- W empik go
Tańcząca w ogniu. Część 2 - ebook
Tańcząca w ogniu. Część 2 - ebook
Życie Ewy i Piotra wywraca się do góry nogami. Nowa rzeczywistość, której żadne nie planowało, zaczyna ich przytłaczać. Ograniczenia, problemy, ale i żądze oraz pragnienia, których nie mogą zaspokoić. Do tego bliscy snujący plany zagrażające ich bezpieczeństwu.
Gdy na horyzoncie pojawia się tajemniczy mężczyzna, który próbuje się do nich zbliżyć, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje.
Czy ulegną emocjom i pożądaniu? Postawią na szali wspólne życie i szczęście? A może uznają, że lepiej zapomnieć, kim się kiedyś było i poświęcić swoje potrzeby dla dobra rodziny?
"Magda Mila to mistrzyni niebanalnych erotyków, wyróżniających się czymś więcej niż tylko przestrzenią cielesnych doznań i potrzeb. "Tańcząca w ogniu - część 2" jest tego najlepszym przykładem. Ta książka porusza wyobraźnię do granic możliwości, wywołuje ciarki na całym ciele i sprawia, że człowiek całkiem inaczej patrzy na stałość, przewidywalność i poczucie bezpieczeństwa w związku. Jak dla mnie absolutna perełka w swoim gatunku!" - Krystyna Meszka, http://cyrysia.blogspot.com/
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-956689-3-7 |
Rozmiar pliku: | 868 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Staję przed wielkim lustrem w sypialni. Powoli, podziwiając się raz z jednej, raz z drugiej strony, zsuwam ręcznik, którym jestem owinięta. Patrzę z zachwytem na swoje nagie ciało – idealnie płaski, lekko umięśniony brzuch, nieduże, ale kształtne piersi, długie nogi. Przesuwam dłońmi po skórze i głośno wzdycham. Tak, jestem gotowa.
– Kochanie! – słyszę zza drzwi.
– Jeszcze kwadrans – odpowiadam i idę do łazienki. Szybki makijaż, ułożenie włosów. Potem szafa. Choć mam ochotę założyć dzisiaj najbardziej wyuzdaną sukienkę ze wszystkich, które posiadam, jednak sięgam po inną, dość grzeczną małą czarną – tą, którą miałam na sobie, gdy Piotr zobaczył mnie pierwszy raz w klubie.
– Ciekawe, czy pamięta? – Uśmiecham się pod nosem.
Potem wsuwam stopy w szpilki, łapię torebkę i szybkim krokiem wychodzę z pokoju.
W samochodzie, gdy mkniemy przez ciemne już miasto, wciąż rozbrzmiewają mi w głowie słowa, które usłyszałam, gdy tylko pojawiłam się w holu: Piękna! Moja piękna!
Nareszcie! Tak długo na nie czekałam. I ten błysk absolutnego zachwytu w jego oczach. Biorę głęboki oddech i zerkam na Piotra. Ta noc będzie niezapomniana!
Po niecałej godzinie zanurzamy się już w hedonistycznej atmosferze. Opieram się na jego ramieniu, gdy schodzimy wąskimi schodkami w dół, do jaskini rozkoszy. Przy barze sięgam po kieliszek wina i wtulam się w bok ukochanego mężczyzny. Jego dłoń błądzi po mojej talii, a ja drżę w oczekiwaniu – co zaplanował? Jak dzisiaj zechce dać nam spełnienie?
– Na początek popatrzymy – mówi całując mnie w skroń.
Ruszamy w stronę skąpo oświetlonego korytarza. Narasta we mnie napięcie, ale wiem, że to Piotr zdecyduje, kiedy i jak je uwolnię. Stajemy w drzwiach niedużego pomieszczenia. Na środku znajduje się słup, do którego przypięta jest naga kobieta. Widok cierpienia na jej twarzy wywołuje we mnie natychmiastowe drżenie. Piotr je wyczuwa.
– Chciałabyś być na jej miejscu?
Tylko głośno wzdycham. Patrzę, jak ubrany w białą koszulę i ciemne spodnie mężczyzna droczy się z nią. W jednym momencie przytula i głaszcze, by po chwili smagnąć pejczem bladą skórę.
Przesuwamy się pod ścianę, w miejsce, skąd idealnie widzimy całą scenę. Kobieta wije się, przypięta za nadgarstki do metalowego kółka na szczycie słupa. Coraz głośniej jęczy, a moje wnętrze wibruje w rytm jej udręczonego głosu. Czuję dłonie Piotra na sobie. Podciąga dół sukienki, dotyka ud.
Powietrze przecinają kolejne świsty pejcza. Palce mojego ukochanego coraz odważniej zmierzają do wilgotnego już wnętrza. Czuję na pośladkach, jak bardzo jest podniecony. Jeden ruch i nie mam majtek. Kolejny – wszyscy mogą podziwiać mój biust.
– Chcesz być nią? Odpowiedz!
– Tak – jęczę, bo dokładnie w tym momencie kobieta rozdzierająco krzyczy. Jej skóra jest pokryta różowymi śladami. Teraz oprawca znowu ją przytula i głaszcze. Potem rozgląda się. Zachęcająco kiwa głową w kierunku jednego ze zgromadzonych w pomieszczeniu mężczyzn. Wysoki facet wychodzi na środek, rozpina spodnie. W chwili, gdy szarpie kobietę, by pochyliła się i potulnie go przyjęła, ten sam ruch wykonuje Piotr.
Zapieram się dłońmi o ścianę, ale wykręcam głowę. Chcę nadal patrzeć. W momencie, gdy tamten mężczyzna wbija się w nią po raz pierwszy, mnie rozrywa mój ukochany. Obaj rytmicznie pracują biodrami, a w pomieszczeniu rozbrzmiewają jęki branych od tyłu dwóch kobiet.
Czuję coraz większe napięcie. Przymykam w końcu oczy, bo chcę uwolnić buzujące we mnie emocje. Jeszcze moment, jeszcze kilka pchnięć… Nagle Piotr przerywa. Wychodzi ze mnie i gwałtownie odwraca.
– Nie tak szybko, skarbie – szepcze mi do ucha.
Jestem rozczarowana i wstrząśnięta, mam ochotę błagać. Patrzę w jego oczy, ale widzę w nich stanowczość, której nie pokonam. Posłusznie kiwam głową. Piotr z powrotem naciąga na moje ramiona sukienkę, zsuwa jej dół. Strzępy majtek z uśmiechem chowa do kieszeni marynarki.
– Chodź! – Ciągnie mnie do wyjścia. Zerkam jeszcze na wijącą się kobietę. Jej też na razie nie pozwolono na przyjemność. Mężczyzna jest przy niej – tuli i gładzi obolałą skórę. Za chwilę odda ją kolejnemu? Na myśl o tym czuję potężny skurcz w podbrzuszu. Czy Piotr też się mną z kimś podzieli?
Na chwilę zatrzymujemy się przy barze. Wolno sączę kolejny kieliszek wina. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tego, że mogę je pić, kiedy tylko zechcę. Delektuję się każdym łykiem, każdą nutką cierpkości. Z rozkoszą rejestruję rozluźnienie całego ciała, gdy alkohol dociera do jego najodleglejszych komórek.
Jednocześnie wtulam się w mojego mężczyznę. Wciąż jest podniecony, a jego oddech szybszy niż zwykle. Uśmiecham się w myślach. Nie było mu łatwo powstrzymać pożądania. Ale może za chwilę, za moment, zabierze mnie w miejsce, gdzie w końcu zaspokoimy swoje pragnienie?
Odwracam się przodem do niego i opieram głowę na ramieniu. Przesuwam dłonią po twardej klatce piersiowej.
– Na co masz ochotę? – słyszę pytanie zadane cichym głosem.
– Przecież wiesz – odpowiadam.
– Byłaś taka mokra, gdy patrzyłaś na nich… – Jego dłoń wędruje między moje nogi.
– Przecież wiesz – powtarzam i delikatnie muskam jego wargi.
– Chcesz bólu czy oddania?
– Wszystkiego – jęczę, bo właśnie wsunął palec w moje rozpalone wnętrze.
– Zaraz ci to dam. – Uśmiecha się tajemniczo. Gładzi moje plecy, potem całuje, zaborczo i głęboko. – Wezmą cię jeden po drugim, a ja będę patrzył, jak jęczysz rozpychana ich kutasami.
Uginają mi się nogi. Przytrzymuje mnie mocniej, a potem prowadzi do sąsiedniego pomieszczenia. Tam, za ciężką kotarą, widzę scenę, o której marzyłam przez wiele wieczorów niezaspokojenia. Kilkunastu mężczyzn oraz ona – naga, z zasłoniętymi oczami i spiętymi na plecach nadgarstkami. Klęczy na szerokiej leżance. Czeka.
Jej pan szepcze coś do ucha. Kobieta drży. Potem przytakuje, a po kilku sekundach gorączkowo zaprzecza, jakby nie mogła się zdecydować, czego chce. Mężczyzna łapie ją za włosy, lekko odchyla jej głowę. Znowu coś do mówi. Ona przełyka ślinę, pokornie się zgadza. Facet odsuwa się i kieruje w stronę pozostałych przyzwalający uśmiech.
Powoli podchodzą. Niektórzy są nadzy, inni częściowo ubrani. Zaczynają jej dotykać. Ich dłonie najpierw delikatnie masują skórę, później kontakt staje się intensywniejszy. Cała drżę. Czuję się tak, jakbym była na jej miejscu. Czy to właśnie chce mi dać Piotr?
Zerkam na niego, a on ma nadal na ustach ten tajemniczy grymas. Obejmuje mnie, by po chwili powoli zsunąć z ramion sukienkę. Kobieta jest już na czworakach. Jej pan wydaje ciche polecenia, a ona je wykonuje.
Na moment przymykam oczy i zatracam się w bliskości z Piotrem. Gdy je ponownie otwieram, patrzę na nagie ciało, dotykane i penetrowane z każdej strony. Głośne jęki branej przez kilku mężczyzn kobiety. Z podniecenia kręci mi się w głowie.
Sukienka spływa w dół. Niektórzy zaczynają zerkać w naszą stronę. Ruchy Piotra są coraz bardziej zdecydowane. Jego dłonie pieszczą moją skórę i powoli docierają tam, gdzie ich pragnę.
Przyjemność jest jednak chwilowa. Mój ukochany nieruchomieje, a niepewność odbiera mi oddech. Boję się, że znowu mnie nie zaspokoi.
W końcu wyczuwam ruch. Piotr sięga do kieszeni i wyciąga opaskę, którą zasłania mi oczy.
– Twoja kolej – słyszę jak przez mgłę. – Teraz ty…2
Teraz ja… Nareszcie!
Niestety, do mojej świadomości przedziera się dźwięk zupełnie z innej bajki. Zaciskam mocno oczy. Nie teraz, błagam! Nie w tym momencie!
– No, wstawaj! – Ręka ciężko opada na moje ramię. Krzyk, który słyszę, przechodzi we wrzask.
– Cholera! – mamroczę pod nosem. Jeszcze próbuję wrócić do ciemnej sali, a moje ciało nadal drży oczekiwaniem na spełnienie.
– Ewa, rusz się!
Podrywam się z jękiem pokonana przez rzeczywistość. Przez kilka sekund siedzę na brzegu łóżka ściskając skronie, a potem wstaję. Podchodzę do łóżeczka, z którego dochodzi rozdzierający nocną ciszę płacz. Pochylam się, jeszcze na wpół przytomna sięgam po wijące się na materacu ciałko. Podnoszę je i otaczam ramionami.
– Kochanie, mamusia już tu jest – mamroczę.
Po omacku przechodzę do drugiego pokoju. Cicho domykam drzwi i zapalam światło. Krzyk, który na moment ucichł, wraca ze zdwojoną siłą.
– Wiem, że cię razi, ale po ciemku nie dam rady – wzdycham.
Wciąż tuląc domagającego się jedzenia niemowlaka sięgam po butelkę z mlekiem. Wkładam ją do podgrzewacza i modlę się, żeby choć raz cały proces trwał krócej.
W międzyczasie sprawdzam pieluchę, kołyszę, szepczę uspokajająco. Upewniam się, że nie jest spocony, znowu tulę, znowu szepczę. Trochę się ucisza, ale dopóki nie dostanie mleka, nie przestanie płakać. Cholerny żarłok! – uśmiecham się do niego z czułością.
W końcu mogę wziąć nagrzaną butelkę. Sprawdzam temperaturę, dla pewności kilka razy potrząsam, po czym siadam w fotelu. Układam mój skarb na ręce i patrzę jak desperacko dosysa się do smoczka.
Odchylam głowę, przymykam powieki. Rany! Błoga cisza przerywana tylko cichym mlaskaniem sprawia, że moje ciało się rozluźnia. Już nie czuję koszmarnego napięcia, ale w mojej głowie wciąż skaczą obrazy. Resztkami sił otwieram oczy. Muszę się od nich jak najszybciej uwolnić! Patrzę na synka. Kocham go najbardziej na świecie, choć nic nie jest tak, jak miało być.
Zaszłam w ciążę, która była niespodzianką – dla wszystkich, nie tylko dla mnie. Ze względów medycznych teoretycznie nigdy nie miałam szans na zostanie matką. Ale oswoiłam się z tym. Piotr też. Razem czekaliśmy na córeczkę, bo tak po kolejnym USG powiedział lekarz. Mówiłam do niej Zosia – miała mieć imię po mojej babci, no i blond włosy – po mamusi i tatusiu.
A przy porodzie przeżyłam szok. Urodził się Gucio – rozwrzeszczany łobuz z ciemną czupryną. Podobno ma taką po dziadku Piotra, po którym zresztą dostał imię – Gustaw.
Głośno wzdycham. Ostatnie dwa miesiące to absolutna jazda bez trzymanki. To nie tak miało wyglądać. Ile jeszcze wytrzymam? Patrzę na przymknięte oczka pijącego mleko syna. Wiadomo, dla niego zniosę wszystko. Ale jakim kosztem?
Po raz kolejny dopadają mnie myśli, których się boję. Czy idę właściwą drogą? Czy mieszkanie tutaj, z Piotrem, jest najlepszym rozwiązaniem dla mnie i dla małego? Ja długo dam radę wieść życie, które wciąż wydaje się zupełnie nie moje?
Poprawiam maleństwo na ręce i chwilę bawię się ciemnymi włoskami. Może powinniśmy wyjechać? Tak jak to planowałam jeszcze w ciąży, ale ugięłam się słuchając argumentów Piotra – nie powinnaś, stan wysokiego ryzyka, to też moje dziecko…
Wtedy zniknęłam na krótko i wróciłam z nadzieją, że z czasem wszystko się ułoży. Ale tak się nie stało. Ciąża była jednym wielkim koszmarem, o czym nikt nie wspomina w kłamliwych poradnikach. Zamiast rozdzierającego serce szczęścia – ciągły ból, ograniczenia i nieopuszczający nawet na moment strach. Przetrwałam myśląc o małej istotce, którą wkrótce miałam powitać na świecie.
I faktycznie, moment, gdy po raz pierwszy zobaczyłam całego i zdrowego Gutka, to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Mimo, że miał być dziewczynką, i że od pierwszych chwil praktycznie non stop się awanturował.
Próbowałam pielęgnować tę radość. Nie załamał mnie brak mleka – cóż, niektóre matki podobno tak mają, trudno, są butelki. Ani ból rany po cesarskim cięciu – mężnie już drugiego dnia wstałam i zaczęłam chodzić. Kolejne nieprzespane noce, pomarszczony brzuch, który wciąż nie chce się spłaszczyć, obwisłe piersi – najpierw urosły, a potem wrednie opadły…
Każdy dzień kończyłam myślą, że w końcu musi być lepiej. Że przecież nadejdzie moment, gdy znowu poczuję się Ewą Linde – silną, niezależną i zadowoloną z siebie babką. Nic z tego. Jutro mija osiem tygodni i dalej jest do dupy.
Czuję łzy pod powiekami. Nie raz i nie dwa zalewałam się nimi podczas karmienia synka. Zawsze mi z tym źle, bo irracjonalnie boję się, że mały to czuje i odbiera moje nieszczęście tak, jakby był jego przyczyną. A to nieprawda.
Cierpię, bo nie potrafię znaleźć wyjścia z pułapki, w której się znalazłam. Nie umiem wrócić do dawnej siebie, takiej samej, tylko spełnionej – bo z małym skarbem u boku. Więc może jednak powinnam wyjechać? Zostawić Piotra?
Znowu rozpaczliwie wzdycham. To byłoby poddanie się, ucieczka. Wciąż tli się we mnie nadzieja, że jakoś poukładamy wspólne życie. Ale nie mam pomysłu jak. Rozdziera mnie pożądanie, a nie potrafimy się do siebie zbliżyć. Owszem, próbujemy, jednak ciągle nic nam nie wychodzi tak, jak powinno. Krzywię się na wspomnienie pierwszej próby.
– Kochanie, byłam u lekarza.
– Aha.
– Dał nam zielone światło. – Uśmiecham się zalotnie. Tak w każdym razie mi się wydaje. Poprawiam rąbek jedwabnej koszulki, którą specjalnie kupiłam na ten nasz pierwszy poporodowy raz.
Podchodzę, obejmuję go w talii, wtulam się w klatkę piersiową.
– Jesteś pewna?
Nie, cholera, nie byłam pewna! Niczego już pewna nie jestem! Wciąż wstydzę się swojego ciała, które nie wygląda tak, jak wtedy, gdy się poznaliśmy. Ale poradziłabym sobie z tym, gdybym poczuła, że Piotr wciąż mnie pragnie.
Niestety, on widzi we mnie tylko matkę swojego dziecka, nie obiekt seksualny. A ja muszę czuć jego pożądanie, jeśli ma się nam udać.
Zerkam na Gucia. To jeden z nielicznych momentów, kiedy nie mogę powstrzymać uśmiechu. Zasnął, przez sen ciamka smoczek, z którego już nic nie leci, bo butelka jest pusta. To mu jednak nie przeszkadza, ma zadowoloną minkę. Jest szczęśliwy. Najważniejsze, że on, prawda?
Odkładam butelkę i ostrożnie go podnoszę. Opieram główkę na ramieniu, wstaję. Kilka minut krążę po pokoju czule poklepując drobne plecki.
– Beknij sobie, no… – zachęcam go szeptem. Jeśli mu się nie odbije, już nie zasnę. Matczyne paranoje mi na to nie pozwolą. Na szczęście w końcu słyszę głośny dźwięk.
– Dzielny chłopak!
Idę do drzwi, gaszę lampkę. Wchodzę do sypialni, całuję go w główkę i układam z powrotem w łóżeczku. Z policzkiem wtulonym w poduszkę jeszcze nasłuchuję cichego oddechu synka. A potem odwracam się i z wahaniem dotykam pleców Piotra. Nie reaguje, śpi jak zabity.
Przysuwam się bliżej i obejmuję go w pasie. Wciskam twarz w kark, biodrami dotykam pośladków. Zawalczę jeszcze o nas, obiecuję! – postanawiam. Jest mi źle, ale bez tego cudownego faceta nie wyobrażam sobie życia. Musimy wymyślić sposób na odnalezienie się w tej nowej sytuacji.3
Budzi mnie cichy szept:
– Jakie mięciutkie!
Zaskoczona czuję dłonie ugniatające moje piersi. Leżę na boku, wtulona plecami w ciepłe ciało, a o moje pośladki ociera się wyprężony penis. Przymykam oczy. To rozkoszne! Poruszam odrobinę biodrami i próbuję jeszcze bardziej docisnąć się do Piotra. Moją szyję muskają gorące usta. Prężę się, wyginam. Ależ to przyjemne!
Piotr odwraca mnie. Teraz leżę na plecach, a jego ręka sunie po moim brzuchu, coraz niżej, między uda. Przekręcam głowę. Ma przymknięte oczy i rozanielony uśmiech na twarzy.
Wsuwam dłoń pod kołdrę, wkładam ją w bokserki. Zamykam oczy, gdy uderza mnie potężna fala podniecenia. Jego członek pulsuje w moich palcach, jest taki twardy! Z ust Piotra wyrywa się głośny jęk.
Gwałtownie cofam rękę. Zszarpuję majtki, zarzucam udo na jego biodro i przywieram całym ciałem. Tak bardzo pragnę poczuć go w swoim wnętrzu! Piotr błyskawicznie reaguje, zsuwa bieliznę. Kładzie się na mnie, wciska w materac. Na moment otwiera oczy i patrzy uważnie w moje. A potem robi to, na co tak długo czekałam. Stęsknione ciało przyjmuje go od razu, całego, do końca. Gorączkowo wbijam paznokcie w napiętą skórę na jego plecach.
Zaczynamy się poruszać, w idealnym rytmie, spleceni ze sobą, spragnieni. Mocno obejmuję go za szyję. Chcę szybciej i więcej. Piotr uderza coraz mocniej biodrami, oboje rozpaczliwie gonimy nasze spełnienie.
Nagle poranną ciszę, w której pobrzmiewają tylko nasze jęki i posapywania, rozdziera krzyk. Nie kwilenie, czy cichy płacz, który moglibyśmy jeszcze przez moment ignorować. Gutek drze się, jakby nie jadł od miesiąca.
– Kurwa! – Piotr zastyga. Dotyka czołem mojego, a potem zsuwa się na bok. Leży na plecach, zasłania ramieniem oczy i zaciska szczękę.
Łzy zbierają mi się pod powiekami. Łączę uda, kulę się. Jeszcze drżę. Przez moment myślę, czy nie doprowadzić się ręką do szybkiego orgazmu, ale po kilku sekundach, pokonana, podnoszę się i powtarzam za nim z jeszcze większą złością:
– Kurwa!
Wstaję i pochylam się nad rozdzierająco płaczącym maleństwem.
– To by było na tyle à propos nocnych przemyśleń, co? – mamroczę, kiedy biorę go na ręce. Bez słowa wychodzę na korytarz i schodzę na parter. W kuchni układam wciąż ryczącego Gutka w leżaczku. Jak najszybciej staram się podgrzać mleko dla niego.
– Jesteś pieprzonym terrorystą, wiesz? – gadam do siebie. – Jeden cholerny raz, ten jeden jedyny, mógłbyś poczekać parę minutek. Ale nie, jeść, jeść – przedrzeźniam jego płacz. – Ile jeszcze, co? – marudzę, gdy znowu biorę go na ręce. Wciąż wkurzona wkładam mu smoczek do ust i siadam na krześle. Patrzę na jego buźkę. – Nie mogłeś poczekać, serio? – mówię, ale już opada złość. Ogarnia mnie rezygnacja.
Po chwili czuję ręce na ramionach. Piotr staje za mną i pochyla się. Opiera brodę o moją głowę.
– Niby taki słodki, a taka wredna bestia – mówi.
Wzdycham.
– Musimy coś z tym zrobić. Ja już nie daję rady – wyrzucam z siebie.
– To znaczy? – Piotr siada na krześle obok i patrzy na mnie.
– Serio? Jeszcze pytasz?
– No, wiesz… Mamy dziecko, które ryczy, jak chce żreć. Tak to chyba zawsze wygląda. Skąd miał wiedzieć, że tatuś akurat chciał puknąć mamusię? – Śmieje się machając Gutkowi palcem przed nosem.
– Mnie to już nie bawi – mówię poważnym tonem.
– To znaczy?
– To znaczy, to znaczy… Zaciąłeś się? Piotr, do cholery! Co się z nami stało? – staram się nie podnosić głosu, ale z trudem hamuję irytację. – Od miesięcy wszystko się kręci wokół dziecka – najpierw ciąża, nie, nie powinniśmy, urodzisz i zobaczysz, jak poszalejemy – przedrzeźniam go. – Urodziłam, i co? Gówno – kończę cicho. Chce mi się płakać.
– Chodzi ci o seks?
Patrzę na niego. Naprawdę o to pyta? On?
– O seks, o bliskość, o pożądanie! Gdzie my jesteśmy? Nigdzie, bo po prostu nas nie ma. Jest tylko Gucio i jego potrzeby.
– Bo tak powinno być. Póki co, on jest najważniejszy.
– I pewnie zawsze będzie. Ale co z nami? Już nigdy nie odzyskamy ani odrobiny siebie? – Patrzę na niego ostro. Jestem ciekawa, czy wie, jak istotne jest dla mnie to, co teraz powie.
– Nie… – Piotr zaczyna się jąkać. – Może rzeczywiście masz rację, że powinniśmy powoli się jakoś organizować?
– Właśnie! – sapię z satysfakcją. – Gdybyś wiedział, co mi się dzisiaj śniło! Oszaleję, Piotr, jeśli nadal tak będzie, naprawdę!
Zaciekawiony mruży oczy.
Zerkam na młodego. Kończy pić i już odlatuje. Bardzo ostrożnie się podnoszę, odkładam butelkę i kilkanaście sekund poklepuję plecki. Zapinam go w leżaczku.
– Powinnaś dłużej. – Piotr wstaje.
– Wystarczy. Przecież jesteśmy tuż obok. – Macham ręką podkreślając odległość dzielącą nas od dziecka.
– Ale mu się nie odbiło.
– Beknął cichutko.
– Ale za mało.
– Piotr! – mówię ostrzegawczo.
– Okej. – Przewraca oczami. Potem podchodzi i mnie obejmuje. – Czyli co ci się śniło?
Wtulam się w niego i szeptem zaczynam opowiadać. Gdy dochodzę do wizji kobiety przy słupie, jesteśmy już w kącie za wielką lodówką. Zaczynamy się całować. Ręce Piotra gwałtownie eksplorują moje ciało. Dociska mnie do ściany, obejmuję jego biodra nogami. Odpływam. Mam wrażenie, że pożądanie mnie zaślepia…
– Kochani, gdzie jesteście? – nagle słyszę znienawidzony głos. – O, moja perełka! Tiu, tiu, mój skarbek! Kto cię tu tak samego zostawił?