- W empik go
Taka ładna - ebook
Taka ładna - ebook
A gdyby tak przejrzeć ludzką grę pozorów?
Niespełna 30-letnia bohaterka nie czuje specjalnej pasji do życia. Szuka podniety, zaskoczenia, czegoś, co wyrwie ją z rutyny powtarzalnych gestów i wydarzeń. Niestety, wszystko, co ją spotyka, jest boleśnie przewidywalne. A może to jej zgorzknienie rzuca cień na całą rzeczywistość?
Autorka była w 2004 r. stypendystką Funduszu Scenariuszowego Stowarzyszenia Filmowców Polskich i TVP S.A. im. Andrzeja Munka za projekt "Urodziny".
Świetna lektura dla miłośników prozy Manueli Gretkowskiej.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-285-1226-5 |
Rozmiar pliku: | 258 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
"Kiedy mówię WSZYSTKO dopijam wino z twojego kieliszka"
Katarzyna Krawczyk
1. maziaje
tak naprawdę to ja nie mam nic do powiedzenia nie mam nawet trzydziestu lat nie rozumiem coście się tak do mnie przyczepili. w dodatku jestem kobietą potrafię upiec piernik z migdałami ale nie każ mi zbierać wszystkiego do kupy nie każ mi oceniać każdej przypadkowej fotografii nie robię tego zbyt dobrze zbyt często się mylę. kiedy ludzie się obejmują są tacy silni nie poznałam się na tym zdjęciu byłam naprawdę szczęśliwa a jednak nikt w to nie wierzył.
mam pełno ludzi tuż pod skórą chodzą tam i z powrotem przyprawiając mnie o dreszcze wychodzą mi bokami. mojego życia starczyłoby żeby wyżywić tyle dzieci mogłyby wyjść na ludzi być może odebrałam im tę szansę być może nawet się nie urodzą. nic nie chcę przez to powiedzieć poza tym że mam dosyć niczego mi nie brakuje przysięgam, tak właśnie mogłabym zakończyć ten rozdział ale wzięłam zaliczkę która przerosła moje oczekiwania i rozumiesz czuję się zobowiązana.
w wolnych chwilach układam książki równo na półce niech do siebie pasują niech nie stoją byle jak niech będzie jakiś porządek rzeczy od najmniejszej do największej a może nawet całkiem odwrotnie od czegoś przecież trzeba zacząć.
dziś powiesili mi w oknie zasłony tak prosiłam żeby były gładkie żeby żadne wzory choćby geometryczne a tu zobacz co za maziaje jakby to zrobili złośliwie powiesili je kiedy nie było mnie w domu zaraz pewnie powiedzą że nie było innych jakby tylko jeden sklep był w tym mieście. a tak na marginesie co to za miasto? od pewnego czasu gubię się zbyt wiele domów budowałam w różnych miejscach.
tak bardzo wlecze się moje życie dni przylegają do siebie jest w nich tyle czasu nie odróżniam środy od piątku już nauczyłam się je skreślać choć na ścianie wciąż wisi kalendarz sprzed trzech lat nie nadążam.
większość mężczyzn z którymi się zadawałam kochała mnie to nic że wcześniej czy później mnie znienawidzili to już jakby nie ta opowieść ale żaden z nich nie pasował do mojej ulubionej sukienki nigdy jej nie włożyłam. wiem że opowiadam nie po kolei i bez żadnego składu ale czuję jakbym się przygotowywała do śmierci a przecież nie mam jeszcze trzydziestu lat co powiedziałaby na to moja mama obiecałam oddać jej wszystkie długi a ja tu nagle chciałabym umrzeć. czego jak czego ale słowa to trzeba dotrzymać nie ma tak łatwo poza tym trzeba się postarać żeby nagrobek dawał jakiś przykład.
ja na przykład daję nadzieję to żadna sztuka oddawać coś czego się wcale nie potrzebuje potrafię nią sypać z rękawa a pan ma nadzieję?
ja nie byłem ważny nie chciałem być ważny nie chciałem żeby zadawała mi takie pytania.
może pan tu zamieszkać mam dosyć miejsca dobermany nie dadzą panu zrobić krzywdy jeśli tylko pana im przedstawię nie będzie pan musiał tu przyjeżdżać co dzień być może przyjdzie mi coś do głowy w środku nocy i co wtedy? przegapiłby pan takie słowa.
czarne dobermany stały się wkrótce moimi jedynymi przyjaciółmi zaprowadziła mnie do nich złapała pod ramię i powiedziała to jest wiktor poznajcie wiktora będzie z nami do końca.
moja babcia przeżyła oświęcim a dziadek ciężkie roboty w niemczech oni mają co opowiadać powinnam mówić o nich ja jestem ważna tylko dlatego że właśnie zamierzam umrzeć. przestałam pisać dawno temu i nawet wiadomość o mojej zbliżającej się śmierci mnie nie skłoniła do pisania choć z tej radości powinnam napisać coś wyjątkowego no może tobie się uda. tyle razy powtarzałam sobie że nie mogę umrzeć dopóki nie spłacę długów i nagle okazało się że już wszystko dawno spłaciłam i to z nawiązką może dlatego znaleźli mi tego guza. minął mój czas żyłam za szybko. teraz jestem interesująca bo umieram wiesz ile ważnych ludzi umiera teraz ludzi którzy mają tyle ważnych rzeczy do powiedzenia a ty siedzisz tu pijesz martini i marnujesz czas ale to twój czas ja już na szczęście nie mam czasu.
mieniła się wszystkimi kolorami tęczy ilekroć odwracałem od niej głowę miałem prawie pewność że nie odnajdę już jej takiej samej jak przed chwilą był w tym dreszczyk emocji ale była też ta nieznośna niepewność trzeba było wciąż szukać.
w życiu nie ma żadnej pewności - powiedziała nagle jakby od niechcenia nalewając whisky do szklanki - z lodem? - przytaknąłem głową - bo czego niby można być pewnym oprócz śmierci? dlatego nawet zaufanie to nie jest żadna pewność to tylko nadzieja że ktoś mówi prawdę że jest prawdziwy że nie zrobi ci krzywdy i tak dalej. a ty masz nadzieję?
proszę mi nie zadawać takich pytań ja nie jestem w tym wszystkim ważny.
uważaj na słowa jestem na nie bardzo wrażliwa powiedziałeś w tym wszystkim więc musisz wiedzieć że to nie wszystko to dopiero początek zdrowie! - stuknęła swoją szklanką tak mocno w moją że wylałem połowę na koszulę wypiła do dna - więc skoro mówisz że ty nie jesteś ważny w tym wszystkim to zostaw tu ten swój dyktafon ja będę sobie gadać będzie się nagrywać potem przyjdziesz po taśmę i tyle - byłem skołowany - no to chyba niezłe wyjście obiecuję że będę z tym dyktafonem chodzić wszędzie żeby rzetelnie odwalić tę robotę wszystko będzie nagrane wszystko co mi przejdzie przez gardło i nie tylko - roześmiała się - mogę nawet nagrać jak sikam chcesz?
zastanawiałem się czy rzeczywiście jest już tak pijana.
- o co ci chodzi? - zapytałem.
- o co mi chodzi? nalewam ci drinki odstąpiłam ci pokój mojego ukochanego przedstawiłam cię moim dobermanom a ty nie potrafisz mi odpowiedzieć na jedno proste pytanie i mówisz że nie jesteś ważny dla mnie teraz wszystko jest równie ważne.
- pokój ukochanego? - roześmiała się w głos kiedy tylko to wypowiedziałem.
- dlaczego wiedziałam że tego właśnie się uczepisz? wszyscy jesteście tacy sami tacy przewidywalni.
2. schody
czy może być coś gorszego niż miłość? taka miłość której nie potrafisz odwzajemnić? to uczucie kiedy dotykasz kogoś i czujesz się winny że ktoś inny czuje się samotny że czas który spędzasz sam powinien należeć do tego kto cię kocha że nie potrafisz mówić tych wszystkich słów które się wypowiada z miłości ani żyć dla kogoś bo szukasz w tym innego sensu a nigdzie go nie ma. czy może coś bardziej boleć niż nadzieja i wyczekiwanie w jego oczach niż jego wyciągnięta dłoń której nie potrafisz uścisnąć tak samo mocno jak ściska się poręcz schodząc w dół stromymi schodami?
w końcu przestałam odbierać telefony po każdej rozmowie z nim miałam kliniczną depresję więc zdecydowałam się pomyśleć o sobie albo przynajmniej o swoim zdrowiu psychicznym i nie podnosiłam słuchawki. ta noc była jednak najgorsza dzwonił osiemnaście razy a ja kuliłam się w kącie i szukałam spokoju. wtedy chciałam żeby po prostu zniknął razem z całą tą przeszłością która nas łączy teraz zastanawiam się coraz częściej czy można żyć dla przeszłości? znalazłam wreszcie pudełko z tabletkami nasennymi które odkładałam na czarną godzinę zgasiłam świecę było naprawdę czarno zupełnie odpowiednio ale okazało się że były przeterminowane i miałam sraczkę cały następny dzień.
kiedyś zapytał dlaczego to robię dlaczego ranię się ilekroć się zagoję znowu tłukę szkło i patrzę na strużki krwi zalewające mi dłoń i uda i nową sukienkę. nie mógł patrzeć na moje blizny czasem nawet ja nie mogłam na nie patrzeć było mi za nie wstyd że jestem takim tchórzem że zadowalam się czymś takim a potem jakbym chciała ukarać się za to cięłam blizny kuchennym nożem. moja babcia zawsze mawiała że ból jest dobrą rzeczą że dzięki temu można poczuć że się żyje może ja po prostu chciałam żyć może dlatego tak lubiłam szybką jazdę na motorze seks spadochronowe skoki i truskawki na które miałam potworną alergię wszystko co zabierało dech wyciskało łzy wszystko po czym ciało było takie obolałe jakby się czuło kraniec świata jakieś dno.
krzyczał że sama nie wiem czego chcę nie słuchał kiedy mówiłam że wiem doskonale tylko że i tak nie mogę tego mieć. żeby mu udowodnić zabrałam go na dach budynku naprzeciwko widziałam ten dach z okna każdej bezsennej nocy. prosiłam żeby mnie zepchnął był wściekły widziałam jak drżał i ja też drżałam drżałam z podniecenia przez chwilę naprawdę wierzyłam że potrafi to dla mnie zrobić nie widziałam go nigdy potem.
z nikim nie chciałam dzielić swojego domu aż w końcu nadszedł czas że potrzebowałam dwóch dobermanów które szwendałyby się tu i tam i zajmowały miejsce którego nikt inny nie potrafił mi zabrać. nie lubię jak mi ktoś przestawia kanały w telewizorze jak zostawia butelki po piwie przy łóżku znacząc teren teraz wiem że uczyłam się pilnie tej samotności i nauka nie była na darmo.
uczył mnie dawać spokój patrzeć tak żeby nic nie było widać słuchać żeby nikt nie słyszał mówić o tym jak brak mi słów. każdy dzień z nim stał się marnotrawstwem nocy. przepowiedział mi moje odejście kiedy jeszcze stałam nieruchomo mówił że nikt nie ma przyszłości że nie jest potrzebna do szczęścia. z czasem przestałam się odwracać i nie wychodziłam niczemu naprzeciw. pozwalał mi krzyczeć nawet przez sen. kiedyś zbytnio się oddaliłam a on nagle wypuścił moją dłoń choć myślałam że nie wypuści jej nigdy wtedy sama musiałam walczyć o powrót od tamtej pory nie odchodziłam tak daleko od żadnego brzegu. gasiłam ogień gołymi rękami zanim spalił mój sen o tym jak budzę się przy jego boku i to chyba była jedyna rzecz której nie musiał mnie uczyć jedyna której sama pragnęłam.
wspomnienia zabierały mi jutro. co noc żegnałam się z całym światem oddawałam się w ofierze dziękowałam za każdy ten moment kiedy nie wracałam wstecz kiedy czułam się bezpiecznie bo nie drżały mi dłonie ani usta. co rano smarowałam grzanki dżemem kiedy otwierałam ostatni słoiczek sąsiadka zawsze przynosiła mi nowy ilekroć miałam czelność potraktować to jak jakiś zbliżający się koniec ona pukała do drzwi podawała mi słoik że niby właśnie usmażyła konfitury. zawsze przerażały mnie stare kobiety. wpatrywałam się w jej cierpliwe dłonie wiedziałam że przyszła żeby mi pokazać jak mogłabym wyglądać za ileś tam lat. nosiła kolorowe sukienki nie cierpiałam ich czerń jest jednoznaczna a ja lubię jasne sytuacje. ale ona była w tym wieku kiedy wszyscy których znała umierają padają jak muchy wciąż dostawała listy a w nich powiadomienie o pogrzebie. też czasem potrzebuję symboli bo gubię się w sobie.
powiedziała że gdybym była indianką miałabym przydomek tańcząca ze srokami. podobno dlatego że przystrajałam swoje sukienki w różne szkiełka piórka i koraliki przyciągałam mężczyzn jak wabi się sroki a potem tańczyłam tańczyłam szkiełka błyszczały koraliki dzwoniły sroki były zachwycone. ja sama nigdy nie lubiłam świecidełek. w pewnym sensie dotknęło mnie to co powiedziała że niby ja siedzę i cierpliwie przyszywam do swoich sukienek te cekiny diamenciki broszki. tymczasem sama wiedziałam że to co przyciągało ich najbardziej to moje wspomnienia moja brudna przeszłość której nie znosiłam która czasem wylewała mi się uszami a oni mogli wtedy być tacy męscy i nie pozwolić żeby przeszłość zabrała mi sen trzymali mnie mocno w objęciach. dlaczego nie potrafiłam zapamiętać jednych ramion wyróżnić jednych ust jednej pary oczu dlaczego wszystkie one zlały się w jeden krwotok. rano budziłam się i nie rozpoznawałam jego pleców dopóki nie odwrócił się do mnie nie mogłam sobie przypomnieć jego twarzy tak bardzo nie odróżniam teraz ich spojrzeń choć chłonęły moje oddanie. po co mi były te wszystkie poranki?
w mieście prawdopodobnie nigdy byśmy się nie odnaleźli więc musieliśmy się zgubić w lesie. tyle razy chciałam mu powiedzieć że go kocham ale to tak jakbym powiedziała żegnaj w myślach już pakowałby walizki a nie zajęłoby to dużo czasu bo niektórych jeszcze nawet nie zdążył rozpakować. widziałam to wszystko w jego oczach kiedy spał pomyślałam że poczekam aż uśnie naprawdę wtedy szepnę mu do ucha ale on nigdy nie usypiał naprawdę ja zasnęłam pierwsza. las powtarzał nasze słowa dlatego nie sposób było udawać potykaliśmy się o drzewa połykaliśmy lęk żeby nie zgubić drogi skoro już udało nam się ją wypatrzyć w tej mgle. było zimno a on chuchał na moje dłonie. kiedy zaczęliśmy milczeć wreszcie okazało się że zupełnie się rozumiemy postanowiliśmy że zbudujemy dom jak tylko uda nam się wyplątać z tego lasu tak też zrobiliśmy mieszka po drugiej stronie ulicy.
znaliśmy się bardzo dobrze jeszcze z poprzedniego stulecia znałam jego pocałunki pamiętałam jak dotykał mnie wzrokiem. ze mną uciekał od rzeczywistości w końcu po tylu latach małżeństwa mu się należało byłam dla niego zasłużonym odpoczynkiem zupełnie jak śmierć. spotykaliśmy się na podłodze w jego domu a ze stolika tuż obok patrzyła na nas bransoletka jego żony wielkie zielone oko zapamiętywało każde muśnięcie języka. choć lubiłam być sama chwilami zazdrościłam im że potrafią być razem ale ilekroć próbowałam sobie wyobrazić ciągłą obecność drugiej osoby dusiłam się czułam sznur zaciskający się wokół mojej szyi choćby to była najbardziej jedwabna apaszka w końcu zamieniłaby się w sznur z którym nie da się żyć. kiedy jego żona odwiedziła mnie pewnej nocy miała na sobie tę bransoletkę z zielonym okiem ocierałam jej łzy szeptałam jakbym się bała że zielone oko zaraz zacznie mówić i wszystko jej powie nagle poczułam tę bransoletkę na swoim nadgarstku dostałam ją w prezencie przy kolejnej przeprowadzce została na stole nie nosiłam wspomnień.
zawsze byłam dumna ze swojej niezależności z tego że każdy kto przestąpił próg mojego domu był tylko gościem że nigdy nie liczyłam że w swojej skrzynce znajdę list od niego. ale odkąd zaczęłam chorować pomyślałam że z chorej kochanki nie ma żadnego pożytku kiedy dzwonił a ja mówiłam że jestem chora mówił że zadzwoni jak wyzdrowieję nie zdążyłam nawet dodać że ja przecież nie wyzdrowieję. nikt nie przynosił mi herbaty do łóżka moje własne schody stały się nagle nie do pokonania nie miałam żadnej siły wspomnienie jego pocałunków zabierało mi przytomność lustro było moim najgorszym wrogiem kochanka przecież powinna być piękna tak piękna żeby przy niej zapomnieć o całym świecie a ja stałam wtedy przed lustrem większym ode mnie zresztą wtedy wszystko było większe ode mnie usiłowałam rozczesać włosy kiedy jeden grzebień wypadł mi z ręki nie podnosiłam go wyjmowałam z szuflady drugi i tak dopóki szuflada nie była pusta pusta jak ja kim byłam wtedy przy tym lustrze taka rozczochrana gdzie się podziały moje szkiełka?
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.