chyba wszystko z nią w porządku – powiedziała, gładząc zwierzaczka. – Ale zabiorę ją do weterynarza, żeby się upewnić. – Spojrzała na Lea. – Pójdziesz tam ze mną?
Miał ponurą minę.
– Do weterynarza? Nie.
– Bardzo cię przepraszam. Czy możemy się spotkać później? Pokażesz mi swoje mieszkanie dziś wieczorem?
– Wieczorem urządzam imprezę. – Zacisnął zęby.
Rozpromieniła się.
– Super! Bardzo chcę poznać twoich przyjaciół.
– Świetnie – powiedział krótko. – Wyślę po ciebie samochód o siódmej.
– Mówiłam, że samochód nie jest potrzebny…
– Włóż sukienkę koktajlową – przerwał jej.
– Dobrze. – Próbowała sobie przypomnieć, czy miała taką sukienkę. Trzymając ostrożnie szczeniaczka w ramionach, stanęła na palcach i pocałowała zarośnięty policzek Lea. – Dzięki za zrozumienie. Zobaczymy się na twoim przyjęciu.
– Daisy…
– Tak?
Czekała, ale nie dokończył. W końcu powiedział zduszonym głosem:
– Do zobaczenia wieczorem.
I odwrócił się. Patrzyła, jak kroczył ulicą z rękami w kieszeniach. Dlaczego tak dziwnie się zachowywał? Czy aż tak się wstydził tego, gdzie mieszkał?
Szczeniak w jej ramionach zaskomlał cichutko. Obróciła się na pięcie i ruszyła do gabinetu weterynarza, prowadzonego nieopodal przez jednego z przyjaciół jej ojca.
– Panie doktorze, to nagły przypadek…
Weterynarz rzucił okiem na maleństwo i zaprosił ją do gabinetu. Po badaniu stwierdził, że suczka była tylko lekko odwodniona, a poza tym dobrze się miała.
– Ktoś chciał się jej pozbyć – powiedział doktor Lopez. – Na szczęście noc nie była chłodna, bo inaczej…
Daisy zadrżała. Serce jej pękało na myśl, że ktoś porzucił niewinnego szczeniaczka, by zdechł w reklamówce. Ludzie potrafią być potworami, Leo miał rację. Wystarczyło, że sobie przypomniała tamtych okropnych prawników, którzy podstępnie wpędzili jej niewinnego ojca do więzienia. Dostał tam udaru i umarł…
– Jak ją nazwiesz? – spytał weterynarz, odrywając ją od tych myśli.
Zamrugała.
– Ja?
– Jest teraz twoim psem, prawda?
Spojrzała na szczeniaczka. Nie mogła go przygarnąć. Nie miała własnego mieszkania, a Franck Bain miał wrócić niedługo z Europy. Będzie musiała poszukać nowego lokum. Z jej skromnymi dochodami nie było jej stać na wynajęcie czegoś samodzielnie. Pomyśleć, ile kosztowała sama tylko karma dla psa… Ale ktoś zostawił pieska, by głodował. Słodkiego kundelka, który potrzebował tylko pełnego miłości domu. Niepewnie wyciągnęła rękę i delikatnie pogłaskała łepek suczki. Patrzyła na nią wielkimi ciemnymi oczami i lizała jej dłoń maleńkim szorstkim językiem.
– Ma pan rację. Zatrzymam ją – powiedziała cicho.
Doktor Lopez próbował machnąć na to ręką, ale Daisy uparła się, że mu zapłaci. Nie mogła bez końca korzystać z pomocy przyjaciół ojca. Już wystarczająco złe było to, że tak długo mieszkała u Francka. Nawet jeśli upierał się, że to ona robi mu przysługę, opiekując się jego mieszkaniem. Zastanawiała się, czy siwowłosy artysta nadal będzie tak myślał, kiedy odkryje, że sprowadziła do domu szczeniaka.
Wychodząc od weterynarza w osiedlowym sklepiku, kupiła karmę dla szczeniaków i inne artykuły dla zwierząt. Do koszyka po chwili wahania wrzuciła też ukradkiem test ciążowy. Musiała sobie udowodnić, że jej obawy były niedorzeczne.
Przyniosła sunię do domu i nakarmiła ją.
– Jak ktoś mógł cię wyrzucić?– wyszeptała, głaszcząc ją. – Jesteś ideałem.
W końcu, zbierając się na odwagę, zostawiła pieska drzemiącego na dywanie przed kominkiem i poszła do łazienki wykonać test ciążowy. Chciała mieć to już za sobą, a potem zrelaksować się. I wtedy zaszokowana odkryła, że jej obawy były słuszne. Była w ciąży. Z mężczyzną, którego kochała, chociaż ledwo go znała. Który nigdy się z nią nie ożeni. Nie miała pieniędzy, rodziny ani nawet domu na stałe. Wkrótce będzie wychowywać szczeniaka i dziecko. Nie mogła tego zrobić sama! Musi powiedzieć o tym Leowi na wieczornej imprezie. Ta myśl ją przerażała. Co najlepszego zrobiła, idąc za głosem serca?
Leonidas Niarxos był w fatalnym humorze, gdy przybył do siedziby swojego międzynarodowego konglomeratu luksusowych firm, Liontari Inc. w Midtown Manhattan. Pracownicy witali się z nim, kiedy przechodził przez ogromne lobby, ale widząc jego gniewną minę, natychmiast uciekali. Nawet jego wieloletni szofer Jenkins, który czekał na niego w rolls-roysie za rogiem budynku Daisy, wolał się nie odzywać, wioząc go przez Manhattan Bridge.
Leonidas był podenerwowany, ale mógł winić za to tylko samego siebie. Nie był w stanie wyjawić Daisy swojego prawdziwego nazwiska. Spojrzała na niego tymi swoimi hipnotyzującymi, zielonymi oczami, naga pod prześcieradłem, i powiedziała, że chce zobaczyć, gdzie mieszka. Uległ więc pokusie, by odłożyć swoje wyznanie do chwili, gdy znajdą się w jego rezydencji. Teraz za to płacił, bo oto Leonidas Niarxos, playboy, miliarder i prezes został zepchnięty na drugi plan przez psa. Będzie więc zmuszony wyjawić jej swoją tożsamość na przyjęciu, wśród polityków i ważnych osobistości, których nazywał przyjaciółmi. Zresztą nieważne, gdzie i kiedy. Jeśli wyzna jej prawdę, to czy ona kiedykolwiek mu wybaczy? Różniła się od kobiet, jakie spotkał w życiu. Kochała wszystkich i niczego nie ukrywała. Emanowała ciepłem, radością i czułością. Jej dobroć, uprzejmość i niewinna zmysłowość sprawiały, że czuł się ożywiony jak nigdy wcześniej. Była dziewicą, kiedy po raz pierwszy się z nią kochał.
Leonidas w ogóle nie powinien jej szukać miesiąc temu. Ale nie przyszło mu do głowy, że nawiążą romans. Przecież to on posłał jej ojca do więzienia.
Rok wcześniej usłyszał, że jakiś mało znaczący marszand z Brooklynu wszedł w posiadanie obrazu _Miłość z ptakami_ Picassa, którego on rozpaczliwie poszukiwał od dwóch dekad. Jego prawnik Edgar Ross zaaranżował spotkanie, by Leonidas mógł obejrzeć obraz w swoim gabinecie. Na pierwszy rzut oka wiedział, że to był falsyfikat. Poczuł wielkie rozczarowanie i złość. Polecił swojemu prawnikowi wnieść oskarżenie, a potem użył wpływów, jakie miał w nowojorskiej prokuraturze, by ukarać bezczelnego handlarza z całą surowością prawa. Później dowiedział się, że ten marszand sprzedawał fałszywe obrazy latami. Popełnił błąd, próbując szczęścia z Picassem. Proces starszego pana stał się nowojorską sensacją. Leonidas nie pojawił się w sądzie, ale wszyscy wiedzieli, że to on za wszystkim stał. Dopiero później tego żałował. Ross powiedział mu o córce marszanda, która lojalnie siedziała za staruszkiem w sądzie, dzień po dniu. Na zdjęciu z sali sądowej Leonidas widział, jak ta zrozpaczona dziewczyna obejmowała ojca, gdy zapadł wyrok skazujący go na sześć lat. Najwyraźniej do końca wierzyła w niewinność Patricka Cassidy’ego. Kiedy ten człowiek zmarł nagle w więzieniu kilka miesięcy temu, Leonidas nie mógł się pozbyć poczucia winy. Nawet on nie uważał, by śmierć była właściwą karą za fałszerstwo.
Więc w zeszłym miesiącu udał się do knajpy na Brooklynie, gdzie Daisy Cassidy pracowała jako kelnerka, by się upewnić, że dziewczynie nic nie jest. Chciał zostawić jej anonimowo napiwek w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów. Ale kiedy ładna młoda brunetka podała mu kawę i jajka na bekonie, zaczęli rozmawiać o sztuce, filmach i literaturze. Zaskoczony, odkrył, że była fascynująca, zabawna i pełna ciepła. I tak cholernie piękna. Ociągał się z wyjściem, a w końcu zapytał ją, czy nie chciałaby się z nim umówić po pracy. Okłamał ją. Nie, właściwie nie kłamał, nie do końca, bo imieniem, jakim się przedstawił, nazywała go w dzieciństwie jego niania, a Gianakos było jego patronimikiem.
Słysząc, jak nazywała go Leo, czuł się innym człowiekiem. Lepszym. Żadna kobieta nigdy wcześniej tak na niego nie działała. Nie chciał jej uwodzić. Ale ciepło i niewinna zmysłowość Daisy niczym płomień rozpuściły lód jego serca. Po raz pierwszy w życiu nie był w stanie oprzeć się pożądaniu.
Teraz, kiedy wyzna jej wieczorem na swoim przyjęciu prawdę, będzie się musiał obejść bez niej. Na samą myśl o tym, Leonidas przez całe popołudnie ledwo się powstrzymywał, by nie wyładować wściekłości na swoich wiceprezesach i podwładnych. Ale nie było sensu obwiniać nikogo innego. To była jego wina.
Siedząc w swoim gabinecie z oknami od podłogi po sufit, z Manhattanem u stóp, Leonidas patrzył niewidzącymi oczami na panoramę miasta. Czy istniała szansa, by mógł ją zatrzymać? Daisy Cassidy go kochała. Widział to w jej pięknej twarzy, chociaż czyniła beznadziejne wysiłki, by to ukryć. Wierzyła, że był ekspedientem w jakimś butiku na Manhattanie. Kochała go nie dla jego miliardów, ale dla niego samego. Jeśli mogła pokochać nędznego sprzedawcę Lea, to czy nie mogłaby pokochać również Leonidasa, z jego wadami i wszystkim innym? Liczył na to, że kiedy Daisy pojawi się na przyjęciu, jego warta pięćdziesiąt milionów dolarów rezydencja i tłum sławnych gości zrobią na niej wrażenie. Leonidas poczeka na odpowiedni moment, a potem odciągnie ją na bok i powie jej wszystko. Nastąpi niezręczny moment, gdy ona się dowie, że to jego prawnik wniósł oskarżenia przeciwko jej ojcu. Ale potem wszystko zrozumie. Leonidas uwiedzie ją słowami i stylem życia, który mógł jej zaoferować. Jeśli z nim zamieszka, już nigdy nie będzie się martwić o pieniądze. Rzuci pracę w barze i będzie pędzić wygodne życie. Podróżować z nim do Londynu i Paryża, Sydney, Rio i Tokio, do jego domu na plaży na Malediwach i chaty narciarskiej w Szwajcarii. On będzie ją zabierał na przyjęcia, na wystawy, do klubów i na mecze polo. Obsypie ją prezentami i kosztownymi błyskotkami. To wszystko z pewnością wystarczało, by mu wybaczyła i zapomniała o jego udziale w uwięzieniu jej ojca…
Daisy będzie musiała mu wybaczyć. Czegokolwiek pragnął, zawsze to dostawał. Pokona wszystkie przeszkody, by ją zdobyć. Nie oferował jej miłości ani małżeństwa, ale wiedział, że mógł ją uszczęśliwić. Kobiety zawsze mu ulegały. Dziś wieczorem nie będzie inaczej, pomyślał z determinacją. Zmysłowy uśmiech wykrzywił mu usta. Przekona Daisy dziś wieczorem.