- W empik go
Talerz pełen składników - ebook
Talerz pełen składników - ebook
Julita, Dorota, Iwona - pozornie różne, połączyło je to, że potrzebowały siostrzanej przyjaźni, kogoś, kto będzie dmuchał w ich skrzydła. Kiedy się spotkały, każda była na życiowym zakręcie.
Życie singielki nie zawsze bywa beztroskie i pozbawione zmartwień. Po rozwodzie nie od razu przychodzi wyczekiwana ulga, a posiadanie dzieci to nie ciągła radość.
Jednak mając wsparcie w innej kobiecie, idą dalej, choć nie zawsze z uśmiechem. Nieraz trochę pokaleczone, ale wzbogacone o wartościową przyjaźń.
„Zwierzenie się obcej osobie może przyjść łatwiej, bo rzadziej narażamy się na ocenę, może też być początkiem nowej znajomości, nie ma reguły na przyjaźń, nie ma jednego wzoru bliskości, ludzkie relacje bardzo często wymykają się standardom”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67184-17-5 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Upadek zawsze zaczyna się z chwilą spełnienia, uwolnienia od napięć i cierpień, kiedy słabnie samokontrola. Człowiek staje się wtedy słaby i nieodporny na to, co ma się zdarzyć. To właśnie przydarzyło się Dorocie w styczniu tego roku. Nie ma to jak rozpocząć nowy rok z hukiem, niekoniecznie za sprawą noworocznych fajerwerków. Straciła czujność, bo sądziła, że właśnie osiągnęła sukces i teraz już będzie tylko z górki.
Październik przyniósł list z sądu, w którym została poinformowana o terminie rozprawy rozwodowej. Nie, nie była zaskoczona, od stycznia się tego spodziewała. Jednak kiedy teraz trzymała w dłoniach namacalny dowód końca piętnastu wspólnych lat, nie miała odwagi rozerwać koperty. To było trochę tak, jakby jedno szarpnięcie mogło zmienić bieg jej dotychczasowego życia. Obracała w palcach białą kopertę i czytała po raz dziesiąty nazwę oraz adres nadawcy. Na swoje imię i nazwisko zerkała jakby przypadkiem, niechcący, udając, że wcale nie należy do niej, może po prostu listonosz pomylił skrzynki.
Odłożyła kopertę na stół kuchenny z lekkim obrzydzeniem, jakby papier był czymś skażony. Wytarła palce o spodnie dresowe zupełnie odruchowo. Nie spieszyła się, nikt na nią nie czekał, nie musiała biec do pracy na umówioną godzinę. Mogła wrócić do łóżka, mogła wziąć kąpiel, poczytać, poszukać jakiegoś ciekawego programu czy filmu w telewizji. Mogła też tak stać i patrzeć przed siebie.
Jeszcze rok temu miała mnóstwo na głowie, wraz z mężem prowadzili biznes, własną firmę, która wymagała dopilnowania, choć od dłuższego już czasu wszystko działało sprawnie, pracownicy nie zawodzili, a całość była jak dobrze naoliwiony mechanizm.
Podobnie rzecz się miała z ich małżeństwem. Wypracowali system, w którym każde wiedziało, co lubi bądź nie lubi druga strona, znali swoje oczekiwania i potrzeby, przyzwyczajenia i nawyki. A może po prostu schodzili sobie z drogi, żeby unikać niepotrzebnych spięć?
Przez ostatnie miesiące wywracała piętnaście lat wspólnego życia na lewo i prawo niczym kieszeń w spodniach. Oglądała rok po roku, miesiąc po miesiącu, przypominała sobie wspólne wyjazdy, początki firmy, decyzje, które zaprowadziły ich do miejsca, w którym się znaleźli. Do miejsca, w którym jakikolwiek ruch był już zablokowany.
Pstryknęła przełącznikiem czajnika, wyjęła z szafki biały kubek i włożyła do niego torebkę z zieloną herbatą. Zaparzanie zielonej herbaty w torebce urągało jej doskonałości, ale Dorota nie bardzo przywiązywała do tego wagę. Napój miał jej smakować, a sposób, w jaki osiągnie optymalny smak, nie miał żadnego znaczenia.
Odczekała umowne pięć minut, aby woda nie była wrzątkiem i zalała torebkę. Patrzyła jak nasiąka wodą i powoli wydostaje się z niej lekko żółtawy napar, który barwi wodę. Łyżeczką zaczęła ugniatać torebkę, uśmiechając się pod nosem. Gdyby widział to miłośnik herbaty, całego kunsztu zaparzania, z pewnością złapałby się za głowę. Wyrzuciła torebkę do śmieci, nie przejmując się ich segregacją. Sięgnęła po brązowy cukier i cytrynę. Tak lubiła.
Wychodząc z kuchni, nawet nie spojrzała w kierunku białej koperty. Leżała na stole jak wyrzut sumienia. Dowód jej życiowej porażki. Namacalny. Czasem lepiej nie wiedzieć i nie widzieć, wtedy łatwiej się żyje. Ale kiedy masz dowód, choćby w postaci koperty leżącej na stole w kuchni, wtedy trudniej odłączyć od siebie niechciane myśli. Miała czas, żeby się oswoić z sytuacją, nawet sądziła, że jej się udało i ta jedna cholerna koperta udowodniła, że jest inaczej.
Zerknęła przez ramię, leżała niezmiennie w tym samym miejscu. Dorota prychnęła i uniosła wyżej brodę. Będzie ponad, nie pozwoli, żeby zwykły kawałek papieru miał nad nią władzę.
Położyła się w sypialni i... zaczęła płakać. Jednak miał wpływ, mały skurwysynek. Zacisnęła powieki, ale nadal przed oczami miała cholerną kopertę. A gdzie tam, guzik z pętelką!
– Aaaa! Ty cholerna franco!
Poderwała się i wróciła biegiem do kuchni. Palcami rozerwała papier, naruszając kartkę listu, wyciągnęła go, przebiegła szybko wzrokiem, nie zapamiętując zupełnie nic, i odłożyła z powrotem na stół. To, czego się nie zobaczy, nie istnieje, prawda? Zatem nie widziała.
– Otworzyłam cię, a teraz się odwal ode mnie – prychnęła i wróciła do sypialni.
Upiła łyk herbaty i ponownie położyła się na łóżku. Jeszcze do niedawna było to ich małżeńskie łóżko. Sypiali razem, choć pierwszy ogień minął już dawno i bezpowrotnie. Dorota uważała, że jeśli małżonkowie sypiają osobno, to pierwszy krok do rozpadu związku. No cóż, jak widać, ta teoria upadła z hukiem, wszak dzielenie łóżka nie uchroniło ich przed rozstaniem.
Życie zweryfikowało wiele teorii, które głosiła jako młoda kobieta i mężatka tuż po ślubie. Początkowo wszyscy są obrzydliwie szczęśliwi i rzygają tęczą, ale w którymś momencie przychodzi rutyna, szarość dnia. To, co wcześniej cieszyło, teraz stało się czymś zwyczajnym, niezauważalnym.
I tak przetrwali wspólnie prawie trzynaście lat, czasem się mijając w drzwiach, czasem zatrzymując na chwilę, żeby porozmawiać. Nie kłócili się, raczej wymieniali poglądy. Bywało, że milczeli, krócej, dłużej, wtedy przechodzili obok siebie obojętnie, nie zauważając się.
Kiedy postanowili, że otworzą własną firmę, żeby być na swoim, nie musieć liczyć się z pracodawcą i samemu decydować o sobie, nie przypuszczali, że to zajęcie pochłonie czas, który do tej pory choć w niewielkiej części starali się spędzać wspólnie. Przestali wychodzić do kina, ze znajomymi też nie mieli czasu się spotkać, nawet kontakty z rodziną coraz częściej ograniczały się do rozmów telefonicznych.
Początkowo Dorota nie zauważała, że coś się między nimi zaczyna psuć, przecież nadal się nie kłócili, nadal spali w tym jednym cholernym łóżku. Było zwyczajnie, może bez ikry, ale też bez żadnych burd. Nie miała żadnych podejrzeń, że Sebastian ją zdradzał. Przecież skoro ona nie miała na to czasu, to on również nie mógł go mieć.
A otóż miał, i to wcale niemało, bo udało mu się poznać młodszą o dwanaście lat młodą damę, której absolutnie nie przeszkadzał stan cywilny Sebastiana. Ba! Nawet postanowiła, że obdarzy go dzieciątkiem, którego z Dorotą nigdy nie chciał mieć.
Przewróciła się na bok i zapatrzyła w okno, przez które w tej chwili widziała tylko niebo. Błękitne, niemal bezchmurne, kojące. W którym momencie straciła czujność? Bo że pod jej własnym nosem doszło do zdrady, wiedziała od samego źródła.
Pewnego dnia Sebastian poprosił ją o rozmowę. Usiadła, nie spodziewając się niczego złego, przecież nie raz rozmawiali i rozstrzygali problemy związane z firmą. Właśnie... to, co dotyczyło firmy, było łatwe do rozwiązania, w przeciwieństwie do emocji i uczuć, których w ostatnich latach zwyczajnie zabrakło.
Kiedy powiedział, że ich wspólne życie właśnie dobiegło końca, dalej będą szli osobno, w pierwszej chwili pomyślała, że to jakieś żarty, taki czarny humor, który co prawda nigdy się u niego nie pojawiał, ale kto wie, może i to się z wiekiem zmienia. Nawet zaśmiała się, może trochę zbyt nerwowo, ale przez chwilę wydało jej się to zabawne. No bo przecież z jakiego powodu? Wszystko było w porządku.
Przyglądała mu się, uśmiech powoli zamierał na jej twarzy. Nie było w porządku? Ale jak to? To jednak nie są żarty? Sebastian miał skupiony wyraz twarzy, obserwował ją z lekkim niepokojem, jakby za chwilę miała dostać ataku histerii lub czegoś równie spektakularnego.
Jednak nie dostała i uwierzyła, że Sebastian rzeczywiście chce się rozstać. Pamięta, że chciała zapytać, dlaczego, ale chyba brakło jej siły, a może odwagi, żeby zmierzyć się z prawdą. Po prostu wstała i wyszła.
Dzisiaj wiedziała, że powinna się wtedy nie zgodzić, zrobić cokolwiek, zawalczyć o nich, zapytać, próbować negocjować. Zamiast tego odpuściła i wyszła. Pytania, co by było gdyby, pozostały na zawsze bez odpowiedzi.
Dzisiaj wiedziała również, że Sebastian miał kochankę. To bolało bardziej niż zwykłe wypalenie czy niedopasowanie. Znalazła się kobieta, która była w stanie ją zastąpić, i jej mąż nie miał żadnych oporów, żeby dokonać nowego, prawdopodobnie lepszego wyboru. Skoro postanowił wprowadzić zmiany w swoim życiu, to chyba ten wybór będzie lepszy niż pierwszy? A to, że zmiany dotyczyły poniekąd jej, to zupełnie inna historia.
Westchnęła. Już nawet nie liczyła, ile razy to wszystko przerabiała, każdą rozmowę rozkładała na części, oglądała ze wszystkich stron. I tak w kółko. Tylko że nic to nie dawało, nie wnosiło nic nowego, nie przynosiło również ulgi, o odpowiedziach nawet nie wspominając.
Wiele razy powtarzała sobie, że powinna wrócić już do życia, ocknąć się z marazmu, który zaczął ją otaczać, ale wykonanie pierwszego kroku chwilami graniczyło z cudem. Niby wiedziała, że nie ma wyjścia, choćby z prozaicznego powodu, jakim były pieniądze. Kiedyś przecież się skończą, nie ma tak dobrze, jej konto nie było bez dna. Jednak zrobienie kroku naprzód wywoływało u niej odruch ucieczki.
Proste czynności zaczęły ją przerastać. Wyjście do sklepu, żeby uzupełnić zapasy w lodówce, odkładała do chwili, kiedy już zupełnie nie miała nic do jedzenia, a kolejna pizza z pobliskiej pizzerii zaczynała smakować coraz gorzej.
Musiała coś postanowić, zacząć działać, tylko tak bardzo brakowało jej sił. Ktoś musiał podejść do niej i odkręcić wentyl, może nawet coś dosypują jej do tej cholernej pizzy, bo przecież to niemożliwe, żeby tak się zmieniła. A może jej mąż jest w to zamieszany? Zaczęła tworzyć teorie spiskowe oderwane od rzeczywistości i stanu faktycznego, ale tak najłatwiej znaleźć wytłumaczenie dla własnej słabości.
A gdyby tak już na zawsze zostać w łóżku? Odciąć się od świata, ludzi? Zakopać w pościeli i przespać najbliższe miesiące, może lata? Gdyby tak się dało, prawdopodobnie Dorota skorzystałaby z takiej możliwości bez wahania.
Naciągnęła kołdrę na głowę i udawała sama przed sobą, że jej tu nie ma, nie istnieje. Po chwili przyszła refleksja. Czy kogoś obeszłoby, gdyby nagle zniknęła? Kto by za nią zapłakał, zatęsknił? Zrobiła szybki przegląd rodziny i znajomych. Odrzuciła tych, za którymi sama by nie tęskniła i których z pewnością nie chciałaby zobaczyć jako pierwszych. Następni odpadli pozorni przyjaciele, bo pamiętali o niej, kiedy czegoś potrzebowali, chociaż nie odzywali się miesiącami, a czasem latami. Nie, takich ludzi z pewnością nie potrzebowała.
Przegląd rodziny bliższej i dalszej również nie wypadł najlepiej. Z rodzicami nigdy nie była blisko związana. Urodziła się jako trzecie dziecko, nieplanowane. Chwilami odnosiła wrażenie, że nie do końca chciane. Jej wychowaniem bardziej zajmowały się starsze siostry i babcia niż rodzice. Póki żyła babcia, Dorota nie odczuwała tak bardzo chłodu ze strony matki. Śmierć babki zbiegła się w czasie z rozstaniem rodziców, co już zupełnie odsunęło matkę od dzieci.
Jedynie najstarsza Kamila miała w miarę dobry kontakt z matką, która zaczęła ją traktować jak powiernicę i przyjaciółkę. Na wyraźną sugestię matki siostry nie widywały się z ojcem. Uważała, że skoro wybrał inne życie, u boku innej kobiety, to stare nie jest mu już do niczego potrzebne.
Dorota rosła w przeświadczeniu, że na matkę czy siostry nie może liczyć. I tak pozostało do dzisiaj. Zatem i one odpadały. Od ślubu najbliższą osobą był Sebastian, ale chyba jego też powinna skreślić.
Rysowała się przed nią kiepska perspektywa. Nie dość, że mąż ją zostawił, to jeszcze wychodzi na to, że nikt by za nią nie tęsknił. Szczelniej zakryła się kołdrą i zawyła niczym zranione zwierzę. Jeszcze głębiej odczuła pustkę. Może gdyby kiedyś zdecydowali się na dziecko, dzisiaj czułaby się inaczej, ale wtedy uważali, że mają jeszcze czas, że dziecko tylko spowolni rozwój ich firmy, a już z pewnością spowoduje, że czas Doroty bardzo się skurczy. I chyba tego nie chciała, wolała żyć bez takich zobowiązań, może bardziej egoistycznie, ale jednak dla siebie, no i dla Sebastiana.
Teraz zostało jej życie dla siebie, mało ambitnie, choć zawsze może kupić sobie rybkę. Zaśmiała się i otarła łzy. Burczenie w brzuchu spowodowało, że na chwilę skupiła się na potrzebach swojego organizmu. Musi znowu coś zamówić, bo oczywiście lodówka zupełnie pusta. Właściwie to powinna dostawać już rabat do każdego zamówienia, przecież jest stałą klientką.
– Dużą hawajską z podwójnym serem poproszę – złożyła zamówienie, kiedy tylko w słuchawce zgłosiła się pani pracująca w pizzerii. – Dorota Sacharczuk, Balonowa jedenaście przez siedem. Ile muszę czekać? Długo... no nic, poczekam – i rozłączyła się.
Może poczekać, ale nie za długo, bo żołądek coraz bardziej dawał znać o sobie. Weszła do łazienki z myślą, żeby się przebrać choćby w dres czy legginsy, ale nie znalazła w sobie dość woli, by podążyć za własną myślą. Spojrzała z lekką niechęcią w lustro. Od dawna nie pokazywało nic przyjemnego. Marszczyła tylko czoło, starając się nie patrzeć na odbicie zbyt długo i nie zastanawiać się, co widzi i co się z nią stało przez ostatnie miesiące.
Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał rozmyślania, ale i uwolnił ją od własnego obrazu. Narzuciła bluzę na piżamę i poszła otworzyć, spodziewając się dostawcy pizzy, choć czas, jaki podała pani przez telefon, jeszcze nie minął.
Na progu stał listonosz.
– Dzień dobry.
Tylko przez grzeczność nie zamknęła z powrotem drzwi. Wymamrotała powitanie, podpisała druczek odbioru listu poleconego i zamknęła drzwi. Może odrobinę za mocno i za szybko. Zerknęła na nadawcę i z niechęcią otworzyła kopertę. Przebiegła wzrokiem treść, potem ponownie jeszcze raz i oparła się o futrynę drzwi do kuchni.
Będzie musiała wyjść z domu. Umyć włosy, ubrać się w coś innego niż piżama, może nawet się umalować. Czy jeszcze pamięta, jak to się robi? Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk domofonu. Teraz to już z pewnością dostawca, tylko że Dorota straciła apetyt.
Odstawiła pudełko z pizzą na stół w kuchni i ponownie się położyła. Może zje później, teraz nie miała ochoty. Musiała jakoś przetrawić informację, że będzie musiała wyjść z domu wbrew własnej woli, doprowadzić swój strój do porządku, spotkać się z ludźmi, rozmawiać z nimi.
Ale jeszcze nie dzisiaj, dzisiaj poleży we własnej bezpiecznej pościeli wśród rzeczy, które dobrze zna i czuje się tu dobrze. Otulona wspomnieniami. Wystarczyło zamknąć powieki i już widziała obrazy przynoszące ukojenie, spływał na nią spokój i oddalała się gdzieś, gdzie nie czuła rozpaczy i beznadziejności swojego życia.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------