Tam, gdzie milkną słowa - ebook
Czasem, by usłyszeć siebie, trzeba przestać słuchać innych.
Za zamkniętymi drzwiami ich małżeństwa kryje się cisza. Nie ta kojąca, lecz ta, która boli – pełna tłumionych emocji, niezadanych pytań oraz słów, jakich nikt nie ma odwagi wypowiedzieć.
Kaja i Daniel wydają się idealną parą. Ale tak naprawdę z każdym dniem rośnie między nimi przepaść. On jest spokojny – przywiązany do codziennej rutyny, skupiony na swoich pasjach. Ona czuje się coraz bardziej przytłoczona – dusi się w klatce pozorów, którą wspólnie stworzyli.
Powoli Kaja zatraca samą siebie. Jej lojalność zderza się z pragnieniem wolności, strach – z nadzieją na nowe życie. A kiedy cisza staje się nie do zniesienia, pozostaje jej tylko jedno: wybór.
Taki, który może zburzyć wszystko – albo dać początek czemuś prawdziwemu.
„Tam, gdzie milkną słowa” to poruszająca opowieść o kobiecie, która przestaje milczeć. O samotności w związku, odwadze, by zacząć od nowa, i o tym, że czasem największym aktem miłości jest odejście.
Za zamkniętymi drzwiami ich małżeństwa kryje się cisza. Nie ta kojąca, lecz ta, która boli – pełna tłumionych emocji, niezadanych pytań oraz słów, jakich nikt nie ma odwagi wypowiedzieć.
Kaja i Daniel wydają się idealną parą. Ale tak naprawdę z każdym dniem rośnie między nimi przepaść. On jest spokojny – przywiązany do codziennej rutyny, skupiony na swoich pasjach. Ona czuje się coraz bardziej przytłoczona – dusi się w klatce pozorów, którą wspólnie stworzyli.
Powoli Kaja zatraca samą siebie. Jej lojalność zderza się z pragnieniem wolności, strach – z nadzieją na nowe życie. A kiedy cisza staje się nie do zniesienia, pozostaje jej tylko jedno: wybór.
Taki, który może zburzyć wszystko – albo dać początek czemuś prawdziwemu.
„Tam, gdzie milkną słowa” to poruszająca opowieść o kobiecie, która przestaje milczeć. O samotności w związku, odwadze, by zacząć od nowa, i o tym, że czasem największym aktem miłości jest odejście.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Obyczajowe |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8373-981-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
Poznań, 4.11. br.
Drogi Danielu,
wyszedłeś właśnie z domu do pracy. Patrzyłeś na mnie takim wzrokiem, jakbyś przeczuwał, że gasnę. Czy to widzisz? Jeżeli tak, to dlaczego nic z tym nie robisz? Dlaczego pozwalasz mi płakać w wannie, a sam celowo włączasz głośniej muzykę w salonie? Każdego dnia zastanawiam się, gdzie zgubiłam Cię po drodze. Czy czekasz tam jeszcze na mnie? Próbuję z Tobą rozmawiać, ale Ty nie znosisz nacisków i nerwowych sytuacji. Masz pretensje, że krzyczę… Właściwie to się wydzieram, bo Ty wydarłeś moje serce z klatki piersiowej i porzuciłeś je gdzieś przy drodze. Zostawiłeś je zupełnie samo, na chodniku, w najmniej oświetlonym miejscu. A przecież doskonale wiesz, jak boję się ciemności. Próbuję opanować oddech i strach, ale nie potrafię. Te wszystkie emocje wpływają na to, jak teraz funkcjonuje nasze małżeństwo. Wśród znajomych uchodzimy za parę idealną, ale jak to wygląda naprawdę według Ciebie? Czy ideałem jest to, że śpimy w osobnych pokojach? Czy za idealne można uważać fakt, iż wolę imprezować i upijać się z przyjaciółkami, niż chociażby zabrać Cię do kina? Nie zrobię tego, bo nie chcę, ale i Ty tego nie chcesz. Oczywiście – poszedłbyś, bo takim jesteś człowiekiem. Bezkonfliktowy, zgadzający się na wszystko, pozwalający wejść sobie na głowę. Nie potrzebujesz walczyć o siebie i nigdy mi to w Tobie nie przeszkadzało. Za każdym razem myślałam sobie: taki typ człowieka, nie jakiś karierowicz czy korporacyjna hiena. Zwykły Daniel, mój Daniel. Nie pomyślałam nigdy, że ta stagnacja dosięgnie naszego małżeństwa. Nie musisz starać się o lepsze zarobki, lepsze auto czy wspanialsze wakacje, ale o Nas mógłbyś. Chociażby ze względu na te 10 lat… na te 10 jebanych lat, które sobie poświęciliśmy. Być może to moja wina, sama Cię tego nauczyłam. O cokolwiek przyszło nam w życiu walczyć, ja podnosiłam rękawicę i wygrywałam za nas oboje… sama. Byłam jak Henry Armstrong – nieustraszona i dzielna, ale ile można? On miał ze sobą sztab ludzi, którzy przyczynili się do jego sukcesu, a ja? Nie mogłam liczyć na wsparcie, bo jesteś jedynym człowiekiem na świecie, którego znam i który nie przejmuje się błahostkami i problemami dnia codziennego. A skoro problemów nie widzisz, to dlaczego miałbyś się angażować w ich rozwiązywanie. Danielu, cokolwiek stanie się za miesiąc czy dwa, będzie konsekwencją tego, jak teraz wygląda nasz świat. Ktoś musi stanąć na wysokości zadania i przerwać tę ciszę w naszych sercach, chwycić gitarę i zagrać najpiękniejszą melodię – taką, ażeby zadźwięczało nam w uszach. Czy to będę ja? Tego nie wiem.
Jeszcze Twoja
K.
Poznań, 4.11. br.
Drogi Danielu,
wyszedłeś właśnie z domu do pracy. Patrzyłeś na mnie takim wzrokiem, jakbyś przeczuwał, że gasnę. Czy to widzisz? Jeżeli tak, to dlaczego nic z tym nie robisz? Dlaczego pozwalasz mi płakać w wannie, a sam celowo włączasz głośniej muzykę w salonie? Każdego dnia zastanawiam się, gdzie zgubiłam Cię po drodze. Czy czekasz tam jeszcze na mnie? Próbuję z Tobą rozmawiać, ale Ty nie znosisz nacisków i nerwowych sytuacji. Masz pretensje, że krzyczę… Właściwie to się wydzieram, bo Ty wydarłeś moje serce z klatki piersiowej i porzuciłeś je gdzieś przy drodze. Zostawiłeś je zupełnie samo, na chodniku, w najmniej oświetlonym miejscu. A przecież doskonale wiesz, jak boję się ciemności. Próbuję opanować oddech i strach, ale nie potrafię. Te wszystkie emocje wpływają na to, jak teraz funkcjonuje nasze małżeństwo. Wśród znajomych uchodzimy za parę idealną, ale jak to wygląda naprawdę według Ciebie? Czy ideałem jest to, że śpimy w osobnych pokojach? Czy za idealne można uważać fakt, iż wolę imprezować i upijać się z przyjaciółkami, niż chociażby zabrać Cię do kina? Nie zrobię tego, bo nie chcę, ale i Ty tego nie chcesz. Oczywiście – poszedłbyś, bo takim jesteś człowiekiem. Bezkonfliktowy, zgadzający się na wszystko, pozwalający wejść sobie na głowę. Nie potrzebujesz walczyć o siebie i nigdy mi to w Tobie nie przeszkadzało. Za każdym razem myślałam sobie: taki typ człowieka, nie jakiś karierowicz czy korporacyjna hiena. Zwykły Daniel, mój Daniel. Nie pomyślałam nigdy, że ta stagnacja dosięgnie naszego małżeństwa. Nie musisz starać się o lepsze zarobki, lepsze auto czy wspanialsze wakacje, ale o Nas mógłbyś. Chociażby ze względu na te 10 lat… na te 10 jebanych lat, które sobie poświęciliśmy. Być może to moja wina, sama Cię tego nauczyłam. O cokolwiek przyszło nam w życiu walczyć, ja podnosiłam rękawicę i wygrywałam za nas oboje… sama. Byłam jak Henry Armstrong – nieustraszona i dzielna, ale ile można? On miał ze sobą sztab ludzi, którzy przyczynili się do jego sukcesu, a ja? Nie mogłam liczyć na wsparcie, bo jesteś jedynym człowiekiem na świecie, którego znam i który nie przejmuje się błahostkami i problemami dnia codziennego. A skoro problemów nie widzisz, to dlaczego miałbyś się angażować w ich rozwiązywanie. Danielu, cokolwiek stanie się za miesiąc czy dwa, będzie konsekwencją tego, jak teraz wygląda nasz świat. Ktoś musi stanąć na wysokości zadania i przerwać tę ciszę w naszych sercach, chwycić gitarę i zagrać najpiękniejszą melodię – taką, ażeby zadźwięczało nam w uszach. Czy to będę ja? Tego nie wiem.
Jeszcze Twoja
K.
więcej..