Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Hardest Fall - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

The Hardest Fall - ebook

 

Sportowy #slowburn romans na amerykańskim kampusie

Zawsze miałam pecha. A kiedy w pobliżu pojawiał się Dylan Reed, wychodziłam na wyjątkową wariatkę.

Wparowałam mu do łazienki. Usiłowałam go pocałować. Ostatecznie rzuciłam się na niego z wałkiem do ciasta, bo myślałam, że jest włamywaczem, a okazało się, że będzie moim nowym współlokatorem. Ups…

Czy mogłoby być bardziej niezręcznie?

Dylan Reed, najprzystojniejszy futbolista na kampusie, i ja – totalna niezdara, która zawsze powie o dwa słowa za dużo. Po moich licznych wpadkach w jego obecności nie dawałam nam żadnych szans. Jednak zaprzyjaźniliśmy się i to jest… jeszcze gorsze. Kiedy widzę, jak robi setną pompkę na środku naszego salonu, powtarzam w myślach jak mantrę, że jesteśmy tylko kumplami.

Ale coraz częściej zastanawiam się, czy nie chcę, by był kimś więcej. By po prostu był mój.

Chemia między bohaterami sprawi, że dla tej książki zarwiesz noc!

*Powieść zawiera sceny erotyczne.

#slowburnromance #problemyrodzinne #sportowyromans #smartgeekxleadingathlete #roommates

#students #americancampus #friendstolovers #teddybearxsunshine

Z recenzji Czytelniczek

„The Hardest Fall” to pierwsza książka Elli Maise, jaką przeczytałam. I na pewno nie ostatnia. To jedna z tych powieści, które zaskakują mnie tym, jak bardzo się w nich zakochuję. Jest zabawna, słodka, urocza. Czytając, siedziałam na brzegu krzesła i ciągle zastanawiałam się „co będzie dalej?”. A Elli za każdym razem udawało się mnie zaskoczyć!

Butthisbook

Ta książka jest wręcz idealna.Ma w sobie wszystko, co uwielbiam: sportowy romans i przyjaciół, którzy zostają kochankami. Jest po prostu niesamowita.

Lindsay

Ta książka mnie rozśmieszyła, wzruszyła i wywołała uśmiech na mojej twarzy. Nie mogę się doczekać kolejnej książki Elli… i kolejnej, i kolejnej. Koniecznie przeczytajcie „The Hardest Fall”!

Ana

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8367-111-6
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1. DYLAN

Rozdział 1

Dylan

Kiedy Zoe Clarke zobaczyła mnie po raz pierwszy, właśnie trzymałem w ręce swojego fiuta. Niestety, nie robiłem sobie dobrze. Gdyby tak było, mogłaby uznać to za seksowne – z naciskiem na „mogłaby”, bo nie dla wszystkich dziewczyn taki widok jest podniecający, zwłaszcza gdy robi się to w łazience podczas imprezy.

Żałuję, że nie mogę powiedzieć czegoś, co chciałybyście usłyszeć. Na przykład, że połączyła nas miłość od pierwszego wejrzenia, a nie dziwny i niespodziewany pokaz genitaliów na studenckiej imprezie. Wiecie, mogłaby na przykład wpaść na mnie, gdy akurat biegłaby na zajęcia, książki wyleciałyby jej z rąk, więc przykląkłbym, żeby jej pomóc, a po tym jak zderzylibyśmy się głowami, spojrzelibyśmy sobie w oczy i nagle by nas trafiło!

Łapiecie, o co mi chodzi? Scena jak z komedii romantycznej. Wiem, że taka historia wydawałaby się słodka i za każdym razem, gdy opowiadalibyśmy o naszym pierwszym spotkaniu, wszyscy mieliby łzy w oczach. No ale nie. W rzeczywistości była zaprzeczeniem wszystkich tych romantycznych mrzonek. Prawda jest taka, że gdy poznałem Zoe Clarke, akurat byłem w łazience i sika­łem, gadając z kumplem.

– Serio chcesz patrzeć, jak się odlewam? – zapytałem JP, bezskutecznie próbując zrozumieć, dlaczego przy tej czynności towarzyszy mi jakiś widz.

Kąciki jego ust lekko się uniosły, po czym opuścił wzrok, gdy rozpinałem rozporek.

– Widuję to wystarczająco często w szatni, stary, i wcale mi tego nie brakuje. Opowiadałem ci o Isaacu i to ty nie mogłeś wytrzymać, aż skończę.

Popatrzyłem na niego z ukosa, ale zignorował to spojrzenie i kontynuował:

– Stary, żałuj, że cię tam nie było. Po tym, jak trener się do niego przyczepił po waszym wyjściu, nie jestem pewien, czy jeszcze wróci na treningi. Kurde, nawet ja nie wiem, czy chcę wracać, a przecież nic nie zrobiłem. – Przerwał na chwilę. – Założymy się? Według ciebie wróci?

Zerknąłem na JP, który opierał się o ścianę z zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą w stronę sufitu, wyglądając na całkowicie nieszkodliwego i zrelaksowanego. Zwykle nie był nieszkodliwy – ani na boisku, ani tym bardziej na imprezie.

Ostatnio trener dawał nam taki wycisk, że mieliśmy dość, a przynajmniej ci z nas, którzy nie byli szaleńcami. Tyle że jeśli kochałeś ten sport, musiałeś radzić sobie ze wszystkim, co stawało ci na drodze, aby pewnego dnia dotrzeć na szczyt. Albo ­dawałeś z siebie maksa, albo nie miałeś tam czego szukać. Zawsze na najwyższych obrotach.

– O nic się nie zakładam. Jeśli mu zależy, to wróci.

Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, usłyszeliśmy, jak ktoś otwiera i zamyka za sobą drzwi. Przez chwilę muzyka i krzyki z imprezy na dole wszystko zagłuszyły. W sumie nie było to nic niezwykłego, głupotą byłoby oczekiwać jakiejkolwiek prywatności na imprezie w college’u. Ale kiedy obejrzałem się za siebie, żeby zobaczyć, komu się aż tak spieszyło, że nie mógł poczekać kilku minut, zobaczyłem stojącą przy drzwiach ciemnowłosą dziewczynę i aż zamrugałem ze zdziwienia.

– Uspokój się. Wyluzuj. To nic takiego. Łatwizna. Nigdy więcej nowych znajomych. Możesz to zrobić, po prostu otwórz oczy i odwróć się, do cholery – mruczała do siebie brunetka, która stała do nas plecami i opierała czoło o drzwi.

JP i ja zastygliśmy, a potem spojrzeliśmy na siebie. Mój przyjaciel wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się arogancki uśmiech. Wyglądał tak, jakby właśnie dostał nową, błyszczącą zabawkę. Uniósł głowę, odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku biednej dziewczyny.

– Możesz robić, co tylko chcesz, kotku – powiedział, czym wystraszył ją jeszcze bardziej.

Kiedy JP się odezwał, przestała mamrotać i odwróciła się do nas. Przypominała sarnę w świetle reflektorów.

– Ja… – zaczęła.

– Ty… – zachęcił ją JP.

Podczas gdy przygotowywałem się do zapięcia spodni, jej oczy przeskakiwały między JP a mną, zupełnie jakby nagle znalazła się na Księżycu. Potem jej wzrok padł na moją dłoń, w której zdecydowanie wciąż znajdował się kutas. Spojrzenie dziewczyny powędrowało z powrotem na moją twarz, a następnie znowu w dół. Wydało mi się, że z trudem powstrzymuje uśmiech, ponieważ jej usta zadrżały.

– Cholera! Penis… twój penis. Kurde. – Jej głos był ledwo słyszalny przez stłumioną muzykę. Patrzyła to tu, to tam, a kolor stopniowo odpływał z jej już i tak bladej twarzy.

– Czy mogłabyś…? – zapytałem rozbawiony tym, że coraz szerzej otwierała oczy.

– Nie… – zaczęła, po czym raptownie zamknęła usta, gdy natknęła się na moje spojrzenie. – Twój penis… Nie chciałam… Po prostu go zobaczyłam. I ciągle go widzę. Patrzę prosto na niego, nadal go widać…

Napotkałem rozbawione spojrzenie JP i zerknąłem ponownie na dziewczynę.

– Nie gadaj, że to twój pierwszy raz.

Odwróciłem się, by zapiąć rozporek i uchronić ją przed załamaniem nerwowym. Za mną rozległ się głośny jęk, a potem uderzenia, które brzmiały tak, jakby ktoś wielokrotnie walił ­czołem o drzwi. Uśmiechnąłem się.

– Nie widziałem cię wcześniej. Podejrzewam, że jesteś na pierwszym roku, co? Fascynujesz mnie, mała. Czy teraz moja kolej? – zapytał JP. – Jeśli kutas mojego kumpla sprawia, że się jąkasz, ciekaw jestem twojej reakcji na widok mojego. Musisz wiedzieć, że jest o wiele ładniejszy i większy. Może chciałabyś spróbować…

Jęk dziewczyny przerodził się w warknięcie.

– Lepiej nie kończ!

Zaśmiałem się lekko. Trzeba przyznać, że JP nie był najsubtelniejszym człowiekiem na świecie, ale najwyraźniej nie przeszkadzało to dziewczynom z college’u. Uchodził za jednego z tych facetów, którzy przyciągali laski bez względu na to, co robili lub mówili. Ja stanowiłem jego przeciwieństwo – starałem się, by dziewczyny mnie nie rozpraszały. JP opowiadał im straszne głupoty, a one i tak spijały każde słowo z jego ust. Mówił: „Wskakuj do łóżka”, a one pytały do którego. To, że był cholernie dobrym zawodnikiem, zwiększało tylko jego szanse na regularne zaliczanie panienek.

Nie zrozumcie źle, wokół mnie też kręciło się sporo dziewczyn, ale już w przedszkolu okazało się, że jestem typem monogamisty. O dziwo, wcale im to nie przeszkadzało – wręcz przeciwnie. Nie przemawia przeze mnie próżność, po prostu tak wygląda życie futbolisty, który ma szansę zostać zawodowcem. Nie ma to nic wspólnego z moim wyglądem. Szczerze mówiąc, to Chris, nasz rozgrywający, jest tym przystojnym w drużynie, a nie ja. Nic nie poradzę na to, że laski z college’u na nas lecą.

Odkręciłem wodę, by umyć ręce, po czym zerknąłem na dziewczynę, ciekaw jej reakcji. Wciąż była odwrócona do nas plecami, ale przynajmniej nie uderzała już głową o drzwi. Jeśli JP miał zamiar wyciągnąć swojego, żeby jej pokazać, czas spadać. Wspólne machanie kutasami przed przypadkowymi dziewczynami to granica przyjaźni, której nie zamierzałem przekraczać.

JP uśmiechnął się i mrugnął do mnie porozumiewawczo, a potem nachylił się do dziewczyny i krzyknął jej prosto do ucha:

– Bu!

Wzdrygnęła się, odwróciła do niego, po czym odsunęła nieco, gdy zdała sobie sprawę, że chłopak stoi o wiele bliżej niż kilka sekund wcześniej.

– Dziękuję za propozycję, ale nie chcę widzieć więcej żadnych penisów – oświadczyła, a potem zaczęła się wycofywać w moim kierunku, podczas gdy JP zachowywał się niczym drapieżnik polujący na nową ofiarę.

– Ale mój naprawdę by ci się spodobał.

Ponieważ nigdzie nie znalazłem ręcznika, wytarłem dłonie o dżinsy i obserwowałem ich niezręczne poczynania, dopóki dziewczyna nie uderzyła plecami o moją klatkę piersiową i nie pisnęła zaskoczona.

– To znak, żeby stąd wyjść. – Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że uniosła głowę i przygląda mi się uważnie. Nawet z tak bliska trudno mi było określić kolor jej oczu. Chyba były zielone z orzechowymi plamkami wokół źrenic.

Zdając sobie sprawę z tego, że patrzę jej w oczy, a ona jest spanikowana, zmarszczyłem brwi, cofnąłem się o krok i spojrzałem na JP.

– Wyluzuj. Chodź, spadamy.

Zanim zdążyłem się odsunąć, dziewczyna stanęła naprzeciwko mnie, chwyciła mnie za ramię i mocno je ścisnęła.

– Nie… nie możesz odejść – wymamrotała, zaskakując zarówno JP, jak i mnie. – Jestem tu dla ciebie.

Uniosłem brwi i posłałem kumplowi zdezorientowane spojrzenie. Wzruszył ramionami i nie przestając się uśmiechać, otwarcie gapił się na jej tyłek.

– To znaczy… nie dla ciebie – plątała się w zeznaniach dziewczyna. – Ale ze względu na ciebie. – Zmrużyła lekko oczy, marszcząc przy tym nos. – Wiesz, co mam na myśli? Pewnie nie. ­Przyszłam tu za tobą, bo muszę cię o coś zapytać. – W jej głosie dało się słyszeć nutkę paniki. – Kiedy mówię, że tu za tobą przyszłam, nie chodzi mi o to, że cię stalkuję czy coś w tym stylu. To byłoby szalone. Nawet cię nie znam, prawda? – Zaśmiała się nerwowo, niezręcznie poklepała mnie po ramieniu, a potem zdała sobie sprawę z tego, że mnie dotyka. Cofnęła rękę i schowała ją za sobą, po czym odsunęła się o krok. – Nie żebym cię stalkowała, gdybym cię znała, ale nie o to teraz chodzi. Po prostu… naprawdę muszę cię o coś zapytać, zanim do reszty zrobię z siebie idiotkę. Pomyślałam, że najlepiej będzie to zrobić na osobności… Myślałam, że będziesz tu sam, i…

Nie rozumiałem nic z tego, co mówiła. Zanim zdążyłem zareagować, do akcji wkroczył JP.

– Czyli mnie wyganiasz, tak? A już myślałem, że łączy nas coś wyjątkowego.

Spojrzała na niego przez ramię.

– Przepraszam. Nie zauważyłam, że za nim wchodzisz. Poza tym nie wiedziałam, że to łazienka. Inaczej poczekałabym na zewnątrz. Nie miałam pojęcia, że faceci też chodzą razem do łazienki. To słodkie. – Jej oczy na sekundę spotkały się z moimi, po czym szybko odwróciła wzrok i ponownie zwróciła się do JP: – To zajmie chwilę, serio. Potem będzie cały twój.

Uniósł brwi, ale poza tym milczał.

Spojrzała na mnie i cokolwiek zobaczyła na mojej twarzy, skrzywiła się.

– Przepraszam, to nie najlepiej zabrzmiało. Nie żeby w byciu gejem było coś złego. Nie powinnam tak zakładać. Mam przyjaciela geja i wiem, jak mu ciężko, kiedy ludzie wygadują różne głupoty, i jak bardzo on…

JP roześmiał się i pokręcił głową.

– Przestań gadać, dziewczyno. I pamiętaj: oferta jest wciąż aktualna. Znajdź mnie, kiedy już skończysz z moim chłopakiem – oznajmił, po czym otworzył drzwi i zostawił mnie z nią sam na sam.

Skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o umywalkę.

Odwróciła się do mnie, westchnęła ciężko i uśmiechnęła się nerwowo.

– To było beznadziejne, co?

– Masz na myśli wszystko czy ostatnią część? – Nie mogłem się powstrzymać i uśmiechnąłem się do niej. Zdarzało się, że niektóre dziewczyny robiły szalone rzeczy, by zwrócić na siebie moją uwagę i wskoczyć mi do łóżka, ale nie sądziłem, że to jest ten przypadek.

Skrzywiła się i pokręciła głową, po czym wbiła wzrok w podłogę.

– Po prostu założyłam, że to twój pokój i będziesz sam, ale kiedy tu weszłam, okazało się, że on był tutaj z tobą… – Napotkała moje spojrzenie i szybko odwróciła wzrok. – A na dodatek miałeś wyjętego… i wszystko poszło nie tak.

Tak, zdecydowanie nie była jedną z tych lasek, które uganiają się za futbolistami.

Roześmiała się nerwowo i zaczęła cofać się w kierunku drzwi.

– Dlatego przepraszam. I… dziękuję?

Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

– Niby za co?

Potarła dłońmi o dżinsy i pokręciła głową. Wyglądała na taką nieszczęśliwą, starając się omijać mnie wzrokiem.

– W tej chwili? Jeśli mam być szczera, to naprawdę nie wiem. Za rozmowę? Za to, że mnie nie wyrzuciłeś? Za to, że pozwoliłeś mi zobaczyć swojego penisa? – Zamknęła oczy, znów pokręciła głową, uniosła ręce i cofnęła się o kilka kroków, zatrzymując dopiero wtedy, gdy uderzyła plecami o drzwi. – Nie miałam tego na myśli… Nie próbowałam zobaczyć twojego penisa ani nic takiego. Mówiłam ci, że nawet nie wiedziałam, że to łazienka. To znaczy, to chyba nie był najlepszy moment. I niby czemu miałabym chcieć zobaczyć… – pokazała na moje krocze – twojego… Ale wygląda na to, że masz dużego, więc to chyba… dobrze, prawda? Gratulacje! Nie żebyś chciał, żeby ktoś obcy gratulował ci czegoś takiego, ale jesteś futbolistą, więc pewnie lubisz komplementy.

Na kilka sekund zapadła cisza. Nie mogłem ukryć rozbawienia. Teraz, gdy mój fiut wrócił do spodni, a JP sobie poszedł i nie próbował poderwać dziewczyny, uważniej się jej przyjrzałem. Proste ciemne włosy okalające jej twarz i sięgające tuż poniżej ramion, blada skóra, duże sarnie oczy, ni to orzechowe, ni to zielone (wciąż nie wiedziałem), lekko wydęta dolna warga, policzki zaczerwienione ze wstydu. Do tego dochodziły piersi w rozmiarze C, które jakby próbowały przebić się przez jej obcisłą koszulkę (w końcu nie byłem ślepy), figura w typie klepsydry i świetne nogi – nie za chude, nie za grube, jak dla mnie idealne.

Upewniłem się, że patrzę jej w oczy i nigdzie indziej, po czym przeczesałem palcami swoje krótkie włosy. Biorąc pod uwagę to, dokąd zmierzały moje myśli, chyba niezbyt mądrze byłoby dłużej przebywać z nią w łazience.

– Przypominasz mi moją siostrę – wypaliłem, zaskakując nas oboje. – Jesteś trochę nieśmiała, prawda?

Rzeczywiście przypominała mi Amelię, która kiedy była zdenerwowana, też paplała, co jej ślina na język przyniosła. Chociaż wiedziała, że nie ma to większego sensu, nie mogła przestać. Nieśmiałość była jedyną sensowną odpowiedzią.

Roześmiała się i oparła o drzwi.

– To, że widzisz we mnie swoją siostrę, nie wróży zbyt dobrze, zwłaszcza w kontekście tego, o co chciałam prosić. Nie żebyś postrzegał mnie jako kogoś, z kim chciałbyś lub mógłbyś… za­pomnij o tym. Dlaczego pomyślałeś, że jestem nieśmiała? Zaraz… – Uniosła rękę. – Cofam to pytanie. Nie odpowiadaj.

Znów zapadła niezręczna cisza. Wpatrywałem się w nią, a ona spoglądała na moją klatkę piersiową. Nagle ktoś uchylił drzwi. Wystraszona, o mało nie straciła równowagi.

W szparze w drzwiach ukazała się głowa.

– Sorki! Nie wiedziałem, że jest zajęte – powiedział jakiś chłopak. Otworzył drzwi nieco szerzej, by rozejrzeć się po wnętrzu. – Wejdziemy, jak skończycie – dodał, po czym uniósł kciuk i ­zniknął.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, moja brunetka – wróć, żadna moja, po prostu brunetka! – odetchnęła z ulgą i popatrzyła na mnie. Wyglądała na spokojniejszą, ale nie miałem pewności, bo nerwowo skubała koszulkę z wielkim napisem „Uśmiechnij się dla mnie”. Zaintrygowany, czekałem, aż będzie kontynuować.

– Wiesz co? I tak narobiłam bałaganu, więc w tej chwili moje pytanie nie pogorszy sprawy.

Gestem dłoni poprosiłem, by mówiła dalej.

– Zamieniam się w słuch.

Podczas gdy starałem się powściągnąć uśmiech, ona wzięła kolejny głęboki oddech.

– Mam cię pocałować – wymamrotała szybko. Zamknęła oczy i jęknęła. – Nie najlepiej to zabrzmiało. Spróbuję jeszcze raz.

Uniosłem brwi.

– Masz mnie pocałować?

– Mam, muszę… W sumie na jedno wychodzi, prawda? – Szybkie skinienie głową. – Chodzi o to, że wcale tego nie chcę. Wcale cię nie wybrałam.

– Nie wybrałaś mnie.

– Nie. Nie żebyś nie był przystojny, bo jesteś. Podoba mi się taka surowa męska uroda, dlatego pocałuję cię, skoro muszę, ale wiedz, że nie byłeś moim pierwszym wyborem.

– Połechtałaś moje ego. Nie przerywaj.

– Dobra, to naprawdę nie najlepiej zabrzmiało. Zacznę od początku i zobaczę, jak mi pójdzie tym razem. To moja koleżanka z pokoju, Lindsay, zaciągnęła mnie na tę imprezę. Uważa, że nie korzystam w pełni z możliwości, jakie daje college. Przyszłyśmy, poznałyśmy jej przyjaciółki. Jestem na pierwszym roku, więc to dobrze, że zawieram nowe znajomości, co nie? – Nie czekając na moją odpowiedź, zaczerpnęła powietrza i ciągnęła: – Nie, wcale nie. Zdaniem jej przyjaciółek jestem nudziarą, bo rzadko się odzywam w dużej grupie i wolę zachowywać dystans. Na początku jestem typową obserwatorką. Nie lubię skupiać na sobie uwagi. W każdym razie ciebie to na pewno nie obchodzi, więc niepotrzebnie tyle paplam, po prostu żenada. – Zamknęła oczy i potrząsnęła głową.

Stałem tam, patrząc na nią, słuchając i czekając, aż skończy swoją opowieść. Nie mogłem się ruszyć, nawet gdybym chciał. Ta dziewczyna była… to wszystko było zbyt… urzekające – to słowo, którego szukałem. Z jakiegoś powodu była niezwykle urzekająca, niczym świeży powiew wiatru.

– Potem założyły się ze mną, że nie pocałuję przypadkowego gościa. Odparłam, że pocałuję, ale tylko po to, żeby się ode mnie odczepiły. Bo co mi mogły zrobić? Zmusić mnie? Nie jesteśmy w przedszkolu. No dobra, byłam tym trochę urażona, ale w pewnym sensie miały rację. Nie jestem odważna ani spontaniczna. Nie całuję się z przypadkowymi facetami. Nigdy tego nie robiłam, ale uznałam, że to dość łatwe. W każdym razie stwierdziły, że na pewno nie odważę się pocałować faceta, którego mi wskażą. Najwyraźniej na tym właśnie polegają studia: zbieranie się na odwagę, zakłady, całowanie przypadkowych gości…

– Wow – powiedziałem.

Przerwała i uniosła wzrok. To była moja żałosna próba zadbania o to, by złapała oddech, zanim zemdleje.

– Wygląda na to, że niewiele wiem o studiach, chociaż nie jestem pierwszoroczniakiem. Nigdy wcześniej nie całowałem się z przypadkową dziewczyną, nawet nie wiedziałem, że powinienem.

Właściwie to całowałem, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Czasami całowały mnie przypadkowe dziewczyny, zwłaszcza po dobrym meczu, kiedy wszystkich napędzała adrenalina, ale sam nigdy nie miałem ochoty tego zrobić. Może nie trafiłem na właściwą przypadkową dziewczynę. Teraz zaczęło to nawet brzmieć kusząco.

– Widzisz! – wykrzyknęła triumfalnie i trochę się rozluźniła. – Właśnie to im powiedziałam. W każdym razie zbliżamy się do bolesnej części tej historii, więc do brzegu. Moja współlokatorka, Lindsay, złapała jakiegoś biedaka, który przechodził obok ze swoimi kumplami, i powiedziała, żebym go pocałowała, więc to zrobiłam. To było szybkie cmoknięcie. Nic takiego, prawda? Pochyliłam się, przyłożyłam usta do jego ust i tyle. Nie towarzyszyło temu żadne podniecenie, a ponieważ wypiłam trochę piw… – Uniosła trzy palce, prawdopodobnie wskazując ich liczbę, po czym odgarnęła włosy za prawe ucho.

Przyjrzałem się jej ustom – gadaliśmy o całowaniu, a ona miała takie piękne, błyszczące różowe usta…

– Nawet nic nie poczułam – kontynuowała. – Żadnych motyli. Nic. Facet chyba nie miał nic przeciwko temu, bo próbował pocałować mnie jeszcze raz.

Pewnie, że nie miał, pomyślałem. Założę się, że temu farciarzowi się to podobało.

Zaczęła mówić jeszcze szybciej, przez co ledwo za nią nadążałem.

– Ale wtedy przyjaciółka Lindsay, Molly, pokazała na ciebie. Rozmawiałeś z kilkoma chłopakami po drugiej stronie pokoju. Zapytała, czy odważę się pocałować ciebie. Nie mam pojęcia, co jest w tobie takiego wyjątkowego.

Otworzyłem usta, ale gestem ręki dała znać, że mam jej nie przerywać.

– Zgodziłam się, bo nie jestem dobra w wyzwaniach ani zakładach. Uwielbiam wygry­wać. Ponieważ poprzedniego gościa tylko niewinnie cmoknęłam, z tobą kazały mi iść na całość. Nie wiem, dlaczego tak strasznie nalegały. Może jesteś w ich typie, nie mam zielonego pojęcia. Poprosiłam, żeby dały mi kilka minut, i poszłam za tobą, by zapytać o pozwolenie, zanim rzucę się na ciebie na oczach wszystkich albo przynajmniej spróbuję to zrobić. Teraz, po tym, co widziałam, muszę się upewnić… Nie jesteś gejem, prawda? Bo jeśli dlatego tak bardzo nalegały, to byłoby okrutne. – Popatrzyła na mnie wyczekująco.

Wyprostowałem się i potarłem kark.

– To pewnie zabrzmi jak wymówka, ale… – Jak jej to powiedzieć? – Bardzo chciałbym ci pomóc, ale mam dziewczynę. – Wprawdzie byliśmy na jednej randce, ale jednak… – Miała dotrzeć tu później. Pewnie już jest i powinienem…

– Ach tak… Oczywiście. Jasne. – Uniosła wzrok i popatrzyła na mnie przez chwilę, nie dłużej. Potem po omacku sięgnęła po klamkę i otworzyła drzwi. – Naprawdę przepraszam… – zaczęła nieco głośniej, by dało się ją usłyszeć mimo hałasu. Jej wzrok padł na moje spodnie, a potem zrównał się z moimi oczami. – Za to… I za wszystko inne. Cały ten wieczór był dziwny… dziwny i głupi. Po prostu sobie pójdę i… – Zrobiła kolejny krok. – Tak. Przepraszam – powtórzyła, patrząc na moje ramię zamiast w oczy.

Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że zaraz się rozpłacze. Kiedy człowiek ma siostrę, umie rozpoznać pewne sygnały. Na przykład to, że dziewczyna jest na skraju płaczu.

– Czekaj. Hej, zaczekaj! – krzyknąłem i ruszyłem za nią.

Spojrzała na mnie przez ramię, nie zatrzymując się.

– Jak masz na imię?!

Obdarzyła mnie nikłym uśmiechem, czymś pośrednim między smutkiem a przerażeniem. Patrzyłem, jak po jej policzku spływa pierwsza łza. Potem dziewczyna odeszła i zniknęła w tłumie, nim zdążyłem ją dogonić.

Dlaczego chciałem poznać jej imię i szukałem jej wzrokiem przez całą noc? Wtedy jeszcze nie wiedziałem.ROZDZIAŁ 2. ZOE

Rozdział 2

Zoe

Rok później

Kiedy Dylan Reed zobaczył mnie po raz drugi, próbowałam rozpłynąć się w powietrzu. Jeśli nie nawiązaliśmy kontaktu wzrokowego, jeśli ja go nie widziałam, to on też nie widział mnie, prawda? Cóż… najwyraźniej nie do końca tak to działa.

Rok wcześniej, kiedy zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, nie znałam nawet jego imienia. Dzięki temu łatwiej mi było zapomnieć o całej sprawie. Gdyby był jedynie bezimiennym facetem – trzeba przyznać, że bardzo seksownym – na którego przypadkowo natknęłam się na imprezie w college’u, jakoś przeszłabym nad tym do porządku dziennego. No ale nie był. Jasne, że nie – byłoby za prosto. Facet, którego wybrały dla mnie moje wredne koleżanki z pierwszego roku, okazał się jednym z najlepszych zawodników miejscowej drużyny futbolowej, prawdziwą gwiazdą, jednym z niewielu graczy, którzy mieli szansę dostać się do NFL, co sprawiało, że cieszył się popularnością na całym kampusie. Owszem, to duży kampus, ale nie na tyle, bym mogła unikać chłopaka wiecznie.

Wracałam do domu po długim dniu wypełnionym zajęcia­mi, kiedy go zobaczyłam – a raczej ich, bo szedł z trzema chłopakami. Wiedziałam, że przynajmniej jeden z nich to jego kolega z drużyny: rozgrywający, Christopher Wilson. Kim byli pozostali dwaj, nie miałam pojęcia. Jednak Christopher Wilson… był naprawdę kimś, jak większość rozgrywających. Wiedziałam o nim to i owo. Na pewno nie tyle, ile chciałabym wiedzieć, ale zawsze coś. Mimo to w tej chwili w ogóle nie zwracałam na niego uwagi. Skupiłam się na osobie idącej obok niego.

Dylan Reed i jego metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Śmiał się z czegoś, co mówili kumple, był jakieś dwanaście, może piętnaście metrów dalej i szedł prosto na mnie.

Zatrzymałam się, po czym znieruchomiałam, gapiąc się na ­niego. Jakaś dziewczyna wpadła na mnie, przeprosiła, a ja ­nawet nie zdążyłam zareagować. Stałam jak słup soli pośrodku kampusu i czułam, że krew odpływa mi z twarzy.

Nie chciałam, żeby mnie zobaczył. Nie miałam makijażu i spałam zaledwie trzy godziny. Moje włosy były związane w bardzo niechlujny warkocz, który nawet trudno było uznać za warkocz, ponieważ wyglądał jak po przegranym starciu z wściekłą wroną. Natomiast ciuchy… Nie mogłam sobie przypomnieć, co, do cholery, miałam na sobie, i wolałam nie sprawdzać. Pewnie i tak nie było to nic spektakularnego. Do diabła! Szczerze nie chciałam, żeby mnie znowu zobaczył, koniec kropka.

Dziewięć metrów.

Wpatrując się w niego, straciłam cenne sekundy, które mog­łam wykorzystać na ucieczkę – wiedziałam o tym, ponieważ już wcześniej udało mi się skutecznie prysnąć. Tego dnia byłam jednak zbyt oszołomiona, by zrobić cokolwiek poza patrzeniem, jak się zbliża. Może to brak snu sprawił, że utknęłam w tym miejscu, a może to, w jaki sposób chodził, jak poruszały się jego ramiona i…

Otrząśnij się, kobieto!

Wciąż mnie nie widział, z pochyloną głową słuchał swoich kumpli.

Osiem metrów.

Pomyślałam, że jeśli dalej będę tam stała, zamknę oczy i nie będę wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, minie mnie i za kilka sekund będzie po wszystkim – kolejny z moich genialnych pomysłów. A może w ogóle mnie nie rozpozna? Szczerze mówiąc, było to całkiem prawdopodobne. Kto wie, ile dziewczyn codziennie rzucało mu się do stóp? Pewnie już następnego dnia zapomniał o wariatce z łazienki na imprezie.

Sześć metrów.

Miał na sobie szarą koszulkę henley z długimi rękawami, która eksponowała jego wielkie ramiona, i kiedy mówię „wielkie”, naprawdę mam to na myśli – to była jedna z rzeczy, które najlepiej pamiętałam z tamtego wieczoru, co mogło mieć coś wspólnego z faktem, że jestem fanką wielkich, silnych ramion, choć niekoniecznie. Te wielkie ramiona przechodziły w naprawdę szerokie barki. Miał też brązowe, krótko przycięte włosy, które nie każdemu by pasowały, ale Dylan Reed… wyglądał w nich bosko. I jeszcze te męskie, znamionujące siłę rysy twarzy. Nie mogłam zobaczyć jego oczu, ale wiedziałam, że są niebieskie – a dokładniej: ciemnoniebieskie jak ocean. Rok wcześniej wpatrywałam się w nie przez kilka długich sekund. Jego linia szczęki była ostra, kości policzkowe mocne, a usta tak pełne, że nie mogłam przestać myśleć o tym, jak by to było poczuć je na swoich wargach.

Pięć metrów.

Jego nos musiał być kiedyś złamany, pamiętałam, że było to coś, co go wyróżniało. Z daleka nie było tego widać, ale jak już mówiłam, wcześniej stałam naprawdę blisko niego, zaledwie przez chwilę patrzyłam mu w oczy, a potem wszędzie, tylko nie w oczy. Ten lekko krzywy nos dodawał jeszcze więcej charak­teru jego i tak już doskonałemu wyglądowi.

Podejrzewałam, że łatwo złamać nos, gdy jest się futbolistą. Nie był ładny, nie użyłabym tego słowa. Nie można go nawet nazwać tradycyjnie przystojnym, ale z pewnością miał w sobie to coś. Charyzmę, pewność siebie. Sprawiał wrażenie silnego, dużego i może trochę szorstkiego, ale przede wszystkim wyglądał solidnie. Tak, to był jeden ze sposobów, w jaki można by opisać Dylana Reeda. Nie mówię nawet, że był solidny w sensie fizycznym, choć i pod tym względem się wyróżniał. O tym facecie po prostu nie można było łatwo zapomnieć.

Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Szeroki uśmiech zaczął powoli znikać z jego twarzy.

Już nie żyję.

Mam dzisiaj same świetne pomysły. Westchnęłam cicho, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie, przeklinając w duchu swój los – jak się domyślacie, nie była to najlepsza chwila mojego życia. Wzrok wbiłam w ziemię, a żołądek podszedł mi do gardła. Nie panikuj, drama queen.

– Hej! Ty! Zaczekaj chwilę! Hej!

Nie. Nie zrobię tego. Na wszelki wypadek, gdyby to do mnie krzyczał – a byłam prawie pewna, że tak właśnie jest – zacisnęłam powieki (zupełnie jakby to miało uczynić mnie ­niewidzialną) i przyspieszyłam, przez co wpadłam na… ludzi. Tak, ludzi – w liczbie mnogiej. No jasne. Jak ktoś ma pecha…

O tyle dobrze, że się nie wywaliłam. Kiedy osoby, na które… hm… wpadłam, spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami, przeprosiłam je pospiesznie.

– Coś ty zrobiła? – wyszeptał jeden z chłopaków, po czym spojrzał wymownie w dół.

Myśląc, że chyba trochę przesadził z reakcją, podążyłam za jego spojrzeniem i odkryłam, że na ziemi leżały nie tylko moje książki, ale także model jakiegoś budynku. Nie był zrobiony z kartonu. To była wielka konstrukcja, tak duża, że musiały ją nieść cztery osoby.

Zupełnie nie pamiętając, dlaczego w ogóle znalazłam się w środku tego zamieszania, upadłam na kolana i sięgnęłam w kierunku pokiereszowanego modelu.

– Przepraszam… Czy mogę jakoś pomóc?

– Nie dotykaj go! – krzyknął ten sam chłopak, który odezwał się chwilę wcześniej, i odepchnął moją rękę, w sumie to mnie wręcz uderzył.

Zaskoczona przyłożyłam dłoń do piersi. Nie zrobił mi krzywdy, ale przypomniałam sobie, że ostatni raz dostałam po łapach w dzieciństwie, gdy mama przyłapała mnie na próbie zwinięcia jedzenia ze stołu.

Gdy pozostali chłopcy przykucnęli, by pomóc swojemu towarzyszowi, rozejrzałam się pospiesznie i zobaczyłam, że mamy publiczność. Fajnie. Po prostu super. Zawsze uważałam, że rumieniec wstydu podkreśla moją urodę. Plusem tej sytuacji było to, że nigdzie nie widziałam Dylana Reeda. Od razu zrobiło mi się lepiej. Nie ukrywam, że mi ulżyło.

– Cholera! Wyłamałaś drzwi.

– Przepraszam – powtórzyłam, tym razem nieco ciszej, ale chłopacy wciąż rzucali mi gniewne spojrzenia. Z tego, co widziałam, nie było żadnych realnych szkód, oczywiście poza wspomnianymi drzwiami.

Podczas gdy oni starali się mnie ignorować, próbowałam skupić się na własnych notatkach i książkach rozrzuconych na ziemi. Na szczęście tego dnia zostawiłam aparat w laboratorium, w przeciwnym razie chyba nie miałabym tyle szczęścia, co potrąceni przeze mnie chłopacy ze swoim modelem.

– Naprawdę mam nadzieję, że nie…

Chłopcy zaczęli ostrożnie wstawać, trzymając delikatnie model budynku. Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, obrzucili mnie ostatnimi morderczymi spojrzeniami, a potem ominęli i pospiesznie odeszli.

Westchnęłam, nie wstając na razie z kolan. Cóż za wspaniały koniec mojego i tak już kiepskiego dnia.

– Nie zapomnij o tej – powiedział ktoś po mojej prawej stronie.

Ponownie zamarłam, a serce zaczęło mi szybciej bić. Podążyłam wzrokiem za wielką dłonią, która trzymała jedną z moich książek do historii sztuki, po czym omiotłam spojrzeniem szerokie ramiona, by w końcu dotrzeć do rozbawionych oczu Dylana Reeda.

Głosy mijających mnie studentów nagle ucichły. Zamknęłam oczy i zwiesiłam głowę w poczuciu porażki. To tyle, jeśli chodzi o próbę ucieczki.

– Cześć – powiedział. Prosto, łatwo i gładko.

Z bijącym głośno sercem próbowałam wstać, ale straciłam równowagę. Dylan złapał mnie za łokieć i przytrzymał, nim zdążyłam się przewrócić.

– Dziękuję – wymamrotałam, odwracając wzrok od jego twarzy.

Puścił moją rękę i zrobił krok do tyłu. Odchrząknęłam, zupełnie jakby to miało coś zmienić.

– Cześć.

Boże, ale mi było wstyd. Nie dość, że zapytałam, czy mogę go pocałować, podczas gdy gdzieś tam czekała na niego dziewczyna, to jeszcze widziałam jego penisa… Chociaż akurat to ­ostatnie nie było takie złe. Wręcz przeciwnie. Podobały mi się ładne penisy. Której z nas się nie podobają? A teraz jeszcze widział, jak staranowałam studentów architektury. Ile razy miałam zrobić z siebie idiotkę przed tym facetem?

– Cześć – powtórzył, ponownie podając mi książkę.

Wymamrotałam podziękowanie, chwyciłam ją i w końcu uniosłam głowę, by zobaczyć na jego ustach zaraźliwy uśmiech. Całkowicie odmienił jego twarz. Mocne, ostre rysy złagodniały. Jeśli wcześniej wyglądał niesamowicie, to kiedy się uśmiechnął, zapragnęłam być powodem tego uśmiechu i dzięki temu stał się jeszcze bardziej pociągający. Moje usta drgnęły w odpowiedzi i poczułam, jak policzki mi płoną.

– Yyy… Hej.

– Nie zdradziłaś mi swojego imienia – stwierdził, wciąż się uśmiechając.

Oderwałam wzrok od jego zaciekawionego spojrzenia.

– Tak? – Uznałam, że najlepiej będzie udawać, że nie wiem, o czym mówi, dlatego odwróciłam się od niego i ruszyłam przed siebie.

– Pamiętasz mnie, prawda?

Poczułam, że to odpowiedni moment na _power walking_ – spalenie kalorii, ucieczkę od ludzi. Nic to jednak nie dało. Szedł za mną i intensywnie się we mnie wpatrywał.

– W zeszłym roku, pamiętasz? Pod koniec pierwszego semestru, na jednej z imprez.

Posłałam mu szybkie, spanikowane spojrzenie, po czym równie szybko odwróciłam wzrok, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że uważnie mi się przygląda.

– Byłem w łazience, kiedy weszłaś i zapytałaś mnie, czy…

– A, teraz pamiętam. – Zoe, ty mały kłamco. – Tak, tak, oczywiście. Cześć. – Mój głos brzmiał ochryple. Zaśmiałam się z zażenowaniem. – W tamtym roku było tyle imprez, że w pierwszej chwili nie mogłam sobie przypomnieć. – Słysząc, co wygaduję, o mało nie przewróciłam oczami. Przez cały rok byłam najwyżej na trzech imprezach. – Co u ciebie?

– Wszystko dobrze, a nawet świetnie, bo w końcu znów się widzimy.

Czy on się ze mnie nabija? Przyspieszyłam kroku. Szedł teraz równo ze mną.

– Dylan – przedstawił się, gdy zrozumiał, że nie zamierzam powiedzieć nic więcej. – Tamtego wieczoru próbowałem cię dogonić, ale jakbyś się rozpłynęła w powietrzu. W jednej chwili byłaś tuż obok, a w następnej cię nie było.

Posłałam mu kolejne spojrzenie. Miałam ochotę podkręcić tempo, ale doszłam do wniosku, że gdybym zaczęła biec, byłoby to jeszcze bardziej żenujące i po prostu dziwne, nie mówiąc o tym, że i tak bez trudu by mnie dogonił.

Wydobyłam z siebie coś pośredniego między śmiechem a ­kaszlem.

– Cała ja – odparłam z udawaną wesołością. – Jestem, a po chwili mnie nie ma. Jakbym w ogóle nie istniała. – Co za żenujący tekst. – Poza tym wiem, jak się nazywasz. Wszyscy wiedzą. – Przerwałam, by złapać oddech. – Jak się domyślasz, trochę mi wstyd. Właściwie to nawet bardzo. – Dobrze będzie, jeśli nie zwymiotuję na niego w ciągu najbliższych kilku minut.

– Jeśli ja się nie wstydzę, że widziałaś mojego…

Posłałam mu spanikowane spojrzenie.

– …ty też nie masz się czego wstydzić – dokończył szybko i się uśmiechnął. – W każdym razie ja się nie wstydzę.

Jego penis… Widziałam jego penisa i wciąż mogłabym go sobie wyobrazić, gdybym tylko zamknęła oczy. Nie żebym czuła taką potrzebę… Gdybym chciała zobaczyć jakiegoś penisa, mog­łabym poprosić mojego chłopaka, żeby mi go pokazał. Tyle że jak dotąd tego nie zrobiłam.

Ton jego głosu sprawił, że spojrzałam na Dylana. Czy musiał o tym wspominać? Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiał? Chciał, żebym poczuła się jeszcze gorzej? I gdzie, do cholery, podziali się jego kumple? Chris i inni? Wykrzywiłam usta w czymś, co, miałam nadzieję, było bliższe uśmiechu niż grymasu, ale dalej milczałam.

– Powiesz mi, jak masz na imię, prawda, Flash? – Rozejrzał się dookoła, a potem przeniósł wzrok z powrotem na mnie. – Udowodniłaś, że jesteś szybka, przyznaję, ale ja też jestem całkiem niezły i teraz, gdy już wiem, na co zwracać uwagę, bez trudu cię złapię.

Cześć, Dylan, to ja, chodzące upokorzenie.

– Flash? – powtórzyłam zdezorientowana.

Uśmiechnął się.

– No wiesz, jesteś, a po chwili cię nie ma – przypomniał moje słowa. – Zupełnie jak Flash.

Odchrząknęłam, próbując zignorować mocne bicie serca. Miałam przezwisko. Właśnie nadał mi przezwisko.

– Zoe.

Znowu ten uśmiech. Dylan powtórzył moje imię kilka razy. Zafascynowana, patrzyłam, jak to robi.

– Zoe. Hm… No dobrze, Zoe.

Kolejny uśmiech. Słodziak.

– Trochę się spieszę… więc…

Nikt jeszcze nie umarł od kilku kłamstw.

– Dalej jesteś nieśmiała, co? – zapytał cicho, a jego uśmiech stał się nieco subtelniejszy.

Przesunęłam warkocz z lewego ramienia na prawe, dochodząc do wniosku, że warto się przed nim odrobinę zasłonić.

– Obawiam się, że to się nie zmieni.

Zaśmiał się, zupełnie jakby domyślił się, że próbuję się ukryć za włosami, po czym rzucił:

– W takim razie już daję ci spokój. I tak muszę wracać na trening. Nie mogę się spóźnić, bo trener skopie mi dupę.

Nasze spojrzenia się spotkały i nagle zupełnie zapomniałam, dlaczego w ogóle próbowałam uciec. Serio byłam rozczarowana, że odchodzi? Jakie to głupie z mojej strony. Odwróć wzrok, Zoe. Nie patrz mu w oczy.

Uniósł rękę, by potrzeć kark, i odwrócił wzrok.

– No dobra… Miło było na ciebie wpaść, Zoe. Może kiedyś to powtórzymy?

Uśmiechnęłam się do niego nieco żałośnie, ale milczałam. Nie lubię okłamywać ludzi – nawet nieznajomych – jeśli nie muszę. To spotkanie było dla mnie koszmarem, od początku do końca. Jestem pewna, że na moim miejscu czułybyście to samo.

Dylan zatrzymał się, ja natomiast szłam dalej. To był koniec naszej wspólnej drogi, w tym miejscu nasze ścieżki się rozchodziły. Zamknęłam oczy i wzięłam długi, bardzo potrzebny oddech, by oczyścić umysł.

Minęłam niewielki bar, z którego dochodziły zapachy kiepskiej pizzy i kawy. Serce wciąż waliło mi jak oszalałe. Nie mówiąc o tym, że było mi strasznie wstyd. Dlaczego musiałam być tak… rozpaczliwie nieśmiała?

– Zoe?

Jęknęłam głośno. Grupa studentów idących obok ­obrzuciła mnie zdziwionymi spojrzeniami. W następnej chwili zatrzymałam się i odwróciłam zaciekawiona tym, co ma do powiedzenia. Stał jakieś trzy metry dalej, na środku ruchliwej alejki. Życie studenckie w pigułce – każdy próbował dokądś zdążyć. Jak to się stało, że na nikogo jeszcze nie wpadł i wszyscy się rozchodzili, by go ominąć? Jego uśmiech był coraz szerszy, gdy na niego patrzyłam.

– Co z tym pocałunkiem?

Zmarszczyłam brwi.

– Co… z czym? – wydukałam.

– Może pocałujemy się teraz?

Otworzyłam szeroko oczy i usta, być może też się zakrztusiłam (nie jestem pewna szczegółów). Jedno nie ulegało wątpliwości – w tej chwili nie wyglądałam zbyt ładnie.

Zauważyłam skierowane na mnie oczy, usłyszałam cichy pomruk i moja twarz znów pokryła się rumieńcem. Przytuliłam do siebie książki, jakby mogły mnie ochronić lub powstrzymać przed podejściem do niego, po czym krzyknęłam:

– Przepraszam, ale… mam chłopaka!

– Nie sądzisz, że mogłoby być cudownie?

Zrobił krok w moją stronę. Co za palant.

– Powiedziałam przecież, że mam chłopaka!

I miałam. Naprawdę miałam chłopaka, Zacka. Zoe i Zack – on myślał, że to przeznaczenie. Ja nie za bardzo. Nie był miłością mojego życia ani nikim w tym rodzaju, ale tak, poszliśmy na kilka randek i było całkiem nieźle. Na pewno nie spodobałoby się mu, gdybym nagle pośrodku kampusu zaczęła się całować z jakimś przypadkowym gościem.

– Szczęściara! – krzyknął któryś z przechodniów i zarumieniłam się jeszcze mocniej.

Hej, Boże, proszę, zrób coś. Niech trafi mnie piorun albo co.

– Ach, tak… załapałem. – Dylan ściszył głos. Włożył ręce do kieszeni i zaczął się kołysać, a ja musiałam się zmusić do tego, by znów się na niego nie zacząć gapić. – Nie mamy najlepszego wyczu­cia czasu, co, Flash?

Co mogłam powiedzieć? Skinęłam głową i zmusiłam się do uśmiechu. Czy w jego oczach zobaczyłam rozczarowanie? I czy w swoim brzuchu poczułam motyle?

Zaczął iść do tyłu, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Do zobaczenia, Zoe. Jak to mówią: do trzech razy sztuka. Może następnym razem się uda.

Raczej wątpię, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Podniosłam tylko rękę i pomachałam mu. Obdarzył mnie szerokim, niedbałym, ale pięknym uśmiechem, zasalutował, a potem odwrócił się i pobiegł. Tak, zdecydowanie dobrze zrobiłam, że przed nim nie uciekałam – dogoniłby mnie w mgnieniu oka.

Za pierwszym razem, gdy się z nim rozstałam, zrobiłam to ze łzami upokorzenia i wstydu spływającymi mi po policzkach. Tym razem… tym razem na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech.

_Dalsza część w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: