Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Targ mięsny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 czerwca 2021
Ebook
32,99 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Targ mięsny - ebook

Jana Novak to zwykła dziewczyna z południowego Londynu. Jest wysoka, tyczkowata i czuje się nieswojo ze swoim androgynicznym wyglądem. Nieoczekiwanie zostaje odkryta przez agencję modelek i katapultowana do roli supergwiazdy. Z dnia na dzień staje się It girl.
Ale im wyżej się wznosisz, tym tragiczniejszy jest upadek...
Świat mody jest równocześnie fantastyczny i obrzydliwy. Oprócz sławy i wielkich pieniędzy, czyha w nim też wiele zagrożeń.
Juno Dawson w sposób niezwykle szczery i surowy ujawnia mroczną prawdę o branży modowej, której nie ominęło #TimesUp i #MeToo.

Jeśli kiedykolwiek marzył_ś o karierze w modelingu, przyciąga Cię blask fleszy i uwodzi myśl o sławie tudzież idealnym życiu, zajrzyj na „Targ mięsny”. Wychudzone ciała z billboardów są zawsze w cenie, a wartości…? Czyżby na wyprzedaży? Juno Dawson udało się stworzyć nieprzesadzoną, aktualną historię w nurcie new adult, która bez wątpienia powinna trafić na półki współczesnych nastolatków.
Ewa Cat Mędrzecka // youtube.com/catvloguje

Otrzeźwiająca, brutalna, słodko--gorzka. Przez tę historię płyniesz: beztrosko i na oślep, a gdy już zdajesz sobie sprawę, w co się wpakowałaś, jest za późno: toniesz. Obowiązkowa lektura każdej dziewczyny. Serio, każdej!
Panna Fox // @pannafox

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8240-130-1
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ŁOWCA

Dlaczego mężczyźni to takie świnie?

Jestem całkiem pewna, że ktoś nas śledzi. Znowu zerkam przez ramię i rzeczywiście, ten koleś wciąż za nami idzie. Co za zbok. Zauważyłam go po raz pierwszy, gdy wyszłyśmy z kibla i ruszyłyśmy w stronę rollercoastera Stealth. Skrada się za nami od tamtej pory. Ohyda. Przecież widać, że to szkolna wycieczka. Co jest z tobą nie tak? Śmierdzący drań, serio.

Telefon wibruje mi w tylnej kieszeni spodni. To Ferd. Pisze, że zamiast na Stealtha poszli do Swarma.

– Stoją w kolejce do Swarma – informuję Laurel.

Reszta grupy poszła przodem, podczas gdy my byłyśmy w łazience. Przysięgam, że Laurel ma pęcherz moczowy wielkości ziarnka grochu.

– Okej... – Kiwa głową.

Skręcamy przy kolejce wodnej Tidal Wave, omijając ją szerokim łukiem, żeby nas nie ochlapało, a Laurel dalej trajkocze. Znowu oglądam się za siebie, udając, że odrzucam włosy do tyłu.

Ja pierdolę. Zbok skręcił za nami.

Okej. Zaczynam się trochę niepokoić.

Próbuję się skupić na tym, co mówi Laurel.

– ...w sensie, dlaczego ona zawsze musi się tak afiszować? Łapię, że zaczęła się spotykać z Harrisonem, ale czy musi ciągle dotykać jego włosów i ocierać się o niego jak suka z cieczką? Czy ona nie ma ani odrobiny godności?

Raz jeszcze zerkam przez ramię. On wciąż nas śledzi. Cholera. Na pierwszy rzut oka to gość koło trzydziestki. Nie na tyle stary, żeby mógł być moim ojcem, ale dużo mu nie brakuje. Skręcamy w alejkę prowadzącą do Swarma, zaprojektowaną tak, żeby wyglądała jak po inwazji kosmitów: słyszę syreny policyjne, widzę przewróconą karetkę i zwęgloną budkę telefoniczną. Całkiem to fajne, ale...

– Jana, czy ty mnie słu...?

– Okej... – przerywam jej, przyciskając się do jej boku – nie oglądaj się za siebie, ale myślę, że ktoś nas śledzi.

Oczywiście od razu się odwraca.

– Co takiego?!

– Laurel!

Przenosi wzrok z powrotem na mnie.

– O kim mówisz? O tym hipsterze?

– Tak – syczę. – Przysięgam, idzie za nami, od kiedy wyszłyśmy z kibla.

– Serio? Fuj! Co za oblech. – Tym razem to Laurel udaje, że odgarnia długie do pasa włosy i zerka ukradkiem za siebie. – O mój Boże, Jana, on idzie w naszą stronę!

– Co?

– Cześć! Przepraszam! – woła za nami mężczyzna.

Co do licha?

– Nie zatrzymuj się – mówię półgębkiem. Czasami robotnicy wykrzykują do nas z rusztowań rozmaite gówniane komentarze, ale jeszcze nikt tak bezczelnie za nami nie szedł. Trochę to straszne. A mogłoby się wydawać, że będziemy bezpieczne w pieprzonym parku rozrywki, co nie?

– Przepraszam, że zawracam wam głowę. Mogę z wami chwilę porozmawiać?

– Przekonajmy się, czego on chce. Może coś po drodze upuściłaś?

– Laurel, nie...

Za późno. Mężczyzna podchodzi do nas zamaszystym krokiem.

– O rety, ale jesteś szybka... próbowałem cię dogonić. – Zwraca się bezpośrednio do mnie. – Cześć, nazywam się Tom Carney i pracuję...

Rollercoaster przejeżdża tuż nad naszymi głowami i jego słowa toną we wrzaskach ludzi jadących kolejką. Podmuch powietrza nawiewa mi włosy na twarz.

– Co takiego?! – krzyczę.

– Pytałem, ile masz lat.

Laurel się krzywi.

– Jest dla ciebie zdecydowanie za młoda, oblechu.

Mężczyzna śmieje się i grzebie w swoim plecaku. Wyciąga wizytówkę i podsuwa mi ją pod nos.

PRESTIGE MODELS

Tom Carney

dyrektor scoutingu

Mrugam, zdezorientowana. Jego usta poruszają się, ale kolejka znowu przemyka w pobliżu i nie słyszę, co mówi.

– Przepraszam, co takiego?

– Pytałem, czy pracowałaś kiedykolwiek jako modelka? – powtarza.

Nie wygląda na pedofila, chociaż podejrzewam, że tylko ci najbardziej nieudolni dają po sobie poznać, że są zboczeńcami. Tak naprawdę przypomina homoseksualnego hipstera z Shoreditch: czapka typu beanie, okulary w plastikowych oprawkach, koszula w kratę i ruda broda. Założę się, że ma składany rower.

– Serio? – wtrąca Laurel z niedowierzaniem. – Jana?

Ignoruję jej komentarz, a w każdym razie staram się.

– Nie – mamroczę. Nienawidzę brzmienia mojego głosu, gdy się denerwuję. Staje się zbyt głęboki, jak u wielkiego faceta. Normalnie huczę niczym Hagrid.

– Czy kontaktowała się z tobą wcześniej jakaś agencja?

– Nie – zaprzeczam znowu tym męskim głosem. Czy on sobie żartuje? Agencja modelek? Chwileczkę, czy on przypadkiem nie szuka aktorek do filmów porno? Bo dosłownie nikt nie chciałby zobaczyć mojego płaskiego tyłka w pornolu.

– Wow. To mnie naprawdę dziwi – przyznaje Tom Carney. – ile masz lat?

– Szesnaście – odpowiadam.

Jest upalny, czerwcowy dzień, taki w sam raz na krem z wysokim filtrem. Uda lepią mi się od potu w dżinsowych obciętych krótkich spodenkach. Do tego mam na sobie T-shirt z Nirvaną oraz brudne converse’y, które dawno już przestały być białe. Właśnie zdaliśmy egzaminy i w nagrodę władze szkoły zabrały nas na wycieczkę do Thorpe Park. W powietrzu unosi się gęsty zapach balsamu opalania Hawaiian Tropic, waty cukrowej oraz hot dogów z musztardą i keczupem.

– Nie mów mu tego – syczy Laurel, ciągnąc mnie za rękę. – On może być pedofilem. Powinnyśmy poszukać nauczycielki.

– Macie absolutną rację, że zachowujecie czujność, po mieście kręci się sporo fałszywych łowców talentów, ale przysięgam, że ja się pod nikogo nie podszywam. Prestige to jedna z najlepszych agencji modelingu w Londynie. Możesz zadzwonić do naszego biura albo zajrzeć na stronę internetową. Jak się nazywasz?

Nie mam bladego pojęcia o modzie, ale nawet ja słyszałam o tej agencji, bo reprezentuje Clarę Keys. Kochamy Clarę Keys. To ziomalka z naszej dzielni.

– Nazywam się Jana. Jana Novak.

– Bardzo ładnie. Skąd jesteś?

Moje nazwisko zawsze prowokuje to pytanie.

– Z Battersea. Ale moi rodzice są Serbami.

– Fantastycznie. Wiesz może, ile masz wzrostu?

Za dużo, do cholery.

– Nie wiem – mówię, wzruszając ramionami. – Chyba z metr osiemdziesiąt? – Taką mam nadzieję. Nie chciałabym być jeszcze wyższa. Zawsze się garbię, tak na wszelki wypadek.

Kolejny rozwrzeszczany rollercoaster przelatuje nam nad głowami.

– Słuchaj – zwraca się do mnie Tom – weź moją wizytówkę. Na odwrocie jest numer telefonu. Nie naciskam, ale jeśli chcesz, porozmawiaj z rodzicami i umówimy się na oficjalne spotkanie w biurze.

Laurel staje między nami.

– Mówisz serio, koleś?

– Absolutnie. To moja praca. – Tom uśmiecha się, odsłaniając zęby przypominające małe domki z gry w Monopol; zbyt kwadratowe, żeby mogły być prawdziwe. – Nieźle, co? Jeżdżę sobie na festiwale, odwiedzam parki rozrywki i wszelkie inne miejsca, gdzie kręci się dużo nastolatków, i wyszukuję nowe twarze.

– Fajna robota! – Laurel robi wielkie oczy. – A co ze mną? Myślisz, że ja mogłabym być modelką?

Och, Laurel, skarbie, nie... Co za obciach. Ale Tom udaje, że rozważa jej pytanie i cofa się o krok, by się jej przyjrzeć. Laurel jest znacznie ładniejsza ode mnie. Ma malutki nosek, a usta tak pełne, jak po reakcji alergicznej. Chłopaki spuszczają się na sam ich widok.

– Jak się nazywasz?

– Laurel Ross.

– Cóż, Laurel, zdecydowanie bardzo ładna z ciebie dziewczyna. Ale ile ty masz wzrostu?

– Metr sześćdziesiąt pięć. – Głos się jej łamie. – Ale w szpilkach jestem wyższa.

Tom uśmiecha się współczująco.

– Szczerze mówiąc, nie bierzemy pod uwagę osób poniżej metra siedemdziesiąt dwa.

– Kate Moss ma metr siedemdziesiąt...

– Kate Moss to Kate Moss.

– Och. No tak.

– Ale naprawdę chcielibyśmy, żebyś do nas zadzwoniła, Jano – dodaje Tom, przenosząc uwagę z powrotem na mnie. – Serio.

Laurel opada szczęka i zaczyna gorączkowo pisać do kogoś esemesa. Ja patrzę na Toma i kręcę głową z niedowierzaniem.

– Ja? Jesteś pewien?

On znowu się uśmiecha.

– Jano, szczerze mówiąc, jestem zdumiony, że nikt nigdy wcześniej nie próbował cię zwerbować. Poproś rodziców, żeby się ze mną skontaktowali, w porządku? Życzę wam miłego dnia. Pamiętajcie o kremie z filtrem! – Żegna się i po chwili zostaje wessany przez tłum hiszpańskich turystów, a ja zastanawiam się, czy nie miałam przypadkiem halucynacji. Ach, to wiejskie powietrze.

– O mój Boże, Jano! Potrafisz w to uwierzyć?

Skoro Laurel też jest w szoku, to chyba naprawdę musiało się wydarzyć. Przeskakuje z nogi na nogę, jakby znowu chciało się jej siusiu.

– Szybko! Musimy znaleźć Sabah i resztę!

Wzruszam ramionami. Patrzę na lśniącą wizytówkę i przesuwam kciukiem po tłoczonych literach. Wydaje się kosztowna, a ja czuję się jak ten drań Charlie, ze złotym talonem do fabryki czekolady.

.

– To było to. Ten WIELKI MOMENT.

– Dlaczego był taki wielki?

– Bo... bo wtedy wszystko się zmieniło.

– Na lepsze czy na gorsze?

– Jana?

– Na lepsze. Początkowo.PRESTIGE

W mojej rodzinie wszyscy jesteśmy wysocy. Tata, mama, Milos. Zawsze było wiadomo, że ja też wyrosnę na wysoką dziewczynę.

Muszę się przez to garbić, gdy stoję przed lustrem, bo mam sypialnię na poddaszu z głupim skośnym sufitem. Mogę stanąć prosto tylko na samym środku pokoju, przysięgam.

Zastanawiam się, czy nie oszalałam. Naprawdę nie potrafię sobie wyobrazić, aby ktokolwiek chciał, żebym prezentowała na sobie cokolwiek. Owszem, jestem piekielnie wysoka i rozumiem, że modelki zazwyczaj są wysokie, ale poza tym wyglądam jak wielki, tyczkowaty dziwoląg. W szkole udaję, że nie słyszę, gdy ludzie nazywają mnie Olbrzymką, panią Hulk, Madame Maxime, transwestytą, Goliatem, Lurchem, Tyczką, Olive Oyl, Queen Kong, Slendermanem (to ostatnie nawet mnie rozbawiło). Słyszałam już wszystko. A kiedy nie chodzi o mój wzrost, to o moją wagę: „Och, ona musi być anorektyczką”. „Patrzcie, jakie ma chude nogi! Są jak gałązki!”. Wtedy odstawiam szopkę i zajadam się frytkami z serem. „Może w takim razie ma bulimię”.

Włożyłam swoje jedyne bikini: fioletowe w granatowe kropeczki. Miałam je na sobie tylko raz – dwa lata temu na Mykonos – ale czułam się zbyt obnażona, więc potem przez cały tydzień nie zdejmowałam z siebie T-shirtu i wróciłam z wakacji tak samo gotycko blada, jak pojechałam. Dziś będę musiała się rozebrać przed obcymi ludźmi. Zostałam o tym uprzedzona. To chyba zrozumiałe, że chcą zobaczyć moje ciało. Ale ono jest przecież takie dziwne. To nie seksowne ciało Kardashian. Nie mam cycków ani tyłeczka. Wyglądam jak kanciasty worek kości. Nie można mnie nawet nazwać ładną z tym moim orlim nosem odziedziczonym po tacie.

Chłopcom w szkole podoba się Emily Potter (miseczka D) albo Tiana Blake (DD), ale nie ja. Co mi nie przeszkadza, bo i tak mam Ferdy’ego, a póki on mnie lubi, reszta mnie nie obchodzi.

Ech. W co, do licha, powinnam się ubrać na wizytę w agencji modelek? Nie mam żadnych ładnych ubrań, bo ładne ubrania na mnie nie pasują. Muszę kupować w sekcji dla wysokich, w przeciwnym razie rękawy kończą mi się w okolicach łokci. Ostatecznie decyduję się na obcisłe dżinsy i T-shirt w czarno-białe paski, bo Laurel mówi, że wyglądam w nim jak Francuzka, a to chyba dość modne. Wciskam stopy w poszarzałe trampki.

Schodzę na dół na śniadanie, chociaż żołądek skurczył mi się z nerwów do rozmiarów rodzynki. Tak samo było w trakcie egzaminów. Przebrnęłam przez nie wyłącznie dzięki lekom przeciwbiegunkowym i sile woli.

– Patrzcie, modelka przyszła! – woła Milos.

Mała sarkastyczna pizda. Trzepię go ręką po głowie.

– Zamknij się.

– Mamo! Widziałaś? Ona mnie zaatakowała.

– Zasłużyłeś sobie – kwituje mama, podając mi bajgla na talerzu. – Zjedz to, proszę.

– Pewnie doznałem urazu mózgu, ale co tam. – Milos wkłada swój talerz do zmywarki i idzie się przyszykować do szkoły. On zaczyna wakacje dopiero za dwa tygodnie. A to pech, dupku.

Smaruję bajgla nutellą i dochodzę do wniosku, że chyba jednak jestem głodna, bo burczy mi w brzuchu.

– Chcesz herbaty? Kawy? Soku? – Mama nigdy nie potrafi spokojnie usiedzieć w jednym miejscu i rzuca się po kuchni jak ćma nafaszerowana kokainą. Zastanawiam się, czy przypadkiem to nie dlatego wszyscy jesteśmy tacy chudzi. Żadne z nas nie umie się zrelaksować.

– Poproszę soku. Jest jeszcze jabłkowy?

– Milos właśnie wypił resztę. Został tylko pomarańczowy.

– Mamo, jabłkowy miał być mój! Milos wypija mi go na złość! On go nawet nie lubi!

Mama z rezygnacją wyrzuca ręce w górę.

– Następnym razem kupię więcej!

– Gdzie jest tata?

Kuchenne drzwi wychodzące na ogród są otwarte i zastanawiam się, czy tata je śniadanie na zewnątrz. Zapowiada się kolejny ładny dzień. Mówią, że to najgorętszy czerwiec w historii.

– Już wyszedł.

– Och. Myślałam, że pojedzie z nami.

– Nie. Ma dziś ranną zmianę.

Tata jest motorniczym pociągów na linii metra Bakerloo. Do licha. On przynajmniej stoi po mojej stronie. I tak jak się spodziewałam, mama przypuszcza atak...

– Jana. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

Przewracam oczami i biorę duży łyk soku pomarańczowego.

– Ble, to ten z pulpą? Ohyda, dlaczego ty zawsze...

– Jano Katarino!

Ups. Wkurzyłam ją. Wzdycham.

– Tata się zgodził...

– Jego zdanie nie ma tu znaczenia. Co ty o tym myślisz?

– Myślę... – Ostrożnie dobieram słowa, bo mama ma świetną pamięć i wszystko, co teraz powiem, zostanie w przyszłości wykorzystane przeciwko mnie. – ...że warto pójść i zobaczyć, co mają nam do powiedzenia. Nie sądzisz?

Mama zaciska usta i krzywi się, jakby wsadziła sobie do buzi całą cytrynę. To jej NIE-SZCZĘŚLIWA mina.

– Mamo?

– Myślę, że jeśli chcesz być modelką, możesz nią zostać za dwa lata, po egzaminach końcowych.

Ona nie rozumie. Zazwyczaj w takich sytuacjach gryzę się w język, ale nie tym razem. To nie jest żadna fanaberia, jak wtedy, gdy jako dwunastolatka pod wpływem dziwnego kaprysu chciałam zostać skrzypaczką. Ale w pewnym sensie mama ma rację. To nie jest też żadne moje marzenie z dzieciństwa ani nic. Wtedy chciałam zostać stewardesą albo dinozaurem. Ale skoro taka okazja spadła mi z nieba, nie mogę jej zignorować.

– Mamo. A co, jeśli to jest to? Co, jeśli każdy dostaje tylko jedną szansę, żeby zrobić coś niesamowitego, a ja ją odrzucę i przepadnie na zawsze? Co, jeśli to jest coś, co mogę zrobić tylko teraz? Co, jeśli za dwa lata już nie będą mnie chcieli? Co, jeśli całe życie będę zadawała sobie pytanie „co by było, gdyby”? Nie chcę umrzeć z takim ciężarem wiszącym mi nad głową. To jedyny sposób, żeby się przekonać.

Mama się uśmiecha.

– Wiesz, na czym polega twój problem? – Delikatnie ściska w palcach mój podbródek. – Jesteś zdecydowanie za bystra.

Śmieję się, a ona wraca do pakowania zmywarki.

– Twój dziadek zawsze mówił to samo o mnie.

Mama rzadko wspomina o swoich rodzicach. Milos i ja wiemy, że nie należy pytać o czasy wojny.

Wpycham sobie do ust resztę bajgla.

– Może się okaże, że jednak mnie nie zechcą – mówię. – Może Tom Carney był pod wpływem udaru słonecznego, gdy ze mną rozmawiał. –Miał przecież na głowie grubą czapkę mimo dwudziestopięciostopniowego upału.

Ze stacji kolejowej Clapham Junction łatwo się dostać na Oxford Street. Kończę śniadanie, myję zęby, robię nerwową kupkę i razem z mamą przechodzimy przez osiedle Winstanley, żeby dotrzeć do dworca. Mama mówi, że gdy z tatą przybyli do Wielkiej Brytanii, było tu bardzo niebezpiecznie. Nie było tygodnia, żeby ktoś nie został dźgnięty nożem albo żeby nie doszło do strzelaniny. Teraz to całkiem przyjemne miejsce do mieszkania. Wprawdzie bloki są paskudne, ale za to mamy trawniki z huśtawkami i zjeżdżalniami i alejki wysadzane drzewami, a z karaibskiej knajpki zawsze płynie zapach szarpanego kurczaka. Czego tu nie lubić?

Łapiemy kolejkę naziemną do Vauxhall, a tam przesiadamy się na linię metra Victoria. Jestem tak zdenerwowana, że nawet nie bawię się telefonem, tylko wyglądam przez okno, podczas gdy mama czyta „Metro”. Nie lubi, gdy sama jeżdżę do centrum (nawet jeśli robię to w towarzystwie Laurel, Sabah, Ferdy’ego albo Robina). Zamartwia się terroryzmem i morderstwami, ale ja i tak potrafię trafić do największego Topshopu na autopilocie. Chociaż minęło już tyle lat, mama nadal nie odnalazła się w Londynie. Mawia, że to miasto ją stresuje, i wciąż czasami przebąkuje o „powrocie do domu”. Ale ja nie znam żadnego innego domu poza tym.

Mama przeprowadziła wiele rozmów telefonicznych z Tomem, a on udzielił nam skrupulatnych wskazówek, żebyśmy trafiły do agencji, chociaż mogłam po prostu wpisać adres w Google Maps. Trzeba ją było długo namawiać, żeby w ogóle pozwoliła mi pójść na to spotkanie: chyba myślała, że będą próbowali mnie sprzedać do burdelu czy coś. Dopiero zdanie: „Pani Novak, reprezentujemy Clarę Keys” przekonało ją, że to legalna firma, bo nawet moja mama słyszała o Clarze Keys. Nie mogła nie słyszeć, bo to dziewczyna z naszego osiedla. A przynajmniej mieszkała tu bardzo dawno temu.

Wysiadamy na stacji Oxford Circus, ignorując przerażającego bezzębnego kolesia, który mówi mi, że jestem „śliczniutka”. Ach, ten Londyn. Tutaj nigdy nie można się nudzić. Biuro agencji Prestige znajduje się niedaleko stacji metra przy Poland Street, trafiamy tam z łatwością. Do godzin szczytu jeszcze daleko, ale tłumy londyńczyków płyną chodnikiem, niemal nie podnosząc wzroku znad telefonów.

Widzę, że mama też się stresuje. Wygląda, jakby szła na wesele. Założyła letnią kwiecistą sukienkę, którą kupiła dwa lata temu z okazji dwudziestej rocznicy ślubu. Zrobiła sobie nawet makijaż, a ona nigdy się nie maluje. Chyba uchodźcy wojenni z Serbii pracujący w domu opieki nie odnajdują się naturalnie w świecie ludzi mody. Zresztą nie sądzę, abym ja do niego pasowała. Mam nadzieję, że nie będą mnie przepytywać z wiedzy na temat ciuchów, projektantów i tak dalej. Oblałabym taki test.

– Okej. To chyba tu – mówi mama, stwierdzając oczywisty fakt, bo patrzymy na napis PRESTIGE MODEL MANAGEMENT wyryty na szklanej tabliczce nad drzwiami. Miejsce wygląda na zwykłe biuro. Chyba spodziewałam się czegoś bardziej... zwariowanego.

– Mamo, jest mi trochę niedobrze.

W życiu nie myślałam o tym, że chciałabym zostać modelką. Przenigdy. Ale wydaje się, że to coś, czego powinnam pragnąć. Która dziewczyna nie chciałaby być modelką? Ostatecznie sama nazwa tego zawodu wskazuje, że jesteś modelowym człowiekiem; że właśnie tak powinna wyglądać istota ludzka.

– Poradzisz sobie. To oni cię tu zaprosili, pamiętasz? To oni są zainteresowani tobą.

Słuszna uwaga. Miejmy to już z głowy. Dlaczego tak bardzo się stresuję? Mam nadzieję, że nie zrobiły mi się plamy potu pod pachami. Czuję się zażenowana, jakby samo moje przyjście tutaj mówiło: „Cześć, nazywam się Jana i zdecydowanie uważam się za wystarczająco ładną, by być modelką”, podczas gdy w rzeczywistości mam pełną świadomość, że jestem trochę brzydulą.

To Ferdy, w autokarze w drodze powrotnej z Thorpe Park, pomógł mi podjąć decyzję, gdy opowiedziałam mu o tym, co się stało. Z góry wykluczyłam możliwość zostania modelką, argumentując, że to absurdalne, ale wtedy on powiedział: „Modelki nie mają być ładne, one mają być zniewalające. A ty taka jesteś”.

Kocham tego chłopaka.

To wszystko dało mi do myślenia. Ze szczytu bloku, w którym mieszka Ferdy, widać elegancką część miasta po drugiej stronie Tamizy: Fulham i Chelsea, luksusowe przeszklone apartamenty z balkonami i ogrodami na dachach. Czy muszę wam mówić, kto pewnie w nich mieszka? Pieprzone modelki, oto kto.

Bogate i sławne. Każdy chce być bogaty i sławny, prawda?

Mama przekracza próg jako pierwsza, a ja wchodzę za nią.

Wstrzymuję oddech. Wnętrze jest jasne, bardzo jasne, białe niczym z reklamy pasty do zębów. Zupełnie jakbym wkroczyła do innego wymiaru. Czas zatrzymuje się na moment, a potem...

A potem znowu zaczyna płynąć, bo to tylko zwykłe biuro. Mógłby się tu mieścić gabinet dentystyczny albo klinika weterynaryjna, szczerze mówiąc. Tuż przy wejściu znajduje się mała recepcja, a kobieta siedząca za biurkiem musi być modelką na emeryturze, bo w osiemdziesięciu siedmiu procentach składa się z samych kości policzkowych. Swoją drogą agencja modelek nie zatrudniłaby chyba szkarady do przyjmowania gości.

– Witajcie – zwraca się do nas kobieta z ciepłym uśmiechem.

– Dzień dobry – odpowiada mama, a ja cieszę się, że nie muszę się odzywać. Tak się boję, że chyba zaraz narobię w majty. Mama posługuje się swoim najlepszym brytyjskim akcentem, którego używa tylko przez telefon albo na wywiadówkach w szkole. – Jesteśmy umówione. To jest Jana Novak.

Recepcjonistka najwyraźniej rozpoznaje moje nazwisko.

– Ach, tak, oczywiście. Do Toma? Pozwoli pani, że sprawdzę, czy już może was przyjąć. Wydaje mi się, że jeszcze jest na spotkaniu. Chwileczkę. – Sięga po słuchawkę i wybiera numer.

Spodziewają się mnie. To żaden chory żart. Nie przyśniło mi się to spotkanie w Thorpe Park, siarczany zawarte w wiśniowym slushie nie uderzyły mi do głowy.

– Tom za chwileczkę zejdzie. Proszę usiąść.

Bardzo to wszystko wytworne. Siadamy na małej dwuosobowej kanapie w kolorze miętowej zieleni, a ja zerkam w stronę sali znajdującej się tuż za recepcją. Wokół dwóch ogromnych białych stołów przypominających wyspy aż huczy: telefony dzwonią nieprzerwanie, a pracownicy trajkoczą po francusku i angielsku. Przed nami, na stoliku kawowym, leżą sterty kolorowych magazynów: „Vogue”, „Elle”, „Tatler”, „Harper’s”. Na płaskim telewizorze na ścianie wyświetlają się najnowsze sesje zdjęciowe zatrudnionych w agencji modelek. Nie znam większości z nich, ale od czasu do czasu którąś rozpoznaję. Och, to ona. Generalnie są do siebie podobne – złote blond włosy, złota opalenizna, złote nogi, złote złoto. Żadna z nich ani odrobinę nie przypomina mnie.

Nagle, ni stąd, ni zowąd, przychodzi mi do głowy wspomnienie z dzieciństwa. Miałam wtedy sześć lat i przygotowywaliśmy przedstawienie dla rodziców. Pani Skipsey, nasza nauczycielka, kazała nam zaśpiewać English Country Garden i wszyscy byli kwiatami, ćmami i jeżami. Wszyscy poza mną. Podczas gdy Laurel została żonkilem, a Sabah motylem, ja musiałam być chwastem. Założyłam zielone rajstopy oraz stary sweter taty w odcieniu bagiennego brązu i pomalowałam twarz zielenią w kolorze mchu. Byłam pieprzonym chwastem.

Na ekranie telewizora pojawia się Clara Keys – w tym miesiącu na okładce australijskiego „Vogue’a”. Wygląda jak czarna lalka Barbie: ma niemożliwe wielkie, disnejowskie oczy, pełne usta i nieskazitelną skórę. Jej historia faktycznie przypomina bajkę i pomogła jej w karierze w równym stopniu, co twarz (i nogi). Miała tragiczne dzieciństwo, tułała się od jednej rodziny zastępczej do drugiej, aż nagle została zwerbowana przez agencję modelek w McDonaldzie przy dworcu Clapham Junction, gdy w spokoju rozkoszowała się lodami McFlurry – podobnie jak ja robiłam to tam z milion razy. Już po kilku tygodniach zadebiutowała podczas Londyńskiego Tygodnia Mody i została okrzyknięta nową Naomi. Ale z Naomi łączy ją tylko kolor skóry. Tak naprawdę Clara jest Kopciuszkiem. W fotelu po drugiej stronie stolika kawowego siedzi dziewczyna. No ona wygląda jak modelka. W ramionach chudych niczym wykałaczki ściska portfolio ze swoimi zdjęciami, a zza zasłony prostych, piaskowych włosów widać jej podkrążone oczy. Jest wysoka, ale również bardzo drobna, przypomina ptaszka, który właśnie wypadł z gniazda, ze szczytu bardzo wysokiego drzewa. Jest mniej więcej w moim wieku, ale chyba nie spała od miesiąca.

Jeśli szukają takich dziewczyn, to ja nie mam najmniejszych szans.

– Jana! Witaj! – Tom zamaszystym krokiem przemierza biuro z szeroko otwartymi ramionami. Wstaję, żeby się z nim przywitać, a on mnie obejmuje. Hm, nic z tego. Lubię swoją przestrzeń osobistą i nie przepadam za przytulaniem się. – Jak się masz? Dziękuję, że przyszłaś.

– Nie ma sprawy – mamroczę. Dziwnie się czuję, rozmawiając z dorosłą osobą, która nie jest nauczycielem. Zresztą rozmawianie z nauczycielami też jest dziwne. Staram się tego nie robić. – To moja mama.

– Dzień dobry, pani Novak. Miło mi, że wreszcie się spotykamy. Pójdziecie za mną? Wszyscy chcą cię poznać!

Już chcę zapytać, ile osób będę musiała spotkać, ale wyszłabym na wariatkę. Miałam nadzieję, że będę rozmawiać tylko z nim. Każą mi paradować w bikini przed całym pokojem pełnym obcych? Nie chcę tego robić. Nigdy.

– Tędy. Zebraliśmy się w salce na górze.

Ruszamy w stronę schodów, a ludzie pracujący w pomieszczeniu za recepcją ledwie odrywają wzrok od swoich zajęć. Blondynka z niebieskimi pasemkami wykrzykuje po francusku do telefonu milion słów na minutę. Ktoś we Francji musiał coś nieźle spieprzyć.

Z kolei przy stole obok młoda kobieta wydziera się na absurdalnie pięknego kolesia z długimi rudymi włosami.

– Na litość boską, Seamus! – woła, rwąc włosy z głowy. – Próbuję zarobić dla ciebie pieniądze! Mógłbyś się tam przynajmniej POJAWIĆ!

Seamus, jak sądzę, jest zbyt upalony, żeby się tym przejmować. Wygląda, jakby wszystko mu wisiało.

Tom prowadzi nas wąskimi schodami na pierwsze piętro, gdzie znajduje się kolejna otwarta przestrzeń biurowa oraz kilka zamykanych pomieszczeń. Jedno z nich wygląda jak sala konferencyjna z The Apprentice, ale mijamy ją i wchodzimy do mniej onieśmielającej salki z fotelami ustawionymi wokół stolika kawowego, na którym stoi miska ozdobnych zielonych jabłek. Założę się, że nikt ich nigdy nie je.

Na kanapie czekają już dwie kobiety. Jedna to odlotowo wyglądająca Azjatka z turkusową fryzurką w stylu pixie, a druga to kolejna emerytowana supermodelka. Obojczyki tak jej sterczą, że mogłaby nimi wydłubać komuś oko.

– Cześć! – woła ta obcięta na krótko i wstaje, żeby nas powitać. – Jestem Ro, dyrektorka Działu Nowych Twarzy. Miło mi cię poznać, Jano.

– Cześć.

– Witaj, Jano, nazywam się Cheska DeBrett i jestem dyrektorką Działu Kobiet. – Szczerze mówiąc, wygląda jak dyrektorka Działu Wszystkich Kobiet. To bogini o złotych lokach. Jest mniej więcej mojego wzrostu. – Siadajcie. Napijecie się herbaty albo kawy?

Ja kręcę głową, ale mama prosi o herbatę. Tom wygląda na korytarz, żeby posłać po napój stażystkę, po czym dołącza do nas.

– Jak się czujesz? – pyta Cheska bardzo seksownym, chrapliwym głosem. Wygląda na stuprocentowo organiczną mieszkankę Chelsea. Byłabym gotowa się o to założyć.

Zmuszam dłonie, by leżały nieruchomo na moich kolanach i krzyżuję nogi, jak to robią dorosłe kobiety.

– Denerwuję się. Przepraszam – huczę grzmiącym głosem.

– Niepotrzebnie! – woła Ro. – Nie masz się czym przejmować, skarbie. Po prostu chciałyśmy cię lepiej poznać. Widziałyśmy już zdjęcia, które nam wysłałaś, więc nie będziemy cię osądzać, obiecuję!

Zauważam, że portrety, które wysłałam – jeden en face, drugi z profilu – leżą na stoliku kawowym.

Stażystka wraca z dzbankiem wody i herbatą na tacy.

– Od kiedy Tom zobaczył cię w Thorpe Park, gada o tobie bez przerwy – dodaje Cheska.

– To prawda! Wybacz, Jano, po prostu nie mogę uwierzyć, że nikt wcześniej nie próbował cię zrekrutować do żadnej agencji. Jesteś odkryciem dekady!

Czuję, jak płoną mi policzki.

– Tom! Nie onieśmielaj tej biednej dziewczyny – upomina go Cheska i nalewa mi szklankę wody.

– Jano, moja droga – wtrąca Ro – jesteś naprawdę wyjątkowa. Wiesz o tym?

Kurwa, co mam odpowiedzieć na coś takiego?

– Eee. Okej. Dzięki.

Cheska się uśmiecha.

– Niech zgadnę. W szkole ludzie nabijają się z twojego wyglądu... prawda?

To krępujące. Unikam spojrzenia mamy.

– Czasami. Nazywają mnie Żyrafą i tak dalej. A nie jestem nawet dobra w netball.

Wszyscy chichoczą.

– Widzisz tę ścianę? – Cheska wskazuje przez szybę na ścianę korytarza. Wiszą tam rzędy połyskujących fotografii. – Każda z tych dziewcząt była nazywana Dziwolągiem albo Tyczką, albo Patyczakiem... a niemal wszystkie słyszały, że są Żyrafami. Teraz zarabiają z nami tysiące funtów.

– Jano, masz unikalną urodę. – Ro z siorbnięciem kończy swoje latte i kostki lodu grzechoczą w pustej szklance. – Będę z tobą totalnie szczera. Być może twoja twarz nie nadaje się do bardzo komercyjnych kampanii kosmetyków, ale do edytoriali i na wybieg... O MÓJ BOŻE, nie ma granic tego, co mogłabyś osiągnąć.

– Naprawdę?

Wszyscy troje zgodnie wołają „TAK”. Nagle rozlega się pukanie do drzwi, które za moment otwierają się Z HUKIEM i do salki wpada chmura farbowanych na rudo loków. Tom, Cheska i Ro natychmiast prostują się na swoich miejscach.

– Witajcie, witajcie, witajcie. Nie zwracajcie na mnie uwagi. – Kobieta wydaje się starsza niż pozostali... może pod pięćdziesiątkę. Jej strój jest zwariowany, ale niesamowity. Ma na sobie prążkowaną sukienkę, mokasyny od Gucciego (wiem to, bo tak jest na nich napisane) i więcej biżuterii, niż kiedykolwiek widziałam na jednej osobie. – Po prostu musiałam przyjść i rzucić okiem na nową obsesję Toma.

– Jano, to Maggie Rosenthal, szefowa agencji.

Z trudem powstrzymuję okrzyk. W pierwszej chwili jej nie rozpoznałam, bo zmieniła kolor włosów, od kiedy ostatnio widziałam ją w telewizji. Często występuje w wiadomościach i wypowiada się na temat branży modowej. To właśnie Maggie Rosenthal mijała naszego McDonalda, podczas gdy Clara Keys zajadała się lodami w oknie restauracji.

– Witaj, skarbie. Czy to twoja mama? – Ściska jej dłoń.

– Rita Novak.

– Miło mi panią poznać. No dobrze, Jano. Przyjrzyjmy ci się.

Jej słowa z hukiem sprowadzają mnie na ziemię. Co takiego?

– No już. Wstań!

Robię, co mi każe.

– Wyprostuj się, kochana. Grzeczna dziewczynka. Znakomity wzrost. Metr osiemdziesiąt?

– Tak myślę.

Okrąża mnie i przygląda mi się badawczo jak skaner na lotnisku.

– Cudownie. Masz gumkę do włosów, cukiereczku?

– Eee... nie. Przepraszam.

– Proszę. – Cheska podaje mi gumkę.

– Możesz związać dla mnie włosy, skarbie?

– Pewnie. – Odgarniam włosy z twarzy i związuję je w węzeł na karku.

– Przepraszam za przekleństwo, moja droga, ale masz kurewsko imponujące rysy twarzy. Klnę jak szewc, mama musi mi wybaczyć. – Maggie puszcza do niej oko. – Ro. Jak myślisz? Cięcie?

Ro mądrze kiwa głową, jakby planowała to od samego początku.

– Tak właśnie myślałam.

– Jaki rozmiar butów nosisz, skarbie?

– Sześć.

– Jak się nazywa ta nasza nowa stażystka?

– Nevada – podpowiada Tom.

– Nevada! – krzyczy Maggie, wyglądając na korytarz. – Szpilki rozmiar sześć, proszę! – Delikatnie ujmuje mój podbródek i ogląda moją twarz ze wszystkich stron. – Nie zrozum mnie źle, kochana, ale masz dość męską urodę. Te brwi, ten profil. Cholernie mi się to podoba. Jesteś bardzo androgyniczna. A taki typ urody jest teraz bardzo modny.

Słyszałam wiele razy, że wyglądam jak facet, ale nigdy wcześniej to stwierdzenie nie stanowiło komplementu. Nevada przybiega z parą przerażających szpilek z lakierowanej skóry z czerwoną podeszwą. Już wiem, co się zaraz wydarzy.

– Będę musiała chodzić w czymś takim?

– Obawiam się, że tak.

– Ja... ja, eee, nie potrafię chodzić w butach na obcasie – wyznaję. Nie będę się wdawać w szczegóły incydentu, do którego doszło na szkolnym balu, ale zdarzenie dotyczyło mnie, pary szpilek oraz osoby na wózku inwalidzkim, na którą wpadłam.

– Jeszcze nie potrafisz. Załóż je, skarbie, i przejdź się. – Maggie ściska moje ramię.

Znowu się rumienię, ale siadam niezdarnie i zdejmuję trampki. Mam na stopach skarpetki w serduszka. Gdy je ściągam, wokół kostek zostają mi lekko zaczerwienione ślady. W jakim ja jestem stanie. Na podeszwach szpilek widnieje napis Louboutin. Mają tu louboutiny walające się po biurze. Tak po prostu. Sabah i Laurel zapłaczą, gdy im o tym opowiem.

Nakładam je i biorę głęboki wdech.

– Po prostu spróbuj – zachęca mnie Cheska. – Ja też nie nosiłam szpilek, dopóki nie rozpoczęłam kariery modelki. W końcu jesteśmy takie wysokie, że ich nie potrzebujemy, prawda? Dobra wiadomość jest taka, że możemy cię nauczyć, jak chodzić; nie możemy natomiast nauczyć żadnej dziewczyny, by była tak wysoka i urzekająca jak ty.

– Przejdź się w tę i z powrotem – prosi Tom. – Nie próbuj się zachowywać jak modelka. To łatwe: po prostu idź.

Biorę kolejny głęboki wdech i wstaję z fotela, odpychając się od podłokietników. Palce stóp natychmiast reagują oburzeniem: Hej, czemu wcisnęłaś nas w tę trójkątną przestrzeń? Przecież twoja stopa nie jest trójkątna.

Widywałam pokazy mody w telewizji. Oglądałam Next Top Model. Wiem, że modelki nie chodzą jak normalni ludzie. Gdy Clara Keys brała udział w pokazie Victoria’s Secret, idąc, krzyżowała nogi. Powinnam tego spróbować? Czy raczej skupić się na tym, żeby ich nie połamać?

Ruszam w stronę drzwi. Kostki mi się chwieją. Jeden but jest trochę przyduży i mam wrażenie, że zaraz mi spadnie. Nagle przenoszę się myślami do czasów dzieciństwa. Mam cztery lata i jestem ubrana w pidżamkę ze świnką Peppą. Włożyłam stopy w ogromne szpilki mamy i śmieję się do rozpuku. Zdjęcie uwieczniające ten moment wciąż stoi na kominku.

– Patrz przed siebie, nie na stopy, moja droga – poucza mnie Maggie, gdy docieram do drzwi.

Zawracam i zmierzam z powrotem w ich stronę. Lewa kostka wygina mi się nagle i potykam się.

– Rozewrzyj pięści, skarbie. Wyglądasz, jakbyś szykowała się do bójki.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mam je zaciśnięte.

– Pozwól, by twoje ręce kołysały się swobodnie. Odpręż twarz.

Robię kolejne okrążenie i relaksuję się odrobinę. Nawet trochę przyspieszam.

– W porządku, kochana, wystarczy – mówi Maggie. – Widać, że się starasz.

– Było aż tak źle?

Tom się uśmiecha.

– Było w porządku. Widzieliśmy znacznie, znacznie gorsze próby.

– Absolutnie – zgadza się Ro. – To w stu procentach da się naprawić.

Mama w końcu się odzywa.

– Czy to znaczy, że chcecie... zatrudnić Janę?

Tom, Ro i Cheska spoglądają na Maggie, a ona rozkoszuje się dramatyczną pauzą.

– Pani Novak. Nie mówię tego często, więc niech pani pozwoli, że nacieszę się tą chwilą. Nie pozwolę pani córce opuścić tego budynku, dopóki nie podpisze z nami kontraktu. Jeśli będzie trzeba, zabarykaduję drzwi. – Maggie uśmiecha się z błyskiem w oku. Pochyla się nad stolikiem kawowym i ujmuje moje dłonie w swoje. – Jano, skarbie, będziemy kurewsko zaszczyceni, jeśli podpiszesz kontrakt z Prestige Models. Co ty na to?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: