- W empik go
Ten drugi ty. Tom 2 - ebook
Ten drugi ty. Tom 2 - ebook
Drugi tom historii Lili i Nathaniela.
Zszokowana dziewczyna z trudem stara się udźwignąć ciężar prawdy, która okazuje się jednak zbyt okrutna. Dodatkowo wychodzi na jaw, że bracia skrywają sekret, który wplątuje całe miasteczko w sieć intryg i niebezpieczeństw. W dzień urodzin Lili, okazuje się, że jej najlepszy przyjaciel z dzieciństwa również musi się przed nią do czegoś przyznać. Bez chwili wytchnienia, dziewczyna szuka informacji, które mogłyby pomóc jej najbliższym. Wpada przez to w sidła Bastiana, który podstępem zaczyna nią manipulować. W tym samym czasie lokalni myśliwi planują obławę by powstrzymać brutalną bestię.
Czy mieszkańcy położą kres leśnym atakom? Czy Lili poradzi sobie ze wszystkimi sekretami braci i wyrwie się spod kontroli Bastiana?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8343-050-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W sekundę mnie zamurowało. Mrugnęłam kilka razy, patrząc to na jednego, to na drugiego. Jakim cudem? Jak?! Sam fakt, że w ogóle się znali, był dla mnie nie do ogarnięcia, ale to?!
– To wy… wy jesteście braćmi?! – z trudem wydukałam, będąc na granicy apopleksji.
Szok to było mało powiedziane. Przypomniało mi się zdjęcie spoczywające w kieszeni mojej kurtki. Ten drugi chłopiec, ten chudy i chorowity, to był… Bastian? Czy to możliwe, żeby ktoś tak bardzo się zmienił?
– Niestety – odparł starszy z przekąsem, nie spuszczając wzroku z młodszego. – Sprawy zabrnęły za daleko, bracie. Nie sądzisz, że należą się jej wyjaśnienia?
Zrobiłam krok w tył, by móc spojrzeć na Nathaniela z innej perspektywy. Chłopak był niespokojny i zdenerwowany. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Bastian już dawno byłby trupem. Ale on – zupełnie to olewając – zaczął z wolna zataczać krąg wokół naszej dwójki.
– Przyznaj wreszcie przed nią, przede mną, a przede wszystkim… przed samym sobą. Przyznaj się, czym jesteś.
– Nie – wycedził Nathaniel.
– Przyznaj, co zrobiłeś – kontynuował, a po moich plecach raz po raz przechodziły dreszcze. – Dlaczego wciąż żyjesz, chociaż już dwukrotnie powinieneś był zginąć?
– Przestań!
– Powiedz jej, dlaczego wszystko ukrywasz. Powiedz, dlaczego jej przyjaciel tak uparcie próbuje ją przed tobą uchronić.
– Dość już! – warknął Nate.
– Powiedz jej, co zrobiłeś! Powiedz, dlaczego pragnę twojej śmierci!
Nagle Bastian doskoczył do swojego brata i złapał go za koszulkę, tuż pod szyją. Przyciągnął go do siebie, z wściekłością patrząc mu w oczy. Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie.
– Gadaj!
– Jestem taki jak ty – odpowiedział na pozór spokojnie i odepchnął rozeźlonego mężczyznę.
Obaj niebezpiecznie zbliżali się do granicy panowania nad sobą, a ja… A mnie po prostu sparaliżowało. Słuchałam ich rozmowy z otwartą buzią, próbując z niej cokolwiek zrozumieć.
– W niczym mnie nie przypominasz – odparł starszy, patrząc z pogardą na swojego brata. – Ja jestem istotą nadprzyrodzoną, a ty… zwykłym potworem.
Tego już było za wiele. Czułam, że przez narastające napięcie mogę wkrótce wybuchnąć i rozlecieć się na kawałki. Nic tu nie miało sensu.
– Do jasnej cholery, o co tu chodzi?! – przerwałam im, stając dokładnie pomiędzy nimi. – Nathaniel… – spojrzałam prosto w jego jasne tęczówki. – O czym on mówi? – starałam się, aby mój głos brzmiał łagodnie, jednak nie potrafiłam zapanować nad jego drżeniem.
Bracia wymienili spojrzenia: Bastian – mocno sugestywne, za to Nate – coraz bardziej wyprane z emocji. W końcu chłopak przymknął powieki i wypuścił z trudem powietrze.
– Chyba już nie ma odwrotu… – szepnął bardziej do siebie niż do nas, a potem otworzył oczy. Nie potrafiłam niczego z nich wyczytać. – Te wszystkie zabite zwierzęta… To… to moja wina. To ja zaatakowałem ojca twojej przyjaciółki. I… – zawahał się – ciebie… też.
Z trudem przełknęłam ślinę. Chyba nie mówił poważnie? To naprawdę nie był dobry moment na robienie sobie żartów!
– Widziałam, co mnie zaatakowało – wycedziłam. – I to nie wyglądało jak ty ani jak nic, co znam.
Patrzył na mnie z tym lodowatym spokojem, zupełnie nie przypominając już siebie sprzed kilku minut.
– To był wilkołak, Lili. To byłem ja.
Zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o pobliskie drzewo, czując, jak miękną mi kolana. On nie kłamał. Po co miałby to robić? Boże… czy to w ogóle możliwe? To było tą tajemnicą, którą tak skrzętnie przede mną ukrywał? Czy to właśnie przed tym ostrzegał mnie Alex?
– Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego jestem taki silny? – zaczął znów mówić wypranym z emocji głosem. – Dlaczego mieszkam w lesie, mimo że jest tu niebezpiecznie? Dlaczego męczą mnie gorączki, ilekroć zbliża się pełnia? Żyję tylko dzięki tej klątwie – skrzywił się na dźwięk ostatniego słowa. – To prawda, że zostałem postrzelony. Zaraz przed przemianą.
Te wszystkie informacje… Mój niedziałający najlepiej po ostatnim wypadku mózg nie dawał rady z takim natłokiem nowych informacji. Chociaż wyjaśnienie Nathaniela wydawało się sensowne, ja wciąż nie potrafiłam w nie uwierzyć. Zaczęłam szybciej oddychać, bowiem miałam wrażenie, że ktoś ściska moje płuca jak gąbkę.
– Przecież… Przecież wilkołaki występują tylko w filmach i książkach. Gdyby było inaczej, świat już dawno by o nich wiedział – nie umiałam opanować paniki, którą dało się wyczuć w moim głosie. Spojrzałam na przysłuchującego się nam Bastiana. – Czy ty… też?
– Jest taki jak ja – odpowiedział młodszy z braci.
Prawnik wyprostował się z dumą. Patrzył na Nate’a spod byka i nawet nie starał się ukrywać widocznej w oczach dzikości.
– Mówię to ostatni raz. W niczym mnie nie przypominasz – warknął, a ja dałabym słowo, że jego czarne tęczówki znów błysnęły srebrem. – Pominąłeś najważniejszą kwestię. Powiedz jej, dlaczego po ciebie przyszedłem, dlaczego kazałem cię zastrzelić!
Kolejna nowina. Poczułam się jak uderzona obuchem w łeb! Wybałuszyłam oczy na Bastiana. Że też w ogóle postanowiłam mu zaufać! Przez cały ten czas udawał, a tymczasem to jego ludzie próbowali mnie zabić. Podstępny drań!
– To byłeś ty! – zmarszczyłam brwi ze złością. – Od samego początku o wszystkim wiedziałeś?! Okłamywałeś mnie!
– Oczywiście, że wiedziałem – odparł z pogardą. – Ale nie wszystko było kłamstwem. Pamiętasz o mordercy z Agassiz? Stoi przed tobą. To jego ścigam od prawie trzech lat!
Głos uwiązł mi w gardle. Oniemiała przeniosłam wzrok na Nathaniela, który od razu odwrócił się ode mnie. Wreszcie wszystko rozumiałam. Puzzle złożyły się w dość sensowną, choć tragiczną całość.
– Twoi rodzice… – zaczęłam cicho, nie mogąc więcej z siebie wykrztusić.
– Nasi rodzice – wtrącił się Bastian. – Tak. Zabił ich. A potem kilku innych ludzi – jego słowa wbijały się w moje serce niczym stępione sztylety. – Nadal chcesz mieć z nim cokolwiek do czynienia?
Za dużo. Za dużo! Czułam, że nie dam rady dłużej tego słuchać. Po prostu nie podołam! To przekraczało moje zdolności poznawcze. Wszystko było tak strasznie zagmatwane. W jednej chwili moja wizja świata legła w gruzach. Zarówno tego wielkiego, globalnego, jak i tego osobistego, którym od niedawna stał się ten jasnooki chłopak. Teraz stał przede mną… człowiek, którego w ogóle nie znałam. Nie byłam w stanie udźwignąć ciężaru prawdy. Prawdy, która okazała się okrutna.
– To niemożliwe – powtarzałam słowa jak mantrę, robiąc powolutku kroki w tył. – To wszystko nieprawda. Nie ma wilkołaków, morderców… To kolejny popieprzony sen!
Odwróciłam się i zaczęłam biec. Pragnęłam jak najprędzej opuścić to miejsce. W zacinającym śniegu nie zdążyłam pokonać nawet kilkunastu metrów, kiedy wpadłam w czyjeś ramiona. Spojrzałam w górę. Jak zwykle pojawił się tam, gdzie się go kompletnie nie spodziewałam.
– Dość już – odezwał się Alex w kierunku mężczyzn za moimi plecami. – Za dużo nowinek jak na pierwszy dzień poza szpitalem – pogładził mnie po zdrowym barku. – Chodź, Lili. Zabiorę cię do domu.
Przestało do mnie cokolwiek docierać. Bezwolna jak szmaciana lalka pozwoliłam się prowadzić prosto do samochodu zaparkowanego kawałek za czarnym mercedesem. Nie oglądałam się za siebie. Gdybym tylko znała sposób na zresetowanie pamięci, już dawno bym z niego skorzystała.ROZDZIAŁ 15
Następnego dnia postanowiłam wreszcie się zabrać do nauki. Chociaż była sobota, chciałam jak najszybciej się uporać z zaległościami i mieć później spokój. Wstałam wcześnie i poinformowałam mamę o swoich planach, prosząc, by mi nie przeszkadzała. Mama, która kiedyś popierała moją obowiązkowość, teraz wolała, żebym nie brała sobie za dużo na głowę.
Godziny spędzone przy nudnych równaniach z matmy i równie mało pasjonujących reakcjach chemicznych nie należały do najprzyjemniejszych. Zwłaszcza jeśli moje myśli co rusz wędrowały w zupełnie niezwiązane ze szkołą rejony.
Masa pytań wciąż kłębiła się w mojej głowie. Postanowiłam, że przy najbliższym spotkaniu z Nathanielem wyciągnę od niego odpowiedź na każde pytanie, które nie pozwalało mi się skupić. Gdzie zniknął na cały miesiąc? Co konkretnie wydarzyło się między nim a Bastianem? W jaki sposób stał się wilkołakiem?
Wkrótce złapałam się na tym, że co pięć minut zerkałam na ekran telefonu, żeby przypadkiem nie przeoczyć wiadomości lub połączenia. I chyba samą siebie próbowałam oszukać, sądząc, że wszystkiemu była winna moja ciekawość. Tak naprawdę nie mogłam się już doczekać chwili, w której znów zacznie pożerać mnie wzrokiem, znów z dużą dozą pewności pozwoli sobie na więcej i…
– Lili! – wołanie mamy z parteru przerwało emocjonalną karuzelę. – Chodź na chwilę!
Dopiero do mnie dotarło, że od dobrych kilku minut wpatrywałam się w jedno słowo w książce od biologii. Karcąc się w myślach za ten chwilowy odlot, wstałam z ociąganiem, wyszłam z pokoju i poszłam na dół. Zastałam tam mamę wkładającą swoje zimowe kozaki.
– Wybierasz się dokądś?
– Nic dziwnego, że zapomniałaś – wymamrotała i wyprostowała się. – Przed świętami zaczęłam dawać korepetycje – przypomniała. – Na czas twojego pobytu w szpitalu musiałam zrezygnować, ale teraz, skoro jesteś już w domu…
– No tak, faktycznie – puknęłam się w czoło i uśmiechnęłam przepraszająco. – Tyle się ostatnio działo, że wyleciało mi z głowy.
– Nie przejmuj się – odparła ciepło, zapinając ostatnie guziki płaszcza. – Wrócę za jakąś godzinę. Tylko dokładnie zamknij drzwi na wszystkie zamki!
Kilka sekund później zniknęła za drzwiami. Zgodnie z poleceniem mamy przekręciłam klucze we wszystkich zamkach, po czym, szurając kapciami, udałam się do kuchni. Stanęłam przed otwartą lodówką i zaczęłam się przeciągać.
Nagle usłyszałam ciche pukanie. Czyżby mama o czymś zapomniała? Powstrzymując ziewnięcie, odblokowałam drzwi i otworzyłam je.
Nie byłabym sobą, gdybym nie narobiła sobie wstydu w chwili, w której chciałam wypaść jak najkorzystniej. Nathaniel patrzył na moją szeroko otwartą buzię, a na jego ustach z miejsca pojawił się uśmiech.
– Zmęczona? – uniósł brew.
Ze wszystkich sił zdusiłam ziewnięcie i jak zwykle oblałam się rumieńcem. Nie spodziewałam się jego odwiedzin. Na pewno nie tak szybko. Oczywiście musiał mnie zastać w obciachowym domowym wydaniu, czyli w getrach i luźnej koszulce oraz z włosami spiętymi w niedbały kok na czubku głowy. To jednak nie powstrzymało nagłego wybuchu radości, który rozgrzał mnie, kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały.
– Już nie – odpowiedziałam i wpuściłam gościa do środka.
Obserwowałam, jak ściąga buty, i próbowałam powstrzymać się przed wypowiedzeniem jednej z moich myśli na głos. Czemu zrobiłam się ostatnio taka podejrzliwa?
– Coś się stało? – zapytałam niepewnie.
– Nie – odparł. – A coś się miało stać? – wyprostował się i wlepił we mnie wzrok.
Z miejsca się speszyłam. Objęłam się ramionami i przygryzłam wargę.
– Nie, nie – zaprzeczyłam od razu. – Po prostu… myślałam, że nie lubisz za często się spotykać.
Miałam tylko ogromną nadzieję, że nie zrozumie moich słów na opak. Ja naprawdę cieszyłam się na jego widok. Co mogłam na to poradzić, że przyzwyczaił mnie do czegoś innego?
Na szczęście odnalazłam w oczach Nathaniela zrozumienie.
– To prawda – rzekł i uśmiechnął się. – Ale tylko jeśli chodzi o innych. Co do ciebie… mój dystans był wymuszany.
Omiótł spojrzeniem mój strój, a potem znów spojrzał w moje oczy. Sposób, w jaki to zrobił… Zrobiło mi się gorąco, a po plecach przeszedł dreszcz. Nawet mnie nie dotknął, a już potrafił sterować moim ciałem. Co to za magia?
Nie chciałam w tak jawny sposób dawać mu do zrozumienia, że działał na mnie jak zapalnik, więc postanowiłam zmienić kierunek rozmowy. Wyminęłam chłopaka, którego ciepło zbyt intensywnie mnie przyciągało, i stanęłam w wejściu do kuchni.
– Dobrze, że wpadłeś – oznajmiłam, znikając mu z oczu za ścianą. – Zamierzam zabrać cię na przesłuchanie. Od rana to planuję – mówiłam, wstawiając czajnik z wodą.
– Wpadłem jak śliwka w kompot – usłyszałam za plecami.
Obejrzałam się przez ramię. Nathaniel opierał się o framugę drzwi i zerkał na mnie ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Zwróciłam się z powrotem w stronę szafki, z której wyciągnęłam dwie szklanki.
– Oj, tak – kiwnęłam głową, nadając powagi moim słowom. – Tym razem będę bardziej dociekliwa. Kawę czy herbatę?
Już chciałam się odwrócić, kiedy poczułam na szyi ciepły oddech. Zamarłam.
– Nie obiecuj – cichy pomruk rozbrzmiał tuż przy moim uchu. – Bo może się okazać… – gorące dłonie spoczęły na moich biodrach i powoli zaczęły sunąć w górę. – Że ja będę bardziej… – palce zacisnęły się na mojej talii, a mnie zakręciło się w głowie z nadmiaru wrażeń – …dociekliwy.
– Skoro tak… – podjęłam jego grę i oparłam tył głowy na jego ramieniu. – Na pewno nie umknęło ci, że się ze mną nie przywitałeś… – sama nie wierzyłam w swoją śmiałość.
Poczułam na szyi delikatne muśnięcie, a moje zmysły zapłonęły. Czy każdy chłopak to potrafił, czy tylko ten jeden wiedział, jak wyczyniać takie cuda?
– Właśnie to robię – szepnął, a potem stanowczym ruchem odwrócił mnie przodem do siebie i z niesamowitą łatwością posadził na blacie, w efekcie przewracając jeszcze puste kubki.
Zdążyłam zauważyć, jak uśmiecha się pod nosem, zanim zbliżył się i złączył swoje usta z moimi. Mimowolnie zamknęłam oczy i ułożyłam dłonie na jego karku. Chociaż całkowicie nie znałam go od tej strony, nie zamierzałam narzekać.
Ktoś inny mógłby uznać, że Nathaniel pozwalał sobie na zbyt wiele, jednak ja… Chciałam tego. Nigdy nie byłam z nikim na tyle blisko, nigdy nie pozwoliłam na więcej niż serdeczne przytulenie, tymczasem… Potrzebowałam tej bliskości. I psychicznej, i fizycznej. Moje ciało wybudzone odpowiednią iskrą wprost prosiło się o dotyk. Nieważne czy ten czuły, czy też bardziej intymny. Zrozumiałam to w momencie, kiedy omal nie spadłam z drabiny. Od tamtej pory mój zaniedbany w tej sferze organizm wręcz domagał się bycia z kimś na tyle blisko, by poczuć bicie drugiego serca. Nie byle jakiego. Chciałam smakować tylko tych jednych warg, czuć ciepło tylko tych gorących dłoni, zatracać się w tych wyjątkowych oczach…
Nawet nie wiedziałam, kiedy objęłam nogami tułów chłopaka, przyciskając go bardziej do siebie. Jego ręce wsunęły się pod moją koszulkę i dotknęły nagiej skóry pleców. Westchnęłam cicho, a w uszach aż szumiało mi z podniecenia.
Nagle Nathaniel z wielkim ociąganiem odsunął się ode mnie. Jego spojrzenie było zamglone, patrzył na mnie… nie, to złe słowo, pożerał mnie wzrokiem. Nie był już taki pewny siebie i zadziorny jak przed kilkoma minutami.
– Nie rób tak… – wydyszał, przecierając twarz rękawem.
Pisk w moich uszach robił się coraz bardziej natarczywy i głośny. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że od dłuższej chwili czajnik znajdował się na granicy eksplozji. Czyli bardzo podobnie do mnie.
Zeskoczyłam z blatu i, nie odwracając wzroku od oczu chłopaka, jednym kliknięciem wyłączyłam płytę indukcyjną. Zapadła cisza.
– Jak? – zapytałam cicho.
Zrobiłam coś nie tak? Odstraszyłam go? Moja wcześniejsza euforia powoli mieszała się z lękiem.
Nathaniel starał się uspokoić przyspieszony oddech. Widziałam, jak przełknął z trudem ślinę, zanim zdobył się na odpowiedź.
– Wzdychasz… – mruknął. – Zrób to jeszcze raz i, słowo daję, nie powstrzymam się…
Poczułam się dziwnie. Jednocześnie zadowolona z faktu, że nie tylko ja reagowałam w ten sposób na jego bliskość, ale również… rozbawiona. Moje usta poszerzyły się w uśmiechu, aż wreszcie zaczęłam cicho chichotać.
– Z czego się śmiejesz? – zapytał oburzony.
– Twierdzisz, że czajnik uratował moją godność? – uniosłam brwi, śmiejąc się coraz bardziej.
Wyraz jego twarzy złagodniał w powiększającym się uśmiechu. Wkrótce nasz śmiech wygonił z kuchni tę napiętą i wyjątkowo gorącą atmosferę.
– Wiesz co? Lepiej poczekam na schodach, nie chcę kusić losu – stwierdził, kiedy zdołał się opanować.
Odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
– To co do picia? – zapytałam za nim, a w moim głosie wciąż słychać było rozbawienie.
– Kawę – rzucił przez ramię i zniknął za framugą drzwi.
– Mocną i bez mleka? – spytałam bezwiednie i sięgnęłam po przewrócone kubki.
– Najlepiej – padła odpowiedź.
Dopiero gdy wsypywałam zmielone ziarna do szklanki, moja ręka zamarła w powietrzu. Skąd wiedziałam, co zaproponować? Skąd wiedziałam, że w takim wydaniu lubił ten napój najbardziej? Oblicze Bastiana znikąd pojawiło się w moich myślach. Co jeszcze, prócz klątwy, genów i ulubionej kawy, mieli wspólnego?
– Witaj w moich skromnych progach.
Otworzyłam drzwi i weszłam wraz z Nathanielem do mojego pokoju. Chyba nie miałam się czego wstydzić. W średniej wielkości pomieszczeniu o kremowych ścianach dominował mało dziewczęcy kolor – ciemny niebieski. Miałam do niego słabość, toteż zarówno pościel, obicie krzesła, mały dywan na drewnianej podłodze, jak i różne dekoracje miały właśnie tę barwę.
Z kubkiem ciepłej herbaty w dłoniach przysiadłam na dosuniętym do ściany łóżku, pozostawiając jedyne w pokoju krzesło dla Nathaniela. On jednak zainteresował się wysokim po sufit regałem umiejscowionym obok wejścia do łazienki. Omiótł spojrzeniem grzbiety książek i pokiwał głową z uznaniem.
– Kryminały?
– Jako dziecko chciałam zostać policjantką – wyznałam, uśmiechając się ze wstydem. – Najwidoczniej coś mi zostało z tamtych lat.
– Wytrwałości i ślepego uporu nie można ci odmówić – skomentował i posłał mi rozbawione spojrzenie. – A teraz? Czym chcesz się zająć po szkole?
Podszedł bliżej biurka chwilowo zawalonego masą podręczników, notatek i kserówek. Jego uwagę przykuła półka zawieszona nad blatem. Widziałam, że szczególnie zainteresował się postawionymi tam ramkami.
– Teraz… sama nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Mama bardzo by chciała, żebym poszła na prawo, ale chyba średnio się tam nadaję… – westchnęłam. – Mam jeszcze ponad rok na podjęcie decyzji, to masa czasu.
Nathaniel nie potrafił oderwać wzroku od fotografii. Wziął w dłonie jedną z nich i uśmiechnął się ciepło.
– Opowiedz mi o tych zdjęciach – poprosił i spojrzał na mnie.
Wstałam i podeszłam bliżej. Kiedy ujrzałam, którą fotkę trzymał w ręku, sama również mimowolnie się uśmiechnęłam. Kadr, a w nim mała Sarah (której włosy były wówczas koloru słomy) i ja, w jaskrawych strojach kąpielowych, obejmowałyśmy się, a nasze roześmiane buzie były umazane lodami, które każda z nas trzymała w wolnej dłoni.
– To tutaj ma chyba dziesięć lat – zaśmiałam się. – Rodzice Rudej jak co roku zabrali mnie nad ocean. Jej bracia zawsze zastawiali na nas te same pułapki, a my za każdym razem dawałyśmy się nabrać. Wykopywali wielkie dziury i przykrywali je naszymi ręcznikami.
Nathaniel roześmiał się cicho, odłożył ramkę i sięgnął po następną. Tym razem patrzyliśmy na jeszcze mniejszą mnie, uczesaną w zgrabny warkocz i trzymającą za rękę nieśmiałego chłopca o dużych zielonych oczach. Uśmiechałam się szeroko, w przeciwieństwie do mojego towarzysza.
– A to zdjęcie z przedszkola. Alex i ja byliśmy wtedy nierozłączni – powiedziałam z nostalgią w głosie. – Właściwie… byłam dla niego czymś w rodzaju opiekunki. Dzieci gnębiły go, bo znał tylko kilka słów.
Mina Nathaniela spoważniała, ściągnął też gniewnie brwi. Chyba nie odpowiadał mu temat.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki