- W empik go
Tajemnica posiadłości w Zachusach - ebook
Tajemnica posiadłości w Zachusach - ebook
Dwóch braci bliźniaków, Dariusz i Czesław, otrzymuje w spadku po wuju Emilianie wielką posiadłość na wsi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przez całe życie nie utrzymywali ze swoim krewnym kontaktu. A to tylko początek niespodzianek – okazuje się bowiem, że dom, do którego się wprowadzili, pełen jest niepokojących tajemnic. Ukryte drzwi do biblioteki, zakapturzone postacie i kotka-widmo to tylko niektóre z nich... Każdy kolejny dzień staje się pretekstem do prowadzenia własnego śledztwa i ponawiania prób odkrycia zagmatwanej rodzinnej przeszłości. Czy bliźniakom uda się rozwiązać wszystkie czekające na nich w Zachusach zagadki?
Teraz zwróciłem się do Babci – Babciu, co robisz?Babcia uśmiechnęła się i nie przerywając odpowiedziała:– Pracuję, dziecko.– Czy to są haftowane serwety?– Owszem.– I po co to robisz?– Bo to całe moje życie.I wtedy byłem już pewien, że w książce Haftowane serwety wuj opisał historię Babci. A to był dopiero początek niespodzianek.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-833-5 |
Rozmiar pliku: | 620 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Godz. 14¹⁰
– Pst! – próbowałem zwrócić na siebie uwagę Cześka, który był bardzo skupiony na mowie pożegnalnej, którą wygłaszała ciocia Cecylia. Albo tylko udawał.
Ciotka pełnym żalu głosem recytowała tekst z małej, białej karteczki. Czesiek wpatrywał się w nią bez mrugnięcia okiem. Gdy ciotka dotarła do etapu wspaniałych czynów i zasług świętej pamięci wuja Emiliana, na ustach Cześka zatańczył ledwo zauważalny uśmieszek. To był jednoznaczny sygnał, że myśli o tej całej szopce to samo co ja. Razem z nim cierpliwie wytrzymałem do końca kiepskiego przedstawienia, mając w trakcie niezły ubaw. Niecierpliwie pociągnąłem go za kołnierz i wziąłem na bok, z dala od tłumu.
– Ej – szepnąłem konspiracyjnie. – Nie zgadniesz, co dzisiaj podsłuchałem!
Czesiek podniósł pytająco brwi. Nie czekając ani chwili dłużej, wyrzuciłem wszystko z siebie jednym tchem:
– Podobno wuj miał romans! Z panną Ciś!
Myślałem, że mojemu bratu zaraz oczy wyjdą z orbit. Czesław wziął głęboki oddech i zapytał z jak zwykle niekłamaną ciekawością:
– Skąd masz takie informacje?
– Słyszałem, jak plotkowały ze sobą siostry Duchówne. Informacje z ich ust są z reguły wiarygodne.
Czesiek tylko prychnął w odpowiedzi, machnął ręką i wrócił do reszty rodziny zgromadzonej na dziedzińcu przed kościołem. Najwyraźniej stracił całkowicie zainteresowanie tym tematem.
Nie wierzyłem nawet w Boga, a co dopiero w świętą postawę wuja Emiliana. Był milionerem, bezdzietnym wdowcem, którego własnością była ogromna, staromodna posiadłość w Zachusach. Mimo wielkiego bogactwa, które posiadał, najbliższa rodzina wuja żyła dość skromnie, a nawet biednie. Jego młodsza siostra, a nasza matka, zginęła w tragicznym wypadku dziesięć lat temu. My, wówczas dziesięcioletni chłopcy, trafiliśmy na farmę cioci Cecylii, gdyż wuj nie zgodził się nas przygarnąć. Ojca nigdy nie znaliśmy.
– Darku! – ciocia Cecylia przerwała moje przemyślenia. – Idziemy teraz do domu prawnika Filińskiego. Będzie oficjalne odczytanie testamentu wuja. Jeśli chcesz, możesz iść z nami.
Ciotka spojrzała na mnie wyczekująco. Kątem oka ujrzałem postać w zwiewnej, białej sukience.
– Dołączę do was później. – Nie czekając na odpowiedź cioci, ruszyłem w ślad za białą sukienką.
***
Godz. 14⁵⁰
– Dariusz! Znowu się spotykamy. – Gabrysia, piękna córka piekarza, uśmiechnęła się do mnie promiennie.
– Witam ponownie! – udałem zaskoczonego nagłym spotkaniem. – Wracam właśnie z pogrzebu wuja.
– Moje kondolencje. – Dziewczynie zrzedła mina.
Machnąłem ręką i rzuciłem beztrosko:
– Nie przejmuj się. Wuj Emilian nie był mi szczególnie bliski. Spotkanie w kościele to czysta formalność.
Dziewczynę opuściło wcześniejsze zażenowanie. Mogłem spokojnie kontynuować rozmowę.
– A ciebie co tu sprowadza, Gabrysiu? Piekarnia ojca jest kawałek stąd.
– Zbieram zioła do mieszanki.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, a ja uznałem ten zwykły gest za najpiękniejszy na świecie. Gabi była przeuroczą istotką. A w tym momencie powiedziała coś, co mnie zdziwiło.
– Przechadzałam się też po okolicy z nadzieją, że cię spotkam. Zastanawiałam się, kiedy zdobędziesz się na odwagę i zaprosisz mnie do gospody na tańce.
To, co teraz mi oznajmiła, wprawiło mnie w osłupienie. Nie spodziewałem się po skromnej Gabrysi takiej bezpośredniości. Postanowiłem nie brać jej słów na poważnie.
– Co taki biedny i skromny chłopak jak ja może poradzić w takiej skomplikowanej sytuacji? – zażartowałem.
– Biedny i skromny, powiadasz? – Gabi podniosła brew i zbliżyła się do mnie na odległość kilku centymetrów.
Czułem jej słodki oddech. Myślałem, że oszaleję. I wtedy stało się właśnie to!
– DAREK! – mój ukochany, starszy o piętnaście minut braciszek wydzierał się na całą wieś, biegnąc w moim kierunku i wymachując dziko rękami. – Jesteśmy BOGACI!
W taki sposób, panie i panowie, umiera romantyczność…Dzień 2 (środa)
Godz. 0³⁰
Nie mogłem zasnąć. W głowie kłębiło mi się tysiące myśli. Przekręciłem się na drugi bok na starym łóżku w dawnej sypialni cioci Cecylii. Gdy przybyliśmy po raz pierwszy na jej farmę, ciocia była tak przejęta losem osieroconych bliźniąt, że oddała nam swoją sypialnię, a sama od tamtej pory sypiała w komórce.
To moja ostatnia noc tutaj – przemknęło mi przez głowę. Westchnąłem na myśl o dziwnej, a zarazem trochę przykrej prawdzie. Nie chciałem opuszczać farmy cioci Cecylii na rzecz posiadłości wuja w Zachusach.
– Śpisz? – padło zadane w ciemności pytanie.
– Nie – odpowiedziałem. – Nie mogę zasnąć.
– Wiem, co czujesz – Czesław westchnął. – Chyba nikt się nie spodziewał takiej treści testamentu wuja Emiliana.
– Nie wiem, czy przeprowadzka do Zachus to coś, czego teraz chcę. – W głowie wciąż miałem obraz biednej Gabrysi, która odeszła z przerażeniem w oczach. A może to była troska?
– Jutro wszystko się okaże – powiedział uspokajająco Czesiek. – Śpijmy już.
Zasnąłem, mając przed oczami zmartwioną twarz Gabi i jej usta, które wyglądały, jakby nie zdążyły czegoś wypowiedzieć.
***
Godz. 10⁰⁰
– Szybciej, chłopcy! – Ciocia Cecylia ubrana w swoją najlepszą suknię przechadzała się niecierpliwie przed powozem. – Chyba nie chcecie się spóźnić!
Źle się czułem wystrojony jak na jakieś wesele. Miałem wrażenie, że to wszystko drapie moją skórę.
– Jeszcze chwila! – krzyknął Czesiek, dopinając ostatnie guziki swojej koszuli.
Ciotka przewróciła oczami. W końcu dziesięć minut później wszyscy wystrojeni jak indyk na niedzielę jechaliśmy powozem przysłanym z Zachus. Czekała nas trzygodzinna podróż przez las. Byłem na to przygotowany – zamknąłem oczy, by zapaść w błogi sen. Ale ciotce Cecylii nie zamykała się buzia.
– Ach, nie mogę się doczekać tej wizyty – paplała podekscytowana. – Ciekawe, jak wygląda ta posiadłość.
Ja również byłem tego ciekaw. Wuj mimo swego bogactwa nie chełpił się majątkiem i nie wyprawiał bankietów ani przyjęć. Niewielkie grono tych, którzy go odwiedzali w święta, opowiadało, że żyje on w wielkim przepychu, który jest widoczny na każdym kroku.
Mimo ciągłego gadania cioci Cecylii podróż ciągnęła się niemiłosiernie. Aż wreszcie całą nieskończoność później powóz stanął. Wyszedłem. Coś mi się nie zgadzało – byliśmy w samym środku lasu!
Nasz woźnica wysiadł z wozu, uścisnął nam ręce, ucałował dłoń ciotki i przedstawił się jako Tadeusz – stajenny w posiadłości wuja w Zachusach.
– Stąd musimy już przejść pieszo do domu. Dookoła całej działki waszego wuja są bardzo bagniste tereny. Musimy zejść z wozu, żebym mógł bezpiecznie przeprowadzić konie do stajni na terenie posiadłości.
Ten „spacer” nie był tak zły, jak sobie wyobrażałem. Szło się całkiem szybko – Tadeusz pokazał nam najlepszą drogę. W tym wszystkim był tylko jeden minus. Wyszliśmy z lasu brudni, po kostki w błocie, umazani na rękach i twarzach.
Przy wejściu stały dwie osoby. Wyglądały jak lokaj i pokojówka.
– Witamy w Zachusach – odezwał się mężczyzna. – Cieszymy się, że wreszcie tu dotarliście.
– My również. – Czesław kiwnął głową. – Nie wiedzieliśmy, że posiadłość wuja jest tak rozległa.
– Zaiste. – Lokaj uśmiechnął się. – Jednak od teraz ta posiadłość jest już wasza.
W tym momencie na mojej umorusanej błotem twarzy po raz pierwszy pojawił się szczery uśmiech.
***
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej