- W empik go
Tao gospodyni domowej - ebook
Tao gospodyni domowej - ebook
Utwór jest zaproszeniem do podróży do Jejlandii, krainy, w której niepodzielną władzę sprawuje kobieta. Autorka definiuje tekst jako dziennik pokładowy, zbiór materiałów pisanych w ciągu kilku lat – różnorodnych, lecz połączonych potrzebą „zobaczenia świata po kobiecemu". Dunin zaznacza, że jeśli ma być mowa o feminizmie, to jest to feminizm autorski, subiektywny i prywatny.
Kategoria: | Socjologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-1201-7 |
Rozmiar pliku: | 191 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W roku 1915 amerykańska feministka i anarchistka Charlotte Gilman opisała kraj, w którym mieszkają wyłącznie samorozmnażające się kobiety. Powieść ta nosi tytuł _Herland_ i choć nigdy jej nie przeczytałam, pomysł ów — poszukiwania Jejlandii — od pewnego czasu coraz bardziej mnie pociąga. Dawniej było inaczej. Kiedy byłam małą dziewczynką, po prostu chciałam chodzić w spodniach i czytać książki dla chłopców. Zawsze bliższy był mi Winnetou niż sentymentalna Ania z Zielonego Wzgórza. Niewątpliwie w grę wchodziła tu zazdrość, niech się jednak nie cieszą psychoanalitycy: nie była to zazdrość o penisa. Po prostu od zawsze, odkąd sięgam pamięcią, wydawało mi się, że kawałek tortu przeznaczony dla mężczyzn ma dużo więcej kremu, a ponieważ byłam wychowywana dość liberalnie, nie przychodziło mi do głowy, że tylko z powodu pewnego anatomicznego szczegółu nie mam prawa po niego sięgać. Wierzyłam więc, że czeka mnie los wielkiego odkrywcy nieznanych lądów (do dziś Nansen wydaje mi się bardziej atrakcyjnym wzorem osobowym niż Emilia Plater) lub przynajmniej dzielnego kowboja, no a kto widział kowboja w sukience? Pierwsze poważne seksistowskie represje dotknęły mnie, kiedy poszłam do szkoły i zostałam zmuszona do zamiany spodni na ohydny fartuszek z podszewki, ozdobiony upokarzającym białym kołnierzykiem. Jakby nie dość było tego, zabroniono mi chodzenia na w.f. razem z chłopcami. Zamiast kopania piłki musiałam z innymi dziewczynkami, których nie znosiłam, ćwiczyć tańce ludowe. Płciowy podział obowiązywał także na pracach ręcznych. Chłopcy z fajnym panem piłowali deski, a one — „my” nie przeszłoby mi przez gardło — robiły na drutach (czynność straszna i nie do opanowania przez normalnego człowieka) albo przygotowywały kanapki (głupota, to przecież każdy potrafi).
Na szczęście na studiach mogłam wrócić do chodzenia w spodniach. Z ulgą przeistoczyłam się znowu w siebie, a ponieważ rodzice zapomnieli mi powiedzieć, że moim posłannictwem życiowym jest bycie żoną, matką i gospodynią domową, zajęłam się tym i owym, szczególnie zaś owym. Jedyna opresja, jaka mnie wówczas uwierała, miała charakter polityczny. Doszłam zatem do wniosku, że winę za fartuch, jak zresztą i za wszystko inne, ponosi komuna. Totalitaryzm, autorytaryzm, bolszewizm, komunizm to były słowa—klucze, za pomocą których można było wszystko wyjaśnić. Taka jest logika życia intelektualnego w systemach monocentrycznych, w których istnieje jeden dobrze zdefiniowany „nadawca sensów”. Można albo produkować wraz z nim te sensy, albo podjąć męczącą próbę wytwarzania przeciw- sensów. Gdy ów „konflikt podstawowy” stanie się powszechnie znanym i uznawanym sposobem definiowania istoty społecznego dyskursu, kiedy, mówiąc prościej, wszystko jest czarne albo białe, nasze albo wrogie — wszelkie intelektualne usiłowania, by nie być ani za, ani przeciw, spełzają na niczym. Każda myśl ulega reinterpretacji i zgrabnym kopniakiem wysyłana jest na jedną lub drugą stronę barykady, modyfikując swoje znaczenie w zależności od kontekstu. Z mojego punktu widzenia tak właśnie to wyglądało od połowy lat siedemdziesiątych, chociaż powszednią rzeczywistością naszej kultury stało się za czasów „Solidarności” i stanu wojennego. Sytuacja taka być może sprzyja walce (a toczyła się ona w słusznej sprawie), intelektualnie jednak szybko staje się jałowa. Odkrywczość myśli krytycznej wyczerpuje się, lecz nadal pozostaje ona w rytualnym zwarciu z przeciwnikiem: razem wypełniają całe uniwersum sensów i uniemożliwiają pojawienie się czegokolwiek nowego.
Koniec PRL przyniósł nadzieję na zmianę tej sytuacji. Zdawało się, że myśl uwolniona od politycznych serwitutów i kontekstów, wyswobodzona z uścisku żelaznej logiki sytuacji, nareszcie będzie mogła sobie pohasać. A co dominuje dziś w polskim życiu intelektualnym?
1.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.