Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajemnice astrologji chrześcijańskiej - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnice astrologji chrześcijańskiej - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 307 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Książ­ka ni­niej­sza do­by­wa na świa­tło dnia fak­ty, któ­re do­tąd, o ile się­ga­ją moje wia­do­mo­ści, nie były na­uce zna­ne. Ucze­ni są­dzi­li, że sym­bo­li­ka ma­lar­stwa ka­ta­kum­bo­we­go zo­sta­ła do­sta­tecz­nie zba­da­na i żad­nych już nie za­wie­ra ta­jem­nic. Je­stem wręcz prze­ciw­ne­go zda­nia. Mnie­mam, że za­wie­ra cały świat ta­jem­nic i że pra­ca moja od­sła­nia za­le­d­wie ich rą­bek, bę­dąc je­dy­nie pod­ję­ciem za­dań ba­daw­czych w tym kie­run­ku.Świa­do­mość ta­kie­go sta­nu rze­czy wpły­nę­ła na for­mę uję­cia przed­mio­tu. Mu­sia­łem dro­bia­zgo­wość po­su­nąć do gra­nic tak da­le­kich, że nie­tyl­ko czy­tel­nik od au­to­ra, ale i au­tor od czy­tel­ni­ka bę­dzie tu cze­goś wy­ma­gał. Na szczę­ście nic wię­cej, prócz uważ­ne­go czy­ta­nia. To jest bo­wiem przy­wi­le­jem no­wych dróg w na­uce, że za ba­da­czem, któ­ry je wy­ty­ka, może iść każ­dy ro­zum­ny a uprze­dzeń po­zba­wio­ny czło­wiek, gdy za kon­ty­nu­ato­rem, któ­ry tyl­ko roz­sze­rza lub wy­dłu­ża zna­ne dro­gi, po­dą­żać mogą w cha­rak­te­rze kon­tro­le­rów je­dy­nie spe­cja­li­ści.

Ale nie­ste­ty nowe dro­gi ba­da­nia wio­dą czę­sto przez ob­sza­ry, któ­re ktoś ongi za­gar­nął dla cał­kiem in­nych ce­lów i cią­gnie z nich mo­ral­ne lub ma­ter­jal­ne zy­ski. Nie­mi­ła mu bę­dzie in­wa­zja ba­da­cza, więc go­tów chwy­cić na­wet za ka­mień, byle go w ja­kiś spo­sób po­wstrzy­mać w po­cho­dzie i do od­wro­tu znie­wo­lić.

Wiem o tym aż zbyt do­brze. Wiem, że po­le­ci w moją stro­nę grad ka­mie­ni. Ale i to wiem, że ta­kie ka­mie­nie pa­da­ły rów­nież na pierw­sze­go ana­to­ma, wa­żą­ce­go się pod­dać au­top­sji ma­je­stat śmier­ci.

Le­gen­da opro­mie­ni­ła ka­ta­kum­by au­re­olą mę­czeń­skiej ofia­ry, opo­wia­da­jąc świa­tu o bo­ha­te­rach, któ­rzy od­da­li swe ko­ści pod fun­da­ment dziś wi­dzial­ne­go ko­ścio­ła. Lecz kie­dy ko­ściół do­był przed­miot tej le­gen­dy z pod zie­mi, aby go pod­nieść do god­no­ści hi­stor­ji, sam kres le­gen­dzie po­ło­żył, choć może so­bie z tego spra­wy nie zda­je.

U nas wszak­że więk­szość pu­blicz­no­ści ukształ­co­nej tak iesz­cze nie od­róż­nia ba­dań nad re­li­gja­mi od teo­lo­gji, jak ongi nie od­róż­nia­ło się me­dy­cy­ny od cu­dow­ne­go le­cze­nia, chem­ji od al­chem­ji i astro­nom­ji od astro­lo­gji. Jak czło­wiek, któ­ry w spra­wie fi­zjo­lo­gji szedł­by do przy­rod­ni­ka a w spra­wie bio­lo­gji do cza­ro­dzie­ja, tak więk­szość iesz­cze lu­dzi ukształ­co­nych w spra­wie in­for­ma­cji o Chro­brym idzie do hi­sto­ry­ka, a po in­for­ma­cje o Je­zu­sie do księ­dza. Prze­wi­du­ję więc, że ze zdzi­wie­niem i nie­do­wie­rza­niem spoj­rzy na książ­kę o na­głów­ku "Ta­jem­ni­ce astro­lo­gji chrze­ści­jań­skiej", pi­sa­ną przez czło­wie­ka, któ­ry nie jest ani pra­ła­tem, ani dzie­ka­nem. Bę­dzie też my­śla­ła, ie jest to nowa for­ma wal­ki z re­li­gją, jak swe­go cza­su są­dzi­ła to o astro­nom­ji, fi­zy­ce, chem­ji i teo­r­ji ewo­lu­cji.

Ale na to wszyst­ko ta­kie je­stem przy­go­to­wa­ny. Wiem, ie aka­dem­je nie ra­czą na­wet za­in­te­re­so­wać się mą pra­cą, ie ucze­ni nasi kon­ty­nu­ato­ro­wie będą zbyt się sza­no­wa­li, aby ją prze­czy­tać, ie fi­la­ry, pod­pie­ra­ją­ce swe­mi ka­pi­te­la­mi ar­chi­traw na­sze­go my­śle­nia na­uko­we­go, nie mają oczu dla doj­rze­nia ta­kiej książ­ki. By­ło­by to jed­nak na­iw­no­ścią żą­dać od nich cze­goś in­ne­go w okre­sie, w któ­rym każ­dy pra­wie przy­po­mi­na czło­wie­ka, idą­ce­go po li­nie nad prze­pa­ścią, że na­wet tak nie­waż­ka rzecz, jak myśl nowa, może go przy­ba­wić o utra­tę rów­no­wa­gi, a prze­to ogar­nia go przed nią lęk śmier­tel­ny.

Wsze­la­ko i ja mam swój świat, do któ­re­go prze­ma­wiam i któ­ry mnie ro­zu­mie. Tyl­ko dla tego świa­ta dziś to pi­szę i dru­ku­ję. Nie po­trze­bu­ję tra­fiać do nie­go przez wy­daw­ców lub re­cen­zen­tów. Tra­fia­my do sie­bie bez­po­śred­nio. Nie może za­iste pi­sarz więk­sze­go nad to czuć za­do­wo­le­nia.Świat mój, któ­re­mu tę nową książ­kę po­da­ję, przyj­mie ją, wiem o tym, z rów­ną dozą za­ufa­nia, jak i kry­ty­cy­zmu. Wie, że książ­ki tej nie pi­sał czło­wiek nie­omyl­ny, ale i to wie, ie za­brał się do niej w imię po­zna­nia na­uko­we­go i z ogrom­nym uko­cha­niem przed­mio­tu.

A ja­kiż cel jest tego ro­dza­ju stu­djów?

Po­ko­le­nie, któ­re sta­no­wi­my, jest cząst­ką dłu­gie­go pro­mie­nia, czę­sto­krot­nie za­ła­ma­ne­go, a prze­to źró­dło, z któ­re­go wy­szło, wi­dzi tyl­ko po lin­ji za­ła­ma­nia ostat­nie­go, czy­li w miej­scu fał­szy­wym. Jest tedy wiel­kie praw­do­po­do­bień­stwo, iż cel przy­szły wsku­tek idą­cych na­przód za­ła­mań, rów­nież w fał­szy­wym wi­dzi miej­scu. Po­znać swą prze­szłość we wszyst­kich za­ła­ma­niach, to zna­czy, zbli­żyć się do zro­zu­mie­nia swych uzdol­nień, a prze­to pew­niej­szą sto­pą iść na­przód.

Dziś le­karz, u któ­re­go się zja­wia­my, nie po­prze­sta­je na ba­da­niu na­sze­go or­ga­ni­zmu. Roz­py­tu­je nas o mat­kę i ojca, dzia­da i bab­kę, na­wet o lin­je bocz­ne rodu. Tak samo po­wi­nien po­stę­po­wać hi­sto­ryk, so­cjo­log i fi­lo­zof. Czym je­ste­śmy dziś? Czym by­li­śmy w epo­ce kru­cjat? Czym w epo­ce ka­ta­kumb? A je­że­li nie bra­li­śmy przez przod­ków w tym udzia­łu, to jed­nak całą na­szą psy­chi­kę tacy wła­śnie kształ­to­wa­li. Jak zie­mia, po­zor­nie nie­ru­cho­ma, bez­wład­nie na­przód pę­dzi, tak na­sza psy­chi­ka, rze­ko­mo oko­ło wła­snej tyl­ko ob­ra­ca­ją­ca się osi, pę­dzi we­dle pchnięć z przed ty­siąc­o­le­ci i dzie­się­cio­ty­sią­co­le­ci, jak i sama psy­chi­ce po­ko­leń na­stęp­nych pchnięć ta­kich udzie­la.

Przy­czy­nić się do po­zna­nia or­bi­ty na­szej psy­chi­ki, oto fi­lo­zo­ficz­ny cel tej książ­ki, gdy ce­lem spe­cjal­nym jest ro­ze­zna­nie pod­sta­wo­wych ta­jem­nic astro­lo­gji chrze­ści­jań­skiej, któ­ra ongi była kró­lo­wą nauk, wszyst­kie od sie­bie uza­leż­niw­szy.

Zda­wa­ło­by mi się, że te­mat tej książ­ki po­wi­nien­by za­in­te­re­so­wać w rów­nej mie­rze księ­dza, jak nie­do­wiar­ka, przy rod­ni­ka, jak fi­lo­zo­fa, spo­łecz­ni­ka, jak psy­cho­lo­ga, li­te­ra­ta, jak i ma­la­rza. Ale to może na­stą­pi do­pie­ro znacz­nie póź­niej, kie­dy ręki, któ­ra te sło­wa pi­sze, już daw­no nie bę­dzie. Tym­cza­sem książ­ka moja bę­dzie krą­ży­ła tyl­ko w świe­cie wy­żej wspo­mnia­nym. Lecz to mi zu­peł­nie wy­star­cza.

* * *1.

Chrze­ści­jań­stwo wy­pły­wa na po­wierzch­nią dzie­jów w epo­ce, kie­dy świa­to­wład­ne ce­sar­stwo rzym­skie żyło pod uro­kiem astro­lo­gji, któ­ra, jak to słusz­nie po­wia­da Bu­ché Le­der­cq, była ongi re­li­gją(1).

Uro­ko­wi temu ule­ga­ją w rów­nej mie­rze lu­dzie pro­ści, jak i ce­za­ro­wie. Swe­ton­jusz w Ży­ciu Okta­wia­na Au­gu­sta pod ko­niec roz­dzia­łu 44 pi­sze o nim: "Miesz­ka­jąc w Apo­lon­ji, wszedł na wy­kusz (pre­gu­la) ma­te­ma­ty­ka (astro­lo­ga) Teo­ge­na w to­wa­rzy­stwie Agry­py: gdy Agry­pie, któ­ry się go naj­pierw ra­dził, wiel­kie i nie­praw­do­po­dob­ne zwia­sto­wał rze­czy, Au­gust wo­lał za­mil­czeć o go­dzi­nie swe­go uro­dze­nia, z bo­jaź­ni lub wsty­du, aby się czymś po­śled­niej­szym nie oka­zał; Gdy jed­nak po wie­lu na­le­ga­niach wresz­cie to uczy­nił. Teo­gen ze­rwał się i od­dał mu cześć. Au­gust wnet tak uwie­rzył w swe prze­zna­cze­nie, iż roz­gło­sił stan nie­ba w cza­sie swe­go uro­dze­nia i mc dal srebr­ny ze zna­kiem gwiaz­dy Ko­zio­roż­ca (si­de­ris Ca­pri­cor­ni), pod któ­rą się uro­dził, ka­zał wy­bić". Znak ten umiesz­cza na­wet na sztan­da­rach ufun­do­wa­nych przez sie­bie le­gji(2).

Dzień uro­dzin ce­sa­rza Au­gu­sta jest nam zna­ny. W roz. 5 Swe­ton­jusz pi­sze: "Au­gust uro­dził się za kon­su­la­tu Cy­ce­ro­na dnia 22 wrze­śnia przed sa­mym wscho­dem słoń­ca". Po­nie­waż wie­my choć­by z Owi­dju­szo­we­go Ka­len­da­rza Uro­czy­sto­ści, ma­ją­ce­go w ory­gi­na­le ty­tuł "Fa­sti", w ja­kich zna­kach kon­ste- – (1) L'astro­lo­gie gre­cque, str. 1.

(2) Al­fred von Do­ma­szew­ski. Abhan­dlun­gen zur ro­emi­schen Re­li­gion, str, 6 – 8.

la­cyj­nych przyj­mo­wa­no wte­dy prze­by­wa­nie słoń­ca w róż­nych mie­sią­cach, (acz­kol­wiek z dzie­ła tego do­szło nas tyl­ko sześć pierw­szych ksiąg, po­świę­co­nych mie­sią­com od stycz­nia do lip­ca), prze­to mo­że­my so­bie przy po­mo­cy glo­bu­su astral­ne­go bar­dzo ła­two od­two­rzyć po­ło­że­nie ciał nie­bie­skich, a więc ma­te­riał wró­żeb­ny astro­lo­ga Teo­ge­na. Był to czas je­sien­ne­go po­rów­na­nia dnia z nocą.

Dnia 22 wrze­śnia słoń­ce znaj­do­wa­ło się w kon­ste­la­cji Wagi. W cią­gu dwóch go­dzin, nim wy­pły­nę­ło na ho­ry­zont, przez dol­ny po­łu­dnik prze­cho­dzi­ła kon­ste­la­cja Ko­zio­roż­ca. W tym to cza­sie i pod tym zna­kiem ro­dził się wład­ca Rzy­mu, Ital­ji i świa­ta. Nie bez przy­czy­ny oświe­tli­łem wróż­bę astro­lo­ga Teo­ge­na na glo­bu­sie astral­nym, al­bo­wiem Teo­gen nie in­a­czej po­stę­po­wał. Je­że­li wo­gó­le tak bły­ska­wicz­nie za­wy­ro­ko­wał, to nie­tyl­ko mu­siał po­sia­dać glo­bus astral­ny, któ­ry czę­sto ob­ra­cał, ale mu­siał rów­nież mieć go, jak się to mówi, w gło­wie.Że glo­bu­sy astral­ne były w uży­ciu na kil­ka­set lat przed po­ja­wie­niem się chrze­ści­jań­stwa i ie były ob­ra­cal­ne, wie­my dziś na pew­no z ba­dań na­uko­wych(1). Już Hip­parch pra­co­wał przy po­mo­cy glo­bu­su astral­ne­go. Roku 212 przed na­szą erą Mar­cel­lus przy­wo­zi z Sy­ra­kuz do Rzy­mu wspa­nia­ły spi­żo­wy glo­bus astral­ny i usta­wia go w świą­ty­ni Cno­ty. Po­ezja po­świę­cą mu swą uwa­gę(2). Thie­le(3) i Boll(4) wy­ka­za­li wpływ glo­bu­sów astral­nych na tek­sty sta­ro­żyt­nych astro­no­mów. "Jak moż­na się było in­a­czej upew­nić", pyta Boll, "nie­tyl­ko już co do tego, któ­re fi­gu­ry kon­ste­la­cyj­ne znaj­du­ją się na wscho­dzie, w gó­rze, na za­cho­dzie, ale na­wet w naj­niż­szym punk­cie pod wid­no­krę­giem?" To, co mówi Boll, sto­su­je się wła­śnie do wróż­by Teo­ge­na, gdyż fi­gu­ra kon­ste­la­cji Ko­zio­roż­ca w chwi­li na­ro­dzin ce­za­ra do­ło­wa­ła.

W zna­ku Ko­zio­roż­ca od­ra­dza­ło się pod­czas zi­mo­we­go prze­si­le­nia dnia z nocą Nie­prze­zwy­cię­żo­ne Słoń­ce, z któ­rym był rów­na­ny bo­ski Apol­lo. Otóż ce­zar Au­gust, pod zna­kiem Ko­zio­roż­ca zro­dzo­ny, nie­tyl­ko uwa­żał się za boga, ale na­wet uczty wzo­rem bo­gów od­pra­wiał.

Wia­do­mo, że licz­ba uczest­ni­ków bie­sia­dy za­leż­na była od pew­nych na­der sta­ro­żyt­nych i za­ko­rze­nio­nych głę­bo­ko po­jęć. Jesz­cze póź­ny Ma­cro­bius w wie­ku V wspo­mi­na, że na pew­nych wie­czer­zach sa­kral­nych licz­ba uczest­ni­ków nie może być mniej­sza niż Gra­cji, ani też więk­sza niż Muz(5). Uka­żę póź­niej wi­ze­run­ki z trze­ma i dzie­wię­cio­ma uczest­ni­ka­mi ta­kiej wie­cze­rzy.

Ale wi­docz­nie inne licz­by mia­ły też swo­je zna­cze­nie, mię­dzy in­ne­mi dwu­nast­ka, świę­ta licz­ba dwu­na­stu bo­gów kon­ste­la­cyj­nych zo­dja­ku, sko­ro Swe­ton­jusz w roz. 70 tak da­lej o Au­gu­ście pi­sze: "Dużo też roz­po­wia­da­no so­bie o jego taj­nej – (1) Thie­le, An­ti­ke Him­mels­bil­der, str. 27 – 45.

(2) Owi­djusz, Fa­sti VI, 277 i nast.

(3) Thie­le j… w. str. 45 i nast.

(4) Spha­era, str. 88 i nast.

(5) Sa­turn. I, VII, 12.

wie­cze­rzy, zwa­nej przez po­spól­stwo dwu­na­sto­bo­go­wą (quae vul­go δωδεxαθεος vo­ca­ba­tur), w któ­rej uczest­ni­cy bra­li udział, upo­sta­cio­wa­ni za bo­gów i bo­gi­nie, zaś on sam za Apol­li­na prze­bra­ny".

Ce­zar Au­gust umarł 14 roku na­szej ery. Otóż jest rze­czą wiel­ce zna­mien­ną, ie zna­ko­mi­ty znaw­ca ka­ta­kumb rzym­skich Gar­ruc­ci w "Sto­ria dell'arte cri­stia­na" po­ka­zu­je nam po­do­bi­znę fre­sku, na któ­rym za­sia­dło u wie­cze­rzy mi­ste­ryj­nej tak­że dwa­na­ście po­sta­ci, a pierw­sza z nich po le­wej nie po­zo­sta­wia naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści co do swe­go cha­rak­te­ru(1).

Wraz z ce­za­rem wszy­scy się grą­żą w astro­lo­gji, po­cią­gnię­ci jej cza­rem nie­prze­par­tym(2), kul­ty boga i bo­gów, ży­cie oby­wa­tel­skie, pu­blicz­ne i pry­wat­ne, na­uka, sztu­ka. Wpływ astro­lo­gji tak od­bi­ja się w woj­sko­wo­ści na sztan­da­rach rzym­skich w ich roz­ma­itych zna­kach zo­dja­kal­nych(3) a w bu­dow­nic­twie na sta­wia­niu sep­ti­zon­jów (sied­mios­fer) czy sep­ti­zo­djów (sied­mio­zna­ków), jak na sym­bo­lach kon­ste­la­cyj­nych wie­lu her­bów śre­dnio­wiecz­nych(4) i na 366 ko­lum­nach me­cze­tu Amru'ego w Ka­irze, od­po­wia­da­ją­cych licz­bie dni roku prze­stęp­ne­go, w któ­rym to me­cze­cie do­tąd od­pra­wia się na­bo­żeń­stwo tyl­ko raz do roku, zaś w la­tach wiel­kich klęsk zbie­ra się du­cho­wień- – (1) Po­rów. Da­rem­berg i Sa­glio, Dic­tion­na­ire des an­ti­qu­ités gre­cqu­es et ro­ma­ines, pod "Mapa", fig. 4831.

(2) Cu­mont, Die orien­ta­li­schen Re­li­gio­nen im ro­emi­schen He­iden­tum, str. 192.

(3) Do­ma­szew­ski j… w. w sko­ro­wi­dzu pod "Zo­dia­kal­ze­ichen".

(4) Myśl Nie­pod­le­gła Nr. 185, str. 1385.

stwo wszyst­kich re­li­gji, jak w roku 1808, kie­dy du­cho­wień­stwo ma­ho­me­tań­skie, chrze­ści­jań­skie z ra­bi­na­tem ży­dow­skim na wspól­ne ze­bra­ło się, mo­dły, aby upro­sić Boga o wy­lew Nilu.

Na­wet ma­lar­stwo chrze­ści­jań­skie ka­ta­kumb rzym­skich chce myśl swą re­li­gij­ną wy­ra­zić astro­lo­gicz­nie. Naj­star­szy fresk Ła­ma­nia Chle­ba (Frac­tio Pa­nis), czy­li Ofia­ry Eu­cha­ry­stycz­nej, po­prze­dza­ją­cej Ko­mun­ję, a znaj­du­ją­cy się w Cap­pel­la Gre­ca ka­ta­kum­by św. Pry­scyl­li i po­cho­dzić ma­ją­cy z po­cząt­ku wtó­re­go stu­le­cia na­szej ery, zo­stał po­my­śla­ny i wy­ko­na­ny czy­sto astro­lo­gicz­nie.

Za­mie­rzam fakt ten, na­uce zu­peł­nie nie­zna­ny, uka­zać tu i udo­wod­nić z całą do­kład­no­ścią a na­wet dro­bia­zgo­wo­ścią, od­po­wia­da­ją­cą jego do­nio­sło­ści i nie­zwy­kło­ści.2.

Otwie­ram cen­ną książ­ką nie­miec­ką pod na­głów­kiem "Frac­tio pa­nis (Ła­ma­nie chle­ba), naj­star­szy wi­ze­ru­nek ofia­ry eu­cha­ry­stycz­nej w Cap­pel­la Gre­ca, od­kry­ty i ob­ja­śnio­ny przez Jó­ze­fa Wil­per­ta"(1) i za­trzy­mu­ję wzrok na ta­bli­cy po­dwój­nej – (1) Frac­tio pa­nis. Die ael­te­ste Dar­stcl­lung des eu­cha­ri­sti­schen Opfers in der "Cap­pel­la Gre­ca", ent­deckt und er­la­eu­tert von Jo­seph Wil­pert, mit 15 Ta­fe­in und 20 Ab­bil­dun­gen im Text, Fre­iburg im Bre­is­gau 1895, str. XII, 140, XVII, fo­lio.

XIII – XIV. Na­stęp­nie otwie­ram tom dru­gi po­mni­ko­we­go dzie­ła Wil­per­ta "Ma­la­tu­ry ka­ta­kumb rzym­skich"(1) na ta­bli­cy 15 Nr. 1. Aby nie po­wta­rzać dłu­gich ty­tu­łów, będę rzecz pierw­szą sta­le na­zy­wał "Frac­tio", dru­gą zaś "Ma­la­tu­ry".

Kto się za­bie­ra do po­dob­ne­go Stu­djum, jak w da­nej chwi­li ja, temu nie wy­star­cza zwie­dze­nie ka­ta­kumb rzym­skich. Zwie­dza­łem je prze­cież. Słusz­nie cał­kiem pi­sze Wil­pert w przed' mo­wie do swych dwóch ogrom­nych fol­jan­tów: "Stu­djo­wa­nie tre­sków cmen­ta­rzy­sko­wych na miej­scu jest bar­dzo utrud­nio­ne na­wet dla ta­kich, któ­rzy miesz­ka­ją w Rzy­mie; po­mi­ja­jąc bo­wiem trud­no­ści ma­ter­jal­ne, nie wiem na­wet, czy­by zna­lazł się śród ca­va­to­ri taki, któ­ry­by do tego stop­nia or­jen­to­wał się w la­bi­ryn­cie ka­ta­kumb, iiby zdo­łał od­na­leść wszyst­kie ob­ra­zy. Dla więk­szo­ści ar­che­olo­gów jest to wo­gó­le nie­moż­li­we, al­bo­wiem za­le­d­wie nie­wie­lu mie­wa szczę­ście prze­by­wa­nia czas dłuż­szy w wiecz­nym mie­ście. Z tego po­wo­du a na­stęp­nie wsku­tek sta­le po­stę­pu­ją­ce­go blak­nię­cia fre­sków sta­wi­łem so­bie za cel, aby przy spo­rzą­dza­niu ko­pji osią­gać moż­li­wie naj­więk­szą wier­ność" (Ma­la­tu­ry I, VIII IX).

Dzie­ło to, nad któ­rym Wil­pert pra­co­wał pięt­na­ście lat, a któ­re na 267 ta­bli­cach tomu wtó­re­go za­wie­ra prze­szło 500 re­pro­duk­cji akwa­re­lo­wych, zo­sta­ło do­ko­na­ne pod opie­ką Sie­dzy Apo­stol­skiej a przy po­par­ciu ma­ter­jal­nym ce­sa­rza Wil­hel­ma II, oraz kar­dy­na­ła Kop­pa, któ­re­mu też Wil­pert je dy­ko­wał. Prócz tego ostat­nią ser­ję akwa­rel spo­rzą­dzi­ło per­to­wi To­wa­rzy­stwo Gór­re­sa, roz­ma­ici ucze­ni spe­cja­li­ści po­ma­ga­li mu radą i wska­zów­ka­mi, a róż­ni mon­sin­jo­ro­wie ro­bi­li na­wet ko­rek­tę tomu pierw­sze­go, za­wie­ra­ją­ce­go tekst, gdyż Wil­pert nie chciał być tyl­ko wy­daw­cą tego skar­bu, ale za­ra­zem, jego hi­sto­ry­kiem i eg­ze­ge­tą. Z przy­czyn, któ­rych wy­ja­wić nie może, ale któ­rych ła­two się dy­my­śleć, mu­siał przed pu­bli­ka­cją dwa razy całe dzie­ło prze­ra­biać.

Otóż te­raz czy­tel­nik zro­zu­mie, że wszel­kie stu­dja nad ma­lar­stwem ka­ta­kum­bo­wym mu­szą się za­cząć od tego, co Wil­pert zro­bił. Do­pie­ro po­sia­da­jąc w swej wła­snej pra­cow­ni – (1) Die Ma­le­re­ien der Ka­ta­kom­ben Roms, he­raus­ge­ge­ben von Jo­seph Wil­pert, mit 267 Ta­feln und 54 Ab­bil­dun­gen im Text, Fre­iburg im Bre­is­gau 1903, t. I str. XIX, 596, II ta­blic 267, fo­lio.

ów skar­biec do­sko­na­le sko­pjo­wa­ny, roz­se­gre­go­wa­ny i ska­to­lo­go­wa­ny, moż­na przy­stą­pić do stu­djów dal­szych, któ­re mnie tu wła­śnie in­te­re­su­ją.

W roz­dzia­le dzie­wią­tym Wil­pert po­da­je "Re­gu­ły za­sad­ni­cze wy­ja­śnia­nia re­li­gij­nych ma­la­tur ka­ta­kum­bo­wych" (str. 140 150). Mnie­ma, że treść tych ob­ra­zów jest za­wsze bar­dzo ja­sna i pro­sta. Kto bę­dzie się, ucie­kał do eg­ze­ge­zy za­wi­łej, ten się od­da­li od praw­do­po­do­bień­stwa. W za­kre­sie scen ob­rząd­ko­wych wy­star­cza Pi­smo Świę­te i li­te­ra­tu­ra Oj­ców Ko­ścio­ła. Nie­ste­ty!

Wie­dza współ­cze­sna, któ­ra pa­trzy na ma­lar­stwo ka­ta­kum­bo­we tyl­ko jako na je­den kla­wisz wiel­kich or­ga­nów o kil­ku kla­wia­tu­rach i wie­lu re­gi­strach, nie zgo­dzi się z Wil­per­tem! To, co moie było rze­czy­wi­ście pro­ste i zro­zu­mia­łe dla tak zwa­nych wta­jem­ni­czo­nych, a moie na­wet ogó­łu pew­nej ka­te­gor­ji wy­znaw­ców z przed dwu­dzie­stu wie­ków, dla nas sta­ło się za­gad­ką, na pierw­szy rzut oka zu­peł­nie nie­zro­zu­mia­łą, a wy­ja­śnie­nia mi­strzów, jak Wil­pert, roją się od sprzecz­no­ści i na­wet wprost fał­szy­wych wi­dzeń.

Bądź­my z ca­łym re­spek­tem i peł­ni wdzięcz­no­ści dla nie­zrów­na­nej pra­cy ta­kich mi­strzów, jak mię­dzy in­ne­mi Wil­pert, któ­rzy ów bo­ga­ty ma­ter­jał od­kry­li, wy­da­li w re­pro­duk­cjach i opi­sa­li. Ale wy­bi­ła go­dzi­na, w któ­rej chłod­na, kry­tycz­na i nie­za­leż­na wie­dza musi ma­ter­jał ów zba­dać i ze­sta­wić z temi skar­ba­mi, któ­re na in­nych po­lach zo­sta­ły zna­le­zio­ne i na­uko­wo ro­ze­zna­ne.

Za­trzy­mu­ję w tej chwi­li wźrok na jed­nym tyl­ko po­mni­ku, ale naj­waż­niej­szym i łą­czą­cym się or­ga­nicz­nie z ca­łym splo­tem in­nych, po­zor­nie nie ma­ją­cych z nim nic wspól­ne­go. Wstęp­na za­raz ana­li­za wy­ka­że, ie sto­imy przed za­gad­ką. Mó­wię o wi­ze­run­ku sce­ny Ła­ma­nia Chle­ba.3.

Naj­pierw mu­szę pod­dać szcze­gó­ło­wej kry­ty­ce ob­ja­śnie­nia Wil­per­ta. Pro­szę każ­dy szcze­gół mej kry­ty­ki spraw­dzać z wiz. 3.

W męż­czy­znie bro­da­tym po le­wej od wi­dza Wil­pert roz­po­zna­je bi­sku­pa chrze­ści­jań­skie­go w chwi­li, kie­dy roz­po­czy­na ob­rzą­dek li­tur­gicz­ny, Wil­pert twier­dzi, ie bi­skup trzy­ma w wy­cią­gnię­tych rę­kach chleb i ma go wła­śnie ła­mać (Frac­tio, 9; Ma­la­tu­ry I, 286).

Po­wyż­sze ob­ja­śnie­nie Wil­per­ta brzmi dziw­nie z tego po­wo­du, po­nie­waż na ta­le­rzu po stro­nie pra­wej znaj­du­je się… pięć chle­bów w peł­nej licz­bie sym­bo­licz­nej sztuk pię­ciu, od­po­wia­ją­cych in­nej licz­bie sym­bo­licz­nej, mia­no­wi­cie dwóch ryb, któ­re znaj­du­ją się na ta­le­rzu w środ­ku ob­ra­zu.

Sko­ro Wil­pert są­dzi, ie ob­raz ten wpraw­dzie przed­sta­wia re­ali­stycz­nie sce­nę ob­rząd­ku, lecz za­ra­zem opie­ra się na sce­nie ewan­gie­licz­nej cu­dow­ne­go na­kar­mie­nia rzesz dwie­ma ry­ba­mi i pię­cio­ma chle­ba­mi (Frac­tio, 16-17), to prze­cież chleb w rę­kach bi­sku­pa był­by szó­stym.

A więc ob­ja­śnie­nie Wil­per­ta mimo po­zo­rów traf­no­ści bu­dzi po­wąt­pie­wa­nie.

Wil­pert mnie­ma na­stęp­nie, ie wier­ni, któ­rych ma wy­obra­żać sześć dal­szych po­sta­ci, "leżą" (sind ge­la­gert) we­dle zwy­cza­iu rzym­skie­go, za­cho­wy­wa­ne­go przy ucztach (Frac­tio, 16; Ma­la­tu­ry I, 287).

Zgo­dzą się z Wil­per­tem, ie po­stać bi­sku­pa, czy­li po le­wej owe­go bro­da­te­go męż­czy­zny z wy­cią­gnię­te­mi na pra­wo rę­ka­mi, wy­wie­ra wra­że­nie, jak gdy­by "przed" sofą ja­dal­ną (Spe­ise­so­pha) sie­dzia­ła na ja­kimś ni­skim przed­mio­cie, choć tego przed­mio­tu nie wi­dać. Ale o "le­że­niu" owych sze­ściu po­sta­ci nie moie być mowy. Zbyt uważ­nie oglą­da­łem re­pro­duk­cje Wil­per­ta, po­ka­zy­wa­łem je licz­nym zna­jo­mym, ze­sta­wia­li­śmy je z wi­ze­run­ka­mi, na któ­rych po­sta­ci rze­czy­wi­ście "leżą", albo, jak się to mówi, "spo­czy­wa­ją", aby na fre­sku tym ślad naj­mniej­szy ta­kie­go "le­że­nia, " lub "spo­czy­wa­nia" dał się wy­kom­bi­no­wać. Wy­star­cza ze­sta­wić wiz. 3 z wiz. 2, aby się prze­ko­nać, ie tak jest, jak pi­szę. Owe sześć po­sta­ci za sofą moie sie­dzi, stoi lub na­wet wisi w prze­strze­ni, ale na pew­no żad­na z nich nie "leży". To "le­że­nie" czy też "spo­czy­wa­nie" Wil­pert wkła­da w ów fresk od sie­bie.

Po­do­bi­zna tric­li­nium pom­pe­jań­skie­go uka­zu­je nam prze­strzeń, na któ­rej bie­siad­ni­cy mo­gli się istot­nie ukła­dać do uczty. Rze­czy­wi­ście w okre­sie, do któ­re­go Wil­pert ów fresk Ła­ma­nia Chle­ba za­li­cza, uży­wa­no le­go­wisk owal­nych, zwa­nych "sig­ma", gdyż przy­po­mi­na­ły kształt ów­cze­sny tej li­te­ry grec­kiej, mia­no­wi­cie C. Ale gdy­by na­wet przy­jąć, że na fre­sku Ła­ma­nie Chle­ba mamy przed sobą sig­mę, ja­kie owe sześć po­sta­ci by­ło­by cu­dacz­nie wy­krę­co­nych!

Przy­pu­ść­my wszak­że, ie Wil­pert ma co do tego słusz­ność i że au­tor fre­sku ile te sześć po­sta­ci pod wzglę­dem ry­sun­kom­wym na­ma­lo­wał. Nic to po­ło­że­nia nie po­lep­szy.

Je­że­li bo­wiem ową "sofą ja­dal­ną" (Spe­ise­so­pha) ma być we­dle Wil­per­ta "sig­ma", "sti­ba­dium", "aceu­bi­tum", "aceu­bi­to­rium" (Frac­tio, 8; Ma­la­tu­ry I, 48), to mu­si­my się go za­py­tać, gdzie po­dzia­ły się obo­wiąz­ko­we przed nie­mi sto­ły trój­noż­ne, "men­sae tri­po­des"?

Oto po­do­bi­zna fre­sku pom­pe­jań­skie­go, na któ­rym amor­ki rze­czy­wi­ście spo­czy­wa­ją na "sti­ba­dium", ma­jąc przed sobą stół trój­noż­ny. Amor­ków jest dzie­sięć, co od­po­wia­da wspo­mnia­nej wy­żej cy­ta­cie Ma­cro­biu­sa, iż ma być licz­ba wiać "excep­to rego co­nvi­vii," prócz "kró­la" czy­li prze­wod­ni­czą­ce­go uczty. Że jest to ob­raz tre­ści re­li­gij­nej a nie ro­dza­jo­wej, nikt chy­ba nie wąt­pi. Ale na in­nym fre­sku pom­pe­jań­skim mamy już ści­śle dzie­więć po­sta­ci. I to musi być wi­ze­ru­nek re­li­gij­ny. Przy­zna­ją, że po­sta­ci w głę­bi "spo­czy­wać" nie mogą; nie­za­wod­nie przy­klę­kły. Wsze­la­ko leżą bo­daj po­sta­ci, wid­nie­ją­ce po obu bo­kach, gdy rze­ko­ma po­stać bi­sku­pa na fre­sku Ła­ma­nia Chle­ba znaj­du­je się w ta­kiej po­zy­cji, któ­ra żad­nym in­nym wzo­rom nie od­po­wia­da. Ale na fre­sku pom­pe­jań­skim mamy naj­wy­raź­niej stół trój­noż­ny.

Wszak sam Wil­pert przy­znał, wi­dząc na fre­sku Ła­ma­nia Chle­ba ta­le­rze z ry­ba­mi i chle­ba­mi, a zwłasz­cza kie­lich na zie­mi, ie grunt w ka­ta­kum­bach "nie był cał­kiem rów­ny" (Frac­tio, 80), więc kie­lich mógł był wy­wró­cić się bar­dzo ła­two. Przy­tym sam po­wi­nien był się dzi­wić, ie wbrew naj­bar­dziej pry­mi­tyw­nym po­ję­ciom ce­re­mon­ji sa­kral­nych owych cza­sów uczest­ni­cy tak się z da­ra­mi bo­źe­mi ob­cho­dzi­li. Sami sie­dzą czy lezą, a świę­to­ści sta­wia­ją przed sobą na zie­mi?

Wil­pert za­rzu­ca nas for­mal­nie cy­ta­ta­mi z li­te­ra­tu­ry o ców ko­ścio­ła, ale nie przy­to­czył ani jed­nej, któ­ra­by uspra­wie­dli­wi­ła taką prak­ty­kę li­tur­gicz­ną.

Mi­nu­tius Fe­lix po­wia­da wpraw­dzie, że chrze­ści­ja­nie "nie mają świą­tyń i oł­ta­rzy"(1), lecz nie­za­wod­nie w sen­sie po­gan­skim, gdyż stał­by w sprzecz­no­ści z ca­łym pi­śmien­nic­twem chrze­ści­jan.

–- (1) Octa­vius, 32.

Ju­styn, opi­su­jąc uro­czy­stość eu­cha­ry­stycz­ną, nie po­wia­da wpraw­dzie wy­raź­nie, czy był w uży­ciu stół albo oł­tarz(1), wsze­la­ko mówi, że ce­ro­mon­ja ta od­by­wa­ła się po­dob­nie, jak u czci­cie­li Mi­try, ci zaś po­słu­gi­wa­li się sto­łem oł­ta­rzem, jak świad­czy za­cho­wa­ny ma­ter­jał wi­ze­run­ko­wy(2).

Ale w pi­smach No­we­go Te­sta­men­tu mamy naj­wy­raź­niej­sze wzmian­ki "oł­ta­rza" i "sto­łu Pana"(3). Tak samo rzecz się ma w naj­star­szych po­mni­kach pi­śmien­nic­twa ko­ściel­ne­go (4). Probst, któ­ry ba­dał li­tur­gję wie­ków pierw­szych chrze­ści­jań­stwa, stwier­dza, że stół świę­ty mu­siał być w uży­ciu a na­wet wy­ka­zu­je, że dwa jego okre­śle­nia, "tra­pe­za" i "thy­sia­ste­rion", ozna­cza­ły je­den i ten sam przed­miot(5).

Sam Wil­pert do­star­cza nam do­wo­du prze­ciw­ko so­bie. Mia­no­wi­cie po­ka­zu­je nam fresk z ka­ta­kumb św. Ka­lik­sta, na któ­rym ofia­ry eu­cha­ry­stycz­ne, chleb i ryba, leżą na sto­le trój­noż­nym (Wiz. 7). Do­ko­ny­wa się ich kon­se­kra­cja. Wil­pert mnie­ma na­wet, że kon­se­kra­cji do­ko­ny­wa sam Chry­stus (Ma­la­tu­ry 1, 46; 11, 41 Nr. *l), czy­li po­stać po le­wej, do­ty­ka­ją­ca ofiar, nie zaś po­stać po pra­wej z rę­ko­ma roz­skrzy­źo­wa­ne­mi, to zna­czy w po­sta­wie "oran­te".

Fresk eu­cha­ry­stycz­ny Ła­ma­nia Chle­ba; któ­ry jest przed" mio­tem mego ba­da­nia, po­cho­dzi, jak już po­wie­dzia- – (1) 1 Apo­lo­gja, 65-66.

(2) Cu­mont, Die My­ste­rien des Mi­th­ra, ta­bli­ca II fig. 6.

(3) 1 Kor. IX, 13; X, 18, 21; Hebr. VII, 13; XIII. 10; Rzym. XI, 3.

(4) Igna­cy An­tjo­cheń­ski, List do Trall. 7, do Fi­lad. 4; Kon­sty­tu­cje Apo­stoł. VIII, 12.

(5) Li­tur­gie der er­sten drei chri­stli­chen Jahr­hun­der­te, str. 20.

łem, z po­cząt­ku II wie­ku. Tym­cza­sem na fre­sku o sto lat póź­niej­szym, a na­zwa­nym "Sty­pa" (To­ten­mahl), wi­dać na­wet trzy ta­kie sto­ły trój­noż­ne (Ma­la­tu­ry 1, 516; II, 66). Je­że­li pod­ło­ga w ka­ta­kum­bach była tak świę­ta, że moż­na było na niej sta­wiać ofia­ry eu­cha­ry­stycz­ne, to chy­ba w nie­bie we­dle wy­obra­żeń chrze­ści­jan była jesz­cze święt­sza. Tym­cza­sem na ob­ra­zach, przed­sta­wia­ją­cych "bie­sia­dy nie­bie­skie", wi­du­je­my sto­ły (I, 473-475; II, 157 Nr. * 1 i 2; 133 Nr. *2; 184). Wszyst­kie te fre­ski po­cho­dzą z pierw­szej po­ło­wy lub po­ło­wy IV wie­ku i tyl­ko na jed­nym z wcze­śniej­szych brak sto­łu (11, 132 Nr. *1).

Na pew­nym fre­sku "bie­sia­dy nie­bie­skiej" z po­ło­wy IV wie­ku mamy nie­tyl­ko stół, ale ta­kie owe przez Ma­cro­biu­sa wspo­mnia­ne trzy, od­po­wia­da­ją­ce licz­bie Gra­cji, po­sta­ci. Ale co zcze­gól­niej­sze, że mamy kie­lich pro­sty a nie o dwóch uchach.

A więc wła­ści­wie tyl­ko na fre­skach, uzna­nych przez Wil­per­ta za "uczty" lub po­wiedz­my "wie­cze­rze eu­cha­ry­stycz­ne" brak sto­łów trój­noż­nych, acz­kol­wiek pi­sma No­we­go Te­sta­men­tu zna­ją "Stół Pana", po grec­ku "tra­pe­za ky­riu", któ­re to okres – le­nie, ozna­cza­ją­ce przy­stę­po­wa­nie do ko­mun­ji, czy­li "przy­stę­po­wa­nie do Sto­łu Pań­skie­go", do dziś się za­cho­wa­ło.

Po­nie­waż na fre­sku Ła­ma­nia Chle­ba uczest­ni­cy sta­now­czo nie "leżą", lecz naj­wy­raź­niej znaj­du­ją się za "sofą", prze­to poj­mo­wa­nie tej sce­ny "re­ali­stycz­nie", jak chce Wil­pert, jest bar­dzo utrud­nio­ne.

Wy­obraź­my so­bie iście wy­god­ne po­ło­że­nie: sia­dam do uczty, ale krze­sło, na któ­rym mam sie­dzieć, sta­wiam przed sobą, a je­dze­nie, po któ­re mam się­gnąć, sta­wiam przed krze­słem na pod­ło­dze!

Wil­pert przy­po­mi­na wpraw­dzie fakt zna­ny z li­te­ra­tu­ry oj­ców ko­ścio­ła, że wier­ni otrzy­my­wa­li ko­mun­ję z rąk bi­sku­pa, wsze­la­ko na fre­sku Ła­ma­nia Chle­ba trze­cia i siód­ma oso­ba naj­wy­raź­niej wy­cią­ga­ją pra­wi­ce w stro­nę ta­le­rza z ry­ba­mi, jak gdy­by za­mie­rza­ły same się­gnąć so­bie tę po­stać ofia­ry eu­cha­ry­stycz­nej, a nie cze­kać na otrzy­ma­nie jej z ręki bi­sku­pa.

Przy­tym w chwi­li tak uro­czy­stej nie wszyst­kie po­sta­ci wy­wie­ra­ją wra­że­nie od­po­wied­nio sku­pio­nych. Wpraw­dzie po­sta­ci dru­ga, czwar­ta, szó­sta i siód­ma są zwró­co­ne gło­wą do bi­sku­pa; ale trze­cia i pią­ta od­wró­ci­ły się od ce­le­bran­sa nie­tyl­ko gło­wą, lecz i ca­łym cia­łem.

Gdy­by na­wet oby­czaj­ność chrze­ści­jan pier­wot­nych nie­zaw­sze stać mia­ła na wy­so­ko­ści po­żą­da­nej, jak się zresz­tą o tym do­wia­du­je­my z pism oj­ców ko­ścio­ła, nie szczę­dzą­cych skar­ceń i upo­mnień, to trud­no przy­pu­ścić, aby taką nie­oby­czaj­ność chcia­no uwiecz­nić na fre­sku w ka­pli­cy ka­ta­kum­by św. Pry­scyl­li.

Wszak kwe­stją "or­jen­ta­cji" tak była waż­na i tak umy­sły zaj­mo­wa­ła, iż na­wet to było przed­mio­tem dys­ku­sji, czy Je­zus, ko­na­jąc na krzy­żu, miał twarz zwró­co­ną na za­chód, aby chrze­ści­ja­nie, któ­rzy pod­czas mo­dli­twy zwra­ca­li się na wschód, mo­gli mieć go ob­li­czem przed sobą (1).

Jak­żeż mo­że­my przy­pu­ścić, aby w ob­ra­zie świę­tym i to jesz­cze z owych cza­sów rzecz tak pierw­szo­rzęd­na, jak or­jen­ta­cja, była tak do­wol­nie trak­to­wa­na!

Pro­te­stu­je prze­ciw­ko temu cała li­te­ra­tu­ra chrze­ści­jań­ska.

–- (1) Jan Da­ma­sceń­ski, Wy­kład wia­ry IV, 12.

Wil­pert po­wia­da, ie mamy przed sobą "pół­ko­li­ste łoże" rzym­skie (halb­kre­is­fo­er­mi­ges Ru­he­bett). Ale je­że­li uwzględ­ni­my, gdzie fresk się mie­ści, i ie do nie­go na­le­ży rząd czte­rech ko­szów z chle­ba­mi po le­wej i trzech ko­szów z chle­ba­mi po pra­wej, któ­rych na moim ry­sun­ku nie­ma, gdyż ko­sze te nie in­te­re­su­ją mnie w tej chwi­li (Frac­tio, ta­bli­ca III; Ma­la­tu­ry 11, 15 Nr. * l), to mam wra­że­nie, że "sofa" jest nie­tyl­ko krą­gła, ale krą­gło­ścią swą nie­co w górę wznie­sio­na.

Na in­nych tego ro­dza­ju fre­skach wznie­sie­nie to wy­stę­pu" je wy­raź­niej (Ma­la­tu­ry 11, 14 Nr. * 2; 41 Nr. * 3 i 4), zwłasz­cza na owym, któ­ry się zwie "bie­sia­dą nie­bie­ską".

W zbio­rach wa­ty­kań­skich znaj­du­je się sta­ry a ilu­mi­no­wa­ny od­pis We­rgil­ju­sza, po­cho­dzą­cy z IV wie­ku na­szej ery. Jest w nim wi­ze­ru­nek uczty Ene­asza i Dy­do­ny. Po­mi­ja­jąc cha­rak­te­ry­stycz­ną rybę na ta­le­rzu, stół jak­by o czte­rech no­gach, trzy oso­by we­dle licz­by trzech Gra­cji, oraz bez­wa­run­ko­wo pro­stą sofę, kie­lich bez uch, sa­kral­nie wznie­sio­ne ręce pra­we dwóch po­sta­ci, nim­by, wi­dzi­my wy­raź­nie, ie nad sto­łem ów pas prąż­ko­wa­ny, bę­dą­cy gdzie­in­dziej wła­ści­wie "sofą", jest wy­raź­nie góry wznie­sio­ny.

Nie od rze­czy by­ło­by też py­ta­nie – acz­kol­wiek wyda się nie­jed­ne­mu dziw­nym – czy na fre­sku Ła­ma­nia Chle­ba (Wiz. 3) "sofa" jest wklę­sła, czy też wy­pu­kła? To zna­czy, czy pół­ko­li­stość jej cofa się w głąb, czy tez, jak bal­kon, wy­stę­pu­je na­przód?

Nie­chaj czy­tel­nik ra­czy dla pró­by wy­giąć pół­ko­li­sto stro­nę ni­niej­szej książ­ki, na któ­rej znaj­du­je się Wiz. 3, raz w głąb, dru­gi raz na­przód.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: