- W empik go
Targowa zagadka - ebook
Targowa zagadka - ebook
„Targowa zagadka” autorstwa Darii Anny West, to opis niecodziennych zdarzeń związanych z listami ukrytymi przez kilkadziesiąt lat na strychu jednej z poznańskich kamienic. Główna bohaterka podąża śladami swojego pradziadka, którego korespondencja w sposób niezwykle interesujący odkrywa przed nią nieznaną wcześniej historię Poznania oraz Międzynarodowych Targów Poznańskich. Zbiór otrzymanych listów z lat 1911-1944 stanowi niesamowicie bogate kompendium wiedzy o wydarzeniach faktycznie mających miejsce w stolicy Wielkopolski. Teren Targów staje się łącznikiem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. „Targowa zagadka” jest też dokumentem tego, jak pod względem architektonicznym zmieniało się miasto, co przyciągało i przyciąga do Poznania tłumy zwiedzających. Dominujący w powieści wątek historii opisanych w listach, przeplata się z zawiłą, intrygującą, rodzinną zagadką. Jest to opowieść o silnym przekazie emocjonalnym, marzeniach odkrycia skarbu sprzed prawie 100 lat.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
Rozmiar pliku: | 375 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Targowa zagadka” autorstwa Darii Anny West, to opis niecodziennych zdarzeń związanych z listami ukrytymi przez kilkadziesiąt lat na strychu jednej
z poznańskich kamienic. Główna bohaterka podąża śladami swojego pradziadka, którego korespondencja
w sposób niezwykle interesujący odkrywa przed
nią nieznaną wcześniej historię Poznania oraz Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Zbiór otrzymanych listów z lat 1911-1944 stanowi niesamowicie bogate kompendium wiedzy
o wydarzeniach faktycznie mających miejsce w stolicy Wielkopolski. Zmusza bohaterkę do działania, hipnotyzuje ją. Teren Targów staje się łącznikiem pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Anna odkrywa bogactwo wydarzeń, jakie miały miejsce w Poznaniu dzięki powstaniu Targów. „Targowa zagadka” jest też dokumentem tego, jak pod względem architektonicznym zmieniało się miasto, co przyciągało i przyciąga
do Poznania tłumy zwiedzających. Kto pamięta
o posadzeniu Lipy Słowiańskiej, o występie Liszta
w Poznaniu, o budowie lunaparku?
Dominujący w powieści wątek historii opisanych w listach, przeplata się z zawiłą, intrygującą, rodzinną zagadką. Jest to opowieść o silnym przekazie emocjonalnym, marzeniach odkrycia skarbu sprzed prawie 100 lat.
Czy Targi skrywają tajemnicze historie, czy wszystko, co widzimy jest takie, jak pokazuje nam oko? Najlepszym sposobem na odpowiedź na to pytanie jest przeczytanie „Targowej zagadki”.
Szukała wolnego miejsca jak najbliżej mieszkania. Jechała wolno. Po co się spieszyć… miała tyle spraw do przemyślenia. W sumie nic ważnego. Zwykłe, ogólne sprawy. Tyle tylko, że, na co dzień wokoło działo się tyle rzeczy, ciągły szum informacji zagłuszał to, o czym myślała. Od dłuższego czasu nie mogła skupić się na własnych myślach. A może robiła
to specjalnie? Oddalała moment skupienia się na sobie. Bo i po co… tyle wokół się dzieje, a ona przecież nie jest pępkiem świata. Od kliku lat żyła w ciągłym pospiechu, poddawała się temu, co działo się wokoło. Przyjmowała to, co dawało jej życie, zupełnie bez refleksji. Żyła sobie z dnia na dzień. Jakoś idzie – powtarzała sobie. Dopiero niedawno zaczęła się budzić. Myśleć, że czas przelatuje szalonym tempem, wszystko idzie do przodu
a ona zostaje gdzieś z tyłu. Coś nieuchwytnego krąży wokoło, jakiś sens, coś szczególnego - a jej to umyka. Parkując postanowiła, że zacznie w końcu skupiać się na tym, co ją otacza i zacznie swobodnie żyć.
- Witam sąsiadkę! - zawołała wesoło kobieta
w czerwonym, lekkim płaszczu, po czym szybko zniknęła za rogiem budynku.
- Dzień dobry! - odkrzyknęła Ania, chociaż energiczna kobieta już jej pewnie nie usłyszała.
Zabrała ze swojego kombi, które zaparkowała przy kawiarni, kartony z materiałami reklamowymi
oraz nowiuteńki szyld „Projektowanie wnętrz – Anna Laskowska” i ruszyła w stronę swojej pracowni. Pomachała ręką na przywitanie uśmiechniętej Monice. Właścicielka cukierenki kiwnęła głową jednocześnie zapraszającym gestem wskazała na ladę zapełnioną po brzegi cudnymi słodkościami. Dobra kawa i rożki – tego Ance było dziś zdecydowanie potrzeba. Może choć trochę uspokoją dziwne drgania w jej duszy, a krótka pogawędka odgoni smutne myśli.
- Cześć, co tam dźwigasz? – zapytała od razu Monika stawiając przed nią kubek
z aromatyczną kawą.
- Odebrałam dziś resztę materiałów z drukarni. W końcu mogę skupić się na projektach. Zawieszę tylko to cudo nad drzwiami i rzucam się w wir pracy.
Ty pewnie też będziesz miała teraz pracowity tydzień?
- Zapowiada się prawdziwy najazd na moją kawiarenkę. Już mam kilkanaście rezerwacji stolików! – potwierdziła entuzjastycznie Monika.
Rozstały się po kilku łykach dobrze zaparzonej kawy. Ania cieszyła się z popularności, jaką cieszył się lokal koleżanki. Bliskość Targów zapewniała klientów,
a oryginalne produkty, których kształt uzależniony był
od tematu targów stanowiły oryginalny prezent, jaki zabierali ze sobą do domów wystawcy i goście targowi. Jeżeli impreza dotyczyła motoryzacji – Monika wypiekała ciastka w kształcie samochodów.
Nie ograniczała się do jednego auta polukrowanego na różne kolory. Sprawdzała, jacy wystawcy będą w danym roku prezentować swoje produkty, a następnie szykowała formy przeróżnych modeli. Na każdym upieczonym samochodzie było oczywiście logo, były też różne kolory aut. Jeżeli targi miały związek z modą – ciastka miały formy sukienek, bucików, torebek, jeżeli ogrodu – przeróżnych kolorowych kwiatów, drzew, nawet narzędzi ogrodniczych. Oferta targowa była tak duża, że nie było miesiąca nudy. A przecież na terenie wystawienniczym odbywały się też najróżniejsze imprezy – maratony, koncerty, wystawy kotów rasowych, spotkania wielbicieli fantastyki, zawody konne.
- Monika znalazła swoją niszę i ja też znajdę swoją – pomyślała Anna, szybkim krokiem przemierzając dziedziniec.
Obudził się wypoczęty. Powoli wstał z łóżka, uważając żeby nie przebudzić żony i poszedł prosto do kuchni nastawić wodę na herbatę. Dziś to on zaskoczy Danusię śniadaniem. Uszykował kanapki z jej ulubioną wędliną, jajecznicę będzie smażyć, gdy ona wstanie. Pokroi jeszcze pomidory, nakryje do stołu. Jak co dzień zjedzą ze spokojem śniadanie. Może później wybiorą się na spacer? Pogoda zapowiadała się wyśmienita.
Miał jeszcze godzinę czasu, zanim Danka
się przebudzi. Zawsze budziła się koło godziny siódmej. Włączył radio, z którego cicho popłynęły dźwięki spokojnej muzyki. Podszedł do okna, na parapecie którego żona pielęgnowała jakieś zioła. Słowo „jakieś” było jak najbardziej adekwatne. Nie znał się ani na roślinach, ani na gotowaniu. Widział, że niektóre dodawane są do zupy, niektóre do sałatek, inne wrzucane były po prostu do szklanki wody. Uprawa w domu była namiastką ogrodu, którego nigdy nie mieli. W 1955 roku mieszkanie to kupili jego rodzice, po ślubie zamieszkał
tu on z Danką. Tu wychowali się ich córka i syn,
tu wracali po pracy i tu żyją sobie teraz, na emeryturze.
Przepadał za tym mieszkaniem. Praktycznie znajdowało się w samym centrum Poznania. Za rogiem był przystanek tramwajowy, blisko potrzebne sklepy, apteka, przychodnia. W podwórzu mógł kupić swoje ulubione bułki mleczne. Jedynym minusem było czwarte piętro, na które miał coraz większe problemy, żeby wejść bez zadyszki. Był tego jednak plus. Z okien mieszkania mógł obserwować to, co się dzieje na dziedzińcu, miał też wspaniała panoramę miasta z widoczną iglicą Targów i budynkami akademickimi. A cóż miał robić całe dni
na emeryturze? Nie zawsze jest pogoda, żeby pospacerować, pojechać gdzieś.
Często przesiadywał z książką przy oknie. Przyglądał się od czasu do czasu sąsiadom. Na przykład po lewej stronie dziedziniec otoczony był budynkiem,
w którym na drugim piętrze mieszkał młody muzyk. Widział, jak chłopak ćwiczy codziennie przy oknie,
a czasami, gdy uchylał okno dźwięki skrzypiec rozlegały się po całym podwórzu. Po prawej stronie mieszkała młoda kobieta z dwójką córek, które codziennie rano zaprowadzała do szkoły, małżeństwo z pieskiem, jego kolega z żoną. Wielu lokatorów znał, ale wielu było dla niego bezimiennych. Mieszkania zmieniały właścicieli
co kilka lat. Tak jak mieszkanie w budynku po prawej stronie, na samym parterze. Mniej więcej rok temu wprowadziła się tam młoda kobieta. Obok w lokalu urządziła pracownię projektowania mieszkań. Widział,
jak przesiadywała tam od rana do nocy. Mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku. Nie mylił się – siedziała lekko przygarbiona przy komputerze ustawionym blisko okna. Po przeciwnej stronie, do cukierni zaczęli wchodzić od strony ulicy pierwsi głodni klienci, zachęceni unoszącym się w powietrzu zapachem drożdżówek. Coś jeszcze przykuło jego uwagę…
- Niemożliwe – szepnął.
Gdzieś jakby z oddali, jak przez grubą ścianę, słyszał dźwięk czajnika. Wyraźnie słyszał teraz jedynie bicie swojego serca. Wspomnienia zaczęły spływać
do jego głowy wraz z kilkoma łzami, które bezwiednie spływały mu po policzku. Jeszcze raz odwrócił głowę
w prawą stronę.
- Niemożliwe – powtórzył, spoglądając na nowy szyld, który najwidoczniej wczoraj zawieszony został nad pracownią na parterze.
- Dzień dobry! – zawołał na powitanie listonosz – mam kilka ulotek i paczkę dla pani.
- Witam, proszę wejść. Już idę.
Ania szybko podeszła do mężczyzny i pokwitowała odbiór paczki.
- Nie ma nadawcy? – zdziwiła się oglądając przesyłkę.
- Najwidoczniej ktoś chciał zrobić pani niespodziankę – uśmiechnął się listonosz.
Na niespodziankę nie liczyła. Jedynym, który mógł jej coś przesłać był młodszy brat. Od kliku lat mieszkał za granicą. Sporadycznie przyjeżdżał do Polski, za to mieli ze sobą telefoniczny kontakt co kilka dni. Przesyłał jej co jakiś czas paczki, ale zawsze wcześniej
o tym wiedziała.
- Pewnie to jakieś materiały z drukarni – pomyślała i odłożyła paczkę wraz z ulotkami na stolik pod oknem. Musiała skończyć projekt dzisiaj. Jeszcze dwie godziny pracy i skończy. Był zadowolona z efektu. Para, która zamówiła u niej aranżację, meblowała już drugi dom. Anię cieszyło, że ponownie zgłosili się
do niej. Nie chciała ich zawieść. Dostała olbrzymi budżet na realizację tego projektu. Mogła więc „poszaleć”. Pracowała pilnie jeszcze około pół godziny, jednak paczka, która leżała nieopodal coraz bardziej przyciągała jej wzrok.
- Ciekawska baba z ciebie – skarciła samą siebie
i z powrotem spojrzała w monitor. Po chwili jednak znów oderwała wzrok. Wiedziała już, że nie skupi się na pracy. Dostrzegła, że na dziedzińcu zaczął się już codzienny ruch. Dwie nastolatki siedziały na ławce pod rozłożystą wierzbą. Nawet ze sobą nie rozmawiały, tylko wpatrywały się w milczeniu w ekrany telefonów. Pani Teresa z młodym owczarkiem niemieckim na smyczy wracała ze spaceru. U Moniki przy stolikach też siedziało kilka osób. Wstała więc, nalała sobie kawy
i zabrała się za przeglądanie poczty. Kilka ulotek od razu wyrzuciła do śmieci.
- Marnotrawstwo papieru – stwierdziła.
Sięgnęła po paczkę. Był to zaadresowany na nią lekki kartonik rozmiaru A4, gruby na kilka centymetrów. Rozcięła taśmę, która sklejała brzegi opakowania. Zawartość starannie opakowana była kilka razy codzienną gazetą. Ktoś starał się, żeby zawartość się
nie zniszczyła. Szybko zaczęła rozrywać papier.
To, co ujrzała wśród strzępek gazety wprowadziło ją
w osłupienie.
Musiała usiąść. Patrzyła … na samą siebie.
Od rana nie mógł doczekać się listonosza.
Co chwila podchodził do okna, żeby sprawdzić czy Anna otrzymała paczkę. Dobrze, że Danka wyszła
z koleżankami na kawę i na zakupy. Mógł bez skrępowania przypatrywać się kobiecie z parteru. Gdy listonosz już dostarczył przesyłkę – on czekał tylko, żeby zobaczyć reakcję Anny. Zadał sobie sporo trudu, żeby wspiąć się na strych. Może po prawie osiemdziesięciu latach stara walizka wreszcie trafi do właścicieli? Dawno nie myślał o tamtej historii, pamiętał ją tylko
z dzieciństwa. Nawet nie sądził, że w schowku nadal
te dawno ukryte rzeczy jeszcze są. Wiedział za to,
że dzięki niemu czyjeś życie na pewno się zmieni.
Kątem oka dostrzegł ruch w pracowni. To była
ta chwila, na którą czekał. Anna właśnie wyjęła
z opakowania ramkę ze zdjęciem. Wyobraził sobie, jak bardzo jest w tej chwili zdezorientowana.
Usiadła powoli przy biurku. Ściskała srebrną ramkę w dłoniach jakby bała się, że zaraz zdjęcie zniknie. W głowie czuła pustkę. Zupełnie nie wiedziała, co się dzieje. Kto przesłał jej tą fotografię? Dlaczego? Kim są osoby spoglądające teraz na nią z odbitki ukrytej na cienką taflą szkła? I ta kobieta na zdjęciu tak podobna do niej…
Z odrętwienia wyrwał ją klakson samochodu przejeżdżającego obok bramy dziedzińca. Nie pamiętała, ile czasu siedziała w zamyśleniu. Spojrzała w okno, żeby powrócić do rzeczywistości. Życie na zewnątrz toczył się swoim tempem. Jeszcze raz spojrzała na zdjęcie.
- Trzeba dowiedzieć się, kto to jest – powiedziała do samej siebie.
Na pierwszym planie fotografii stała łudząco do niej podobna młoda kobieta z niewiele od niej starszym mężczyzną. W małym odstępie za nimi stał elegancko ubrany starszy pan podpierający się drewnianą laską
z ozdobną rzeźbioną rączką, obok niego dwie panie ubrane w ciemne długie suknie i dwójka rozbawionych dzieci. Wszyscy stali na peronie. Dokąd zamierzali jechać? A może właśnie przyjechali do tego miejsca?
Na zdjęciu nie widać ich bagaży, więc chyba nie mogła być to jakaś długa podróż. W tle rysował się budynek dworca kolejowego.
- Gdzieś już widziałam to miejsce – szepnęła Anna - drewniany budynek z wieżyczką, na której zamontowano duży zegar.
Próbowała przypomnieć sobie skąd zna
te zabudowania. Nadaremnie. Nie myślała jeszcze do końca trzeźwo.
- Przypomnę sobie… tylko spokojnie.
Przybliżyła ramkę bliżej oczu. Para na pierwszym planie wydawała się być szczęśliwa. Fotograf uchwycił jakąś trudną do opisania, ulotną, ale ważną dla nich chwilę życia. Anię ogarnęła czułość wobec tej pary. Może dlatego, że kobieta ze zdjęcia miała takie same oczy jak ona? A może chodziło o identyczne jasne, kręcone włosy, takie jak u niej? Niesforne, stale wymykające się spod gumek, spinek i wsuwek. Anka uśmiechnęła się. Nieznajoma ubrana była w jasną, długą suknię do samej ziemi, lekko rozkloszowaną na dole. Suknia ozdobiona była ręcznie robioną koronką, natomiast w pasie przewiązana była ciemniejszą, grubą wstążką. W ręku kobieta trzymała ozdobiony kwiatami kapelusik oraz kobiecy parasol, który miał za zadanie ochronę przed słońcem. Stojący z nią mężczyzna
w dziennym garniturze i kapeluszu podobnie jak pan
z drugiego planu trzymał w reku drewnianą laskę.
Do kamizelki na srebrnym łańcuszku przyczepiony miał zegarek, który trzymał w drugiej ręce.
- Zdjęcie chyba sprzed pierwszej wojny światowej – stwierdziła Anna dalej ściskając niespodziewany prezent. Liczne niedoskonałości, które wyczuwała pod palcami były dowodem na to, że ramkę wykonano ręcznie, a nie maszynowo. Kiedy w skupieniu przyglądała się rzeźbionym listkom, do pracowni weszła Monika trzymając w rękach papierową torebkę
z rogalikami.
- Hej, nie przyszłaś po swoje zamówienie koleżanko – wesoło rozpoczęła rozmowę.
- Oj, przepraszam – odruchowo odpowiedziała Ania wyrwana z zamyślenia. – Zupełnie zapomniałam
o całym świecie.
- Zauważyłam… coś się stało?
Pełna emocji Anka opowiedziała o przesyłce, która dostała.
- A sprawdziłaś na odwrocie zdjęcia, czy nie jest podpisane? – Monika również zainteresowała się zdjęciem.
- Masz rację! – wykrzyknęła Ania – zupełnie
o tym nie pomyślałam!
Gorączkowo szarpała tekturkę, która mocno przytrzymywała zdjęcie z tyłu.
- Ręce mi się trzęsą od emocji. Nie mogę odgiąć tych przeklętych blaszek!
- Poczekaj, wezmę nożyk, będzie łatwiej – zaproponowała Monika. Wzięła ramkę
z dłoni Anki i powoli jedna po drugiej zaczęła odginać blaszki, które mogły doprowadzić do rozwiązania zagadki. Jej także udzielił się entuzjazm koleżanki. Odłożyła nożyk, ręką przykryła tył ramki, po czym szybko odwróciła dłoń. Poczuła, że tekturka opadła na jej rękę. Drugą dłonią delikatnie zdjęła ramkę wraz
z szybką.
- Sprawdź, czy zdjęcie jest podpisane – ponagliła Ankę.
Kobieta ostrożnie wzięła fotografię do ręki, odwróciła i w milczeniu podała Monice.
Tego, co napisane zostało na starej fotografii zupełnie się nie spodziewała. Siedziała sama w swoim mieszkanku i kolejny raz tego wieczora przesuwała palcami po tyle zdjęcia. Na górze napis brzmiał: 1910r.
A więc nie pomyliła się, że to zdjęcie wykonano przed pierwszą wojną. Poniżej ktoś ładnym, kaligraficznym pismem napisał: „Anna i Tomasz Laskowski z Familią”. Anna – jej imienniczka i mężczyzna, którego nazwisko nosiła musieli być jej rodziną ze strony ojca. Skąd wzięłoby się podobieństwo do kobiety ze zdjęcia?
Serce biło jej szybko. Tak niewiele wiedziała
o swoich przodkach, tak niewielka była jej żyjąca rodzina. Pozostało pytanie, kto wysłał jej tą fotografię. Niewiele osób znało jej nowy adres. Brat mieszkał
od wielu lat poza krajem, w rodzinnym domu nie było żadnych pamiątek rodzinnych poza zdjęciami jej i brata, ich rodziców i trzech zdjęć dziadków. Siostra mamy,
z którą mieszkała po śmierci rodziców opowiadała jej trochę o przodkach z jej strony. Nic nie wiedziała
o rodzinie taty Anny. Mawiała tylko, że wie, iż wojna wyrządziła wielką stratę tej rodzinie. Anna cieszyła się, że poznała jakąś drobną cząstkę przeszłości. Minęło
sto jedenaście lat… Kobieta ze zdjęcia musiała więc być jej prababcią, a Tomasz Laskowski to nikt inny jak pradziadek. Uśmiechnęła się – w końcu miała rodzinę.
Obudziła się w dobrym nastroju. Po dniu pełnym emocji przespała prawie osiem godzin, co dla niej było niespotykanym wynikiem.
- Muszę dziś koniecznie skończyć projekt – pomyślała kończąc śniadanie. Zabrała kubek z parującą herbatą, do którego wrzuciła gwiazdkę anyżu i przeszła do pracowni. Przez okno widziała, jak Kacper, młody chłopak z naprzeciwka ćwiczy grę na skrzypcach. Jakaś pani z trzeciego piętra podlewała kwiatki,
a w kawiarence Moniki samotnie siedział mężczyzna
w garniturze. Siedział z gazetą w ręku i spoglądał
co chwila na dziedziniec.
- Pewnie czeka na kogoś – pomyślała Anna
i zabrała się do pracy. Nie chciała odrywać się od zajęć, więc gdy w drzwiach pojawił się listonosz przynosząc kolejna partię ulotek, poprosiła tylko, żeby zostawił pocztę na stoliku przy drzwiach. Nie dała się skusić na świeże drożdżówki, mimo że Monika dawał jej gestem znać, żeby do niej przyszła. Tak minęło całe przedpołudnie. Anna nie wiedziała, że cały ten czas, wśród reklam, na drewnianym stoliku, leżało coś nieoczekiwanego.
Poznań, 27.04.1921r.
Najdroższa Anno!
Mam nadzieję, że list mój zastaje Cię w dobrym zdrowiu. Podróż przebiegła mi całkowicie bez problemów. Muszę przyznać, że w przedziale poznałem bardzo zacne towarzystwo. Pan Stankowski podróżujący tak jak i ja, do Poznania, rozmową umilił czas mi oraz pozostałym towarzyszom. Zaciekawił mnie rozważaniami na temat zachodniej Europy. Kochana moja, mam nadzieję, że za kilka lat i my będziemy mogli zwiedzać stolice innych państw. Dopiero kilka dni minęło od mojego wyjazdu, a czuję się jakby minął już miesiąc – tyle się tu dzieje.
Zatrzymałem się tak, jak było to uzgodnione
ze Stryjem, w mieszkaniu Państwa Kornatowskich. Mieszkanie jest bardzo przestronne. Państwo Kornatowscy zajmują jedną sypialnię. Pozostałe dwie wynajmują pracownikom firm związanych z organizacją Targu. Mój pokój jest jednoosobowy, natomiast obok zakwaterowani są dwaj mężczyźni z południa kraju, którzy będą pracować przy wznoszeniu stoisk
dla przemysłu ciężkiego. Widuję owych panów głównie przy posiłkach, które Pani Kornatowska nam przygotowuje. Stół jadalniany znajduje się w salonie,
w którym możemy wypoczywać po dniu pracy. Przeważnie jednak dyskutujemy wspólnie o jedynym, czym teraz żyjemy, czyli o Targu. Zaprząta nam głowę
i za dnia i w nocy, gdy noc staje się bezsenna.
Tak się cieszę, że Stryj oddelegował właśnie mnie do Poznania. Myślę, że to, co zrobimy zapisze się
na kartach historii przynajmniej tego miasta. Ja na pewno będę się o to starał. Spotykam tu wielu ludzi entuzjastycznie podchodzących do pomysłu kupców. Każdy z głową pełną pomysłów. Kto by pomyślał, że
od postanowienia stworzenia instytucji wystawowej
w Poznaniu minął zaledwie rok. Co prawda, jak wspominał Stryj, już wcześniej, w 1917 roku pomysł taki był omawiany na zjeździe Związku Towarzystw Kupieckich, ale przecież trwała wojna. Dobrze,
że przeczekano ten trudny czas. Tym większą czuję dumę z tego, że pracuję przy pierwszym POLSKIM Targu. Pomysł prezydenta Drwęskiego, żeby targi miały czysto polski charakter wszystkim tu wokół się spodobał.
Targ ma zostać otwarty 28 maja. Myślę, że będzie to bardzo uroczysta ceremonia. Jakże może stać się inaczej, skoro w Komitecie Wystawy nie brakuje urzędników, przemysłowców, są też przedstawiciele handlu i bankowości.
Kochana Anno, miesiąc dzieli nas od otwarcia pierwszego Targu Poznańskiego. Ucałuj od mnie Stasia
i rodziców. Wiem, że rodzina dbać będzie o Was podczas mojego pobytu w Poznaniu. Podziękuj im raz jeszcze
za opiekę, którą roztaczają nad nami. Napiszę za kilka dni.
Całuję – Twój Tomasz
Anna stała z wypiekami na twarzy czytając już
po raz kolejny list. Właśnie dotykała odręcznie napisanego listu swojego pradziadka z 1921 roku. Powoli złożyła list i owinęła go delikatną, błękitną bibułką. Wieczorem, gdy po skończonej pracy przeglądała otrzymaną korespondencję, w zwykłej, białej kopercie bez przyklejonych znaczków i wpisanego nadawcy znalazła właśnie taką błękitną niespodziankę.
- A więc pradziadek obecny był przy tworzeniu Targów – pomyślała. Tyle czasu czuła się tu obco
i samotnie, a okazuje się, że Tomasz przebywał tak jej obecnego miejsca zamieszkania co najmniej przez miesiąc. Musiał więc chodzić po okolicy, w której ona obecnie mieszkała.
Wyszła na dziedziniec. Zapadał już zmierzch,
ale przez stale otwarte olbrzymie wejście doskonale widziała rozświetloną bramę targową i górującą w oddali Iglicę.
- Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha – stwierdziła Monika, która nagle stanęła przy niej.
- Dokładnie tak jest – z uśmiechem odpowiedziała Ania – Chodź, pokażę ci, co ten duch napisał!
Minęły już dwa tygodnie od czasu, kiedy wysłał zdjęcie. Spoglądając przez okno widział, jak bardzo rozczarowana jest każdego dnia przeglądając korespondencję. Liczyła na więcej listów, może liczyła też, że odnajdzie się jej jakiś krewny, o którym dotąd nie wiedziała? Nie wiedział co zrobić. Gdy otworzył zakurzoną walizkę wciśniętą przez dziesiątki lat za olbrzymią starą szafą na strychu wiedział, że musi oddać ją krewnym właścicielki. Musiał się jednak najpierw upewnić, że to nie zbieg okoliczności i że kobieta
z parteru jest faktycznie rodziną Anny i Tomasza. Po jej reakcji na otrzymaną fotografię, kolejnego dnia na list, nie miał już wątpliwości. Kto jak nie rodzina z taką czułością i wzruszeniem obchodziłby się z tymi pamiątkami? Kto postawiłby sobie ramkę ze zdjęciem obok komputera, żeby co chwila spoglądać na osoby
ze zdjęcia? Ktoś obcy uznałby to za dobry dowcip kogoś znajomego i wyrzuciłby niepotrzebne mu szpargały.
Był na sto procent pewien, że powinien oddać wszystkie zachowane rzeczy. Zastanawiał się tylko,
jak to zrobić. Chciał w młodej kobiecie wzbudzić bezgraniczne zaciekawienie. Bał się, że bez tego, historia, jaka ukryta jest we wnętrzu walizki pozostanie na zawsze nieokryta, zagadka ukryta w listach
nie zostanie odgadnięta. W przykurzonym małym kuferku skrywana była bowiem niesamowita historia
i ludzi i miejsc. Walizka była też symbolem tragedii, jaka spotkała rodzinę Anny.
- Może oddam jej po prostu od razu całość – rozmyślał w duchu – Tylko czy nie przegapi najważniejszych wskazówek?