- W empik go
Teatr Tragiczny - ebook
Teatr Tragiczny - ebook
W książce, którą oddajemy do rąk czytelników, znalazły się scenariusze spektakli przygotowywanych dla zamojskiego Teatru Tragicznego Piątej Strony Świata. Zamieszczono tutaj także kilka archiwalnych artykułów opisujących działalność grupy oraz m.in. fotografie Katarzyny Pomian. Teatr Tragiczny dzisiaj (w 2017 r.) nie funkcjonuje. Może ktoś jednak sięgnie po trochę zapomniane scenariusze tego zespołu i ponownie wystawi je na scenie? Oby. Także po to jest ta książka.
Kategoria: | Kino i Teatr |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-151-7 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teatr Tragiczny Piątej Strony Świata w Zamościu powstał we wrześniu 2006 r. z inicjatywy Bogdana Nowaka (reżysera i scenarzysty). Trzon zespołu od początku tworzyli: Katarzyna Szadkowska, Bożena Gwiazdowska-Nowak, Barbara Mydlak, Andrzej Gwiazdowski, Paweł Mazur, Łukasz Maziarczyk, Piotr Kozyra, Paweł Turczyn i Bartosz Tomaszewski.
Po kilku miesiącach samodzielnej działalności teatr przyłączył się do zamojskiego Stowarzyszenia ”Towarzystwo Leśmianowskie”. Już na początku swojej pracy grupa przyjęła za patronkę Annę Pappenheimer. Tę matkę trojga dzieci posądzono o czary, gdy miała 59 lat (1600 r.). Torturowano ją, a potem spalono na stosie w Monachium. Jej los — podobnie jak tysięcy innych prześladowanych kobiet — był przejmujący i okropny (a zamojski teatr, według swoich założeń, zawsze stawał po stronie słabszych — przeciwko ciemiężycielom).
Zamojska grupa zaprezentowała kilka autorskich spektakli na podstawie scenariuszy Bogdana Nowaka i licznych nietuzinkowych pomysłów całego zespołu. Wystawiono spektakle: „Koniec sezonu na wsi” (premiera w październiku 2006 r.), „Potwór” (premiera w lutym 2007 r.), „Niepokoje młodego Grubbera” (premiera w marcu 2007 r.), „Żołnierze bez celu” (premiera w czerwcu 2007 r.; wsparcie finansowane na realizację spektaklu pozyskano z zamojskiego Urzędu Miejskiego) „Las umrzyków” (kinoteatr; premiera w październiku 2008 r.) oraz „Zabawa” (premiera w marcu 2008 r.).
W scenariuszach owych przedstawień można było znaleźć wiele nawiązań do sztuk Williama Szekspira, Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza, powieści Henryka Sienkiewicza, popularnych filmów (np. „Władcy pierścieni”), a nawet afrykańskiej poezji i „Tybetańskiej księgi umarłych”. Inspirację stanowiły także m.in. słynny „Król Ubu, czyli Polacy”, brawurowy dramat Alfreda Jarry’ego z 1888 r., oraz dzieła (i teatrzyk) Mirona Białoszewskiego.
Publiczność zwykle bezbłędnie odczytywała te „literackie kody”, nawiązania do współczesności i liczne cytaty, które w nowej teatralnej przestrzeni nabierały innych barw lub zmieniały odcienie.
W 2009 r. powstał monodram „Janek” (na scenie wystąpił Andrzej Gwiazdowski) oraz bajeczka dla dzieci pt. „O smoku, który myślał, że jest piecem”. W tym czasie została także założona wywodząca się z Teatru Tragicznego Agencja Artystyczna „Wrona bez ogona”.
Na przełomie lat 2009 i 2010 w przygotowaniu pozostawały kolejne spektakle: „Tivanic, czyli kamienica wójta” oraz „Najpiękniejszy sen Gorchana”. Pierwsze próby odbywały się m.in. w nieistniejącym już zamojskim barze wegetariańskim „Owca cała” (była tam obszerna sala, którą planowano zaadaptować na potrzeby obu przedstawień). Niestety, nie udało się tych zamierzeń zrealizować, bo teatr nieoczekiwanie rozpadł się. Jedną z najważniejszych przyczyn była tragiczna śmierć Pawła Turczyna. Bez niego scena wydawała się zespołowi pusta, trudna do oswojenia…
W sumie przedstawienia zamojskiego Teatru Tragicznego prezentowane były kilkadziesiąt razy. Oglądano je w zamojskim pubie Piąta Strona Świata, na miejscowych staromiejskich podwórkach (m.in. przy ul. Bazyliańskiej), podczas Zamojskiego Lata Teatralnego (w latach 2007 i 2008) oraz na biłgorajskich juwenaliach (w 2008 r.).
Bajeczkę o smoku zobaczyły natomiast dzieci z przedszkoli Zamojszczyzny. Była także prezentowana podczas zajęć Warsztatów Terapii Zajęciowej w Zamościu i Biłgoraju.
Spektakle Teatru Tragicznego obejrzało w sumie kilka tysięcy widzów: dorosłych i milusińskich. Na temat przedstawienia „Żołnierze bez celu” Sylwia Mazur oraz Aleksandra Oleksiak z Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. M. Wańkowicza Wydział Zamiejscowy w Lublinie nakręciły reportaż filmowy. Powstał w 2007 r. pod kierunkiem Krzysztofa Karmana (znalazły się tam także wypowiedzi członków zamojskiej grupy).
Publikacje nawiązujące do działalności zamojskiego teatru ukazywały się także w regionalnych czasopismach (m.in. w „Dzienniku Wschodnim” i w „Zamojskim Kwartalniku Kulturalnym”) oraz na portalach internetowych (regularnie na „Zamość online” oraz „eZamość.pl”).
W 2011 r. Bogdan Nowak za działalność w zamojskim Teatrze Tragicznym otrzymał tytuł Animator Kultury Zamościa (wyróżnienie przyznał prezydent tego miasta).
***
W książce, którą oddajemy do rąk czytelników, znalazły się scenariusze spektakli przygotowywanych przez Teatr Tragiczny. Zamieszczono w niej także kilka archiwalnych artykułów opisujących działalność grupy oraz fotografie wykonane przez zaprzyjaźnioną z zespołem Katarzynę Pomian (stanowią większość zdjęć zamieszczonych w tej publikacji).
Korektę tekstów wykonała Anna Rudy.
Teatr Tragiczny nie funkcjonuje. Może ktoś jednak sięgnie po trochę zapomniane scenariusze tego zespołu i ponownie wystawi je na scenie? Oby. Także po to jest ta książka.Żołnierze bez celu
Osoby:
SZTABOWIEC
KAPRAL
PRITWITZ (MARTWY ŻOŁNIERZ)
WETISZKA
GŁOS Z ODDALI
ŻOŁNIERZ
KOBIETA (KRYTYK)
ADIUNKT
BERTA
HELGA
INGRID
SŁUŻĄCA
GENERAŁ
CAR ALEKSY
ROZPRUTIN
CHŁOP
WIDZ
KOBIETA W CHUŚCIE
BABA
Scena I
Barykada. Powiewa nad nią wielki sztandar z krzyżackim krzyżem. Na scenę wchodzi ubrana w XIX-wieczną suknię kobieta.
KOBIETA W CHUŚCIE
Dobrze mnie znacie. Miałam kraciastą chustę zarzuconą na głowę, wełnianą spódnicę i brzydką, chłopską twarz. Fotograf uchwycił mnie, gdy szłam przez ulicę w powiatowym mieście, obok hurtowni farb. Wtedy świat wydawał się prosty i przewidywalny. Był rok 1901 lub 2005… Ciało mam puste i jałowe — żaliłam się wówczas mężowi. Nasze bliźniaczki chowają się dobrze. Tęsknią. Może ta wojna skończy się na święta? Modlę się o to. A potem? Mój list znalazł w strzępie munduru jeden z chłopskich grabarzy… (po chwili). Opadł dym i jak cienie wynurzyli się piechurzy. Car i Kajzer w swych dziennikach triumfowali: dzień był wspaniały! Nasz wysiłek się opłacił! Wojska znów zajęły nieprzyjacielskie pozycje. Wzięliśmy do niewoli dziesięć tysięcy żołnierzy. Jeńców biliśmy pałkami obciążonymi ołowiem. Wszystko dzięki Bogu! Błogosław Boże i dalej! Front dotarł pod Komarów, Grunwald lub Verdun. Historycy nadal mają na ten temat podzielone zdania. Wieczorem wrzucono na furmanki sto tysięcy czaszek. Girlandy i wieńce zębów. Podzielono je na pułki i dywizje. Były też odwody. Szczątki ułożono w stosach w murowanych kaplicach. Powiązano drutem. Według zaplanowanego schematu.
Kobieta wychodzi. Światło gaśnie. Żołnierze z latarkami wczołgują się na barykadę i kryją przed bombardowaniem. Słychać huk armat, pojedyncze wystrzały, a czasami serie z karabinów maszynowych. Żołnierze, słysząc wystrzały, schylają głowy. Jest ich pięciu. Mają na sobie mundury z pierwszej i drugiej wojny, szyszaki, nakrycia głowy rodem z napoleońskich wojen itd. W rękach dzierżą karabiny, dzidy, pistolety. Ich twarze są wysmarowane sadzą. W stronę grupy żołnierzy czołga się oficer sztabowy. Trzyma gruby notes.
SZTABOWIEC
Hej, ku mnie! (pada z łoskotem obok wojaków) Jak wyszło? Straty miały być jak dwa do pięciu. Ilu wróciło ze szturmu? Aha, pięciu was. Czyli w sumie około dwudziestu sześciu tysięcy dwustu czterdziestu. Jeszcze za dużo, jeszcze za dużo! Plan wykrwawienia nieprzyjaciela może nie wypalić. O, tam jeszcze ktoś lezie…
Sztabowiec wyczołguje się, a żołnierze kładą się w okopach. Wyrzucają stamtąd kilku zabitych. Kanonada nieco cichnie.
KAPRAL
Następnym razem cię ukatrupię. Po co częstowałeś machorką tego duraka? Cały szturm z nim w rowie siedziałeś! Niech on daje tobie, a nie ty jemu. Wróg to zawsze wróg. I jeszcze to zdjęcie. Kto ci pozwolił brać do ataku pułkowy aparat i błony? Teraz wszyscy zobaczą, jak było naprawdę… Moja żona nie byłaby zadowolona.
PRITWITZ
Fotkę z moim Ruskim dawno obiecaliśmy sobie zrobić. Wymieniliśmy też onucki. To swój chłop, lecz pali jak komin.
Huk. Dwóch żołnierzy pada z krzykiem. Przez resztę przedstawienie leżą nieruchomo w okopach. Pozostali wyciągają z plecaków konserwy, kiszone ogórki, jakieś słoiki, flaszki. Piją też na przemian z manierki. Czytają gazetę.
WETISZKA
Bohaterskie łodzie podwodne wbijają morski klin między konwoje pancerników… (przerzuca strony czasopisma, czytając powoli) Atak na wąskim gardle frontu… Niemcy i Austriacy pokonali… O, to niezłe. Pensjonat „Pod Różą” doktorowej Zubicz z Ciechocinka na placu obok Banku Państwa i Teatru Nowości. Wykwintne urządzenia. Pokoje z pierwszym śniadaniem, wynajmowane na dnie i tygodnie. Jeden rubel i trzydzieści kopiejek za obiad. Już ruską walutę tam mają!
PRITZWITZ
Drogo, to pewnie burdel, a doktorowa to burdelmama. Tak musi być, jak Bóg na niebie. Ech, tęskni się do domu. Faterland. Trzynaście lat w tym okopie kiśniemy. Dłuży się…
WETISZKA
Albo to. (jakby nie słysząc komentarza) Rząd Tymczasowy podaje do wiadomości, że w sferze działań wojennych wprowadza się karę śmierci dla osób, które dopuściły się zdrady państwa. Odszczepieńcy będą rozstrzeliwani, wieszani i ćwiartowani. Zachodni front chwieje się i te środki… (przerywa) Znałem kiedyś jedną. Spotkaliśmy się w takim milutkim, zacisznym pokoiku. Taka obfita blondyna była… Gdy się do niej człowiek przytulał, czuł się jakby tonął w chmurze.
Słychać w oddali kroki kilku biegnących osób. Potem zapada cisza. Żołnierze na scenie truchleją.
KAPRAL
krzyczy przed siebie
A wy kto?
GŁOS Z ODDALI
głos dobiega zza sceny
Swoi! A wy?
KAPRAL
Odpowiadaj, jak pytają!
GŁOS Z ODDALI
My patrol skonfederowanych konfederatów! Badamy, czy się tu jacyś podejrzani ludzie nie kręcą. Widzi mi się, że tak jest. Poddajcie się! Albo chociaż wychylcie z dziury!
KAPRAL
Po co te nerwy! Słyszę przecież, że wy też Czesi. My z dziewiątego pułku! Mieliśmy dziś przełamać na tym odcinku front nieprzyjacielski, ale ktoś puścił przedwczoraj gaz i wisi sobie na czerwono. Nie widzicie? Siedzimy tu, bo co mamy niby robić.
GŁOS Z ODALI
U nas też wisi. Tylko fioletowy!
KAPRAL
Czuwaj! Idźcie z Bogiem!
Kroki oddalają się, potem cichną.
WETISZKA
Kto to był? Tak czy owak mogli nas sprać. Kapralu, jesteś po prostu boski! Przecież to nie byli chyba nasi…
Do okopu znów przyczołgał się Sztabowiec.
SZTABOWIEC
No jak tam nasze statystyki?
KAPRAL
Paru moich w międzyczasie poległo.
SZTABOWIEC
Dobrze. Zatem wrogów ubiliśmy odpowiednio więcej. Wykrwawiają się, co? Wykrwawiają się, co? Jest u nas jednak doskonała, żołnierska dyscyplina.
Sztabowiec odczołguje się. Do okopu znów zbliża się bardzo szybko jakiś żołnierz. Z oddali woła.
ŻOŁNIERZ
Zdrada! Zdrada! Hańba i zdrada! Mordują! Uciekajcie! Wróg w szańcach, generał kaput, sztandary wzięte. Wojna przegrana.
Żołnierz przeczołguje się obok okopu. Po chwili wstaje i biegnie. Kanonada wzmaga się.
WETISZKA
Kapralu! Kto to był? Konfederat, wróg, nasz czy może najemnik? Wygrywamy, czy przegrywamy? Mam mętlik w głowie.
PRITZWITZ
Kryjcie się!
Słychać huk. Żołnierze padają. Po chwili przybiega Sztabowiec.
SZTABOWIEC
Jak tam? Nie żyją, wreszcie wszyscy nie żyją! Zwycięstwo!
Sztabowiec wybiega ze sceny.
Scena II
Zapalają się światła. Nic się nie dzieje. Po chwili kapral wstaje spomiędzy poległych. Za nim podnoszą się jego żołnierze. Ruszają się jak manekiny. Jest to taniec trupów. Rozlega się ponura muzyka. W tle huk armat.
KAPRAL
zwraca się do publiczności
Źli ludzie! Czy was własna strata nic nie boli?
Czemuż przyszliście zwiększyć srogość mojej doli?
Nie znacie klęski, którą Jowisz mnie uderza
Ale ją wam da uczuć moment niedaleki
Łatwo po naszym zgonie zwyciężą was Greki.
CHÓR POLEGŁYCH ŻOŁNIERZY
Ojcze, my syny twoje i głos nas twój nęka
Gdy żyliśmy w świecie, broniłeś pisklęta
Każdego z nas. Dziś pierś twoja broczy
Trafiła cię kula i syny twe w nocy.
WETISZKA
A oni gadają i za nic nas mają…
wskazuje na ludzi
PRITZWITZ
W ciszy nasze płyną ogromne okręty
Omijając wiry, waszych słów odmęty…
KAPRAL
Miałem syny waleczne, lecz wszystkie poległy.
CHÓR POLEGŁYCH ŻOŁNIERZY:
Ojcze, tyś straszny! Kapralu, tyś wieczny!
Tyś marmur, o który rozbiją się fale
Źli ludzie cię przenigdy nie zmogą
Bohaterze, wodzu! Co oni nam mogą?
Żołnierze chwilę maszerują. Po chwili znów kładą się na scenę.
Scena III
Wchodzą kobiety. Wybierają ubrania z kosza, który przyniosły. Siadają na krzesłach między poległymi żołnierzami.
BERTA
Chciałam kiedyś zrezygnować z czerni, ale to przynosi pecha. Niestety, większość ubrań mojego rozmiaru jest w tym kolorze. Nie wiem, dlaczego… No i w mojej szafie było czarno jak na jakiejś stypie. Przestawiłam się na żółcie, czerwienie i ciemne fiolety. Wyrzuciłam inne ubrania. I co? Wieści z frontu. Mój Helmut gdzieś poległ. A ja bez czarnej kiecki…
HELGA
O, to straszne. I co zrobiłaś?
BERTA
Na pogrzeb wybrałam się w szarej sukience. Było trochę głupio. Ale co miałam robić… Potem znów musiałam kupować czarne kiecki. Wiadomo, żałoba. Wtedy poznałam w parku ostatniego Hansa, ale i jego znów Francuzi na zachodnim froncie puknęli.
HELGA
I co zrobiłaś?
BERTA
Nic nie musiałam kupować. Byłam przygotowana. Tyle że dzieci nie mają rent po ojcach. Bo obaj zdezerterowali, nim zginęli… Ale radzimy sobie.
INGRID
Takie czasy, że nawet świetnie urodzeni handlują starymi ciuchami.
HELGA
Moich to trzech poległo…
INGRID
Środkowy był, przyznacie, dosyć oryginalny.
HELGA
Może i był wielgachny i okropnie paskudny, ale miał złote serce.
BERTA
Chyba nie tylko serce… Nie bez powodu go ze wsi przygruchałaś.
kobiety śmieją się
HELGA
Tyle że jedna z moich młodszych córek jest do niego podobna.
BERTA
Szczerze mówiąc, to wykapany tatuś. Nie chciałyśmy ci o tym mówić. Żeby cię nie urazić.
HELGA
Też mi nowina! To dlatego chcieli ją do wojska zwerbować. Ale Kundzia cały patrol od razu rozgoniła. Starzy wiarusi, ale nie wiedzieli, gdzie przed nią uciekać. Dziewczyna ma krzepę. To po tym tatusiu…
INGRID
wyciąga z kosza jakąś sukienkę
O, ta mi się podoba!
HELGA
E, chyba za mało dla ciebie twarzowa. Z paseczkiem i pufkami się podczas ostatniej okupacji nosi. Szef musi być z boku. A ta jakaś jakby nieforemna…
wbiega służąca
SŁUŻĄCA
Jaśnie pani. Depesza.
INGRID
Pewnie mojego też na froncie fajtnęli. (otwiera list i przez chwilę go czyta) Prawda. Piszą, że był bohaterem.
BERTA
Tyle dobrze. Nie uciekał i będzie renta.
INGRID
Tutaj stoi, że zginął od aeroplanu.
BERTA
Od bomby?
INGRID
Piszą, że pod… kołami
HELGA
Kołami? Jak to?
SŁUŻĄCA
Pewnie na jaśnie panu lotnik raptownie wylądował.
HELGA
No to jest po prostu pech. Zdusiło go!
INGRID
Żal, ale szczerze mówiąc zapomniałam już, jak on wyglądał. W grudniu siedemnasty rok minie, jak go wzięli. Niech mu tam ziemia lekką będzie…
HELGA
po chwili
Takie życie żon germańskich oficerów. Nasze kobiety zawsze cierpią, gdy mężczyźni cywilizują Europę. Jednak może głupio to teraz mówić, ale w tej sytuacji chcę być z wami zupełnie szczera. Tak naprawdę, w głębi serca, jestem… przeciwko wojnie. Biłam brawo, gdy nasze wojsko wychodziło z miasta, ale robiłam to bez wielkiego przekonania. Wieści o mordach, zdziczałych obozach pracy, gdzie nasi chłopcy marzną na wieżach obserwacyjnych, budzą we mnie głęboki niesmak. Zresztą wszyscy ulegliśmy urokowi Kajzera, jego medali, kolumn marszowych i powiewających sztandarów. One są takie seksowne…
BERTA
Ja także mam tej wojny ostatnio po uszy. Już mnie to nie kręci.
INGRID
wzdycha
Ta kiecka chyba będzie najlepsza na pogrzeb.
BERTA
Piękna i z paseczkiem.
SŁUŻĄCA
Pewnie. Się ładnie po ciele leje.
INGRID
Przecież to nie ja przejechałam go tym lądującym aeroplanem. A dostosować się do sytuacji jakoś muszę…
BERTA
Racja. Chodźmy do bawialni. (do sługi) Proszę podawać herbatkę i ostatnie biszkopty z miodem. Słodycze są najlepsze na ciężki frasunek.
SŁUŻĄCA
Już podążam. Wedle rozkazu.
po chwili
INGRID
Gdzie ty taką służącą znalazłaś?
BERTA
Wyobraź sobie, z ogłoszenia. To Polka. Pracowała wcześniej u doktorowej Zubicz w Ciechocinku.
INGRID
Coś takiego! Mam tam kuzynostwo.
HELGA
Widzicie, jaki świat jest mały! Pojedziemy tam po wojnie.
INGRID
Zabierzemy wszystkie nasze dzieci!
BERTA
To nam jeden pensjonat chyba nie wystarczy?
HELGA
Niemiecka latorośl to największy skarb. Zwłaszcza męska. Dzieci muszą zresztą pooddychać.
Kobiety śmieją się i wychodzą.
Zostaje Ingrid. Przebiera w koszu z ubraniami. Staje przed publicznością.
INGRID
Miasto moje w rozpaczy. Fronty się łamią jeden po drugim. Ale do wszystkiego można przecież przywyknąć.
Ingrid wychodzi. Światła gasną.
Scena IV
Znów słychać kanonadę. Na okopy wbiega Sztabowiec. Za nim wczołguje się Generał. Na szańcach — zamiast krzyżackiej — powiewa carska chorągiew z czarnym, dwugłowym orłem.
SZTABOWIEC
Generale! Do mnie! Tu dziura!
GENERAŁ
po chwili
Niby zaczęła się wiosna, a tak naprawdę zima trzyma. Uch! Co tam w polu?
SZTABOWIEC
Wszyscy polegli. Wedle rozkazu.
GENERAŁ
Dobrze. A mi tu z Peterburka piszą, że tam jakieś zamieszki, rozruchy ze strzelaniną… Sto tysięcy demonstrantów. Przysyłają też nowe listy do egzekucji. Jak tak dalej pójdzie, nie będzie kogo na front pchać.
SZTABOWIEC
ten sam co wcześniej
To nie może być! Ojczyzna wymaga ofiar! Statystyki się zaburzą!
GENERAŁ
A ja wczoraj zabiłem wronę… (dłubie w nosie) Czterdziesty rok już w okopach siedzimy. Ale mam nadzieję, że za jakieś sześć lat do Tobolska wrócę i żonę wyściskam. Ech, krasawica Nadiuszka! Ale wojna to wojna.
Wbiega z krzykiem żołnierz. Sztabowiec celuje do niego z pistoletu. Słychać strzał. Żołnierz pada, ale zaraz podnosi się i ucieka.
SZTABOWIEC
Skąd się wziął? Daleko nie ucieknie. Skoczę go dobiję…
Wbiega drugi żołnierz. Sztabowiec znów do niego strzela.
GENERAŁ
Obaj nasi. Zostaw. Już po nich. (przeciąga się) Ot i wieczór. A jutro powinien przybyć nowy zaciąg. Bóg nam jednak nieustannie błogosławi. Błogosław Boże i dalej…
SZTABOWIEC
Dobranoc generale. Ale, ale… Co tam tak błyszczy od gościńca? Oczom nie wierzę! Toż to nasz przenajświętszy imperator Aleksiej!
staje na baczność
GENERAŁ
Jakże to? To on nie w Peterburku?! Jestem pewny, że mam… pewnego rodzaju śpiączkę! Nie mogę się dobudzić! Sen to czy jawa?
Wchodzi car Aleksiej z brodą, w czapce i z dwugłowym orłem na piersiach. Towarzyszy mu czterech żołnierzy i Rozprutin. Sztabowiec i Generał prężą się jak struny. Car ich jakby nie zauważa. Kanonada wzmaga się. Carscy żołnierze rozglądają się i oddają salwę w okopy. Słychać jęki, potem cisza.
ALEKSY
Miłe wypadki zaszły w ciągu ostatnich dni. Donoszą mi, że w Sweaborgu był bunt artylerii fortecznej i kompanii minerów. Cała historia skończyła się bombardowaniem przez okręty tej zbzikowanej baterii i jej kapitulacją. Dziś w nocy zbuntowała się także kompania minerów i oddziały floty, znajdujące się na brzegu. Jeść ponoć nie mieli. Też mi coś!
ROZPRUTIN
Lecz większość pułków jest ci wierna. (do publiczności) Już je w pień wycięto i pokotem leżą na polach… (do cara) Jest dobrze, naprawdę jest super! Coraz lepiej! Twój kuzyn Kajzer nie powinien mieć żadnego żołnierza. Jeśli naszych poległo dwadzieścia milionów, to ich powinno już wcale nie być…
ALEKSY
Ktoś jednak do nas wali z armat! To budzi moje wątpliwości…
ROZPRUTIN
To swoi! Przez pomyłkę! Nie może być inaczej!
ALEKSY
Jest nadal kilka wiernych pułków. Choćby ten taki… no… dorodny, kaspijski. Obejrzałem ich koszary. Pokój przyjęć, kasyno oficerskie i dom dowódcy pułku. Pogoda była prześliczna. Wykąpałem się, pamiętam, w morzu… Po herbacie przyjąłem tamtejszych generałów.
ROZPRUTIN
A to co?
Wskazuje od niechcenia na Generała i Sztabowca. Car w tym czasie wyjmuje otwartą konserwę, zawiniętą w szary papier.
GENERAŁ
Generał Iwan Iwaniszczuk Taniejew, dowódca siedemdziesiątej pierwszej armii, a to mój ostatni oficer statystyczny.
ROZPRUTIN
Buty gdzie?
GENERAŁ
Spać już szedłem do okopu!
ROZPRUTIN
Czapka?
GENERAŁ
Pod poduszką!
ROZPRUTIN
Buntowników widzieli?
GENERAŁ
Gdzieżby! Usieczeni, wasza wysokość!
ALEKSY
majstruje przy puszce
Tu mi się coś nie rozwija! Rozprutin, zrób coś! Ta puszka mi z rąk ucieka! Śmierdzi i nóg chyba dostała!
ROZPRUTIN
Jegry! Rozstrzelać puszkę i dać najjaśniejszemu panu! (czterech żołnierzy rozwija puszkę z papieru. Jeden mierzy do niej i strzela. Car zjada wówczas kilka kęsów). Co jedzą, jak tu siedzą?
SZTABOWIEC
Z dywizji żywego ducha, ale została stara tuszonka. W jeszcze bardziej pancernych konserwach.
ROZPRUTIN
Jegry! Tuszonkę brać, buntowników do kozy!
GENERAŁ
Za co? My wierni! Wszystkie rozkazy wykonali! Pięćdziesiąt lat w okopie siedzim!
ROZPRUTIN
Czemu więc żyją?
SZTABOWIEC
Zaciąg z Gruzji miał przyjechać. Wedle rozkazu. Szkolić trzeba, na armaty pchać!
ALEKSY
Gruzja już przez czerwonych dawno wzięta. Zdrajcy! Niby tego nie wiedzą! Rozwalcie ich szybko i dawajcie tuszonkę. Miną pancerną blachę wywalcie. Tej mojej… już się nie da na dobre odwinąć! Skisła!
SZTABOWIEC
Litości! Wiem, gdzie generał trzyma ostatnią pułkową świnię!
ALEKSY
Świnię?! Gdy imperator na byle czym dogorywa? Rozstrzelać mięso i dawać je tutaj!
GENERAŁ
do sztabowca
Dopadnę cię, gangreno. Jeszcze tego pożałujesz! W siódmym pokoleniu za to odpowiesz, szubrawcu!
Żołnierze wyprowadzają Generała i Sztabowca. Po chwili z sali obok słychać głośny kwik świni.
ALEKSY
Oj, jest i świnka! Ale mi coś jakoś niedobrze. Widzę podwójnie! O! Teraz potrójnie! Poty mnie zalały. Zdrajco! Coś napchał do tej konserwy?
ROZPRUTIN
A co! Myślałeś, że całe życie będę ci służyć? Dałeś się podstępnie w zasadzkę zwabić! I otruć. Teraz jam jest gwiazda i ocalenie mateczki Rosji. Imperator, car Rozprutin Pierwszy Samowładca.
ALEKSY
Aleś ty mój niby… protegowany. Dzieci moje trzymałeś do chrztu, żonę prowadzałeś na spacer, ojczulka mego Aleksandra… Zdrajco! Rosja ci tego nigdy nie zapomni. Zobaczysz! Po mnie nastanie wielka, ogromna smuta. Jak stąd do Ameryki! Wojska zresztą nie masz, a pułki mnie są wierne. Zwłaszcza kaspijski, gdziem… w koszarach obiad na balkonie jadł i w morzu się pluskałem… Przewija mi się to właśnie przed oczami. Oj, boli jakoś… Koniec! Car umiera.
ROZPRUTIN
Ha, ha! Teraz się naprawdę zacznie! Jegry! Walić z armat. Ojczyzna wymaga krwi! Świat stoi przed nami otworem. Zwołać zaciągi, rekwirować siano. Palić, gwałcić, rabować! Pokonamy Kajzera, jak dopadliśmy cara! Podbijemy cały globus! To nic, że mamy łaty na dupach!
Za Rozprutinem stają carscy żołnierze. Krzyczą trzy razy: urraaa! i światło gaśnie.
Scena V
Dekoracja się nie zmienia. W głębi sceny pojawia się niewielka, tekturowa chata. Trupy żołnierzy jak leżały, tak leżą. Po chwili pojawia się chłop.
CHŁOP
Wybrałem się rano do lasu po grabika i osiczkę. Padało trochę, więc nie było przyjemne. Wziąłem szkapę, a po chwili przyplątał się za mną podwórzowy pies. Poszliśmy w gęstwinę i piłujemy… Dobrze nam szło, ale po chwili Burek zaczął ujadać. Gdzieś w krzaki, jakby w jedno miejsce. O — myślę sobie — albo też złodziej, albo… królewski gajowy. Rzuciłem piłę, zrobiłem wielkie koło i zaszedłem kryjomka od tyłu. Ot, co znalazłem!
BABA
wyszła przed chatę
Wszelki duch, toż to Wetiszka. Przecież miałeś warchole nie żyć! Napisali, żeś trup, w liście, ze siedem lat temu! (po chwili) Niższy jakby coś jesteś… Ćwierć chłopa! Chwiejesz się… A ja sobie życie bez ciebie ułożyłam.
WETISZKA
skacze uradowany na jednej nodze; drugą urwała mu kula armatnia
Milena! Żono! Nic się nie zmieniłaś!
CHŁOP
Wara chamu! To moja kobieta!
WETISZKA
Twoja, moja! Wojna przecież była. Musimy sobie radzić!
BABA
Idź precz popod płoty! Niepotrzebny nam jednonogi skoczek w polu do roboty. Wąsy masz zresztą… też paskudne! Teraz kocham tego tu Ondraszka!
wskazuje na chłopa
WETISZKA
Zgolę! Ondraszek mi nie przeszkadza!
CHŁOP
Wara, mówię. Bo uduszę i psem cię ukoszę! Przylezie taki… byle jaki i się do mojej baby dobiera. Wracaj, skądeś przylazł. Kołchozy teraz są. Panów, darmozjadów, wyzyskiwaczy i reżimowych żołnierzy nam nie trzeba! Won! (Wetiszka próbuje obłapić babę, chłop go odpycha) No, miarka się teraz przebrała, myślałem, żeś ty ranny partyzant, a tyś babiarzyna! Swołocz! Człowiek w polu się narobi, a tu wylazł taki z krzaków i się jak namoknięty kołek rozpiera. Do baby się cudzej pcha. Wciorności… Cholera i jeszcze raz cholera! I nagłe szajse! (nagle patrzy przed siebie) Co jest? Co się tu dzieje?
Na scenę wchodzi z publiczności dwoje krytyków: kobieta i mężczyzna. Ustawiają krzesełka na szańcach, między poległymi. Mężczyzna przesuwa nawet jedno z ciał żołnierzy, by zrobić sobie miejsce.
KOBIETA
Cichojcie, Bartłomieju. Już nie trzeba groć. Widowisko się dla was skończyło. Przestańcie się wydzierać!
CHŁOP
A no bo my się znów zagalopolowali. To co, nie zapłacą nam teraz?
KOBIETA
Zapłaco, zapłaco. W koncie ino usiądźcie. Z babą. Reszta też. (do publiczności) Dobry wieczór państwu. Obejrzeliśmy przed chwilą wstrząsające widowisko kostiumowe pt. „Głos z oddali”. Przepraszamy, że się nieco przedłużyło. Teraz chcieliśmy namówić państwa, szanowną publiczność, na dyskusję o tym spektaklu. Na początek zwracam się do adiunkta Tomasza Brzezickiego, młodego, ale znanego literaturoznawcę ze stołecznego uniwersytetu, który zaszczycił nas dziś swoją obecnością. Panie adiunkcie, w naszym kraju tematyka wojenna jest nadal nośna, ale ta akurat sztuka dotyka nie tylko problematyki żołnierskiego znoju. To także wielka synteza człowieczeństwa i prawda o bolesnym trudzie poszukiwania sensu w życiu.
ADIUNKT
Dobry wieczór. Tak… Ta sztuka jest zupełnie iluzoryczna. Przebiega na marginesie realnego czasu i wydawałoby się normalnej rzeczywistości. Nie to jednak stanowi jej najgłębszą istotę. Ważne jest, że aktorzy autoironicznie podkreślają ów iluzoryczny charakter. Tak na przykład grając ów gigantyczny rozmach działań wojennych, napomyka się raz po raz, że jest to właściwie donkiszoteria. (chłop siada na scenie obok nich i patrzy z otwartą gębą) Świat tych działań jest — jak już wiemy — immanentny, rządzą nim nie fizykalne, ale psychologiczne prawa. Jakaś transcendencja…
KOBIETA
Nie ma w sztuce ani jednego portretu współczesnej, uduchowionej kobiety. Tego mi zabrakło. To jest sprzeczność?
ADIUNKT
Chodzi raczej o zasadę tożsamości. Bohaterowie jednocześnie są i nie są sobą. Pierwszy plan zlewa się z drugim, a kształty przeświecają ze sobą. Kobieta jest. Ona dominuje. To wojna.
KOBIETA
To także rozkochanie w materii, pustych dekoracjach… jakichś statystykach.
ADIUNKT
Właśnie. Zwłaszcza postać kaprala oscyluje na takiej granicy.
Nagle odzywa się zabity żołnierz, który przez cały czas był przewieszony na szańcu. Jest zdenerwowany. Krzyczy.
MARTWY ŻOŁNIERZ
My to zupełnie inaczej odbieramy! Tutaj są wyrażone zagadnienia zasadnicze we wszystkich aspektach. Chodzi o stosunek ja, czytaj kapral, sztabowiec, konfederat do nie ja, czyli, że widać relacje człowiek — świat. Wojna to tylko pretekst do tego. To był przecież pretekst!
ADIUNKT
To jest według pana sugestywne? To ma być to nieuchwytne coś? Myli się pan. Nasza wyobraźnia wciąż waha się między rzeczywistością a jakże wzniosłym mitem. Ta sztuka jest tego demonstracją. Trzeba to tylko dostrzec.
MARTWY KAPRAL
Staszek, nie gadaj z nim, to jakiś świr.
KOBIETA
do kaprala
Panie Tadeuszu, zapomina się pan.
MARTWY KAPRAL
A co mi tu pani będzie wyjeżdżać! Jestem martwy, to mówię, co myślę! Nareszcie! Co mi kto zrobi? Teraz mam wolność na każdym poziomie!
ADIUNKT
I co pan z tej swojej śmierci wyniósł, co pan zrozumiał? To są słowa godne umarłego? Wstydziłby się pan, naprawdę!
WETISZKA
Kapralu, broń się. My z tobą! Tyś dowódca i ojciec!
Kapral dostaje konwulsji. Rzuca się po podłodze, próbując dowlec się do dwójki krytyków. Reszta żołnierzy robi po chwili to samo. Są zdeterminowani. Znów słychać kanonadę. Na scenę wchodzi kilku nowych wojaków. Przestraszony adiunkt i kobieta podnoszą ręce do góry. Żołnierze przeszukują poległych, zabierają im broń. Wstaje jeden z widzów.
WIDZ
Panowie! Dobrze, że jesteście. To ja zadzwoniłem. Były tajny współpracownik „Bystry” jestem. Załatwcie ich. (wskazuje na krytyków) Bo to nie nasz, ale napływowy element! Wywrotowcy! Czy wy wiecie, co oni na naszą Ojczyznę wygadywali? I to z jakimś zupełnie obcym akcentem!
MARTWI ŻOŁNIERZE
Racja. Bajdurzyli takie niestworzone rzeczy. Nie wiadomo jakie, ale to było na pewno bluźnierstwo! Oni coś mają do kobiet!
CHŁOP
A mnie ze sceny zgonić chcieli. Za darmo! Bez gaży! A gówno! Nie zejdę stąd choćby do białego rana. Wszyscy chcą, żeby za darmo robić! Nie będę!
adiunkt zaczyna płakać, pada na kolana
ADIUNKT
Litości! Mam żonę i troje dzieci. Literaturoznawstwo to tylko przykrywka do tego!
Kobieta patrzy chwilę zdumiona na adiunkta i wymierza mu siarczysty policzek. Rozpacza. Nowi żołnierze tymczasem coś szepczą, następnie zabierają krytyka i kobietę za scenę. Po chwili słychać krzyki i dwa strzały. Wchodzi Sztabowiec.
Finał
SZTABOWIEC
A kiedy kułakom grobowiec wynieśli
Do szlacheckich domów z przysiółków się ześli
Po trupach żołnierzy. I ja z nimi byłem
Choć raczej niechętnie: piłem i gwałciłem
Dlaczego?
Bo w każdym systemie
Jest robota dla sumiennych urzędników.
Coś zapisuje w notesie. Kłania się i wychodzi.Najpiękniejszy sen Gorchana
Osoby:
I SPRZEDAWCZYNI
II SPRZEDAWCZYNI
KLIENT
KLIENTKA
POETA
MATKA
GORCHAN
HANKA
SĄSIAD
II SĄSIAD
STRAŻNIK
CZEŚKA
MIETEK
CIOTKA
ŻOŁNIERZ
DOKTOR
KOBIETA
II KOBIETA
PODGLĄDACZ
WĘDROWIEC
WIEŚNIAK
DOZORCA
Scena I
Sklep z damskimi ubraniami. Na scenie stoi przymierzalnia, nad nią okno. Przy ladzie dwie sprzedawczynie. Widać też kilka wieszaków z fatałaszkami.
KLIENTKA
Może ta sukienka będzie dobra? Mogę przymierzyć?
I SPRZEDAWCZYNI
Oczywiście, ale niech pani chwilę poczeka. Bo mamy takiego… podglądacza. Może panią wystraszyć. On tutaj jest prawie codziennie. Przez to okno…
II SPRZEDAWCZYNI
Niech się pani nie boi, my przypilnujemy. Trzeba tylko wyjść na chodnik. Ja pójdę.
KLIENTKA
Przez to okienko zagląda? A nie można go jakoś zasłonić?
I SPRZEDAWCZYNI
Oj, to cały kłopot. Jakieś story trzeba by montować czy coś. Ciemno zresztą będzie. Tam tak normalnie nikt nie widzi, bo w tym miejscu jest taki winkiel. Dlatego ten facet sobie to miejsce upatrzył.
II SPRZEDAWCZYNI
Myśmy z nim już niejedną przygodę miały. Kiedyś przyszła klientka i akurat on też się pojawił. No i ta kobieta go zobaczyła. Wybiegłyśmy za nim, ale się gdzieś schował. No i potem opowiedziałyśmy jej całą tę historię, jak pani. A ona tylko: coż pani mówi, i coż pani mówi…
I SPRZEDAWCZYNI
W końcu nie wytrzymałam i zapytałam: a pani go zna? A ona na to, że to… jej mąż. Zmieszałyśmy się wszystkie. A ona dalej, czy dawno tu przychodzi, a my, że no… dawno. Bo taka była prawda! Jak Boga kocham! No i ta kobieta wybiegła. Musiała mu nieźle za skórę zaleźć. Tyle że on znów się niedawno pojawił…
wchodzi klient
KLIENT
Przepraszam, potrzebuję garnitur na wesele. Jakiś taki… jak na mnie. Byłem już obok i wybrałem koszulę z haftami. Ale jaki to krawat i marynarka do takiej koszuli?
KLIENTKA
To się nadział! Własną żonę podglądał!
I SPRZEDAWCZYNI
Kolor jakiś pan chce?
Klientka wchodzi do przymierzalni. II Sprzedawczyni wychodzi ze sceny. Po chwili widać jej twarz w okienku nad przymierzalnią.
KLIENT
No nie wiem. Jakiś może popielatoniebieski.
I SPRZEDAWCZYNI
Jest jeden taki.
KLIENT
Niech pani pokaże. (przymierza garnitur) Góra niby dobra. Rozmiarowo w sam raz. Spodnie tylko coś luźne w pasie. (spodnie są mocno za krótkie)
I SPRZEDAWCZYNI
Niech pan weźmie górę, a spodnie się u krawca poprawi. Za tydzień. To będzie ze dwieście sześćdziesiąt złotych.
KLIENT
Ale ja mam ślub kolegi za tydzień.
I SPRZEDAWCZYNI
No… Będzie w sam raz.
KLIENT
Tak pani myśli? Tyle, że moja… (przełyka ślinę) nie będzie zadowolona.
KLIENTKA
Wychodzi zza parawanu. Krzyczy do sprzedawczyni nadal tkwiącej w okienku.
Może już pani przyjść! Nie wezmę tego!
Klient wychodzi.
II SPRZEDAWCZYNI
Widziałam, że dobrze leży. Czego pani nie chce?
KLIENTKA
Dekolt jakiś jakby za duży. Ja muszę mieć zresztą stanik na ramiączkach. Wie pani dlaczego?
II SPRZEDAWCZYNI
No wiem… Mam ten sam kłopot.
KLIENTKA
Widzi pani, trudno coś dobrać.
Wchodzi poeta, a za nim klient z matką. Ustawiają się w kolejce.
POETA
Przyszły?
I SPRZEDAWCZYNI
Nie przyszły. Coś się pan uczepił?
POETA
Kiedy będą?
I SPRZEDAWCZYNI
Nie wiem. Proszę pytać.
POETA
Znowu nie ma. Nie ma i nie ma… No szkoda.
Mężczyzna odchodzi ze spuszczoną głową.
MATKA
zdenerwowana
Co pani tu mojemu dziecku sprzedaje? Jak on w samej górze na wesele pójdzie? To taka ciamajda, że wszystko można mu wcisnąć! Ale jakieś granice są! Proszę oddać pieniądze.
KLIENT
Mamo, niech mama przestanie! Nie w taki sposób!
MATKA
Siedź cicho!
KLIENT
do sprzedawczyń
Panie się nie przejmują…
MATKA
Ej… Do tej koszuli zresztą taki garnitur nie pasuje. Musi być materiał bezmotywowy.
widać faceta w okienku
I SPRZEDAWCZYNI
O, jest! Znowu jest!
II SPRZEDAWCZYNI
Idź w cholerę. No naprawdę! (do matki) Bierze pani ten garnitur czy nie? Bo ja zamykam.
Facet z okienka się chowa.
MATKA
Proszę oddać pieniądze!
W tym czasie wchodzi Gorchan. Sprzedawczynie są zaaferowane. Coś liczą, wypisują. Mężczyzna bierze spodnie i idzie do przymierzalni. Zasuwa zasłonę. Nagle słychać krzyk.
GORCHAN
Cholera! A to co! (wybiega w samych majtkach) Tam jest jakiś facet!
II SPRZEDAWCZYNI
A nie mówiłam? Trzeba pilnować.
I SPRZEDAWCZYNI
Tym ludziom to zresztą nigdy nie dogodzisz. Jeden podgląda, drugi pyta, innym się marynarka bez spodni nie podoba. A ten włazi za parawan, jak personel nie widzi… Panie, coś się pan nażarł? Co panu drugi chłop w oknie przeszkadza! Delikatny się znalazł! No już tak znowu piękny to pan nie jest! Niech pan się ubiera, nie ma o co robić afery. No, niech się pan ubiera!
MATKA
Oddaje pani czy nie?
sprzedawczyni sięga zrezygnowana pod ladę
GORCHAN
Ale… A zresztą (macha ręką). Niech i tak będzie…
Gorchan wchodzi za zasłonę przymierzalni. Ściemnienie.
Scena II
Ławka. Dwoje młodych ludzi. Siedzą przy świetle latarni. Noc. W półmroku, z drugiej strony sceny siedzi zamyślony poeta. Przed nim stoi klatka z papużkami.
HANKA
Usunęłam… Ale jakby do mnie wrócił, nie wiem, co bym zrobiła…
GORCHAN
Słuchaj, ty jesteś świetną dziewczyną. Ja to rozumiem.
HANKA