Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajemnica oblubienicy i inne nowele - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnica oblubienicy i inne nowele - ebook

Sherlock Holmes nie jest ani poetą, ani malarzem; nic nie wynalazł, nic nie odkrył, nie wsławił się nawet w żadnym sensacyjnym procesie, co więcej, nie jest nawet żyjącą istotą. Twór wyobraźni, bohater powieściowy. A jednak osobnik nadzwyczaj interesujący, z wszystkimi wadami i zaletami żyjącego człowieka, z najistotniejszymi znamionami epoki, można by powiedzieć: wzorowy typ. Ojcem jego jest Conan Doyle, literat, którego długo nie chciano przyjąć między literatów, ponieważ pisywał tylko takie sobie historyjki na tle kryminalnym. A jednak jest w nich prawda. Te drobne opowieści kryminalne i przygody Sherlocka Holmesa należą do najciekawszych doświadczeń psychologicznych, jakie napotyka się w literaturze. W rzeczywistości nie chodzi w nich wcale o sprawy kryminalne. Te są na drugim planie. Na pierwszym widzimy tylko działalność ducha genialnego, niezwyczajnie ścisłego. Autor przedstawia nam najrozmaitsze związki między wypadkami, szereguje je krytycznie, przesuwa niby pionki na szachownicy, aby wreszcie dojść do określonego i jedynie możliwego wyniku. To metoda dedukcyjna in nuce. I z żadnego podręcznika naukowego nie można tak praktycznie poznać znaczenia, zakresu i granic tej wiedzy, jak właśnie ze zbiorku przygód Sherlocka Holmesa. Niniejszy zbiorek zawiera te oto opowiadania: „Tajemnica Oblubienicy”, „Czarny Piotr”, „Ezaw i Jakub”, „Garbus”, „Blizna”.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-323-0
Rozmiar pliku: 186 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SHERLOCK HOLMES.

Ten Sherlock Holmes nie jest ani poetą, ani malarzem; nic nie wynalazł, nic nie odkrył, nie wsławił się nawet w żadnym senzacyjnym procesie, co więcej, nie jest nawet żyjącą istotą. Twór wyobraźni, bohater powieściowy. A jednak osobnik nadzwyczaj interesujący, z wszystkimi wadami i zaletami żyjącego człowieka, z najistotniejszemi znamionami epoki, możnaby powiedzieć: wzorowy typ. Ojcem jego Conan Doyle, literat, którego długo nie chciano przyjąć między literatów, ponieważ pisywał tylko takie sobie historyjki na tle kryminalnem, nie należące właściwie do zakresu urzędowej literatury.

A jednak jest w nich prawda. Te drobne opowieści kryminalne i przygody Sherlocka Holmesa należą do najciekawszych doświadczeń psychologicznych, jakie napotyka się w lżejszej literaturze. W rzeczywistości nie chodzi w nich wcale o sprawy kryminalne. Te są na drugim planie. Na pierwszym widzimy tylko działalność ducha genialnego, niezwyczajnie ścisłego. Autor przedstawia nam najrozmaitsze związki między wypadkami, szereguje je krytycznie, przesuwa niby pionki na szachownicy, aby wreszcie dojść do określonego i jedynie możliwego wyniku. To metoda dedukcyjna in nuce. I z żadnego podręcznika naukowego nie można tak praktycznie poznać znaczenia, zakresu i granic tej wiedzy, jak właśnie ze zbiorku przygód Sherlocka Holmesa.

Pierwszem prawem tej psychologii jest oczywiście dobre oko, bystra obserwacya. Trzeba jednak obserwować trafnie i umiejętnie, obserwować istotę rzeczy, a nie zewnętrzne pozory. Nie można się kierować przesądami lub uprzedzeniami, nie można wniosków i hypotez przyjmować, zamiast faktów. Gdy więc ktoś powie: «Widziałem pana X., jak wychodził z tego domu», Sherlock Holmes nie przyjmie za podstawę swych rozważań faktu: «pan X. wychodził z tego domu», lecz zanotuje sobie w pamięci, że ta lub owa osoba «widziała pana X., jak wychodził». Wydaje się to drobiazgowością sędziego śledczego, pedanteryą umysłu, a jednak jest to charakterystycznem znamieniem całego systemu tej bystrej, praktycznej filozofii sceptycyzmu.

Lecz Sherlock Holmes posiada i inne właściwości współczesnego człowieka. Jest więc nerwowy do ostatecznych granic (szczególne znamię naszej kultury), jest zdecydowanym «dekadentem», pracuje ponad siły, w dzień i w nocy, a gdy braknie mu intenzywnego zajęcia, nie umie czem innem zapełnić życia, przychodzą nań okresy zupełnej apatyi, z której ratują go injekcye kokainowe, lub rozpaczliwa gra na skrzypcach. A przy tem wszystkiem przymieszka romantyzmu, szukanie efektów zewnętrznych, narażanie lekkomyślne życia, by psychologiczny wywód zaokrąglić ostatecznymi szczegółami.

Jest wreszcie i głębsza myśl w tych opowiadaniach; wieczna walka sprawiedliwości ze złem, walka, w której obie strony nie cofają się przed niczem. Pereat mundus, fiat justitia. Nieraz sprawa już rozwiązana pomyślnie, zatajenie ostatnich wyników mogłoby przynieść znaczne korzyści materyalne. Holmes odrzuci je zawsze, bo jego ideą: tryumf sprawiedliwości.

Takim jest Sherlock Holmes. A że cechy jego tak bardzo odpowiadają cechom współczesnego człowieka, dlatego zapewne zyskał sobie tak wielką popularność. Fantom wyobraźni pozyskał prawo obywatelstwa wśród żywych.TAJEMNICA OBLUBIENICY.

Małżeństwo lorda St. Simona i jego niespodziewany wynik dawno już przestały budzić zajęcie w kołach arystokracyi angielskiej, w których obracał się nieszczęśliwy małżonek. Inne wypadki, niemniej ciekawe, zastąpiły jego miejsce, a omawianie ich drażliwych szczegółów jest tematem rozmów dnia. O owym dramacie, który rozegrał się przed kilku laty, zapomniano już prawie zupełnie, tem więcej, że szersza publiczność nie znała dokładnie jego drobniejszych momentów i nie umiała ich należycie powiązać w całość. Przyjaciel mój Sherlock Holmes brał niemały udział w wyjaśnieniu tej sprawy, dzięki czemu znam ją tak dobrze, jak mało kto. Ponieważ historya ta miała dużo zajmujących szczegółów, a na metody działań Holmesa rzuca wcale silne światło, więc chcę ją pokrótce przedstawić.

Pewnego dnia Holmes, wróciwszy popołudniu do domu, znalazł na stole list adresowany do niego. Ja przez cały dzień nie wychodziłem z domu, bo od rana padał ulewny deszcz i szalał wicher jesienny, wskutek czego rana, jaką odniosłem w nogę podczas wyprawy do Afganistanu, sprawiała mi ogromny ból. Aby ulżyć cierpieniu, rozsiadłem się w wygodnym fotelu naprzeciw płonącego kominka, oparłem nogi na drugiem krześle, a dla zabicia czasu otoczyłem się całą górą pism codziennych. Ale nareszcie znudziły mi się senzacyjne i niesenzacyjne nowiny, z niechęcią odrzuciłem gazety i bez celu patrzyłem przed siebie. Przy tej sposobności ujrzałem list na stole i z ciekawością obserwowałem wspaniały herb i monogram, zapytując się, kto może być jego autorem. Zbyt jednak byłem leniwy, aby powstać i obejrzeć z blizka interesujący ranie list.

– Masz tu list od jakiejś wybitnej osobistości – zawołałem, zobaczywszy, że Holmes wchodzi do pokoju. – O ile sobie przypominam, otrzymałeś rano list od jakiegoś handlarza ryb i od poborcy podatkowego. Ładna kollekcya.

– Tak jest – odparł Holmes z uśmiechem – moja korespondencya ma stanowczo wdzięk oryginalności. I zaręczam ci, że im mniej jest wytworny taki list z pozoru, tem bardziej zajmującą bywa zwykle jego treść. Ten list tutaj wygląda na jedno z licznych, niezbyt miłych towarzyskich zaproszeń, któremi ludzie zwykli się torturować lub okłamywać nawzajem.

Holmes rozdarł kopertę i przebiegi szybko list oczyma. Nagie twarz jego przybrała wyraz zadowolenia.

– Omyliłem się – zawołał – ta sprawa może być bardzo interesująca.

– Więc nie uprzejmości towarzyskie?

– Bynajmniej. Sprawa zupełnie realna.

– Mimo że list herbowy?

– Pochodzi od pewnej bardzo znanej osobistości ze świata londyńskiego.

– Bardzo się cieszę, że z takiej strony spotyka cię uznanie.

– Na tem mało mi zależy. I wcale nie myślę się chełpić. Bo zapewniam cię, drogi Watsonie, że prawie nigdy nie obchodzą mnie osoby, które się do mnie zwracają, lecz same tylko wypadki, z jakimi przychodzą. A ta sprawa zapowiada się wcale nie źle. W ostatnich dniach, jak mi się zdaje, czytywałeś bardzo pilnie dzienniki?

– I cóż miałem robić! – odpowiedziałem żałośliwym głosem, wskazując równocześnie na stos pism, rzucony do kąta. – Ta przeklęta noga. Ani sposób wyjść przy takiem powietrzu.

– Bardzo się to dobrze składa. Może wobec tego będziesz mi mógł dać potrzebne wyjaśnienia. Bo ja nie czytuję zwykle nic więcej prócz rubryki wypadków kryminalnych i ogłoszeń. Tam zawsze można znaleść coś ciekawego. Skoro więc przeczytałeś pisma uważnie, wiesz zapewne jakieś szczegóły o lordzie St. Simonie i o jego małżeństwie.

– Ależ naturalnie. Wszystko, co się do tego odnosi, czytałem z ogromną uwagą.

– Wybornie. Autorem tego listu jest właśnie lord St. Simon. Przeczytam ci go, a w zamian za to musisz jeszcze raz przerzucić dzienniki i zebrać wszystko, co ma związek z tą sprawą. Lord pisze, co następuje:

Drogi panie Holmesie!...............................CZARNY PIOTR.

Nie widziałem nigdy Sherlocka Holmesa w takiej pełni sił umysłowych i fizycznych, w takim rozkwicie, jak gdy przypatrywałem mu się w r. 1895. Sława jego wzrastała z dnia na dzień, a za nią szła olbrzymia, ciągle rosnąca praktyka.

Naraziłbym się na słuszny zarzut niedyskrecyi, gdybym wymienił, lub choćby tylko pozwolił się domyślać nazwisk klientów, którzy przestępowali skromne progi naszego mieszkanka przy Baker Street. Mimo tego powodzenia, Holmes żył, jak każdy wielki artysta, wyłącznie dla swej sztuki. W dwóch tylko wypadkach, o ile wiem, można było mówić o wynagrodzeniu. Jednym z nich było znane poszukiwanie za synem księcia Holdernesse. Cena nie stała zresztą nigdy w stosunku do nieopłacanych usług, które Holmes oddawał swoją wiedzą i sprytem.

Zresztą, nawet w przyjmowaniu propozycyi kierowała Holmesem artystyczna wybredność. – Nieraz odmawiał pomocy ludziom możnym i bogatym, jeżeli kwestya, o którą szło, nie wydawała mu się interesującą, a przypadek sam w sobie mógł był być rozwiązany przez zwykłego ajenta policyi. Nieraz znowu tygodnie całe poświęcał bezinteresownie sprawom ludzi biednych, jeżeli trafił na godne siebie i prawdziwie ciekawe zadanie, i jeżeli dramatyczne okoliczności sprawy apelowały do jego czynnej wyobraźni i wyzywały bystrość.

W pamiętnym tym roku 1895 różne ciekawe historye zajmowały bezustannie barwnym kalejdoskopem życie i pracę Sherlocka, począwszy od słynnego śledztwa z powodu nagłej śmierci kardynała Tosca, aż do aresztowania Wilsona, hodowcy kanarków, aresztowania, które oczyściło dzielnicę East-end w Londynie od hańbiącej plamy. Po dwóch tych słynnych wypadkach nastąpiła zaraz tragedya z Woodmans Lee, bardzo zawikłana historya tycząca się śmierci kapitana Piotra Careya, oraz towarzyszących jego zgonowi bardzo dziwnych okoliczności. To, co opowiadałem dotychczas o Holmesie, nie byłoby wiernym obrazem jego działalności, gdybym pominął ten wysoce ciekawy i charakterystyczny epizod.

W pierwszych dniach lipca, Holmes tak mało bywał w domu, że wiedziałem zaraz, iż ma jakąś sprawę napiętą. Od czasu do czasu pojawiali się też w naszem mieszkaniu jacyś obdarci ludzie, zapytując za każdym razem o kapitana Bazila. To znów świadczyło, że Holmes działa w przebraniu, jak to często czynił, aby ukryć swą dobrze znaną i nieraz budzącą postrach powierzchowność. W różnych stronach Londynu miał on najmniej pięć małych pokoików, gdzie mógł się spokojnie zamieniać w innego człowieka. Nie mówił mi nic zresztą, co czyni, a ja znów nie miałem żadnej przyczyny domagać się wyjaśnień przed czasem, wiedząc, że gdy nadejdzie pora, sam mi ich udzieli.

Tym razem jednak w szczególny sposób dał mi pierwszą wskazówkę co do kierunku, w jakim obecnie działa. Pewnego dnia wyszedł wcześnie, jeszcze przed śniadaniem, a wrócił właśnie w chwili, gdy ja, ubrawszy się, zasiadłem do stołu. – Wszedł do pokoju w kapeluszu na głowie, trzymając pod pachą, nakształt parasola, potężny kij z ościeniem na końcu.

– Na miłość boską – zawołałem – przecież nie chodziłeś chyba po mieście z tym instrumentem pod pachą?

– Byłem u rzeźnika i teraz wracam.

– U rzeźnika?

– Jeździłem tam.

– O tej porze?

– Tak jest i mam doskonały apetyt. Nie ma.....................................EZAW I JAKUB.

Na małej scenie naszego mieszkania przy Backer Street rozegrało się sporo nadzwyczajnych wypadków; ludzie dramatycznie wchodzili i schodzili ze sceny. Ale nie mogę sobie przypomnieć bardziej gwałtownego i budzącego wprost przestrach wejścia, jak wówczas, gdy przybył do nas po raz pierwszy pan dr. Thorneycroft Huxtable, M. A. G. h. D. etc. Jego kartę wizytową, która wydawała się za małą, aby pomieścić całą godność i ciężar piastowanych przez niego dostojeństw akademickich, doręczono nam kilka sekund pierwej; niebawem wszedł i on sam we własnej osobie – tak dumny, tak pompatyczny, tak pełen godności, że wydawał się ucieleśnieniem świadomej siebie wielkości i powagi. Ale skoro tylko wszedł, ledwie drzwi się za nim zamknęły, zachwiał się w stronę stojącego opodal stołu, usiłował oprzeć się na nim, lecz wnet runął jak długi na ziemię. I oto na niedźwiedziej skórze przed naszym kominkiem leżała ta majestatyczna postać bez przytomności i bez czucia. Zerwaliśmy się z miejsc, przez kilka chwil wpatrywaliśmy się z milczącem zdziwieniem w tę potężną nawę ludzką, która opowiadała o jakichś gwałtownych i niosących zagładę burzach, tam daleko na szerokim oceanie życia.

Potem Holmes podłożył mu poduszkę pod głowę, ja zaś zbliżyłem kieliszek brandy do jego ust. Miałem przytem sposobność przypatrzeć mu się bliżej. Ciężkie, wybladłe oblicze było całe pofałdowane zmarszczkami troski, obwisłe powieki, zamykające oczy nie miały w sobie kropli krwi, szerokie usta zaciskały się w kątach boleśnie, broda była nieogolona. Kołnierz i koszulę pokrywał pył, pochodzący widocznie z długiej podróży, włosy były zmierzwione, w nieładzie oblepione na pięknej głowie.

Patrząc na niego, nie można było wątpić, że człowieka tego dotknął cios ciężki.

– No, co się dzieje z naszym gościem, Watsonie? – pytał Holmes.

Dotknąłem ręką jego pulsu, który drgnął tylko nieznacznie, niby wątła nitka pod skórą.

– Zupełne wyczerpanie – odpowiedziałem – a może to być także tylko głód i zmęczenie.

– Bilet jazdy tam i z powrotem z Mackleton w Anglii północnej – rzekł Holmes, wyjmując........................GARBUS.

Było to w kilka miesięcy po mojem ożenieniu się. Pewnego letniego wieczora siedziałem późno w nocy w moim gabinecie, paląc fajkę i nudząc się nad jakimś angielskim romansem. Cały dzień przepędziłem wśród wytężającej pracy, mimo to jednak nie byłem jeszcze senny. Moja żona udała się już na spoczynek, także służba, zwolniona od zajęć, znajdowała się już u siebie. Prawie wstałem, aby wytrząsnąć popiół z fajki i nałożyć na nowo tytoniu, gdy nagle rozległ się głos dzwonka u drzwi wchodowych.

Spojrzałem na zegar, prawie dochodziła godzina dwunasta. Trudno było przypuścić, aby ktoś jeszcze o tej porze przybywał w odwiedziny, raczej chciano mnie wezwać do jakiegoś chorego. Wydłużyła mi się mina, bo po całodziennym trudzie nie była to zbyt zachęcająca perspektywa. Ale mimo to zszedłem na dół i otworzyłem bramę. Ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu ujrzałem Sherlocka Holmesa.

– Ach, więc jesteś w domu, drogi Watsonie – rzekł Holmes – Przychodzę wprawdzie późno, ale widocznie nie zapóźno, skoro jesteś jeszcze ubrany.

– Proszę cię, chodź dalej. Bardzo się cieszę.

– Byłeś zdziwiony, widząc mnie, ale zdaje się, przyjemnie zdziwiony. Hm, ciągle jeszcze palisz ten sam gatunek tytoniu co za kawalerskich czasów. Ta odrobina popiołu na twoim rękawie nie pozostawia żadnych wątpliwości. Czy możesz mnie przenocować u siebie?

– Z przyjemnością.

– Mówiłeś mi kiedyś, że wasz pokój gościnny jest zawsze w pogotowiu, a widzę, że obecnie nie masz u siebie nikogo, bo na wieszadłach wisi tylko jeden kapelusz.

Podałem mu tytoń; usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę w milczeniu puszczał kłęby dymu przed siebie. Wiedziałem dobrze, że tylko bardzo ważna sprawa mogła go sprowadzić do mnie o tej porze, lecz czekałem cierpliwie, póki sam nie uzna za stosowne wtajemniczyć mnie w swe zamiary.

– Jak widzę, masz obecnie sporo zajęcia – rzekł, mierząc mnie bacznem spojrzeniem.

– Tak jest, dzisiaj zwłaszcza miałem sporo roboty – odparłem – ale skądże ty możesz o tem wiedzieć.

Holmes uśmiechnął się z zadowoleniem.

– Znam przecie twoje nawyczki, drogi Watsonie. Jeżeli masz tylko niewielką drogę przed sobą, idziesz piechotą. Gdy czeka cię wiele interesów, bierzesz dorożkę. A widzę również, że buty twoje noszą ślady używania, lecz nie są zabłocone. Stąd naturalny wniosek, że musiałeś jeździć dorożką, czyli innemi słowy miałeś wiele zajęcia.

– Wybornie – zawołałem.

– Po prostu – odpowiedział – To tylko mały przykład, jak zapomocą wnioskowania dojść można do wyników, które zadziwiają słuchacza, jeżeli ten lub ów szczegół całości pominie się milczeniem. Zawsze trzeba znaleść tylko te powiązania psychologiczne, a sprawa staje się jasna. Ale nie zawsze się to udaje. Ot w tej chwili ja znajduję się w takiem położeniu. Trzymam w ręku rozmaite nici niezmiernie niezwykłej sprawy................................................BLIZNA.

Izaak Whitney, brat nieboszczyka Eliasza Whitneya, doktora Teologii i rektora seminaryum predykantów w St. Georgen, był namiętnym palaczem opium. O ile mi wiadomo, popadł w ten nałóg przez naiwną lekkomyślność, będąc jeszcze w szkole. Czytał wówczas książkę de Quinceya opisującą sny i marzenia palacza opium, więc napoił sobie tytoń tynkturą opium, aby dojść do tych samych rezultatów. Przy tem stało się z nim to samo, co już z tylu innymi: dowiedział się, że o wiele łatwiej przyzwyczaić się do czegoś, niż potem przyzwyczajenia zaniechać. W ten sposób całe lata był niewolnikiem tej trucizny, a dla rodziny i przyjaciół przedmiotem wstrętu lub litości.

Mam go jeszcze przed oczyma, jak siedzi w fotelu, z twarzą żółtą i nabrzmiałą, z obwisłemi powiekami i źrenicą zmniejszoną tak, że wyglądała jak główka od szpilki. Ruina człowieka!

Było to w czerwcu r. 1889. Pewnego wieczora, mniej więcej w czasie kiedy człowiek zaczyna ziewać i patrzeć na zegarek, zadzwoniono do drzwi mego domu. Podskoczyłem w górę, a moja żona opuściła z niezadowoloną miną robótkę.

– Pewnie wołają do chorego – rzekła – Będziesz musiał jeszcze wyjść.

Westchnąłem, bo niedawno wróciłem do domu po całodziennej pracy.

Drzwi się otwarły, usłyszeliśmy kilka słów rzuconych pospiesznie, a potem szybkie kroki po linoleum, zakrywającem podłogę. Drzwi do pokoju otworzył ktoś gwałtownie i weszła jakaś nieznajoma, ciemno ubrana, zawoalowana dama.

– Niech pan wybaczy, że o tej porze...

Nagle straciła, jak się zdaje, wszelkie panowanie nad sobą, gdyż rzuciła się mej żonie na szyję, wybuchając płaczem:

– W strasznem, w strasznem położeniu jestem – krzyknęła – Potrzebuję pomocy!...

– Co? – zawołała moja żona – Czyżbyś to była ty, Kathie Whitney?

I odsłoniła przybyłej woalkę.

– Aleś mnie przestraszyła, Kathie! Gdyś weszła, nie miałam wyobrażenia, że to ty.

– Nie miałam innego sposobu, jak schronić się do ciebie.

Była to stara historya, że wszyscy, potrzebujący pomocy, przychodzili jak w dym do mojej żony.

– Jak to dobrze, żeś przyszła, napij się wody z winem i siadaj spokojnie. Potem opowiedz nam wszystko. A może wolisz, abym męża posłała spać?

– Nie, nie. Trzeba mi również rady i pomocy doktora. Idzie o mego męża. Od dwóch dni nie wrócił do domu. Boję się strasznie o niego.

Nie po raz pierwszy mówiła o przykrościach, na jakie narażał ją mąż. Ze mną rozmawiała o tem jako z lekarzem, zaś z moją żoną jako ze starą przyjaciółką i powiernicą jeszcze ze szkolnych czasów. Uspokoiliśmy ją i pocieszali, jak się tylko dało. Zapytałem teraz, czy wie, gdzie się mąż obraca i czy możemy jej dopomódz w sprowadzeniu go do domu z powrotem.

Tak się zdawało. Kathie przekonała się, że ostatnimi czasy, gdy mąż jej ulegał nałogowi palenia opium, udawał się do nory palaczy, leżącej na krańcu wschodniej dzielnicy miasta. Zwykle orgie te ograniczały się do jednego dnia; wieczorem, złamany na duszy i ciele, chwiejnym krokiem wracał do domu. Ale tym razem już czterdzieści ośm godzin znajdował się w fatalnych uściskach namiętności. Nie ulegało kwestyi, że w tej chwili leżał gdzieś między wyrzutkami społeczeństwa, pogrążony w śnie narkotycznym, albo też paląc truciznę. Kathie sama była przekonana że zastanie go tam, w norze «Pod dukatem» na ulicy Swandam. Ale cóż tam mogła sama dokonać? Jak mogła udać się do takiej spelunki i wydobyć męża z pośród gawiedzi, jaka tam się znajdowała? Młoda kobieta, trwożliwa, nie mogła się odważyć na krok podobny.

Tak rzecz się miała. W istocie był tylko jeden sposób wyjścia ze sytuacyi. Powinienem był towarzyszyć jej w tej podróży. A możeby lepiej było, abym sam tam się udał? Byłem lekarzem domowym jej męża i w tym charakterze uzyskałem na niego pewien wpływ. Mogłem też działać o wiele swobodniej, będąc sam. Przyrzekłem nieszczęśliwej, że odeślę jej męża do domu w przeciągu dwóch godzin, jeżeli naturalnie znajdę go tam, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa przebywał. W dziesięć minut potem byłem już daleko od ciepłego pokoju i wygodnego fotelu, wyjeżdżając z domu.....................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: