- promocja
- W empik go
Ten drugi - ebook
Ten drugi - ebook
Czy jedna noc może zmienić wszystko?
Kiedy w swoje dwudzieste piąte urodziny Aria pomyślała życzenie, nie sądziła, że tak szybko się ono spełni. Chciała, aby jej życie uległo zmianie. I to właśnie w tym szczególnym dniu spotkała swój ideał mężczyzny. Po upojnej nocy dziewczyna uwierzyła, że jej zauroczenie jest odwzajemnione, jednak gdy następnego ranka obudziła się w pustym łóżku, utraciła złudzenia.
Trzy miesiące później Aria jest już w szczęśliwym związku z Jamesem. Gdy chłopak zaprasza ją pierwszy raz do rodzinnego domu, dziewczyna jeszcze nie wie, co zgotowało jej przeznaczenie. Przeżywa szok, gdy na miejscu okazuje się, że zna brata Jamesa. To właśnie on tamtej pamiętnej nocy złamał jej serce...
Czy uczucie, które połączyło ich za pierwszym razem, może się jeszcze odrodzić? A może nigdy nie zniknęło?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-657-7 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dwadzieścia pięć lat, co za głupi wiek.
Kiedy byłam dzieckiem, uznawałam za dorosłych osoby, które ukończyły szesnasty rok życia. Już przy czternasto-, piętnastolatkach czułam się jak gówniak, i to nie tylko z powodu wzrostu. Traktowałam ich jak starszych, mądrzejszych i fajniejszych. Za to ci, którzy ukończyli dwudziesty pierwszy rok życia, wkraczali według mnie na wyższy level dorosłości. Zwłaszcza jeśli tworzyli związki, które nie kończyły się po trzech miesiącach. Wchodzili w okres studiowania i odnajdowania celu życiowego, a następnie czas szukania stałej pracy, zawierania małżeństw i zakładania rodzin. Kiedyś trzydziestolatek był dla mnie człowiekiem starym, a osoby po pięćdziesiątce w moim przekonaniu śmiało mogły się szykować na tamten świat. Byłam pewna, że w wieku dwudziestu kilku lat sama będę już poukładana i odhaczę większość punktów z listy dorosłych spraw. Co teraz o tym myślę? Że byłam głupim i naiwnym dzieckiem, z umysłem ukształtowanym przez bajki Disneya. Życie przygotowało dla mnie zupełnie inny scenariusz, niż zakładałam.
Dzisiaj wypadają moje dwudzieste piąte urodziny, a ja nie odnalazłam swojego celu życiowego. Nigdy nie stworzyłam poważnego związku ani nie byłam zakochana. Skończyłam za to studia o kierunku, który mnie nie interesuje, i mam pracę, która nie satysfakcjonuje mnie finansowo. Od ponad roku nie uprawiałam seksu, a na swojej drodze spotykam samych fiutków, zarówno tych z charakteru, jak i tych, którzy całkiem dosłownie utożsamiają się ze swoim przyrodzeniem i wyolbrzymiają jego rozmiar. Z wiekiem wcale nie czuję się mądrzejsza ani fajniejsza. Wręcz przeciwnie. Czuję się jak największy przegryw, któremu życie ucieka niczym piasek przesypujący się przez palce, a ja, choć bardzo się staram, nie jestem w stanie tego powstrzymać. Pewnie nawet się nie obejrzę, a przekroczę pięćdziesiątkę, i zamiast wspominać z uśmiechem swoje życie, będę szukać w necie marmurowych nagrobków dla siebie i swojego żółwia
No, chyba że w dniu swoich urodzin zdmuchnę świeczki i pomyślę życzenie, prosząc o ucieleśnienie ideału. A los ponownie ze mnie zakpi i postanowi najpierw zesłać mi takiego faceta, a następnie jego starszą wersję, a ja wplączę się nieświadomie w tę relację, nie wiedząc, jak moje życie się przez to skomplikuje.
– Wszystkiego najlepszego, Ariella.Rozdział 1
Pomyśl życzenie
– _Cin, cin!_¹
Stukamy się buteleczkami i równocześnie wypijamy do dna resztkę ich zawartości. Przełykam słodki alkohol, z niesmakiem zaciskając usta. Mnie tylko wykrzywiło, za to Bianca wykonuje teraz dziwne skręty ciała. Wygląda, jakby tańczyła do muzyki electro.
Zwykle przed wyjściem na imprezę pijemy szoty, ale dzisiaj moja przyjaciółka sprezentowała nam po ćwiartce smakowej wódki, mówiąc, że ćwierćwiecza nie można celebrować innym trunkiem.
– To kto ma być? – pytam, wciskając stopy w moje pięciocalowe szpilki.
– Tylko kilka osób.
Zerkam sceptycznie na Biancę. Właśnie się przegląda w szklanej gablocie, w której trzymam porcelanowe donice, i poprawia swoje kruczoczarne włosy. Nieszczególnie wierzę w jej szczerość.
Bianca to kobieta wulkan, jak na rodowitą Włoszkę przystało. Kocha huczne przyjęcia, towarzystwo innych osób, głośną muzykę, taniec i śpiew. Przy niej zawsze musi się coś dziać, i to z pompą. Wątpię więc, by – jak to powiedziała – zaprosiła tylko kilka osób.
– Zresztą nie musisz wszystkiego wiedzieć! – Odwraca się w moją stronę tak energicznie, że jej ciemne włosy przecinają powietrze zamaszystym łukiem. – Wystarczy, że już się dowiedziałaś o imprezie niespodziance!
– Bo sama się wygadałaś – przypominam jej.
Na widok podjeżdżającej pod budynek taksówki zabieram z lady pęk kluczy i torebkę.
Moja przyjaciółka nie potrafi trzymać języka za zębami i często mówi o kilka słów za dużo. Tak jak dzisiaj, gdy przyszła do kwiaciarni, w której pracuję, i zalewając mnie słowotokiem, wygadała się o zorganizowanej dla mnie potajemnie imprezie urodzinowej.
– Udawaj zaskoczoną, to nikt się nie zorientuje!
Wychodzimy z kwiaciarni, a wtedy zamiast aromatu roślin wdychamy zapach spalin i ciężkiego, mokrego powietrza, typowego dla tej części Portland w stanie Maine. Zerkam na szare niebo, zwiastujące deszcz, zanim wsiądę razem z Biancą do taksówki. Lato tutaj nigdy nie należało do najcieplejszych, ale poniżej siedemdziesięciu stopni Fahrenheita w lipcu to już gruba przesada. Nienawidzę zimna.
Najchętniej wyrwałabym się stąd i przeprowadziła gdzieś, gdzie jest codziennie ciepło i nie piździ od wybrzeża przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mogę jednak tego zrobić ze względu na rodziców. Nie miałabym serca zostawiać ich samych, zwłaszcza że z całego mojego rodzeństwa to ja mieszkam najbliżej naszego domu rodzinnego.
Docieramy na miejsce, a Bianca od razu ciągnie mnie w kierunku wejścia do klubu o nazwie District. Teraz obie biegniemy w wysokich szpilkach. Zwykle mój jeden krok jest taki jak jej dwa, ale w obliczu niepohamowanej energii tej kobiety nawet moje dłuższe nogi tracą przewagę.
– A właśnie, Matthew też będzie – informuje mnie, wołając przez ramię i przekrzykując coraz głośniejszą muzykę.
– Pan ciepłe kluchy? – Nie kryję ironii. – Świetnie.
– Wiem, wiem, obiecałam i już nie będę cię z nim swatać. To nie jest partia dla ciebie. Ale wypadało mi go zaprosić.
Nie komentuję tego, bo w słownej potyczce z Biancą i tak nie miałabym żadnych szans. Jej nigdy nie brakuje kontrargumentów.
Bardziej zadziwiające od obecności Matthew jest to, jak facet o takim męskim i ładnym imieniu może być tak… nijaki. Randka z nim to był prawdziwy koszmar. Typ bez przerwy gadał o swojej matce, a gdy zapadała drętwa cisza, ciągle powtarzał to samo pytanie: „No i co tam?”, śmiejąc się przy tym głupkowato. W dodatku przez cały wieczór uciekał ode mnie wzrokiem i miał kretyńską minę. Wyglądał, jakby się mnie bał, co zresztą potwierdził na koniec, waląc tekstem: „Trochę mnie onieśmielasz”.
Facet po trzydziestce i taka gadka? Litości… Najwyraźniej jego mamusia zapomniała, że wypadałoby, żeby syn oprócz ładnego imienia miał też przynajmniej szczątkowe jaja.
Idąca przede mną Bianca wydaje z siebie stłumiony pisk, po czym podskakuje i zasłania mi dłonią oczy.
– Co ty ro…
– No przecież to impreza niespodzianka! – przypomina z oburzeniem.
Muszę się trochę pochylić, żeby mogła dosięgnąć do mojej twarzy, ale posłusznie pozwalam się jej prowadzić.
W końcu odsłania mi oczy, a wtedy najpierw słyszę grupowy okrzyk: „Niespodzianka!”, a dopiero później dostrzegam krzyczących ludzi.
Dębieję, bo większości osób nie znam. Jest Sebastian, narzeczony Bianki, są nasi znajomi ze studiów, jest Matthew, który znowu unika mojego wzroku, i Zoey, która pracuje ze mną w kwiaciarni, ale reszta? Pierwszy raz ich na oczy widzę. W dodatku to sami mężczyźni, którzy teraz najpierw mi się przedstawiają, a dopiero później składają życzenia urodzinowe, szczerząc się przy tym jak w reklamie pasty do zębów.
– Kilka osób? – mruczę do Bianki, gdy pomaga mi ułożyć w rogu naszej loży wszystkie prezenty, które otrzymałam.
Najbardziej ucieszyłam się z dwumetrowej monstery z gatunku standleyana variegata, inaczej zwanej cobrą. Nie miałam jej jeszcze w swojej kolekcji.
Wskazuję głową nowo poznanych mężczyzn, gdy wracamy do reszty.
– Co to za typy?
Przyjaciółka jest już w swoim żywiole i rozlewa szampana.
– Kandydaci.
– Do czego?
– Do twojej waginy – odpowiada z zadowoleniem, wciskając mi do ręki kieliszek.
Rozchylam usta, bo chwilowo zabrakło mi słów. Znowu to robi. Kolejny raz próbuje mnie z kimś spiknąć.
– _Cin, cin!_ – Stuka swoim kieliszkiem o mój, po czym znika mi z oczu, zapewne domyślając się, że zaraz zacznę się buntować.
Rozglądam się wokół po wszystkich podejrzanie uśmiechających się do mnie mężczyznach, starając się nie robić zniesmaczonej miny. Kocham moją przyjaciółkę, ale w takich chwilach zaczynam żałować, że dosiadłam się do niej podczas lunchu dwadzieścia lat temu, pierwszego dnia szkoły.
– Niezły zlot samców, co nie? – Obok mnie pojawia się Sebastian, wysoki i chuderlawy mężczyzna, od kilku tygodni szczęśliwy narzeczony Bianki.
– To są ludzie z twojej firmy?
– Po czym poznałaś?
Przygryzam język, bo prawie chlapnęłam: „Ten sam nerdowski wyraz twarzy”. Uwielbiam Sebastiana i nie chciałabym go urazić. Nie jego wina, że zarówno on, jak i jego koledzy naukowcy przez te okularki, miły uśmiech, idealnie ułożone włosy i kraciaste koszule wyglądają, jakby wybierali się na niedzielny obiadek do ukochanej babci, a nie do klubu.
Ale okej, nie skreślę nikogo ze względu na wygląd. Może za fasadą obciachowych koszul i ulizanych fryzur skrywają się inteligentni i wrażliwi mężczyźni, którzy będą mnie na zmianę zasypywać wyszukanymi komplementami i informacjami ze świata nauki. Może dowiem się czegoś ciekawego? Styl zresztą zawsze można zmienić, w przeciwieństwie do zrytego charakteru. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby się okazało, że ci pozornie łagodni mężczyźni nocą zamieniają się w prawdziwych bogów seksu i będą mnie obracać na prawo i lewo, nigdy nie mając dosyć.
Przygryzam wargę, bo wizje w mojej głowie stały się niebezpiecznie realne – już widziałam siebie przypartą do ściany przez jednego z tych okularników. Tak, zdecydowanie za długo nie byłam blisko z mężczyzną. Moja mama, słysząc mnie teraz, pewnie od razu by powiedziała, że nie liczy się wygląd ani osobowość, lecz grubość portfela. Ale ona zawsze była odklejona, nigdy nie potrafiłyśmy się dogadać.
– Bo ze wszystkimi swoimi znajomymi już mnie próbowała swatać – wyjaśniam, przewracając oczami. – Co im naobiecywała?
Sebastian poprawia zsuwające się z nosa okulary i pochyla się w moją stronę, przyciszając głos:
– Na początku zaczęła przedstawiać cię w samych superlatywach, ale gdy zorientowała się, że to nie działa, powiedziała, że jeśli nie przyjdą na twoją imprezę, to obetnę im premię. I jeszcze obiecała podwyżkę dla tego, któremu uda się z tobą umówić.
Wydaję z siebie żałosny skowyt. A jednak jest jeszcze gorzej.
– Widzę, że łatwo nie odpuści.
Odkąd Sebastian oświadczył się mojej przyjaciółce i ustalili datę wesela na najbliższą wiosnę, Bianca obrała sobie za cel znalezienie mi partnera. Nie wyobraża sobie, bym przyszła na ich ślub sama, a następnie przez całą zabawę siedziała przy stoliku z jej włoskimi niezamężnymi ciotkami. Na nic zdały się moje zapewnienia, że do terminu ich wesela zdążę sobie ogarnąć jakiegoś faceta, a nawet jeśli nie, to przyjdę sama i też będę się świetnie bawić.
– Nie ma szans. – Sebastian klepie mnie pocieszająco po ramieniu. – Dla świętego spokoju lepiej spotkaj się z którymś, a potem powiedz, że zdałaś sobie sprawę z niezgodności charakterów.
Zmuszam wargi do uśmiechu, mimowolnie zastanawiając się, czy zamiast „niezgodność charakterów” nie chciał powiedzieć: „Aria, jesteś wredną małpą i żaden facet nie potrafi z tobą wytrzymać. Przestań wybrzydzać i bierz pierwszego lepszego, bo skończysz jako stara panna”. Ale Sebastian jest miły i nawet jeśli tak uważa, zachowuje te słowa dla siebie.
Ja jednak jestem zdania, że nic nie zrobię na siłę, tylko niepotrzebnie bym się wkurwiała. Nie zamierzam się z kimś spotykać, jeśli nie czuję w jego obecności tego „czegoś” zwanego pociągiem fizycznym.
Ale dla spokojnego wieczoru mówię zupełnie co innego:
– Tak zrobię – kłamię i wypijam jednym haustem całego szampana.
Dwie godziny i kilka drinków później zdążyłam zamienić już z każdym kandydatem do mojej waginy po kilka słów i przez ten czas przekonałam się, że może i są inteligentnymi, sympatycznymi facetami, ale przy żadnym nie poczułam choćby najmniejszego przypływu emocji. Mogę się z nimi umówić po koleżeńsku na piwo, ale na pewno nie na randkę.
Bianca co chwilę spoglądała na mnie z nadzieją, widząc, jak rozmawiam z kolejnym kandydatem, ale gdy po raz kolejny pokręciłam głową, w końcu odpuściła. Cóż mogę poradzić, że moje ciało w obecności tych mężczyzn nie potrafi wykrzesać z siebie choćby najmniejszego zrywu i oznaki, że mogłoby coś z tego być?
W dzieciństwie disneyowskie bajki nieźle zryły mi beret. To wszystko przez moją zwariowaną matkę, która od dziecka puszczała mi wszystkie produkcje Disneya, najchętniej _Małą syrenkę_. Powtarzała, że ja też jestem jej rudowłosą Arielką i kiedyś spotkam na swojej drodze księcia, który pomoże mi się wyrwać z Portland.
Do dziesiątego roku życia naprawdę w to wierzyłam, ale potem na szczęście w mojej czaszce wykształcił się mózg, a wraz z nim zdolność samodzielnego myślenia. Zakazałam wszystkim zwracać się do mnie moim pełnym imieniem i z Arielli stałam się po prostu Arią. Znienawidziłam bajki, przestałam wierzyć, że królewicz sam stanie w drzwiach mojego mieszkania. Pogrzebałam resztki swojej romantycznej duszy i wyrosłam na twardo stąpającą po ziemi kobietę, która wie, czego pragnie, i nie wstydzi się tego głośno powiedzieć.
– Zabieraj tę łapę, jeśli nie chcesz, żebym ci przegryzła tętnicę – szepczę słodko do jednego z okularników, gdy ten nagle uznaje mój sposób tańczenia za zaproszenie do czegoś więcej i kładzie mi dłoń na pośladku. – Rude gryzą, nie wiesz?
Efekt jest natychmiastowy, a śmiałek bąka pod nosem ciche przeprosiny i błyskawicznie wtapia się w tłum na parkiecie.
Wracam do naszej loży i uśmiecham się uspokajająco do Sebastiana, który najwyraźniej zauważył tę sytuację i teraz pyta mnie spojrzeniem, czy ma interweniować. Nie było to jednak nic wielkiego, poradziłam sobie przecież sama.
Mina mi jednak rzednie, gdy zauważam wyszczerzoną od ucha do ucha Biancę, idącą w moją stronę z wielkim tortem, który błyszczy jak neon na cały klub przez liczne świeczki i dwie pochodnie tryskające na boki kaskadą iskier. O Boże.
– Jak zaczniecie śpiewać _Happy Birthday_, __ to wychodzę – uprzedzam.
Szatynka stawia tort przede mną na stole.
– Najpierw pomyśl życzenie i zdmuchnij wszystkie świeczki.
Nie wierzę w moc życzeń, wiem jednak, że żaden opór i tak nie miałby sensu.
– Czego najbardziej chcę? – Wzdycham bezgłośnie i zastanawiam się, jakie życzenie bym wypowiedziała, gdybym wierzyła, że może się spełnić. – Chcę mieć własną kwiaciarnię albo chociaż dostać podwyżkę. Chcę mieć nissana juke’a i dom z wielkim ogrodem. Chcę, by moje życie seksualne było bardziej urozmaicone i nie kończyło się na wibratorze. Chcę, by Frank żył tak długo jak ja, a wszystkie bezdomne zwierzątka zostały przez kogoś przygarnięte. A najbardziej chcę wrócić do swojego mieszkania i w końcu otworzyć prezenty od was!
Śmieję się z samej siebie, choć ponad stolikiem rozlegają się grupowe buczenie i jęki Bianki, niezadowolonej, że wypunktowałam to wszystko na głos.
– Jeszcze raz! Wybierz jedno z całej tej listy i powiedz je w myślach, bo inaczej się nie spełni!
– Okej, okej! – Poddaję się, nim jeszcze bardziej się rozkręci.
Zaciskam mocniej dłonie na blacie stołu, tym razem zastanawiając się na serio. Czego najbardziej pragnę? Chcę, by moje życie uległo zmianie. Mam dość tej pieprzonej monotonii i tak samo wyglądających dni. Mam dość tego, że inni próbują ingerować w moje życie i decydować za mnie. Niech coś zacznie się dziać. Potrzebuję odmiany. Chcę adrenaliny. Chcę emocji! Chcę w końcu cokolwiek poczuć! Chcę, by coś potężnie zatrząsnęło całym moim światem! Niech mnie zwali z nóg!
Biorę głęboki wdech i zdmuchuję wszystkie świeczki na raz, ale wraz z wydmuchanym powietrzem uchodzi też ze mnie cała energia, która na chwilę we mnie wstąpiła. Prostuję się i przyklejam na usta uśmiech, gdy wszyscy zaczynają wiwatować. Podnoszę kieliszek, aby wznieść toast i podziękować za przyjęcie, lecz wtedy coś uderza mnie w tył głowy, sprawiając, że wpadam na stolik. Tracę równowagę i zsuwam się po blacie, po czym boleśnie ląduję tyłkiem na podłodze.
Przy stoliku robi się zamieszanie, kiedy wszyscy równocześnie rzucają się na ratunek, przekrzykując siebie nawzajem. Pomagają mi się pozbierać i podnieść na nogi, bo ja nadal jestem lekko oszołomiona od uderzenia w głowę.
Pierwsze, co zauważam, to mina załamanej Bianki, która podnosi piłkę do koszykówki wbitą w sam środek mojego tortu. To tym oberwałam? Głupią piłką?
Oglądam się za siebie. Dostrzegam jakiegoś wysokiego typa patrzącego z rozdziawionymi ustami to na mnie, to na trzymaną przez moją przyjaciółkę piłkę.
– Ups… – Uśmiecha się przepraszająco, czym już całkiem wytrąca mnie z równowagi.
– Ups? Człowieku, co ty odwalasz?! – wydzieram się, jak zawsze pod wpływem złości nie panując nad emocjami. – Rozwaliłeś mój urodzinowy tort!
Tak naprawdę w dupie mam ten tort, ale przecież za coś musiałam go opieprzyć. Zresztą kto normalny przynosi piłkę do klubu?
– Naprawdę z całego serca przepraszam. Nie sądziłem, że tego nie złapię – tłumaczy się mężczyzna, robiąc skruszoną minę. – Może zwrócę ci pieniądze za zdewastowany tort?
– W dupę sobie wsadź te pieniądze! – warczę, widząc, że wyjmuje z kieszeni portfel, czym doprowadza mnie do białej gorączki. – Trzeba było wcześniej myśleć nad tym, co się robi, a nie urządzać rozgrywkę koszykarską w klubie! No chyba że z tym już jest gorzej i główka średnio pracuje?
Mężczyzna nie zdąża nic odpowiedzieć, bo rozlega się czyjś niski głos:
– To moja wina. Źle mu podałem.
Myślałam, że nagłe spotkanie piłki z moją głową było wystarczającym ciosem, ale prawdziwe uderzenie następuje, gdy obracam się w kierunku osoby, która wypowiedziała te słowa, a moje spojrzenie spotyka się ze wzrokiem stojącego nieopodal mężczyzny. Słyszę w głowie wyraźne kliknięcie, jakby mój mózg automatycznie wyłączył zasilanie, przeczuwając przeciążenie systemu. Ktoś obserwujący mnie z boku pewnie zauważył, jak wstrzymuję oddech, a moje źrenice się rozszerzają, gdy chłonę widok przed sobą.
O tak, ten mężczyzna jest zdecydowanie w moim typie.
1 _Cin, cin!_ (wł.) – na zdrowie!Rozdział 2
Może to przeznaczenie?
Czy ja kiedykolwiek mówiłam, że wygląd się nie liczy, bo ważniejsze jest wnętrze? Tak? To właśnie cofam te słowa. Wygląd się liczy, i to bardzo, zwłaszcza gdy facet wygląda tak jak ten stojący przede mną. Czyli jak chodząca perfekcja i ideał mężczyzny w jednym. Walić osobowość i zdrowy rozsądek. Z taką twarzą wręcz powinno się mieć zryty beret, dla równowagi. Ale nawet to nie przekonałoby mnie do trzymania się od tego mężczyzny z daleka.
Bezwstydnie przesuwam wzrokiem po umięśnionej sylwetce postawnego mężczyzny o szerokich barkach i masywnym torsie. Jego ramiona są ozdobione licznymi tatuażami, które podkreślają kształt wypukłych żył. Jest znacznie wyższy ode mnie, więc muszę podnieść głowę, by lepiej się przyjrzeć jego twarzy. Piwne tęczówki komponują się z ciemnymi zmierzwionymi włosami, opaloną skórą i mocno zarysowaną szczęką. W spojrzeniu brązowozielonych oczu da się zauważyć zawadiacki błysk, gdy mężczyzna posyła mi arogancki, krzywy uśmiech.
– Odebrało ci mowę, wiewióreczko?
Po tych słowach mój zachwyt nad urokiem mężczyzny od razu szlag trafia. Mówiłam, facet z takim wyglądem musi być debilem. Wzdycham cierpiętniczo, ubolewając nad faktem, że znów miałam rację.
– Tak, to moja naturalna reakcja. Zawsze mnie na chwilę odmóżdża na widok imbecyli.
Gdy mężczyzna zbliża się do mnie powolnym krokiem, pewny siebie uśmiech nie znika mu z twarzy. Dłonie trzyma w kieszeniach spodni, przez co jego tatuaże zlewają się z czernią luźnej koszuli o rękawach podwiniętych do łokci. Przesuwa spojrzeniem po moim ciele, w ogóle się z tym nie kryjąc. Sztywnieję, czuję się niepewnie pod wpływem jego bacznego wzroku, ale zachowuję kamienną twarz.
– Stąd ten mało błyskotliwy tekst?
– Wiesz… Zniżam się do twojego poziomu inteligencji, żebyś miał szansę mnie zrozumieć. – Uśmiecham się kpiąco i splatam ramiona na piersi, chcąc w ten sposób wytyczyć między nami granicę.
Jego nagła bliskość sprawia, że czuję skrępowanie, a obecność wszystkich osób, które przysłuchują się naszej wymianie zdań, zamiast stanąć obok i mnie wesprzeć, wcale nie ułatwia sytuacji.
Nie mam jednak najmniejszego zamiaru patrzeć błagalnie na Biancę. Nie dam facetowi tej satysfakcji i poradzę sobie z nim sama.
Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna uśmiecha się szerzej, a w jego oczach ponownie dostrzegam błysk.
– Zawsze mnie odmóżdża na widok rudych kobiet. To moja naturalna reakcja.
Marszczę brwi, zastanawiając się, czy powinnam odebrać to jako komplement, czy kolejną uszczypliwą uwagę. Słyszę jednak za sobą zdradzieckie śmiechy Bianki i pozostałych dziewczyn. W reakcji powieka drga mi niekontrolowanie.
– W ramach rekompensaty za wyrządzone szkody stawiam każdemu drinka – dodaje mężczyzna, spoglądając z szelmowskim uśmiechem na towarzystwo w loży.
Oczywiście wtedy do dziewczyn dołączają też nerdzi, którzy od razu zaczynają wiwatować, jakby stojący przede mną typ co najmniej zaproponował im bon o wartości pięciuset dolarów. Żałosne.
Mężczyzna posyła mi ostatni czarujący uśmiech, zabarwiony aroganckim spojrzeniem, po czym odwraca się z zamiarem odejścia.
– Chyba czegoś zapomniałeś? – Podnoszę głos, a kiedy spogląda na mnie, unoszę brew, przyjmując, podobnie jak on, sarkastyczną postawę.
Przez twarz mężczyzny przemyka zdziwienie. Po chwili jednak powracają protekcjonalny ton i pewność siebie bijąca z brązowozielonych oczu.
– Masz rację. – Ponownie się do mnie zbliża, przekraczając moją strefę komfortu. – Zapomniałem o czymś.
Wytrzeszczam oczy, bo niespodziewanie sięga po moją dłoń i podnosi ją do ust, pochylając się. Całuje mnie w rękę, wpatrując się z uwagą w moją twarz i czekając na reakcję. Wiem, że w ten sposób chce mnie tylko rozdrażnić, ale tym razem nie udaje mi się zachować maski. Przepadłam w oczach tego mężczyzny i nie jestem w stanie odwrócić od nich wzroku.
Jego wargi odrywają się od mojej dłoni. Przyglądam się z zafascynowaniem, jak poruszają się zmysłowo, gdy facet wypowiada następne słowa:
– Wszystkiego najlepszego, wiewióreczko.
Do moich szeroko otwartych oczu dołączają uniesione brwi. Nie spodziewałam się usłyszeć od niego urodzinowych życzeń. Szczerze powiedziawszy, to w ogóle trudno jest mi się czegokolwiek po nim spodziewać.
Ale z tą wiewióreczką mógłby sobie darować. Chyba każdy widzi, jakiego koloru są moje włosy. Naprawdę nie musi mi o tym przypominać. A jeśli myśli, że w ten sposób mnie wkurzy, to grubo się myli, bo jestem dumna ze swoich włosów i uwielbiam ich kolor.
Właśnie planowałam mu to powiedzieć i odwarknąć, że liczyłam na zwykłe „przepraszam”, ale mężczyzna znowu zbija mnie z pantałyku swoim zachowaniem. Podnosi wyżej moją dłoń i przygląda się z uwagą wielkiemu sińcowi na przedramieniu, który musiałam sobie nabić w czasie upadku pod stół.
– Ponoć rude kobiety są bardziej odporne na ból niż blondynki i brunetki.
Mrugam kilkukrotnie, chyba pierwszy raz w życiu zapominając języka w gębie. Patrzę w zdumieniu, jak mężczyzna ostrożnie dotyka ciemniejszego fragmentu skóry, zachowując przy tym wielką delikatność.
– Ale pomimo wysokiego progu bólu ich skóra jest cieńsza niż u innych kobiet. Wystarczy lekkie uderzenie albo mocniejsze dotknięcie, a od razu pojawia się siniak.
Ostatni raz dotyka mojej ręki, wpatrując się w nią jak w coś niesamowicie interesującego. W końcu odsuwa się, powiększając dystans.
– Uważaj na siebie. – Posyła mi czarujący uśmiech i lekko pochyla głowę, żegnając się ze mną.
Gdy uwalniam się od jego hipnotyzującego wzroku, powraca mi zdolność logicznego myślenia. Widząc oddalającego się mężczyznę, działam impulsywnie. Odnajduję wzrokiem piłkę, którą trzyma Sebastian. Odbieram mu ją, ignorując jego zdziwioną minę. Specjalnie ponownie zanurzam piłkę w pozostałościach rozwalonego tortu.
– Nie o życzenia mi chodziło! – wołam za oddalającym się mężczyzną. – Tego zapomniałeś.
Ciskam z całej siły piłką w stronę mężczyzny, licząc, że uderzę go w głowę i wybrudzę resztkami tortu tę jego arogancką buźkę. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale moje ciało czasem działa bez nadzoru umysłu.
Zapomniałam tylko, że moje umiejętności sportowe dalece odbiegają od poziomu wybitnego. Piłka leci w stronę głowy mężczyzny, lecz nie tego, w którego celowałam. Na moich oczach z impetem uderza w tył czaszki typa, który chciał mi zwrócić pieniądze za tort, a który najwyraźniej wracał do swojej loży razem z szatynem.
W pierwszej sekundzie jest mi go nawet żal, zwłaszcza gdy resztki tortowej masy spływają po jego włosach i śnieżnobiałej koszulce. Ale potem stwierdzam, że w sumie sobie na to zasłużył i wyrzuty sumienia mijają.
Udaję, że tak miało być i chciałam trafić właśnie w niego. Poszkodowany facet spogląda na mnie z osłupiałą miną, trzymając piłkę niczym bombę, która może w każdej chwili wybuchnąć. Za to stojący obok niego szatyn zaciska wargi, powstrzymując wybuch śmiechu.
Ściera z piłki resztki masy i wkłada palec do ust, by jej posmakować.
– Doskonała… – zaczyna z uznaniem, błądząc spojrzeniem po mojej twarzy – kompozycja smaków.
Mruga do mnie, po czym obaj odchodzą. Tym razem już ich nie zatrzymuję.
Obok mnie momentalnie pojawia się Bianca.
– _Che cazzo era?_ – przeklina zszokowana, co oznacza: „Co to, kurwa, było”. Tak jak ja spogląda w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą było widać mężczyzn.
Też chciałabym to wiedzieć.
Poruszam ciałem do rytmu puszczanej przez DJ-a piosenki. Zamykam oczy, zapominam o tańczących obok mnie dziewczynach i ludziach otaczających nas z każdej strony na parkiecie. Wczuwam się w tempo dźwięków i całkowicie oddaję się piosence.
W pewnym momencie moją skórę rozgrzewają przepływające przeze mnie elektryzujące dreszcze.
Powoli unoszę przymknięte powieki. Czuję, jak przyjemne fale ciepła przechodzą wzdłuż mojej szyi, piersi i talii, by skumulować się w dole brzucha w rozkosznym doznaniu napięcia. To pod wpływem czyjegoś wzroku. Napotykam spojrzenie piwnych oczu – mężczyzna obserwuje mnie, sącząc złocisty napój. Uważnie śledzi każdy mój ruch. Nie przestaję tańczyć i pozwalam mu się przyglądać, czując, jak mój umysł spowija odurzająca mgiełka. Sama nie potrafię odwrócić wzroku od mężczyzny, zwłaszcza od jego oczu, które patrzą na mnie, jakbym tylko ja w tym momencie znajdowała się na parkiecie.
Skłamałabym, mówiąc, że ten mężczyzna mnie nie pociąga. Chociaż go nie znam i zamieniłam z nim raptem kilka zdań, jestem świadoma tego, jak moje ciało reaguje już na sam jego widok. A sądząc po wzroku, jakim on na mnie patrzy, ja wywołuję w nim podobne odczucia.
Nie jestem jednak aż tak naiwna, by nabierać się na sztuczki typowych samców alfa, których jedynym celem jest zaciągniecie kobiety do łóżka. Nawet jeśli to miałaby być moja najlepsza noc w życiu.
Pierwsza odwracam wzrok od hipnotyzującego spojrzenie piwnych oczu. Mówię dziewczynom, że wracam do loży, i ruszam w tamtą stronę. Jednak kiedy moim oczom ukazują się tylko twarze siedzących tam nerdów, zatrzymuję się w połowie drogi. Nigdzie nie widzę Bianki ani Sebastiana. O nie, nie. Nie mam najmniejszego zamiaru siedzieć tam sama z tymi alienami. Zmieniam kurs i podchodzę do baru.
Siadam na jednym z wysokich krzeseł przy ladzie i przywołuję gestem barmana.
– Gin z tonikiem poproszę – zamawiam drinka.
Rozmasowuję sobie skronie, tłumiąc westchnienie. Jestem zmęczona i najchętniej wróciłabym już do mieszkania. Ale nie zrobię tego ze względu na Biancę. Wiem jak bardzo cieszyła się na dzisiejszy wieczór i jak wielką frajdę miała z przygotowań do mojej urodzinowej imprezy.
Najwyraźniej przywołuję ją tymi myślami, bo przyjaciółka nagle zajmuje krzesło obok mnie.
– Źle się bawisz? Zrobiłam coś nie tak? Chodzi o chłopaków z pracy Sebastiana? Przegięłam, że ich tutaj zaprosiłam? – z przejęciem zadaje kolejne pytania.
Nie zdążam nic odpowiedzieć, bo ona nawija dalej, coraz bardziej się nakręcając i energicznie przy tym gestykulując:
– Przepraszam, jestem głupia! Miałam nadzieję, że któryś wpadnie ci w oko i coś z tego będzie. Wiem, nie powinnam tak robić! Chciałam ci urządzić przyjęcie niespodziankę, a nawet to nie wypaliło, bo oczywiście musiałam się wygadać! A teraz jeszcze przez to wszystko jesteś niezadowolona… _Che giornata del cazzo! Perdonami, Aria!_² – Najpierw stwierdza, że to gówniany dzień, a potem prosi mnie o wybaczenie. – Obiecuję, że w przyszłym roku spędzimy twoje urodziny tak, jak ty będziesz chciała!
Parskam śmiechem, widząc jej skruszoną minę.
– Trzymam cię za słowo! Ale naprawdę, Bianca… – Chwytam jej dłoń i uśmiecham się szczerze. – Wyszło super, a ja nie jestem niezadowolona. Po prostu dopadło mnie chwilowe zmęczenie. – Wskazuję ruchem głowy w stronę naszej loży. – No i mam dość towarzystwa nerdów.
Nieszczęśliwy wyraz twarzy mojej przyjaciółki trochę łagodnieje, kiedy z ulgą przyjmuje moje zapewnienia. Bianca zawsze wszystkim się przejmuje i podchodzi do wielu spraw stanowczo zbyt emocjonalnie.
Podobnie jej nastrój potrafi się diametralnie zmienić, i to zaledwie w ciągu kilku sekund. Tak jak teraz, bo nagle zaczyna się podejrzliwie uśmiechać i nic w jej wyglądzie nie zdradza, że jeszcze przed chwilą była na granicy załamania nerwowego.
– Ale ten przystojny _caramella_³ __ już ci się chyba spodobał?
Odbieram od barmana drinka i upijam kilka łyków, dając sobie czas. Dobrze wiem, o którego cukiereczka pyta, ale udaję głupią.
– Masz na myśli tego w koszuli w muchy? – To jeden z nerdów. – Może i jest przystojny, ale stracił w moich oczach, gdy zaczął mnie obmacywać podczas tańca.
Tak jak myślałam, Bianca od razu podłapuje temat.
– Och… Naprawdę? – Wydaje z siebie zszokowane sapnięcie, by zaraz potem przybrać groźną minę i wyzwać po włosku mężczyznę od kutasów: – _Testa di cazzo!_ Powiem Sebastianowi, żeby go zwolnił!
Poruszam drinkiem, mieszając alkohol z tonikiem, i nonszalancko wzruszam ramionami.
– Chyba za bardzo wzięli sobie do serca twoją obietnicę podwyżki dla tego, któremu uda się ze mną umówić. Jeszcze nigdy nie dostałam w ciągu jednego dnia tylu propozycji randek co dzisiaj!
Bianca robi zmieszaną minę. Wygląda teraz jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
– Chciałam…
– … dobrze. Tak, wiem – kończę za nią, uśmiechając się ironicznie. – Ale ja nie potrzebuję w swoim życiu faceta, by było mi dobrze. Do szczęścia wystarczają mi moje czterdzieści trzy rośliny. A nie! Czterdzieści cztery, jeśli doliczyć monsterę, którą od was dostałam.
Śmieję się sama z siebie, obserwując ponad szklanką, jak Bianca przewraca oczami.
– A ja myślę, że się mylisz – upiera się przy swoim. – Mogę się założyć, że zmienisz zdanie, gdy na twojej drodze stanie ten jedyny i wtedy twoje lodowe serce w końcu stopnieje!
Śmieję się głośno i wskazuję przyjaciółkę drinkiem, jakbym wznosiła toast.
– No właśnie, jak się pojawi. Sam. Bez pomocy innych osób – podkreślam. – A tym bardziej bez podsyłania mi go pod nos.
Uśmiech Bianki ponownie staje się podejrzliwy. Wyjmuje mi drinka z dłoni i pociąga długi łyk, spoglądając na mnie chytrze ponad krawędzią szklanki.
– Jak pan koszykarz?
Cmokam z niezadowoleniem, poirytowana, że moja przyjaciółka znowu porusza ten temat.
– Wiesz, że siedzi w loży po twojej lewej? – Oczy Bianki błyszczą w rosnącej ekscytacji. – I dam sobie rękę uciąć, że przed chwilą patrzył w naszą stronę. – Udaje, że chrząka. – To znaczy w twoją stronę.
Zachowuję niewzruszony wyraz twarzy. Bianca ma tendencję do wyolbrzymiania.
– On sam się pojawił! Bez niczyjej pomocy! – przypomina mi, akcentując słowa, które chwilę wcześniej wypowiedziałam. – I aż zwalił cię z nóg swoim wyglądem!
Moja przyjaciółka uznaje to za dobry powód do śmiechu. Zabieram jej mojego drinka, spoglądając na nią z politowaniem.
– Nie możesz nie przyznać mi racji. – Bianca z pewnością siebie unosi brodę, mrużąc przy tym oczy. – Ciekawi mnie tylko jeszcze jedno. Jakie życzenie sobie pomyślałaś, skoro zaledwie kilka sekund później pojawił się on.
Jej słowa wywołują we mnie konsternację. Rzeczywiście. Ledwie pomyślałam życzenie, prosząc, by coś się zadziało w moim życiu, a chwilę później oberwałam piłką od tego koszykarza. Bianca wzdycha w zachwycie, o wiele bardziej tą sytuacją zaaferowana niż ja.
– Może to przeznaczenie? Nie wolno ci tego zbagatelizować!
– Wolno i tak właśnie zrobię – stanowczo gaszę jej entuzjazm, coraz bardziej poirytowana zaangażowaniem Bianki, żeby brzydko nie powiedzieć: jej wpieprzaniem się z butami w moje życie osobiste, na co jestem przewrażliwiona jako córka mojej ukochanej troskliwej mamy.
– _Dammi la pazienza con questa donna!_⁴ – krzyczy Bianca. Zawsze gdy traci spokój, zaczyna się posługiwać swoim ojczystym językiem. – _Stupida!_⁵ Taki _ragazzo caldo_⁶, a ty jak zawsze uciekasz, zamiast dać mu szansę!
Wznoszę oczy w stronę sufitu, przez sekundę patrząc na migoczące na sklepieniu neonowe światła.
– _Porca miseria!_⁷ – przeklina moja przyjaciółka, ale już innym tonem.
Przenoszę na nią spojrzenie, zdziwiona tą nagłą zmianą nastroju, i zauważam, że Bianca patrzy gdzieś ponad moim ramieniem.
– Wiedziałam! – mówi triumfalnie.
Już miałam się odwrócić i sprawdzić, co wywołało taką reakcję, ale jej następne słowa skutecznie mnie przed tym powstrzymują.
– Koszykarz tu idzie!
W tej sytuacji nie potrafię zachować opanowania, zwłaszcza że Bianca zrywa się ze stołka jak poparzona i zamierza się ulotnić.
– Czas na mnie.
– Bianca! – Próbuję chwycić ją za rękę i zatrzymać. – Zostań tutaj!
– Oj, chyba Sebastian mnie woła.
– Bianca, nie…
Jej ciemne włosy znikają w tłumie. Zaciskam usta w wąską linię. Świetnie. Zajebista przyjaciółka, naprawdę.
Skóra na karku cierpnie mi momentalnie, a serce zaczyna szybciej bić, gdy słyszę tuż za sobą niski głos:
– Dyskretne odejście.
2 _Che giornata del cazzo! Perdonami, Aria!_ (wł.) – Co za popieprzony dzień! Wybacz mi, Aria!
3 _Caramella_ (wł.) – cukiereczek.
4 _Dammi la pazienza con questa donna!_ (wł.) – Dajcie mi cierpliwość do tej kobiety!
5 _Stupida!_ (wł.) – głupia.
6 _Ragazzo caldo_ (wł.) – przystojniak.
7 _Porca miseria!_ (wł.) – jasna cholera.Rozdział 3
Spędź ze mną resztę wieczoru
Jeszcze zanim mężczyzna zajmie wolne miejsce Bianki, owiewa mnie woń jego perfum. Zmysłowa i intensywna, o skórzanych i cytrusowych akordach.
Delikatnie przechylam głowę w stronę mężczyzny, obrzucając go obojętnym spojrzeniem. Chociaż chowam twarz pod maską braku zainteresowania, na widok przystojnej twarzy nieznajomego i wpatrzonych we mnie piwnych oczu temperatura mojego ciała nieznacznie wzrasta.
– Narzeczony ją zawołał – kłamię.
Uśmiech, jaki posyła mi w odpowiedzi, świadczy wyraźnie, że facet mi nie wierzy.
Mój wzrok mimowolnie ląduje na jego ustach, a następnie na małym wgłębieniu, które pojawia się po prawej stronie jego policzka. Czuję, jak mięśnie podbrzusza napinają mi się w przyjemny sposób. Zawsze miałam słabość do mężczyzn z dołeczkami.
Podnoszę spojrzenie z powrotem na oczy nieznajomego i zauważam, że nadal nie oderwał ode mnie wzroku. Patrzy na mnie z taką intensywnością, że wzdłuż kręgosłupa przechodzi mi elektryzujący dreszcz.
Z trudem przełykam ślinę, nagle zmieszana pod wpływem tego bacznego spojrzenia. Pierwsza wymiękam i odwracam wzrok. Chcę czymś zająć dłonie, więc sięgam po drinka. Z udawanym zainteresowaniem przyglądam się zawartości szklanki, świadoma, że siedzący obok mnie mężczyzna nie spuszcza mnie z oczu.
– Lars Arendt-Nielsen – odzywa się po chwili, przerywając ciszę niskim barytonem.
Powaga w jego głosie sprawia, że ironicznie unoszę brwi.
– Cóż za wyniosły ton. Ale mnie nie interesuje, jak się nazywasz.
Znowu delikatnie unosi kącik ust w leniwym uśmiechu.
– Tak się nazywał ten naukowiec – wyjaśnia, nawiązując do naszej wcześniejszej rozmowy. – Duński profesor nauk biomedycznych specjalizujący się w badaniach nad bólem.
Zastanawiam się, czy ten facet jest inteligentny, czy po prostu ma specyficzne poczucie humoru. Chociaż właściwie jedno drugiego nie wyklucza.
– Wygooglowałeś to, żeby podzielić się ze mną tą jakże cenną informacją?
Piwne oczy na moment rozświetla figlarny błysk.
– Pretekst, by móc do ciebie zagadać.
Wstrzymuję oddech w zdumieniu. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Okej, on chyba naprawdę ze mną flirtuje.
Ta myśl wpływa niekorzystnie na poziom mojej pewności siebie, tak samo jak fakt, że moje serce właśnie zaczęło wybijać nierówny rytm. Nie daję jednak po sobie poznać, że jego słowa wywarły na mnie jakiekolwiek wrażenie. Niech sobie nie myśli, że zmąci mi umysł kilkoma błyskotliwymi tekstami oraz urokiem niegrzecznego i pewnego siebie chłopca.
– Dlaczego nie spędzasz czasu ze swoimi znajomymi, skoro to twoje przyjęcie urodzinowe? – Mężczyzna mruży oczy pytająco, opierając rękę o blat baru.
Omiatam wzrokiem wytatuowaną skórę oraz zarys mięśnia bicepsa i dopiero później stwierdzam:
– Powiedzmy, że chwilowo przytłoczyła mnie ich obecność.
– Moje towarzystwo też jest dla ciebie przytłaczające?
Lekko przechylam głowę, zastanawiając się.
– To zależy, co z tego towarzystwa wyniknie.
Kiedy wypowiadam te słowa, od razu zaczynam ich żałować. Mogły zabrzmieć dwuznacznie. Mnie chodziło o to, że zależy, czy mężczyzna będzie mnie irytował. Nie chciałam, by zabrzmiało to jak propozycja.
– Zatańczymy?
Facet kolejny raz wywołuje moje zmieszanie. Trudno przewidzieć zachowanie tego mężczyzny.
– Może najpierw postaw mi drinka? – W moim głosie słychać wahanie.
Znowu wstrzymuję oddech, bo mężczyzna staje przede mną i z szatańskim uśmiechem spogląda wprost w moje oczy.
– Później.
Sięga po moją dłoń i prowadzi mnie w stronę parkietu, uniemożliwiając jakikolwiek sprzeciw.
W następnej chwili otaczają mnie wytatuowane ramiona, a moje dłonie lądują na umięśnionym torsie mężczyzny. Dudniącą wokół muzykę zagłusza szum krwi w moich uszach. Jestem tak zaskoczona nagłym zwrotem akcji, że gorąco uderza mi do głowy, a moje nogi miękną w kolanach.
Bliskość mężczyzny odbiera mi resztki śmiałości. Odurza mnie zapach jego perfum, który czuję przy każdym płytkim oddechu. Jesteśmy z każdej strony otoczeni przez tańczący tłum i choć nie robimy nic niestosownego, nie opuszcza mnie myśl, że zachowuję się perwersyjnie. Chyba przez to, że właśnie pozwalam się obejmować obcemu facetowi, a jego dotyk dalece odbiega od przyzwoitego.
Błądzące po moim ciele dłonie poruszają się subtelnie, lecz ja te pieszczoty odczuwam jak smagnięcia pobudzającego ognia. Moja skóra płonie w miejscu, które zostało dotknięte. Zalewają mnie odurzające uczucia, a ja nie potrafię przerwać tego, co dzieje się teraz między nami. Jak zawsze w chwili podniecenia moja skóra zaczyna się rozgrzewać i pewnie jestem teraz poznaczona licznymi rumieńcami, ale mam nadzieję, że nie widać tego w panującym wokół półmroku.
Sunę dłońmi w górę po klatce piersiowej i barkach mężczyzny, by w końcu spleść je za jego karkiem. Pozwalam się prowadzić w sensualnym tańcu i nie protestuję, gdy mój partner nagle przyciąga mnie bliżej umięśnionego torsu. Nasze ciała stykają się ze sobą. Oblewa mnie żar, który dociera aż do czubków moich palców. Nie wiem, co się właśnie dzieje, ale ta chwila jest oszałamiająca. Reaguję na tego mężczyznę każdym fragmentem ciała i każdym nerwem, przez co czuję się, jakbym była naelektryzowana od ogarniającego mnie pożądania.
Zdolność logicznego myślenia usilnie próbuje się przebić przez opary odurzenia w umyśle.
Co się ze mną dzieje? On musiał mi coś dodać do ginu. Ale przecież sama kupiłam sobie drinka. Chyba że to wina barmana. Może są w zmowie i w ten sposób zabawiają się z kobietami samotnie siedzącymi przy barze. Boże, trzeba było wybrać towarzystwo nerdów.
Plątanina myśli znika w momencie, gdy mężczyzna przysuwa twarz do mojej twarzy, a zarost na jego szczęce trąca moją skroń. Wyrywa mi się zdławione westchnienie, gdy gorący oddech owiewa moją szyję, wywołując w tym miejscu gęsią skórkę. Mięśnie podbrzusza spinają mi się w uczuciu podniecenia.
Ponad dudnieniem własnego serca słyszę, jak mężczyzna bierze głębszy wdech. Muska moją skroń nosem, by następnie zanurzyć go w moich włosach. Oddycha moim zapachem.
– Jesteś fascynująca. – Słysząc tuż przy swoim uchu chrapliwy głos mężczyzny, wstrzymuję powietrze w płucach na kilka długich sekund.
Z opóźnieniem dociera do mnie sens jego słów. Serce mi przyspiesza, przez co mam wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi. Co on powiedział?
Zarost mężczyzny ponownie przyjemnie muska moją skórę, ale tym razem nieco niżej, w okolicach kości policzkowych. Niski baryton brzmi jak muzyka dla moich uszu, a skierowane do mnie słowa pieszczą moje ego:
– I niezaprzeczalnie piękna.
Myśl, że ten mężczyzna uważa mnie za piękną, sprawia, że ogarnia mnie uczucie satysfakcji. Nie jestem łasa na komplementy od obcych osób, ale w jego ustach te słowa brzmią jak największe pochlebstwo. Zwłaszcza że on również mnie pociąga.
Przechodzi mnie dreszcz, gdy nieznajomy przywiera do mojej twarzy i muska nosem skórę mojego policzka. Zapach jego perfum rozpala moje zmysły.
– Trudno oderwać od ciebie wzrok.
Gorąco smaga moją skórę, gdy mężczyzna przesuwa dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, poświęcając uwagę każdemu kręgowi. Palce drugiej dłoni zaciska mocniej na mojej talii i napiera na mnie swoim postawnym ciałem. Moja klatka piersiowa unosi się i opada w przyspieszonym oddechu, przez co ocieram się piersiami o tors mężczyzny. Czuję, jak sutki twardnieją mi pod cienkim materiałem sukienki.
Wiem, do czego dojdzie, jeśli dalej będę w to brnąć. Chcę się wycofać, nim będzie za późno, ale wtedy popełniam błąd i podnoszę na mężczyznę wzrok. Piwne oczy pociemniały przez rozszerzone w pożądaniu źrenice. Zapominam, co chciałam powiedzieć, tonąc w głębi jego intensywnego spojrzenia.
Dłoń mężczyzny dociera do mojego karku. Drżę niekontrolowanie, gdy opuszkami sunie po mojej szyi, a po chwili zatrzymuje się tuż przy żuchwie. Ciśnienie rozsadza mi czaszkę, gdy nie odrywając ode mnie przeszywającego spojrzenia, mężczyzna podnosi mój podbródek. Nasze usta zatrzymują się na tej samej wysokości. Czekam, aż on wykona następny krok, nie potrafię teraz myśleć o niczym innym niż to, że chcę, by ten mężczyzna mnie pocałował. Chcę, by ten pocałunek wywołał sztorm emocji w moim ciele. Chcę, by zawładnął moim umysłem i roztopił w rozkoszy wszystkie mięśnie.
Mężczyzna jednak zamiast to zrobić, spogląda w moje oczy pytająco, z nagłą powagą.
– Czy z którymś z twoich dzisiejszych towarzyszy łączy cię jakaś relacja?
Serce podskakuje mi w piersi. Odbieram jego pytanie jako chęć upewnienia się, że ma wolną drogę. Zaprzeczam energicznie.
Jestem teraz w takiej euforii, że wręcz dziwię się, że z mojego gardła nie ucieka krzyk: „Jestem wolna! Całuj mnie! Masz na to moje pozwolenie!”.
Ten mężczyzna miesza mi w głowie. Jego obecność zakłóca moją zdolność racjonalnego myślenia. Ale przecież dzisiaj są moje urodziny. Tylko raz w życiu kończy się dwadzieścia pięć lat. Tak samo życie jest za krótkie, by się zastanawiać, czy jutro będę żałować tego, na co dzisiaj mam ochotę.
Może moc urodzinowych życzeń naprawdę działa i los postanowił jeszcze tego samego dnia spełnić moją prośbę? Pragnęłam odmiany w swoim życiu, emocji. I na mojej drodze stanął ten mężczyzna. Ideał piękna, który już samym subtelnym dotykiem potrafi wywołać we mnie całą gamę reakcji, od palpitacji serca i niemożności złapania tchu po uczucie odurzającego pożądania.
Moja odpowiedź wywołuje błysk zadowolenia w piwnych oczach. Mężczyzna wbija mocniej palce w moją talię, przyciskając mnie do swojego torsu.
– Mogę cię pocałować? – pyta szeptem, wzniecając w moim wnętrzu pożar.
Nie jestem w stanie wydusić nawet słowa, więc tylko kiwam głową kilkukrotnie, dysząc chaotycznie. Jestem pewna, że nasze usta za chwilę się spotkają, ale on przechyla delikatnie moją twarz, ułatwiając sobie dostęp do szyi. Tracę oddech, gdy gorące wargi nieznajomego lądują na mojej wrażliwej skórze. Elektryzujący dreszcz wstrząsa całym moim ciałem, kumulując się w podbrzuszu w przyjemnym skurczu. Zaciskam uda, świadoma narastającego we mnie podniecenia.
Mężczyzna zaczyna pieszczotliwie kąsać moją szyję. Nogi się pode mną uginają, ledwie utrzymują mój ciężar. Wiotczeję, tracę panowanie nad własnym ciałem. Każdy dotyk całujących mnie ust jest jak smagnięcia rozkoszy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Wiem tylko, że nigdy wcześniej nie czułam się tak jak w tym momencie. Żaden mężczyzna nie wywołał we mnie takich reakcji. Cała płonę, dusząc się od szalejącej w moim wnętrzu namiętności.
Mój oddech staje się urywany, co nie umyka uwadze mężczyzny. Odsuwa się nieznacznie, przerywając pieszczoty.
– Mam przestać?
Moje ciało porusza się bez kontroli umysłu. Przywieram do szerokiego torsu, ciaśniej otaczając ramionami kark mężczyzny.
– Nie… – Udaje mi się z siebie wydusić i zanim zdążę to przemyśleć, wychodzę naprzeciw wargom nieznajomego.
Pierwsza go całuję, nie mogę wytrzymać ani sekundy dłużej. Gdzieś w odmętach umysłu pojawia się pytanie: „Co ja wyprawiam?!”, ale szybko znika, gdy mężczyzna odwzajemnia pocałunek, wpijając się zachłannie w moje usta.
Wyrywa mi się pełen zachwytu jęk, bo uczucie jest niesamowite. Język mężczyzny wkrada się władczo w moje usta, rozchylając mi szerzej wargi. Całuje mnie subtelnie, niespiesznie, ale zarazem namiętnie i z pasją, wywołując tym u mnie zawroty głowy.
– Jesteś taka rozkoszna… – mruczy w zachwycie, po czym pogłębia pocałunek.
Nawet przez sekundę nie myślę o tym, że właśnie obściskuję się z obcym facetem na środku parkietu. Zapominam o Biance, Sebastianie i wszystkich obecnych w loży nerdach, którzy być może właśnie przyglądają się mojemu popisowi. Szczerze, nawet nie jestem świadoma ludzi otaczających mnie dookoła. W tej chwili cała moja uwaga jest skupiona na całującym mnie mężczyźnie.
Woń jego perfum mnie oszałamia, miękkość warg i dotyk wędrujących po mojej skórze dłoni sprawiają, że cała płonę. Dopasowuję się do narzuconego przez niego tempa pocałunku, ulegając jego dominacji. Sama nie potrafię zachować teraz spokoju. Moje palce, zatopione w ciemnych włosach nad karkiem mężczyzny, bezwiednie się zaciskają. Zanim nasz pocałunek stanie się bardziej namiętny, nieznajomy odrywa ode mnie wargi.
Nie odsuwa się, jego usta trącają moje, kiedy mówi niskim głosem:
– Spędź ze mną resztę wieczoru.
Waham się, próbując przeanalizować wszystkie za i przeciw. Trudno mi teraz myśleć, zwłaszcza że wciąż kręci mi się w głowie od naszego pocałunku.
Mężczyzna chwyta mocniej za moje biodra i dociska mnie do siebie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wzdycham jękliwie, gdy czuję jego wzwód wbijający się w moje podbrzusze.
– Proszę.
Tym gestem potwierdził moje podejrzenia, na co liczy. Chce mnie zaciągnąć do łóżka.
Usta mężczyzny muskają płatek mojego ucha, wywołując tą pieszczotą dreszcz na moim karku.
– Mogę sprawić, by twoje urodziny stały się wyjątkowe. Niezapomniane – zapewnia głosem, który brzmi jak kusząca obietnica. – Powiedz tylko „tak”.
Boże, ja naprawdę to rozważam.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_