Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Testament Ziarnka Soli. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
18 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,00

Testament Ziarnka Soli. Część 2 - ebook

Powieść ta wprowadza do serii zasadniczą zmianę, która miała rządzić wszystkimi kolejnymi odcinkami: Rocambole, skruszony, powraca z więzienia, by przyczynić się do triumfu dobra.

Czterech mężczyzn: Gontran de Neubourg, Lord Blackstone de Galwy, Arthur de Chenevières i Albert de Verne postanawiają połączyć siły pod nazwą Bractwa Rycerzy Księżycowej Poświaty, aby pomóc tajemniczej młodej kobiecie, znanej początkowo tylko jako „domino”, która po zamordowaniu rodziców została pozbawiona spadku przez diabolicznego Ambroise’a i wicehrabiego de la Morlière. W tej historii pojawiają się jeszcze dwie inne postacie: kapitan Charles de Kerdrel – o pseudonimie Ziarnko Soli, oraz kurtyzana Saphir.

Jeśli chodzi o Rocambole’a, to pojawia się on jako tajemniczy przywódca tego stowarzyszenia arystokratów. Ale nawet w służbie dobra nie waha się sięgać po najbardziej zbrodnicze środki: szantażuje, torturuje i bez skrupułów nadużywa swoich uprawnień lekarza i magnetyzera.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66980-37-2
Rozmiar pliku: 9,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział XXXVIII

Udaremniony pojedynek

Victor de Passe-Croix miał dwadzieścia lat, był w wieku naiwnych namiętności.

W wieku dwudziestu lat kochana kobieta staje się aniołem, a kiedy osiąga stan anioła, zakochany się jej zwierza.

Przed dotarciem do Nantes hrabina d’Estournelle poznała już na wylot całą historię z Sologne, od spotkania Victora z Albertem Morelem po wpadnięcie w obłęd jego siostry.

Victor wziął Olympe, to znaczy Émeraude, za kobietę z lepszego świata.

Obie kobiety zatrzymały się w hotelu Marynarki, na nabrzeżu.

Powodujący się wygodą Victor zamieszkał w sąsiedztwie w wynajętym domu. Hrabina ukoiła wszakże jego obawy pozwalając, aby codziennie przychodził na obiad do hotelu Marynarki.

Wieczorem po przyjeździe obie młode kobiety, zamknąwszy się w swoim pokoju, ponieważ wzięły wspólny apartament, rozmawiały przyciszonymi głosami.

– Moja droga – powiedziała Émeraude – wydaje mi się, że nadeszła chwila, abyś trochę mi się zwierzyła.

– Jestem całkowicie na to gotowa – odparła hrabina. – Wiedz więc, że młody człowiek, z którym spotkamy się na Belle-Isle, ów więziony tam Andrejewicz, jest chłopcem, którym bardzo się interesuję.

Głos hrabiny był ironiczny.

– Tak – rzekła Émeraude – rozumiem. Chciałbym tylko poznać przyczynę sympatii, jaką do niego masz.

– No dobrze – odpowiedziała hrabina – wyobraź sobie, że ten młody człowiek, który nazywa się Andrejewicz, jest synem prawdziwego Kozaka, ale twierdzi, że ma rzekomo inne pochodzenie.

– Och!

– Podaje się za wnuka baronowej René, spadek po której musi przypaść mojemu mężowi i mnie.

Na ustach Émeraude pojawił się uśmiech, tajemniczy i kpiący, który skłonił hrabinę do następującej uwagi:

– Widzę, że mnie rozumiesz, maleńka. Wiesz dobrze, że ten chłopak z Belle-Isle jest zbyt blisko Paryża.

– Na pewno, ale ty znasz sposób, żeby go od niego oddalić, prawda?

Pani hrabina d’Estournelle spojrzała uważnie na swoją przyjaciółkę.

– Znajdę go – odpowiedziała.

I podniósłszy się z narożnika kominka, przy którym siedziała, stanęła przed lustrem i z uśmiechem przyglądała się sobie.

– Słowo honoru – zapewniła – jestem jeszcze piękna i potrafię zawrócić w głowie dwudziestoletniemu chłopcu!

– A jak! – powiedziała Émeraude. – Przecież dowodem tego jest pan Victor de Passe-Croix, tak mi się wydaje!

Hrabina przyłożyła palec do ust.

– Ciii! – rzuciła jej – sądzę, że takiego właśnie sposobu szukałam.

– Naprawdę?

– Do licha! Victor już szaleje za mną. Na jeden ruch mojej ręki rzuciłby się do studni.

– Co nie powstrzyma go przed zostawieniem nas obu i udaniem się na poszukiwania swojego oficera marynarki, który…

Pani d’Estournelle przerwała swojej przyjaciółce:

– Posłuchaj mnie uważnie. Przypuśćmy, że będziemy na Belle-Isle…

– Przecież będziemy tam jutro wieczorem; parowce szybko pokonuję tę drogę.

– To prawda. Przypuśćmy zatem, że jesteśmy na Belle-Isle.

– Zgoda!

– Zamieszkamy w małym domku wynajętym na brzegu morza.

– Cudownie!

– I przyjmujemy tam tego młodego Andrejewicza.

– Mów dalej.

– Andrejewicz mnie kocha…

– Tak może być.

– Victor też mnie kocha.

– To już się stało.

– Dwóch młodych ludzi walczy z sobą…

Émeraude popatrzyła uważnie na hrabinę d’Estournelle.

– No, no! – powiedziała. – Widzę, że pozostałaś moją starą Topaze. To dobrze, rozumiem, ale…

– Ach! – rzuciła hrabina. – Czyżbyś miała przedstawić mi jakieś małe wątpliwości?

– Bardzo wielkie.

– Jakie to?

Émeraude podniosła się, ponieważ hrabina wstała i podobnie jak ona stanęła przed lustrem.

– Jak wyglądam? – zapytała.

– Ciągle ładna aż do schrupania.

– Naprawdę?

– Daję słowo!

– No dobrze, przypuśćmy…

– Co takiego?

– Że ten młodzieniec… Andrejewicz, zamiast pokochać ciebie, zapała miłością do mnie…

– To przeszkodziłoby w moich zamysłach – odparła hrabina – Ale…

Owo „ale” było wspaniałe! Miało oznaczać: Jestem dziesięć razy piękniejsza, dziesięć razy bardziej uwodzicielska od ciebie…! Kiedy Émeraude bez wątpienia miała już odpowiedzieć, zapukano do drzwi saloniku, w którym obie kobiety czekały na porę obiadu.

– Oto mój Amadis1! – szepnęła hrabina.

Był to rzeczywiście Victor de Passe-Croix, który biegał po mieście.

Młody człowiek był blady, ale jego oczy błyszczały gorączkową radością.

– Znalazłem go! – powiedział, wchodząc i przybliżając się, aby ucałować rękę, którą wyciągnęła do niego hrabina.

– Ach! – rzuciła z ciekawością. – No dobrze! Czy wydobyłeś z niego tajemnicę?

– Na razie nie.

Pani d’Estournelle wpatrywała się w niego jasnym wzrokiem. Victor mówił dalej:

– Obiecał mi, że jutro się wytłumaczy.

– Ach!

– Och, może być pani spokojna, będę wiedział, jak go przymusić.

– Czy to znaczy – zapytała hrabina – że go sprowokowałeś i że jutro rano będziesz się z nim pojedynkował?

Victor zarumienił się i zamilkł.

– Zabije go pan albo on pana zabije… ale niczego się pan nie dowie.

Młody człowiek drgnął.

– Podczas gdy ja – chłodno mówiła dalej hrabina – gdybym się w to włączyła…

– Co wtedy?

– Jeszcze dziś wieczorem poznam nazwiska tych mężczyzn, którzy tak niegodnie z panem postąpili.

Victor stłumił okrzyk i z podziwem spojrzał na panią d’Estournelle.

– Lecz w tym celu – powiedziała – najpierw potrzebuję kilku wiadomości o pańskim oficerze. Gdzie on przebywa?

– Na pokładzie parowca „Saumon”, którym dowodzi.

– Ach! Dowodzi awizem2?

– Tak, pani hrabino. Owe awizo przewozi depesze między Nantes a Belle-Isle.

Hrabina zadrżała, jednak jej oblicze pozostało nieporuszone. Victor dodał:

– Ma nawet, jak się okazało, dość dziwaczną załogę. Stanowi mieszaninę naszych marynarzy i rosyjskich jeńców.

Hrabina i Émeraude wymieniły ukradkowe spojrzenia.

– A jak się nazywa ten pański oficer? – zapytała pani d’Estournelle.

– Pan de Fromentin.

– Fromentin! – zawołała Émeraude. – Porucznik marynarki wojennej?

– Tak, droga pani.

– Znam go.

– Ach, doprawdy!

– I tego – stwierdziła Émeraude z uśmiechem – czego nie chciałby panu powiedzieć, powie mi.

– Ależ, droga pani – zauważył Victor – proszę tylko pomyśleć, że go sprowokuję.

– Ba! Załatwię sprawę, może być pan spokojny.

Następnie, zwracając się do hrabiny, Émeraude mówiła dalej:

– Jeśli mi wierzysz, droga przyjaciółko, w tej chwili pójdziemy do pana de Fromentin. Trzeba powstrzymać tego narwańca – powiedziała, uśmiechając się do Victora – żeby jutro rano nie miał rozbitej głowy.

Hrabina spojrzała na Victora owym spojrzeniem kobiety, która ma pewność, że jest kochana.

– Uczynię pana moim więźniem – powiedziała – i nakazuję, żeby pozostał pan tutaj w areszcie aż do naszego powrotu.

– Będę ci posłuszny, pani – odpowiedział młody człowiek – ale proszę pamiętać, że jeśli pan de Fromentin nie poda pani nazwisk tych ludzi, będę musiał jutro z nim walczyć.

– Proszę się nie martwić – odparła Émeraude – dowiemy się wszystkiego.

***

Jak powiedział Victor de Passe-Croix, pan de Fromentin od jakichś pięciu dni dowodził awizem „Saumon”, którym codziennie przebywał drogę z Nantes do Belle-Isle. Młody oficer do portu w Nantes wpłynął z powrotem około godziny wcześniej i był już gotów zejść na ląd, aby pójść zjeść obiad w mieście, kiedy stojący na warcie przy jego drzwiach marynarz przyniósł mu wizytówkę.

Marynarz wziął ją, rzucił na nią wzrokiem i zbladł po przeczytaniu tego nazwiska:

Victor de Passe-Croix.

„Mój Boże! – pomyślał sobie. – Powinienem był oczekiwać tej wizyty. Tymczasem nie mogę mówić. Mógłbym w Rigoles, ale teraz nie mogę już to uczynić, bowiem otrzymałem list od pana de Chenevières błagający mnie, abym zachowywał milczenie co najmniej przez kolejny miesiąc…”. Niech wejdzie! – powiedział głośno zmienionym głosem.

Victor wszedł. Miał zapięte wszystkie guziki, aż do brody. Miał postawę człowieka zdecydowanego na odbycie kłótni.

– Szanowny panie – powiedział marynarz, wskazując mu krzesło – spodziewałem się pańskiej wizyty.

– Straciłem pięć dni szukając pana w całym Paryżu, panie oficerze.

– I nie znalazłszy mnie w Paryżu, przyjechał pan aż do Nantes?

– Tak, panie.

Marynarz czekał.

– Przyjechałem w nadziei – powiedział Victor – że nie odmówi mi pan podania nazwisk tych nędzników, którzy…

– Szanowny panie – przerwał mu oficer – jestem związany przysięgą, ale ta przysięga nie jest wieczna. Czy zechce pan zaczekać miesiąc?

– To niemożliwe!

– Jeszcze bardziej jest dla mnie niemożliwe mówienie przed upływem tego terminu.

– Lecz przypuszczam – aroganckim tonem zapytał Victor – że nie ma pan zakazu odbycia pojedynku?

Pan de Fromentin westchnął i spojrzał smutno na młodego człowieka.

– Nie mam, szanowny panie – odpowiedział prosto – jedynie…

– Ach! – rzucił Victor z pogardą. – Czyżby w podobny sposób prosił mnie pan o zwłokę?

– Pan się myli, ale dowodzę statkiem, na którym mnie pan znalazł. Ten jutro o godzinie dziewiątej podniesie kotwicę. Jeśli koniecznie chce pan walczyć…

– Od siódmej rano – odparł Viktor – będę do pańskiej dyspozycji, i jeśli pan tak woli, pojedynek będzie na pistolety.

– Jak pan sobie życzy.

– Na łące Mauves3.

– Zgoda.

Victor ukłonił się, pożegnał tak pana de Fromentin i bez słowa wyszedł z kabiny.

Kiedy przechodził pokładem i zbliżał się do trapu na sterburcie4, nasz bohater zauważył opartego o ścianę młodego mężczyznę, który z melancholią wpatrywał się w morze.

Nie miał wiele ponad dwadzieścia lat; duże niebieskie oczy, klasyczny profil, jasne włosy, a całą swą postacią wyróżniał się niezwykle korzystnie.

Nosił płaszcz rosyjskiego żołnierza i Victor rozpoznał w nim jednego z więźniów Belle-Isle.

Victor zachował pod swoim surdutem spodnie mundurowe5 Saint-Cyr.

Gdy mijał młodego Rosjanina, ten odwrócił głowę i ukłonił się mu.

Victor odwzajemnił ukłon; potem domyślił się, że więzień okazał tak chęć porozmawiania z nim i się zatrzymał. Rzeczywiście, młody człowiek podszedł do niego i ponownie się ukłoniwszy, powiedział:

– Proszę mi wybaczyć, szanowny panie, ale czy spodnie, które pan nosi, są z Saint-Cyr?

– Tak, proszę pana.

– Przepraszam pana – mówił dalej młody Rosjanin – ale jest pan pierwszą osobą z Paryża, którą mam szczęście zobaczyć i być może zdołam się czegoś od pana dowiedzieć.

– Proszę mówić.

– Niewątpliwie należy pan do lepszego towarzystwa – kontynuował młody człowiek – i być może słyszał o starszej pani z przedmieścia Saint-Germain, o której chciałbym usłyszeć wieści.

– Jak się nazywa? – zapytał Victor.

– Baronowa René.

– Wdowa po generale?

– Tak, panie.

– Słyszałem o niej.

– Ach! Czy nadal żyje?

– Tak, proszę pana.

Oblicze młodego Rosjanina się rozjaśniło.

– Dziękuję panu – powiedział – po tysiąckroć dziękuję!

Ukłoniwszy się Victorowi wrócił, aby opierać się o ścianę, podczas gdy saint-cyryjczyk zszedł trapem na sterburcie i wrócił do łodzi, która go przywiozła.

***

W tym czasie pan de Fromentin pozostawał w swojej kabinie, pogrążony w głębokim smutku.

– Biedny Victor! – wyszeptał dwudziesty raz po odejścia kadeta – przecież nie mogę go zabić!

Pan de Fromentin był tak przygnębiony, że zrezygnował z zejścia na ląd i obiad zjadł samotnie na statku.

Mniej więcej godzinę po odejściu Victora kapitana okrętu z ponurej zadumy wyrwała przekazana mu nagle wiadomość o łódce z dwiema kobietami na pokładzie, która płynęła prosto do jego okrętu.

Zdumiony pan de Fromentin opuścił kabinę i stanął przy trapie na sterburcie.

Noc była jasna, zalewana blaskiem wspaniałego księżyca. W tym świetle młody oficer zdołał dojrzeć dwie kobiety wchodzące na pokład. Hrabina była mu nieznana, ale nie zdołał powstrzymać gestu zdziwienia, gdy zobaczył, że Émeraude wyciąga do niego rękę i mówi:

– Dzień dobry, drogi przyjacielu.

– Jak to – rzekł zdziwiony – to pani?

Émeraude cztery lub pięć lat wcześniej grała w komedii w teatrze w Breście, kiedy on był na jednym ze swoich urlopów.

Tam poznała pana de Fromentin i się z nim związała. W tym czasie był tylko podchorążym.

Młody oficer przy każdym wyjeździe do Paryżu odwiedzał Émeraude, która zawsze wspaniale go przyjmowała.

– Mój drogi – mówiła dalej aktorka, podczas gdy pan de Fromentin witał hrabinę – ta pani jest moją przyjaciółką, która pragnie zachować anonimowość.

Oficer się ukłonił.

– I przyjechałyśmy do pana w ogromnie ważnej sprawie.

– Czyżby?!

Pan de Fromentin podał hrabinie ramię i wskazał Émeraude drogę do swojej kabiny.

Kiedy obie kobiety zostały z nim same, pan de Fromentin popatrzył na aktorkę.

– A teraz – powiedział – zamieniam się w słuch, panno.

– Jutro ma pan walczyć, prawda? – zapytała Émeraude, przechodząc od razu do rzeczy.

Oficer zadrżał.

– Z panem de Passe-Croix, naprawdę nadal dzieckiem?

– Niestety!

Hrabina d’Estournelle potrafiła odegrać dręczące ją uczucie i przyłożyła do oczu chusteczkę.

– Mój drogi przyjacielu – powiedziała Émeraude, pochylając się w stronę pana de Fromentin – czy wie pan, że gdyby zdołał zabić Victora, mógłby tym samym ciosem zabić tę panią?

– Mój Boże!

– Dlatego chcę za wszelką cenę zapobiec temu pojedynkowi, mój drogi Fromentinie.

– Ale jak? Z Victorem, którego kocham jak brata, nie da się pertraktować! Chce mnie zmusić do złamania przysięgi. Pojmuje pani, że to niemożliwe.

Hrabina podniosła głowę i popatrzyła na pana de Fromentin.

– Czy zechce mnie pan upoważnić – zapytała – do skłonienia Victora do posłuchania głosu rozsądku?

– To będzie trudne, droga pani.

– Racja, ale czy w końcu da mi pan swoje pełnomocnictwo?

– Och! Bardzo chętnie.

W oczach hrabiny pojawił się błysk radości.

– Szanowny panie – dodała – czy mogę dziś wieczorem napisać do pana list?

– Droga pani – odparł pan de Fromentin – będę miał zaszczyt o dziesiątej wysłać do pani mojego służącego.

Hrabina wstała i dała znak Émeraude.

Pan de Fromentin ponownie podał jej ramię i wyszedł z nią na pokład, który zalewały promienie księżyca.

Młody więzień rosyjski, który godzinę wcześniej zagadnął Victora de Passe-Croix, nadal siedział przy relingu6. Na dźwięk szelestu jedwabnej sukni hrabiny, która przeszła obok niego, odwrócił głowę.

Księżyc oświetlił piękną twarz pani d’Estournelle.

Młody człowiek zadrżał na jej widok. Doświadczył jednego z tych dziwacznych, niewytłumaczalnych wstrząsów, które decydują niekiedy o życiu człowieka.

– Och, jaka jest piękna! – wyszeptał.

Hrabina była już daleko i dotarła do trapu na sterburcie. Nie zobaczyła młodego więźnia.

– Jeszcze jedno, szanowny panie – powiedziała w chwili schodzenia na trap – powiedziano mi dzisiaj o czymś dość dziwnym…

– Tak? – rzucił pan de Fromentin.

– Zdaje się, że ma pan na pokładzie Rosjan?

– Tak, proszę pani; mam czterech więźniów, których przekazano mi, żeby obsługiwali wnętrze okręt.

– I… czy jest pan z nich zadowolony?

– Są łagodni, gorliwi, posłuszni, ale prawdę mówiąc, zatrudniam tylko trzech.

– A czwarty?

– Ach! Ten, proszę pani, ma zbyt białe ręce, żebym odważył się użyć ich do zamiatania pokładu.

– Jest więc oficerem?

– Nie, to zwykły żołnierz o nazwisku Andrejewicz, proszę pani.

Hrabinie gwałtownie zabiło serce. Pan de Fromentin mówił dalej:

– Mam wrażenie, że ten młody człowiek ma w życiu jakąś tajemnicę, może romans. Wyróżnia się postawą i manierami, bardzo czysto mówi po francusku.

– Na pewno jest jakieś dziecko z dobrego rodu?

– Tak sądzę, ale zachowuje posępną ciszę i wydaje się, że dręczy go ogromny smutek.

– Ach tak – powiedziała Émeraude ze śmiechem – intrygujesz mnie, mój drogi Fromentinie, tym swoim tajemniczym Rosjaninem.

– Naprawdę?

– Daję słowo! Chciałabym go zobaczyć… tego młodego człowieka.

– To łatwe – odparł pan de Fromentin, który przypomniał sobie, że przeszedł obok więźnia; odwróciwszy głowę, zaczął go szukać oczami.

Jednak jeniec zniknął i zszedł już na międzypokład7.

– Czy życzy sobie pani, żebym polecił go poszukać?

– Nie – odparła Émeraude – ale może pan zrobić coś lepszego.

– Co takiego?

– Ma pan dziś wieczorem wysłać swojego służącego do hotelu Marynarki?

– Tak.

– No cóż, zamiast niego niech pan wyśle nam swojego rosyjskiego więźnia.

– Do diabła! To trochę ryzykowne… Odpowiadam za niego… Ale to drobnostka! – dodał pan de Fromentin. – Myślę, że mogę za niego odpowiadać. Skoro chce pani tego, to go wyślę.

– Jest pan czarujący! – zawołała Émeraude, która ponownie wymieniła spojrzenia z hrabiną i podała rękę do pocałowanie jej przez oficera marynarki wojennej.

Obie kobiety wsiadły do swojej łódki i kilka minut później dotarły do hotelu Marynarki.

Victor wiernie przestrzegał poleceń, które wydała mu pani d’Estournelle.

Zastała go siedzącego przed ogniem ze skrzyżowanymi nogami, pogrążonego w głębokiej zadumie.

– No cóż – powiedziała, kładąc na jego ramieniu swoją piękną białą dłoń – nie będzie pan walczył.

– Jak to? – rzucił Victor, wstając szybko. – Zatem powiedział pani…

– Wszystko.

– W takim razie, pani…

– Najpierw powiem panu – stwierdziła hrabina – że znam doskonale tych, którzy pana obrazili.

Hrabina skłamała z takim tupetem, że Victor aż zakrzyknął.

– I wcale nie było konieczne – dodała pani d’Estournelle – prowokowanie i dręczenie biednego pana de Fromentin, który jest człowiekiem rycerskim i bardzo pana lubi.

– Ale czy w takim razie powie mi pani, hrabino, nazwiska tych ludzi?

– Jeszcze nie!

Victor cofnął się o krok, ale hrabina obdarzyło go na niego jednym z tych spojrzeń, które wywołują zmieszanie mężczyzn i łamią nawet najbardziej wytrwałą wolę.

– Mój przyjacielu – powiedziała – ludzie, których ścigasz, to twardzi zawodnicy i przegrałby pan walkę z nimi, gdybym nie znalazła dla pana pomocnika.

– Pomocnika?

– Tak.

– Kto nim jest?

– Jam jest.

Wymówiła te słowa tak, jak są one wymawiane w Théâtre-Français8, w Medei9:

– Pani! – zawołał. – Pani, hrabino, zgodziłaby się…!

– Ci ludzie są moimi wrogami, ponieważ są pańskimi.

Victor stłumił okrzyk i padł do stóp hrabiny. Ta wyciągnęła do niego obie ręce.

– Wstań, dziecko – powiedziała mu. – Łączę się z panem w nienawiści i przysięgam, że nasza zemsta będzie głośna. Lecz w tym celu musi pan ślepo mi wierzyć.

– Och, tak!

– Musi pan przysiąc mi posłuszeństwo.

– Przysięgam pani!

– Choćby dziwne mogło być postępowanie, które panu nakażę.

– Zgoda.

– No dobrze, po pierwsze, nie pozna pan jeszcze nazwisk tych mężczyzn.

– Ależ, pani hrabino…

– Nie chcę, żebyś zepsuł pan wszystko swoją popędliwą lekkomyślnością.

– Jednakże…

– Czy nie przysiągł mi pan bycie posłusznym?

Wtedy hrabina oczarowała Victora wzrokiem. Został on pokonany. Pozwoliła mu wziąć się za rękę, na której złożył pocałunek.

– I aby rozpoczął pan grać swoją rolę uległego – powiedziała – jutro przyjdzie pan i tutaj zamieszka.

– Dobrze!

– Będzie pan chodził na spacery, jeździł konno, wyprawiał się na wycieczki po okolicy… i nie zajmował się niczym… dopóki nie wydam panu nowych instrukcji.

– A pani…?

– Ja – odrzekła hrabina – jutro wybiorę się na czterdziestoośmiogodzinny wyjazd, najwyżej trzydniowy, z panią… Zaczeka pan tutaj na mnie.

– Jak to? – zawołał z tonem nadąsanego dziecka. – Nie pozwoli mi pani sobie towarzyszyć?

Zaśmiała się perliście i wesoło przez białe zęby i spojrzała na Émeraude.

– Cóż to za utrapione dziecko! – powiedziała. – Chce teraz pojechać do mojej cioci! Byłoby to paradne! Hrabina d’Estournelle w towarzystwie młodego szaleńca!

Victor pozostawał lekko zdezorientowany i wymamrotał kilka słów.

– No już! – powiedziała hrabina pobłażliwym głosem wypełnionym obietnicami. – Wybaczam panu, ale pod jednym warunkiem.

– Och! Proszę mówić.

– Że zapomni pan moje nazwisko. Jestem panią Durocher, wdową po armatorze z Hawru.

Choć Victor był przez chwilę oszołomiony, to jednak skinął potakująco głową. Hrabina dodała:

– Odtąd, dla całego świata, słyszy pan?, jestem pani Durocher. Przysięga mi pan?

– Na mój honor!

– Jest czarujący – powiedziała, ponownie patrząc na Émeraude i uśmiechając się do Victora. – Coś zrobimy. A teraz, przyjacielu, wrócisz do swojego hotelu, jest wpół do dziesiątej. To pora, kiedy młodzi ludzie kładą się spać.

– Ale przynajmniej zobaczymy się jutro, zanim pani wyjedzie? – poprosił Victor.

– Tak, o siódmej rano.

Victor wyszedł z sercem pijanym miłością i przekonany, że hrabina całkowicie przyłączyła się do jego zemsty.

1 Amadis z Walii – bohater XVI-wiecznego hiszpańskiego eposu rycerskiego nieznanego autora o tym samym tytule, opartego na dawnej legendzie bretońskiej, o miłości rycerskiego Amadisa do pięknej Oriany, o którą toczy wiele fantastycznych walk; utwór zyskał wielką popularność i liczne naśladownictwa.

2 Awizo – niewielki, szybki okręt wojenny, przeznaczony do służby patrolowej i pomocniczej.

3 Łąka Mauves – nieużytki na prawym brzegu Loary naprzeciw wyspy Héron, poniżej mostu Bellevue na zachodnim skraju Nantes.

4 Sterburta – prawa (patrząc w stronę dziobu) burta statku.

5 Spodnie mundurowe – od roku 1845 mundur studentów Szkoły Wojskowej Saint-Cyr obejmuje czerwone spodnie z niebieskimi lampasami.

6 Reling – barierka będąca wystające ponad poziom pokładu przedłużenie burty statku, służy dla ochrony pasażerów i załogi przed wypadnięciem za burtę, zbudowana ze słupków z poprzeczkami lub linami.

7 Międzypokład – pomieszczenie wewnątrz statku, pomiędzy dwoma pokładami, często służąca jako mieszkanie załogi.

8 Théâtre-Français – potoczna nazwa Comédie Français, francuskiego teatru narodowego, istniejącego od roku 1680, wystawiającego klasykę francuską.

9 Medea – tragedia w pięciu aktach Pierre’a Corneille’a, wystawiona po raz pierwszy w roku 1635, oparta na mitologii greckiej.Rozdział XXXIX

Zamysły wobec Andrejewicza

Po wyjściu Victora de Passe-Croix, Émeraude i pani d’Estournelle ze śmiechem spojrzały na siebie.

– I jak? – zapytała hrabina. – Uważasz, że dobrze odegrałam swoją rolę?

– Cudownie!

– Biedny chłopiec jest przeświadczony, że znam dobrodziejów, którzy go zwodzili, i będzie czekał na nazwiska.

– Świetnie – stwierdziła Émeraude – ale może zmęczyć się czekaniem, a wtedy…

– Wtedy zobaczymy. Poza tym do tego czasu bez wątpienia uwolni nas od Andrejewicza.

– Och, słusznie – stwierdziła aktorka. – No dobrze! Zobaczymy go, tego bohatera z powieści.

– Umieram z niecierpliwości.

– A teraz – kończyła Émeraude – dostrzegam już tylko jedną konieczną rzecz.

– Jaką?

– Żeby zakochał się w tobie…

Pani d’Estournelle okazała szczyty zarozumiałości.

– Moja droga – powiedziała – zrobię bardzo duże ustępstwo na rzecz twojej miłości własnej.

– Czyżby?

– Przejdziesz do pokoju obok. To ja przyjmę Andrejewicza. W ten sposób nie będzie miał kłopotu z wyborem.

– Urocze! – rzuciła ze śmiechem Émeraude. – Ale kiedy go zobaczysz, czy to ty odpowiesz panu de Fromentin?

– Nie. Dołączę do ciebie i podyktuję ci list.

– Zatem o co chodzi z tą trzydniową wycieczką, którą mamy odbyć wspólnie?

– Awizem pana de Fromentin popłyniemy na Belle-Isle-en-Mer.

– Ależ, moja droga…

Pani d’Estournelle nie zdążyła odpowiedzieć. Rozległo się ciche pukanie do drzwi.

– To on! – powiedziała Émeraude. – Zostawiam ci wolne pole.

Wymknęła się cicho do następnego pokoju, zostawiając uchylone drzwi, żeby mogła widzieć i słyszeć, nie będąc sama widzianą. Był to rzeczywiście młody jeniec rosyjski.

***

Jak już powiedzieliśmy, Andrejewicz doznał szczególnego uczucia, patrząc na hrabinę.

Czy to tajemnicze ostrzeżenie przypadku szepnęło mu na ucho, że owa kobieta ma odegrać ważną rolę w jego życiu, czy też wyłącznie uroda hrabiny wywarła na jego młodej wyobraźni to dziwne i głębokie wrażenie?

Andrejewicz, ponieważ rzeczywiście był on tym, który w Paryżu nazwał się Marie-Gaston René i którego przemocą wcielono do wojska pod nazwiskiem przydzielonym mu fałszywie przez urząd stanu cywilnego, Andrejewicz, jak mówimy, chociaż w swoim rękopisie mówił o hrabinie d’Estournelle, to nigdy jej nie widział.

Wszystko, co wiedział, pochodziło od Kozaka Andreja Pietrowicza, który przed śmiercią złożył mu pełne wyznanie.

Andrejewicz w Belle-Isle przebywał od około miesiąca; było to szóste miejsce, w którym go więziono. Został wysłany do Tulonu10, a następnie do Marsylii11, gdzie przez długi czas chorował. W końcu skierowano go na Belle-Isle.

Tam jego łagodność, jego pełen wdzięku wygląd sprawiły, że zyskał przyjaźń francuskich oficerów, pod których nadzorem go umieszczono.

Andrejewicz, a raczej Gaston René, miał teraz tylko jeden cel, tylko jedno pragnienie – zyskać możliwość powrotu do Paryża, gdzie z pomocą Baptistina, starego lokaja, miał nadzieję, że zdoła wykazać swoją tożsamość.

Lecz nieszczęścia, których doświadczył, uczyniły go ostrożnym, a nawet nieufnym.

Po zadawaniu wszystkim oficerom francuskim, których spotkał w Tulonie i w Marsylii pytań o kapitana Ziarnko Soli, dowiedział się w końcu, że opiekun Danielle miał oderwaną nogę i że wysłano go do Konstantynopola, gdzie prawdopodobnie, jak mówiono, umarł.

Wówczas Gaston René uczynił tę pełna mądrości uwagę:

– Skoro człowiek, który mnie prześladuje, ten nieszczęsny hrabia d’Estournelle, który chce ukraść moje dziedzictwo, był na tyle potężny, by zdobyć władzę nad Andrejem Pietrowiczem, będzie jeszcze bardziej przeciwko mnie, bo przecież nie mam żadnego dowodów jego nikczemności. Jeśli chcę móc któregoś dnia wrócić do Paryża i stoczyć walkę z tym posiadającym herb bandytą, muszę zachować jak najgłębsze milczenie na temat mojego prawdziwego pochodzenia.

Fałszywy Andrejewicz dotrzymał słowa. Na Belle-Isle nie zwierzył się nikomu; uchodził tam za Rosjanina.

Pan de Fromentin pozostający, podobnie jak pozostali, pod głębokim wrażeniem jego melancholijnego spokoju, jego pełnego godności smutku, próbował wypytywać młodego człowieka, ale ten milczał.

Kilka minut po odejściu panny Olympe i jej tajemniczej towarzyszki pan de Fromentin kazał przyprowadzić do siebie tego, którego tymczasowo będziemy nadal określali jego rosyjskim nazwiskiem Andrejewicz.

Andrejewicz już miał się położyć na swojej koi i szykować do snu, kiedy przekazano mu rozkaz dowódcy.

Ubrał się ponownie i pospiesznie udał do pana de Fromentin.

– Mój przyjacielu – powiedział mu oficer – nie muszę się pytać, czy jesteście człowiekiem honoru; domyśliłem się tego od razu.

Andrejewicz się ukłonił.

– Jeśli poproszę was o danie słowa, że wrócicie spędzić noc na pokładzie, i wyślę was na ląd, czy mi je dacie?

– Tak, panie kapitanie.

– To dlatego – dodał oficer – że mam do przekazania wam poufne zadanie.

– Zrobię co w mojej mocy, aby okazać się godnym takiej łaski, panie kapitanie.

– Chodzi o to, żebyście udali się do hotelu Marynarki, tam dalej, na nabrzeżu.

– Pójdę tam, panie kapitanie.

– Tam poprosicie o rozmowę z panną Olympe, z teatru B… w Paryżu. Zatrzymała się w hotelu z pewną damą, swoją przyjaciółką.

Andrejewicz zadrżał.

– Ta dama dopiero co tu była. Być może widzieliście ją przechodzącą przez pokład.

Powtórzyło się uczucie, które Andrejewicz doznał już na widok hrabiny. Zabiło mu serce.

– Ta dama – dodał pan de Fromentin – przekaże wam list, który mi przyniesiecie. Idźcie, jesteście więźniem na dane słowo. Weźcie moją łódkę i zejdźcie na ląd.

Andrejewicz ukłonił się panu de Fromentin, zapiął zieloną tunikę i kilka minut później przybił do brzegu. Kiedy dotarł do hotelu Marynarki i przekroczył próg saloniku, w którym czekała hrabina, Émeraude zniknęła.

Ukryta za zasłoną aktorka przez uchylone drzwi drugiego pokoju przyglądała się młodemu Rosjaninowi.

Pani d’Estournelle odchyliła się do tyłu na małej kanapie, przybierając pozycję pełną wdzięku i zmysłowości.

Andrejewicz zatrzymał się na progu i przez chwilę stał jakby porażony.

– Panna Olympe D…? – wymamrotał.

Hrabina nie udzieliła odpowiedzi: „To ja”; jak również: „To nie ja”; dała jedynie znak młodzieńcowi i powiedziała:

– Proszę podejść bliżej.

Potem, uniosła się do połowy i obdarzyła go spojrzeniem, pod wpływem którego głęboko zadrżał.

– Przybył pan z parowca „Saumon”, prawda? – zapytała.

– Tak, proszę pani.

– I to pan de Fromentin pana przysłał?

– Tak, proszę pani – odparł powtórnie Andrejewicz, spoglądając na hrabinę ze słabo skrywanym zachwytem.

– Raczy pan usiąść – powiedziała mu – dam panu list do kapitana „Saumona”.

Wyciągnęła rękę i przysunęła do siebie mały stolik, na którym leżało wszystko, co jest potrzebne do pisania.

Andrejewicz pozostawał na stojąco, wpatrując się na nią spojrzeniem pełnym podziwu.

Hrabina wzięła pióro, ale zanim zaczęła pisać, ponownie spojrzała na młodego mężczyznę:

– Czy jest pan rosyjskim jeńcem? – zapytała go.

Hrabina miała młody i czarujący głos, głos harmonijnie modulowany, który docierał w głąb serca Andrejewicza.

– Tak, proszę pani – odpowiedział jej – a przynajmniej mam taki mundur.

– Dziwna odpowiedź! – wyszeptała półgłosem i jakby na stronie.

Andrejewicz bardzo dobrze ją jednak usłyszał, ale nie uznał, że powinien jaśniej wyrazić swoją myśl. Hrabina mówiła dalej:

– Mówi pan po francusku bardzo czysto i bez akcentu.

Zadrżał i znowu na nią popatrzył, ale tym razem z pewną podejrzliwością.

– Jestem taki – powiedział – jak prawie wszyscy Rosjanie, proszę pani.

– Ma pan rację. Gdybym jednak nie widziała pańskiego munduru, przysięgłabym, że jest pan Francuzem.

Andrejewicz pokręcił głową.

– Jestem Rosjaninem – powiedział i nie przestawał stać w pozycji pełnej szacunku, jak żołnierz przed swoim dowódcą.

Hrabina wzięła pióro i napisała:

Szanowny panie!

Nie będzie pan walczył z panem Victorem de Passe-Croix. Ten zgadza się poczekać. Traci pan sposobność do odbycia pojedynku, ale zyskuje dwie pasażerki. Czy może pan jutro rano zabrać nas na swój pokład? Olympe i ja chcemy odbyć wycieczkę na Belle-Isle-en-Mer.

Oddana panu

J. Durocher

Hrabina przeszła do pokoju, w którym znajdowała się panna Olympe D…

– Niech pan usiądzie – powtórzyła, zwracając się do Andrejewicza – wrócę do pana za dwie minuty.

Andrejewicz ukłonił się i w końcu usiadł, zaś pani d’Estournelle zniknęła za zasłoną oddzielającą salonik od sypialni obu dam.

– No i jak? – rzuciła, patrząc na Olympe. – Widziałaś go?

– Oczywiście.

– I co o nim sądzisz?

– Ładny jak cherubinek, otwarty i dostojny jak książę.

– Ach! – rzuciła hrabina, która się rozmarzyła i spuściła oczy. – Zrobił na mnie takie samo wrażenie.

– Jednak szkoda – szepnęła Olympe do ucha hrabinie – że jego interesy są całkowicie sprzeczne z twoimi.

Hrabina westchnęła.

– Biedny chłopiec – powiedziała. – Spojrzał na mnie kilka razy z czymś w rodzaju ekstazy.

– Ba!

– Założę się, że nim minie tydzień, będzie szaleńczo zakochany, ale nie szaleńczo związany.

– Jaka szkoda! – powiedziała Émeraude z kpiącym śmiechem. – Ale co napisałaś do pana de Fromentin?

– Że jutro wypływamy z nim na Belle-Isle-en-Mer. Czy chcesz do mojego listu dodać kilka słów?

– Nie ma potrzeby.

Pani d’Estournelle przeszła znowu do saloniku, a Andrejewicz wstał, gdy zobaczył, że się pojawiała.

– Proszę pana – powiedziała do niego – będzie pan po tysiąckroć uprzejmy, jeśli zechce przekazać panu de Fromentin te kilka słów, zapowiadając mu, że jutro rano przed ósmą przybędziemy, moja przyjaciółka i ja, na pokład „Saumona”.

Podała mu list, a on cofnął się o krok, lecz powstrzymała go gestem.

– Przepraszam pana. Czy od dawna jest pan na Belle-Isle?

– Od miesiąca.

– Czy zna pan Locmarię12?

– To tam właśnie jestem internowany.

– Powiedziano mi o małym domu do wynajęcia na obrzeżach Locmarii.

Hrabina wymyśliła to na los szczęścia, na szczęście trafiła dobrze.

– Znam go, proszę pani – odparł Andrejewicz. – Jest nad morzem, ćwierć ligi od Locmarii, w zakolu doliny; to mały domek z okiennicami pomalowanymi na zielono, otoczony ogrodem i ocieniony dużymi drzewami.

– A czy jest do wynajęcia?

– Tak, proszę pani.

– To właśnie on! Zobaczymy jutro, czy mi odpowiada.

Andrejewicz zadrżał.

– Czy wyjedzie pani na Belle-Isle-en-Mer? – zapytał.

– Tak, proszę pana, jutro wyruszamy.

– I zamierza pani…

– Zamierzam wynająć ten dom, o którym właśnie mi pan powiedział, na najbliższe lato.

Lekki szkarłat zabarwił czoło i policzki więźnia, ale nie poczynił żadnej uwagi, a ponieważ hrabina nie wyraziła chęci zatrzymania go, ukłonił się i powoli wycofał.

Jednakże w chwili przekraczania progu odwrócił się, ukłonił powtórnie, a hrabina była przekonana, że jej fascynujące piękno wprawiło w niepokój serce i wyobraźnię młodego człowieka.

10 Tulon – miasto w południowo-wschodniej Francji, w Prowansji, ważny port wojenny i handlowy nad Zatoką Lwią Morza Śródziemnego, w starożytności kolonia rzymska Telo Martius, obecnie ważny ośrodek przemysłowy, baza floty śródziemnomorskiej, ma około 175 tys. mieszkańców.

11 Marsylia – miasto w południowo-wschodniej Francji, w Prowansji, port wojenny i handlowy nad Morzem Śródziemnym, powstało jako kolonia grecka Massalia, obecnie ważny ośrodek przemysłowy i handlowy, drugie pod względem liczby mieszkańców miasto Francji, ma ich około 870 tys.

12 Locmaria – gmina i wieś we wschodniej części wyspy Belle-île-en-Mer, 100 m od wybrzeża, ma 900 mieszkańców.Rozdział XL

Rzekomy sternik działa

Pomińmy teraz okres jednego tygodnia i przenieśmy się na Belle-Isle.

Nadciągał wieczór, słońce pogrążało się w falach; klify Locmarii zabarwiały się owym odcieniem purpury, który jest mieszaniną zmierzchu i światła.

Obsadzona przez dwóch ludzi łódź, za jedyny żagiel mająca mały fok13, płynęła wzdłuż brzegu, ćwierć mili od niego. A to sprawiała wrażenie, że chce się zbliżyć do portu14 Locmaria i wpłynąć do niego, a to oddalała się, jakby pragnęła wypłynąć na pełne morze. Z dwóch mężczyzn, którzy na niej byli, jeden, siedzący u steru, był owinięty obszernym płaszczem z nieprzemakalnego płótna, którego kaptur w połowie zakrywał twarz.

Drugi, siedzący u stóp masztu, palił spokojnie i był ubrany jak człowiek nie znający morza i obyczajów ludzi, które go przemierzają.

Białe palto, kapelusz z miękkiego filcu, przerzucony przez ramię pasek, na którym zawieszona była skrzynka zielarza wystarczały, by wskazać na turystę, podczas gdy drugi wyglądał na prawdziwego żeglarza.

Gdyby jednak ktoś przyjrzał mu się uważnie, mógł zauważyć, że owa twarz, zasłonięta kapturem z natłuszczonego płótna, nie zdradzała śladu morskiej opalenizny i że trzymające drążek steru ręce były białe.

Łódź nadal halsowała15, sternik i turysta rozmawiali:

– Panie wicehrabio – powiedział ten, który był ubrany w natłuszczony płaszcz marynarski – czy teraz zna pan rozwiązanie?

– Tak, oczywiście.

– Młody Gaston René, wzięty do niewoli pod nazwiskiem Andrejewicz, przebywa na Belle-Isle.

– Tak.

– Hrabina d’Estournelle tygodnia przebywa na Belle-Isle.

– To także wiem.

– A pan Victor de Passe-Croix, szaleńczo zakochany w hrabinie, która, jak wierzy, odwiedza starą ciotkę, w Nantes w hotelu Marynarki z niecierpliwością czeka na jej powrót.

– Ale – dodał sternik – jest prawdopodobne, że hrabina da mu znać, że jest na Belle-Isle.

– Sądzi pan?

– Kiedy dojrzeje jej plan.

– Jaki plan?

Sternik wybuchnął śmiechem.

– Och, panie wicehrabio – powiedział – czy jeszcze raz zechce mi pan dać wolną rękę?

– Ale…

– Od godziny nie możemy podjąć decyzji. A to chce pan przybić do brzegu w Locmarii, a to chce rzucić kotwicę w tej małej zatoczce, w głębi której wznosi się dom, będący schronieniem się hrabiny i jej przyjaciółki. Proszę mi pozwolić zakończyć te wahania.

– Zgoda.

– Wrócimy na pokład statku handlowego, który przywiózł nas dziś rano i który ma spędzić na redzie16 dwa dni.

– A następnie?

– Zostawię tam pana. Pańskie pudełko z ziołami jest pełne! Oto zapadł wieczór; powrót na pokład jest całkowicie naturalny, tym bardziej że kapitan zaprosił pana na obiad.

– Dobrze! A pan…?

– Ja wysiądę na ląd.

– Ach!

– I przypuszczalnie tam będę spał.

– Ale wróci pan na pokład?

– Jutro rano.

I jakby obawiając się dalszego wahania ze strony swojego towarzysza, sternik zawrócił i skierował dziób łodzi w stronę dużego lugra17 z portu Lorient18, który kołysał się na kotwicy o milę od małego portu Locmaria.

Godzinę później, pośród ciemności, łódź przybiła do brzegu u podnóża klifów, a sternik wyskoczył zwinnie na kamienną plażę.

Tym razem był sam.

– Chodź, Rocambole, przyjacielu – powiedział do siebie – masz oto okazję, żeby przypomnieć sobie swój dobry czas. Tym razem walka jest godna ciebie, a pani hrabina d’Estournelle jest kobietą zasługującą na uznanie.

Sternik, którym był nikt inny, jak człowiek w niebieskich okularach z ulicy de la Michodière, wciągnął łódź na piasek, obliczywszy, że zdąży do niej wrócić przed przypływem.

Następnie ruszył małą ścieżką, która biegła najpierw u podnóża klifów, a następnie wspinała się po ich stoku, zagłębił się w rodzaj szczeliny i po upływie jakiegoś kwadransa wyszedł do dolinki zielonej jak normandzka równina.

Odnoga morza lizała jej brzegi; w głębi wznosił się dom otoczony drzewami, górujący nad łąką.

Okolica była dzika i opuszczona.

Fałszywy sternik zatrzymał się na szczycie klifu i w świetle wschodzącego księżyca przez chwilę przyglądał się krajobrazowi.

Dom był oświetlony; aż do sternika docierały dźwięki fortepianu.

– Czeka na niego! – powiedział do siebie. – A ja chciałbym się dowiedzieć, jak i którędy tu przybędzie.

Zszedł w dolinkę i okrążył żywopłot służący jako ogrodzenie ogrodu.

Następnie, napotkawszy wyrwę, przeszedł przez nią i krokiem wilka przemykał się od drzewa do drzewa, aż dotarł do podnóża domu.

Jedynie fortepian świadczył o przebywaniu wewnątrz ludzi.

„Noc jest trochę zimna – pomyślał fałszywy sternik – lecz mimo to trzeba robić swoje”.

Wspiął się na drzewo, usiadł okrakiem na jednym z konarów i z tego prowizorycznego obserwatorium sięgnął wzrokiem we wnętrze domu.

Oświetlone okno, przez które dobiegały dźwięki fortepianu, nie było wyposażone w okiennice. Mężczyzna w niebieskich okularach z ulicy de la Michodière mógł zatem widzieć młodą kobietę, wysoką, szczupłą, która sprawiła na nim wrażenie bardzo pięknej, stojącą przy fortepianie, podczas gdy inna kobieta, zwrócona do okna plecami, przesuwała palcami po klawiaturze.

Po chwili osoba dotykająca klawiszy przestała grać.

Potem wstała i usiadła przy kominku.

Mężczyzna w niebieskich okularach zobaczył wtedy jej twarz i rozpoznał hrabinę d’Estournelle.

Okno było jednakże zamknięte, dlatego nie mógł słyszeć rozmowy, którą prowadziła ze swoją przyjaciółką Émeraude.

***

A oto o czym owego wieczora, o wpół do ósmej, po obiedzie, rozmawiały dwie przyjaciółki.

– Czy wiesz, moja droga – wyszeptała Émeraude – że prowadzimy tu ogromnie romantyczne życie? Mieszkamy w dzikiej dolince, za jedyne sąsiedztwo mając morze, za jedynych sąsiadów kormorany i mewy, a jako jedynych służących wieśniaczkę i jej męża.

– Zatem – odpowiedziała z uśmiechem hrabina – wydaje mi się to raczej dość pikantnym urozmaiceniem paryskiego życia.

– Tak, jeśli ta odmiana nie potrwa zbyt długo.

Hrabina się poruszyła.

– Racja – powiedziała – wszystko musi się kiedyś skończyć.

– Do licha! Myślę też, że nasz więzień jest dostatecznie zakochany.

– To znaczy – powiedziała hrabina głosem zdradzającym lekkie wzruszenie – to znaczy, że jest równie zakochany do szaleństwa jak biedny Victor, który wciąż na nas czeka w Nantes.

– No dobrze, moja droga, oto nadszedł czas, żeby pod proch podłożyć ogień.

– Ach!

Hrabina okrzyk ten wydała z takim uczuciem, że Émeraude przeszedł dreszcz.

Aktorka przyjrzała się jej uważnie i powiedziała:

– Czy chcesz poznać wszystkie moje myśli, maleńka?

– Mów!

– Zaczynasz grać rolę pierwszej naiwnej.

– Jak to?

– Posłuchaj mnie uważnie. Wyjechałaś z Paryża, mówiąc sobie: „Jadę na Belle-Isle, chcę zobaczyć z bliska tego Andrejewicza i znaleźć sposób, żeby się go pozbyć”.

– To prawda.

– W drodze spotkałaś pomocnika, tego małego Victora, który szaleńczo cię kocha i powiedziałaś sobie: „Oto narzędzie, którego szukałem”.

– No i co? – zapytała hrabina z pewnym zniecierpliwieniem.

– Wtedy bardzo umiejętnie rozstawiłaś swoje baterie dział. „Jestem piękna – tak też sobie powiedziałaś – zawrócę Andrejewiczowi w głowie, tak samo jak zawróciłam Victorowi. Potem, w odpowiedniej chwili, doprowadzę do ich spotkania; będą się pojedynkowali, a Victor zabije Andrejewicza”.

Hrabina wydawała się czynić rozpaczliwe wysiłki, żeby zachować zimną krew.

– I zrobię to – powiedziała – tak jak zapowiedziałaś.

– Jesteś pewna?

– Och! Bardzo pewna!

Émeraude pokręciła głową.

– Myślę, że się mylisz…

– Ja?

– W ostatniej chwili nie zdobędziesz się na to, moja droga.

– Tak sądzisz?

– Tak.

– Ale dlaczego?

– Posłuchaj jeszcze. Tak dobrze prowadziłaś swoją małą łódkę, że Andrejewicz przychodzi tu co wieczór. Przybywa tam zajmować się muzyką; wychodzi tuż przed północą, z obłędem w sercu, rozpaloną głową i przekonaniem, że go kochasz.

– Ho! ho!

– No cóż, kto wie, czy nie?

Hrabina zadrżała.

– Oszalałaś! – powiedziała.

– To możliwe, ale przysięgam, że gdybyś musiała wybierać między nim a Victorem…

– Zamilcz.

– Ten mały jest uroczy – mówiła dalej Émeraude – jest słodki i smutny; patrzy na ciebie dużymi niebieskimi oczami, od czego marzysz. Słuchaj, założę się, że gdyby nie był wnukiem baronowej i gdyby nie było to w twoim największym interesie…

Hrabina wzruszyła ramionami.

– Jesteś dziś nie do zniesienia – stwierdziła. – Przyjdzie tutaj, więc postaraj się być milsza.

Na ustach Émeraude pojawił się kpiący uśmiech.

– A zatem – powiedziała – już najwyższa pora napisać do Victora.

– Jeszcze nie.

– Ach! Sądzisz…

– Cii! – powiedziała hrabina wstając. – Posłuchaj…!

Przyłożyła palec do ust i podeszła do okna, które otworzyła.

13 Fok – główny żagiel stawiany na pierwszym maszcie albo przedni żagiel.

14 Port – Locmaria nie ma portu ze względu na klify, przerwane tylko kilkoma małymi plażami, zwanymi portami; może tu chodzić o Port Maria lub Port Blanc.

15 Halsowanie – sposób manewrowania statków i łodzi żaglowych, gdy muszą płynąć pod przeciwny wiatr, posuwają się wówczas zakosami.

16 Reda – przedporcie, wyznaczony akwen przed wejściem do portu, przeznaczony do kotwiczenia statków czekających na wejście do portu.

17 Lugier – dwu- lub trzymasztowy żaglowiec o ożaglowaniu lugrowym (ma czworokątne żagle zawieszane na skośnej rejce), używane od końca XVIII wieku na Atlantyku, Morzu Północnym i Bałtyku, szybkie i zwrotne, dlatego używane jako okręty wojenne i statki przemytników, od połowy XIX wieku głównie przez rybaków.

18 Lorient – miasto w północno-zachodniej Francji, w południowej Bretanii, departament Morbihan, port nad Zatoką Biskajską, powstały w roku 1675, od 1769 ważna baza morska, szybki rozwój, prawie całkowicie zniszczone przez naloty podczas II wojny światowej, obecnie ma ok. 57 tys. mieszkańców.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: