Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Temporary Fix - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Temporary Fix - ebook

Ona podkochuje się w nim od lat, choć on zawsze pozostawał poza jej zasięgiem… Aż do teraz.

Tucker Ashford od lat wiedzie spokojne, poukładane życie. A przynajmniej tak mu się wydaje do momentu, w którym jego żona żąda rozwodu. Po raz pierwszy od piętnastu lat Tucker zostaje singlem i musi nauczyć się funkcjonowania w pojedynkę, a to zdecydowanie nie jest proste. Zwłaszcza, gdy w jego życie nieustannie wtrąca się rozczarowana jego losem matka i piekielna eks, która choć sama postawiła krzyżyk na ich małżeństwie, nie potrafi odpuścić.

Tam, gdzie Tucker widzi porażkę, Joy Bailey dostrzega swoją szansę. Po tym, jak przez lata wzdychała do mężczyzny zza kontuaru baru, przystojny prawnik w końcu staje się dla niej osiągalny. Joy zdaje się idealną kandydatką chętną poskładać jego złamane serce i oddać mu swoje.

Tylko czy Tucker jest gotowy na nowy związek? A może widzi w Joy jedynie chwilowe pocieszenie?

Temporary Fix to kolejna, po Take a Chance On Me i Accidentally In Love, część serii Love Songs. Choć stanowi odrębną historię, zawiera spoilery dotyczące poprzednich tomów, dlatego przed czytaniem polecamy sięgnąć po poprzednie książki.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8417-000-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

You can call me

When you’re lonely

When you can’t sleep

I’ll be your temporary fix

You control me

Even if it’s just tonight

You can call me

When you feel like

I’m your good time

I’ll be your temporary fix

You can own me and we’ll call this what you like

– One Direction

Temporary Fix

Możesz do mnie zadzwonić

Gdy czujesz się samotna

Gdy nie możesz zasnąć

Będę twoim chwilowym pocieszeniem

Masz nade mną władzę

Nawet jeśli to tylko dzisiejszy wieczór

Możesz do mnie zadzwonić

Kiedy czujesz

Że miło spędzisz ze mną czas

Będę twoim chwilowym pocieszeniem

Możesz mnie mieć i nazwijmy to, jak tylko chceszROZDZIAŁ 1

Tucker

Chcę rozwodu.

Ostry głos mojej żony przecina gęstniejące powietrze niczym brzytwa i sprawia, że przez moje ciało przechodzi dreszcz. Jej słowa zawisają nade mną jak klątwa, której nie mogę się pozbyć, i choć nie zaskakują mnie tak, jak podejrzewałem, nie potrafię dopuścić do siebie tej informacji.

Patrzę na kobietę stojącą naprzeciwko mnie i nie rozpoznaję w niej tej samej osoby, w której zakochałem się kilkanaście lat temu. Savannah w niczym nie przypomina już nastoletniej dziewczyny z wiecznie szerokim uśmiechem i pełnymi dobroci oczami, której oddałem serce. Zamiast tego widzę przed sobą proste, platynowe włosy spięte w wysoki kucyk, lodowate spojrzenie i usta ściśnięte w wąską linię.

Twarz mojej żony nie wyraża absolutnie żadnej emocji, jakby nie oznajmiała właśnie, że chce zakończyć nasze małżeństwo, nie podając nawet jednego pieprzonego powodu. Informuje mnie o tym w dokładnie taki sam sposób, w jaki wczoraj oznajmiła, że wróci później z pracy. Chłodno i bez krzty uczucia, jakby na szali nie leżał nasz piętnastoletni związek.

– Dlaczego? – pytam, podejmując się nierównej walki z królową lodu, która jeszcze tak niedawno wydawała się miłością mojego życia.

– Nie kocham cię już, Tucker – oświadcza bez zająknięcia. Nie waha się nawet przez moment, gdy tak wprost wyznaje, że nie darzy mnie już żadnym uczuciem.

– To wszystko, co masz mi do powiedzenia? – prycham zirytowany.

– Nie wiem, co chcesz ode mnie usłyszeć. – Krzyżuje ramiona na piersi, a mankiety jej szarej, dopasowanej marynarki podwijają się ku górze, odsłaniając złoty zegarek, który kupiłem jej z okazji naszej dziesiątej rocznicy ślubu.

– Prawdę – odpowiadam natychmiastowo. – Mam uwierzyć, że obudziłaś się dziś rano z myślą, że chcesz mnie zostawić?

Nie jestem zdziwiony jej decyzją. Wręcz przeciwnie, już od dawna przeczuwałem, że rozpad naszego małżeństwa wisi w powietrzu. Na początku próbowałem walczyć, wmawiając sobie, że jeśli wystarczająco się postaram, będę mógł naprawić to za nas dwoje. Stawałem na głowie, robiąc wszystko, by na twarzy Sav chociaż przez chwilę pojawił się uśmiech, za którym tak tęskniłem, ale na próżno. Stała się zimna jak lód, niedostępna i nie potrafiła rozmawiać ze mną, nie wszczynając przy tym kłótni.

Gdzieś po drodze ja także przestałem ją kochać i zderzenie się z tym faktem nie było proste. Kiedyś nie mógłbym sobie wyobrazić życia bez tej kobiety, a teraz patrzę na swoją żonę, a ona wydaje mi się kompletnie obca. Czuję się tak, jakby minione lata rozmyły się w niewyraźną plamę i nie potrafię przypomnieć sobie czasów, kiedy byliśmy ze sobą szczęśliwi.

– Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nasze rozstanie było jedynie kwestią czasu. Od ponad półtora roku udajemy, że żyjemy razem, choć tak naprawdę każde z nas funkcjonuje osobno. – Każde jej słowo jest wyważone, a jej głos zdaje się niemal sztuczny.

– To, że zachowywałaś się jak suka, wiem już od dawna – kwituję, nie spuszczając z niej wzroku. Skoro ona stosuje na mnie swoje wyrachowane podejście, ja nie zamierzam być gorszy. – Pytanie brzmi: dlaczego?

– Może po prostu znudziło mi się bycie twoją perfekcyjną żonką? Może odkryłam inne rzeczy, które dają mi szczęście? A może znalazłam kogoś, kto jest w stanie dać mi więcej niż ty? – Zarzuca mnie pustymi, nic nieznaczącymi pytaniami. – To nieistotne, Tucker. Liczy się jedynie to, że ja nie chcę już ciebie, a ty nie chcesz mnie.

– Więc postanawiasz przekreślić to wszystko ot tak? Rezygnujesz z życia, które budowaliśmy razem od lat przez swoje pierdolone widzimisię? – W przeciwieństwie do niej, ja nie potrafię tak umiejętnie maskować swoich emocji i pozwalam złości przejąć stery.

– Tylko nie mów, że chcesz o to walczyć – prycha pod nosem. – Ośmieszasz się. – Kręci głową, a jej pełen jadu ton uderza prosto w moje serce. – Oszczędź nam wstydu i po prostu odpuść, Tuck.

– Nie martw się, nie zamierzam tego robić – rzucam oschle. – Dlaczego miałbym starać się o coś, w co już od dawna nie wierzę?

Jeszcze rok temu moja odpowiedź brzmiałaby zupełnie inaczej, ale teraz, gdy widzę, jak przekreśla całe nasze małżeństwo grubą kreską, odpuszczam. Nie zmuszę jej do miłości i choć ciężko mi się z tym pogodzić, nie wiem, czy ja sam potrafiłbym wskrzesić w sobie uczucia do tej kobiety. Obydwoje nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, którymi byliśmy kiedyś, a nasze nowe wersje nie chcą się ze sobą dogadać.

– Zatem się zgadzasz? – pyta niewzruszona moimi słowami. – Weźmiemy rozwód?

– Tak – wzdycham, a gdy przystaję na jej propozycję, ucisk w moim gardle się zwiększa. – Weźmiemy rozwód.

Dopiero kiedy wypowiadam to zdanie na głos, zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie się wydarzyło. W ciągu kilkuminutowej rozmowy podjęliśmy decyzję o zakończeniu czegoś, co budowaliśmy przez lata i ta niewielka, naiwna część mnie podpowiada, że może zrobiliśmy to zbyt pochopnie, ale gdy patrzę na kobietę, której kącik ust drga w zadowoleniu dopiero w chwili, gdy słowo rozwód opuszcza moje usta, wiem, że nie powinniśmy tego kontynuować.

– Wspaniale. Mój prawnik się z tobą skontaktuję. Zakładam, że będziesz reprezentował samego siebie. – Poprawia jasny kosmyk włosów, który wysunął się z perfekcyjnie ulizanego kucyka, i przyklepuje go palcem.

– Tak. – Odchrząkuję. – Niech dostarczy mi wszystkie dokumenty jak najszybciej – dodaję. – Znasz adres.

Kiwa głową, jakby dawała znak, że nasza rozmowa dobiegła końca. Odprowadzam ją wzrokiem, gdy ubrana w szarą, ołówkową spódnicę i marynarkę w tym samym kolorze kroczy w stronę przedpokoju. Narzuca na siebie czarny, wiązany w talii płaszcz i wsuwa stopy w szpilki, a następnie przegląda się w lustrze. Nie chcę na nią patrzeć, a jednocześnie nie potrafię się zmusić do tego, by oderwać od niej spojrzenie.

– Savannah? – rzucam w jej kierunku.

– Tak? – pyta, zakładając torebkę na przedramię.

– Kim on jest?

– Słucham? – Brzmi na niemal oburzoną moim pytaniem, co sprawia, że mam ochotę roześmiać się w głos w reakcji na jej zachowanie.

– Kim. On. Jest? – powtarzam, akcentując dokładnie każde słowo.

– Zagalopowałeś się, nie sądzisz?

– Przestań udawać idiotkę i miej w sobie choć odrobinę odwagi, by mi odpowiedzieć – mówię ostro.

– To ktoś z pracy – oznajmia zdawkowo.

Czuję się tak, jakby właśnie wymierzyła mi policzek. Już od dawna podejrzewałem, że nie jestem jedynym mężczyzną w życiu mojej żony, ale naiwnie wierzyłem, że to tylko bezpodstawne domysły. Tłumaczyłem jej nowe, chłodne podejście zmęczeniem i gorszym samopoczuciem, ale teraz, gdy otwarcie przyznaje się do zdrady, coś we mnie pęka. Czuję wstręt nie tylko do niej, ale też gniew na samego siebie za to, że oszukiwałem się przez tak długi czas.

Gdybym miał określić, kiedy tak wszystko między nami się zmieniło, bez wątpienia wskazałbym moment, w którym Sav zatrudniła się w nowym miejscu. Wcześniej pracowała na pół etatu jako terapeuta w małej, prywatnej klinice, kilka przecznic od naszego mieszkania, aż do momentu, w którym jeden z klientów zaproponował jej posadę psychologa w swojej firmie. Na początku nie chciała się na to zgodzić, ale rozmawialiśmy o tym przez kilka wieczorów z rzędu i przekonałem ją, że to może być dla niej niesamowita szansa, by w końcu zająć się tym, czym zawsze chciała.

Nie miałem jednak pojęcia, że popychając ją w stronę rozwoju kariery, wepchnę ją także w ramiona innego mężczyzny.

Nie wiem, kiedy dokładnie Savannah przestała przypominać siebie. Być może od kiedy pierwszy raz włożyła jedną z tych pieprzonych garsonek, a może miesiąc później, gdy rozjaśniła swoje piękne naturalne blond włosy na platynowy, niemal biały odcień, który sprawił, że jej skóra zaczęła wydawać się przeraźliwie blada i pozbawiona blasku. Jednak to nie te wszystkie wizualne metamorfozy, choć nie zawsze przypadały mi do gustu, były najgorszą częścią jej zmiany.

Z każdą kolejną przepracowaną przez nią godziną miałem wrażenie, że ktoś odbiera mi żonę, przedstawiając zupełnie nową kobietę, której nigdy nie chciałem poznać. Nieustanne nadgodziny, służbowe wyjazdy i spotkania do późna spowodowały, że Sav zaczęła się ode mnie oddalać. Spędzaliśmy razem coraz mniej czasu, a gdy już nasze drogi się przecięły, była zbyt zmęczona i rozdrażniona, by choć przez moment ze mną porozmawiać. Jedyne, co kierowała w moją stronę, to ciągłe pretensje. Nagle przestało jej odpowiadać wszystko, co wcześniej uważała za dobre. Nasze mieszkanie stało się zbyt małe, łóżko niewygodne, a moje towarzystwo niewystarczające. I właśnie to raniło mnie najbardziej.

– Nie wrócę dziś na noc – oświadcza, nakładając na usta warstwę przezroczystego błyszczyka. – Właściwie nie sądzę, że kiedykolwiek to zrobię. Sam rozumiesz – wzdycha pretensjonalne. – Przyślę ekipę, by zabrała stąd moje rzeczy. Powinieneś zatrzymać mieszkanie – dodaje. – Cóż, przynajmniej do czasu rozwodu.

– Nawet nie zakładałem, że będzie inaczej – mamroczę cicho.

– Do zobaczenia, Tucker – rzuca chłodno i chwyta za klamkę do drzwi. – Cieszę się, że nie zamierzasz mi tego utrudniać – dodaje, po czym wychodzi z mieszkania, zostawiając mnie w nim samego ze swoimi myślami.

To tyle. Właśnie kilkoma zdaniami postawiliśmy krzyżyk na czymś, co budowaliśmy latami. Pożegnanie, po którym spodziewałem się wrzasków, łez i kłótni, trwało zaledwie kilkanaście krótkich minut i choć część mnie cieszy się, że uniknęliśmy niepotrzebnych dramatów, to druga nie może poradzić sobie z faktem, że ustąpiliśmy tak łatwo, bez walki.

Spoglądam na zegarek, który wskazuje ósmą trzy. Niestety fakt, że moja żona właśnie zrzuciła na mnie bombę, nie zwalnia mnie z codziennych obowiązków. Choć jedyne, na co mam teraz ochotę, to drink w samotności, muszę pojawić się w biurze i zachowywać tak, jakby ten dzień nie różnił się niczym od wszystkich innych.

Tak, jakby mój świat nie legł dzisiaj w gruzach.

Czy tego chcę, czy nie, szykuję się do wyjścia. Wkładam mój ulubiony szary garnitur w jasną kratkę, który przypadkowo jest także najbardziej znienawidzonym przez Sav elementem mojej garderoby, po czym wsuwam stopy w czarne, eleganckie buty i chwytam swoją aktówkę, a następnie wychodzę z mieszkania i kieruję się w stronę garażu. Odpalam moje audi i ruszam w stronę firmy.

Ten dzień od samego początku był skazany na porażkę, więc zupełnie nie dziwi mnie to, że po dotarciu do siedziby Next Level Properties wciąż nic nie idzie po mojej myśli. Z samego rana dostrzegam na moim biurku kopertę z pozwem od konkurencji na kilkaset tysięcy dolarów, później wszczynam kłótnię ze swoim asystentem, niemal go zwalniając, a na koniec dowiaduję się, że któryś ze współpracowników zarysował mój wóz na parkingu podczas nieudolnej próby wycofania ze swojego miejsca.

Gdy dochodzi szósta, mam już serdecznie dość tego gównianego dnia i marzę już tylko o powrocie do domu, co niestety nie jest możliwe. Obiecałem moim przyjaciołom, że spotkam się z nimi w barze, i wiem, że jeśli się tam nie pojawię, będą mnie męczyć przez kolejne tygodnie, nie przyjmując do wiadomości żadnego z moich tłumaczeń. Nawet jeśli jedno z nich będzie dotyczyło pieprzonego rozwodu.

Wieczorem wchodzę zatem do Corner’s z nie najlepszym nastawieniem, ale gdy dostrzegam moich bliskich, zaczynam myśleć, że spędzenie czasu w ich towarzystwie to wcale nie taki zły pomysł. Cóż, rysuje się to zdecydowanie lepiej, a przynajmniej odrobinę mniej żałośnie, niż upijanie się do nieprzytomności w pojedynkę.

Czuję się, jakbym dołączał do podwójnej randki, co wywołuje nieprzyjemny ucisk w żołądku. Zazwyczaj nie mam nic przeciwko spędzaniu czasu z moimi kumplami i ich kobietami. Uwielbiam Lauren i Naomi, a ich towarzystwo jest miłym dodatkiem dla obecności tych dwóch skurwieli, których nazywam przyjaciółmi, ale dzisiaj fakt, że jako jedyny jestem sam, niezwykle mnie dobija.

Bez słowa siadam na ostatnim wolnym miejscu, a oni od razu milkną i przenoszą na mnie całą uwagę. Cztery pary oczu wypalają we mnie dziurę, jakby wszyscy nagle zrozumieli, że coś jest nie tak. Kobieta Clarka zdaje się wyczuwać mój podły nastrój najlepiej ze wszystkich, prawdopodobnie dlatego, że jako jedyna nie jest pijana. Jednym skinieniem przywołuje do nas Joy, a ta w tej samej chwili stawia przede mną kufel z piwem, który opróżniam do połowy zaledwie kilkoma łykami.

– Powiedz coś, Tuck – zaczyna Naomi. – Urodzę, jeśli nadal będziesz nas trzymał w takim napięciu – żartuje, chwytając się za ledwo widoczny ciążowy brzuch.

Twarz mojego przyjaciela poważnieje w ciągu sekundy. Widzę też, jak od razu się spina. Zawsze mi się wydawało, że to Brandon jest nadopiekuńczym facetem, ale Clark podczas ciąży swojej dziewczyny przechodzi samego siebie. Zaczynam szczerze współczuć Rudej i jej jeszcze nienarodzonemu dziecku, bo skoro Sean wariuje tak w piątym miesiącu, to boję się, jak będzie się zachowywał bliżej rozwiązania. Muszę pamiętać, żeby się w tym czasie trzymać od niego z daleka.

– Woods ma rację – wtrąca Lauren. – Przerażasz mnie. Co się stało?

Wypijam duszkiem alkohol, który znajduje się w kuflu, a następnie biorę głęboki wdech i odchrząkuję, żeby się przygotować do ogłoszenia wieści. Mógłbym przez jakiś czas próbować ukryć przed nimi informację o moim rozstaniu, ale nie widzę w tym sensu. Cała czwórka jest lepsza niż agenci FBI i skoro po kilkunastu sekundach domyślili się, że coś jest nie w porządku, to okłamywanie ich po prostu mija się z celem. Poza tym wyznanie im prawdy może być wyzwalające. Przynajmniej taką mam nadzieję.

– Przysięgam, stary, jeśli zaraz nie powiesz, co… – zaczyna Sean nerwowym głosem, ale nie pozwalam mu dokończyć.

– Savanah mnie zostawiła – oświadczam beznamiętnym tonem, a gdy tylko kończę, słyszę dźwięk rozbitego szkła i ciche przekleństwo. To Joy właśnie wypuściła z rąk tacę z pustymi szklankami. – Rozwodzimy się – rzucam jeszcze w kierunku moich przyjaciół.

Nie daję im jednak szansy na reakcję, za to odruchowo podnoszę się z krzesła i kucam przy dziewczynie, która próbuje pozbierać potłuczone szkło z podłogi. Obserwuję, jak skrupulatnie podnosi kawałki i odkłada je na już pustą tacę. Niewiele myśląc, robię to samo. Wtedy Joy unosi głowę, by zobaczyć, co się dzieje, i na moment nasze spojrzenia się spotykają. Spoglądam w jej szarozielone oczy przez zaledwie kilka sekund, zanim odwraca wzrok, uniemożliwiając mi dalsze wpatrywanie się w jej tęczówki. Policzki Joy czerwienieją. Nerwowo przyspiesza ruchy i zupełnie ignoruje moją obecność.

– Cholera – syczy z bólu, gdy jeden z odłamków wbija się jej w palec.

– Wszystko w porządku? – pytam, łapiąc ją za nadgarstek.

Dostrzegam sączącą się z opuszka krew.

– To tylko zwykłe draśnięcie, nic takiego.

– Wbił się naprawdę głęboko – oznajmiam, przyglądając się z bliska ranie, wciąż trzymając ją za rękę. – Powinnaś to opatrzeć.

– Tylko skończę sprzątać i… – rzuca zakłopotana uwagą, którą jej poświęcam, co mnie dziwi, bo nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten sposób.

Owszem, Joy nie jest największą ekstrawertyczką, jaką znam, i w porównaniu z dziewczynami moich kumpli wydaje się raczej cicha i nieśmiała, ale w rzeczywistości jest otwarta i naprawdę komunikatywna. Nie znamy się może zbyt dobrze, ale przez nasze częste wizyty w Corner’s zdążyliśmy odrobinę się dotrzeć. Mamy za sobą wspólne pogawędki przy barze i wieczorne spacery, podczas których razem z Brandonem i Seanem odprowadzaliśmy ją do mieszkania po zakończeniu zmiany. Dlatego zaskakuje mnie fakt, że teraz wydaje się tak zdenerwowana w moim towarzystwie. A może się mylę i nadinterpretuję jej stres związany z bałaganem, którego narobiła na sali?

– Teraz, Joy – mówię stanowczo. – Zrób to teraz.

– Jestem w pracy – oświadcza. – Najpierw muszę posprzątać, żeby nikt inny się nie zranił. Zbiorę większe kawałki, a zaraz wrócę tu ze zmiotką, żeby usunąć z podłogi resztę szkła. Nie wykrwawię się w kilka minut. – Chichocze nerwowo i przykłada zakrwawiony palec do czarnego fartuszka, by zacisnąć materiał na ranie.

– Po prostu naklej ten pieprzony plaster, Joy – mamroczę niezadowolony.

– Wracaj do stolika, Tucker – odpiera. – Dzięki za pomoc, ale dalej poradzę sobie już sama – dodaje cicho. – Gdybyś czegoś potrzebował, będę przy barze.

Podnoszę się i ponownie dołączam do moich przyjaciół przy stoliku. Wszyscy patrzą na mnie wyczekująco, nawet nie próbując ukryć ciekawości. Postanawiam jednak nieco ich pognębić i biorę kilka sporych łyków piwa, bo wychodzę z założenia, że jeśli ja jestem w kiepskim humorze, to oni też mogą.

– No co? – pytam, obserwując ich spod uniesionych brwi.

– Jaja sobie, kurwa, robisz? – rzuca Naomi. – Oświadczasz, że zostawiła cię żona, po czym uciekasz sprzątać podłogę jak pieprzony kopciuszek? Chcesz, żebym dostała zawału?

– Nie denerwuj się, skarbie – mówi do niej Clark, kładąc dłoń na jej brzuchu, po czym zwraca się do mnie. – A ty gadaj, Ashford. Wkurzona matka to wkurzone dziecko, a ja już i tak ledwo radzę sobie z tą dwójką.

Nie zamierzam się nad nimi dłużej znęcać i streszczam im całą poranną rozmowę z Savannah. Słuchają mnie w skupieniu, powstrzymując się od głupich komentarzy, i od razu oferują wsparcie, którego nieświadomie tak bardzo potrzebowałem. Ich obecność i zrozumienie dodają mi otuchy, przez co budzi się we mnie nadzieja, że ból, który teraz czuję, ostatecznie przeminie, a na razie naprawdę mogę na nich liczyć.ROZDZIAŁ 2

Joy

Weźcie głęboki wdech – instruuję, po czym nabieram powietrza do płuc. – A teraz długi wydech – dodaję, ponownie wykonując własne polecenie.

Przyglądam się z uśmiechem kobietom na sali, które powtarzają moje ruchy, gdy dzisiejszy trening powoli dobiega końca. Obserwuję z satysfakcją wypieki na ich twarzach i jedynie utwierdzam się w przekonaniu, że dałam im dziś niezły wycisk. Dziękuję wszystkim za zajęcia, wygłaszając przy tym swoją zwyczajową formułkę, po czym zostaję w studiu jogi do momentu wyjścia ostatniej osoby. Zwijam swoją różową matę w rulon i opuszczam salę, pociągając po drodze kilka łyków wody z bidonu.

Biorę szybki prysznic w szatni, a następnie zmieniam sportowy strój na ciemne dżinsy, beżowy golf i grubą, polarową kurtkę w tym samym kolorze. Jeszcze nie zaczął się grudzień, a na zewnątrz jest już wyjątkowo zimno, więc wolę ubrać się cieplej, niż chorować przez cały kolejny tydzień. Zarzucam treningową torbę na ramię, żegnam się z dziewczynami z recepcji studia i wychodzę.

Uwielbiam sport w każdej postaci i marzę o tym, by móc kiedyś zajmować się tym na pełny etat, ale Nowy Jork jest pełen trenerów z niespełnionymi aspiracjami, takich jak ja. Każdy chce założyć własną działalność i odnieść sukces, a to okazuje się niezwykle trudne. Zapisując się na miliony kursów instruktorskich, marzyłam o własnym przytulnym studiu, ale koszty tego przedsięwzięcia okazały się zbyt przytłaczające, bym mogła przejść do jego realizacji. Nie oznacza to oczywiście, że zamierzam zrezygnować ze swoich ambitnych planów. Chcę jedynie odłożyć je w czasie.

Gdy Nicole, moja obecna szefowa i była trenerka, zaproponowała mi prowadzenie kilku godzin jogi w jej studiu, zgodziłam się bez wahania. Nie zarabiam u niej zbyt wiele, ale traktuję tę pracę jako inwestycję w przyszłość. Buduję bazę klientów i podglądam, jak wygląda prowadzenie własnego biznesu od zaplecza, co jest niezwykle przydatne.

Poza tym przez większość wieczorów dorabiam sobie w Corner’s, zazwyczaj zgarniając całkiem niezłe napiwki, więc stać mnie na to, by opłacić rachunki i przy okazji odłożyć kilkaset dolarów miesięcznie na spełnienie swoich marzeń. Mam świadomość, że w tym tempie będzie mnie stać na wynajem sali treningowej dopiero wtedy, gdy będę już za stara, by się ruszać, ale nie zniechęcam się, a przy okazji po cichu liczę na uśmiech od losu w postaci wygranej na loterii.

Po zakończonym treningu wracam do mieszkania, gdzie z salonu dociera do mnie głos taty:

– Joy? To ty?

Zsuwam ze stóp przemoknięte adidasy i odwieszam kurtkę na wieszak, po czym kieruję się do środka, trzymając w dłoniach torby z zakupami.

– Mogłaś mnie zawołać. Pomógłbym ci – karci mnie, gdy dostrzega ciężkie siatki.

– Skacząc o kulach? – Unoszę brew i spoglądam znacząco na jego pokrytą gipsem nogę, na co on posyła mi niezadowolone spojrzenie. – Nie byłbyś zbyt pomocny.

– Jestem bezużyteczny – wzdycha z niezadowoleniem. – Pieprzona noga.

– Mówiłam ci, że… – zaczynam, ale ojciec wchodzi mi w słowo.

– Że nie powinienem wsiadać na motor – przedrzeźnia mnie, na co przewracam oczami. – Dobrze wiesz, że jestem świetnym kierowcą, a to był tylko niefortunny wypadek – tłumaczy.

– Świetni kierowcy nie kończą na poboczu ze złamaniem otwartym – komentuję złośliwie. – Ciesz się, że nie stało się nic poważniejszego. Gips i kule to nie koniec świata – dodaję pocieszająco.

– Jestem uziemiony na następne osiem tygodni – marudzi.

– Na własne życzenie, tato.

Odkąd Thomas Bailey wylądował w gipsie, zachowuje się jak rozwydrzony dzieciak, a ja ledwo radzę sobie z jego humorami. Mój ojciec uwielbia pracować, więc gdy okazało się, że będzie musiał siedzieć w domu przez najbliższe miesiące, a potem poddać się długiej rehabilitacji, był bliski załamania. Ja również nie jestem z tego powodu szczęśliwa, bo choć uwielbiam spędzać z nim czas i nie mam nic przeciwko wspólnemu mieszkaniu, to uwaga, którą teraz od niego otrzymuję, doprowadza mnie do szału. Mam wrażenie, że przeznacza całą swoją niewykorzystaną energię na nasze interakcje i jeśli mam być szczera, bywa to odrobinę przytłaczające.

Kiedy tydzień temu zadzwonił do mnie ze szpitala z informacją, że miał wypadek na motorze, niemal przyprawił mnie o zawał. Wielokrotnie wspominał, że w jednostce, w której pracuje, zakupiono nowe motocykle i praktycznie codziennie podkreślał, jak bardzo chciałby się nimi przejechać. Ja natomiast stale gasiłam jego entuzjazm, podkreślając, że powinien trzymać się starego, dobrego radiowozu, który zna jak własną kieszeń. Jednak mój uparty ojciec w kryzysie wieku średniego postanowił nie słuchać nikogo i wsiąść na motor po trzydziestu latach przerwy. Jego przejażdżka skończyła się szybciej, niż zaczęła, a na moje usta cisnęły się jedynie trzy słowa: „A nie mówiłam?”.

– Wypij to – instruuję, podając tacie szklankę z zielonym smoo­thie, które zrobiłam przed chwilą. Thomas Bailey nawet nie ukrywa swojego niezadowolenia, gdy przyjmuje ode mnie napój. W opozycji do zdrowego trybu życia, który staram się prowadzić, mój ojciec najchętniej codziennie jadłby pizzę i skrzydełka. Niestety dla niego, póki jestem na horyzoncie, jego zamiłowanie do tłuszczu i soli musi odejść w zapomnienie.

– Próbujesz mnie zmienić w królika? – marudzi, biorąc pierwszy łyk szpinakowego koktajlu. Nie wygląda na zachwyconego, ale też się nie krzywi, co biorę za osobisty sukces.

– Próbuję zmienić cię w człowieka z normalnym poziomem cholesterolu – oznajmiam, klepiąc go po ramieniu. – Do dna, staruszku.

– Uważaj, kogo nazywasz staruszkiem. – Grozi mi palcem, ale posłusznie opróżnia szklankę ze smoothie, a ja robię to samo.

Zostawiam go samego w salonie, ale najpierw upewniam się, że ma wszystko, czego mu potrzeba, po czym znikam w swoim pokoju. Kiedy ma się dwadzieścia pięć lat, mieszkanie z tatą nie uchodzi za wymarzony scenariusz na życie, ale koszty utrzymania w Nowym Jorku są przeraźliwie wysokie i nie byłoby mnie stać na to, by wynająć coś w pojedynkę, zresztą tak samo jak mojego ojca. Owszem, zarabia całkiem sporo jako policjant z długim stażem, ale to wciąż niewystarczająco, by zapewnić sobie byt na zadowalającym poziomie, zwłaszcza w tak sporym mieszkaniu jak nasze, dlatego pomagamy sobie nawzajem, póki nie uda się nam całkowicie stanąć na nogi.

Zegar wskazuje czwartą po południu, co oznacza, że za godzinę muszę się zjawić w pracy. Na szczęście mieszkam niedaleko baru, więc nie muszę zbierać się w pośpiechu. Nakładam lekki makijaż, pokrywając twarz cienką warstwą podkładu i tuszuję rzęsy, po czym muskam wydatne policzki różem. Wiążę włosy w wysoki kucyk, a następnie pakuję do torebki świeżo wyprany strój do pracy i pudełko z makaronem, który zamierzam zjeść w przerwie na zapleczu.

– Wychodzę! – krzyczę do taty, zasuwając zamek kurtki pod samą szyję i prawie przycinając sobie skórę na brodzie. – Wrócę późno.

– Uważaj na siebie, Joy!

– I kto to mówi – prycham pod nosem. – Nie wsiadaj na żaden motor podczas mojej nieobecności – kpię, na co w odpowiedzi słyszę jego niezadowolone westchnienie.

– Bardzo zabawne, dziecko. Idź stąd, zanim stracę do ciebie cierpliwość! – odkrzykuje, na co tylko kręcę głową z rozbawieniem.

– Najpierw musiałbyś mnie dogonić – śmieję się, chwytając za klamkę. – Widzimy się jutro rano, staruszku – dodaję, po czym opuszczam mieszkanie.

Droga zajmuje mi zaledwie kwadrans, dlatego pięć minut przed piątą przekraczam próg Corner’s. Przemykam na zaplecze, a następnie zmieniam dżinsy i top na krótkie, czarne spodenki i T-shirt z logiem baru, po czym przewiązuję w talii krótki fartuszek. Witam się szybko z chłopakami pracującymi w kuchni, po czym kieruję się za bar i posyłam uśmiech Owenowi, który dzisiejszego wieczoru pracuje ze mną na sali.

– Cześć, JB – rzuca w moją stronę, polerując ścierką jeden z kufli. – Jak leci?

– W porządku. – Unoszę kąciki ust. – Poza faktem, że przypadła nam piątkowa zmiana. – Krzywię się na dźwięk tych słów.

– Może nie będzie aż tak źle – dodaje pokrzepiająco. – Przynajmniej czeka cię wieczór w doborowym towarzystwie. – Szczerzy się, wskazując na samego siebie.

– A co, Cole zjawi się dziś w pracy? – droczę się, choć tak naprawdę lubię współpracować z Owenem. Jest komunikatywny, bezproblemowy i kilka razy wstawił się za mną, gdy któryś ze zbyt pijanych klientów się do mnie przystawiał, więc cieszę się, że dzisiejsza zmiana przypadła mi właśnie z nim.

– Prześmieszne, JB. – Przewraca oczami. – Bierz się do roboty.

Jak zwykle po otwarciu bar przez pierwszą godzinę świeci pustkami, ale wraz z mijającymi minutami wypełnia się coraz większą liczbą klientów. Owen zajmuje się dziś przygotowywaniem bardziej skomplikowanych drinków, podczas gdy ja ogarniam przekąski, nalewam piwo oraz shoty i sprzątam stoliki.

Wydaję właśnie kolejną porcję skrzydełek, gdy do moich uszu dobiegają znajome głosy, przez co automatycznie unoszę głowę w kierunku wejścia. W środku zjawiają się Brandon i Sean, a zaraz za nimi kroczą ich partnerki, które zawzięcie o czymś dyskutują. Uśmiecham się na ich widok, bo ta grupa jest moją ulubioną. Nigdy nie powodują większych problemów, zagadują do mnie przy każdej wizycie i zostawiają naprawdę hojne napiwki. Macham do nich, a następnie wskazuję dłonią na ich ulubiony stolik w rogu, który na szczęście wciąż jest wolny. Wszyscy odpowiadają mi tym samym gestem, po czym ruszają w znajomym kierunku.

To zabawne, że choć znamy się głównie z widzenia i grzecznościowych pogawędek, wiem o nich dość sporo. Zaletą pracy w barze jest to, że klienci mają tu tendencje do zwierzeń, więc wielokrotnie wysłuchiwałam wywodów każdego z nich. Znam historię Brandona i Lauren ze szczegółami i nawet pomagałam brunetce zorganizować pamiętne przeprosiny dla Collinsa, a także byłam jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o dziecku Naomi i Seana. Samo wspomnienie tej sytuacji powoduje, że zerkam w kierunku rudowłosej dziewczyny, która siada na krześle, kładąc jedną dłoń na swoim ledwo widocznym brzuchu ciążowym. Według moich wyliczeń jest już w piątym miesiącu, a wciąż wygląda zgrabniej niż większość kobiet na świecie, co wydaje się niemal niesprawiedliwe.

Chwilę później Sean pojawia się przy ladzie, zamawia trzy piwa i skrzydełka dla swojej wygłodniałej dziewczyny, a ja przyrządzam dla niej dodatkowo bezalkoholowe mohito, żeby nie czuła się pominięta. Przed ciążą Naomi lubiła zaszaleć, więc wyobrażam sobie, jak bardzo musi cierpieć jako jedyna trzeźwa przy stoliku. Szczerze mówiąc, dziwię się, że nie zabroniła Clarkowi pić alkoholu w ramach współodczuwania, bo to coś, czego bym się po niej spodziewała.

Trzy godziny po rozpoczęciu pracy odczuwam pierwsze oznaki zmęczenia. Nogi zaczynają mnie boleć od ciągłego chodzenia między stolikami, czego potwierdzeniem jest liczba kroków na moim sportowym zegarku, która przekracza już dziesięć tysięcy. Jest mi gorąco od uwijania się za barem w szybkim tempie, a moje włosy dawno przesiąknęły już zapachem piwa i skrzydełek.

– Ej, JB! – krzyczy Owen, czym zwraca na siebie moją uwagę. – Twój ulubiony klient przyszedł – droczy się, wskazując w stronę drzwi, a ja odruchowo zerkam w tym samym kierunku.

Momentalnie robię się czerwona, gdy dochodzi do mnie, co ma na myśli. Tucker Ashford wchodzi do baru, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu swoich przyjaciół, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu przez komentarz mojego współpracownika.

– Ciszej – karcę go. – To klient jak każdy inny – mamroczę zażenowana.

– Akurat – prycha pod nosem. – Właśnie poprawiłaś włosy, i to dwa razy. Nie pindrzysz się tak dla innych gości – dodaje z cwanym uśmieszkiem na twarzy.

– Wcale tego nie zro… – zaczynam, ale milknę, gdy łapię się na tym, że bawię się swoim blond kosmykiem, gdy wyczuwam na sobie spojrzenie Tuckera. Zaciskam usta, a stojący obok mnie Owen wybucha głośnym śmiechem. – Ani. Słowa. Więcej – rzucam ostrzegawczo, wyraźnie akcentując każde słowo.

Lawiruję po sali i zbieram ze stołów puste szklanki, nieustannie zerkając w stronę grupki moich stałych klientów, a zwłaszcza tego jednego mężczyzny, który sprawia, że mój puls przyspiesza, a ciało drży z ekscytacji.

Tucker Ashford jest moją głęboko skrywaną fantazją, której nie potrafię się oprzeć. Czasem mam wrażenie, że kusi mnie wyłącznie dlatego, że stanowi nieosiągalny cel, którego nigdy nie będę mogła zdobyć, ale w głębi duszy czuję, że w innych okolicznościach byłby dla mnie idealny. Ma w sobie wszystko, czego szukam u mężczyzny. Jest dojrzały, inteligentny, oddany i piekielnie przystojny, co stanowi wręcz niebezpieczną mieszankę.

Lubię obserwować go z oddali. Snuję wtedy nierealne scenariusze na temat tego, jak wyglądałaby nasza relacja, gdyby żona Tuckera zniknęła z horyzontu, zwalniając miejsce dla mnie. Pozwalam sobie myśleć, że gdyby szatyn był singlem, również by się mną zainteresował. Kilka razy podczas naszych rozmów miałam wrażenie, że on też mnie lubi, co z jednej strony napawa mnie radością, ale z drugiej dobija świadomością, że nawet gdyby nas do siebie ciągnęło, nic nie możemy z tym zrobić.

Nietrudno zauważyć, że coś jest z nim dziś nie w porządku. Uśmiech, który zazwyczaj gości na twarzy Tuckera, zgasł, a jego przystojna twarz jest pozbawiona kolorów. Przez większość czasu milczy, co przykuwa nie tylko moją uwagę, ale także pozostałych przy jego stoliku. Naomi przyłapuje mnie na wpatrywaniu się w niego i przywołuje skinieniem, a ja bez problemu łapię jej aluzję i stawiam przed Tuckerem kufel z piwem.

Wracam do sprzątania, ale nie mogę się oprzeć podsłuchiwaniu tego, co dzieje się przy moim ulubionym stoliku, więc co jakiś czas przechodzę obok znajomych, przysłuchując się ich rozmowie i dając ciekawości wygrać z kulturą osobistą. Kładę na tacy kolejny pusty kufel, gdy do moich uszu dociera zdanie, którego nigdy nie spodziewałam się usłyszeć.

– Savanah mnie zostawiła – oświadcza Tucker. – Rozwodzimy się.

Nawet nie wiem, kiedy taca wysuwa mi się z rąk, a ja przez kilka sekund stoję osłupiała, nie potrafiąc otrząsnąć się ze zdziwienia, które właśnie mnie dopadło. Dopiero gdy dochodzi do mnie dźwięk rozbijającego się szkła, zakłopotana kucam i zaczynam nerwowo sprzątać bałagan. Podnoszę odłamki, przenosząc je na już pustą tacę, kiedy czuję przy sobie czyjąś obezwładniającą obecność. Unoszę wzrok, chcąc zobaczyć, co się dzieje, i zamieram, gdy spoglądam prosto w oczy Tuckera. Po raz pierwszy znajdujemy się aż tak blisko siebie i intensywność tej chwili momentalnie mnie przytłacza. Speszona odwracam głowę, wracam do sprzątania, kompletnie ignorując obecność tego mężczyzny.

– Cholera – syczę z bólu, gdy jeden z odłamków wbija mi się w palec, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.

Dlaczego zawsze muszę zachowywać się przy nim jak niezdarna trzpiotka?

– Wszystko w porządku? – pyta, a ja zamieram, gdy zaciska palce na moim nadgarstku, przyglądając się z bliska ranie. Patrzy na sączącą się z niej krew, ale ja w ogóle nie zwracam na to uwagi. Skupiam się tylko na tym, jak silne męskie dłonie dotykają mojej skóry, powodując, że przechodzą mnie dreszcze.

– To tylko zwykłe draśnięcie, nic takiego – mamroczę.

– Wbił się naprawdę głęboko – oznajmia, wciąż nie puszczając mojej ręki. Piekący ból jest niczym w porównaniu z uciskiem w żołądku, który czuję w jego obecności. – Powinnaś to opatrzeć.

– Tylko skończę sprzątać i…

– Teraz, Joy – przerywa mi. – Zrób to teraz.

Jego ton jest stanowczy, a spojrzenie ostre, co nie pasuje do troski, którą mnie obdarza. Pierwszy raz widzę go tak chłodnego i opanowanego. Nie przypomina samego siebie w tym wydaniu, choć jest coś seksownego w sposobie, w jaki na mnie patrzy, wydając polecenia. A może tak mi się tylko zdaje…

– Jestem w pracy – rzucam w końcu, wyrywając swoją dłoń z jego. – Najpierw muszę posprzątać, żeby nikt inny się nie zranił. Zbiorę większe kawałki, a zaraz wrócę tu ze zmiotką, żeby usunąć z podłogi resztę szkła. Nie wykrwawię się w kilka minut. – Silę się na żart, ale on nie wygląda na rozbawionego.

– Po prostu naklej ten pieprzony plaster, Joy.

– Wracaj do stolika, Tucker – proszę. – Dzięki za pomoc, ale dalej poradzę sobie już sama. Gdybyś czegoś potrzebował, będę przy barze.

Odprowadzam go wzrokiem do stolika, nie mogąc się przed tym powstrzymać, po czym wracam do sprzątania bałaganu. Szybko udaje mi się dokończyć zbieranie większych odłamków, a potem dla pewności zamiatam podłogę, by żaden z klientów nie zranił się rozbitym przeze mnie szkłem. Wracam za bar tak szybko, jak tylko mogę, chcąc zniknąć z pola widzenia wszystkich gości. Owen patrzy na mnie z wyraźnym rozbawieniem, gdy wyciągam z torebki kolorowy plaster i naklejam go na już oczyszczoną ranę.

– Klient jak każdy inny, co? – rechocze głupio, wskazując na stertę rozbitych kufli.

– Potknęłam się – mamroczę naburmuszona.

– Stojąc w miejscu? – Unosi kpiąco brew. – Skończ ściemniać, JB.

– Nie masz czasem czegoś do zrobienia? – pytam zirytowana. – Drinki same się nie przygotują, Owen.

Mężczyzna wraca za bar, rzucając pod nosem kilka nieprzychylnych komentarzy na mój temat, którymi oczywiście się nie przejmuję, a ja zostaję na zapleczu i robię sobie kilkuminutową przerwę. Siadam na niskim stołku w rogu i kładę na kolanach pudełko z makaronem, który przygotowałam po południu. Wbijam widelec w pełnoziarniste kluski, ale choć nie jadłam od kilku godzin, nie mam apetytu.

Myśli w mojej głowie zaczynają krążyć jak szalone, gdy nagle dociera do mnie to, czego się dziś dowiedziałam. Tucker Ashford rozstaje się z żoną. I choć nie powinnam cieszyć się jego nieszczęściem, to nie mogę nic poradzić na budzącą się we mnie ekscytację. Podoba mi się perspektywa tego, że po raz pierwszy mój wymarzony mężczyzna będzie dla mnie osiągalny, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czuję, że moja szansa w końcu nadchodzi i naprawdę mam nadzieję, że uda mi się ją wykorzystać.ROZDZIAŁ 5

Tucker

Obserwuję z uwagą rumiane policzki blondynki naprzeciwko. Joy także na mnie patrzy, wyginając usta w subtelnym uśmiechu, który maleje z każdą kolejną sekundą. Wygląda uroczo w już nieco rozczochranym blond kucyku i z długopisem włożonym za ucho. Przyglądam się jej jeszcze przez moment, odrywając od niej spojrzenie dopiero wtedy, gdy zdaje się czuć niekomfortowo pod jego ciężarem. Przenoszę swoją uwagę na kufel z piwem i biorę kilka sporych łyków. Pozwalam chłodnemu alkoholowi ukoić moje nerwy.

– Joy?

– Tak? – odpowiada niemal natychmiastowo, brzmiąc na podekscytowaną, jakby wręcz czekała, aż zwrócę się do niej ponownie.

– Polecisz mi jakąś aplikację randkową? – pytam, znów na nią patrząc.

W tej samej sekundzie uśmiech całkowicie znika z jej twarzy, a dołeczek, który jeszcze przed chwilą był widoczny w lewym policzku, momentalnie się chowa. Przez chwilę odnoszę nawet wrażenie, że wygląda na rozczarowaną, ale szybko odsuwam od siebie tę myśl. W końcu nie powiedziałem nic, co mogłoby ją zawieść, prawda?

– Słucham?

– Mógłbym założyć konto na jednej z nich – wyjaśniam. – Clark opowiadał mi kiedyś, że spotkał tam naprawdę kilka fajnych kobiet.

– Nie wiem, czy powinieneś słuchać rad Seana – mamrocze pod nosem, a jej ton nie jest już tak pełny optymizmu jak na początku naszej rozmowy, co odrobinę mnie zaskakuje, ale nie na tyle, bym zamierzał się tym przejmować.

– Sam nie wierzę, że to robię – oznajmiam. – Ale w kwestii randek ma zdecydowanie większe doświadczenie ode mnie, więc równie dobrze mogę zaryzykować.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: