- W empik go
Tajemnicze pudełko - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Tajemnicze pudełko - ebook
Aleksandra Szokaluk — stworzyła swoją opowieść w wieku 10 lat. Dziewczynka wyjechała do Anglii z rodziną, jej życie nagle się zmieniło. O tym jest ta opowieść i jak bohaterka wkracza w nową rzeczywistość kulturową, bawiąc się kreacjami świata magicznego.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-904-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rozdział 1
— Hej! Nazywam się Amy i urodziłam się w Polsce. Eh… W końcu jak tam mieszkałam tyle ładnych lat… Zdążyłam myśleć, że wszystko jest okej, ale od wczoraj… Nic nie będzie tak samo… Otóż teraz mieszkam w Anglii. I ten nowy język, nowa kultura i oczywiście dom u cioci. Miałam się rozejrzeć, więc postanowiłam zacząć od „Tajemniczego” miejsca na strychu. Nic tam nie było, no oprócz pająków, nici i pudeł… Lecz po chwili jedno z nich jakoś dziwnie przykuło moją uwagę. Było na nim napisane „Do not open”, czyli jak wiecie po polsku: „Nie otwierać”. Eh… Żałuję, że go wtedy nie otworzyłam… Wróciłam do „mojego” pokoju i po chwili zasnęłam. Zbliżały się moje jedenaste urodziny. Jednak zostało jeszcze trochę dni do tego wspaniałego wydarzenia. Śniło mi się to pudło i nie dawało mi spokoju w przypominającym „letnim” domku. Po śniadaniu wzięłam leki. No tak, nie powiedziałam wam, że jestem chora… Nie mogę się za bardzo przemęczać, np.: biegać dwie godziny po boisku, ale bez przesady… Mam to od miesiąca, ale to leczę, więc za jakieś dwa miesiące mi przejdzie. Wróćmy do tematu strychu. Wróciłam tam, ale przez kolejne 5 minut nie miałam odwagi… Potem to zrobiłam — szybko, bez namysłu…
Rozdział 2
Ujrzałam tam tylko kartkę. Totalnie mnie to oburzyło. No bo przecież, w końcu pudełko, a raczej tajemnicze pudełko z napisem nie otwierać ma w środku kartkę?! Nie wierzę… Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że może tam było coś ważnego, a teraz tam jest totalnie w sumie to, no prawie nic. Albo ważny list… Od chłopaka cioci, albo od jakiegoś wojska? Kto wie? Tajemniczość tej kartki i ta cała jej tajemnica dopadała mnie ze wszystkich stron świata, jakie znam, a chodzę do piątej klasy! Emocje znowu mnie naszły, po czym zdecydowałam, że nic nie powiem nikomu, przeczytam, odłożę i wrócę na obiad. No i wzięłam to nagle, poczułam się dziwnie, jak w jakimś horrorze i miałam mieszane uczucia, wtedy nareszcie jakaś „Tajemniczość” mnie ogarnęła. Otworzyłam i zobaczyłam na niej mapę… Nagle coś zaczęło mnie „wsysać” i jakby to powiedzieć, zniknęłam… No wiem, dziwne i pewnie mi nie wierzycie, ale na serio mnie dosłownie wessało… Bałam się… No nie wiem. No bo… Wciąga mnie gdzieś, no to co mam czuć? Jakie emocje? Jak mam się odnaleźć? Wrócę do domu? Do mamy? Gdzie jestem? I co tam jest? W ogóle to… Co to jest? Te pytania mnie męczyły, przez co zaczęłam płakać… Zamknęłam oczy i nagle w jesień było mi ciepło jak… Latem… Tak czy siak nie otwierałam oczu i nie przestawałam płakać, gdyż to mi nic nie dało… Eh… Po jakiś 20 minutach ktoś zapytał, czy wszystko okej.
— Nie… Zgubiłam się i nie mogę wrócić do domu. — Odpowiedziałam.
— Kim jesteś? — Odpowiedział damski głos.
— Nazywam się Amy Tils. Mam 10 lat. Od przedwczoraj mieszkam u cioci w Anglii… Mieszkałam w Polsce, a moja ciocia to Rose Tils i to siostra mojej mamy. Normalnie nie rozmawiam z obcymi, ale teraz to już nie ma znaczenia. Znalazłam pudełko z napisem „Do not open” i była tam taka kartka i… Mnie wessało.
— No… Wiesz, od tego jest napis „Nie otwierać”, żeby nie otwierać… Teraz będzie trudno… Ale czekaj, czy ty powiedziałaś Rose Tils!?
Rozdział 3
— Tak… — Odpowiedziałam z lekkim przestrachem, ale i z nadzieją, że ona mi pomoże, i że wrócę do domu! Przez chwilę bałam się, że to jakaś kraina z ogromnym, ciemnym, choć przekonująco ciepłym lasem, i że ta kobieta to zła wiedźma, i w sumie, że będzie tak jak w jakiejś bajce o księżniczkach. Ale gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jakąś panią. Powiedziała, że jest wróżką, więc jak ja ją sobie miałam wyobrazić. Zamknęła oczy, coś tam mówiła szeptem, i nagle skrzydła pojawiły się za nią.
Opowiedziała mi o tym, że są cztery krainy: wody, natury, powietrza i ognia — czyli jej koloru. Wyglądała jak ciocia, oprócz włosów i oczu, ciocia ma czarne włosy i oczy oraz nosi okulary, ale jej tego nie powiedziałam, wręcz przeciwnie, tylko się uśmiechnęłam, a ona bez mojej prośby mnie wzięła do zamku, gdzie stało się coś, czego nie zapomnę chyba do końca życia. Z tego, z czego dowiedziałam się od Rose, tak, wiem, że ma tak samo na imię jak ciocia, przez co miałam małe podejrzenia, ale na świecie nie tylko jedna Amy, prawda? No do rzeczy, że niby jestem strażniczką ognia. To ważne zadanie, ale nie takie zwyczajne, muszę być gotowa na wszystko. Spodobało mi się to. Więc jak weszliśmy do zamku ognia była tam wróżka wody oraz nimfy, rusałki wodne i syreny, lecz takie, które się na chwilę obecną zamieniły przez naszyjniki w ludzi. Wszystko było identycznie jak z bajki.
— No witaj Rose. — Powiedziała wodna wróżka.
— Alis, zaprowadź ją do pokoju. — Odezwała się Rose.
— Jasne.
Alis to taka jakby opiekunka, ale nie jest służącą, zajmuje się tylko tym pałacem. Jest miła i sympatyczna. Ma jasne włosy. Polubiłam ją, ale nie o tym chce wam opowiedzieć. No więc nie usłuchałam Rose i podsłuchiwałam.
— Czego chcesz?!
— Czemu tak od razu. Przyszłam cię odwiedzić… Przyjaciółko. Ale czas szybko płynie. Mogłabyś mi już wybaczyć (śmiech).
— Nie mów tak do mnie. Wiesz, że oszukiwałaś nie tylko mnie?
— Ach… Wiem. Kto może wiedzieć lepiej niż ja?
W końcu Angeline była taka dobra…
— Nie mów o mojej matce po imieniu!
— Ale jej z nami nie ma.
Ale się dziwnie złożyło. Akurat moja babcia Angeline nie żyje!!! To już nie przypadek, ani żaden zbieg okoliczności! Moja ciocia to wróżka? No bo po co by jej była ta mapa? Postanowiłam, że odbędę z nią poważną rozmowę, gdy wróci, tylko nie wiedziałam jak się za to wezmę, ale jakoś to zrobię.
Po około dwunastu minutach Rose przyszła do mnie powiedzieć, że jest obiad i że musi mi coś powiedzieć. Odpowiedziałam, że ja też jej coś powiem, ale tutaj.
— Tak słonko?
— Czy… Czy to ty ciociu?
Znałam ją od kołyski i kocham, chociaż dzieliły nas wtedy tysiące kilometrów i tak wiedziałam jak wygląda, i można powiedzieć, że była bardziej moją przyjaciółką niż tak po prostu ciocią. Może i wie więcej o moich sekretach niż moja mama. Nigdy jej nie okłamałam. Ona mnie też. Wie o mnie dosłownie wszystko. Też znam jej sekrety. Normalnie jak przyjaciółki, co nie? Ale teraz to co? W sumie to było mi jej żal. Nic przecież nie zrobiła. No a ja bym jej chyba z tym nie uwierzyła.
— No wiesz… — Po czasie się odezwała.
— Tak ciociu? Znaczy… Przepraszam po prostu…
Zachowywała się tak samo. Nie miałam wątpliwości. No… Może jedną. A co jak to jej bliźniaczka. Podszyła się pod nią? Nie… Raczej nie.
— Obiad jest w kuchni… — Odpowiedziała.
Byłam oburzona. W tym momencie, kiedy potrzebuje jej pomocy, albo kogokolwiek na moje pytanie „Czy to ty ciociu?” — Odpowiada „Obiad jest w kuchni.”
— Proszę, odpowiedz. Potrzebuje pomocy. Zawsze jesteś ze mną szczera…
No wtedy zrozumiałam, że może nie chce mnie okłamać i wykręci się jakąś wymówką, albo to nie najlepszy moment — tak od razu.
— Przepraszam. — Powiedziała wychodząc z mojej komnaty.
Potem tylko słyszałam płacz dobiegający z jej pokoju.
Przebrałam się i poszłam na obiad. Był przepyszny. Zupa pomidorowa, kotlet, rosół, różnego rodzaju sałatki, deser, lody i tort truskawkowo-czekoladowy z bitą śmietaną. Dla mnie sok jabłkowy, a inni dorośli mieli wodę. No wiecie, stół w zamku ma tak dużo potraw. Oczywiście nie jadłam wszystkiego. Cały zamek musi coś zjeść. No i oczywiście do wyboru.
Cały wieczór myślałam o tym całym zajściu tego wyczerpującego dnia. Pierwsza noc w tym zamku. W końcu zasnęłam. Śnił mi się dom. Ten w Polsce i w Anglii, mama, tata, no i ciocia.
Rozdział 4
Rankiem Rose dała mi tosty i poczęstowała sokiem pomarańczowym. Śniadanie było pyszne. Ale wszystkie pieszczoty się skończyły. A więc mówiłam wam, że jestem strażniczką ognia i zapowiadała się wojna. Niby tylko jakieś plotki, ale nie byłam spokojna z tą myślą. Ciocia zaprowadziła mnie do wielkiego pomieszczenia. Przypominało salę balową jak na zamek, ale ciocia powiedziała, że to moja sala do nauki. Zdziwiło mnie to, bo nie było tu ani ławki, ani tablicy. Dostałam zeszyt i książkę. Na sam początek pani wychowawczyni o czarnych włosach wydawała mi się surowa i bez uczuć, i miałam rację, ale nie do końca, bo była surowa, ale się polubiłyśmy.
— Są w tym świecie różnego typu zaklęcia. — Opowiedziała mi pani Madison.
— Jakie? — Zapytałam z prawdziwym zaciekawieniem.
— Pierwsze to „Dolsa”. Odpowiada za rozpalenie ognia wokół przeciwnika.
Powtarzałam to zdanie i zapisałam notatkę w moim zeszycie.
— No to do roboty.
— Jakiej? — Nie mogłam się domyśleć.
— Pokaż, co umiesz.
Wstałam z niepewnością, ale i z ekscytacją. Nauczycielka wręczyła mi różdżkę. Z ostrożnością wzięłam ją do ręki. Dreszcz mnie przeszedł.
— Akmentos! — Krzyknęła Madison.
— Co to?
— Akmentos to zaklęcie, które sprawia, że rzecz, roślina lub zwierzę o której pomyślisz pojawi się przed tobą. Nie może się przed tobą pojawić duch ani człowiek.
— A teleportacja?
— Nie teraz. To pierwsza lekcja. Poza tym musisz coś wiedzieć. Nie możesz testować sama tych zaklęć. Chyba, że grozi ci niebezpieczeństwo. Miej do tego rozsądek. Wierzę, że jesteś mądra. A teraz spójrz na ten manekin i rzuć zaklęcie.
— Czy duchy istnieją? W tej krainie. Takie straszne.
— Na ciemnej stronie. Niestety moce wody zjednoczyły się z wiatrem i wspólnie myślą nad propozycją dołączenia natury. Coraz więcej duchów się do nich dołącza, przez co grozi nam niebezpieczeństwo. Dlatego tu jesteś. Rose powiedziała mi, że podsłuchałaś rozmowę. Jednak muszę ci powiedzieć, że twoja babcia ma się w dobrym stanie.
— Skąd to wiesz?
— Jesteś bardzo ciekawa. — Wtedy się do mnie uśmiechnęła. — Ale dowiesz się w innym czasie.
— Dolsa! — Z wielką nadzieją krzyknęłam.
Wokół manekinu zaczął płonąć ogień.
— Jej, udało mi się!
— To tyle na dziś. Czy masz jakieś pytanie do tej lekcji?
— Czy te duchy mnie nawiedzą?
— Nie. Na pewno nie.
Lekcja się skończyła, a ja w ekscytacji zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu. Już nic nie miałam do roboty, więc poszłam na herbatę.
Rozdział 5
W nocy bałam się tych duchów. Dopiero o godzinie 23ciej zasnęłam. Śniła mi się ta cała wojna, która może niebawem przyjść.
Gdy się obudziłam czekałam na śniadanie i myślałam o dzisiejszej, kolejnej lekcji. Miałam sporo pytań. Wiedziałam, że Madison wie więcej niż ja, albo ktokolwiek. Nie chciałam stracić tego dnia. Miałam dziś porozmawiać z niektórymi osobami, które mogą mi powiedzieć coś, co mogłoby mi pomóc. Zatem udałam się zjeść śniadanie. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ miałam tyle energii, że nic, ani nikt nie mógł mnie zatrzymać. Za godzinę miała zacząć się lekcja, więc pomyślałam, że może porozmawiam z Rose przy herbacie, bo naprawdę ta zadyszka sprawiła, że musiałam się napić. Herbata to był idealny pomysł, więc poprosiłam Alis, aby tak jak ostatnio zrobiła swoją wyborną herbatę. Co prawda było jej niezmiernie miło, ponieważ chyba byłam pierwszą osobą, która jej to powiedziała.
— Z chęcią zaparzę herbatę, do którego pokoju ci ją zanieść?
— Do salonu. Bardzo dziękuję. — Odpowiedziałam z radością.
Po kilkunastu minutach zawołałam Rose.
— Czy masz chwilkę czasu wolnego?
— Jasne. — Odpowiedziała.
Weszłyśmy do małego salonu. Rose usiadła na kanapie, a ja na wielkim, bordowym fotelu.
— Czy mogłabym wiedzieć, dlaczego będzie ta cała wojna?
— Posłuchaj. Wiem, że naprawdę chciałabyś to wiedzieć. — Ciągnęła.
I w tej oto chwili, kiedy już miała coś powiedzieć weszła Alis z herbatą.
— Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale przyniosłam herbatę.
— Dziękuję Alis. — Z obawą o mój czas pozostający do lekcji powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Wtedy spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i zorientowałam się, że zostało mi pół godziny do nauki. Alis wyszła z pokoju.
— No więc. — Odezwała się Rose, a ja w kółko tylko patrzyłam na zegar wiedząc, że jeśli się spóźnię to przegapię lekcję, w której mogę nauczyć się dużo przydatnych mi w życiu zaklęć i tego typu sprawy.
— Może porozmawiamy po twoich lekcjach? Pomogłabym ci w zadaniach domowych. — Powiedziała.
Miałam przeczucie, że próbuje uciec od tematu.
— Moja droga. Jesteś jeszcze za młoda na tyle nowych informacji dotyczących tego świata. Za bardzo bym ci to namieszało. Już się dużo nauczyłaś, ale pamiętasz, że to był totalny szok. Jeśli jednak chcesz poznać tę okolicę, to możemy wspólnie wybrać się na spacer w jedno fajne miejsce.
— Tak! Bardzo bym chciała! — Powiedziałam z wielką radością.
— A więc po lekcjach się widzimy, jeśli nie masz zadania to możesz się przebrać w krótki rękaw, jeansy i bluzę.
— A buty? — Zapytałam.
— Nie będą ci one potrzebne. Jedynie jakieś skarpetki. — Przy tym uśmiechnęła się do mnie.
Gdy po raz kolejny popatrzyłam na zegar zobaczyłam, że dochodzi dwunasta wraz z moimi lekcjami, więc pożegnałam się z Rose i pobiegłam piętro wyżej.
— Dzień dobry. — Powiedziałam do pani Madison.
— Witaj kochana. Co u ciebie? — Spytała.
— Bardzo dobrze, po lekcjach wybieram się z Rose na spacer.
— Świetnie. Dziś nie będziesz miała zadania domowego, ale nauczę cię kilku zaklęć.
Uwielbiałam, kiedy uczyliśmy się zaklęć, ale nie zapominałam, że mam przecież kilka pytań do pani Madison.
— Proszę pani, czy mogłaby mi pani powiedzieć, dlaczego jest prawdopodobieństwo rozpętania się wojny? — Spytałam, licząc na odpowiedź.
Pani Madison westchnęła. Co prawda jej mina wskazywała na to, że wie, dlaczego, ale nie chcę mi o tym powiedzieć. W mojej głowie pojawiały się myśli, że jeśli jakaś nauczycielka lub opiekunka mi to powie to może się to źle skończyć. Nastała niezręczna cisza. Ale nie chciałam tak po prostu tracić lekcji, więc zdecydowałam, że odpuszczę, ale miałam jeszcze jedno pytanie, na które na pewno pani Madison znała odpowiedź.
— A więc, jeśli moja babcia Alison żyje, to gdzie się znajduje i czy mogę ją odwiedzić?
Wtedy wychowawczyni się zamyśliła, jakby miała coś powiedzieć. Niestety tylko się uśmiechnęła, a ja odpowiedziałam tym samym.
— Przejdźmy do lekcji, a więc na sam początek nauczę cię zaklęcia powodującego lewitowanie.
— O rany, czy jest trudne?
— Nie za bardzo, ale jeśli ktoś się uczy to wszystko jest łatwe.
Po chwili nagle znów nastała cisza.
— Powiedz mi kochana, czy ty kiedyś widziałaś swoją babcię?
— Niestety nie. — Odpowiedziałam.
— A więc musisz pomyśleć o czymś smutnym, ponieważ teraz musimy przećwiczyć inne zaklęcie.
— Jasne, ale jakie to zaklęcie i na czym polega?
— To zaklęcie wymaga siły przez ciebie w to zaklęcie włożonej. Dlatego czasem smutne wspomnienia lub te, za którymi bardzo tęsknimy powodują większą siłę w to włożoną oraz poczucie tego, że jesteśmy silni i mocni. Polega ono na tak jakby obronie, a teraz powtórz za mną.
— Jasne.
— Akmentos! — Krzyknęła nauczycielka, a przed nami pojawił się robot mający na celu symulowanie przeciwnika.
— Fokuso. Powiedziała do mnie szeptem nauczycielka.
Wtedy wyobraziłam sobie, że z całych sił chcę zobaczyć rodzinę, a szczególnie babcię.
— Fo… Foku… — Nie miałam już sił z tego wszystkiego i zemdlałam.
Rozdział 6
Kiedy się obudziłam zobaczyłam panią Madison, Rose oraz Alis. Rose się uśmiechnęła. Na szczęście nie przegapiłam całej lekcji. Rose nie była pewna co do spaceru, ale Madison uśmiechnęła się do mnie, po czym zwróciła się do Rose, że świeże powietrze dobrze mi zrobi i że muszę poznać lepiej okolicę, gdyż bardzo chciałam przecież wyjść.
— To prawda, Amy nie może tutaj tak siedzieć. W tym zamku. Dzieci w jej wieku potrzebują wychodzić na spacery oraz świeżego powietrza. — Odezwała się niepewnie Alis.
Rose westchnęła, po czym się zgodziła i we dwie wybrałyśmy się na dwór.
— Czy to daleko?
— Oczywiście, więc załatwiłam nam specjalny pojazd.
— Ale tu nic nie ma.
— Nie wszystko będzie na miejscu. Wiesz… Który dzisiaj jest?
— A no tak! 25 sierpnia! — Po chwili namysłu powiedziała.
— Czyżby tu ktoś nie miał urodzin? — Ciągła z uśmiechem.
— A no tak! No przecież! To dziś! Nareszcie mam jedenaście lat! — Krzyknęłam zadowolona.
— Prezent ode mnie znajduje się trochę dalej na piechotę.
— Mówiłaś, że masz pojazd.
— No tak, ale mówiłam też, że nie ma go od razu przy zamku. — Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była według mnie lekko tajemnicza, ale chyba o to chodzi w niespodziankach urodzinowych.
Szłyśmy tak jakieś piętnaście minut. Ta okolica była wspaniała.
— Czy masz coś do picia, jestem naprawdę spragniona.
— Tak, mam wodę lub herbatę, Alis nie wiedziała, co wolisz, dlatego wybierz coś dla siebie.
— Chyba wolę herbatę.
— Jasne, tylko zaczekaj, dam ci bidon. — Przy tym Rose wyciągnęła z plecaka bidon, a następnie wręczyła mi go.
— Dzięki.
— O! To tutaj!
— Ale tu nic nie ma.
— Frezofia! — Wypowiedziała zaklęcie Rose.
— To tajna stajnia. Nie możesz o niej mówić innym żywiołom oraz duchom. A teraz chodź.
Poszłyśmy i zobaczyłyśmy śpiącego na krześle pana.
— Eh… Alex! Wstawaj!
— Co? O! To ty Rose. Przyszłyście po jednorożce? Te co zamawiałaś Rose?
— Jednorożce? Czy ja dobrze słyszę? — Powiedziałam.
— Tak właśnie miało być.
— Hej! Nazywam się Amy i urodziłam się w Polsce. Eh… W końcu jak tam mieszkałam tyle ładnych lat… Zdążyłam myśleć, że wszystko jest okej, ale od wczoraj… Nic nie będzie tak samo… Otóż teraz mieszkam w Anglii. I ten nowy język, nowa kultura i oczywiście dom u cioci. Miałam się rozejrzeć, więc postanowiłam zacząć od „Tajemniczego” miejsca na strychu. Nic tam nie było, no oprócz pająków, nici i pudeł… Lecz po chwili jedno z nich jakoś dziwnie przykuło moją uwagę. Było na nim napisane „Do not open”, czyli jak wiecie po polsku: „Nie otwierać”. Eh… Żałuję, że go wtedy nie otworzyłam… Wróciłam do „mojego” pokoju i po chwili zasnęłam. Zbliżały się moje jedenaste urodziny. Jednak zostało jeszcze trochę dni do tego wspaniałego wydarzenia. Śniło mi się to pudło i nie dawało mi spokoju w przypominającym „letnim” domku. Po śniadaniu wzięłam leki. No tak, nie powiedziałam wam, że jestem chora… Nie mogę się za bardzo przemęczać, np.: biegać dwie godziny po boisku, ale bez przesady… Mam to od miesiąca, ale to leczę, więc za jakieś dwa miesiące mi przejdzie. Wróćmy do tematu strychu. Wróciłam tam, ale przez kolejne 5 minut nie miałam odwagi… Potem to zrobiłam — szybko, bez namysłu…
Rozdział 2
Ujrzałam tam tylko kartkę. Totalnie mnie to oburzyło. No bo przecież, w końcu pudełko, a raczej tajemnicze pudełko z napisem nie otwierać ma w środku kartkę?! Nie wierzę… Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że może tam było coś ważnego, a teraz tam jest totalnie w sumie to, no prawie nic. Albo ważny list… Od chłopaka cioci, albo od jakiegoś wojska? Kto wie? Tajemniczość tej kartki i ta cała jej tajemnica dopadała mnie ze wszystkich stron świata, jakie znam, a chodzę do piątej klasy! Emocje znowu mnie naszły, po czym zdecydowałam, że nic nie powiem nikomu, przeczytam, odłożę i wrócę na obiad. No i wzięłam to nagle, poczułam się dziwnie, jak w jakimś horrorze i miałam mieszane uczucia, wtedy nareszcie jakaś „Tajemniczość” mnie ogarnęła. Otworzyłam i zobaczyłam na niej mapę… Nagle coś zaczęło mnie „wsysać” i jakby to powiedzieć, zniknęłam… No wiem, dziwne i pewnie mi nie wierzycie, ale na serio mnie dosłownie wessało… Bałam się… No nie wiem. No bo… Wciąga mnie gdzieś, no to co mam czuć? Jakie emocje? Jak mam się odnaleźć? Wrócę do domu? Do mamy? Gdzie jestem? I co tam jest? W ogóle to… Co to jest? Te pytania mnie męczyły, przez co zaczęłam płakać… Zamknęłam oczy i nagle w jesień było mi ciepło jak… Latem… Tak czy siak nie otwierałam oczu i nie przestawałam płakać, gdyż to mi nic nie dało… Eh… Po jakiś 20 minutach ktoś zapytał, czy wszystko okej.
— Nie… Zgubiłam się i nie mogę wrócić do domu. — Odpowiedziałam.
— Kim jesteś? — Odpowiedział damski głos.
— Nazywam się Amy Tils. Mam 10 lat. Od przedwczoraj mieszkam u cioci w Anglii… Mieszkałam w Polsce, a moja ciocia to Rose Tils i to siostra mojej mamy. Normalnie nie rozmawiam z obcymi, ale teraz to już nie ma znaczenia. Znalazłam pudełko z napisem „Do not open” i była tam taka kartka i… Mnie wessało.
— No… Wiesz, od tego jest napis „Nie otwierać”, żeby nie otwierać… Teraz będzie trudno… Ale czekaj, czy ty powiedziałaś Rose Tils!?
Rozdział 3
— Tak… — Odpowiedziałam z lekkim przestrachem, ale i z nadzieją, że ona mi pomoże, i że wrócę do domu! Przez chwilę bałam się, że to jakaś kraina z ogromnym, ciemnym, choć przekonująco ciepłym lasem, i że ta kobieta to zła wiedźma, i w sumie, że będzie tak jak w jakiejś bajce o księżniczkach. Ale gdy otworzyłam oczy zobaczyłam jakąś panią. Powiedziała, że jest wróżką, więc jak ja ją sobie miałam wyobrazić. Zamknęła oczy, coś tam mówiła szeptem, i nagle skrzydła pojawiły się za nią.
Opowiedziała mi o tym, że są cztery krainy: wody, natury, powietrza i ognia — czyli jej koloru. Wyglądała jak ciocia, oprócz włosów i oczu, ciocia ma czarne włosy i oczy oraz nosi okulary, ale jej tego nie powiedziałam, wręcz przeciwnie, tylko się uśmiechnęłam, a ona bez mojej prośby mnie wzięła do zamku, gdzie stało się coś, czego nie zapomnę chyba do końca życia. Z tego, z czego dowiedziałam się od Rose, tak, wiem, że ma tak samo na imię jak ciocia, przez co miałam małe podejrzenia, ale na świecie nie tylko jedna Amy, prawda? No do rzeczy, że niby jestem strażniczką ognia. To ważne zadanie, ale nie takie zwyczajne, muszę być gotowa na wszystko. Spodobało mi się to. Więc jak weszliśmy do zamku ognia była tam wróżka wody oraz nimfy, rusałki wodne i syreny, lecz takie, które się na chwilę obecną zamieniły przez naszyjniki w ludzi. Wszystko było identycznie jak z bajki.
— No witaj Rose. — Powiedziała wodna wróżka.
— Alis, zaprowadź ją do pokoju. — Odezwała się Rose.
— Jasne.
Alis to taka jakby opiekunka, ale nie jest służącą, zajmuje się tylko tym pałacem. Jest miła i sympatyczna. Ma jasne włosy. Polubiłam ją, ale nie o tym chce wam opowiedzieć. No więc nie usłuchałam Rose i podsłuchiwałam.
— Czego chcesz?!
— Czemu tak od razu. Przyszłam cię odwiedzić… Przyjaciółko. Ale czas szybko płynie. Mogłabyś mi już wybaczyć (śmiech).
— Nie mów tak do mnie. Wiesz, że oszukiwałaś nie tylko mnie?
— Ach… Wiem. Kto może wiedzieć lepiej niż ja?
W końcu Angeline była taka dobra…
— Nie mów o mojej matce po imieniu!
— Ale jej z nami nie ma.
Ale się dziwnie złożyło. Akurat moja babcia Angeline nie żyje!!! To już nie przypadek, ani żaden zbieg okoliczności! Moja ciocia to wróżka? No bo po co by jej była ta mapa? Postanowiłam, że odbędę z nią poważną rozmowę, gdy wróci, tylko nie wiedziałam jak się za to wezmę, ale jakoś to zrobię.
Po około dwunastu minutach Rose przyszła do mnie powiedzieć, że jest obiad i że musi mi coś powiedzieć. Odpowiedziałam, że ja też jej coś powiem, ale tutaj.
— Tak słonko?
— Czy… Czy to ty ciociu?
Znałam ją od kołyski i kocham, chociaż dzieliły nas wtedy tysiące kilometrów i tak wiedziałam jak wygląda, i można powiedzieć, że była bardziej moją przyjaciółką niż tak po prostu ciocią. Może i wie więcej o moich sekretach niż moja mama. Nigdy jej nie okłamałam. Ona mnie też. Wie o mnie dosłownie wszystko. Też znam jej sekrety. Normalnie jak przyjaciółki, co nie? Ale teraz to co? W sumie to było mi jej żal. Nic przecież nie zrobiła. No a ja bym jej chyba z tym nie uwierzyła.
— No wiesz… — Po czasie się odezwała.
— Tak ciociu? Znaczy… Przepraszam po prostu…
Zachowywała się tak samo. Nie miałam wątpliwości. No… Może jedną. A co jak to jej bliźniaczka. Podszyła się pod nią? Nie… Raczej nie.
— Obiad jest w kuchni… — Odpowiedziała.
Byłam oburzona. W tym momencie, kiedy potrzebuje jej pomocy, albo kogokolwiek na moje pytanie „Czy to ty ciociu?” — Odpowiada „Obiad jest w kuchni.”
— Proszę, odpowiedz. Potrzebuje pomocy. Zawsze jesteś ze mną szczera…
No wtedy zrozumiałam, że może nie chce mnie okłamać i wykręci się jakąś wymówką, albo to nie najlepszy moment — tak od razu.
— Przepraszam. — Powiedziała wychodząc z mojej komnaty.
Potem tylko słyszałam płacz dobiegający z jej pokoju.
Przebrałam się i poszłam na obiad. Był przepyszny. Zupa pomidorowa, kotlet, rosół, różnego rodzaju sałatki, deser, lody i tort truskawkowo-czekoladowy z bitą śmietaną. Dla mnie sok jabłkowy, a inni dorośli mieli wodę. No wiecie, stół w zamku ma tak dużo potraw. Oczywiście nie jadłam wszystkiego. Cały zamek musi coś zjeść. No i oczywiście do wyboru.
Cały wieczór myślałam o tym całym zajściu tego wyczerpującego dnia. Pierwsza noc w tym zamku. W końcu zasnęłam. Śnił mi się dom. Ten w Polsce i w Anglii, mama, tata, no i ciocia.
Rozdział 4
Rankiem Rose dała mi tosty i poczęstowała sokiem pomarańczowym. Śniadanie było pyszne. Ale wszystkie pieszczoty się skończyły. A więc mówiłam wam, że jestem strażniczką ognia i zapowiadała się wojna. Niby tylko jakieś plotki, ale nie byłam spokojna z tą myślą. Ciocia zaprowadziła mnie do wielkiego pomieszczenia. Przypominało salę balową jak na zamek, ale ciocia powiedziała, że to moja sala do nauki. Zdziwiło mnie to, bo nie było tu ani ławki, ani tablicy. Dostałam zeszyt i książkę. Na sam początek pani wychowawczyni o czarnych włosach wydawała mi się surowa i bez uczuć, i miałam rację, ale nie do końca, bo była surowa, ale się polubiłyśmy.
— Są w tym świecie różnego typu zaklęcia. — Opowiedziała mi pani Madison.
— Jakie? — Zapytałam z prawdziwym zaciekawieniem.
— Pierwsze to „Dolsa”. Odpowiada za rozpalenie ognia wokół przeciwnika.
Powtarzałam to zdanie i zapisałam notatkę w moim zeszycie.
— No to do roboty.
— Jakiej? — Nie mogłam się domyśleć.
— Pokaż, co umiesz.
Wstałam z niepewnością, ale i z ekscytacją. Nauczycielka wręczyła mi różdżkę. Z ostrożnością wzięłam ją do ręki. Dreszcz mnie przeszedł.
— Akmentos! — Krzyknęła Madison.
— Co to?
— Akmentos to zaklęcie, które sprawia, że rzecz, roślina lub zwierzę o której pomyślisz pojawi się przed tobą. Nie może się przed tobą pojawić duch ani człowiek.
— A teleportacja?
— Nie teraz. To pierwsza lekcja. Poza tym musisz coś wiedzieć. Nie możesz testować sama tych zaklęć. Chyba, że grozi ci niebezpieczeństwo. Miej do tego rozsądek. Wierzę, że jesteś mądra. A teraz spójrz na ten manekin i rzuć zaklęcie.
— Czy duchy istnieją? W tej krainie. Takie straszne.
— Na ciemnej stronie. Niestety moce wody zjednoczyły się z wiatrem i wspólnie myślą nad propozycją dołączenia natury. Coraz więcej duchów się do nich dołącza, przez co grozi nam niebezpieczeństwo. Dlatego tu jesteś. Rose powiedziała mi, że podsłuchałaś rozmowę. Jednak muszę ci powiedzieć, że twoja babcia ma się w dobrym stanie.
— Skąd to wiesz?
— Jesteś bardzo ciekawa. — Wtedy się do mnie uśmiechnęła. — Ale dowiesz się w innym czasie.
— Dolsa! — Z wielką nadzieją krzyknęłam.
Wokół manekinu zaczął płonąć ogień.
— Jej, udało mi się!
— To tyle na dziś. Czy masz jakieś pytanie do tej lekcji?
— Czy te duchy mnie nawiedzą?
— Nie. Na pewno nie.
Lekcja się skończyła, a ja w ekscytacji zaczęłam myśleć o dzisiejszym dniu. Już nic nie miałam do roboty, więc poszłam na herbatę.
Rozdział 5
W nocy bałam się tych duchów. Dopiero o godzinie 23ciej zasnęłam. Śniła mi się ta cała wojna, która może niebawem przyjść.
Gdy się obudziłam czekałam na śniadanie i myślałam o dzisiejszej, kolejnej lekcji. Miałam sporo pytań. Wiedziałam, że Madison wie więcej niż ja, albo ktokolwiek. Nie chciałam stracić tego dnia. Miałam dziś porozmawiać z niektórymi osobami, które mogą mi powiedzieć coś, co mogłoby mi pomóc. Zatem udałam się zjeść śniadanie. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ miałam tyle energii, że nic, ani nikt nie mógł mnie zatrzymać. Za godzinę miała zacząć się lekcja, więc pomyślałam, że może porozmawiam z Rose przy herbacie, bo naprawdę ta zadyszka sprawiła, że musiałam się napić. Herbata to był idealny pomysł, więc poprosiłam Alis, aby tak jak ostatnio zrobiła swoją wyborną herbatę. Co prawda było jej niezmiernie miło, ponieważ chyba byłam pierwszą osobą, która jej to powiedziała.
— Z chęcią zaparzę herbatę, do którego pokoju ci ją zanieść?
— Do salonu. Bardzo dziękuję. — Odpowiedziałam z radością.
Po kilkunastu minutach zawołałam Rose.
— Czy masz chwilkę czasu wolnego?
— Jasne. — Odpowiedziała.
Weszłyśmy do małego salonu. Rose usiadła na kanapie, a ja na wielkim, bordowym fotelu.
— Czy mogłabym wiedzieć, dlaczego będzie ta cała wojna?
— Posłuchaj. Wiem, że naprawdę chciałabyś to wiedzieć. — Ciągnęła.
I w tej oto chwili, kiedy już miała coś powiedzieć weszła Alis z herbatą.
— Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale przyniosłam herbatę.
— Dziękuję Alis. — Z obawą o mój czas pozostający do lekcji powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Wtedy spojrzałam na zegar wiszący na ścianie i zorientowałam się, że zostało mi pół godziny do nauki. Alis wyszła z pokoju.
— No więc. — Odezwała się Rose, a ja w kółko tylko patrzyłam na zegar wiedząc, że jeśli się spóźnię to przegapię lekcję, w której mogę nauczyć się dużo przydatnych mi w życiu zaklęć i tego typu sprawy.
— Może porozmawiamy po twoich lekcjach? Pomogłabym ci w zadaniach domowych. — Powiedziała.
Miałam przeczucie, że próbuje uciec od tematu.
— Moja droga. Jesteś jeszcze za młoda na tyle nowych informacji dotyczących tego świata. Za bardzo bym ci to namieszało. Już się dużo nauczyłaś, ale pamiętasz, że to był totalny szok. Jeśli jednak chcesz poznać tę okolicę, to możemy wspólnie wybrać się na spacer w jedno fajne miejsce.
— Tak! Bardzo bym chciała! — Powiedziałam z wielką radością.
— A więc po lekcjach się widzimy, jeśli nie masz zadania to możesz się przebrać w krótki rękaw, jeansy i bluzę.
— A buty? — Zapytałam.
— Nie będą ci one potrzebne. Jedynie jakieś skarpetki. — Przy tym uśmiechnęła się do mnie.
Gdy po raz kolejny popatrzyłam na zegar zobaczyłam, że dochodzi dwunasta wraz z moimi lekcjami, więc pożegnałam się z Rose i pobiegłam piętro wyżej.
— Dzień dobry. — Powiedziałam do pani Madison.
— Witaj kochana. Co u ciebie? — Spytała.
— Bardzo dobrze, po lekcjach wybieram się z Rose na spacer.
— Świetnie. Dziś nie będziesz miała zadania domowego, ale nauczę cię kilku zaklęć.
Uwielbiałam, kiedy uczyliśmy się zaklęć, ale nie zapominałam, że mam przecież kilka pytań do pani Madison.
— Proszę pani, czy mogłaby mi pani powiedzieć, dlaczego jest prawdopodobieństwo rozpętania się wojny? — Spytałam, licząc na odpowiedź.
Pani Madison westchnęła. Co prawda jej mina wskazywała na to, że wie, dlaczego, ale nie chcę mi o tym powiedzieć. W mojej głowie pojawiały się myśli, że jeśli jakaś nauczycielka lub opiekunka mi to powie to może się to źle skończyć. Nastała niezręczna cisza. Ale nie chciałam tak po prostu tracić lekcji, więc zdecydowałam, że odpuszczę, ale miałam jeszcze jedno pytanie, na które na pewno pani Madison znała odpowiedź.
— A więc, jeśli moja babcia Alison żyje, to gdzie się znajduje i czy mogę ją odwiedzić?
Wtedy wychowawczyni się zamyśliła, jakby miała coś powiedzieć. Niestety tylko się uśmiechnęła, a ja odpowiedziałam tym samym.
— Przejdźmy do lekcji, a więc na sam początek nauczę cię zaklęcia powodującego lewitowanie.
— O rany, czy jest trudne?
— Nie za bardzo, ale jeśli ktoś się uczy to wszystko jest łatwe.
Po chwili nagle znów nastała cisza.
— Powiedz mi kochana, czy ty kiedyś widziałaś swoją babcię?
— Niestety nie. — Odpowiedziałam.
— A więc musisz pomyśleć o czymś smutnym, ponieważ teraz musimy przećwiczyć inne zaklęcie.
— Jasne, ale jakie to zaklęcie i na czym polega?
— To zaklęcie wymaga siły przez ciebie w to zaklęcie włożonej. Dlatego czasem smutne wspomnienia lub te, za którymi bardzo tęsknimy powodują większą siłę w to włożoną oraz poczucie tego, że jesteśmy silni i mocni. Polega ono na tak jakby obronie, a teraz powtórz za mną.
— Jasne.
— Akmentos! — Krzyknęła nauczycielka, a przed nami pojawił się robot mający na celu symulowanie przeciwnika.
— Fokuso. Powiedziała do mnie szeptem nauczycielka.
Wtedy wyobraziłam sobie, że z całych sił chcę zobaczyć rodzinę, a szczególnie babcię.
— Fo… Foku… — Nie miałam już sił z tego wszystkiego i zemdlałam.
Rozdział 6
Kiedy się obudziłam zobaczyłam panią Madison, Rose oraz Alis. Rose się uśmiechnęła. Na szczęście nie przegapiłam całej lekcji. Rose nie była pewna co do spaceru, ale Madison uśmiechnęła się do mnie, po czym zwróciła się do Rose, że świeże powietrze dobrze mi zrobi i że muszę poznać lepiej okolicę, gdyż bardzo chciałam przecież wyjść.
— To prawda, Amy nie może tutaj tak siedzieć. W tym zamku. Dzieci w jej wieku potrzebują wychodzić na spacery oraz świeżego powietrza. — Odezwała się niepewnie Alis.
Rose westchnęła, po czym się zgodziła i we dwie wybrałyśmy się na dwór.
— Czy to daleko?
— Oczywiście, więc załatwiłam nam specjalny pojazd.
— Ale tu nic nie ma.
— Nie wszystko będzie na miejscu. Wiesz… Który dzisiaj jest?
— A no tak! 25 sierpnia! — Po chwili namysłu powiedziała.
— Czyżby tu ktoś nie miał urodzin? — Ciągła z uśmiechem.
— A no tak! No przecież! To dziś! Nareszcie mam jedenaście lat! — Krzyknęłam zadowolona.
— Prezent ode mnie znajduje się trochę dalej na piechotę.
— Mówiłaś, że masz pojazd.
— No tak, ale mówiłam też, że nie ma go od razu przy zamku. — Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była według mnie lekko tajemnicza, ale chyba o to chodzi w niespodziankach urodzinowych.
Szłyśmy tak jakieś piętnaście minut. Ta okolica była wspaniała.
— Czy masz coś do picia, jestem naprawdę spragniona.
— Tak, mam wodę lub herbatę, Alis nie wiedziała, co wolisz, dlatego wybierz coś dla siebie.
— Chyba wolę herbatę.
— Jasne, tylko zaczekaj, dam ci bidon. — Przy tym Rose wyciągnęła z plecaka bidon, a następnie wręczyła mi go.
— Dzięki.
— O! To tutaj!
— Ale tu nic nie ma.
— Frezofia! — Wypowiedziała zaklęcie Rose.
— To tajna stajnia. Nie możesz o niej mówić innym żywiołom oraz duchom. A teraz chodź.
Poszłyśmy i zobaczyłyśmy śpiącego na krześle pana.
— Eh… Alex! Wstawaj!
— Co? O! To ty Rose. Przyszłyście po jednorożce? Te co zamawiałaś Rose?
— Jednorożce? Czy ja dobrze słyszę? — Powiedziałam.
— Tak właśnie miało być.
więcej..