- W empik go
The Beast. King of Spades - ebook
The Beast. King of Spades - ebook
Chłopak, którego wszyscy nazywają Bestią, obrał ją sobie za cel.
Wrócił, ale nikt nie wiedział nic o jego przeszłości i pochodzeniu. Nikt nie znał jego prawdziwego imienia.
Szesnastoletnia Vivienne Logan zdecydowanie nie jest przeciętną licealistką. Mając ojca policjanta i matkę prawniczkę, dziewczyna czuje, że zawsze będzie postrzegana przez pryzmat tego, czym zawodowo zajmują się jej rodzice.
Gdy do miasta wraca chłopak, który przez kilka lat był postrachem mieszkańców, nawet Vivi wie, że powinna trzymać się od niego z daleka. Gość jest niebezpieczny i przez ten czas, kiedy go nie było, wiele się nie zmieniło. Zresztą nie bez powodu nazywają go Bestią.
Jednak dziewczyna, choćby chciała, nie ma wyboru i musi go poznać. Jej brat jest uwikłany w szemrane sprawy, więc Vivienne siłą rzeczy również staje na drodze Bestii. A chłopak z jakiegoś nieznanego jej powodu, obrał ją sobie za cel. Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-324-9 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po wczorajszej akcji nie mogłam się otrząsnąć. Cały czas miałam wizje tego dziwnego chłopaka przed oczami. Tak wiele pytań nasuwało mi się do głowy, przede wszystkim skąd znał go Connor, a co ważniejsze… Alice. Nie wiedziałam, że wszyscy tutaj go kojarzą oprócz mnie. A to tym bardziej sprawiło, że chciałam porozmawiać o tym z moimi bliskimi. Dzisiejszej nocy nie mogłam zasnąć, więc mama nie miała problemu z budzeniem mnie rano. Czułam się, jakby ktoś przyłożył mi młotkiem i sprawił, że moje oczy stały się ciężkie.
Szykowanie rano nie szło mi najlepiej. Ledwo stałam na nogach, kołysząc się przy tym w prawo i w lewo. Ubrania założyłam tyłem do przodu. Mocno zakryłam wszystkie sińce pod oczami, które nie wyglądały zbyt dobrze. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę łazienki. Tuż przed wejściem spotkała mnie niemiła niespodzianka, ponieważ drzwi były zamknięte od środka.
– Wiem, że tam jesteś, dzbanie. – Oparłam się o drzwi ze zmęczenia.
– Skoro wiesz, to gratuluję. Spierdalaj – usłyszałam po drugiej stronie.
– Możesz wyjść? Muszę siusiu – westchnęłam.
– Układam włosy.
Po tym stwierdzeniu już wiedziałam, że nie ma co walczyć. Gdy Will odwalał jakieś wywijasy na swojej głowie, lepiej było nie wchodzić mu w drogę, inaczej przez cały dzień był marudny, jak wczoraj. Zeszłam na dół z chęcią udania się do mniejszej toalety, ale była już okupowana przez moją mamę. Zauważyłam, że tato siedzi przy stole i pije większą kawę niż zazwyczaj, a to źle wróżyło. Pewnie tak jak ja nie mógł spać. Był jak zwykle ubrany w mundur policjanta. Usiadłam obok, ale standardowo się nie odzywał. Chwyciłam za tosty, które leżały na talerzu.
W sumie to dobrze, że siedzieliśmy w milczeniu, bo gdyby miał wypytywać mnie o tę sprawę, to nie potrafiłabym nic powiedzieć. To stróż prawa, on pewnie czuł kłamstwo na kilometr. Kiedyś się tak go nie bałam. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczął starać się o awans. Z kochanego ojczulka zmienił się w lokatora, któremu nikt nie chciał wchodzić w drogę.
Pięć minut później na dół zszedł Will, za co byłam mu wdzięczna, bo uratował mnie od tej niezręcznej ciszy. Akurat zapinał swoje guziki od jasnej koszuli, w której niestety, kurwa, wyglądał dobrze, ale nigdy nie chciałam mu tego przyznać. Nie wiem, co by się musiało stać, abym obdarowała go komplementem.
– Gotowa? – rzucił niedbale w moją stronę.
– Jeszcze tylko skoczę do łazienki. – Wstałam z krzesła i ruszyłam szybko na górę.
Po chwili wsiadłam do naszego samochodu, w którym już znajdował się Will. Z daleka wyczuwałam, że był spięty po wczorajszej akcji, i tylko czekał, aby się odezwać do mnie na osobności.
– Pamiętasz, że masz nikomu nic nie mówić? – zwrócił się w moją stronę.
– Powtórz mi to jeszcze dziesiąty raz. – Wywróciłam oczami i zaczęłam szukać gum w małej kieszonce.
– Vivi, kurwa, mówię serio. A jeśli tylko pojawi się jeszcze raz, masz go odesłać do mnie. – Will zmarszczył czoło i przyszykował się do jazdy. – Pasy.
Nawet się nie odezwałam, tylko wykonałam polecenie. Cieszyłam się, że nie jestem w tym sama, aczkolwiek Will ma hopla na punkcie sekretów. Potrafi się mnie wypytywać nawet parę razy dziennie, czy nic nie wygadałam, a jak się pokłócimy, to i paręnaście. Chcąc nie chcąc, był dobrym bratem i miałam w nim oparcie.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy do szkoły, a gdy Will zaparkował, rozeszliśmy się w swoje strony. Wiedziałam, że muszę znaleźć Alice i spytać ją, skąd zna Bestię. Weszłam do budynku i od razu zaczęłam się rozglądać po wszystkich uczniach stojących przy szafkach, potem sprawdziłam w toalecie dla dziewczyn i na korytarzu. Znalazłam ją dopiero pod salą, parę minut przed dzwonkiem. Dzisiaj już wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj, ale coś czułam, że zaraz się to zmieni.
– Musimy pogadać. – Złapałam ją za nadgarstek i zaczęłam ciągnąć na koniec korytarza.
– O co ci chodzi? – Spojrzała na mnie podejrzanie, a ja nie byłam pewna, czy gra, czy nie.
– Powiem to bez owijania w bawełnę… skąd znasz Bestię? – Spojrzałam jej głęboko w oczy.
Wzrok Alice z zaniepokojonego zmienił się w przerażony. Przez chwilę milczała, a ja próbowałam wybadać, co to oznacza. Zbladła, aż musiała podeprzeć się ściany. Chyba nie wiedziała, co mi odpowiedzieć.
– To stary kumpel mojego brata – westchnęła.
– Adama?! – powiedziałam dość głośno. – Kumpel?! Ta patologia?
– Tak. Kolegowali się dawno temu.
Widziałam, że Alice bolały jej własne słowa, ale w sumie były bardzo prawdopodobne. Adam wyglądał jak typ spod ciemnej gwiazdy i odkąd ich rodzice się rozwiedli, często wpadał w kłopoty. Nic dziwnego, że ten pseudonim wywoływał w niej tak okropne wspomnienia.
Jej brat był trzy lata starszy od nas i rok temu skończył to liceum… cudem. Wpadł w naprawdę spore problemy z prawem. Jednak, ilekroć przychodziłam do nich do domu, to wydawał się spokojny, a przynajmniej nie taki zły jak Bestia, o którym ponoć mówiło całe miasto.
– To tylko kwestia czasu, aż Adam się dowie… – westchnęła i spojrzała na mnie smutno.
– To on nie wie?
– Ostatnio nie wychodził z domu. Jednak boję się, że znów będzie chciał zostać jego pachołkiem…
– Pachołkiem? – Spojrzałam na nią podejrzanie.
– To nie była zwykła relacja koleżeńska. On usługiwał Bestii. Brał udział w różnych akcjach, a gdy ich złapali, to brał całą winę na siebie. Gdyby nie kaucja, którą wpłacili moi rodzice, to w życiu nie wyszedłby za to, co zrobili.
– Rozumiem…
– Dlatego tak się martwię. A ty skąd wiesz o Bestii?
– Od Connora. Nic wielkiego.
Nie chciałam na razie tłumaczyć Alice wczorajszej sytuacji. Przede wszystkim dlatego, że nadal sama się z nią nie oswoiłam, ale też z powodu obietnicy złożonej Willowi. Miałam nadzieję, że natknęłam się na tego dziwnego chłopaka po raz pierwszy i ostatni. Po tym, co powiedziała mi przyjaciółka, byłam jeszcze bardziej pewna, że nie należy wchodzić mu w drogę.
Zaczęły się pierwsze zajęcia dzisiaj. Właśnie siedziałam w ławce i próbowałam nie usnąć, gdy nauczycielka, tłumaczyła jakieś dziwne wzory chemiczne. Siedziałam obok Kevina, który powiadomił mnie o powrocie Bestii. Wyglądał jak zaczarowany. On kochał chemię. Ja tylko spoglądałam na niego, nieco się dziwiąc, że ta baba go jeszcze nie uśpiła. Za nami siedziała Alice, która leżała nieprzytomna już od połowy lekcji. Czułam, że zaraz do niej dołączę.
– Kto dokończy tę reakcję? – Pani Bingle rozejrzała się po klasie, a wszyscy natychmiast znów powrócili do pozycji siedzącej. – Sanders? – zwróciła się w stronę Kevina, który siedział koło mnie.
On wstał, a ja poczułam ulgę. Doskonale wiedziała, że tylko on uważa na chemii, podczas gdy reszta klasy buja w obłokach. Patrzyłam z uwagą, jak Kevin zaczyna bazgrać na tablicy coś, co miało być ponoć podobne do cyferek. Gdy wrócił do ławki, ponownie wyłączyłam się do końca lekcji.
– Matko, pierwsza lekcja z nią to jakiś koszmar, potem jestem śpiąca cały dzień. – Alice przeciągnęła się porządnie.
– Nie mów tak głośno, jeszcze kogoś urazisz. – Kiwnęłam głową na Kevina.
– Wy nie rozumiecie idei tego wspaniałego przedmiotu! – Machnął na nas ręką i poszedł w swoją stronę.
– Co tam u Connora? – Razem z Alice usiadłyśmy na korytarzu.
– Naprawił ostatnio antenę u babci… – Przerwałam i zamyśliłam się.
– Czyli nic specjalnego – zaśmiała się.
– Ostatnio czuję, jakbyśmy się od siebie oddalili – mruknęłam pod nosem.
Kiedyś wychodziliśmy ze sobą znacznie częściej, zwłaszcza w wakacje. To ja pocieszałam go po Rachel, jego byłej. Ona po prostu zostawiła go dla innego. Nie przejmowała się, co u niego słychać, czy poradził sobie z tym wszystkim. To ja wypełniłam cały czas, który z nią spędzał, aby nie czuł się samotny.
– Może ma dziewczynę?
– Śmieszna jesteś. On w życiu nikogo nie będzie miał – sprostowałam chamsko.
– Nie doceniasz go.
– Nie o to chodzi. – Zanim zdążyłam się wytłumaczyć, przerwała mi.
– Po prostu boisz się, że go stracisz.
– Jeśli będzie się zachowywać tak jak przy tamtej wywłoce, to na pewno – warknęłam.
Lekcje mijały mi dziś bardzo wolno, ale byłam przeszczęśliwa, kiedy w końcu mogłam wrócić do domu i niczym się nie przejmować. Will musiał zostać dłużej w szkole, więc zaczęłam dobijać się do Connora, aby podrzucił mnie na moje osiedle. Na szczęście zgodził się po mnie przyjechać. Usiadłam na ławce i zaczęłam kopać kamyczek pod swoimi nogami. Wstałam dopiero po piętnastu minutach, kiedy zobaczyłam, że na parking wjeżdża mój ukochany ford fiesta. Założyłam plecak na ramię i weszłam do środka, rzucając wszystko na tylne siedzenie. Nachyliłam się nad skrzynią biegów, aby przytulić przyjaciela.
– Jaka ulga, że byłeś w pobliżu. Wiesz, że mam daleko do domu – westchnęłam.
– Może czas zrobić prawo jazdy? – mruknął z uśmiechem.
– No i co wtedy miałbyś do roboty? – Uniosłam brew i spojrzałam na niego.
– Zająłbym się jakąś inną – zażartował.
– Żebym ja ci tak kiedyś nie powiedziała – mruknęłam.
– Prędzej ja znajdę dziewczynę niż ty chłopaka.
Connor dodał gazu, a ja zaczęłam szukać słodyczy w schowku, tak jak zawsze. Tym razem znalazłam paczkę otwartych chipsów. Wyciągnęłam opakowanie i oparłam się wygodnie.
– Dlaczego twierdzisz, że znajdziesz kogoś szybciej ode mnie? – zaczęłam.
– No spójrz na siebie… nie wychodzisz na imprezy, obżerasz się chipsami z samochodu, tak naprawdę nie masz za dużo znajomych i praktycznie nigdzie nie wychodzisz, a na dodatek jesteś bardzo opryskliwa i trudno z tobą wytrzymać.
– A, zapomniałam, że ty oczywiście jesteś, kurwa, inny – mruknęłam, wkładając chipsa do ust.
– Mam samochód, pracę. Tyle już wystarczy, aby jakakolwiek na mnie poleciała – zaśmiał się.
– Najpierw będzie miała do czynienia ze mną.
– Dobra, to jednak nigdy nikogo nie znajdę – westchnął, a ja się zaśmiałam.
– Ja tylko dbam, aby ta dziewczyna była jak najlepsza, gdy już się łaskawie pojawi.
– Miło by było, jakby teraz pojawiła się jakakolwiek.
– Już ci nie wystarczam? – Trąciłam go w ramię.
– Żeby mi wystarczać, musiałabyś teraz klęknąć pod fotelem – zaśmiał się.
– Kurwa, jesteś obleśny! – Przywaliłam mu z łokcia tak mocno, że kierownica przechyliła się nieco w lewo.
– Tak, zabij nas.
– Z chęcią zabiję ciebie, jak jeszcze raz rzucisz w moją stronę coś tak ordynarnego!
Nim się zorientowałam, dojechaliśmy na moje osiedle. Pożegnałam się z Connorem i wyszłam z samochodu. Przez tę rozmowę miałam odruchy wymiotne. Zauważyłam, że na werandzie ojciec znowu szuka śladów włamania. Bez słowa skierowałam się do tylnych drzwi. Przypomniała mi się sytuacja z wczoraj. Miałam nadzieję, że wszystko będzie już w porządku i to był tylko jednorazowy incydent. W kuchni stała moja mama. Chyba dopiero zaczęła gotować obiad. Kończyła pracę tylko trochę szybciej niż ja lekcje.
– Jedzenie będzie za godzinę. – Spojrzała na mnie podczas krojenia warzyw.
– W porządku – mruknęłam.
– A gdzie Will? – Na chwilę się zatrzymała.
– Napisał mi, że ma jeszcze lekcje.
– Z tego, co wiem, to powinien skończyć tak jak ty. Z kim przyjechałaś?
– Z Connorem. – Zagryzłam wargę.
Dlaczego Will mi powiedział, że ma więcej lekcji? Umówił się z kimś i nie chciał mnie wcześniej odwozić? Moi rodzice pozwalali mu jeździć cały czas, pod warunkiem, że będzie mnie zabierał do szkoły i odbierał z niej. Swoje plany zajęć zawsze staraliśmy się ułożyć tak, żeby kończyć o tej samej godzinie, więc nie było z tym problemu. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, ale nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Will z założonym kapturem wszedł do domu i zaczął szybko maszerować w stronę schodów. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo dosłownie sekundę później odezwała się moja mama.
– Stój! – Sprawiła, że zatrzymał się jak zaklęty, ale nadal stał tyłem do niej. – Odwróć się i zdejmij kaptur!
Bardzo powoli odwrócił się w naszą stronę i ściągnął z głowy kawałek materiału. Niemal jęknęłam. Twarz mojego brata była kompletnie zdewastowana. Miał siniaki na obu powiekach, a z nosa, ust i brwi leciała mu krew. Spojrzałam na kamienną twarz mamy, która chyba również nie mogła w to uwierzyć. Obie byłyśmy w ciężkim szoku.
– Co to ma być?! – Podeszła do niego i zaczęła oglądać z bliska jego twarz.
– Nic mi nie jest. – Próbował się od niej odsunąć, ale na próżno.
– Czy ciebie kompletnie powaliło?! Kiedy twój ojciec to zobaczy, oszaleje. Z kim się lałeś?!
– Z kolegą. Odbiłem mu dziewczynę, a ten się lekko zirytował. – Pociągnął nosem.
– Czyś ty zdurniał?! – Była tak wkurzona, że z jej uszu aż kipiało. – Natychmiast idź to przemyj wodą utlenioną. Nie wiem, co powiesz ojcu, ale powodzenia. – Puściła go i zdenerwowana wróciła do gotowania obiadu.
Will poszedł na górę, a ja zaczęłam wszystko analizować w swojej głowie. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Przez dobre dziesięć minut siedziałam jak zaczarowana i słuchałam, jak Janette Logan klnie pod nosem. Mój brat nigdy nie dałby się pobić jakiemuś koledze. To musiało mieć głębszy sens, a ja chyba wiedziałam, o co chodzi. To dlatego powiedział, że mnie nie odwiezie, okropny!
Wstałam natychmiast z krzesła i pobiegłam do pokoju Willa. Wparowałam tam bez pukania. Chłopak siedział na łóżku i klikał coś na telefonie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na niego z okropnym żalem i jednocześnie zdenerwowaniem.
– Czego chcesz, cepie? – mruknął do mnie, jak gdyby nigdy nic.
– Powiedziałeś, że siedzimy w tym razem, więc dlaczego ukrywasz przede mną tak istotne fakty, jak to, że cię, kurwa, pobił?! – Usiadłam obok niego na łóżku, ale czułam, że zaraz go rozszarpię.
– To nie jest twoja sprawa.
– Właśnie, że moja! To ode mnie wszystko się zaczęło. Dlaczego nic mi nie chcesz powiedzieć?
– Tak będzie lepiej dla ciebie. Sam to załatwię.
– Nie będziesz załatwiał moich spraw. Albo ty mi powiesz, albo sama go znajdę.
– Jesteś pojebana, choć myślałem, że trochę mniej – westchnął.
– Will… albo powiesz mi w tym momencie, co się stało, albo koniec ukrywania wszystkiego przed rodzicami. – Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Głupia… po prostu znalazł mnie w szkole, po nazwisku. Dowiedział się, że nasz ojciec to policjant, dlatego pomyślał, że zgłosiliśmy tę sprawę. Jestem starszy, potraktował mnie pewnie poważniej niż ciebie. Próbowałem mu wyjaśnić, że ojciec sam zajmuje się tą sprawą, ale nic nie znajdzie, jednak, jak widać, nie podziałało – westchnął.
– Myślisz, że to nie koniec? – Otarłam małą łzę z policzka.
– Nie, ale póki możesz, nie wtrącaj się w to. Lepiej, żebym ja z nim rozmawiał niż ty.
– Tylko że w tym momencie dajesz obijać się za mnie!
– To sprawa naszej rodziny, nie tylko twoja. Trzeba to w końcu rozwiązać.
– Pozwalanie, aby dawał ci w mordę, nie jest rozwiązaniem. – Wstałam i wyszłam zdenerwowana.
Świat sypał się na moich oczach przez tego przeklętego człowieka. Nie mogłam tego tak zostawić. Chociażbym miała poświęcić wszystko, to musiałam obronić moją rodzinę. Trafił na zły dom… dom Loganów.3. MUSZĘ CIĘ ZMARTWIĆ, JESTEM KOMPLETNIE NUDNA I PRZECIĘTNA
Od wczoraj nie odzywałam się do Willa. W samochodzie nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, a cały dzień w szkole byłam nieobecna duchem. Zarobiłam za to jedynkę z angielskiego. Po prostu zajebiście. Nie miałam kompletnie ochoty z nikim rozmawiać. Cały czas obawiałam się, że bratu może stać się krzywda. Gdy wchodziliśmy do szkoły, to koledzy od razu rzucili się na niego i zaczęli wypytywać, co się stało, jednak on nie chciał im odpowiedzieć i odtrącił ich od siebie.
Na przerwie obiadowej wraz z przyjaciółmi siedziałam przy stoliku na podwórku. Od zapachu w stołówce chciało mi się wymiotować. Zajęcie miejsca przy dziedzińcu nie było łatwe, ale na szczęście byłam dosłownie mistrzynią w przepychaniu się. Zawsze potrafiłam sobie poradzić, jeśli chodziło o miejsce w autobusie albo z tyłu sali. Gorzej było z Alice, Kevinem i Patrickiem, którzy nigdy się nie śpieszyli, ponieważ wiedzieli, że i tak ja zajmę im stolik. Denerwowało mnie to trochę, bo zawsze się ze mnie naśmiewali, chociaż mogli usadzić swoje dupy w fajnym miejscu, nie wysilając się przy tym.
– Jaka? – Alice spojrzała na moją sałatkę.
– Owocowa. – Zaczęłam nabijać banany na widelec.
– Zamień się, proszę. – Obie spojrzałyśmy na jej marne, zimne grzanki.
– Chuja – mruknęłam i z uśmiechem dalej się zajadałam.
– Ale z ciebie wredna szuja – wtrącił Kevin.
– Kurwa, zróbcie sobie. Pewnie mama wam robi śniadania do szkoły, a wy i tak narzekacie, że niedobre. – Odłożyłam na chwilę posiłek.
– Dlaczego twój brat jest cały poobijany? – Patrick całkowicie zmienił temat na niezbyt wygodny dla mnie.
– Pobił się z kolegą o jakąś dziewczynę. – Wzruszyłam ramionami, nie chciałam mówić im prawdy.
– Idiota – mruknęła Alice.
– Słyszałem to. – Odwróciliśmy się, a tuż za moimi plecami stał Will.
Domyśliłam się, że pewnie chodzi o Bestię. Inaczej załatwiłby tę sprawę przez SMS-a. Zaczęłam się mu przyglądać i czekałam na jego ruch.
– Mam do ciebie sprawę. – Skinął, abym wstała, a ja to zrobiłam.
– O co chodzi? – spytałam, kiedy stanęliśmy pod drzewem parę metrów dalej.
– Nie będę w stanie dziś cię odwieźć – zaczął, poprawiając okulary przeciwsłoneczne, które założył, aby nikt więcej nie widział jego opuchniętych oczu.
– Zwariowałeś chyba. Masz wracać ze mną do domu i bez dyskusji! – Trąciłam go w ramię i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
– Muszę to załatwić, Vivi. – Westchnął głęboko. – Raz na zawsze pozbędziemy się tego skurwysyna z Hampton.
– Zachowujesz się jak dzieciak, który chce zgrywać bohatera! Nie dasz mu rady i dobrze o tym wiesz, więc po co próbujesz?! – zaczęłam krzyczeć, a on przyłożył mi dłoń do ust.
– Powaliło cię?! – wrzasnął na mnie. – Odpuść lepiej, bo i tak nic nie zmienisz. Daj mi działać i nie wtrącaj się w to. – Odszedł zdenerwowany.
Wróciłam do moich znajomych, którzy patrzyli na mnie przerażonym wzrokiem. Usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Nie mogłam nawet się ruszyć. Byłam bezradna. Kompletnie bezsilna. Mój brat całkowicie postradał zmysły i nie dało się go powstrzymać. Zagryzałam wargę, bo czułam, że zaraz się rozpłaczę, a nie chciałam dać tego po sobie poznać, chociaż moja mina pewnie mówiła sama za siebie.
– Vivi, Vivi, co jest?! – Patrick zaczął potrząsać moim ramieniem.
– Wszystko gra. – Czułam, jak mój głos się załamuje.
– Jesteś strasznie blada. – Alice przybliżyła się i obróciła moją twarz w swoją stronę.
– Jest w porządku. Dziś nie mam podwózki i tyle – mruknęłam cicho.
– Może napisz do Connora.
– Chyba wolę się przejść – westchnęłam i spojrzałam na swój talerz. – Kto wpierdzielił moją sałatkę?!
Wszyscy oczywiście siedzieli cicho.
***
Po lekcjach zaczęłam kierować się w stronę domu. Mieszkałam jakieś osiem kilometrów od mojej szkoły, a na moje cholerne osiedle nie jeździły żadne autobusy. Wlokłam się powoli, myśląc o Willu, o tym, co powiem mamie, gdy zapyta, dlaczego wracałam sama, i o tym, w jakim stanie będzie mój brat, o ile w ogóle wróci do domu. Czułam się zmęczona po całym dniu, a na dodatek musiałam aż tyle przejść. Niby mogłam po prostu poprosić Connora, ale chciałam pobyć sama i pomyśleć w spokoju. Trudno mi było udawać, że o niczym nie wiem. Czułam, że zaraz pęknę, jeśli nie powiem komuś, co się stało.
Prawie dwie godziny później byłam w domu. Nie czułam nóg. Weszłam do środka już przednimi drzwiami, w których został wymieniony zamek. Skierowałam się od razu w stronę kuchni, w której stała mama.
– Czy ty znowu wracałaś sama? – Rodzicielka od razu mnie zaczepiła.
– Tak – westchnęłam.
– Szłaś na nogach?
– Tak.
– Connor nie mógł cię odwieźć?
– Wolałam wracać sama, to coś złego? – Rzuciłam plecak na podłogę i usiadłam do obiadu.
– Tak, Vivienne. Mieszkamy osiem kilometrów od twojej szkoły, nie po to daję Willowi samochód, abyś szła na piechotę. Płacę za paliwo, a on robi, co chce. Zgadzał się na ten układ od samego początku, więc niech się dostosowuje.
– Raz mi nie zaszkodzi.
– Jak on się zachowuje w szkole? – Mama patrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby zaraz miała dosłownie wystrzelić laserami z oczu.
– Nie wiem, nie gadamy. Chyba normalnie. – Starałam się nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
– Porozmawiam z nim, jak wróci.
Byłam wdzięczna ponad wszystko, że w końcu mi odpuściła, bo naprawdę kompletnie nie wiedziałam, jak ukrywać przed nią prawdę. Ulżyło mi, gdy wieczorem Will wrócił bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Dostał niezły opierdziel od mamy, czego bardzo mu współczułam. Nie chciał ze mną niestety rozmawiać o spotkaniu z Bestią. A przecież miał mówić mi wszystko…