Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

The Gravity of Us - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Gravity of Us - ebook

Inteligentny, podnoszący na duchu debiut Young Adult,  idealny dla fanów Becky Albertalli i Adama Silvery.
To nie jest kolejna rozprawka w szkolnym stylu, to czuła i mądra opowieść o miłości między dwoma młodymi chłopakami.

Cal chce być dziennikarzem. Jest już w połowie drogi do sukcesu, dzięki koncie na FlashFame z pół milionem obserwujących i perspektywą stażu w Buzzfeed. Ambitne plany pokrzyżuje mu jednak wybranie jego taty pilota do głośnej misji NASA na Marsa. Wkrótce Cal razem z rodzicami zostawia Brooklyn na rzecz gorącego i wilgotnego Houston. Nagle życie chłopaka zamienia się w telewizyjne reality show - z ciągle kłócącymi się rodzicami i odgrywaniem ról idealnej amerykańskiej rodziny na potrzeby medialnego spektaklu.

A potem Cal spotyka Leona, którego mama jest astronautką w tej samej misji. I w zawrotnym tempie traci dla niego głowę. Cal i Leon stają się dla siebie oazą spokoju pośród oceanu szaleństwa. Wraz z rozwojem ich relacji, wzrasta gorączkowa atmosfera wokół misji na Marsa. Kiedy na jaw wychodzą ukryte motywy stojące za programem, Cal musi znaleźć sposób na odkrycie prawdy bez ranienia tych, na których najbardziej mu zależy.

Porzucone marzenia, nagła przeprowadzka, medialne zamieszanie i brudne sekrety, które mogą okazać się początkiem końca wielkiej misji.
W całym tym szaleństwie, jedyną stałą wydaje się być związek z nowo poznanym Leonem. Czy w tej miłości warto się zatracić?

Mocno osadzony w rzeczywistości romans, który mieni się niczym gwiazdozbiór. 
– Adam Silvera, autor bestsellera „Nasz ostatni dzień”

Książka o pierwszej miłości i pierwszym locie w kosmos. Opowieść o astronautach, o której nie wiedziałam, że jej potrzebuję. Książka klejnot – cudowna i mądra. 
– Becky Albertalli, autorka zekranizowanej powieści „Simon oraz inni homo sapiens”

Ten debiut jest pełną ciepła opowieścią o niedoskonałym queerowym związku i młodym mężczyźnie, który poznaje samego siebie, kiedy wszystko wokół niego się zmienia.
– Publishers’ Weekly

Ciepły, mądry i trafiający prosto do serca debiut. Książka o tym, jak spełniać swoje marzenia, nie odrywając się za bardzo od ziemi. 
– Karen M. McManus, autorka bestsellerów “Jedno z nas kłamie” i “Dwoje dochowa tajemnicy”

Książka mówi o tych wszystkich rzeczach, które ważne są dla każdego człowieka – o rodzinie, o tym, jak trudno poznać samego siebie i o tym specjalnym rodzaju miłości, który sprawia, że szybujesz prosto w niebo.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8266-095-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 2

Przestań sterczeć przy tym telefonie! – wrzeszczy mama. – Powiedzieli, że jeśli cię wybiorą, to dzisiaj zadzwonią. Jest piąta trzydzieści! Mamy czerwiec, a ty wykorzystałeś już cały swój urlop. Co kilka tygodni latasz do Houston. To zupełnie zdominowało twoje życie! Nasze życie!

Wskazuje na mnie i nagle staję się częścią ich rozgrywki. Pionek z rozwagą odstawiony na boczny tor, by skusić gońca i zapewnić wygraną. Kiedy mama na mnie patrzy, dostrzegam na jej twarzy wyczerpanie. A także strach. I stres. Odwracam wzrok. Nie dam jej dodatkowego argumentu. Nie będę brał udziału w tej wojence.

– Bardzo mi przykro, ale pora zejść na ziemię – oznajmia mama, zwracając się znów do taty. – Pomyśl przez chwilę rozsądnie. Nie możemy się przeprowadzić. Mam tu pracę. I życie.

– Naprawdę musimy to powtarzać co drugi dzień? – warczę, sunąc korytarzem do mojego pokoju.

– W Houston jest dopiero wpół do piątej. – Tata odkasłuje nerwowo. – A ty pracujesz zdalnie. Programować możesz w dowolnym miejscu. Wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale nadal mam szansę. Realną szansę, że mi się uda.

– A co z Calvinem? – odwarkuje mama. – Będzie musiał zmienić szkołę tuż przed ostatnią klasą. Czy choć raz rozmawiałeś z nim, jak to wpłynie na jego filmy?

– Chwileczkę! Co z moimi filmami? – Zawracam do nich i nagle wszystkie elementy układanki wpadają na swoje miejsce. Jeśli ojciec dostanie tę robotę, to nie tylko przeprowadzimy się do Houston, ale wpakujemy się w sam środek planu filmowego. Dosłownie.

Każdy moment naszego życia będzie ściśle monitorowany i nagrywany przez StarWatcha celem pokazania go w ich irytującym programie Odlot z gwiazdami.

Żadne nie chce spojrzeć mi w oczy.

– Cóż, nie mam absolutnej pewności – zaczyna ojciec – ale, faktycznie, był w papierach taki jeden paragraf…

– Bardzo jednoznaczny – warczy mama, masując skronie. – Jak wół stoi w nim, że StarWatch ma wyłączność na materiały związane z uczestnikami misji. A jako rodzina właściwie się do nich zaliczamy.

Wychodzę.

– Cal, zaczekaj!

Zatrzaskuję drzwi sypialni i ciężko się o nie opieram.

Rodzice natychmiast rzucają się sobie do gardeł. Jakaś część mnie chce do nich wrócić, by wszystko naprawić. Przed zamieszaniem z NASA również się kłócili, jednak rzadko i nigdy w taki sposób. Zaciskam pięści, zastanawiając się mocno, czy warto wychodzić z pokoju i próbować im jakoś pomóc. Próbować ich powstrzymać.

Ale nigdy wcześniej mi się to nie udawało.

– Przez ciebie boję się wracać do domu, Becco! Ilekroć przynoszę dobre wieści, ty zaczynasz się wściekać!

– Mieszkam tu od urodzenia! – Załamujący się głos mamy przesącza się przez drzwi. Mam wrażenie, jakby każde z rodziców prowadziło niezależny monolog. Nie słuchają się nawzajem. – To nasz dom. Tu się urodziłam. Moja… Moja rodzina się tu urodziła.

Słyszę słowa, których nie wypowiada. Ciocia również tu przyszła na świat. Przez lata mieszkała przy tej samej ulicy. I właśnie ta ulica i to sąsiedztwo są z nią nierozerwalnie związane. Są wspomnieniem. Pamięcią o niej. Nic dziwnego, że mama nie chce wyjeżdżać.

– Wielka szkoda, że nie byłaś łaskawa powiedzieć mi tego, zanim…

Przestaję ich słuchać.

To kolejny powód, dlaczego mój szacowny ojciec nie powinien zostawać astronautą. Zwyczajnie nie pasujemy do pięknego obrazka idealnej rodziny astronauty.

NASA zaczęła wybierać astronautów do projektu jakieś trzy lata temu. Zapraszała ich w małych grupkach, po trzech, czterech. Testowano kolejne moduły statku. Orfeusz I stał się wkrótce Orfeuszem IV. Z każdym kolejnym dniem próby wychodziły coraz lepiej.

A rodziny astronautów zyskały status celebrytów. Wszystko, co ich dotyczy, jest piękne, eleganckie i bezbłędne. Same fascynujące i budzące zaufanie osobowości o oszałamiających karierach. Patrząc na tych ludzi, trudno nie myśleć, że mają wszystko, czego moim bliskim brakuje.

Oczywiście astronauci czasem gorąco się o coś spierają, o czym zaraz piszą w niezawodnym „People”; zdarza się również, że ktoś z ich najbliższego otoczenia wypije ciut za dużo przy brunchu… Wciąż jednak wszyscy szczerzą się do kamer. Wiedzą, jak sprawić, by ich niedoskonałości wyglądały doskonale.

Choć głównie chodzi o to, że te rodziny są szczęśliwe, a ich członkowie wspierają się nawzajem. To coś, czego w moim domu zdecydowanie brakuje.

* * *

Wpinam słuchawki do kaseciaka i nakładam je na uszy. Dorzucam nowe zdobycze do kolekcji i przerzucam taśmy w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. To eklektyczny zbiór. Mam między innymi Nirvanę, Dolly Parton, Cheap Trick i wielu innych wykonawców, których znam tylko dzięki grzebaniu w starociach. Wybieram Cheap Trick i pozwalam, by zalało mnie gitarowe brzmienie.

Tata chce być jednym z nich. To znaczy jednym z astronautów. I chce tego znacznie bardziej niż obecnej roboty. Kiedyś pracował jako pilot wojskowy, teraz lata komercyjnie. I bardzo chętnie zamieniłby boeinga 747 na statek kosmiczny. Pewnego dnia NASA oznajmiła, że zamierza znaleźć ostatnich pięcioro astronautów. Tata zgłosił się kilka miesięcy temu, gdy większość wakatów była już zajęta.

Nie mam serca gadać z nim o jego szansach. Znam osiągnięcia pozostałych kandydatów, w końcu przygotowywałem o nich materiały. Jeden z najnowszych nabytków to astrofizyk, którego w mediach społecznościowych śledzi niemal tyle samo ludzi, co Kardashianki. Zaraz obok mamy babkę z dwoma fakultetami – z geologii i biologii morskiej. Dostała dwa Oscary za swoje filmy dokumentalne i nagrodę Grammy za brawurowe odczytanie własnego audiobooka. Który był bestsellerem, jakżeby inaczej. A to nawet nie są najbardziej utytułowane osoby.

Jestem pewien, że tata jest naprawdę dobrym pilotem, ale gdzie mu do reszty załogi?

Szybko się wkurza i brakuje mu cierpliwości. Jasne, czaję, że nie stawiam go w najlepszym świetle. Wiecie, jest w porządku jako ojciec. Przynajmniej w kilku dziedzinach. Jest na maksa inteligentny i potrafi pomóc z nawet najbardziej skomplikowanym zadaniem z matmy. Ale jednocześnie, każde słowo mamy odbiera jak fizyczny atak. Odcina się, a mama wpada w panikę. Ich kłótnie nie są czymś, co powinno trafić przed kamerę. Są bolesne, prawdziwe i nikt nie powinien ich oglądać.

Skoro nie potrafią grać szczęśliwej pary przede mną, skoro nie umieją nawet udawać, że wszystko jest okej, jak robią to rodzice Deb, to jakim cudem mieliby oszukać cały świat?

Siedząc z zamkniętymi oczami na podłodze, przesłuchuję kilka kawałków. Nie ma niczego prócz muzyki. I trąbienia kilku samochodów za oknem. Dobra, więcej niż kilku, ale w końcu to Brooklyn.

Po jakimś czasie spływa na mnie ukojenie, a lęk znika. Czuję… wewnętrzny spokój. Jestem na swoim miejscu. Nie martwię się już moją przyszłością. Nie martwię się stażem w BuzzFeed, który mam zacząć za tydzień. Nie martwię się tysiącami wiadomości w skrzynce odbiorczej – odpowiedziami na CalLetter, czyli mój newsletter, wybaczcie kiepską nazwę, ale nic lepszego nie wymyśliłem. Dzielę się w nim istotnymi informacjami i dołączam linki do filmów dla tych, którym ten świat nie jest zupełnie obojętny.

Choć jakaś część mnie myśli o tym wszystkim, to jednak życie zjeżdża na boczny tor. Przynajmniej na kilka minut, a potem na dłużej, dopóki nie muszę ruszyć tyłka, żeby zmienić kasetę. Opada ze mnie napięcie, mięśnie się rozluźniają. To rodzaj medytacji. Dla mnie to najlepszy sposób „osiędbania” na całym świecie.

I jest dobrze, dopóki nie usłyszę pukania.

A słyszę je nawet przez łomot muzyki i wygłuszające dźwięki z zewnątrz słuchawki. Co oznacza, że to nie tyle pukanie, co walenie do drzwi. Z niechęcią ściągam słuchawki.

– Tak? – wołam.

Do pokoju ostrożnie zagląda mama. Zawsze się boi, że przyłapie mnie na robieniu czegoś niestosownego, wszyscy wiemy czego. Cóż, nie jestem skończonym kretynem i wiem, jak zrobić to dwa razy dziennie i nie zostać nakrytym. Dzięki za zaufanie, mamo.

Nagle dostrzegam wyraz jej twarzy. Ma w oczach łzy, a to nie jest dobry znak.

Wiecie, mama nie płacze. Rodzice mogą się kłócić i wrzeszczeć, mogą urządzać awantury słyszane na sąsiednich ulicach, ale płacz to tabu. Drą się na siebie, po czym mama zamyka się we własnym świecie, a tata wychodzi na spacer. Tak to działa. Rzucają się sobie do gardeł, nigdy jednak nie ranią się tak bardzo, by uraza trwała dłużej niż godzinę.

A jednak mama płacze.

– Ja… cóż. – Stoi w drzwiach. Przebiegam po niej wzrokiem, szukając siniaków, długich rękawów, czegokolwiek, choć przecież wiem, że tata nie podniósłby na nią ręki. Nigdy jednak nie widziałem jej w takim stanie, automatycznie rozważam więc rozmaite scenariusze. W końcu mówi: – Chodź do salonu. Tata chciałby ci o czymś powiedzieć.

Tata chciałby…

Zamieram. Czyżbym nie słyszał dzwonka telefonu? Czyżby NASA przerwała kolejną rodzinną awanturę, by poinformować tatę, że został wybrany…

Ale to nie ma sensu. W niczym nie przypominamy innych rodzin astronautów. I nigdy nie będziemy tacy jak oni. Przecież NASA powinna się w tym połapać, prawda?

Nim do szczętu się zagalopuję, wyłączam magnetofon. Mama już wyszła. Widzę tylko powiewające poły jej ubrania znikające za rogiem. Ucieka przed tą rozmową. Ucieka przed wyrazem mojej twarzy, który przybrałem odruchowo, kiedy powiedziała, że tata chciałby mi o czymś powiedzieć.

O czymś, kurde. Jakby istniało coś innego niż NASA.

Jestem w połowie korytarza, gdy słyszę charakterystyczny wystrzał. Korek od szampana. Potwierdzenie. Niemal uginają się pode mną kolana. Serce bije mi jak szalone. Czuję to w całym ciele, coś jak porażenie prądem, a jednak świat zamiast przyspieszyć, zwalnia. Nerwy mam napięte jak postronki, ale ciało nie chce z nimi współpracować. W ustach czuję posmak popiołu, zapachy stają się słabsze. I nie jestem w stanie wymyślić bodaj jednej metafory, która oddawałaby mój stan…

– Kieliszek dla każdego, nawet dla ciebie, Cal. To specjalna okazja. – Tata wciska nam szampana. Jest szczęśliwy. Tak szczęśliwy, że zupełnie nie zwraca uwagi na nasze zrozpaczone miny: moją i mamy. – Wznieśmy toast za mnie! Za najnowszego astronautę NASA!

Potrzebuję chwili, by te słowa do mnie dotarły. Zupełnie jakby mój mózg zjawił się na tej imprezie jako ostatni. Odruchowo zaciskam pięści. Ciężko mi oddychać. Czuję, jak napina się całe moje ciało, ramiona, kark. Raz po raz obracam w ustach to słowo: astronauta, astronauta.

Astronauta.

Znacie to dziwne uczucie, kiedy tyle razy wymawiacie jakieś słowo, że traci ono całe znaczenie? Tym razem tak nie jest. Definicja wryła mi się w pamięć. Definicja, a nawet etymologia tego słowa. Astro-nauta. „Podróżujący wśród gwiazd”. Marzenie każdego trzylatka urodzonego po roku sześćdziesiątym.

Gwałtownie odstawiam kieliszek na stół i odepchnąwszy lekko mamę, wybiegam z salonu. Korytarz rozmazuje mi się przed oczami, kiedy pędzę do łazienki. Nie wiem, co to wszystko oznacza dla mojego ojca, dla mojej matki, dla mnie. Wiem za to jedno.

Zaraz się porzygam.Odlot z gwiazdami

Sezon 1, odcinek 6

TYLKO U NAS!

W tym odcinku gościnią prowadzącego program Josha Farrowa jest astronautka Grace Tucker, która odpowie na najczęściej zadawane przez fanów kanału StarWatch pytania. (Premiera odcinka: 15 czerwca 2019).

– Dobry wieczór wszystkim. Jestem Josh Farrow, a moją gościnią jest Grace Tucker: nieustraszona pilotka, genialna inżynierka, a przede wszystkim, znakomita astronautka. Któż może wiedzieć, jaką rolę odegra w projekcie Orfeusz? Czy będzie asystować z Ziemi, czy też jako pierwsza postawi stopę na powierzchni Marsa? To dopiero trzeci miesiąc Grace w Houston, jednak zdążyła już pokazać, na co ją stać. Zaprosiliśmy ją tutaj, by porozmawiać o misji i wszystkim, co się z nią wiąże. Grace, dziękujemy, że zgodziłaś się nas odwiedzić. W tej chwili jest was dziewięcioro, ale NASA ogłosiła niedawno, że w ciągu kolejnego roku do programu dołączy jedenaście nowych osób.

– Dziękuję za zaproszenie, Josh. Obydwoje wiemy, że NASA chce zebrać najlepszych ludzi. Były takie czasy, kiedy do tego grona zaliczano tylko najtwardszych i najodważniejszych białych mężczyzn. Wystarczy sięgnąć pamięcią do programu MercurySiedem oraz Następnej Dziewiątki. Deke Slayton, Alan Shepard, Jim Lovell, Pete Conrad. Wiedzy i umiejętności nikt im nie odmówi, jednak po jakimś czasie NASA zrozumiała, jaka siła leży w różnorodności. Chodzi nie tylko o różne umiejętności, ale również o miejsce zamieszkania, rasę, płeć, tożsamość oraz orientację seksualną.

– Oczywiście. Ale my, a mam tu na myśli również widzów programu, doskonale wiemy, że liderem zmiany NASA nigdy nie była. Mae Carol Jemison, pierwsza czarnoskóra kobieta w kosmosie, weszła na pokład Endeavoura dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych. Ponad trzydzieści lat po rozpoczęciu lotów kosmicznych.

– I właśnie dlatego różnorodność w programie zawsze była jednym z moich priorytetów, o czym już na samym początku poinformowałam NASA. Co za tym idzie, całym sercem wspieram decyzję agencji i nie mogę się doczekać, aż poznam nowych rekrutów.

– Pozwól, że ujmę to w inny sposób. Nie martwisz się, że dokooptowanie do ekipy nowych twarzy może zmniejszyć twoje szanse na wzięcie udziału w locie na Marsa?

– Nie, nieszczególnie. Nic w tej branży nie jest wyryte w kamieniu, o czym zapewne wiesz. Wszystko podlega fluktuacjom. Może się zdarzyć, że w ostatniej chwili złapię przeziębienie, a to wystarczy, by pozostać na Ziemi. Rząd może cofnąć nam fundusze, a twoi fani mogą znudzić się tematem. Po prostu każdego dnia daję z siebie wszystko. I niczego więcej nie oczekuję od innych.ROZDZIAŁ 3

Może to z powodu paniki, jednak przed oczami cały czas mam pierwszy wywiad Grace dla kanału StarWatch. Raz po raz odtwarzam go w głowie. O niczym innym nie potrafię myśleć. Jest tylko wyprostowana sylwetka Grace, jej wdzięk przed kamerą. Jej wyważona powaga.

Spłukuję kibel i zagapiam się w lustro. Twarz błyszczy mi od potu i dyszę tak, że para osiada na szkle. Przecieram taflę, a potem sięgam po szczoteczkę. Myjąc zęby, patrzę sobie w oczy. Kotwiczę się w ten sposób w rzeczywistości. Pozostaję tu i teraz.

Mój mózg wypełniają najróżniejsze wiadomości. Lokalne i krajowe. Plotki, artykuły, wpisy na blogach. Wspominam, jak niemal zignorowano komunikat NASA o przeprowadzce astronautów do Houston. Pamiętam plotki o fiasku całego planu. No bo po co pompować kasę w eksplorację kosmosu, skoro można wydać ją na szkolnictwo albo infrastrukturę?

Pamiętam też moment, w którym wszystko się zmieniło.

StarWatch ogłosił współpracę z NASA i wypuścił pilotażowy odcinek Odlotu z gwiazdami. Pokazano symulator kokpitu, a w nim zlanego potem Marka Bannona.

Statek wchodzi w atmosferę Marsa. Pulpit sterowniczy nagle się zawiesza. Powierzchnia planety jest coraz bliżej. Mark próbuje zresetować czujniki. Kiedy to zawodzi, sięga pod fotel po papier i długopis. Cięcie. Mark wprowadza koordynaty i poprawną trajektorię lotu do komputera. Nagle, w ostatniej chwili, wszystkie ekrany odżywają. W samą porę, by Mark mógł wprowadzić ostatnie niezbędne poprawki, nim… Łup.

– Orfeusz V wylądował – dyszy Mark.

Wtedy ekran ciemnieje i wyświetla się wiadomość: „Nie przegap najnowszego programu w StarWatchu! Co tydzień premiera kolejnego odcinka Odlotu z gwiazdami”.

Wzrost zainteresowania postaciami astronautów był natychmiastowy. I oni, i ich rodziny dla niektórych stali się amerykańskimi bohaterami. Dla innych – źródłem rozrywki, częścią fascynującego reality show.

Wszyscy ci ludzie wydają się interesujący. Idealni…

Nie tacy jak my.

– Calvin, skarbie? – Głos mamy jest schrypnięty.

Gdy zbieram się wreszcie w sobie, rodzice wpychają się do łazienki. Mama wygląda jak archetypowa zatroskana rodzicielka, ze zmarszczonymi brwiami i łagodnym wejrzeniem. Ale tata ma zupełnie inną minę. Zaciska usta i wydaje się dystansować od całej sytuacji. Nie umiem powiedzieć, czy jest wkurzony, czy po prostu nie przypadła mu go gustu moja reakcja. Taa, może i nie było to subtelne, ale przykro mi, kotlety z ciecierzycy, które zeżarłem na lunch, postanowiły wrócić w całej swej glorii i chwale. I nie byłem w stanie im tego wyperswadować.

– Skończyłeś? – pyta ojciec.

Natychmiast się spinam.

– Nic mi nie jest – wyduszam z siebie. – Po prostu… za dużo zjadłem.

Tata parska pod nosem, po czym upija duży łyk szampana.

– Jasne. Więc to nie miało nic wspólnego z…

– Z tym, że jakimś cudem dokonałeś niemożliwego i zostałeś astronautą? – Zmuszam się do śmiechu. – Nie, zupełnie nie. A przy okazji, nie miało to również nic wspólnego z tym, że za kilka miesięcy całe nasze życie wywróci się do góry nogami. No i nie chodziło też o to, że nie będę mógł więcej streamować. Tylko wiesz… Sporo tego jak na jeden raz.

– Może pozwolą mu dalej kręcić filmy – wcina się mama. – Może mógłbyś ich zapytać, kiedy…

– Nie wierzę, że rozmawiamy akurat o tym – warczy tata i wylewa resztę szampana do umywalki. – Słuchaj, bardzo mi przykro, że nie będziesz mógł więcej bawić się w media społecznościowe, ale tak wygląda prawdziwe życie.

Duszę w sobie śmiech.

– Prawdziwe życie? Mam sobie odpuścić dziennikarstwo i w ogóle wszystkie moje plany, bo tak każe szef jakiegoś reality show? Na serio myślisz, że to, co robię, jest mniej prawdziwe niż wypociny StarWatcha?

Mama utknęła między nami w ciasnej łazience. Załamuje dłonie i patrzy to na mnie, to na tatę, nie ma jednak odwagi powiedzieć choć słowa. Kiedy kłóci się z ojcem, nie ma tego problemu, nigdy nie oddaje pola. Teraz jednak jej twarz zastygła w grymasie strachu i bezradności. Wiem, że to tylko pogłębi jej stany lękowe, biorę więc głęboki oddech, by się uspokoić.

A potem przeciskam się koło niej i szybkim marszem ruszam do mojego pokoju.

– Cal! – woła za mną tata. Zatrzymuję się. W jego głosie nie ma czułości, słyszę jednak coś w rodzaju… współczucia? – Mogę… Mogę ich zapytać.

– Daruj sobie, jest spoko – warczę. – Doskonale wręcz. Po diabła miałbym zajmować się jedyną rzeczą, którą kocham i w której jestem dobry, skoro mogę rozkoszować się pięknem Teksasu? Zawsze wydawał mi się kuszący. Marzyłem o tym, żeby potykać się o republikanów i walczyć o liść sałaty w stanie znanym z grillowanych żeberek. Raj dla wegetarian. Nie ma co.

Zachowuję się egoistycznie i jestem tego świadom. Ale cała ta sytuacja zrodziła się z egoizmu. Tata nie powiedział nam, że zamierza aplikować. Nie wyjaśnił, co się stanie, jeśli uda mu się dostać tę robotę. Po prostu któregoś dnia rzucił na stół w kuchni segregator. Który okazał się jego zgłoszeniem. Nie mam pojęcia, po kiego diabła był ojcu cały wielki segregator, skoro równie dobrze mógłby zamknąć swoje dokonania w jednym słowie wypisanym na serwetce. Delta. Linie lotnicze. Tyle by wystarczyło.

Właśnie wtedy zaczęło się wielkie czekanie.

Cóż, właściwie to ojciec czekał. Razem z matką załaziliśmy mu za skórę, bo to było łatwiejsze niż przyjęcie do wiadomości, że mogłoby mu się udać. A przecież mógł odmienić nasze życie. Siłą wrzucić nas na plan Odlotu z gwiazdami, programu, który – mimo jakże patriotycznego i wzniosłego początku – ewoluował w kolejne przesadnie dramatyczne i robione pod publiczkę reality show.

Nigdy nie zapytał, czy tego chcemy.

– Jezu, weź się w garść – burczy ojciec.

Spoglądam mamie w oczy i widzę, że obydwoje mamy dość.

– Daj mu chwilę na przetrawienie tego – prosi cichutko mama i próbuje przepędzić tatę z korytarza. W tej chwili nieco lżej mi się oddycha, choć wiem, że niebawem znów będę się dusił. Wiem, co się za moment stanie.

– To nie moja wina, że nie byliście tym zainteresowani. Żadne z was nie rozumie, jakie to ważne. – Tata podnosi głos. – Całe życie na to pracowałem.

– Odpuść sobie ten wątek. – W mamie budzi się lwica. Niepokój niepokojem, ale nie da sobie wciskać kitu. – Jesteśmy ze sobą od siedemnastu lat. Doskonale wiem, że uwielbiasz kosmos, ale nigdy nie wspominałeś, że chciałbyś zostać astronautą. Po prostu pewnego dnia przyniosłeś ten cholerny segregator. I lunąłeś mnie nim w twarz.

Wykorzystuję okazję, żeby zwiać do siebie. Kiedy jednak chcę zamknąć drzwi, spostrzegam, że tata idzie za mną.

– Poczekaj.

Czekam więc. Biorę głęboki wdech i zmuszam się do bycia względnie miłym.

– W tej chwili nie mogę cieszyć się twoim szczęściem – oznajmiam. – Muszę zmoderować komentarze pod ostatnim filmem, bo roi się tam od trolli, a poza tym w poniedziałek zaczynam staż w BuzzFeed. Muszę uzupełnić papiery. Pogadamy później.

– Nie rozumiesz, Cal – przerywa mi tata. Wygląda na dziwnie poruszonego. – Nie możemy czekać, aż wszystko sobie poukładasz.

W jednej chwili z mojego ciała odpływa cała energia. Kolana uginają się pode mną, serce zaczyna się tłuc w piersi, a wilgotna od potu dłoń niemal ześlizguje się z klamki. Oddycham, mam jednak wrażenie, że powietrze nie dociera do płuc.

– Dzisiaj zaczynamy się pakować – mówi ojciec. – Mają dla nas dom.

– Co chcesz przez to…

– Wyjeżdżamy w poniedziałek.

Moje ciało przestaje pracować. Doświadczam czegoś w rodzaju nagłej niewydolności wielonarządowej. Gapię się. Mrugam. Nadal się gapię. A potem raptownie odrywam się od framugi i z hukiem zamykam drzwi niemal na twarzy ojca.

Przekręcam zamek i rzucam się po słuchawki. Wciskam przycisk play na magnetofonie i pozwalam, by zalała mnie muzyka. By odcięła mnie od krzyków, kłótni, oczekiwań i własnej frustracji. Niech odetnie mnie od wszystkiego.

Chociaż na chwilę.

Ale muzyka nie działa. Nie mogę się skoncentrować, wszystko brzmi jak przypadkowe hałasy. Znów cały się spinam. Jestem zły i smutny, nie wiem jednak, które z tych uczuć wyciska z moich oczu łzy. Zanim zdążę rozbeczeć się na dobre, zrywam z głowy słuchawki. Nie. Nie pozwolę, żeby ojciec usłyszał, jak beczę.

W sąsiednim pokoju na nowo rozgorzała awantura. A może nie awantura. Dyskusja? W powietrzu latają kolejne liczby. Pojawiają się słowa takie jak „ekipa przeprowadzkowa” i „pensja”. Zgaduję, że dojście do porozumienia chwilę zajmie moim kochanym rodzicom.

Wyciągam telefon i piszę do Deb.

Mogę wpaść? Muszę stąd uciec choć na minutę.

Odpowiada natychmiast.

Taa… Słyszeliśmy. Okno czy drzwi?

Wysyłam jej emotkę okna, a potem dwa razy upewniam się, że moje drzwi są zamknięte. Nie żeby ktoś miał coś przeciwko zejściu do Deb, w końcu mieszka tylko piętro niżej, nie mam jednak ochoty widzieć teraz rodziców.

Wyobrażam sobie, jak przychodzą, żeby sprawdzić, co się ze mną dzieje, a ja nie odpowiadam. Pomyśleliby, że ich ignoruję, albo sięgnęliby po schowany na futrynie klucz i przekonali się, że wyszedłem. I na momencik przestaliby się żreć. Popatrzyliby na siebie, szepnęliby „cholera” i na krótką chwilę przestałbym być tą osobą, która próbuje wszystko naprawić, która chce rozwiązać problem.

Wreszcie chodziłoby o mnie.

Unoszę okno, a potem moskitierę. Wyłażę na schody przeciwpożarowe i czuję przeszywający mnie podmuch wiatru. To przyjemne, odświeżające i uspokajające zarazem. Opieram się o barierkę i spoglądam w dół: na wózki, rodziny, psy – wszystkie istoty, które spieszą się, by zdążyć do domów przed nastaniem zmroku. Widzę całą aleję z jej ceglanymi budynkami, widzę samochody, ciężarówki i rowery. Dalej widok zasłaniają mi drzewa.

Uświadamiam sobie, że być może stoję tu po raz ostatni.

Że to może być mój ostatni weekend na Brooklynie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: