Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Tajemnicza przystań - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 kwietnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Tajemnicza przystań - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Jest rok 1795. Grania O’Kerry powraca do Grenady i dowiaduje się, że jej ojciec zamierza wydać ją za mąż. Ma poślubić Rodericka Maigrina, grubiańskiego plantatora, który "nie wylewa za kołnierz", jednak jest bardzo bogaty. Dziewczyna nie zgadza się z decyzją ojca. Postanawia się zbuntować i szuka schronienia w tajemniczej przystani. Kiedy przekracza próg domu, niespodziewanie trafia na słynnego pirata. Czy Grania ma się czego obawiać?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-117-7001-6
Rozmiar pliku: 360 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

ROK 1795

Grania wbiegła szybko po schodach, po czym zatrzymała się nasłuchując. Dom pogrążony był w ciemnościach, ale nie tylko tego się bała. Strachem napawały ją głosy dobiegające z jadalni. Czuła, że atmosfera jest napięta i dzieje się tam coś niedobrego. Jeszcze miesiąc temu tak bardzo się cieszyła z powrotu do Grenady. Skakała z radości, że będzie w domu i wszystko ułoży się jak dawniej. Zamiast do domu dotarła tylko do zielonych wysp, które zawsze kojarzyły się jej ze szmaragdami zanurzonymi w błękitnym morzu. Od początku układało się źle. Gdy ojciec zapowiedział jej powrót do domu, uwierzyła, że będzie szczęśliwa jak przed laty, bo była to kiedyś jej czarodziejska wyspa, kraina szczęścia. Zamieszkiwali ją nie tylko uśmiechnięci ludzie, lecz także boginki i bogowie na górskich szczytach, a pośród drzew muszkatołowych i palm kokosowych przemykały gnomy oraz elfy.

— To takie ekscytujące wracać do Tajemniczej Przystani — rzekła Grania do ojca, kiedy płynęli po wzburzonym sztormem Atlantyku.

Wkrótce morze uspokoiło się i od gładkiej powierzchni wody odbijały się promienie słońca, a marynarze wspinając się na maszty śpiewali piosenki, które Grania pamiętała jeszcze z dzieciństwa.

— Czy coś cię martwi, papo? — zapytała po chwili, gdy ojciec nie odpowiedział.

Przyglądała mu się uważnie. Nie pił już tak dużo, jak na początku podróży i choć od dawna prowadził rozwiązły tryb życia, jak określała jej matka, nadal był bardzo przystojny.

— Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, Graniu — rzekł. — O twojej przyszłości.

— O mojej przyszłości, papo? — zapytała. Ojciec milczał, a ona poczuła nagły lęk. — O czym mówisz, papo? Moja przyszłość jest z tobą. Chcę się tobą... opiekować tak jak kiedyś mama. Jestem pewna... że nam będzie dobrze razem.

— Mam wobec ciebie zupełnie inne plany.

Grania spojrzała na ojca z niedowierzaniem. W tej chwili podszedł do nich jeden z oficerów marynarki, który chciał o czymś porozmawiać, i ojciec odszedł korzystając z okazji, by nie kontynuować kłopotliwej konwersacji. Tym, co zamierzał zrobić i co chciał powiedzieć, martwiła się przez cały dzień. Później znów chciała z nim porozmawiać, ale jedli kolację z kapitanem, a po kolacji ojciec był tak pijany, że nie mógł sensownie mówić. To samo powtórzyło się następnego dnia i znów następnego, aż do chwili, gdy ze statku można już było dostrzec szczyty gór Grenady. Wówczas udało jej się znaleźć ojca siedzącego samotnie na pokładzie.

— Musisz mi powiedzieć, papo, jakie masz plany, zanim dojedziemy do domu.

— Nie jedziemy prosto do domu — odrzekł lord Kilkerry.

— Nie jedziemy do domu?

— Nie. Zatrzymamy się dzień lub dwa u Rodericka Maigrina.

— Dlaczego? — zapytała ostrym tonem.

— On bardzo chce cię zobaczyć, gorąco tego pragnie.

— Dlaczego? — powtórzyła Grania drżącym głosem.

— Masz osiemnaście lat. Czas, byś wyszła za mąż — rzekł po chwili namysłu z wyraźnym zakłopotaniem.

— Czy sugerujesz... papo... że pan Maigrin chce... ożenić się... ze mną? — zapytała z trudem łapiąc oddech.

To pytanie ledwo przeszło jej przez usta, tak wydawało się niewiarygodne. Pamiętała Rodericka Maigrina. Był ich sąsiadem, lecz matka nigdy go nie aprobowała i nie życzyła sobie jego wizyt. Krępy, niechlujny, dużo pił, wyrażał się wulgarnie. Grania nawet pamiętała podejrzenia o okrucieństwo wobec nadzorców na jego plantacji. Był stary, prawie w wieku ojca, i pomysł wydania jej za niego za mąż wydawał się absurdalny. Gdyby nie była tak bardzo przestraszona, śmiałaby się z tego.

— Maigrin to dobry człowiek — rzekł ojciec. — I bardzo bogaty.

Później stwierdziła, że ojciec nie powiedział jej wszystkiego. Roderick Maigrin był bogaty, a ojciec potrzebował pieniędzy. Jak zwykle był bez grosza i musiał korzystać ze szczodrości przyjaciół, by mieć za co pić. Skłonności ojca do picia i hazardu oraz zaniedbywanie plantacji doprowadziły jej matkę trzy lata temu do ucieczki.

— Jaką nadzieję możesz mieć, kochanie, na odpowiednią edukację w takim miejscu — mówiła do córki. — Nie widujemy nikogo oprócz rozwiązłych przyjaciół twego ojca, namawiających go do picia, grania w karty i wydawania naszych dochodów do ostatniego grosza.

— Ale tacie zawsze jest przykro, gdy się na niego gniewasz, mamo — odpowiedziała Grania

Na moment spojrzenie matki złagodniało, lecz rzekła:

— Owszem, jest mu przykro i wybaczałam mu już wiele razy. Teraz jednak muszę zatroszczyć się o ciebie. — Grania nie zrozumiała, więc matka kontynuowała: — Jesteś bardzo ładna, kochanie. Powinnaś więc mieć szansę, by tak jak ja spotykać się z ludźmi na poziomie, chodzić na bale i przyjęcia odpowiednie dla twojej pozycji społecznej.

Grania znowu nie zrozumiała, ponieważ na Grenadzie nie urządzano przyjęć, chyba że rodzice spotykali się z przyjaciółmi w St. George’s lub Charlotte Town. A ona czuła się szczęśliwa w ich rezydencji w Tajemniczej Przystani. Lubiła bawić się z dziećmi niewolników, chociaż te w jej wieku już musiały pracować.

Zanim pojęła, co się dzieje, matka nakazała służącej po kryjomu spakować walizy i pewnego poranka, gdy ojciec jeszcze spał po nocnych ekscesach, zabrała Granię i obie uciekły z Tajemniczej Przystani. Pojechały do portu w St. George’s i od razu weszły na pokład wielkiego statku, który prawie natychmiast odpłynął, zabierając je za morze, daleko od wyspy, gdzie przez sześć lat miały swój dom.

Po przybyciu do Londynu matka ze wzruszeniem witała się ze swoimi przyjaciółmi z dzieciństwa. Grania szybko zrozumiała, jak wielką musiała mieć odwagę, gdy jako osiemnastolatka poślubiła przystojnego lorda Kilkerry’ego i w sześć lat później rozpoczęła nowe życie na egzotycznych Wyspach Karaibskich.

— Twoja matka była prawdziwą pięknością — powiedziała jej jedna z przyjaciółek matki. — Gdy opuściła Londyn, czuliśmy się jak po stracie bezcennego klejnotu. Teraz wróciła, by spędzić tu resztę dni. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, mogąc ją znów widzieć.

Jednak dość szybko nastąpiły zmiany. Dziadek umarł, pozostali krewni mieszkali poza Londynem, a one nie miały dość pieniędzy, by zostać przyjęte w najbliższym otoczeniu księcia Walii. Hrabina Kilkerry pokłoniła się przed królem i królową i przyrzekła sobie, że gdy tylko Grania osiągnie pełnoletniość, przedstawi ją królewskiej parze.

— Tymczasem, kochanie, będziesz musiała ciężko pracować, by nadrobić braki wykształcenia — zdecydowała matka.

Grania została zapisana do renomowanej szkoły dla panien i rzeczywiście ciężko pracowała, żeby zrobić przyjemność matce, a poza tym zdobywanie wiedzy wydało jej się naprawdę fascynującym zajęciem. Codziennie rano chodziła do szkoły, a po południu do małego domu, wynajętego przez matkę w Mayfair, gdzie przychodzili prywatni nauczyciele udzielać jej dodatkowych nauk. Po lekcjach miała mało czasu dla siebie, czasami jednak matka lub ciotki zabierały ją do włoskiej opery lub ogrodów Vauxhall.

Zdawało się, że matka odmłodniała i znów błyszczała jak klejnot, gdy przestała się dręczyć pijackimi wybrykami ojca. Ubierały się też zupełnie inaczej. Zaraz po przybyciu do Londynu kupiły nową bieliznę i eleganckie suknie. Nosiły teraz szerokie muślinowe spódnice, atłasowe szarfy, jedwabne szale, tak bardzo różniące się od prostych sukien, które szyły sobie same na Grenadzie. W St. George’s był bardzo mały wybór materiałów i Grania mogła kupić jedynie jaskrawe, krzykliwe kretony, w których lubowały się niewolnice. Londyn wyrobił w niej dobry gust nie tylko do sukien. W ciągu trzech lat Grania otrzymała bardzo staranne wykształcenie. Znała się teraz na sztuce, zwłaszcza na architekturze, malarstwie i muzyce. Potrafiła też odróżnić człowieka dobrze urodzonego od prostaka.

Gdy skończyła osiemnaście lat i miała być przedstawiona na dworze, matka nagle zachorowała. Może z powodu mglistej i mroźnej zimy, po długim przebywaniu w tropikach, była bardziej osłabiona niż przyjaciele i rodzina. Możliwe też, że dotknęła ją panująca w Londynie zdradliwa gorączka. Cokolwiek to było, hrabina słabła z dnia na dzień, aż kiedyś zdesperowana rzekła do Grani:

— Sądzę, że powinnaś napisać do ojca, aby przyjechał do nas natychmiast... Ktoś musi zaopiekować się tobą, jeśli umrę.

— Nie myśl o śmierci, mamo! Polepszy ci się, jak tylko minie zima.To przez te mrozy kaszlesz i czujesz się taka chora — krzyknęła przerażona Grania.

Matka jednak nalegała i Grania spełniła tę prośbę. Napisała do ojca, zawiadamiając go o chorobie matki i przekazując prośbę o przybycie do Londynu. Spodziewała się, że może upłynąć dużo czasu, nim nadejdzie odpowiedź. Odkąd zamieszkały w Londynie, wieści od ojca nadchodziły sporadycznie. Początkowo przysyłał im informacje o domu i plantacji, o cenach, jakie udało mu się uzyskać za owoce drzew muszkatołowych i kokosowych, a także o tym, czy był to dobry sezon na banany. Z czasem listy od ojca były coraz krótsze i pod koniec trzyletniej rozłąki zmieniły się w króciutkie karteczki, pisane drżącą ręką z trudem utrzymującą pióro. Gdy przynoszono pocztę, matka zaciskała usta, czasami ocierała oczy. Grania podejrzewała, że matka jest coraz mniej pewna, czy słusznie zrobiły uciekając z Grenady. Wiedziała jednak, że gdyby pozostały w Tajemniczej Przystani, powtarzałyby się kłótnie rodziców oraz błagania matki o zerwanie z pijaństwem i hazardem, po których następowałyby przeprosiny, akty wybaczania i przysięgi ojca, których od początku chyba nie zamierzał dotrzymać. Kiedyś, już w Londynie, Grania powiedziała do matki:

— Żyjemy z twoich pieniędzy, mamo. Ciekawe, jak tacie idzie zarządzanie plantacją.

Przez moment wydawało jej się, że matka nie odpowie.

— Graniu, wydaję na ciebie mało pieniędzy — odrzekła w końcu hrabina. — Natomiast twój ojciec musi stanąć na własnych nogach. Będzie dużo lepiej, jeśli nauczy się polegać na sobie, nie na mnie.

Grania nie odpowiedziała, ale czuła, że ojciec i tak zawsze znajdzie kogoś, kto da mu się wykorzystać. Jeśli nie matkę, to któregoś z przyjaciół od trunków i hazardu. Choć pił i tracił pieniądze na grę, doprowadzając plantację do ruiny, lord miał niezwykły urok osobisty, potrafił oczarować wszystkich, którzy mieli okazję go poznać. Był duszą towarzystwa. Opowiadał anegdoty w taki sposób, że trudno było go nie słuchać. Fascynował wszystkich, nawet jeśli czasami mówił coś, co mijało się z prawdą, albo jego słuchacze znali go zbyt dobrze, by na nim polegać.

— Daj twemu tacie dwa ziemniaki i drewniane pudło, a on cię zahipnotyzuje i uwierzysz, że to dwukonna kareta, która wiezie cię do pałacu królewskiego — powiedział jeden z przyjaciół ojca, gdy była malutka i uwielbiała baśnie, także i tę o Kopciuszku. Nigdy nie zapomniała tych słów. To była prawda. Ojciec uważał życie za cudowną przygodę, której nie należało brać poważnie. To chyba było zaraźliwe i dlatego ludzie tak dobrze się czuli w jego towarzystwie.

Trzy lata z dala od żony i córki bardzo go jednak odmieniły. Chociaż nadal śmiał się, opowiadał anegdoty i roztaczał przed słuchaczami magiczny czar podczas podróży przez Atlantyk, Grania miała wrażenie, że coś przed nią ukrywa. Gdy tylko przybyli na miejsce, dowiedziała się, o co chodzi. Jakże bolesne przeżyła rozczarowanie. Przecież była pewna, że po tragicznej śmierci matki ojciec zechce, aby z nim pozostała. Marzyła o stworzeniu dla niego szczęśliwego domu. Pragnęła go kochać, spełniać wszystkie jego życzenia. Wynagrodzić mu te trzy lata, kiedy musiał być sam. Tymczasem on chciał ją wydać za mężczyznę, którego nienawidziła. Za ordynarnego pijaka. Choćby ze względu na pamięć matki nie powinien tego robić. Pamiętał przecież na pewno, jak błagała go przed laty, by unikał towarzystwa tego człowieka.

Zanim statek, którym płynęli, dobił do portu w St. George’s, jak to było w zwyczaju na Karaibach, lekko zboczył z kursu, by wysadzić ich w miejscu wskazanym przez ojca. Plantacja Rodericka Maigrina położona była niedaleko St. George’s. Anglicy nazwali ją St. David. Niezależnie od przywar właściciela, było to ze względu na uroki krajobrazu naprawdę piękne miejsce. Na Western Hall Point, małym półwyspie porośniętym kwiecistymi krzewami i drzewami, Roderick Maigrin wybudował wielki dom. Pretensjonalny, ciężki, kanciasty budynek od dawna wzbudzał w Grani szczególną niechęć. W dzieciństwie nie przychodziła tu często. Była tu zaledwie kilka razy w towarzystwie ojca. Teraz, gdy podpływali do tego domostwa łodzią przysłaną przez Maigrina, Grania miała wrażenie, że przekracza więzienne wrota. Nie potrafiła uciec. Nie mogła być sobą. Miała być teraz całkowicie zależna od mężczyzny o czerwonej twarzy, który czekał na brzegu, by ich przywitać.

— Miło cię znów widzieć, Kilkerry! — krzyknął Roderick Maigrin ochrypłym z przepicia głosem, poufale poklepując lorda po ramieniu.

Potem podał rękę Grani. W jego oczach ujrzała błysk pożądania i dużym wysiłkiem woli powstrzymała się od ucieczki na statek, który odpłynął już na zachód, by okrążywszy wyspę skręcić na północ i dotrzeć do St. George’s. Roderick Maigrin poprosił ich do domu, gdzie służba zajęta była przygotowywaniem ponczu z rumem. Hrabia podniósł szklankę do ust i wypił zawartość niemal jednym haustem. Oczy dziwnie mu rozbłysły, a Grania drgnęła z przerażenia.

— Czekałem na ten moment od opuszczenia Anglii — powiedział.

— Wiedziałem, że to powiesz! — roześmiał się Roderick Maigrin. — Więc pijmy! Mam całą piwnicę rumu. Parę dni temu przyszedł nowy transport. Chciałbym też wypić za zdrowie tej pięknej dziewczyny, którą ze sobą przywiozłeś.

Uniósł szklankę i spojrzał na Granię tak wstrętnie i tak lubieżnie, jakby ją rozbierał w myślach. Poczuła gwałtowny przypływ odrazy do tego człowieka. Pod pretekstem, że jest zmęczona, poszła do swej sypialni. Umyła się i przebrała po podróży, a gdy zapukał służący informując, że kolacja gotowa, zeszła z powrotem na dół. Mimo trudnej sytuacji zachowywała się tak, jakby życzyła sobie tego matka, z godnością i dostojeństwem. Jak prawdziwa dama.

Po niedługim czasie ojciec i gospodarz byli już dobrze pijani. Nie tylko z powodu mocy ponczu, ale i zachłanności, z jaką obaj panowie rzucili się na alkohol, zaniedbując zakąski. Żaden z nich nie tknął jedzenia. Pili przez cały czas, wznosząc toasty za siebie, za nią i za ślub, który według nich powinien odbyć się jak najszybciej. Obaj wydawali się pewni swych postanowień i nawet do głowy im nie przyszło, że mogłaby się na to nie zgodzić. Planowali ceremonię nie pytając jej o najmniejszy drobiazg. Czuła się urażona, że Roderick Maigrin nie oświadczył się jej, a ślub uważał za oczywisty. W Londynie zauważyła, że często rodzice aranżują małżeństwo córki, nie pytając jej o zdanie. Jednak dziwiło ją, jak ojciec mógł wpaść na pomysł oddania jej za żonę takiemu ordynarnemu, staremu, rozpitemu człowiekowi jak Roderick Maigrin. Teraz, podczas kolacji, gdy słuchała ich rozmowy, obserwowała gesty i mimikę twarzy, coraz lepiej zaczynała rozumieć całą sytuację. Roderick Maigrin płacił ojcu za przywilej zostania jej mężem, a lord Kilkerry wydawał się zadowolony z transakcji.

Podczas kolacji służba podawała kolejne dania, lecz jej trudno było coś przełknąć z tych smakołyków. Siedziała sztywno przy stole, prawie się nie odzywając. Słuchała mężczyzn traktujących ją jak marionetkę pozbawioną uczuć, wrażliwości i własnego zdania. Miała wyjść za niego, czy chciała tego, czy nie, dołączyć do grona jego niewolników, posłusznych na każde skinienie. Nienawidziła tego człowieka, jego gestów, słów i sposobu, w jaki mówił.

— Coś się zdarzyło, odkąd wyjechałem? — zapytał lord Kilkerry.

— Ten przeklęty pirat Will Wilken podkradł się w nocy i ukradł mi sześć najlepszych świń, tuzin indyków i podciął gardło chłopakowi, który próbował go zatrzymać.

— Dzielny chłopak, że nie uciekł — zauważył lord.

— Skończony kretyn, jeśli mnie pytasz! — wybuchnął Roderick. — Szczyt głupoty, by rzucać się na Wilkena w pojedynkę i bez broni.

— Coś jeszcze?

— Jest jeszcze jeden przeklęty pirat. Francuz. Pływa gdzieś w okolicy. Nazywają go Beaufort. Jak tylko go ujrzę, poczęstuję ołowiem między oczy.

Grania słuchała niezbyt uważnie i dopiero po skończonym posiłku, kiedy służący postawili na stole więcej butelek i opuścili pokój, zdała sobie sprawę, że może już wyjść. Była pewna, że ojciec nawet nie zauważy jej nieobecności, a pijany Roderick Maigrin i tak nie mógłby jej odprowadzić. Odczekała chwilę, po czym bez słowa wyśliznęła się z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poczuła ulgę, mogąc choć na trochę oddalić się od obu mężczyzn. W czasie wspólnej kolacji miała nerwy napięte do granic wytrzymałości. Zaczęła się zastanawiać, co może zrobić. Drżąc ze zdenerwowania, gorączkowo usiłowała przypomnieć sobie, czy na wyspie jest ktoś, do kogo mogłaby zwrócić się o pomoc. Gdyby nawet znaleźli się tacy ludzie, ojciec mógł ją zabrać, a oni nie byliby w stanie temu zapobiec ani nawet zaprotestować. Gdy stała na schodach i rozmyślała, co powinna uczynić, usłyszała śmiech Rodericka Maigrina. Zabrzmiał tak upiornie, że jeszcze mocniej odczuła swoją bezradność. Nie chodziło o głos pijanego mężczyzny, lecz o jego zadowolenie z siebie i pewność, że zawsze dostanie to, czego pragnie. Dlaczego jednak zapragnął właśnie jej? Czy z powodu urody?

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: