Taste of poison. Dług - ebook
Taste of poison. Dług - ebook
Życie Roxy przez ostatnie kilka lat toczyło się tym samym, wyuczonym rytmem. Po nieudanym związku z Adamem i kilku nietypowych dla niej imprezach, postanowiła zająć swoje wakacje pracą w barze razem z dziewczyną brata – Richarda, a każdą wolną chwilę poświęcała na spędzanie czasu z przyjaciółmi zanim pochłonie ich natłok nauki klasy maturalnej. Gdy George Stewart cztery lata temu opuścił rodzeństwo, wyjeżdżając do Nowego Jorku to na Richie’ego spadła odpowiedzialność za wychowanie siostry i zapewnienie jej warunków do życia. Z miesiąca na miesiąc dostawali coraz mniejsze kwoty od ojca, a Richard wziął sprawy w swoje ręce. Zapożyczył dużą sumę pieniędzy od prawej ręki szefa gangu motocyklowego na rozkręcenie biznesu, a jego spłatą był udział w nielegalnych wyścigach. Roxy pozostała niewtajemniczona. W barze „U Bobby’ego” pojawia się trzech tajemniczych motocyklistów, którzy wzbudzają podejrzenie i niepokojące zachowanie u dziewczyny Richarda – Polly. Zaciekawiona nastolatka postanawia zanieść im złożone zamówienie, nie rozumiejąc przyjaciółki, zwłaszcza, że widziała mężczyzn pierwszy raz na oczy. Roxy jeszcze wtedy nie wiedziała, co na nią czekało. Nawet nie podejrzewała, że pojawienie się w mieście intrygującego, przystojnego i magnetycznego Jaydena Callena pozmienia jej życiowe wartości, obdarzy ją zwodniczym bezpieczeństwem i zdepcze wszystko co ich połączyło.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-164-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
P R O L O G
R O Z D Z I A Ł 1
R O Z D Z I A Ł 2
R O Z D Z I A Ł 3
R O Z D Z I A Ł 4
R O Z D Z I A Ł 5
R O Z D Z I A Ł 6
R O Z D Z I A Ł 7
R O Z D Z I A Ł 8
R O Z D Z I A Ł 9
R O Z D Z I A Ł 10
R O Z D Z I A Ł 11
R O Z D Z I A Ł 12
R O Z D Z I A Ł 13
R O Z D Z I A Ł 14
R O Z D Z I A Ł 15
R O Z D Z I A Ł 16
R O Z D Z I A Ł 17
R O Z D Z I A Ł 18
R O Z D Z I A Ł 19
R O Z D Z I A Ł 20
R O Z D Z I A Ł 21
R O Z D Z I A Ł 22
R O Z D Z I A Ł 23
R O Z D Z I A Ł 24
R O Z D Z I A Ł 25
R O Z D Z I A Ł 26
R O Z D Z I A Ł 27
R O Z D Z I A Ł 28
R O Z D Z I A Ł 29
R O Z D Z I A Ł 30
R O Z D Z I A Ł 31
R O Z D Z I A Ł 32
R O Z D Z I A Ł 33
E P I L O G
PODZIĘKOWANIAP R O L O G
Pamiętam, jakby to było wczoraj. Przypadkowe spotkanie, ukradkowe, kpiące spojrzenie, a później postanowiłeś mnie uratować. Nic o tobie wtedy nie wiedziałam, ale podświadomie zdecydowałam się ci zaufać. Liczyłam, że to będzie zwykła przysługa. Ewentualnie miałam nadzieję, że prozaiczne podziękowanie w formie jakiegoś podarunku będzie wystarczające.
Jaka ty byłaś naiwna, dziewczyno…
Wtedy ani przez chwilę nie zastanawiałam się nad tym, co ze sobą niosłeś, z czym wiązała się relacja z tobą. To był gwóźdź do trumny, który własnoręcznie sobie wbiłam. Zignorowałam ostrzeżenia, nakazy i zakazy, bo czułam, że byłeś tego wart. Że my będziemy tego warci.
Ponownie naiwność zwyciężyła, plując jadem prosto w moje serce.
Byłeś takim pięknym i wiarygodnym kłamcą, że chciałam cię słuchać zawsze i wszędzie. Po prostu miałeś w sobie coś, co cholernie przyciągało do ciebie ludzi. A ty doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę. Perfekcyjnie wręcz potrafiłeś odczytywać cudze myśli. Bawiłeś się mną jak szmacianą laleczką, a ja beztrosko oddałam ci całkowitą kontrolę nad sobą. Za każdym razem dostawałeś nową szansę, a ja liczyłam, że tym razem ją wykorzystasz. Najzwyczajniej w świecie przekazywałam ci odbezpieczoną spluwę, a ty ani razu nie zawahałeś się jej użyć.
Nigdy, mimo że za każdym razem biłeś się z myślami.
Oboje byliśmy młodzi, głupi i żądni zakazanego. Pragnęliśmy wręcz boleśnie adrenaliny, mroku i naszego zatracenia. Myśleliśmy, że możemy wszystko. Wiedziałam, że to złe, że nigdy nie powinnam tego chcieć. Przenigdy nie powinnam chcieć ciebie.
To stało się tak po prostu i to nas zgubiło.
Co więcej, nie żałuję ani chwili, którą przy tobie spędziłam, ty sprawiałeś, że czułam się jak w niebie.R O Z D Z I A Ł 1
Jayden
Mknąłem stanową drogą, a z radia leciała piosenka The Weeknd Pray For Me. Podobnie do wykonawcy, ja także od paru dni prosiłem Najwyższego, żeby wreszcie wysłuchał moich modlitw i zatroszczył się o mnie i moje parszywe szczęście.
Z dnia na dzień napływ informacji przytłoczył mnie tak bardzo, że przez blisko dwa dni nikt nie miał ze mną kontaktu. Wypełniające mnie jednocześnie fale goryczy, wściekłości, bezradności i chęć ucieczki doprowadzały na skraj frustracji. Wydawało mi się, że nie mam wyboru. Wytyczona już kilka lat temu droga mojej przyszłości miała się zaraz spełnić.
Pieprzony kutas, który ma czelność nazywać się ojcem!
Gdy na przydrożnym znaku ujrzałem nazwę miejsca, które najchętniej usunąłbym z powierzchni ziemi, nieprzyjemny ucisk w żołądku powrócił. Z całych sił chciałem wierzyć, że gdy przekroczę próg tego domu, wyskoczy prezenter z mikrofonem i oznajmi, że to zwykły – chociaż bardzo kiepski – żart.
Zerknąłem we wsteczne lusterko.
Atramentowe niebo usłane gromadą błyszczących punkcików rozciągało się wzdłuż horyzontu, tworząc falę nieprzeniknionego mroku, enigmatycznej tajemniczości i strachu. Jeśli mógłbym przyznać się komuś, jak naprawdę się czułem, jaki byłem przerażony tym, co nadchodziło, zrobiłbym to, bo taka szczerość z pewnością przyniosłaby mi ulgę. Niestety, w pobliżu nie było takiej osoby. Śpiący na rozłożonej tylnej kanapie Dylan nie nadawał się na powiernika. Musiałem zrobić wszystko, by trzymać brata jak najdalej od tych ludzi.
Sam fakt, że zaparł się jak osioł, żeby tutaj ze mną przyjechać, wkurzał mnie już dostatecznie.
Wystarczy, że ja wpadłem w gówno po ojcu.
Chłopak kimał z głową wciśniętą między zagłówek a szybę. Zamrugałem z niedowierzaniem – był w stanie spać z wykręconym karkiem, ale sądząc po głośności chrapania, chyba było mu wygodnie.
Powieki stopniowo zaczynały mi coraz częściej opadać, a przede mną była jakaś godzina drogi. Chociaż śmierć nie byłaby złym wyjściem, bo mój powrót do Clinton nie doszedłby do skutku, ale Dylan nie był niczemu winny, więc zdecydowałem się zjechać na stację.
Czekając na gorącą i paskudną kawę, dotankowałem nieco samochód i kupiłem nową kartę do telefonu. Z papierowym kubkiem wróciłem do auta i opadłem na siedzenie fotela. Przez chwilę masowałem szyję. Młody dalej spał jak suseł, a mnie została jedynie kofeina w płynie. Potrzebowałem przerwy, bo jazda po ciemku była bardzo wyczerpująca.
Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, żeby sprawdzić powiadomienia. Poza dwoma esemesami od mamy moja skrzynka została zasypana całym wachlarzem epitetów zawartych w długiej, emocjonalnej wypowiedzi, którą od razu usunąłem. Tak właśnie wyglądały konsekwencje dawno podjętych decyzji dawcy plemników. Dlaczego to ja miałem płacić za jego pieprzone wybory? Dlaczego moje życie miało wyglądać, jak cholerny film akcji bez możliwości skorzystania z dublera?
Nim zdążyłbym się rozmyślić, wyjąłem starą kartę z telefonu i wymieniłem ją na nową.
Patrzyłem na niewielki kawałek plastiku, jak na zbiór najpiękniejszych momentów mojego życia. W tym maleństwie było wszystko, o czym marzyłem i na co zapierdalałem ostatnie cztery lata i zaraz to wszystko miało iść się jebać.
Zacisnąłem mocno zęby oraz powieki, a nosem wypuściłem ze świstem powietrze. W tej całej plątaninie uczuć przyszedł czas na dominację złości. Im częściej myślałem, ile ten człowiek mi odebrał, tym bliżej byłem wykopania go spod ziemi i zabicia raz jeszcze. Może wtedy poczułbym ulgę, mimo naruszenia sprawiedliwości.
Starałem się rozluźnić, odchylając głowę do tyłu. Kilka głębszych wdechów i przedłużonych wydechów obniżało ciśnienie i wyciszało dzikie myśli. Musiałem się z tym pogodzić, bo jedynie traciłem nerwy i zdrowie. Musiałem zaakceptować tę sytuację, jeśli pragnąłem pozostać przy życiu. A tego chciałem.
Wykończyłem kawę, wzdrygnąłem się, bo zostawiała paskudnie cierpki osad w ustach i wyrzuciłem kubek do kosza. Miałem nadzieję, że mimo obrzydliwych walorów smakowych zawierała wystarczającą ilość kofeiny, bym dowiózł nas do domu.
Po półgodzinie opuściłem parking przydrożnej stacji i włączyłem się do ruchu.
***
– Jak to się mówi w tych wszystkich filmach? Witaj w nowym domu?
Zaspanemu Dylanowi wyostrzył się humor, podczas gdy mój po czterech godzinach jazdy w ciemnościach był, delikatnie mówiąc, parszywy. Marzyłem, by przyłożyć głowę do poduszki. Tylko sen mógł mnie uratować.
– Raczej witaj w pieprzonym koszmarze – burknąłem, parkując auto.
Dochodziła trzecia nad ranem, a słońce wstydliwie próbowało wychylać się ponad horyzont i malowało ciepłą poświatą całkiem przyjazną okolicę. Nie każdy wiedział, że była taka tylko z pozoru, a za większością z tych drogich, antywłamaniowych drzwi działy się rzeczy, o których nie mówiło się głośno. Temat tabu – ludzie omijali go skrupulatnie, a otwierali usta jedynie na wyraźne polecenie. Popieprzone miasteczko.
– Nie możesz być aż tak źle nastawiony, braciszku.
Młody również wyszedł z samochodu i stojąc przy nim, rozprostowywał zdrętwiałe kończyny.
Sprawnym ruchem otworzyłem bagażnik i sięgnąłem po swoje rzeczy.
– Lepiej zabieraj walizki, bo sprawię, że ciebie będzie musiał ktoś nastawiać – warknąłem, patrząc na niego spod byka.
– No już, spokojnie. – Uniósł ręce, udając, że się poddaje, po czym zarzucił na ramię sportową wypchaną torbę, a w rękę chwycił walizkę. – Zaparzyć ci meliskę? – zakpił.
Leciałem na oparach cierpliwości, ale to w końcu mój brat. Trzasnąłem klapą i zmroziłem go wzrokiem. Dylan nie posiadał czegoś takiego jak instynkt samozachowawczy i nie wiedział, kiedy powinien zamknąć gębę. To też kolejny powód, dla którego musiałem od pewnych spraw trzymać go na dystans.
– Do domu! Już!
Gestem wskazałem okazały budynek z panoramicznymi oknami. Powstrzymywałem się od kilku minut przed ironicznym prychnięciem, ale widząc ten równo skoszony trawnik i wyposażenie domu, już nie mogłem dłużej. Patrzyłem na wszystko szeroko otwartymi oczami, nieco zszokowany, ale także zniesmaczony widokiem. Nigdy nam się nie przelewało, ale nie zamieniłbym tamtych dni, nawet widząc, czego „dorobił się” ojciec. Mało adekwatne słowo na zagarnianie brudnej kasy, gdy inni nadstawiali karku, chociaż on na pewno traktował to jak czysty biznes.
– Ja pierniczę!
Dylan wybałuszył oczy i rozdziawił usta. Otworzyłem drzwi, a młody biegał jak kot z pęcherzem. Zaglądał po kolei do wszystkich pomieszczeń, aż wreszcie któreś przykuło jego uwagę. Kiedy wyszedł stamtąd po kilku chwilach, stwierdził, że zaklepuje ten pokój. Było mi wszystko jedno. Dywan w salonie wyglądał na wystarczająco miękki, by się na nim przespać i kusił mnie coraz bardziej.
Podczas gdy młody buszował teraz po szafkach, zupełnie jakby spodziewał się znaleźć w nich sztabki złota i diamenty, ja udałem się do drugiej wolnej sypialni. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zostawiając przy nich walizki i omiotłem wzrokiem pomieszczenie. Ciemne, minimalistyczne, niezagracone… Ujdzie.
Rozebrałem się do bokserek i padłem na zasłane łóżko. Pachniało, jakby ktoś właśnie zmienił pościel. Podobno ojciec, zanim zdechł, wypisał listę rzeczy do zrobienia przed moim przyjazdem tutaj i pachnąca kołdra musiała zostać odhaczona. Prawdziwe aspiracje na ojca roku…
Wcisnąłem głowę w poduszkę i zamknąłem oczy z nadzieją, że obudzę się w Nowym Jorku.