Tajemnicza nieznajoma - ebook
Tajemnicza nieznajoma - ebook
Kim jest ta piękna dziewczyna? Łowczynią majątków? Europejską arystokratką? Oszustką? Te pytania nurtują wszystkich w Sydney od kilku tygodni. A zwłaszcza Holta, bo to jego wuj wprowadził tajemniczą Sonię do towarzystwa.
Co więcej, starszy pan nie ukrywa, że chce ją uczynić spadkobierczynią ogromnej fortuny. Holt ma władzę i pieniądze, ale to za mało, by odkryć, kim naprawdę jest Sonia. Dokumenty, do których dociera, dowodzą, że taka osoba w ogóle nie istnieje…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9457-5 |
Rozmiar pliku: | 570 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Za tak piękną kobietą mężczyźni zawsze będą się oglądać, pomyślał Holt.
Należał do osób, które zwracały uwagę na wygląd zewnętrzny. Nigdy nie zapominał twarzy ani imion. Teraz nie mógł oderwać wzroku od młodej kobiety, która wkroczyła na bankiet u boku Marcusa Wainwrighta, pięćdziesięcioparoletniego członka jednej z najzamożniejszych i najbardziej wpływowych rodzin w kraju. Para wywarła piorunujące wrażenie. Przez salę przetoczył się szmer komentarzy.
– Nie mogę w to uwierzyć! – oburzyła się jego towarzyszka, Paula Rowlands, z rodziny założycieli i posiadaczy kilku centrów handlowych. – Plotka jednak okazała się prawdziwa – dodała zduszonym szeptem, zaciskając szczupłe palce na ramieniu Holta. – Marcus przyprowadził ją na dzisiejszą galę!
– Wcale się nie kryje – skomentował. – Zresztą taką piękność wpuściłby nawet najbardziej zatwardziały wykidajło.
– Daj spokój, Holt – zachichotała Paula. – To tylko kwiaciarka!
Paula była snobką, mimo to Holt ją lubił. Była ładna, dość bystra i sprawdzała się zarówno w łóżku, jak i poza nim. Ale jej największą zaletę stanowił ojciec milioner. George Rowlands był przedsiębiorcą, który dotarł na szczyt dzięki ciężkiej pracy. Był także dobrym człowiekiem. Zupełnie inaczej sprawy miały się z kobietami w tej rodzinie. Ani Paula, ani jej matka Marilyn nie przepracowały w swoim życiu nawet jednego dnia.
– Wiem od Roweny, że kwiaciarnia należy do niej, a dziewczyna ma niesamowitą rękę do kwiatów – sprostował.
– Rękę do kwiatów? Co za bzdury!
– Jest utalentowaną florystką.
– A cóż w tym trudnego? – prychnęła lekceważąco Paula.
– To prawdziwa sztuka, możesz mi wierzyć – zapewnił, wspominając nietrafione kompozycje w domu Rowlandsów.
– Każdy głupek to umie – żachnęła się. – Wystarczy kupić dużo kwiatów i powtykać je w fikuśne wazony.
– Nie takie to jednak proste – mruknął, podążając wzrokiem za Marcusem i jego towarzyszką.
Kobieta miała wspaniałą urodę i naturalny wdzięk. Zachowywała się niczym królowa. Nic dziwnego, że Marcus uległ jej urokowi, pomyślał.
– Twoja cioteczna babka też tu jest? – spytała zaniepokojona Paula. – Wygląda doprawdy doskonale jak na swój wiek.
– Rowena wygląda świetnie niezależnie od wieku – poprawił, wciąż skupiony na blond zjawisku.
– Holt, kochanie? – Paula szturchnięciem w żebra domagała się jego uwagi.
– Nie można zaprzeczyć, że jest bardzo piękna – mruknął pod nosem.
To było niepokojące. Dobro Marcusa leżało mu na sercu. Nie takiej osoby u jego boku się spodziewał, chociaż Rowena go ostrzegała. „To wspaniała młoda dama. Bez wątpienia z dobrej rodziny. O wyniosłej, chłodnej urodzie. Może pochodzi z Europy Środkowej? To poruszy Marcusa. Sam się przekonasz”.
– A widziałeś jej włosy? – Paplanina Pauli wyrwała Holta z zamyślenia.
– Chyba nie chcesz mi wmówić, że ty urodziłaś się ruda?
– Ja? Zrobiłam tylko kilka pasemek – skłamała. – Ale ona? Taki kolor musi pochodzić z butelki!
– A nie ze Skandynawii? Na nazwisko ma Erickson. Sonia Erickson. Może ma norweskie korzenie?
– Nie sądziłam, że Marcus da się tak ogłupić – westchnęła z goryczą. – Mamusia też nie.
– Ach, mamusia!
Straszna mamusia, posiadaczka Mitzi, suczki rasy chihuahua, która wita gości niczym rottweiler. Marilyn Rowlands święcie wierzyła, że jeśli dziewczyna nie wyjdzie za mąż, zanim skończy dwadzieścia cztery lata, zostanie starą panną. Pragnęła szybko wyswatać dwudziestoośmioletnią córeczkę. Najchętniej z Holta.
Jednak on nie zamierzał się żenić z Paulą.
– Pamiętasz ten obiad, który zorganizowała mamusia, żeby poznać Marcusa z Susan Hampstead? – spytała Paula. – Oboje stracili małżonków.
– Z tą drobną różnicą, że Susan Hampstead rozwiodła się z trzecim mężem, a Marcus pochował ukochaną żonę – warknął Holt.
– Tak, tak, wiem – przytaknęła Paula, gładząc jego plecy ugodowym, choć zaborczym gestem.
– Marcus od dawna jest pogrążony w smutku. To dobrze, że zdecydował się w końcu wyjść do ludzi – mruknął Holt.
Tyle tylko, że klan Wainwrightów nie chciałby, żeby Marcus popełnił okropną i niewątpliwie bolesną pomyłkę. Dziewczyna była za młoda i za ładna. Może nie była tak wytrawną łowczynią majątków jak Susan, ale mogła okazać się równie niebezpieczna.
– Marcus z pewnością zapłacił za jej suknię – szepnęła Paula. – Ty wiesz, ile to cacko musiało kosztować? Żadna kwiaciarka nie mogłaby sobie na nią pozwolić. Założę się, że to suknia od Chanel z linii vintage. A popatrz na jej biżuterię! Gdzie ja widziałam ten naszyjnik?
Holt nie zamierzał oświecić Pauli w tej kwestii. Na łabędziej szyi towarzyszki Marcusa spoczywały szmaragdy Lucy. Sonia włożyła również pasujące do nich kolczyki. Bajeczny komplet był prezentem ślubnym Marcusa dla zielonookiej żony. Nikt nie miał okazji go oglądać od dobrych sześciu lat, kiedy to Lucy zmarła na raka kości.
– Ech, kochanki nigdy nie wyjdą z mody – westchnął Holt, zaskoczony własnym rozgoryczeniem.
Szmaragdy Lucy, pomyślał wstrząśnięty. Czy ciotka miałaby coś przeciw temu? Czy przewraca się w grobie? Nie, Lucy była wspaniałą kobietą, odpowiedział sobie Holt. Dałaby dziewczynie szansę. On jednak wyczuwał zagrożenie. Za sprawą takich jak ona, życie mężczyzny stawało do góry nogami. Z pewnością była inteligentna i potrafiła manipulować ludźmi. Holt zauważył, że szmaragdy pasowały zarówno do jej sukni, jak i do pięknych, lekko skośnych oczu. Już sam nie wiedział, które błyszczą jaśniej. Szlachetne kamienie przyciągały spojrzenia. Delikatna skóra Soni przypominała płatki lilii. Takiej porcelanowej cery nie widywało się poza Europą. Holt był gotów się założyć, że jasny blond upiętych w kok włosów był stuprocentowo naturalny. Przeplatające się srebrne i złote pasma dawały niesamowity efekt. Zupełnie jakby na scenie pojawiła się promienista bogini.
Rowena jak zwykle miała rację. Towarzyszka Marcusa, młoda kobieta, właścicielka i pracownica kwiaciarni, wyglądała i zachowywała się jak arystokratka. Nie wydawała się przejęta przepychem otoczenia, zamożnością gości ani ich sławą. Wścibskie spojrzenia również nie burzyły jej spokoju. Poruszała się z gracją i pewnością siebie.
– W dodatku jest wyższa od Marcusa – złośliwie zauważyła Paula.
– To pewnie przez szpilki – powiedział Holt.
Rzeczywiście, jako para byli pełni kontrastów. Marcus był człowiekiem średniego wzrostu, o włosach przyprószonych siwizną, posępnych szarych oczach, surowym wyrazie twarzy i umyśle ostrym jak brzytwa. Przypominał bardziej rektora uniwersytetu niż rekina finansjery. Tymczasem jego towarzyszka była wyjątkowo smukła i poruszała się z gracją baletnicy. Miała uroczą linię szyi, ramion i niezbyt duże, jędrne piersi. Bez wątpienia długa jedwabna suknia skrywała boskie nogi.
Jednak równie dobrze mogła wcale nie być europejską arystokratką, na którą pozowała, a sprytną łowczynią fortun. Chociaż Marcus nie był najbogatszym z Wainwrightów – ten tytuł piastował patriarcha rodziny Julius – to jednak miał na koncie wiele milionów dolarów. Taka suma mogła sprawić, że stawał się pożądanym partnerem.
Paula znów mocno ścisnęła ramię Holta.
– Hej, jednak te sesje na siłowni procentują – jęknął.
– Wybacz – przeprosiła, rozluźniając chwyt. – Zwykle nie jesteś takim zrzędą. Ale to zrozumiałe, sytuacja Marcusa wyprowadziła cię z równowagi. Nic dziwnego, skoro kręci się przy nim ta harpia.
– Wiele kobiet tak się zachowuje.
Paula pozwoliła sobie na chichot. Była dziedziczką fortuny, więc sama nie zaliczała się do tej kategorii.
– Spójrz – syknęła – idą do nas!
– Oczywiście, przecież Marcus jest moim wujem.
Sonia rozpoznała mężczyznę ze zdjęć. David Holt Wainwright, zwany powszechnie Holtem. Musiała przyznać, że na żywo był o wiele przystojniejszy. Wprost emanował męskością. Nie mogła nie docenić jego nieprzeciętnego wzrostu i wspaniałej postury. Podobno był równie inteligentny, jak jego wuj. Otaczała go aura niezachwianej pewności siebie. O takim mężczyźnie śnią kobiety. Miał ciemne, prawie czarne włosy, nieco dłuższe niż nakazywała moda. Ciemnobrązowe oczy dominowały w twarzy o regularnych rysach. Ze zdjęć pamiętała jego olśniewający uśmiech. Jednak fotografie nawet w połowie nie oddawały rzeczywistości.
Niestety, jego mina zdradzała, że wyrobił sobie już o niej zdanie. Przypisał jej rolę chciwej zołzy.
– Przyjaciółka Holta to Paula Rowlands – szeptał jej Marcus. – Jej ojciec jest właścicielem paru galerii handlowych. Nie pozwól się jej sterroryzować.
– Czy to ważne, co ona o mnie myśli? – spytała Sonia, która już dawno nauczyła się nie ufać ludziom i ukrywać emocje. Jedynie Marcus stanowił wyjątek od tej reguły.
– Oczywiście, że nie – zapewnił ją z uśmiechem.
– Więc nie ma sprawy.
Sonia pojawiła się na gali wyłącznie przez wzgląd na Marcusa. Wiedziała, że przyjmując zaproszenie, wyjdzie z cienia. Nie zależało jej na tym, ale Marcus przekonywał, że zyska wielu nowych klientów dla kwiaciarni. Od jakiegoś czasu zamożni ludzie częściej kupowali u niej kwiaty. Większość miała doskonałe maniery, ale zdarzali się też wyjątkowo pretensjonalni kupujący. Wśród tych pierwszych znajdowała się lady Palmerston, wdowa po dystyngowanym brytyjskim dyplomacie, sir Rolandzie Palmerstonie.
– Raczej nie będzie przyjemna – westchnął Marcus, ponownie ostrzegając Sonię przed Paulą. – Kobiety Rowlandsów to okropne snobki. Przemawiają do nich wyłącznie pieniądze.
– Twój bratanek coś w niej jednak dostrzegł – zauważyła. – Jest naprawdę ładna i doskonale się ubiera.
– Mój bratanek potrzebuje czegoś więcej. – Niewesoły śmiech Marcusa szybko przeszedł w kaszel. – Paula i jej matka nie dają mu spokoju.
– Wcale się im nie dziwię.
– Rzeczywiście, w Davidzie spotkały się najlepsze cechy Wainwrightów.
Sonia miała przeczucie, że to nie przemądrzała Paula, dziedziczka fortuny Rowlandsów, ale ukochany bratanek Marcusa przysporzy jej więcej zmartwień. Nauczyła się ufać intuicji, która nigdy jej nie zawiodła. David Holt Wainwright był kimś ważnym dla Marcusa. A niestety, chyba kwestionował ich przyjaźń. Ze strony Soni to była tylko sympatia, choć podejrzewała, że Marcus chciałby czegoś więcej. Mógł oferować jej naprawdę wiele, przede wszystkim spokój.
Holt miał wrażenie, że Sonia przebojem wtargnęła w jego życie. Niewielu ludziom to się udało. Nie chodziło jedynie o jej urodę, choć była porywająca, raczej o wrodzoną pewność siebie. Paula nie posiadała tej cechy, natomiast tajemnicza znajoma wuja zachowywała się jak patrycjuszka. Gotów był się założyć, że skrywa jakiś sekret.
– Zrób coś dla mnie, Paulo – poprosił Holt.
– Oczywiście, co tylko chcesz.
– Ucisz się – zażądał i z szerokim uśmiechem wyciągnął dłoń na powitanie. – Wujku Marcusie.
– Davidzie. – Twarz starszego mężczyzny rozjaśniła się w uśmiechu.
Uścisnęli sobie dłonie, a potem się objęli. Marcus i Lucille Wainwright nie mieli dzieci, choć bardzo ich pragnęli. Dlatego Holt stał się im szczególnie bliski. Kochali go, a on odwzajemniał ich uczucia. Zastąpił im syna, którego nigdy nie mieli.
– Sonia Erickson – Marcus przedstawił swoją towarzyszkę, gdy wypuścił bratanka z objęć.
Widać było jak na dłoni, że coś ich łączy. Zresztą, nie mogło być inaczej, skoro miała na sobie szmaragdy jego zmarłej żony.
– Mów mi Sonia – poprosiła, podając Holtowi rękę.
Zrobiła to tak królewskim gestem, że przez chwilę miał ochotę ucałować jej dłoń. W oczach dziewczyny mignęło rozbawienie. Nie dostrzegł w nich jednak cienia wyrachowania. Wiele kobiet próbowało uwodzić Holta, wiedząc o jego zamożności. Jednak zielonooka arystokratka zdawała się jedynie obserwować go z chłodnym zainteresowaniem.
Z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza. Holt podejrzewał, że Paula, która właśnie starała się przypodobać Marcusowi wdzięcznym szczebiotem, musiała znienawidzić ją od pierwszego wejrzenia. Ktoś inny może dałby się olśnić, ale nie Holt. Nie ulegał tak łatwo instynktom. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę z władzy pięknej kobiety nad mężczyzną. Sonia oczarowała Marcusa. Nie było to trudne. Po śmierci ukochanej żony zamknął się w sobie. Łatwo było go omotać. Gdyby Holt chwilę dłużej wpatrywał się w jej zielone oczy, zahipnotyzowałaby także i jego.
– Marcus często o tobie mówi – oznajmiła, wyrywając go z zamyślenia.
– Gdybym chciał, żeby ktoś zrobił mi reklamę, poszedłbym do Marcusa.
– Powinnam chylić czoło?
– Raczej ja powinienem. Wznoszę toast za urodę!
– Nic dziwnego, że Marcus tak cię lubi.
– Ciebie najwyraźniej także.
Holt nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jej spokój i pewność siebie musiały być wrodzone. Zastanawiał się, skąd pochodziła. Może powinien ją sprawdzić. W jej melodyjnym, przyjemnym głosie pobrzmiewał ślad obcego akcentu, nie potrafił go jednak zidentyfikować. Akcent mógł zdradzić jej korzenie lub być celowym zabiegiem. Zauważył ze zdziwieniem, że dłoń wciąż mrowi od jej dotyku. Jakby przeszywał go prąd. Powinien zapamiętać, że ta kobieta jest niebezpieczna.
– To prawda, jest mi drogi.
– Więc obaj macie szczęście – powiedziała smutno Sonia.
Musiał przyznać, że nie tylko jest tajemnicza, lecz także doskonale gra swoją rolę. Ręce świerzbiły go, żeby zaklaskać.
– Wygląda pani niezwykle pięknie – przyznała z niechęcią Paula. Przez chwilę zepchnięta na boczny tor, postanowiła wrócić do rozmowy.
– Dziękuję – Sonia przyjęła komplement z lekkim skinieniem głowy. I choć rozszyfrowała Paulę w mgnieniu oka, postanowiła nie zwracać uwagi na jej niechęć.
– A naszyjnik jest wprost bajeczny! – zachwycała się dalej Paula głosem ociekającym fałszywą słodyczą. – Koniecznie musisz mi zdradzić, skąd go masz. To rodzinne klejnoty? – zapytała nietaktownie.
Zanim Holt zdecydował uratować sytuację, Sonia wdzięcznym gestem uniosła dłoń do szmaragdów i odpowiedziała:
– Moja rodzina straciła wszystko podczas drugiej wojny światowej.
Holt był pełen podziwu. Zamiast florystką, dziewczyna powinna być aktorką!
– Doprawdy? – W głosie Pauli dało się słyszeć niedowierzanie. – To niesłychane.
– Ale niestety prawdziwe – szepnęła Sonia.
Holt postanowił wreszcie wkroczyć. Nie chciał zawstydzać wuja.
– Może przejdziemy do stolika? – zaproponował.
– Ty przodem – poprosił Marcus, rozluźniając się nieco.
Odkąd Marcus zaprosił ją na galę, Sonia zastanawiała się, jak to będzie. Teraz omiotła spojrzeniem wielką salę. Wszystko błyszczało w świetle żyrandoli: cekiny i perełki na obrusach, kryształowe kieliszki, kosztowna biżuteria pań, roześmiane oczy. A suknie! Bez ramiączek, na jedno ramię, bez pleców albo ze śmiałymi dekoltami. Feeria barw. Sonia wiedziała, że tego wieczoru spotka wielu bogaczy, ludzi znanych, może jednego lub dwóch członków rodziny Marcusa. Domyślała się, że David Holt Wainwright też się pokaże. Zdążyła się o nim sporo dowiedzieć z kolorowej prasy i biznesowych wywiadów. Był bardzo inteligentnym i poważanym człowiekiem, chociaż nie przekroczył jeszcze trzydziestki. Jego matką była Sharron Holt-Wainwright, dziedziczka Holt Pharmaceuticals. Cóż, fortuna ciągnęła do fortuny. Tak już działa świat. Marcus zawsze nazywał bratanka Davidem, jednak reszta rodziny zwracała się do niego Holt.
Sonia spodziewała się, że klan Wainwrightów będzie do niej wrogo nastawiony. Przede wszystkim z powodu różnicy wieku, choć starsi bogaci mężczyźni często żenili się z pięknymi młodymi kobietami. Nikt nie wierzył, że tymi kobietami powodowało szczere uczucie. Sonia pracowała w kwiaciarni, była doskonałą florystką, ale nie pasowała do ich środowiska. Musiała zarabiać na życie, nie miała bogatych krewnych, poważanej rodziny, właściwych znajomości. Nie uczęszczała do elitarnych szkół. I miała dwadzieścia pięć lat. Marcus był od niej trzydzieści lat starszy i bardzo bogaty. Przyjęła jego zaproszenie wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zdawała sobie sprawę, że jej uroda przyciąga spojrzenia, ale nigdy nie wykorzystałaby jej do usidlenia miliardera.
Bardzo lubiła Marcusa. Wyczuła jego nieutulony żal, gdy tylko wszedł do kwiaciarni. Z początku dystyngowany, nienagannie ubrany starszy pan podziwiał przez szybę kompozycję pąków lilii, które ułożyła na tropikalnych liściach i przybrała czerwonymi peoniami, umieszczając całość w drewnianej japońskiej misie. Wystawę zdobił tylko ten jeden bukiet. Chwilę potem Marcus wszedł do sklepu pełnego pięknych kwiatów i egzotycznych zapachów. Nieśmiały i wytworny człowiek, którego natychmiast polubiła. Później rozkwitła ich przyjaźń. Teraz pozwalał jej ozdabiać swój dom. Właściwie rezydencję, zbyt dużą dla jednego człowieka. Nie zamierzał jednak jej sprzedawać, gdyż wiązało się z nią wiele wspomnień. Zatrudniał gosposię i szofera-ogrodnika, którzy mieszkali w przylegającym domku.
Sonia doskonale go rozumiała. Sama żyła wspomnieniami. To umocniło ich więź. Podobieństwa się przyciągają. Później Marcus polecił kwiaciarnię lady Palmerston. Ona z kolei powiedziała o niej kilku przyjaciółkom. Sonia obojgu wiele zawdzięczała. Zdawała sobie sprawę, że dla kogoś o jej pozycji Marcus Wainwright stanowi wymarzoną partię. Jego wiek nie miał znaczenia. Był przystojnym, inteligentnym i interesującym mężczyzną. Należał do tych ludzi, którzy pragną bezinteresownie uszczęśliwiać bliźnich.
Kiedy spotkali się po raz pierwszy, skomentował kolor jej oczu. „Moja żona też miała piękne oczy, zielone niczym szmaragdy”. Biedny Marcus, jego marzenia o spokojnym życiu legły w gruzach. Ją spotkało podobne nieszczęście.
– O czym tak myślisz?
Sonia odwróciła się w stronę seksownego głosu. Szept był skierowany do niej. Przez cały wieczór przysłuchiwała się błyskotliwym wypowiedziom Holta, który ze swadą dyskutował z innymi. To właśnie on zabawiał konwersacją pozostałą siódemkę współbiesiadników. Miał wiele zainteresowań, był bystry i rozmowny. Był najmłodszym z mężczyzn przy ich stoliku, ale nie czuł się tym onieśmielony.
Sonię posadzono pomiędzy Holtem i Marcusem, który teraz był zajęty rozmową z siedzącą po jego prawej stronie Tarą Bradford – ładną, zadbaną pięćdziesięcioletnią dyrektorką banku. Sonia wyczuła jej zainteresowanie Marcusem. Zresztą kobieta wcale tego nie ukrywała. Wysoka, szczupła i atrakcyjna rozwódka okazywała to każdym gestem i słowem. Tara była przyjaciółką zmarłej żony Marcusa i najwyraźniej sądziła, że to daje jej przewagę. Do Soni zwróciła się ledwie raz, z uprzedzającą grzecznością, jednak widać było, że tylko czeka, kiedy Marcus odzyska rozum. Miała wyrobione zdanie na temat wiosenno-zimowych związków.
Tymczasem uwagę Soni przyciągał Holt. Nie było w tym nic dziwnego, bo był wyjątkowo charyzmatycznym człowiekiem. Pociągał kobiety. Jednak ona nie zamierzała ulec jego czarowi. To byłoby szaleństwo. Na szczęście życie nauczyło Sonię ostrożności. Wiedziała, że zbliżenie się do Holta byłoby jak igranie z ogniem. A dla niej każde potknięcie mogło oznaczać klęskę.
Holt czekał na odpowiedź, obserwując zmieniający się wyraz twarzy Soni.
– Wspominałam, jak spotkałam Marcusa – odparła wymijająco.
– Wszedł do twojej kwiaciarni – powiedział Holt lekko.
Czuł jednak, że między nimi coś iskrzy. Podążając tą ścieżką, mogliby się nawzajem dotkliwie zranić. Co gorsza, mogliby też wyrządzić krzywdę Marcusowi. Niebezpieczeństwo zawsze pociągało Holta, nie zamierzał jednak w żaden sposób zaszkodzić wujowi. Za bardzo go kochał.
– Spodobała mu się kompozycja w witrynie.
– Podobno masz wyjątkowy talent.
– Ktoś mnie pochwalił? Lady Palmerston?
– Ona również podziwia twoją pracę.
– Na szczęście – odparła z uśmiechem. – Prowadząc własny biznes, potrzebuję zadowolonych klientów.
– To musisz być wdzięczna losowi za Marcusa i moją cioteczną babkę.
Sonia przestała uciekać wzrokiem i spojrzała Holtowi prosto w oczy.
– Może ty również chciałbyś kiedyś skorzystać z moich usług. Przygotowuję kompozycje kwiatowe na lunche, obiady, śluby i wszelkie inne uroczystości. Pracy mam tyle, że będę musiała zatrudnić pomoc.
– Zapamiętam – skłamał Holt, nie zamierzając się z nią kontaktować. To mogło być zbyt niebezpieczne. – Opowiedz o sobie – poprosił.
– Nie ma o czym. Choć jestem pewna, że nie omieszkasz sprawdzić.
– Rozszyfrowałaś mnie – przyznał z chłodnym rozbawieniem.
– Każdy powinien pilnować swoich spraw – westchnęła, sięgając po kieliszek.
– Widzisz, piękne kobiety zazwyczaj chowają w szafie trupa lub dwa.
– Jesteś cyniczny.
– Życie mnie tego nauczyło.
– Cóż. Nawet gdyby w mojej szafie był trup, ty go nie znajdziesz – zapowiedziała z lekkim uśmiechem.
– To wyzwanie? – zapytał. Sonia jednak tylko wzruszyła ramionami. – Tak czy nie?
– Skądże, jedynie stwierdzam fakt.
W tej samej chwili w jej stronę odwrócił się Marcus.
Tara powinna zrozumieć, że nie ma szans u Marcusa, pomyślał Holt. Chociaż z drugiej strony byłaby dla wuja lepszą partią niż młodziutka Sonia. Zachodził w głowę, jakim cudem dwudziestopięciolatka potrafi tak doskonale panować nad emocjami. Czuł, że panna Erickson skrywa jakiś sekret. Teraz czekała ją przyszłość usłana różami. Gdyby tylko zechciała, Marcus by się jej oświadczył. Holt był tego pewien. Już teraz nosiła klejnoty jego rodziny. Postanowił dyskretnie dowiedzieć się, czy Marcus tylko pożyczył jej naszyjnik i kolczyki, czy też podarował jej ten bajeczny komplet. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Czyżby wuj, tak bardzo oddany zmarłej żonie, nagle zakochał się w tej dziewczynie? Sonia mogła mu złamać serce. Odrzuciła zapewne niejednego zalotnika. Ta myśl go zelektryzowała. Wbrew sobie zaczął się zastanawiać, jak byłoby z Sonią w łóżku. Wiedział, że jej chłód to tylko poza. Postanowił dyskretnie sprawdzić, kim jest ta piękność. Chociażby po to, żeby oczyścić atmosferę.
Jednak cichy głos w jego głowie ostrzegał, że już na to za późno.