Tajemniczy Hiszpan - ebook
Tajemniczy Hiszpan - ebook
W dniu swoich dwudziestych piątych urodzin Elin Saunderson spędziła noc z tajemniczym mężczyzną, który pojawił się na jej imprezie. Jedyne co o nim wiedziała, to że ma na imię Cortez. Ponad rok później z testamentu przybranego ojca dowiaduje się, że cały majątek, który mieli odziedziczyć ona i jej brat, został zapisany biologicznemu synowi Saundersona, o którego istnieniu nikt nie wiedział. Ku zaskoczeniu Elin tym synem okazuje się Cortez Ramos…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4299-8 |
Rozmiar pliku: | 856 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pokój wirował. Oślepiające światła migały jej przed oczami, tworząc wzory podobne do widywanych w dziecięcym kalejdoskopie.
Elin zamrugała i uświadomiła sobie, że wpatruje się w wiszący w salonie żyrandol. Wcześniej nigdy nie zwróciła uwagi, że kryształowe wisiory lśnią jak wspaniale oszlifowane drogie kamienie.
– Jeszcze jednego drinka?
Głos, który nagle odezwał się tuż obok niej, wyrwał ją z zamyślenia. Czuła się dziwnie zdezorientowana i oderwana od rzeczywistości, zupełnie jakby obserwowała samą siebie gdzieś z wysoka. Spróbowała skupić uwagę na mężczyźnie, który do niej mówił, i z pewnym trudem rozpoznała w nim jednego ze znajomych Virginii.
Elin nie znała nawet połowy osób, które zjawiły się w jej rodzinnej rezydencji w londyńskim Kensington, aby kontynuować rozpoczęte w nocnym klubie obchody jej urodzin.
– Nie możesz być dziś sama – oświadczyła Virginia, kiedy się okazało, że nocny klub zamyka się całkiem wcześnie, wbrew swojej nazwie. – Wspominałabyś tylko matkę i płakała. Zaraz powiem wszystkim, że teraz przenosimy imprezę do ciebie.
Elin nie protestowała, ponieważ dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka ma rację – nie zniosłaby samotności wypełnionej wspomnieniami o wstrząsającej śmierci swojej przybranej matki. Powiedziała Ralphowi, że urodziny zamierza spędzić z przyjaciółmi w Szkocji, lecz zamarzająca mgła wywołała utrudnienia na lotnisku Gatwick i samolot nie mógł wystartować. Osoba, z którą najbardziej chciała przeżyć dzień urodzin, jej brat, Jarek, był teraz w Japonii, gdzie prowadził jakieś trudne negocjacje z ramienia Saunderson Bank. Nie mógł wykręcić się z tego zlecenia, a w każdym razie tak mówił, jednak Elin nie potrafiła się oprzeć wrażeniu, że Jarek unika jej, bo obwinia się za śmierć matki.
– Elin?
Pośpiesznie otrząsnęła się z niewesołych myśli. Tom, bo chyba tak się nazywał ten facet, stał zbyt blisko niej i patrzył na nią z takim wyrazem twarzy, że natychmiast pożałowała, że zdecydowała się włożyć sukienkę z bardzo śmiałym dekoltem, na której kupno namówiła ją Virginia.
Tom wyjął pusty kieliszek z jej dłoni.
– Jeszcze raz to samo?
– Lepiej nie – odparła powoli. – I tak wypiłam już za dużo.
To dziwne uczucie musiało się brać z faktu, że po prostu się upiła. Zazwyczaj po alkoholu chciało jej się spać, natomiast teraz ogarnęła ją jakaś dzika euforia. Rozpacz, w jakiej żyła przez ostatnie kilka miesięcy, wydawała jej się odległym wspomnieniem. Przez głowę przemknęła jej myśl, że może to właśnie było idealnym lekarstwem – należało pić na umór, tak jak ostatnio robił to jej brat.
Wiedziała jedno – za wszelką cenę, chociaż na parę godzin, chciała wyrzucić z pamięci obraz nieruchomo leżącej na podłodze matki.
– Co było w tym ostatnim koktajlu, który mi zrobiłeś? – spytała. – Smakował inaczej niż klasyczny Manhattan.
Mężczyzna rzucił jej dziwne spojrzenie.
– Może sypnąłem odrobinę jakiejś przyprawy, nie pamiętam.
Gdy objął ją w pasie, ledwo stłumiła dreszcz obrzydzenia. Był przystojny i pewnie wielu kobietom wydawał się atrakcyjny, miał jednak w sobie coś, co budziło jej niechęć.
– Chodźmy gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, skarbie – zamruczał.
– Jednak mam ochotę na drinka – rzuciła szybko. – Chce mi się pić.
Nie kłamała. Naprawdę dręczyło ją pragnienie, a na dodatek serce biło jej nienaturalnie szybko.
Kiedy Tom odwrócił się i ruszył w kierunku stołu pełniącego rolę baru, wybiegła do holu. Drogi dywan, który normalnie pokrywał prawie całą podłogę, leżał pod ścianą, zwinięty w gruby rulon, żeby ludzie mogli swobodnie tańczyć. Muzyka huczała tu jeszcze głośniej i głębokie basy wibrowały w całym jej ciele.
Ktoś chwycił ją za rękę i pociągnął na środek. Nie umiejąc się oprzeć szybkiemu rytmowi, odrzuciła do tyłu długie włosy i zaczęła tańczyć. Roześmiała się głośno, raz i drugi. Było jej dobrze, bo przecież tak dawno się nie śmiała.
W ostatnich miesiącach często odwiedzała nocne kluby razem z bratem, aby powstrzymać go od picia. Nauczyła się też, że najlepszym sposobem na odwrócenie uwagi paparazzich od Jarka było skupienie jej na sobie, imprezowała więc bez opamiętania i dbała, aby obiektywy aparatów wymierzone były raczej w nią niż w niego.
Tabloidy nazwały ją zepsutą i rozpuszczoną, niektórzy przedstawiciele mediów twierdzili, że przynosi wstyd lordowi Saundersonowi oraz pamięci jego żony.
„Czy właśnie takim zachowaniem Elin próbuje odwdzięczyć się ogólnie szanowanej parze filantropów, którzy zabrali ją i jej starszego brata z sierocińca w ogarniętej wojną Bośni, adoptowali i wychowali w luksusowych warunkach?”.
Taki sens miała większość tekstów na temat Elin. Dziewczyna nie przejmowała się tym, co piszą o niej brukowce, byle tylko paparazzi nie koncentrowali się na Jarku i nie doprowadzali do jeszcze większych nieporozumień między Ralphem i jego adoptowanym synem.
Jednak dziś wcale nie musiała udawać, że dobrze się bawi. Dziś była wyjątkowo pewna siebie i beztroska, i nawet w najmniejszym stopniu nie obchodziło jej to, że powodem tego wspaniałego nastroju był nadmiar alkoholu. Bo co z tego? Obchodziła swoje dwudzieste piąte urodziny i mogła robić, co jej się podobało, tańczyła więc i śmiała się na całe gardło, przerażona, że jeśli na chwilę przestanie, znowu wpadnie w tę czarną dziurę, w której tkwiła przez ostatnie pół roku.
Nie mogła narzekać na brak partnerów do tańca. Mężczyźni tłoczyli się wokół niej, a ona flirtowała z nimi jak szalona, szczęśliwa, że na tę jedną noc może być syreną ubraną w wyzywającą czerwoną sukienkę.
O północy Virginia wniosła tort ze świeczkami i przypomniała jej, by wypowiedziała w myśli życzenie. Urodzinowe życzenie, które miało się sprawdzić, jeżeli wszystkie świeczki zdmuchnie od razu.
Elin wiedziała, że nawet milion życzeń nie przywróci życia jej mamie. Potoczyła wzrokiem po twarzach gości, niektórych znanych od dziecka, odkąd przybrani rodzice przywieźli ją do Anglii, innych zupełnie obcych. Wszyscy czekali, by zdmuchnęła świeczki, ale ona nie miała pojęcia, czego powinna sobie życzyć.
I wtedy jej spojrzenie zatrzymało się na nim.
Stał w pewnej odległości od roześmianego tłumu, jak samotny i niebezpieczny wilk. Patrzyła na niego długo, przez całą wielką salę. Czas się zatrzymał, muzyka i głosy innych ucichły, i wydawało się, że na świecie nie ma nikogo poza nim, najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała.
Bardzo wysoki i mroczny, miał w sobie coś z bohaterów Byrona albo z Heathcliffa z „Wichrowych wzgórz” Emily Bronte. Na jakimś poziomie umysł Elin odnotował zdziwienie, że zauważyła go dopiero teraz, lecz racjonalny tok myślenia szybko przyćmiła dużo bardziej prymitywna reakcja na jego surową męskość.
Miał na sobie czarne dżinsy, czarny sweter i brązową, tu i ówdzie przetartą skórzaną kurtkę, i ten strój w jakiś sposób wyraźnie mówił, że jego właściciel stawia życiu twarde warunki i nie dba, co myślą o nim inni. Gęste czarne włosy były lekko potargane, jakby miał zwyczaj przeczesywać je palcami, a ciemny zarost w dolnej części policzków i nad górną wargą jeszcze przydawał mu atrakcyjności.
Elin poczuła, że mięśnie w dole jej brzucha kurczą się gwałtownie. Więc to tak smakowało pożądanie… W żyłach miała ogień, jej piersi nagle stały się dziwnie ciężkie, intensywne ciepło między nogami pulsowało.
Więc jednak nie była żadnym dziwadłem, jak czasami jej się wydawało, gdy słuchała opowieści swoich znajomych o ich bogatych doświadczeniach erotycznych, a sama nie miała nic do powiedzenia.
– Może jesteś lesbijką, ale nie masz dość odwagi, by zmierzyć się z prawdą o swojej seksualności – zasugerowała Virginia, kiedy Elin przyznała się, że nadal jest dziewicą.
– Prawda jest taka, że nie interesuje mnie pójście do łóżka z kimkolwiek – odparła wtedy. – Umawiałam się z kilkoma facetami, lecz nigdy nie miałam ochoty posunąć się dalej.
Każdy psycholog doszukiwałby się pewnie winy za ten stan rzeczy w traumatycznych przeżyciach pierwszych czterech lat jej życia, spędzonych w sierocińcu w strefie działań wojennych. Pewnie właśnie tam tkwiły korzenie jej problemów z obdarzeniem zaufaniem drugiego człowieka, istniała jednak również możliwość, że po prostu była oziębła, co zarzucił jej jeden z jej byłych chłopaków, gdy nie udało mu się jej namówić, by się z nim przespała.
Virginia nie chciała jednak spisać przyjaciółki na straty.
– Najwyraźniej nie spotkałaś jeszcze odpowiedniego faceta. Kiedyś poznasz takiego, któremu nie będziesz w stanie się oprzeć, zobaczysz.
Czy Virginia miała na myśli właśnie to, co Elin w tej chwili czuła? Patrząc na współczesnego Heathcliffa, miała wrażenie, że nosi w sobie kulę energii i ciepła, która lada moment eksploduje, i nagle uświadomiła sobie, że jednak wie, jakie życzenie wypowiedzieć, zdmuchując świeczki na urodzinowym torcie.
Ktoś podkręcił głośniki i muzyka wprawiła w wibracje całą salę. Otaczający solenizantkę tłum gości rozproszył się i Elin spostrzegła, że mężczyzna ją obserwuje. Stał swobodnie oparty o kominek, ale coś w jego pozycji kojarzyło jej się z czającym się do skoku wielkim dzikim kotem.
Kiedy ruszyła w jego stronę, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że przejął całkowitą kontrolę nad jej umysłem. Zatrzymała się tuż przed nim i spojrzała w jego ciemne, usiane złotawymi drobinkami oczy pod ciężkimi czarnymi brwiami.
– Wszyscy składają mi życzenia urodzinowe – powiedziała z uśmiechem.
Zabarwiony nutą flirtu głos wydał jej się obcy, ale nie zdziwiło ją to, bo naprawdę nie mogła poznać samej siebie, a już szczególnie tego pulsującego, płomiennego pragnienia, którego istoty i celu nie była w stanie ani zrozumieć, ani wyjaśnić.
Coś błysnęło na dnie jego źrenic, lecz surowa linia ust nie złagodniała ani odrobinę.
– Wszystkiego najlepszego, Blondie.
– To nie jest moje imię. Nazywam się Elin.
Nienawidziła nadanego jej przez paparazzich przezwiska, z którego jasno wynikało, że skoro jest ładną blondynką, musi być także pozbawioną inteligencji lalką.
– Wiem – odparł.
Przekrzywiła głowę i przyjrzała mu się uważnie. Przyćmione światło rzucało cienie na twarde kąty i płaszczyzny jego twarzy, podkreślając jej ascetyczne piękno i napełniając Elin pragnieniem, by dotknąć jej delikatnie, czubkami palców. A jego usta… Serce zabiło jej jeszcze szybciej, gdy wyobraziła sobie, jak te zmysłowe wargi biorą w posiadanie jej własne.
– Skąd? – rzuciła.
Była absolutnie pewna, że nigdy wcześniej go nie widziała. Dobry Boże, zapamiętałaby przecież kogoś takiego…
Może tylko jej się wydawało, ale chyba zawahał się na ułamek sekundy, zanim wzruszył szerokimi ramionami.
– Przyszedłem na twoje urodzinowe przyjęcie, więc to raczej oczywiste, że wiem, jak ci na imię. Niewiele osób nie słyszało o Elin Saunderson. Zdjęcia, na których wytaczasz się z nocnych klubów, regularnie pojawiają się w większości brytyjskich gazet.
Nie wiedziała, dlaczego jego cynizm jednak ją zabolał i dlaczego nagle ogarnęła ją chęć, by mu wytłumaczyć, że celowo stara się odwrócić uwagę mediów od swojego brata. W ostatniej chwili ugryzła się w język, bo przecież w ten sposób zdradziłaby Jarka, a tego nie zrobiłaby nigdy.
Gdy znowu spojrzała mu prosto w oczy, dostrzegła w nich ten sam ogień, który płonął w jej ciele. Wszystkimi zmysłami czuła, że on jej pragnie. Może nie chciał tego, nie miał jednak żadnej kontroli nad pulsującym między nimi napięciem, podobnie jak ona. Nie miała cienia wątpliwości, że wierzył, że odmalowany przez media portret rozpuszczonej, głupiej i zajętej wyłącznie imprezowaniem Elin Saunderson jest prawdziwy.
– Powinieneś mi się przedstawić, zgodnie z zasadami dobrego wychowania.
Kąciki jego ust lekko zadrgały.
– Ja i dobre wychowanie nie mamy ze sobą zbyt wiele wspólnego – rzekł powoli, niskim, głębokim głosem z leciutkim, trudnym do wychwycenia śródziemnomorskim akcentem. – Nazywam się Cortez.
– Hiszpan?
– Półkrwi – odparł po krótkiej pauzie, zupełnie jakby chciał powiedzieć coś innego, lecz nagle zmienił zdanie.
Nieśpiesznie i wyzywająco ogarnęła wzrokiem najpierw jego klatkę piersiową, a następnie płaski brzuch i wąskie biodra, opięte czarnymi dżinsami.
– W której połowie? – zagadnęła niewinnie.
Przez parę sekund patrzył na nią ze zdumieniem, potem parsknął śmiechem, ciepłym i kuszącym jak płynny miód.
– Naprawdę jesteś niegrzeczną dziewczynką. – Jego oczy zalśniły złotem. – Niegrzeczną i bardzo, bardzo piękną.
Wyciągnął rękę i owinął sobie wokół palców lok jej jasnych włosów. Elin słyszała gorączkowe bicie swego serca i szmer cięższego niż zwykle oddechu, i była pewna, że on także słyszy to wszystko.
Głośna muzyka napełniła jej ciało zmysłowym rytmem.
– Zatańczysz ze mną? – spytała. – Nie możesz mi odmówić, bo dziś są moje urodziny i mogę dostać wszystko, czego sobie zażyczę.
– A czego sobie życzysz? – W jego głosie pojawiła się zupełnie inna, szorstka nuta. – Czego dziś chcesz?
– Ciebie.
Mogłaby przysiąc, że unosi się gdzieś wysoko nad swoim ciałem i że wszystko to nie dzieje się naprawdę. I zresztą może tak było, może wszystko było tylko snem. Tak czy inaczej, ten sen był znacznie przyjemniejszy niż jej zwykłe nocne koszmary o śmierci matki.
Cortez zaklął pod nosem i lekko wzruszył ramionami.
– W porządku – mruknął.
Postąpił krok ku niej, oparł dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie tak blisko, że natychmiast poczuła ciepło jego ciała. Kontakt z jego udami, gdy zaczęli się poruszać w rytm muzyki, przemienił płonące w niej pragnienie w prawdziwie piekielny ogień. Cortez tańczył dobrze, z wyraźną wprawą i zmysłowo. Elin głośno wciągnęła powietrze, kiedy położył otwartą dłoń w dole jej pleców, zbliżając ją do siebie jeszcze bardziej.
Pachniał cudownie, mieszanką korzennej wody kolońskiej i suchego ciepła ciała, wydzielającego własny, niepowtarzalny aromat. Miała ochotę wtulić twarz w jego szyję, odetchnąć jego zapachem i przejechać językiem po jego skórze, by poznać jej smak. Jej dłonie spoczywały na jego piersi i wyraźnie czuła pod palcami mocne, szybkie uderzenia jego serca. Uniosła głowę, żeby zajrzeć mu w oczy i ujrzała w nich głód tak wielki, że na moment zabrakło jej tchu.
Nigdy dotąd nie czuła czegoś podobnego i z całą pewnością nigdy nie zachowywała się w tak pozbawiony wszelkich zahamowań sposób. I pierwszy raz na przestrzeni ostatnich sześciu miesięcy czuła, że żyje, a nie wegetuje. Zdążyła się już nauczyć, że życie trzeba chwytać natychmiast, od razu, nie zwlekając ani sekundy.
Chciała teraz chwycić je obiema rękami, chciała być jak najbliżej tego niebezpiecznie pociągającego mężczyzny, którego sama obecność budziła w niej nieznane dotąd uczucia. Przesunęła dłonie na jego barki i przylgnęła do niego całym ciałem. Wymamrotał coś po hiszpańsku, zanurzył palce jednej dłoni w jej włosach i pochylił głowę. Jego usta znalazły się kusząco blisko i Elin z cichym jękiem przycisnęła do nich wargi.
Świat eksplodował wokół niej burzą barw i doznań. Cortez zawahał się na ułamek sekundy i przejął kontrolę nad sytuacją, biorąc ją w posiadanie pocałunkiem jak konkwistador. Elin miała wrażenie, że ginie, że przestaje istnieć jako niezależna istota.
Cortez objął jej podbródek dłonią i ustawił jej usta pod dogodnym kątem, zanim wsunął w nie język i zaczął smakować. Pocałunek trwał bez końca, z każdą sekundą głębszy i coraz bardziej erotyczny. Gdy w końcu go przerwał, by mogli chwycić powietrze, przez chwilę wpatrywał się w nią tak, jakby próbował odgadnąć, co się kryje w jej głowie.
– To szaleństwo – rzekł zachrypniętym głosem. – Powinienem ci powiedzieć…
Przerwał gwałtownie, kiedy nagle mocno potrącił ich jeden z pochłoniętych dzikim tańcem gości.
– Dios! – Otoczył ją ramieniem i ten gest sprawił, że stopniała jak śnieg w gorącym słońcu. – Czy moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać?
Ponad jego ramieniem dostrzegła stojącego w progu Toma, tego samego, który wcześniej przynosił jej drinki. Pragnąc uniknąć spotkania, poprowadziła Corteza przez wąski korytarz i klatkę schodową na tył domu, gdzie dawniej znajdowały się pokoje dla służby.
Niestety, nawet tutaj na schodach siedziało mnóstwo rozwrzeszczanych ludzi, zajętych grą „kto wypije więcej”, poszła więc na piętro, do swojej sypialni.
– Tu nikt nie będzie nam przeszkadzał – powiedziała, zamykając drzwi.
Po głośnej muzyce, rytmicznie dudniącej na całym parterze domu, nagle ogarnęła ich cisza. Jakąś częścią umysłu Elin zdawała sobie sprawę, że zaproszenie obcego mężczyzny do sypialni było czystym szaleństwem, powtarzała sobie jednak, że Cortez nie jest kimś zupełnie obcym. Znała przecież jego imię i była prawie pewna, że musi być znajomym Virginii. Z jakiego innego powodu zjawiłby się na jej urodzinowym przyjęciu?
Kątem oka zerknęła w lustro i zobaczyła, że wargi ma obrzmiałe od jego pocałunków. Trudno jej było rozpoznać samą siebie w tej seksownej szkarłatnej sukience, z rozpuszczonymi, wzburzonymi włosami i wyzywającym uśmiechem.
Przeniosła wzrok na Corteza i zorientowała się, że obserwuje ją spod zmrużonych powiek.
– Chciałeś mi coś powiedzieć, tak? – zagadnęła. – Jesteś żonaty?
– Co takiego? – W jego oczach błysnęło zdziwienie. – Nie, oczywiście, że nie. Nie pocałowałbym cię, gdybym był żonaty.
– Dlaczego mnie pocałowałeś?
– A jak ci się wydaje, do diabła? – rzucił szorstko.
– Nie wiem. Może zgadłabym, co cię do tego skłoniło, gdybyś pocałował mnie jeszcze raz…
Znowu usłyszała tę dziwną, obcą nutę w swoim głosie. Nie podobała jej się, lecz w głębi serca doskonale wiedziała, że naprawdę chce go pocałować. Pragnęła nie tylko pocałunku, ale i czegoś więcej. Spojrzała na wielkie podwójne łóżko, w którym zawsze spała sama i usłyszała jakieś rzucone przez Corteza słowo, kiedy podążył za jej wzrokiem.
– Jesteś pokusą, której nie sposób się oprzeć – rzekł cicho.
Dwoma krokami pokonał dzielącą ich odległość. Złocisty błysk w jego oczach był niczym obietnica, że jej urodzinowe życzenie jednak się spełni.
– Chcesz spróbować? – zamruczała, kiedy stanął przed nią i dużą dłonią objął jej policzek.
Jego skóra była sucha, twarda i spierzchnięta i przez głowę Elin przemknęła myśl, że chciałaby się dowiedzieć, gdzie pracuje.
– Nie mam najmniejszych szans. – Jednym ruchem przyciągnął ją do siebie i pochylił głowę. – Pragniesz tego?
– Naprawdę musisz pytać? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, głosem należącym do śmiałej, zdolnej do wszystkiego istoty, która opanowała jej ciało.
To ta nieznajoma zarzuciła mu ramiona na szyję i wspięła się na palce, żeby dosięgnąć wargami jego ust. To ta ubrana w szkarłat bezwstydna uwodzicielka szeptała mu do ucha słowa zachęty, gdy wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko.
Położył się na niej i zaczął ją całować, domagając się reakcji, na którą nie musiał czekać ani sekundy. Elin pragnęła wszystkiego, co mógł jej dać, i jej podniecenie narastało z każdą pieszczotą.
Ubranie okazało się frustrującą przeszkodą, ściągnęła więc kurtkę z jego ramion, podczas gdy on zsunął ramiączka jej sukienki. Szarpnął cienki materiał i po obnażonych piersiach dziewczyny przemknął strumień chłodnego powietrza.
Jęknęła, gdy pochylił ciemną głowę i ujął pączek jej piersi między wargi. Płomień spłynął między jej nogi, tworząc gorące jak lawa jezioro w dole brzucha. Instynktownie uniosła biodra, gdy włożył rękę pod jej spódnicę i przez chwilę pieścił wrażliwą skórę po wewnętrznej stronie uda. Zsunął majtki i jego palce znalazły drogę do miejsca, gdzie całą sobą pragnęła poczuć jego dotyk. Rozsunął wilgotne, rozpalone wargi i wsunął między nie najpierw jeden, a zaraz potem dwa palce, w ciągu paru sekund doprowadzając ją na krawędź orgazmu.
Nigdy dotąd nie czuła tak intensywnego, niepohamowanego pożądania, nigdy dotąd nie drżała w oczekiwaniu na spełnienie.
– Chcę… – wykrztusiła z trudem.
– Wiem. – Jego głos był jak szorstki welwet.
Gdzieś między pocałunkami zdjął przez głowę sweter i gdy przesunęła dłonie w dół, w kierunku zapięcia jego dżinsów, jego skóra była gładka niczym satyna, porośnięta twardymi spiralkami włosów.
Wciąż czując w sobie jego palce, nagle zorientowała się, że jest nagi, i na widok jego wzwiedzionego członka gwałtownie wciągnęła powietrze. Był oszałamiający – piękny i ogromny.
– Nie mam prezerwatywy. – Jego głos z trudem przedarł się przez podniecenie, które otoczyło jej mózg jak gęsta chmura.
Zaklął pod nosem i podniósł się, lecz ona nie chciała, by odszedł, za żadne skarby świata. Gorączkowo chwyciła go za ramiona i przypomniała sobie o paczce kondomów, które dostała za darmo podczas jakiejś uświadamiającej akcji na pierwszym roku studiów. Wrzuciła je wtedy do szuflady nocnej szafki, zastanawiając się, czy kiedykolwiek okażą się przydatne.
– W górnej szufladzie – wymamrotała.
Szybko znalazł to, czego szukał, naciągnął prezerwatywę i gorącą dłonią rozsunął jej uda. Wszedł w nią jednym pchnięciem, tak gwałtownie, że na długą chwilę zabrakło jej tchu. Lekki ból zniknął prawie od razu. Fizyczna świadomość wypełnienia była tak niesamowita, że wygięła plecy w łuk, każdym ruchem zachęcając go, by posiadł ją do końca.
Wbiła palce w jego barki, łącząc się w jedno z jego potężnym ciałem. Poruszał się w niej rytmicznie i mocno, prowadząc ją coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie świat eksplodował wokół nich jak wulkan.
Elin poruszyła się i światło poraziło jej oczy, jeszcze zanim uniosła powieki. Skrzywiła się, gdy promień słońca spoczął na jej twarzy. Miała wrażenie, że jej głowę wypełnia wata i dopiero po chwili dotarło do niej, że znajduje się w swojej sypialni w domu w Kensington.
Odrzuciła pościel i odkryła, że położyła się w sukience, której ramiączka i gorset były zsunięte do pasa. Piersi miała nagie, a kiedy zsunęła dłoń niżej, zorientowała się, że nie ma na sobie majtek.
Dopiero teraz jej umysł wypełniły niewyraźne wspomnienia – przyjęcie, głośna muzyka, świeczki na torcie. Tańczyła z różnymi mężczyznami, ale zapamiętała tylko jednego, bardzo przystojnego, o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach ze złotymi drobinkami.
Przedstawił jej się jako Cortez.
Usiadła gwałtownie i pokój zawirował jej przed oczami. W brzuchu czuła pustkę, ale wszystko to razem zupełnie nie przypominało objawów kaca. Niektóre obrazy z minionej nocy były przerażająco wyraźne. Tańczyła z Cortezem i całowała się z nim. Zaczerwieniła się płomiennie, gdy przypomniała sobie, że sama zainicjowała pocałunek i zaprosiła go do swojego pokoju.
Co jeszcze zrobiła?
Dostrzegła swoje majtki na podłodze i odpowiedź na pytanie, które sobie zadała. Zalała ją falą wstydu. Tak, uprawiała seks pierwszy raz w życiu, z mężczyzną, którego nigdy wcześniej nie spotkała…
– Elin, jesteś tam? – Z korytarza dobiegł głos Virginii.
– Chwileczkę!
Chwyciła szlafrok i osłoniła nim pogniecioną sukienkę, pragnąc ukryć dowód hańby. Virginia była jej najlepszą przyjaciółką, lecz Elin nie chciała, aby ktokolwiek się dowiedział, że zachowała się jak dziwka. Miała ochotę ukryć się w jakiejś dziurze, z wysiłkiem przywołała jednak uśmiech na twarz i otworzyła drzwi.
– Jesteś sama? – Virginia nie ukrywała zdziwienia. – Widziałam, jak wymknęłaś się z jakimś cudownie atrakcyjnym facetem, więc myślałam, że pewnie spędziłaś z nim noc. Co to za jeden?
– Powiedział, że nazywa się Cortez. Jakoś nie zdążyłam zapytać go o nazwisko. Myślałam, że to twój znajomy. To nie ty go zaprosiłaś na imprezę?
– Nigdy w życiu go nie widziałam. – Virginia zmarszczyła brwi. – Trochę dziwna sytuacja, prawda? Mam wrażenie, że nikt z gości go nie znał. No, nieważne. Przegapiłaś wczoraj niezły dramat, wiesz? Pewien facet, Tom Wilson, został aresztowany za wrzucenie narkotyku do drinka mojej kumpeli Lisy. Dziewczyna źle się poczuła po koktajlu, który przyniósł jej Tom, ale pomyślała, że po prostu się upiła. Zaraz potem zaczął ją namawiać, żeby z nim wyszła, na szczęście ktoś jej powiedział, że widział, jak Tom wrzucił coś do jej szklanki. Lisa wezwała policję i po zbadaniu resztek jej drinka okazało się, że był w nim rohypnol, ten środek oszałamiający, po którym ofiara gwałtu nic nie pamięta.
Elin bezwładnie osunęła się na łóżko.
– Jakie są bezpośrednie efekty działania tego narkotyku? – spytała.
– Lisa miała zawroty głowy i uczucie kompletnego oderwania od rzeczywistości, jakby znajdowała się poza własnym ciałem. O, mój Boże! – Virginia przerwała nagle, widząc pobladłą twarz Elin. – Myślisz, że twój drink też ktoś przyprawił?
– Ten Tom przyniósł mi koktajl, po którym poczułam się bardzo dziwnie, ale też myślałam, że się upiłam…
– Lepiej zawiadom policję, skarbie. Niektóre z tych narkotyków wywołują amnezję i senność, co tłumaczyłoby, dlaczego przespałaś pół dnia.
Tłumaczyłoby to także jej dziwne, zupełnie nietypowe zachowanie, bez wątpienia. Tak czy inaczej, była to marna pociecha. Cortez nie miał pojęcia, że znajdowała się pod wpływem środka odurzającego i najwyraźniej wierzył, że ma zwyczaj zapraszać do łóżka świeżo poznanych mężczyzn.
Fakt, że zniknął, nie budząc jej, dobitnie potwierdzał tę tezę.
Po wyjściu Virginii Elin pośpiesznie zdjęła szkarłatną sukienkę i wcisnęła ją do kosza na śmieci. Wzięła gorący prysznic, ale żadna ilość wody z mydłem nie była w stanie uwolnić jej od wstydu i obrzydzenia do samej siebie.
Co za szczęście, że użył prezerwatywy… Przycisnęła dłonie do rozpalonych policzków i pomyślała, że w tej chwili najlepiej zrobiłby jej atak amnezji. Wspomnienia własnego wyzywającego zachowania aż zbyt mocno wryły jej się w pamięć. Cortez ani jej nie zmuszał, ani nie zachęcał, by uprawiała z nim seks, i nawet odkrycie, że wcześniej podano jej narkotyk, nie mogło niczego zmienić.
Zachowała się jak dziwka i mogła jedynie szukać pocieszenia w nadziei, że nigdy więcej nie spotka hiszpańskiego konkwistadora, który pozbawił ją nie tylko dziewictwa, ale i szacunku do samej siebie.ROZDZIAŁ DRUGI
Rok później
Lodowaty powiew wpadł do kościoła i zawiasy starych odrzwi zaskrzypiały żałośnie, obwieszczając pojawienie się przybysza, który spóźnił się na nabożeństwo pogrzebowe Ralpha Saundersona.
Siedząca w pierwszej ławce obok brata Elin poczuła, jak zimny strumień powietrza omiótł kostki jej nóg, i pożałowała, że nie włożyła butów do kolan, zaraz jednak przypomniała sobie, że czarne szpilki znacznie lepiej pasują do krótkiego płaszczyka w stylu lat pięćdziesiątych oraz czarnego toczka z woalką. Modystka powiedziała jej, że wygląda w tym stroju jak Grace Kelly, a Elin już od czwartego roku życia mocno wierzyła, że wygląd to sprawa najważniejsza.
Idealne łuki jej brwi ściągnęły się lekko na dźwięk kroków zbliżających się od drzwi kościoła. Kiedy razem z Jarkiem wchodziła za trumną przybranego ojca do wnętrza, wszystkie ławki były pełne – można by pomyśleć, że cała społeczność Little Bradley przyszła pożegnać przedstawiciela rodu, do którego dawniej należało to małe miasteczko w hrabstwie Sussex. Elin starała się zapamiętać każdą znajomą twarz, aby później osobiście podziękować wszystkim uczestnikom pogrzebu.
Kto się zjawił w połowie nabożeństwa? Ze wszystkich sił starała się skoncentrować na słowach kazania, nie potrafiła jednak pozbyć się uczucia niepokoju. Kiedy zgromadzeni wstali, by zaśpiewać psalm, zerknęła przez ramię i serce nagle podeszło jej do gardła.
Przy jednej z tylnych ławek stał Cortez.
Niemożliwe, pomyślała. Wzrok i umysł najwyraźniej płatały jej figle. Minął już ponad rok od tamtej urodzinowej imprezy, podczas której oddała się nieznajomemu mężczyźnie. I nie było żadnego powodu, by tenże mężczyzna miał się zjawić na pogrzebie jej ojca.
Pośpiesznie przeniosła spojrzenie na śpiewnik, który dygotał w jej palcach. Jarek zaklął cicho i wsunął dłoń pod łokieć siostry.
– Nie zemdlejesz chyba, co? – wymamrotał. – Ci paparazzi, którzy czyhają przed kościołem, oszaleją z radości, kiedy wyniosę cię na rękach, i na pewno nie omieszkają podkreślić, że coś takiego zdarza ci się już drugi raz w tym tygodniu. No i zaczną się publicznie zastanawiać, czy na pogrzebie ukochanego tatusia byłaś tylko pijana, czy raczej naćpana.
– Dobrze wiesz, że to wszystko nieprawda – odszepnęła gorączkowo. – Mówiłam ci, że na wieczorze panieńskim Virginii zemdlałam, bo w nocnym klubie było potwornie gorąco i duszno…
– Dużo bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że jeszcze nie w pełni wróciłaś do sił po trudnym porodzie. Co prawda Harry ma już trzy miesiące, ale jednak straciłaś mnóstwo krwi. Przed twoim wyjazdem do Londynu mówiłem ci, że nie jesteś dość silna, by wrócić do poprzedniego szalonego życia towarzyskiego.
Elin poczuła się urażona krytyczną nutą w głosie brata. Przed rokiem zyskała niechlubną sławę na londyńskiej scenie klubowej, ponieważ chciała odwrócić uwagę dziennikarzy brukowców od Jarka.
Cóż, teraz nie musiała się przynajmniej martwić, że Ralph straci cierpliwość do jej brata. Ich przybrany ojciec umarł dokładnie tydzień temu, miesiąc po rozpoznaniu guza mózgu.
Jarek miał teraz zostać prezesem Saunderson’s Bank i chociaż wielu członków zarządu niepokoiła jego reputacja skłonnego do podejmowania ryzyka biznesmana, nikt nie mógł mu przeszkodzić w przejęciu głównej pozycji w banku.
Elin pochyliła głowę, starając się wsłuchać w słowa zaintonowanej przez pastora modlitwy, nie mogła jednak przestać myśleć o mężczyźnie, który przed paroma chwilami wszedł do kościoła. Wciąż sobie powtarzała, że nie może to być Cortez – znał wprawdzie jej londyński adres, lecz w ciągu ubiegłego roku ani razu nie próbował się z nią skontaktować, a ona, nie znając jego nazwiska, nie miała najmniejszych szans powiadomić go o istnieniu Harry’ego.
Pomyślała o swoim maleńkim synku, który spał mocno, kiedy zostawiła go pod opieką niani w pokoju dziecięcym w Cuckmere Hall, niewinny i nieświadomy, że został poczęty przez dwoje obcych sobie ludzi, ogarniętych gorącą żądzą. Wiedziała, że kiedy będzie starszy, zacznie wypytywać o ojca, planowała więc uraczyć go historyjką o jego śmierci, mniej lub bardziej tragicznej, w zależności od okoliczności. Uznała, że tego rodzaju białe kłamstwo będzie lepsze niż informacja, że ojciec opuścił chłopca przed jego narodzinami.
Ona i jej brat zostali porzuceni przez rodziców, kiedy Elin była niemowlęciem. Jarek, wówczas sześcioletni, zachował kilka mglistych wspomnień matki i ojca, natomiast obrazem, jaki ona zachowała z najwcześniejszego dzieciństwa, były solidne pręty dookoła kojca. Od Jarka wiedziała, że najmłodsze dzieci często pozostawiano w kojcach bez opieki, czasami nawet na parę dni. Elin nauczyła się chodzić dopiero jako dwulatka, i to wyłącznie dlatego, że brat często zakradał się do pokoju, gdzie spała, i trzymał ją za rękę, gdy stawiała pierwsze kroki.
Jej własny syn przyszedł na świat bez ojca, lecz Elin była zdeterminowana obdarzyć go miłością za dwoje rodziców.
Nabożeństwo dobiegło końca i Elin ruszyła do wyjścia za trumną, u boku brata. Uważnie przyglądała się otaczającym ją twarzom, nie dostrzegła jednak nikogo, kto przypominałby Corteza. Najwyraźniej wyobraźnia jednak spłatała jej figla.
Pochód żałobników wylał się na cmentarz i zgromadził wokół świeżo wykopanego grobu obok kamienia Lorny Saunderson. Oczy Elin wypełniły się łzami. Od śmierci jej mamy minęło osiemnaście miesięcy, a ona nadal żyła w dojmującym poczuciu straty. Siłą powstrzymując płacz, utkwiła wzrok w nagrobkach po drugiej stronie cmentarza i gwałtownie wciągnęła powietrze na widok wysokiej postaci, na wpół ukrytej za grubym pniem starej sosny. Z tej odległości niezbyt wyraźnie widziała rysy mężczyzny, ale jego dumna postawa i szerokie ramiona wydały jej się znajome.
Zamrugała, usiłując pozbyć się łez, lecz człowiek, którego przed chwilą zauważyła, już zniknął. Stadko wron poderwało się do lotu z gałęzi drzewa, donośnie kracząc.
Czy tylko wyobraziła sobie, że go widziała? Na moment udało jej się skupić na słowach pastora i gdy ten zakończył modlitwę, postąpiła krok naprzód i rzuciła białą różę na grób ojca.
– Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha – oświadczył jej brat dużo później, kiedy już wrócili do Cuckmere Hall. – Jeśli staruszek zechciałby wrócić, wolałby straszyć mnie niż ciebie. Ciebie darzył przynajmniej odrobiną czułości. Wiem, że chciał zaadoptować śliczną małą dziewczynkę, natomiast dziesięcioletni chłopak z problemami nie był jego wymarzonym dzieckiem.
Jarek wziął szklaneczkę sherry z tacy podsuniętej przez kamerdynera, który czekał na nich w holu.
– Ralph troszczył się o nas oboje – mruknęła Elin.
Powtarzała sobie, że to prawda, choć bez wątpienia znacznie silniejsza więź od początku łączyła ją z Lorną Saunderson. Tak czy inaczej, darzyła szczerym uczuciem człowieka, który był jedynym ojcem, jakiego kiedykolwiek znała. To Jarek miał poważne trudności z przyzwyczajeniem się do nowego życia w Anglii i uznaniem autorytetu Ralpha.
– Byliśmy jego eksperymentem, jego socjologicznym projektem – z sardonicznym uśmieszkiem podjął jej brat. – Postanowił przyjąć do domu dwoje dzieciaków z najniższej warstwy społecznej i sprawdzić, czy uda mu się przystosować je do stylu życia warstwy najwyższej. Trzeba przyznać, że lepiej powiodło mu się z tobą niż ze mną.
– To nieprawda. Jestem pewna, że miał o tobie doskonałą opinię i był pełen podziwu dla twoich zdolności finansowych. Przecież właśnie dlatego powierzył ci wysokie stanowisko w rodzinnym banku.
Elin zdjęła kapelusz i płaszcz, wygładziła spódnicę prostej czarnej sukienki i gestem podziękowała kamerdynerowi.
– Baines, zauważyłam, że na podjeździe stoi jakiś samochód – powiedziała. – Rozumiem, że przyjechał już prawnik ojca, czy tak?
Miała nadzieję pobiec na parę minut do Harry’ego, ale w tej sytuacji musiała zaczekać do oficjalnego odczytania testamentu Ralpha.
– Pan Carstairs oraz jego wspólnik przyjechali dziesięć minut temu – odparł Baines. – Zaprowadziłem ich do biblioteki.
– Stary Carstairs musi kosić niezłą kasę, skoro stać go na astona martina – zauważył Jarek. – Pewnie przywiózł ze sobą stażystę z kancelarii adwokackiej, nie mam jednak pojęcia, po co. Ralph nie miał żadnej rodziny poza nami, więc jego testament jest prosty. I bardzo dobrze, bo odczytywanie nie potrwa zbyt długo. Po południu mam wyścig.
– Wolałabym, żebyś zrezygnował z brania udziału w tych motocyklowych wyścigach – rzuciła Elin, idąc za bratem korytarzem. – To wyjątkowo ryzykowny sport.
– Wszystko zawiera w sobie element ryzyka. – Jarek mocno zacisnął szczęki. – Nikt by nie przewidział, że najzwyczajniejsza w świecie wyprawa do jubilera zakończy się śmiercią mamy, prawda?
Na szczęście Elin nie musiała odpowiadać, ponieważ weszli już do biblioteki i Peter Carstairs szybko podniósł się z fotela na ich widok.
– Zdaję sobie sprawę, jak trudny musi być ten dzień dla was obojga, zrobię więc wszystko, aby zająć wam jak najmniej czasu – powiedział.
– Dziękuję. – Elin zastanawiała się, dlaczego zwykle dobroduszny i spokojny prawnik wydaje się tak spięty. – Ma pan może ochotę na coś do picia?
– Nie, dziękuję. Myślę, że powinniśmy przystąpić do rzeczy.
Carstairs zajął miejsce za biurkiem, a Elin i jej brat usiedli na kanapie. Elin nagle przypomniała sobie, że Baines wspomniał, że zaprowadził do biblioteki dwóch mężczyzn, ale zanim zdążyła zaproponować, by zaczekali na powrót asystenta adwokata, który pewnie wyszedł do toalety, Carstairs wyjął już z teczki dokument i zaczął odczytywać zapisy testamentu.
Jako pierwsze wymienione zostały drobne darowizny, które Ralph Saunderson przeznaczył dla służby.
– Teraz przechodzimy do posiadanych przez zmarłego winnic oraz wytwórni win – prawnik odchrząknął. – „Pozostawiam pięćdziesiąt procent udziałów w tych posiadłościach mojej adoptowanej córce, Elin Dvorskiej Saunderson”…
Elin drgnęła. Była przekonana, że Ralph zapisze jej wszystkie winnice wraz z wytwórnią. Przez ostatnie osiemnaście miesięcy pracowała jako menedżer działu produkcji, pochłonięta realizacją wizji Lorny Saunderson, której bardzo zależało na wyprodukowaniu światowej klasy angielskich win musujących. Jarek nigdy nie okazywał zainteresowania tą częścią majątku przybranych rodziców, ale może Ralph liczył, że jego główny spadkobierca z czasem zmieni zdanie.
Usłyszała ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi, lecz cała jej uwaga skupiona była na adwokacie i nie odwróciła się, by sprawdzić, kto wszedł do pokoju.
Carstairs zakasłał nerwowo.
– Do zapisu dołączony jest paragraf, w którym pan Saunderson stwierdza, że jeśli chcesz wejść w posiadanie majątku, w ciągu jednego roku musisz wyjść za mąż i zapewnić synowi ojca, Elin. Jeżeli nie spełnisz tego zobowiązania, twoje udziały wrócą do głównego spadkobiercy Ralpha Saundersona.
Szok pozbawił Elin głosu. Wiedziała, że ojciec nie aprobuje jej samotnego macierzyństwa, ale po narodzinach Harry’ego wydawał się zachwycony dzieckiem.
– Nie mogę uwierzyć, że Ralph naprawdę spodziewał się, że spełnię ten warunek – wykrztusiła w końcu drżącym głosem. – Nie przypuszczam też, aby jakikolwiek sąd podtrzymał taki nakaz, gdybym się zdecydowała zakwestionować ważność testamentu.
– Pan Saunderson miał prawo podzielić swój majątek tak, jak mu się to podobało – mruknął prawnik. – Muszę cię uprzedzić, że nie istnieją żadne podstawy do podważenia zapisów testamentu.
Jarek ujął dłoń siostry i mocno ją ścisnął.
– Wiesz, że Ralph uwielbiał te swoje gierki – rzekł kpiącym tonem. – To jego sposób na utrzymanie kontroli nad nami, nawet zza grobu. Nie przejmuj się. Jeśli w ciągu roku nie wyjdziesz za mąż, twoje udziały w winnicach wrócą do mnie, a wtedy ja przepiszę całość na ciebie. Nie mam najmniejszej ochoty zajmować się produkcją win. Bardzo proszę czytać dalej, panie Carstairs, dobrze? Mam dziś sporo innych spraw do załatwienia.
Adwokat znowu oczyścił gardło i z wyraźnym zdenerwowaniem postukał palcami w blat biurka.
– Są jeszcze dwa zapisy. „Pozostawiam dwie nieruchomości, Rose Cottage oraz Ivy Cottage, moim adoptowanym dzieciom, Jarkowi i Elin. Mogą używać ich zgodnie ze swoimi życzeniami albo wystawić je na sprzedaż”.
Dlaczego Ralph zawarł w testamencie tak dziwny zapis? Uczucie dziwnego niepokoju, dręczące Elin od chwili powrotu z cmentarza, jeszcze wzrosło. Fragment dotyczący dwóch nieruchomości najzwyczajniej w świecie nie miał sensu. Jej brat był głównym spadkobiercą Ralpha i miał odziedziczyć całą posiadłość Cuckmere, na którą składały się: rezydencja Cuckmere Hall, dwa tysiące akrów gruntów uprawnych w hrabstwie Sussex, obszary leśne, winnice, trzydzieści pięć niewielkich działek z domami oraz pub w Little Bradley.
– „I wreszcie, przekazuję cały swój majątek posiadany w chwili śmierci, z wyjątkiem wspomnianych wcześniej zapisów, wszystkie środki pieniężne, nieruchomości, a także stanowisko prezesa Saunderson Bank, którego wyznaczenie przysługuje mi w niezbywalny sposób, mojemu jedynemu naturalnemu synowi, Cortezowi Ramosowi”.
W pokoju zapadła cisza, która wydawała się trwać bez końca. Elin przycisnęła dłoń do piersi, aby jakoś uspokoić gorączkowe bicie serca.
Cortez.
Niemożliwe, by chodziło o tego samego człowieka, z którym przed rokiem poszła do łóżka. Musiał to być jakiś koszmarny zbieg okoliczności.
Tak czy inaczej, co ten zaskakujący testament oznaczał dla niej i dla Jarka? I dla jej synka?
Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Obraz przyszłości, który uważała za całkowicie pewny, rozsypał się w drobne kawałki.
Jarek zesztywniał, lecz jak zwykle panował nad emocjami.
– To jakiś żart? – zapytał powoli. – Doskonale pan wie, że Ralph i Lorna Saundersonowie nie mogli mieć własnych dzieci i dlatego adoptowali moją siostrę i mnie. Ralph nie miał syna, więc ten Cortez Ramos, kimkolwiek jest, nie może mieć prawa do majątku pozostawionego przez mojego przybranego ojca.
Żołądek Elin zwinął się w twardą kulkę. To po prostu niemożliwe, pomyślała. Odwrócę głowę, odkryję, że wcale go tam nie ma i cały ten koszmar okaże się wytworem mojej chorej wyobraźni.
Szybko odwróciła głowę ku drzwiom i serce na moment przestało jej bić.
Na przyjęciu przed rokiem wydawało jej się, że Cortez był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała, lecz teraz wspomnienia zbladły w zestawieniu z rzeczywistością.
– Więc jednak to ciebie widziałam w kościele – powiedziała, słysząc, jak głos załamuje jej się żałośnie. – Poznałam cię, ale wydawało mi się, że to nie możesz być ty, bo niby z jakiego powodu…
Jarek zerwał się na równe nogi.
– Znasz go? – warknął.
Elin z trudem przełknęła ślinę, ze wszystkich sił starając się zablokować podsuwane przez pamięć obrazy nagiego, muskularnego ciała Corteza, jego śniadej skóry, wyraźnie odcinającej się od jej własnej, jasnej jak płatki wiosennych kwiatów.
Dziś, ubrany w doskonale skrojony ciemnoszary garnitur i czarną koszulę z krawatem, wyglądał chyba jeszcze bardziej oszałamiająco.
– Spotkaliśmy się kiedyś – przyznała cicho.
Oczy Corteza zabłysły, pełne nieskrywanego rozbawienia. Elin nigdy jeszcze nie była tak wdzięczna losowi za swoje angielskie wychowanie, kładące główny nacisk nad panowanie nad emocjami.
Jarek ściągnął brwi.
– Wiedziałaś o jego domniemanych powiązaniach rodzinnych z Ralphem?
– Oczywiście, że nie. Gdybym miała choćby najmniejsze podejrzenie, że taka sytuacja może się wydarzyć, natychmiast bym ci o tym powiedziała.
Wyraz podejrzliwości malujący się na twarzy brata był dla niej jak cios prosto w serce. Zawdzięczała Jarkowi życie – gdyby nie on, Bóg wie, co by się z nią stało, kiedy podczas nalotu na sierociniec w Sarajewie spadła bomba.
Przygryzła dolną wargę, gdy Jarek podszedł do drzwi i otworzył je gniewnym szarpnięciem.
– Dokąd idziesz? – Minęła Corteza, starając się na niego nie patrzeć, lecz korzenny aromat jego wody toaletowej mimo wszystko działał na jej zmysły.
– Zdajesz sobie sprawę, dlaczego Ralph to zrobił, prawda? – zapytał z goryczą Jarek, kiedy go dogoniła w holu. – Od początku winił mnie za śmierć mamy. I miał rację. Powinienem był ją uratować.
– Nie miałeś najmniejszych szans powstrzymać uzbrojonego bandyty, to nie była twoja wina!
Dłoń Elin opadła bezradnie, gdy jej brat odwrócił się na pięcie i chwycił leżący na stole motocyklowy kask.
– Gdybym nie pozował na bohatera, Lorna byłaby tu z nami. Zaryzykowałem, rzucając się na tego bandziora, i przegrałem. Rozumiem, dlaczego Ralph wykluczył mnie z testamentu, nie wiem tylko, za co ukarał ciebie.
Jarek otworzył wejściowe drzwi i popatrzył na siostrę.
– Wiesz, czego żałuję? – spytał gorzko. – Żałuję, że kiedy zostaliśmy uwięzieni jako zakładnicy w salonie jubilerskim, tamten facet nie zastrzelił mnie, zostawiając mamę przy życiu. Jest dla mnie oczywiste, że Ralph chciał, by tak właśnie się stało.
– Bądź ostrożny, proszę! – Elin pragnęła zbiec za bratem po schodach, ale w tej samej chwili do holu wszedł Peter Carstairs.
– Pan Ramos bardzo uprzejmie podwiózł mnie tu z miasteczka, a teraz wracam do kancelarii taksówką – rzekł, wskazując wjeżdżający na podjazd samochód. – Przykro mi, że przywiozłem złe wiadomości, moja droga. Musiał to być wielki szok dla was obojga.
Przez głowę Elin przemknęła myśl, że adwokat jest prawdziwym mistrzem niedopowiedzeń.
– Przyczyną śmierci ojca był guz mózgu – odezwała się. – Czy możliwe, że nie był w pełni władz umysłowych, gdy uczynił Corteza Ramosa swoim głównym spadkobiercą? I na jakiej podstawie możemy mieć pewność, że pan Ramos faktycznie jest synem Ralpha?
Na widok stojącego w drzwiach biblioteki Corteza wszystkie jej mięśnie napięły się boleśnie. Nie miała cienia wątpliwości, że słyszał jej słowa.
Trudno, pomyślała ponuro. Walczyła o spadek dla siebie i brata, a co jeszcze ważniejsze, o spokojną przyszłość swojego syna.
Ale przecież Harry był synem Corteza…
Dobry Boże, nie miała teraz siły zastanawiać się nad implikacjami nowej sytuacji. Nie miała też pojęcia, w jaki sposób poinformować tego obcego człowieka o kamiennej twarzy, z którym jeden jedyny raz uprawiała seks, że spłodził z nią dziecko.
Drgnęła, przestraszona rykiem silnika motocykla, na którym Jarek popędził w kierunku bramy.
Adwokat pokręcił głową.
– Ralph Saunderson był w doskonałej kondycji umysłowej, kiedy mniej więcej sześć miesięcy po śmierci żony zlecił mi spisanie nowego testamentu. Sądzę, że już od pewnego czasu podejrzewał, że pan Ramos może być jego synem, a gdy wyniki badań DNA potwierdziły te przypuszczenia, zaprosił go tutaj, do Cuckmere Hall. O sporządzenie nowej treści swojej ostatniej woli poprosił dokładnie w dniu wizyty pana Ramosa, trzeciego marca zeszłego roku.
– Trzeci marca to moje urodziny – słabym głosem powiedziała Elin.
Świadomość, że przybrany ojciec napisał ten niezwykły testament, który w gruncie rzeczy pozostawiał ją bez grosza przy duszy, w dniu jej urodzin, była jak policzek. Nie widziała możliwości, by w ciągu roku wyjść za mąż i zachować warunkowo zapisany majątek.
Jeden wstrząs gonił drugi, teraz zaś poza swoją przyszłością martwiła się także o brata, który niebezpiecznie szybko jeździł na motocyklu, w oczywisty sposób ryzykując życie i zdrowie. W jednej chwili ogarnęło ją to samo uczucie co dwa dni wcześniej, kiedy nagle zabrakło jej powietrza w przegrzanym i dusznym nocnym klubie. Nogi ugięły się pod nią i gdzieś z daleka dobiegł ją głos Corteza.