- W empik go
Testerka - ebook
Testerka - ebook
Niespodziewane zwroty akcji, zabawne sytuacje i bohaterowie, z którymi utożsamić może się każdy z nas! Gdy w małżeństwie Sporoszów pojawia się rutyna, a mąż coraz częściej zostaje po godzinach w pracy pojawia się podejrzenie zdrady. Do akcji wkracza testerka wynajęta przez Elizę Sporosz, która ma za zadanie zbadać wierność mężczyzny. Wiktor, którego ma testować, szybko zdobywa jej sympatię. Testerka postanawia rozwikłać zagadkę spowijającą małżeństwo Sporoszów. Dzięki jej działaniom wychodzą na jaw kolejne tajemnice i przez lata skrywane sekrety. Kto tak naprawdę miesza w tej rodzinie? Sylwia Kubik i Joanna Szarańska zabierają nas do świata związków, zawiłych relacji i uczuć, które często skrywane są głęboko w sercu…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-83292-29-8 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jesteśmy po ślubie sześć lat. Na początku było pięknie. Randki, wspólne wyjścia, motyle w brzuchu i dobry seks. Teraz to się skończyło. Znaczy seks jest, ale to już nie to samo.
Mąż ostatnio zaczął bardziej o siebie dbać. Po pracy chodzi na siłownię, rano biega. Nigdy nie był zapalonym sportowcem, ale od kilku tygodni dostał bzika na tym punkcie.
Nie wiem, z czego to wynika. Chodzi sam. Ja też o siebie dbam. Może nie noszę rozmiaru XS czy S, ale M. Mam wszystko, co trzeba, w odpowiednim miejscu, ale może już mu to nie wystarcza?
Dziwne, że tak nagle zaczął codziennie ćwiczyć. Co sądzicie? Siostra twierdzi, że on kogoś ma. Ja też zaczynam tak myśleć, ale nie wiem, jak to sprawdzić. Poradźcie coś.
131 Lubię to!
Agnieszka Oręb
Rozmowa i jeszcze raz rozmowa. To podstawa każdego związku. Musisz z nim szczerze porozmawiać, powiedzieć, co cię martwi... ZOBACZ WIĘCEJ
Jolanta Eier
Weź się za siebie! Widocznie nie jesteś taka atrakcyjna jak myślisz, a przy rozmiarze M na pewno nie masz ładnej figury
Anna Dakon
Siostra ma rację! Pogoń dziada! Na pewno cię zdradza!
JOle Mexa
Ślub to tylko papier, ale jeśli chcesz ratować małżeństwo, to zacznij z nim chodzić na siłkę. Sprawdź mu telefon, maile. Weź wyciąg z karty. Zobaczysz, dokąd chodzi
Monika Leszczynka
Nie masz poczucia własnej wartości, dlatego podejrzewasz go o zdradę! Jak dla mnie jesteś zaburzona!
OkTAwia eM
Faceci tacy są! To jakaś toksyczna relacja. On cię na pewno zdradza. Twoja siostra patrzy na to z boku, więc pewnie wie, co mówi. To siostra, chce dla ciebie dobrze. Nie ma co tkwić w takim związku! Wyrzuć go jak najprędzej!!!
EneWe Mak
Polecam terapię małżeńską.
Magdalena Nowak
Hehehe, ubierz się seksownie, odstaw na bóstwo i zobacz, jak zareaguje. Powinien być ostry seks, a jak nie będzie, to znaczy, że go nie kręcisz albo ma inną.
Mariola Pela
I co z tego? Ciesz się tym, co masz. Z innym będzie tak samo albo gorzej. Ogarnij się, życie to nie bajka, ludzie mają większe problemy.
Marcin Jackowski
Nawet nie chce mi się tego komentować... Chłop dba o siebie, a wam, babom, zawsze źle. Leczcie się!
Ewa Maliszewska
Kochana... dasz radę...
Monika Piotr Filipiak
Pokaż swoje zdjęcia, zobaczymy, czy faktycznie jesteś taka zadbana, czy tylko tak myślisz... hehe!
Catrin DeLewer
Weź testerkę. Sprawdzi. Ja tak zrobiłam i okazało się, że mój kochany mężuś wali mnie od dawna w rogi.
ZOBACZ WIĘCEJ KOMENTARZY (50)ELIZA
Zamykam za sobą drzwi gmachu i wystawiam twarz do słońca, choć wiem, że zaraz pojawi się na niej mnóstwo piegów. Nie dbam o to. Lubię wygrzewać się w promieniach. Piegi też z czasem polubiłam, choć w latach nastoletnich były moją zmorą.
Idę wolno ścieżką w kierunku auta. Od dawna stawiam je w tym samym miejscu. Mam wykupioną miejscówkę i dzięki temu nigdy nie muszę martwić się parkowaniem czy też pamiętać, gdzie zostawiłam samochód.
Praca w urzędzie marszałkowskim nie jest pracą marzeń, ale zapewnia stabilizację. Nie mam ambicji, żeby awansować. Wystarcza mi w zupełności zwykłe stanowisko urzędnicze w dziale edukacji. Robię swoje i zapominam o pracy, gdy tylko zamykam za sobą drzwi wydziału.
Moją główną pasją jest mąż. Spotykaliśmy się już w szkole średniej. Jest moim pierwszym i jedynym facetem. W czasie studiów zamieszkaliśmy razem. Gdy tylko otrzymaliśmy upragnione dyplomy, Wiktor mi się oświadczył. Doskonale pamiętam ten dzień. Ciepły jak dzisiejszy. Zabrał mnie do parku, gdzie w naszym ulubionym, starym drzewie miał ukryty ogromny bukiet tulipanów. Te kwiaty lubię najbardziej. Wie o tym. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Zaręczyny odbyły się w idyllicznej oprawie. Drzewa obsypane zielonymi liśćmi, ćwierkające ptaki i Wiktor spoglądający na mnie z miłością. Było jak w filmach. Ukląkł i wzruszonym głosem zapytał, czy zostanę jego żoną. Nawet pierścionek kupił taki, o jakim marzyłam. Rozpłakałam się. Ze szczęścia.
Wesele zorganizowaliśmy małe. Zaprosiliśmy tylko najbliższych, którzy od początku bardzo nam kibicowali. No, może z małym wyjątkiem: moja siostra Oliwia nie lubi Wiktora i zawsze źle się do niego odnosi. Mnie samą do ostatniej chwili przekonywała, żebym zrezygnowała ze ślubu. Kochałam siostrę i zazwyczaj się zgadzałyśmy. Jednak w kwestii Wiktora mamy zupełnie rozbieżne zdania.
Wzdycham i spoglądam na pierścionek zaręczynowy. To był mój nawyk. Zupełnie, jakbym chciała się upewnić, że wciąż tkwi na palcu. Za kilka miesięcy kolejna rocznica naszego ślubu. Zastanawiam się, jaką niespodziankę przygotować dla męża. On w zeszłym roku zabrał mnie na weekend do Paryża. Chcę odwdzięczyć się czymś równie ekscytującym, ale choć czasu coraz mniej, to nic mi nie przychodzi do głowy...
Dobra, pomyślę o tym później. Pora jechać do domu.
Ruszam ostro, sprytnie wbijając się w sznur samochodów. Mieszkamy na obrzeżach Burzynu i droga zajmuje mi zawsze około pół godziny. I tak zazwyczaj jestem pierwsza w domu. Wiktor często ma narady w redakcji albo spotkania z autorami. Jest dyrektorem wydawniczym w wydawnictwie Cela i niestety, dla mnie oczywiście, pracę uwielbia, często poświęcając prywatny czas, żeby przygotować jakiś event czy cykl działań promocyjnych.
Wkurza mnie to. Wolałabym, żeby traktował swoją pracę tak jak ja. Zrobić, co trzeba – i do domu, a nie wiecznie rozmyślać, co jeszcze ulepszyć, usprawnić i jak zaskoczyć czytelnika.
Nie jest jednak tak, że nie mam pasji. Mam. Tylko jeszcze ich nie odkryłam.
Lubię nasze spokojne i poukładane życie. Mamy na wszystko czas. Na dzieci też. Nie żebyśmy się starali albo nie starali. Po prostu uprawiamy seks bez zabezpieczeń, a że żadna ciąża z tego do tej pory nie wyszła, to cóż, widocznie tak ma być. Dobrze nam we dwoje, choć niekiedy, ale naprawdę bardzo rzadko, odzywa się w mojej głowie głos, mówiący, że we troje też byłoby fajnie. Wspomniałam nawet o tym ostatnio Wiktorowi, ale zrobił tak dziwną minę, że nie ciągnęłam tematu. Chociaż wciąż mnie zastanawia, co miała oznaczać. Cóż, zapytam przy okazji.
Wjechałam do podziemnego parkingu. Kosztował nas sporo, ale cenię go za to, że zimą nie muszę skrobać szyb. A latem wsiadać do nagrzanego auta.
Mieszkamy na drugim piętrze, niby blisko, ale nie chce mi się wchodzić po schodach. Wolę windę. Nie jest szybciej, ale za to bezwysiłkowo. Nie lubię się męczyć. Chyba że w czasie seksu lub na siłowni z Wiktorem. Ostatnio oszalał na punkcie sportu. Biega, ćwiczy. Najpierw chodziliśmy razem, ale zauważyłam, że mu przeszkadzam. Nie nadążam za jego tempem. Zostałam więc w domu. Raz, drugi, trzeci... Teraz w zasadzie już mu nie towarzyszę.
Kolejna rzecz, która go ode mnie odciąga. Coraz częściej są sprawy ważniejsze niż ja. Irytuje mnie to i zamierzam mu ukrócić te wyjścia. Nie będę ciągle siedziała w domu. Ile można oglądać w samotności Netflix czy HBO.
Wchodzę do domu, gdzie wita mnie zapach kwiatów. Zawsze w wazonach mam świeże bukiety. Najczęściej kupuje mi je mąż, ale i ja mam od lat tę samą panią przy ryneczku, która sprzedaje kwiaty ze swojego ogrodu. Takie lubię najbardziej. Pachną zupełnie inaczej niż te z kwiaciarni – słońcem, deszczem i wiatrem.
Odwieszam torebkę, zrzucam szpilki i wkładam moje ukochane papucie. Różowe z futerkiem. Tak, wiem, trochę infantylne, ale nie dbam o to.
W mieszkaniu jest czysto, cicho i smutno. Nie lubię być sama. Przytłaczają mnie ściany i puste fotele.
Jest prawie siedemnasta, więc zabieram się do szykowania obiadokolacji. Planuję zrobić szkmeruli. Udka zapiekane w mleczno-śmietanowym sosie i do tego pieczone ziemniaki. Wiktor ostatnio stał się entuzjastą kuchni gruzińskiej, więc z ulgą pożegnałam kuchnię włoską, którą gotowałam przez ostatnie dwa lata. Mój mąż ma takie fazy smakowe. Jak się uczepi jakichś potraw, to może je jeść na okrągło.
A mnie w sumie jest wszystko jedno. Byleby nie zapałał miłością do kuchni niemieckiej albo angielskiej, bo te mi wyjątkowo nie podchodziły. Ciężkie, tłuste i mdłe. O, nie! Tych bym nie zniosła. Nawet dla Wiktora.
Mięso już dochodzi, a jego wciąż nie ma. Wyciągam telefon i szybko wybieram numer do męża.
Odbiera dopiero za drugim razem.
– Wik? Gdzie jesteś?
– Jeszcze mi tu z godzinę zejdzie, Lizi. Przepraszam, kochanie, nagła sprawa.
– Co?! Późno jest, jedzenie gotowe, a ty mi mówisz, że nagła sprawa? Niby co jest takiego ważnego?
– Tekst nam się posypał, a składacz poza zasięgiem. Obdzwaniamy kogo się da, bo rano ma iść do druku. Wiesz...
– Nie kończ! Nie zamierzam tego słuchać.
Naciskam czerwoną słuchawkę i ze złością rzucam telefon na kanapę. Szykuje się kolejny wieczór, który spędzę sama. Ewentualnie w towarzystwie telewizora. Jestem tak wściekła, że gdyby nie to, że mieszkamy w bloku, to darłabym się na całe gardło. I tupała nogami!
Sąsiadom jednak na pewno by się to nie spodobało, więc jedyne, co robię, to rzucam się na łóżko i skopuję jego poduszkę na podłogę. A co! Niech sobie śpi na dywanie! Albo w tym swoim pieprzonym wydawnictwie, które jest ważniejsze niż ja. Ma tam rozkładaną kanapę, diabelsko niewygodną! Parę razy zdarzyło nam się na niej pofiglować, więc wiem...
Długo leżę na łóżku, wpatrując się w sufit. Wiktora nadal nie ma, telefon milczy, a mnie zaczyna się nudzić.
Postanawiam zadzwonić do siostry. Ona zawsze ma dla mnie czas. I chętnie ze mną rozmawia. Szczególnie wtedy, gdy jestem zła na męża.
Idę do salonu i szukam telefonu. Nie ma żadnej wiadomości od Wiktora. Pewnie jest tak zajęty jakimś tam składem, że nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby do mnie napisać.
Skoro tak, to ja też nie zamierzam pisać. Wybieram numer siostry. Odbiera od razu.
– Hej, Oliwka. Masz czas pogadać?
– Jasne. A ty znowu sama?
– Skąd wiesz?
– Znam cię – prychnęła. – Wikuś zasiedział się w pracy?
– Coś pilnego mu wyskoczyło – mówię obronnym tonem, chociaż jestem na niego zła. – Wiesz, jak on się wszystkim przejmuje.
– Nie wszystkim. Tobą jakoś nie bardzo się przejmuje.
– Daj spokój. Lepiej powiedz, co u ciebie słychać.
– Mogę dać spokój, ale nie uważasz, że to dziwne?
– Niby co?
– To, że on coraz częściej zostaje po godzinach w pracy.
– Nie, zawsze tak było, nic nowego.
– Czyżby? A ta jego miłość do siłowni i biegania? Zaskakujące, że tak zaczął dbać o siebie.
– Co sugerujesz?
– Stroi piórka. Faceci tak dbają o siebie, jak chcą zdobyć jakąś laskę.
– Myślisz, że...? Nie! Na pewno nie. Wiktor nigdy by mnie nie zdradził.
– Taaa, bo Wiktor jest święty, idealny, nieskalany żadną plugawą myślą.
– No jest. Kocha mnie i nie myśli o innych kobietach.
– Och, siostra, jaka ty jesteś naiwna. Dla mnie to jasne, że on kogoś ma albo o kogoś się stara. Pomyśl. Późne powroty z pracy, brak czasu, bieganie, siłownia. Co tam jeszcze byś dorzuciła?
Namyślam się chwilę, a w głowie zaświeca się czerwona lampka.
– Zmienił perfumy. Zawsze kupował tylko Calita. Teraz przerzucił się na jakieś nowe. Ostrzejsze. Nie bardzo mi się podobają.
– Tobie może nie, ale innej pewnie tak.
Milknę, analizując słowa Oliwii.
– Nie składa ci się to w całość?
Do moich nozdrzy dolatuje swąd spalenizny. Zupełnie zapomniałam o kurczaku po gruzińsku, którego miałam zjeść na kolację z mężem. Moim mężem, który nie wiadomo, gdzie się podziewa.
– Muszę kończyć. Zadzwonię później.
Biegnę do kuchni wyłączyć piekarnik. Pomieszczenie jest siwe od dymu. Otwieram okno, żeby przewietrzyć. Jedzenie całkowicie się zwęgliło. Wypalone do cna. Skojarzyło mi się z moim małżeństwem, które ostatnio przypomina taką właśnie skorupę. Czyżby moja siostra miała rację? Wiktor mnie zdradza?MARCELINA
– Coś tu śmierdzi – mówi Bernadeta Konopka i ostentacyjnie pociąga nosem.
Rozglądam się dyskretnie. Nie widzę nic, co mogłoby brzydko pachnieć. Żadnych skarpetek wypełzających spod kanapy. Wymemłanych chrupek składanych na czarną godzinę przez psa sąsiadki, którym czasami się opiekuję. Nieświeżych kwiatów w zielonkawej wodzie. Owszem, dywan jest nieco przykurzony, w tym tygodniu sprzątanie wspólnej części mieszkania przypada mojej współlokatorce, Agnieszce, a ona jest świeżo zakochana i rura od odkurzacza to ostatnia rzecz, za jaką ma ochotę chwytać, ale ogólnie nie jest źle. Zazwyczaj staram się umawiać takie spotkania na mieście, ale Bernadeta wzięła mnie z zaskoczenia. Poza tym jest, można rzec, stałą klientką i zasługuje na specjalne traktowanie.
– Coś tu cholernie śmierdzi! On nigdy się tak nie zachowywał! – uściśla, a ja prostuję się z ulgą.
– Pani Bernadeto...
Klientka ucisza mnie, unosząc ozdobioną ciężkimi pierścionkami dłoń.
– Henryczek mnie zdradza! – oświadcza, dramatycznie zniżając głos do szeptu. – Pani Marcelino, ja nie proszę... Ja błagam! Błagam, by zajęła się pani naszą sprawą priorytetowo! Ja muszę wiedzieć! Muszę wiedzieć, czy Henryczek jest niewierny i kim jest ta wywłoka! Tak! Wywłoka! A kiedy już się dowiem... siekiera, motyka, mózg na ścianie!
– Pani Bernadeto, już tyle razy pani tłumaczyłam... Nie jestem prywatnym detektywem. Nie zajmuję się ściganiem niewiernych mężów. Ja raczej... hmmm... – Urywam i zmieszana nawijam na palec kosmyk włosów. – Robię coś zupełnie innego. Prowokuję sytuacje, w których mężczyźni mogą okazać słabość. Sprawdzam ich siłę ducha. Testuję ich miłość i wierność!
– Wierność! – ekstatycznie wykrzykuje Bernadeta. – No przecież właśnie o to mi chodzi!
– Niezupełnie! – Kręcę głową. – Pani chce, żebym się dowiedziała, czy pan...
– Henryczek – podsuwa usłużnie.
– Czy Henryczek panią zdradza z jakąś kobietą. Ja mogę pani powiedzieć jedynie, czy chciał panią zdradzić ze mną.
– Dobrze! Zróbmy to! Sprowokujmy Henryczka do zdrady i przekonajmy się, czy skuszą go pani wdzięki!
– Pani Bernadeto... Prowokowałyśmy pana Henryczka już trzy razy. Za ostatnim zadzwonił na policję, twierdząc, że ktoś go nęka... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Co prawda, od tamtego czasu zmieniłam kolor włosów i fryzurę, ale obawiam się, że pani mąż mnie pozna...
– To co? – Bernadeta wzrusza ramionami. – Najwyżej pomyśli, że ma wielbicielkę. To z pewnością mile połechce jego ego...
– Albo stalkerkę – dopowiadam ponuro. – Nie szukam kłopotów...
– Zapłacę podwójną stawkę!
– Podw...
– Potrójną! I umówię panią do swojego fryzjera. Ta postrzępiona grzywka wygląda dość niechlujnie...
Mój wzrok mechanicznie wędruje ku szufladzie, w której trzymam rachunki. Rachunki i upomnienia z banku, które w ostatnim czasie napływają lawinowo. Zapamiętajcie moje słowa, jeśli będziecie na tyle głupie, by zakochać się w takim lekkoduchu jak mój były, zachowajcie choć kroplę rozsądku i trzymajcie go z dala od swoich finansów. Inaczej po rozstaniu zostaniecie nie tylko z mokrymi oczami, ale również z kilkoma kredytami do spłacenia.
Pieniądze są mi pilnie potrzebne, a do grzywki nie jestem mocno przywiązana. Szczerze mówiąc, wyglądam w niej idiotycznie. Moja fryzjerka twierdzi, że powstała w porywie natchnienia, ale podejrzewam, że w rzeczywistości ta niezguła się zamyśliła i ciachnęła za dużo. Powinnam się cieszyć, że mam dwoje uszu!
– Dobrze – zwracam się do Bernadety, równocześnie sięgając po torebkę przewieszoną przez oparcie krzesła. – Przetestuję pana Henryczka. Czwarty i ostatni raz.
– Za podwójną stawkę – mówi.
– Za potrójną – uściślam twardo. – Zgadzam się na to tylko przez wzgląd na naszą dotychczasową współpracę. Szczegóły omówimy przez telefon. Powinnam już wyjść na spotkanie.
– Kolejne zlecenie? – dopytuje zaciekawiona.
W jej oczach dostrzegam błysk niezdrowego zainteresowania. Z pewnością chętnie pociągnęłaby mnie za język, by się dowiedzieć nieco więcej na temat mojej nowej klientki i jej sytuacji małżeńskiej. Nasze miasto jest duże, ale ci najwięksi są w nim powiązani jak nitki pajęczyny. Uśmiecham się przepraszająco w odpowiedzi i wymownie wskazuję drzwi, a ona się reflektuje i z szelmowskim chichotem podnosi palec do ust.
– No tak, zapomniałam – mówi, gdy wychodzimy na zalaną słońcem ulicę i przystajemy przed wejściem do kamienicy. – Dyskrecja to pani drugie imię, pani Marcelino! Myślę, że bez tej cechy nie byłaby pani tak świetną testerką!
Tym właśnie jestem. Na zlecenie zaniepokojonych żon inicjuję spotkania z ich mężami, zarzucam haczyk i czekam, czy taki okoń albo szczupaczek połakomi się na świeżą buzię, długie nogi i zalotny uśmiech. W ośmiu przypadkach na dziesięć przynęta okazuje się kusząca, a małżeństwo nie tak udane, jak życzyłyby sobie tego płacące mi kobiety. Czasem rybka czuje, że coś jest nie tak, i zrywa się z haczyka. A czasami odwraca się od przynęty z pogardą. Zdarza się również, że z wściekłości próbuje ją pożreć. Jak Henryczek, który zagroził, że zadzwoni na policję i zgłosi, że za nim łażę. Albo emerytowany profesor, który z gniewem zaoferował mi wizytę u swojego kolegi, wybitnego okulisty. Bo skoro nie zauważyłam obrączki na jego palcu, muszę mieć problemy ze wzrokiem, prawda?
Ooo, bycie testerką nie jest łatwym kawałkiem chleba! Uwierzcie mi na słowo!
Jak się stało, że nią zostałam?
To dość banalna historia. Moją pierwszą klientką była koleżanka ze studiów, Elwirka. Wiecznie zadzierająca nosa córka bogatego handlarza samochodami, taka, wiecie, co to wakacje na Malediwach i dżinsy sprowadzane z Nowego Jorku. Plus, naturalnie, narzeczony o piaskowych włosach, miodowej opaleniźnie i zębach lśniących jak płytki na wystawce w Castoramie. Nie lubiłam Elwirki, ale na jej faceta miałam prawdziwą alergię. Naprawdę! Gdy wchodził do pokoju, przenikał mnie lodowaty dreszcz, a zęby zaczynały ocierać się o siebie z głośnym zgrzytem. Podczas jednej z imprez zauważyłam, że chłoptaś bezczelnie gapi się na tyłek naszej koleżanki. Wyglądał jak pies sąsiadki zahipnotyzowany kruchym ciasteczkiem. Brakowało mu jedynie strużki śliny spływającej z kącika ust. Pokazałam to Elwirce. No, nie mogę powiedzieć, że bez grama satysfakcji... Ale ona nie widziała w tym nic zdrożnego.
– Co z tego, że sobie popatrzy? – prychnęła, wzruszając ramionami.
– No, dziś patrzy, a jutro... – Urwałam i uśmiechnęłam się znacząco.
– Że co ty mi tu insynuujesz? Że mój Rysio mnie zdradza?! Ha, ha, ha! Dobre, naprawdę dobre! – Śmiała się w głos. – Spójrz na mnie! – Wycelowała czubkiem paznokcia z manikiurem ombre w gładki dekolt muśnięty złocistym pudrem. – Takich dziewczyn jak ja się nie zdradza! Takim dziewczynom je się z ręki! Rozumiesz?
– Taka jesteś pewna? – Uśmiechnęłam się kpiąco, bo bawiła mnie ta pompatyczna przemowa. – To sprawdź go...
– Sprawdzić? Niby w jaki sposób?
– Przekonaj się, czy kiedy atrakcyjna dziewczyna zakręci mu przed nosem zgrabnym tyłeczkiem, nadal będzie jadł tylko z twojej ręki.
– Chyba nie masz na myśli swojego tyłeczka? – Obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem. – Bo wtedy musiałabyś chyba powiedzieć: trzydrzwiową szafą!
No, powiedzcie sami, nie wkurzylibyście się? Może i nie noszę ikseski. Może i mam figurę gruszki i muszę się nagimnastykować, by kupić wygodne dżinsy, które nie zjeżdżają przy każdym ruchu, malowniczo odsłaniając przedziałek, i to wcale nie ten na głowie! Ale nazwanie tylnych partii mojego ciała trzydrzwiową szafą to już gruba przesada... Nagle udowodnienie pięknej Elwirce, że jej złocisty wymuskany chłopiec nie jest tak grzeczny i posłuszny jak sądzi, stało się sprawą honoru!
– Oczywiście, że tak! – potwierdziłam. – Przetestuję wierność twojego Rysia, ale... nie za darmo! Zawrzyjmy układ! Chętnie pojechałabym z wami na narty w przerwie międzysemestralnej, ale chwilowo jestem spłukana!
– Chcesz uwieść mojego faceta, a ja ci mam za to jeszcze zapłacić?! – oburzyła się. Przytaknęłam.
– Słyszałam, że planujecie zaręczyny. Pomyśl, ile zaoszczędzisz na przygotowaniach przedślubnych, jeśli szydło wyjdzie z worka już teraz. Poza tym – uśmiechnęłam się znacząco – przecież i tak jesteś Rysia pewna, co nie?
– Jestem! – warknęła niezbyt miło. – A co ja z tego będę miała? Jeśli Rysiaczek okaże się krystaliczny jak łza?
– Satysfakcję i pewność szczęśliwego związku? – podpowiedziałam.
– To... dopiero za jakiś czas. Chcę czegoś... w zamian. Zawrzyjmy coś w rodzaju zakładu.
– Nie chcę się z tobą zakładać! – zaprotestowałam. – Czy ty nie rozumiesz, że chcę ci wyświadczyć przysługę?
– Ooo, dość kosztowną przysługę!
Zamyśliłam się. Miała rację.
– Dobra. Czego chcesz?
– Pomocy w napisaniu pracy zaliczeniowej. Mam materiały, tylko z czasem u mnie krucho...
Pomyślałam, że jeśli dobrze oceniłam złotego Rysia i wszystko przebiegnie tak, jak zakładałam, już wkrótce Elwirka zyska mnóstwo wolnego czasu. Nie powiedziałam jej tego jednak. Skinęłam głową na znak, że się zgadzam, a nawet uścisnęłam wyciągniętą dłoń. Omówiłyśmy szczegóły. Termin. Miejsce. Na koniec koleżanka uśmiechnęła się z wyższością.
– Choćbyś poświęciła na to tydzień, i tak ci się nie uda!
– Zobaczymy!
Uwiedzenie Rysia zajęło mi dokładnie osiemnaście minut i cztery sekundy. Byłoby szybciej, ale w tym czasie do naszego złotego chłopca zadzwoniła mama. Swoją drogą słuchanie, jak dorosły facet kaja się przed mamusią, że krzywo powiesił gacie na grzejniku w łazience, jest trochę przykre. Taktownie udawałam, że całą moją uwagę zajmuje rozgniatanie listków mięty o ściankę szklanki z drinkiem i nie docierają do mnie histeryczne piski Rysiowej mamy. Gdy rozmowa dobiegła końca, a narzeczony Elwirki otarł mankietem wilgotne czoło, niewinnym tonem zaproponowałam, byśmy poszli do mnie.
– Powinieneś się rozluźnić – stwierdziłam, przesuwając palec po bicepsie. – Jesteś bardzo... napięty!
– Nawet nie wiesz jak! – wykrztusił i całym ciałem przycisnął mnie do baru, demonstrując, że napięte ma nie tylko bicepsy.
– Tylko żeby Elwirka się nie dowiedziała... – jęknęłam.
– Ma się rozumieć... – Owionął mnie ognistym oddechem z wyraźnie wyczuwalną nutą jajecznicy. – Elwirka się nie dowie!
Naturalnie, Elwirka już wiedziała, w tym samym czasie siedziała bowiem przy stoliku w kącie sali i ukryta za malowniczym liściem palmy obserwowała poczynania swego Rysia. Gdy jej niedoszły mąż ujął mnie pod łokieć i poprowadził ku drzwiom, nonszalancko kręcąc na palcu kółkiem z kluczykami od swego BMW, wystrzeliła zza donicy niczym torpeda, dopadła do pobladłego absztyfikanta, zdzieliła go w pysk, zalała się łzami, rozkwasiła mu nos, po czym padła w moje ramiona, szlochając rozdzierająco, że będzie mi wdzięczna do końca życia!
Następnego dnia już o tym nie pamiętała.
Cóż, może i wdzięczność Elwirki trwała krócej niż moja próba uwiedzenia jej ukochanego, ale niespodziewanie zaowocowała czymś ciekawym. Po kilku dniach podeszła do mnie nieznajoma dziewczyna. Miała wyraz twarzy kogoś udręczonego.
– Mój chłopak chce wyjechać na trzy miesiące za granicę. Muszę wiedzieć, czy mogę mu ufać – powiedziała.
Później pojawiła się kolejna, ta poleciła mnie jeszcze innej, a ona koleżance, siostrze lub kuzynce. Wszystko odbywało się dyskretnie, bez komplikacji i zbędnych pytań. Zadowolonych klientek przybywało. Ta cieszyła się, bo zdemaskowała nielojalnego chłopaka, tamta, bo jej ukochany okazał się twardy jak hartowana stal. Czasami zgłaszał się ktoś, kto chciał uchronić ukochaną siostrę, przyjaciółkę albo córkę przed złamanym sercem, ale częściej z moich usług korzystały kobiety, które z jakichś powodów zadręczały się potencjalną zdradą wybranka lub nie wierzyły we własną atrakcyjność. Każde zlecenie poprzedzał starannie zebrany wywiad. Zdarzało się, że już sama rozmowa rozwiewała wątpliwości moich zleceniodawczyń, ale częściej byłam zmuszona wyruszyć do akcji i zarzucić sieci. Jak dzisiaj.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------