Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Taniec z gronostajem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Taniec z gronostajem - ebook

Taniec z gronostajem powstał z prawdziwych opowieści kobiet, które doznały przemocy. Zaczyna się niewinnie: niczym romans, lecz romans ten wkrótce okaże się złym snem, horrorem, piekłem. Kolejne granice zostają przekroczone. Zdaje się, że nie ma powrotu… a jednak jest to opowieść o tym, że zawsze można się podnieść, zawsze – choć to niełatwe – można wstać. Napisana dwa lata przed publikacją słynnego Gnoja nie miała tyle szczęścia: opublikowana dopiero w 2007 roku, pozbawiona dystrybucji i promocji, choć używana przez terapeutów jako lektura dla podopiecznych (często powodująca decyzję o podjęciu terapii), czeka wciąż na swą szansę dotarcia do szerszego kręgu odbiorców. Zapraszam.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-935029-0-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Najgorsze jest to, że ludzie są ślepi na znaki zapowiadające klęski w ich życiu. O ileż jesteśmy mądrzejsi patrząc na kształty chmur, czy sposób zachodzenia słońca, o ileż przenikliwsi w przepowiadaniu pogody.

***

Początek był banalny: tego dnia znów była sobota. Bolała mnie głowa. Położyłyśmy się spać. Obudził mnie telefon.

- Pochwalony – tu Wiktor, czy można się z tobą zobaczyć?

Jaki Wiktor? może Witek - mój kuzyn, ale – nie ten głos! Jest jakiś Wiktor Strzelczyk, widzieliśmy się może dwa, może trzy razy w życiu, zawsze łaził za moją starszą siostrą. Czego mógłby chcieć ode mnie? Absurd. Absurdalne bywają sny. Zwłaszcza, że on jest w Holandii.

- Wiesz, przyjechałem do Polski, tak się włóczę po różnych znajomych i chyba widziałem cię wczoraj na ulicy… Pomyślałem, głupio by było tak wyjechać i się nie zobaczyć…

...

- Halo, jesteś tam?

- Jestem… tylko mnie obudziłeś i nie bardzo wiem, czy ktoś dzwoni, czy śni mi się jeszcze.

Byłam wtedy sama. Od paru lat. Sama z moją córeczką. Udało nam się uporać z większością problemów po odejściu jej ojca. Hania miała pięć lat. Może to była chęć pokazania ojcu, że na nim świat się nie kończy, a może zwykła w tym wieku fascynacja. Zaczepiała młodych mężczyzn, zasypując ich gradem pytań: czy ma żonę, czy lubi dzieci, gdzie mieszka i ile zarabia, czasem padało nader osobliwe w ustach złotolokiej małej panienki:

- Ale pan oczywiście nie jest komunistą?

A potem przez cały tramwaj, autobus, czy inny pociąg:

- Mamusiu podoba ci się? Bo wie pan, my szukamy męża dla mojej mamy. Bo my jesteśmy same, a mnie bardzo by się przydało jakieś rodzeństwo...

Nie pomagały tłumaczenia i zakazy - po prostu uznała, że ja pewnych spraw nie potrafię załatwić, więc przejęła inicjatywę w swoje łapki. Zresztą nie tylko w tej sprawie: wsiadając do zatłoczonego autobusu zaczynała natychmiast mruczeć pod nosem:

- Boże mój, Boże, jaka ja jestem zmęczona. Mama znowu jeździ ze mną i jeździ, i tak mnie nóżki bolą. A tu taki tłok. Nie mam gdzie usiąść. Mamusiu daleko jeszcze? Bo ja tylko bym już chciała do łóżeczka...

Nikt dłużej nie wytrzymał - zwykle już po drugim zdaniu zrywał się ktoś, by nam ustąpić. Często panie brały Hanię na kolana – no i wtedy zaczynał się następny akt przedstawienia: Haneczka już nie była zmęczona. Haneczka była głodna! A na obiad nie ma co liczyć, bo mama w ogóle nie umie gotować... Więc ja zwijałam się z bezsilnej furii, a z toreb, torebek, pakunków i siatek wzruszone staruszki wyciągały ciasteczka, czekoladki, kanapeczki, pomarańcze i inne frykasy i moje wiarołomne dziecko patrzyło na mnie z góry z dumnym: patrz, tak się to robi – widzisz?

Kiedyś przechodząc podziemiem pod Rotundą rzuciła się na szyję Hindusowi handlującemu kamieniami. Był to piękny Hindus, nieco już siwy, smukły, o rysach szlachetnych i mądrych, i niezwykle smutnych oczach.

- Ja zostawiłem w domu takiego syna – powiedział tuląc Haneczkę, a było w tym tyleż skargi, co usprawiedliwienia –

Tego dziecka nikt jeszcze nie skrzywdził – dodał

- No ale już się chyba obudziłaś?

- Nie jestem tego pewna. Od kiedy jesteś?

- Od miesiąca. W poniedziałek wyjeżdżam. Może masz trochę czasu w niedzielę?

- Wiesz... – w niedzielę? Co ja robię w niedzielę? – dobrze... jak musisz, to przyjedź.

- Nie powiem: miłe zaproszenie

- Człowieku! Ja śpię i mam migrenę

- ... to... jak nie to nie!

- Nie o to chodzi. Miło będzie cię zobaczyć.

- O której?

- O której chcesz, tylko nie rano.

- Druga?

- O’K. To czekamy.

Ta rozmowa naprawdę była nierealna. I ta migrena. Wszystko mogło być snem. Wszystko mogło pozostać snem. Hanusia wciąż miałaby złote loczki i radosny zwyczaj wypytywania ewentualnych kandydatów na moich mężów o stan cywilny i stosunek do komunizmu. Mogła wciąż być dzieckiem, którego nikt nie skrzywdził...

Nie pamiętam, co zrobiłam do jedzenia. Pamiętam, że nie zdążyłam pozmywać naczyń - był ich cały zlew, że wszędzie się spóźniałam i że miałam na sobie mini. Krótszą od warkocza, co o tyle nie było trudne, że warkocz miałam wtedy do kolan. Przyszedł. Pierwsze moje wrażenie: jak tyś zbrzydł! Pamiętałam pięknego chłopca uganiającego się za moją siostrą, a stał przede mną wymięty kapeć. I drugie wrażenie: trafiony zatopiony. Wodził wzrokiem w dół i w górę, niepewnie trzymając czerwone okazałe róże z miną, jaką mój pies miał zwykle w sklepie mięsnym. Bawiło mnie to – w końcu byłam kobietą – zarazem nie wzruszało nadmiernie – nie mogłam traktować poważnie faceta, o którym plotki głosiły, że zaliczał baby tuzinami i pił na umór.

Nie pamiętam o czym, ale gadało nam się świetnie. Był inteligentny, błyskotliwy, miał inne niż ja spojrzenie na Polskę - spojrzenie emigranta. Umiał mówić ciekawie i o tym, co zastał tu, i o tamtej stronie świata. Było sympatycznie. Bardzo sympatycznie.

- Słuchaj, nie idź jutro do pracy. Pojedźmy do Kampinosu. Małej też się przyda. A ja mógłbym zamiast rano wyjechać wieczorem. Najwyżej będę nieco wymięty w robocie. Jakoś dam sobie radę. No, zrób sobie raz w życiu wagary.

Umówiłyśmy się z Hanią, że to będzie taka sympatyczna przygoda. Bo w życiu dobrze jest mieć dużo miłych wspomnień. Ona biegła dookoła nas, rozszczebiotana, rozśpiewana, tropiliśmy dzięcioły, była bitwa na szyszki, i słońce, i jesienny cudny Kampinos, i zmęczone, bolące nogi i dużo, dużo śmiechu. Wracając Wiktor kupił jakieś mięso i coś wspólnie zrobiliśmy na obiad. Potem pożegnanie – miłe i serdeczne. I niezobowiązujące. Pojechał. A my pełne tego słonecznego dnia poszłyśmy spać.

Koło północy wrócił – „bo była taka śliska marznąca mżawka i strach było jechać i mgła jak mleko tabunami – pozwól przenocować....” Wszystko szyte grubymi nićmi – byłam wściekła, niebotycznie wściekła, że odarł ten dzień z całego uroku, licząc na łatwą (zbyt łatwą, mój panie!) zdobycz. Ostentacyjnie położyłam go spać byle jak i byle gdzie, a gdy ośmielił się chrapać rzucałam w niego książkami, kapciami, wszystkim, co miałam w zasięgu ręki. Twardo udawał, że nie widzi, nie czuje, śpi. A rano wstał niby skowroneczek radosny. I taki radosny i przepraszający niczym spaniel. Był nachalnie gorliwy. Niepoprawnie grzeczny. Starał się wyprzedzić moje myśli i pragnienia. A nie był to dzień łatwy – mój pryncypał dostał na cele charytatywne tira arbuzów i trzeba było je rozwieźć po bazarach i ulicach i sprzedać, zanim rozpłyną się i zgniją. Ściągnęłam na pomoc wszystkich krewnych, znajomych i każdego z przyjaciół, kto miał chwilę wolną, uwijaliśmy się jak w ukropie. Kpiłam i prychałam na Wiktora, upokarzałam i wyśmiewałam, wyładowywałam złość na nim, na jego samochodzie – bezskutecznie. Był jak zaimpregnowany. Pokorny. Uczynny. Uśmiechnięty. Dobry. W końcu ile można było nie reagować na dowcipy? Ile na ciepło i opiekę, jaką mnie otoczył? I to pokorne – wiem, że jestem nie w porządku – przepraszam – bijące z każdego gestu, spojrzenia... Gdy wreszcie ruszał spóźniony o dwa dni moja wściekłość wywietrzała na dobre. A gdy poprosił o krzyżyk na drogę – było w tym tyle bezradności.... A zresztą sprawa jest jasna – nie uzyskał, czego chciał, odpokutował, by zachować twarz, jutro i tak zapomni, pogna za panienką, która jak on łatwo, lekko i przyjemnie traktuje życie. Małoż to Dzieci-Kwiatów na świecie?

Neechem 3.10.1990

Krysieńko

Jak zakochany sztubak, ja, stary chłop, Franio Marzyciel, już czwarty dzień będzie jak siedzę i patrzę w okno. Całe szczęście, że łagodni z natury Holendrzy wykazują wiele zrozumienia dla wracających z długich wakacji i nie dokuczają mi zbytnio. Ta sama Polska, miejsca i ludzie, to wszystko com przed laty cichaczem ze strachu i niemocy porzucił, zdradził, to wszystko wróciło do mnie i choć boli to jednak raduje. Dopiero jednak dni takie jak ten z Tobą w Kampinosie uczyniły dalszy mój pobyt na obczyźnie naprawdę świerzbiącym. Człowiek jest tylko człowiekiem i naturalnym jest jego pragnienie ciepła i dobroci już tu i teraz. Wróciłbym już dziś i to nie żarty. Myślę jednak, że parę miesięcy to musi jeszcze potrwać. Mam parę spraw do załatwienia, jakieś długi i trochę tu i ówdzie ze sobą na pieńku. To muszę najpierw rozwiązać, bo przecież (pierwszy raz w życiu!!!) wracam, a nie uciekam.

Dzięki ci za te dwa dni. Za przywołanie tego, co mi się przez lata gdzieś zapodziało. Chęci i, co ważniejsze, odwagi życia godnego, jakim je od dziecka widział.

Uważaj tam na siebie. Nie daj się zahukać i, co ważniejsze, zagonić. Bo Ty, dobra Duszo, masz skłonności do płacenia zdrowiem za poczucie obowiązku.

Wychodzę już z pracy. Może coś jeszcze dopiszę wieczorem.

A wieczorem już w łóżku, po koniu Larym, moim ulubionym, i kąpieli, przepisałem powyższe bazgroły, bo sam miałem kłopoty z odczytaniem, i powiem Ci jeszcze, w zaufaniu, że powód tej nieodpartej chęci jak najszybszego powrotu jest tak prosty, że sam przed sobą boję się do niego przyznać.

Pozdrów Haneczkę od starego Wilka i sama trzymaj się ciepło.

Buźka

Wiktor

Ten pierwszy list palił mnie w ręce. Nosiłam go tydzień, nie otwarty. Nie przeczytany. Aż przyszła kartka – Klimtowa srebrna brzoza:

Zianen 13.10.1990

Pozdrowienia, Wiele myśli i serca

Wiktor

Wiktorku-Franiu-Marzycielu

Twój list ciut pompatyczny, ale miły. Zdecyduj, zdecyduj wreszcie czy chcesz flancować róże między płotami bogatych do obrzydliwości Holendrów do końca życia? Nie masz większych ambicji? Tu nie ma poświęceń. Tu jest m i e j s c e i dużo rzeczy do zrobienia. Tam jesteś kroplą, uciekinierem, rozbitkiem, facetem o trudnym do wymówienia nazwisku. Tu – Wiktorem Strzelczykiem. I wszystko jedno, czy z Warszawy, czy z Wolina, ale Wiktorem Strzelczykiem. Czekam, kiedy Ci ten świerzb o którym piszesz, nie da usiedzieć na miejscu, zapakujesz swoje złociste BMWu i – wrócisz, zamiast zastanawiać się nad poświęceniami i mydlić samemu sobie oczy. O jakich poświęceniach mowa. Dość tego!

Dzień w Kampinosie był bardzo piękny i następnego dnia bardzo mi pomogłeś samym byciem przy mnie i odciążaniem w wielu sprawach. I ciepłem, które mimo wszystko mi dałeś. Pytasz mnie o te dwa różne światy. Jesteś według mnie takim Dzieckiem-Kwiatem jakich wiele krążyło w pięknych latach siedemdziesiątych. Żyjesz jak motyl. Może i pięknie – ale mój świat jest inny, bo jest przede wszystkim odpowiedzialny, konserwatywnie konsekwentny. I dlatego, mimo że czasem jest bardzo trudno – ja chcę wszystko-albo-nic. Czy możesz mi dać wszystko? Wątpię. Raczej znudzi Cię wierność – czyż nie? A samo założenie, że jeśli już, to być z kimś na zawsze – czy nie wydaje Ci się śmieszne? Widzisz. A dla mnie z kolei puste jest bycie z kimś ot tak, na próbę – bo jakże komuś oddać serce całe, duszę całą, tylko na chwilę – potem zwinąć jak śpiwór i wyjść... Ty wracasz w środku nocy – i po co? Tylko nie mów, że tak sobie, że nie miałeś się gdzie podziać (w końcu paru znajomych masz jeszcze w Warszawie), że deszcz padał... Za stary wróbel ze mnie. Ty chcesz i piszesz tak ciepło i ładnie – i który raz w życiu tak najpoważniej? Nie, nie chcę Ci prawić morałów. Po prostu dla mnie czerń jest czarna, a biel biała. I dlatego zbyt śliski wydaje mi się wyjazd z Tobą w ferie na narty. Wolę zostać w domu.

Pozdrów róże przez chochoły. Te od Ciebie jeszcze nie zwiędły – chyba ktoś dodał im holenderskich konserwantów.

Trzymaj się ciepło w te sztormy jesienne

Krysia

Neechen 17.10.90

Krysieńko, Słoneczko,

Ty mi nie tłumacz, gdzie jest m i e j s c e i gdzie jest co do zrobienia – ja to wiem. To ładnie, że dla Ciebie biel jest biała, to ładnie, że mi tłumaczysz, bo wówczas łatwiej mi znosić wszystkie moje odcienie szarości. Więc może tłumacz, (bo lubię dźwięk Twego głosu), łap za słowa, napadaj, wytykaj, co wytknąć należy. Jeśli chcesz być „tylko moim przyjacielem”. „Tylko?”! – aż! Bądź mi przyjacielem z krwi i kości, przyjacielem, który bierze wszystko, co potrafi dać i z czego potrafi zrezygnować. Piszesz, że chcesz wszystkiego. Jeśli chcesz naprawdę, będziesz miała. Ja jestem takim czarodziejskim żywym lustrem. Stajesz przed nim, widzisz mnie, a wydaje ci się, że to ty: bo wyraz oczu ten sam, na uśmiech reaguje uśmiechem, na grymas – grymasem, na fałsz-fałszem. Wyciągnij przed siebie rękę, spróbuj dotknąć szyby. Nie ma szyby. Jest twarz, dotykasz żywej twarzy, czujesz w dłoni ciepło oddechu.

Patrz mi w oczy. Patrz głęboko – w nich jest wszystko. Cały ja, cała Ty i cały czas tego świata. Co było, jest i będzie. To, że masz cały czas tego świata znaczy, że nigdy tych oczu nie odwrócę od Ciebie. To jest powinowactwo dusz, którego istnienie podejrzewałem od kiedy opowiedziała mi o Tobie moja mama, którego „wyglądałem” i które wreszcie odczułem, będąc z Tobą.

Ty mi piszesz: dzieci-kwiaty, motyle, beztroska, a ja, idąc z tymi różami (ale uparte) do Ciebie, musiałem się dobrze zastanowić, a potem wracając w nocy (naprawdę padało, było ślisko) – mieć już pewność, że nie zrobię Ci krzywdy. Zbyt wiele jej już wyrządziłem, by przejść nad tym do porządku dziennego.

Wat pisze w swoim „Dzienniku bez samogłosek” „...człowiek jest na wskroś i z gatunku zły, tylko warunki, okoliczności: Łaska, Miłość i Cierpienie czynią go dobrym...” i miał rację, nie ma innych możliwości. Mózg mi przeżarło, ducha pogięło, jest mnie może mniej, ale za to mogę już sobie – i mam odwagę Tobie spojrzeć w oczy.

No, dość tej wiwisekcji, bo cuchnie już patosem.

I nie tęsknij za mną. Zostaw dla mnie połowę. Niech i ja sobie też, jak człowiek, potęsknię.

A z górami to proszę mi tu żadnej zdrady nie knuć. Jak dobrze poszło, miejsca są już zarezerwowane, ja z narażeniem życia i posady kombinuję wolne dni na ten czas, a Ty mi tu coś kręcisz.

Wczoraj jeździłem po pracy do Amsterdamu na wykład o buddyzmie, przez korki, których było w całej Holandii z powodu sztormowej pogody, w sumie sto kilometrów, spóźniłem się za dużo, by przeszkadzać, więc postanowiłem odszukać Henia, który jak dotąd się nie odezwał, a według zeznań telefonicznych flądry-recepcjonistki miał być w hotelu w Egmond. Nie było go! Wracałem do domu, złorzecząc. Piękna przejażdżka! Trzysta pięćdziesiąt kilometrów w deszczu padającym poziomo.

W sobotę natomiast przyjeżdżają doktory dwa znajome na kongres i będę ich gościł do niedzieli.

No i kiedy, powiedz, ja mam sobie pomarzyć.

Idę spać, późno już: 1:30. Buźka

Wiktor

P.S. Jak tam w tej Wesołej?

Wiktorku!

Ciiiiicho... ciiiicho... ciiiicho...

Już dobrze? OK.?

To tak a’propos pierwszej części Twego listu. A z tym lustrem to kiepski pomysł, bo jak padam na nos, albo w ogóle mi źle, to nie chciałabym widzieć po drugiej stronie takiego samego zdechlaka – tylko faceta, który by mnie wyciągnął z opresji, pomógł, bym miała z kolei siłę ciągnąć jego za uszy jak przyjdzie potrzeba.

Pozdrowienia.

Acha! A co do milczenia we dwoje to..........................................

................................................................itd.

Kryśka
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: