The Kissing Booth 2. Na odległość - ebook
The Kissing Booth 2. Na odległość - ebook
Powieść – inspiracja dla filmu „The Kissing Booth 2” na NETFLIX
Wygląda na to, że Elle Evans w końcu udało się poskromić niepokornego przystojniaka Noah Flynna. Jednak to nie koniec wyzwań. Kiedy Noah rozpoczyna naukę na oddalonym o trzy tysiące mil Uniwersytecie Harvarda, ich relacja oficjalnie wkracza w nową fazę – związku na odległość. Nie jest łatwo, w końcu pozostały im tylko SMS-y i wideorozmowy, a gdy w sieci ukazuje się post sugerujący, że w życiu Noah pojawiła się nowa przyjaciółka, Elle jest zdruzgotana.
Jakby tego było mało, Elle coraz trudniej ignorować tajemniczego nowego w jej szkole. Jest delikatny, słodki i przystojny, a w dodatku ewidentnie nią zainteresowany.
Co powinna zrobić Elle?
Poznaj dalsze losy Elle, Noah, Lee i wszystkich pozostałych ulubionych bohaterów serii The Kissing Booth w nowej romantycznej powieści, od której trudno będzie ci się oderwać.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66873-92-6 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem niesamowicie podekscytowania wydaniem kontynuacji _The Kissing Booth_, i to po tak długim czasie. Wiem, że wielu z Was czekało na ten tom z utęsknieniem. Mnie tych kilka lat upłynęło na ciężkiej pracy. Niektórzy z Was poznali trójkę głównych bohaterów już w 2011 roku, gdy pojawili się na Wattpadzie, inni po raz pierwszy zetknęli się z nimi w 2018 roku, w adaptacji filmowej na Netflixie.
A skoro mowa o filmie – to absolutnie niewiarygodne, że wkrótce zobaczymy na Netflixie drugą część przygód Elle, Lee i Noah. Jest ona wprawdzie oparta na moim maszynopisie i w dużej mierze pokrywa się z tym, co przeczytacie w tej książce, ale gdy obejrzycie film, zauważycie pewne różnice. Nie ma w tym nic dziwnego: drugi film musi być kontynuacją pierwszego, a pierwsza książka też nie była zupełnie wierna swojej adaptacji.
Scenariusz drugiej części zachwycił mnie i bardzo spodobały mi się zmiany, jakie wprowadzono względem mojej opowieści – uznałam, że jest w tym dużo sensu, no i, bądź co bądź, nie bez powodu nazywają to adaptacją. Uważam też, że drugi film pozostaje zgodny z charakterami postaci, z wyzwaniami, przed którymi stają bohaterowie, z ich sukcesami, konfliktami i relacjami – tak samo zresztą jak ta książka. Nie mogę się doczekać ukończonej wersji filmu i mam nadzieję, że wszystkim Wam – tak jak mnie – spodobają się zarówno film, jak i powieść.
Ściskam Was
BethBETH REEKLES w wieku piętnastu lat napisała _The Kissing Booth_, którego kolejne rozdziały zaczęła umieszczać na Wattpadzie – platformie do publikowania własnej twórczości literackiej – gdzie jej dzieło zostało przeczytane ponad 19 milionów razy. Mając siedemnaście lat, podpisała umowę z brytyjskim oddziałem wydawnictwa Random House: zaproponowano jej kontrakt na trzy książki. Uczyła się wtedy do egzaminów kończących szkołę średnią.
Dziś Beth pracuje w branży IT, ma ukończone studia na Uniwersytecie w Exeter ze stopniem naukowym z fizyki, a w dorobku pisarskim – cztery książki opublikowane przez Penguin Random House Children’s: _The Kissing Booth_, _Rolling Dice_, _Out of Tune_ i _Domek przy plaży_.
Obecnie Beth nie tylko pisze ekscytujące nowe opowieści, lecz także regularnie zamieszcza wpisy na swoim blogu, dzieląc się przemyśleniami na temat pisania oraz życia dwudziestokilkulatki. Była nominowana do Women of the Future Young Star Award 2013, Romantic Novel of the Year Awards 2014 i Queen of Teen Awards 2014. Tygodnik „Time” wymienił ją wśród szesnastu najbardziej wpływowych nastolatków 2013 roku, a w sierpniu kolejnego roku w „The Timesie” znalazła się na szóstym miejscu listy „Top 20 under 25”.ROZDZIAŁ 1
– Ostatnia klasa, mała!
Gdy zatrzasnęły się za mną drzwi samochodu, odchyliłam głowę i zamknęłam powieki, biorąc głęboki wdech. Słońce połaskotało mnie po policzkach, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przy szkole pachniało świeżo skoszoną trawą, w powietrzu unosił się gwar rozmów nastolatków, którzy kręcili się po parkingu, witając się z kumplami po wakacjach. Wszyscy zawsze narzekali na pierwszy dzień szkoły, twierdząc, że go nienawidzą, ale byłam pewna, że w skrytości ducha uwielbiają te chwile.
W rozpoczęciu roku szkolnego zawsze było coś, co oznaczało nowy początek. To trochę niedorzeczne, bo przecież chodziliśmy do szkoły średniej, ale i tak wrażenie nie słabło.
Odwróciłam się do Lee, już z otwartymi oczyma, a on posłał mi szeroki uśmiech.
Może i był poniedziałkowy poranek, ale czułam się lekko i beztrosko – i mój uśmiech zapewne to odzwierciedlał.
– Ostatni roku, nadciągamy! – rzuciłam miękko.
Jeśli są rzeczy, którymi warto się ekscytować, to moim zdaniem początek ostatniej klasy na pewno do nich należy.
Słyszałam nieraz, jak ludzie mówili, że studia to najlepsze lata życia. Dla mnie wiązały się one jednak ze znacznie większą ilością pracy niż w szkole średniej, nawet jeżeli dawały więcej swobody. Lee i ja byliśmy przekonani, że czwarta klasa liceum to ostatnia chwila, by się naprawdę dobrze bawić, zanim dopadnie nas dorosłość.
Obeszłam samochód, żeby oprzeć się o maskę obok przyjaciela. Lee zawsze bardzo dbał o swój cenny ukochany wóz – mustanga z sześćdziesiątego piątego roku. Kurczę, auto naprawdę lśniło.
– Nie mogę uwierzyć, że to już. Pomyśl tylko: nasz ostatni pierwszy dzień w szkole. Za rok będziemy na studiach…
Lee jęknął.
– Nawet mi nie przypominaj. Dostałem już dziś rano wykład od mamy, wygłoszony ze łzami w oczach. Nie mam najmniejszej ochoty choćby myśleć o studiach.
– Takie życie, chłopie. To nieuniknione. Nie stoimy w miejscu.
Choć myśl o zdawaniu na studia wywoływała u mnie ścisk żołądka, próbowałam w ciągu lata napisać list motywacyjny, ale wciąż nie poczyniłam na tym polu wielkich postępów.
Nie chciałam nawet myśleć o możliwości, że Lee i ja wylądujemy na różnych uczelniach. Że on dostanie się dokądś, dokąd mnie nie przyjmą. Że za rok może nas to rozdzielić. Zawsze byliśmy praktycznie nierozłączni. Co, u diabła, będę porabiać bez niego?
– Niestety – mówił Lee, wytrącając mnie z rozmyślań. – Słuchaj, nie wpadniesz chyba teraz w liryczny nastrój z powodu przyszłości, co? Daj znać, gdyby ci się na to zbierało. Zostawię cię z twoimi wzniosłymi refleksjami i pójdę poszukać chłopaków.
Przekornie wsunęłam mu rękę pod ramię.
– Przestanę gadać o studiach, obiecuję.
– Dzięki Bogu.
– A skoro mowa o chłopakach… Czy Cam powiedział ci coś więcej o tym nowym sąsiedzie?
– Prawie o tym zapomniałem.
Cam, jeden z naszych najbliższych przyjaciół od czasów podstawówki, w zeszłym tygodniu wyskoczył z nowiną, że do domu naprzeciwko niego wprowadził się jakiś gość, a ponieważ jest w naszym wieku, rodzice Cama zasugerowali, żeby syn wziął nowego pod swoje skrzydła i zapoznał z nami. Sposób, w jaki Cam wypowiedział słowo „zasugerowali”, wskazywał na to, że było to raczej ultimatum.
– Wiem tyle, że jest z Detroit – ciągnął Lee. – I ma na imię Levi. Jak dżinsy. Ale nie wiem o nim nic więcej. I nie wydaje mi się też, żeby Cam miał jakieś dokładniejsze info. – Oderwał się od mustanga. – Mam tylko nadzieję, że nie okaże się totalnym dupkiem, bo obiecaliśmy Camowi, że postaramy pomóc mu się tu wpasować. Mam na myśli: pomóc wpasować się Leviemu.
– Wiem, co masz na myśli – mruknęłam, zajęta komórką, która nagle zaczęła dzwonić.
Lee zerknął na profil dzwoniącego i westchnął. Podniosłam wzrok, żeby posłać mu przepraszające spojrzenie, lecz on już przewracał oczami i ruszał w swoją stronę z plecakiem przewieszonym przez ramię.
– Żadnych sekstelefonów, Shelly. Tu jest szkoła. Nie wkraczaj w to, co dozwolone od lat osiemnastu – ostrzegł.
– O, jakbyście ty i Rachel nigdy nie obściskiwali się w kantorku woźnego! – odkrzyknęłam.
Pokazał mi przez ramię kciuki do góry.
Odebrałam telefon.
– Hej, Noah.
Za to, że nie poczyniłam postępów w pisaniu listu motywacyjnego na studia, w połowie odpowiadał Noah. Po tym, jak ukrywaliśmy się przez kilka wiosennych miesięcy (co zakończyło się totalną katastrofą, gdy Lee nakrył nas na całowaniu), a potem umawiałam już z nim oficjalnie, podczas letnich wakacji staraliśmy się spędzać razem jak najwięcej czasu. Noah był w tej chwili na studiach, na Harvardzie, czyli dokładnie po drugiej stronie kraju.
Wyjechał zaledwie dwa tygodnie temu, a ja nie mogłam się otrząsnąć z tęsknoty. Jak sobie z tym poradzę, że nie zobaczę go aż do Święta Dziękczynienia?
– Hej, jak leci?
– U mnie dobrze. Początek ostatniej klasy, emocje. A na uczelni?
– Ech. Niewiele się zmieniło od naszej wczorajszej rozmowy. Dziś rano miałem pierwsze zajęcia. Z matematyki. Całkiem interesujące. Równania różniczkowe cząstkowe.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, i chyba nie chcę wiedzieć.
Noah roześmiał się. Od jego miękkiego, przyprawionego chrypką śmiechu na maksa się rozczuliłam. Prawie wszystko, co się z nim wiązało, przyprawiało mnie o podobne doznania: albo topniało mi serce, albo uginały się pode mną kolana, albo żołądek wypełniały mi motyle. Odtwarzałam w życiu banały rodem z ckliwego filmu. I czułam się z tym cudownie.
Tęskniłam za tym śmiechem, tak samo jak tęskniłam za uczuciem, gdy otaczały mnie jego ramiona lub jego usta stykały się z moimi. Cały czas byliśmy w kontakcie – dzięki czatom wideo, Snapchatowi, SMS-om i starym dobrym rozmowom telefonicznym… Ale to nie było to samo. Ponadto nie bardzo chciałam się zdradzić z tym, jak bardzo tęsknię – żeby nie wyjść na rozlazłą przylepę. Nadal nie byłam tak do końca pewna, jak należy się zachowywać w tego rodzaju relacji.
– Ale z ciebie nerd – wypaliłam.
Nigdy nie uważałam go za nerda. To znaczy, owszem, był bystrzakiem. Skończył szkołę ze średnią 4,7 (powiedziała mi o tym ostatnio jego mama – wcześniej wiedziałam, że Noah ma dobre oceny, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że aż tak dobre). Niewiele mu brakowało, by być najlepszym w klasie, ale przez całe liceum ciągnęła się za nim reputacja szkolnego łobuza. Dopóki nie zostaliśmy parą, nigdy bym nie powiedziała, że pod powierzchownością drania może się kryć ktoś, kto lubi się uczyć o czymś takim jak równania różniczkowe cząstkowe. Cokolwiek to jest.
– Ciii, bo jeszcze ktoś cię usłyszy. – W jego głosie wyczułam charakterystyczne rozbawienie. – No, dość już o mnie. Zeszłego wieczoru nawijałem do ciebie o uczelni przez bitą godzinę. Chciałem ci tylko życzyć powodzenia w pierwszym dniu ostatniej klasy.
Uśmiechnęłam się, choć nie mógł tego zobaczyć.
– No, dzięki. Doceniam to.
– Więc jakie to uczucie? Być najstarszym rocznikiem w szkole?
– Trochę przerażające, trochę mdlące, no i bardzo emocjonujące. Staram się nie stresować zbytnio studiami i takimi tam.
– Przerażające, serio?
– Na myśl o studiach czuję, że mam być dorosła, podczas gdy tak naprawdę widzę u siebie wszystko, tylko nie dorosłość. Wczoraj wieczorem mój młodszy brat musiał zabić pająka w moim pokoju. Wiesz, o co mi chodzi.
– Mnie to mówisz? Niedawno musiałem prosić, żeby mi wyjaśniono, jak obsłużyć suszarkę w pralni. Było mi tak głupio.
– Nigdy nie robiłeś prania?
– Moja mama ma bardzo szczególne podejście do tego, jak należy robić pranie, Shelly, dobrze o tym wiesz.
Wiedziałam. Pewnego razu wychodziła z domu i poprosiła Lee, żeby rozwiesił pościel do wyschnięcia, a kiedy wróciła, zrobiła to od nowa, po swojemu. I nigdy więcej nie chciała już od niego pomocy w tej sprawie.
– Poza tym – ciągnął Noah – cztery pluszowe misie na twoim łóżku chyba też nie pomagają ci poczuć się jak dorosła.
– Założę się, że na uczelni znajdzie się spora grupa dziewczyn, a może i chłopaków, które też mają na łóżku jednego czy dwa miśki.
– Ale nie cztery.
– Hej, nie waż się mówić złego słowa na Pana Kiwaczka. – Bezwiednie zrobiłam nadąsaną minę. – W każdym razie to ty chodzisz w bokserkach z Supermanem.
Zanim Noah zdążył powiedzieć coś na swoją obronę, u niego w tle odgłos walenia do drzwi. Noah westchnął.
– Zdaje się, że muszę spadać. Steve był w pokoju, więc wszedłem do łazienki, żeby podczas rozmowy z tobą mieć trochę prywatności…
– Flynn, wyłaź, muszę się wyszczać! – wrzeszczał jego współlokator. Jego głos dobiegał przytłumiony, najwyraźniej z drugiej strony zamkniętych drzwi.
– Też muszę już lecieć. Zaraz będą tutaj chłopaki. Mamy poznać sąsiada Cama, żeby pomóc mu się zaaklimatyzować.
– To ten gość z Detroit? Wrangler?
– Levi.
– No przecież mówię. W takim razie powodzenia i w tym. Aha, życz mojemu bratu ode mnie szczęścia podczas kwalifikacji do drużyny. Pisałem do niego, ale nie odpowiedział.
Odgłos łomotania do drzwi nasilił się.
– Flynn! Weź mnie wpuść!
– Miłego ostatniego pierwszego dnia w szkole – powiedział Noah.
– Dzięki. Kocham cię.
Niemal usłyszałam uśmiech w jego głosie, prawie widziałam towarzyszący tej minie dołeczek w policzku, gdy Noah odparł:
– Ja też cię kocham.
Oboje ociągaliśmy się jeszcze trochę z rozłączeniem, żadne z nas nic już nie mówiło, tylko słuchaliśmy swoich oddechów. Potem odsunęłam komórkę od ucha i zakończyłam rozmowę, po czym upewniłam się, że dźwięki są wyłączone, i włożyłam telefon do torby, gdzie szybko utonął wśród nowiutkich zeszytów i innych rzeczy niezbędnych pierwszego dnia w szkole (takich jak: szczotka do włosów, batonik, tampon i para bardzo splątanych słuchawek).
– Elle! Hej! Tutaj!
Wyciągnęłam szyję w stronę, z której ktoś wołał mnie po imieniu, i wspięłam się na palce, żeby rzucić okiem nad samochodami. Kilka metrów dalej stał Dixon, razem z Lee i drugim kumplem Warrenem. Machał do mnie, więc mu odmachałam, żeby wiedział, że go zauważyłam, i ruszyłam w ich stronę.
Prześliznęłam się między kilkoma samochodami i zaczęłam mijać nieznajomą zieloną toyotę, gdy otworzyły się w niej drzwi od strony kierowcy i walnęły mnie w biodro.
Poleciałam z rozmachu na sąsiedniego forda. Ostro wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech, czekając, aż zacznie wyć alarm. Rozluźniłam się po chwili, gdy jednak nie zawył.
_Zgadnijcie, kto będzie szkolną niezdarą roku. Nowe rozpoczęcie, oto nadciągam._
– O cholera. O matko. Strasznie przepraszam. Nie zauważyłem cię…
– To tylko i wyłącznie moja wina, nie przejmuj się – powiedziałam, odgarniając sobie włosy z twarzy, żeby popatrzeć na kierowcę.
Nie znałam go: cały składał się z długich kończyn, choć nie był wiele wyższy ode mnie, a jego oczy kryły się za okularami tak ciemnymi, że sama się w nich zobaczyłam. Odsunął je płynnym ruchem nad czoło, na kręcone brązowe włosy, po czym jego ręka zwisła bezwładnie z boku ciała, podczas gdy druga zaciskała się na rączce plecaka.
Miał ładne oczy. Przyjazne. Były zielone, a w kącikach czaiły się wesołe zmarszczki. Musiałam trochę zmrużyć powieki, ponieważ patrzyłam na niego pod słońce. Przestąpił z nogi na nogę i zasłonił słońce głową.
Był uroczy.
– Nic ci nie jest? Boli cię? Najmocniej przepraszam…
– Poważnie, nie przejmuj się mną. Jestem cała. Naprawdę. – Uśmiechnęłam się, żeby podkreślić swoją znakomitą formę, choć biodro trochę mnie bolało.
Moją uwagę zwrócił odgłos otwierających się drzwi od strony pasażera. Natychmiast rozpoznałam Cama z jego klapniętymi jasnymi włosami i sfatygowanym niebieskim plecakiem, z którym nie rozstawał się chyba od ósmej klasy. Cam szczerzył się do mnie.
– Dlaczego nie jestem zdziwiony? Kobieto, mówiliśmy ci, żebyś uważała, jak chodzisz.
Posłałam mu paskudny grymas, po czym zwróciłam się z powrotem do długorękiego i długonogiego gościa w okularach przeciwsłonecznych. Zamierzałam powiedzieć coś w stylu: „Pewnie jesteś Levi”, ale Cam mnie wyprzedził:
– Powinienem was sobie przedstawić. Elle, to jest Levi. Levi, moja przyjaciółka Elle.
– Miło cię poznać. – Wyciągnął płynnym ruchem rękę i błysnął uśmiechem tak olśniewającym, że pomyślałam: „Na pewno ma wybielane zęby”.
– Mnie też miło cię poznać. Przepraszam, że wpakowałam się na drzwi twojego wozu. Gdy Cam ogłosił, że poznamy jego nowego sąsiada, nie miałam zamiaru od razu prezentować się jako skończona oferma.
Jego uśmiech zrobił się jeszcze większy.
– Więc zawsze masz to w repertuarze czy tylko dziś ci się przytrafiło?
– Jest łamagą – wtrącił Cam i pomyślałam, że zabrzmiało to nieco zgryźliwie. Nie polubił swojego nowego sąsiada czy był po prostu zestresowany? Wyczuwając, że coś jest nie halo, zmieniłam temat.
– Tam dalej z chłopakami stoi Dixon.
– Cudownie. – Cam poszedł w stronę, którą wskazałam, i szybko spostrzegł kolegów, lecz Levi nie zrobił ani kroku, żeby za nim ruszyć.
– Chodź – powiedziałam do niego. – Poznasz resztę kumpli.
Kiedy wszyscy już się z nim zapoznali i Levi zaczął wypytywać o to, jakie sporty się tutaj uprawia (u siebie w Detroit był w drużynie lacrosse), trąciłam lekko Cama i spytałam cicho:
– Co jest między wami dwoma? Powiedz, żebym się zamknęła, jeśli jestem za bardzo wścibska czy coś, ale… nie wiem, wydaje mi się, że nie za bardzo lubisz tego nowego.
Mina Cama z marudnej zmieniła się na raczej speszoną.
– Nie że go zaraz nie lubię. Aż tak dobrze go jeszcze nie znam – wymamrotał. – Po prostu nie mogę znieść tego, że jestem odpowiedzialny za nowego ucznia, rozumiesz? Czuję się tak, jakbym musiał na siłę z sarkazmu przestawić się na superuprzejmość.
– Będzie w porządku. Wydaje się miły. Przynajmniej postaraj się nie wyglądać jak Brad, kiedy tata każe mu jeść brokuły.
– Łatwo ci mówić – bąknął. – Ten gość prowadzi jak świrus, a mój wóz wciąż stoi u mechanika.
– Chciałabym ci przypomnieć, że kiedyś wjechałeś tyłem na słup.
– Uch, nie rób tego.
Uśmiechnął się jednak, a ja wyszczerzyłam się w odpowiedzi. Lee niechcący trącił mnie ramieniem, wymachując rękami podczas rozmowy z Warrenem i Levim o futbolu. Przelotnie złowiłam wzrok przyjaciela.
_Ostatnia klaso, nadciągamy._ROZDZIAŁ 2
Szybko sobie przypomniałam, dlaczego pierwszy dzień w szkole jest taki zły: hordy uczniów przepychały się z wrzaskiem wokół nas, żeby dopaść do swoich klas i zaklepać w nich jak najlepsze miejsca dla siebie i kumpli, zanim wszystkie znośne miejsca będą już zajęte. Pierwszoklasiści z kolei stali w maleńkich grupach, blokując korytarze i sprawiając wrażenie zagubionych czy przytłoczonych, a w niektórych przypadkach nawet tak, jakby zbierało im się na mdłości.
Dziwnie się czułam, nie dostrzegając głowy przeciskającego się przez ten tłum Noah.
Lee zderzył się ze mną barkiem i pośpiesznie zacisnęłam palce na jego nadgarstku, żebyśmy się nie rozdzielili. Obejrzałam się przez ramię.
– Zgubiłam pozostałych.
– Znają drogę. – Lee zatrzymał się na chwilę i to wystarczyło, by ktoś wpadł na mnie z rozpędu od tyłu, zaklął, ominął nas i popędził dalej. Lee pociągnął mnie do najbliższego korytarza, co oznaczało, że nadłożymy drogi do naszej sali. W normalnych okolicznościach oznaczałoby to tyle, że szlibyśmy dwa razy dłużej, dzisiaj przynajmniej uniknęliśmy stratowania.
Pan Shane, opiekun ostatniej klasy, był nauczycielem literatury angielskiej, dlatego jego salę zdobiły plakaty z dziełami, które zamierzał omawiać, a także portrety A4 takich pisarzy jak John Steinbeck, Szekspir, Mary Shelley czy F. Scott Fitzgerald.
Sam pan Shane wyglądał jak stereotypowy nauczyciel świeżo po studiach: nosił okulary w cienkiej oprawce, krawat miał lekko przekrzywiony, a koszulę wetkniętą do spodni tylko z przodu. I nie patrzył takim kamiennym wzrokiem jak niektórzy starsi nauczyciele, jakby robiło im się niedobrze od ciągłego wałkowania tego samego materiału przez dwadzieścia lat. Kiedy wchodziliśmy do klasy, uśmiechał się po kolei do każdego z nas.
Rachel i Lisa najwyraźniej dotarły tuż przed nami, ponieważ właśnie kładły torby na stolikach przy oknie. Lee najkrótszą drogą zajął sobie miejsce tuż obok swojej dziewczyny Rachel i zaraz pocałował ją w policzek. Zerknęłam na stolik po jego drugiej stronie, ale już ktoś tam siedział.
– Elle! Siadaj koło mnie! – zaświergotała Lisa, widząc, że się waham. Wskazała dłonią miejsce obok siebie, przed stolikiem Lee. Kilka miesięcy temu zaczęła się umawiać z Camem i od tamtej pory należała do naszej paczki. – Poznaliście już Leviego? Byłam u Cama na obiedzie tuż po tym, jak Levi się wprowadził, więc wpadliśmy do niego, żeby się przywitać. Był trochę nieśmiały, takie odniosłam wrażenie, ale ogólnie wydaje się w porządku. I zabiłabym, żeby mieć takie rzęsy! A te jego włosy… tak uroczo kręcone. Zakochałam się w nich.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, a ona odwróciła się do Rachel i ciągnęła przerwaną rozmowę. Lee przysunął sobie krzesło bliżej swojej dziewczyny i gapił się na nią ckliwie, a ja starałam się za bardzo nie okazać, jak mnie ukłuło, że wolał siedzieć bliżej niej niż koło mnie. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić do nowej dynamiki, jaka powstała, gdy Lee zaczął się umawiać z Rachel. Właściwie zauważyłam to dopiero na wakacjach podczas naszego pobytu w domku przy plaży, a teraz nie miałam w pobliżu Noah, który by mi pomógł złagodzić ból spowodowany ciosem – bo to był cios, że Lee woli swoją dziewczynę ode mnie.
Gdy prawie wszystkie miejsca były już zajęte, pan Shane rozpoczął typową gadkę pierwszego dnia w szkole: ma nadzieję, że wszyscy mieliśmy udane wakacje, ale teraz przed nami „naprawdę ważny rok”, od którego wiele zależy, tak więc niektórzy z nas będą musieli „zakasać rękawy i wziąć się ostro do roboty”.
Był mniej więcej w połowie przemowy, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i do sali weszła sekretarka.
– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. – Macie nowego ucznia w klasie i pomyślałam, że lepiej go przyprowadzę. To przeze mnie się spóźnił, było trochę dokumentów do wypełnienia, musiałam go zatrzymać.
Zerknęłam na Lee, a on uniósł brew. Jak na komendę odwróciliśmy głowy, żeby spojrzeć na nowego ucznia, choć coś mi mówiło, że i tak wiem, kto to.
I miałam rację. Zza sekretarki wyłonił się speszony Levi. Usta mu drgnęły, jakby nie był pewien, czy się uśmiechnąć, czy wyglądać na luzaka. Wciąż miał założone nad czołem okulary przeciwsłoneczne, które odsunęły mu wszystkie włosy z twarzy. I że ma dość szpiczasty podbródek oraz mocno zarysowaną linię szczęki, choć nie tak męską jak Noah. Właściwie z pewnej odległości Levi wyglądał na wyższego, niż był naprawdę. Kilka dziewczyn w klasie zaczęło do siebie szeptać.
Pozbawiona zagnieceń koszula Leviego tkwiła w spodniach tylko z jednej strony, sweter był luźno powieszony na ramionach pod paskami plecaka. Sprawiało to takie wrażenie, jakby chciał nadać mundurkowi bardziej cool, nieporządny wygląd, ale i tak przezierała z tego schludność.
Pan Shane uśmiechnął się do niego ciepło.
– Witamy. Wejdź, znajdź sobie miejsce. Jak się nazywasz?
– Levi Monroe.
Levi spostrzegł Lee i mnie i twarz mu się rozjaśniła. Ruszył zygzakiem między stolikami do pustego miejsca przede mną, lecz zaraz zahaczył o coś stopą i z przerażeniem malującym się na twarzy zakręcił młynka rękami. Złapał się najbliższego blatu, żeby utrzymać równowagę, ale mebel zwalił się z hukiem razem z nim.
Ktoś zakaszlał, próbując ukryć śmiech, a Lee i ja rozchichotaliśmy się na całego. Jeden z chłopaków pomógł Leviemu pozbierać się z ziemi, drugi postawił z powrotem przewrócony stolik. Nawet pan Shane z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
– Zdaje się, że masz konkurencję do tytułu klasowej łamagi – szepnął do mnie Lee.
Levi nawet się nie zaczerwienił. Zadarł głowę, opuścił ramiona i zwracając się z powagą do klasy, wygłosił:
– Niech nikt nie próbuje mi zarzucić, że nie umiem zrobić wielkiego wejścia.
Ukłonił się nisko, a Lee parsknął śmiechem. Inni też chichotali, gdy Levi sunął na wybrane wolne miejsce – tym razem nie potykając się o własne stopy.
Przestawił swoje krzesło bokiem, tak żeby widzieć i nas, i nauczyciela.
– Hej po raz drugi – odezwał się niezbyt pewnie.
Mogłam zrozumieć, dlaczego Cam nie chce przy nim utknąć, ale też współczułam biednemu niezdarze. Nie jest łatwo zmienić szkołę akurat w ostatniej klasie. Uśmiechnęłam się do niego, żeby dodać mu otuchy.
– Jesteś… Ella, tak?
– Elle – poprawiłam go. Wskazałam kciukiem za ramię. – A to jest…
– Lee, pamiętam. Taa. – Spojrzał na Lisę. – Poznaliśmy się już, prawda?
– Tak. Lisa.
Kiwnął głową.
– Lisa, jasne.
– A to jest Rachel. – Lisa wskazała za siebie. – Dziewczyna Lee.
– Muszę sobie zacząć robić listę. Nigdy nie spamiętam, kto z kim chodzi. Wystarczająco kiepsko mi idzie zapamiętywanie imion.
– Jeżeli zawołasz „chłopie” albo „kobieto”, mogę zagwarantować, że któreś z nas się obejrzy – podsunął Lee.
Pan Shane wrócił do swojej gadki i klasa umilkła. Może jak na nauczyciela wyglądał w porządku, ale zapewne nie podobałoby mu się, gdybyśmy rozmawiali podczas jego przemowy.
Dopiero gdy rozdał nam indywidualne plany lekcji, zrobił się zgiełk. Każdy zestawiał swoje zajęcia z lekcjami kumpli. Porwałam kartkę Lee i zaczęłam uważnie porównywać ze swoją.
– No i? Jakie szkody?
– Osobne lekcje z literatury angielskiej – odparłam. – Poza tym jesteś w specjalnym programie analizy matematycznej, a ja w drugiej grupie algebry. Reszta wygląda w porządku.
– A wuef?
– Wuef w tym samym czasie.
– Super. Wiesz, że uwielbiam patrzeć, jak eliminujesz ludzi w zbijaku.
– Jasne. Wiesz, że uwielbiam eliminować cię w zbijaku.
Oddałam mu plan lekcji, żeby mógł sprawdzić, które ma z Rachel, ale jego dziewczyna była zajęta porównywaniem z Lisą. Podniosłam wzrok i ujrzałam, że Levi przygryza sobie skórkę od kciuka, zerkając na nas kątem oka – jakby był zbyt nieśmiały, by do nas dołączyć, ale miał na to wielką ochotę.
Wychyliłam się do niego.
– Dawaj, sprawdzimy – rzuciłam.
Jego ulga była wręcz namacalna.
Mieliśmy kilka zajęć razem, ale kiedy rozmawialiśmy o nich i o nauczycielach, Levi chyba coraz bardziej się denerwował.
– W porządku? – spytałam.
Wysunął do przodu podbródek, robiąc lekko wyzywającą minę.
– Wiesz, nie chcę, żebyś się czuła zobowiązana do czegoś i tkwiła przy mnie tylko dlatego, że jestem nowy. Powiedziałem Camowi, że nie musi ze mną jeździć, ale twierdzi, że mu to nie przeszkadza, przynajmniej przez kilka dni, zwłaszcza że jego samochód jeszcze jest w naprawie. Ale wiesz… nie musisz starać się być dla mnie miła ani nic z tych rzeczy.
– Nie dałeś mi powodu, żebym nie była dla ciebie miła. Przynajmniej na razie. Poza tym skoro następną lekcję mamy razem, równie dobrze możesz iść ze mną. Okej?
Uśmiechnął się nieśmiało.
– Wcale nie musisz…
– Dlaczego? Jesteś psycholem, co morduje ludzi siekierą? Albo uciekłeś gliniarzom w Detroit? – Udałam, że mi zapiera dech w piersi. – O mój Boże. Rozumiem. Założę się, że jesteś gościem, który zgadza się na wszystkie warunki umowy, choć jej nawet nie czyta.
Roześmiał się. Tym razem napięcie i niepokój znikły z jego twarzy.
– Przejrzałaś mnie.
Zadzwonił dzwonek i sięgnęłam po torbę.
– Chodź, nowy uczniu. Choćby się waliło i paliło, od algebry się nie wymigamy.
Przedpołudniowe zajęcia przeleciały szybko, a ja miałam takie wrażenie, jakby mi co chwila gasł silnik. Czy to możliwe, że w ciągu wakacji oduczyłam się robić notatki, siedzieć spokojnie i uważać na lekcji? Do tego rozpraszało mnie, ile razy zawibrowała moja komórka – zastanawiałam się, czy to przypadkiem nie SMS od Noah. (Zupełnie niepotrzebnie).
Teraz jednak była pora lunchu i mogłam odetchnąć z ulgą – połowa dnia za mną.
Stanęłam na końcu kolejki po jedzenie i odchyliłam głowę do tyłu, żeby ją oprzeć na ramieniu Lee. Jego broda spoczęła na czubku mojej głowy.
– Mm, pachnie tacosami.
– Tylko mi się nie śliń na włosy – ostrzegłam stanowczo. – Myłam je dzisiaj rano.
Zagulgotał znacząco, więc przezornie się odsunęłam, żeby mnie rzeczywiście nie obślinił.
Byliśmy pierwsi z naszej paczki na stołówce, a kiedy dostaliśmy jedzenie, ruszyliśmy do pustego stołu mniej więcej pośrodku sali. W zeszłym roku szkolnym siadywali przy nim jacyś uczniowie ostatniej klasy, a teraz, skoro poszli na studia, uznałam, że stolik siłą rzeczy należy się nam. Kiedy siadaliśmy naprzeciwko siebie, Lee posłał mi swój szelmowski uśmiech i wiedziałam, że oboje myślimy o tym samym: ostatnia klasa to zdecydowanie świetna rzecz.
Nie minęło wiele czasu, gdy dołączyła do nas reszta: Cam, Dixon, Warren, Oliver, a zaraz po nich Levi. Po chwili Lisa i Rachel zajęły wolne miejsca koło swoich chłopaków. Obok Lisy na końcu stołu usiadło parę dziewczyn, które się z nimi trzymały.
Ludzie zaczęli się wymieniać opowieściami z porannych lekcji, a ja zauważyłam, że Levi znów siedzi jakiś skrępowany, próbując nadążać za resztą. Lee był zbyt zajęty robieniem maślanych oczu do Rachel, by coś do niego dotarło, więc sama zwróciłam się do Leviego.
– Jak ci się podoba Kalifornia? – zagadnęłam pogodnie. – Gorąco, co?
– Dzięki dziewczynom owszem – zażartował i mrugnął do mnie, od czego poczułam, że się czerwienię.
Warren parsknął i zakrztusił się swoim napojem, aż Oliver musiał go łupnąć kilka razy w plecy.
Brwi mojego przyjaciela zadrgały porozumiewawczo, kiedy na mnie spojrzał, siłą powstrzymując śmiech.
– Żartuję przecież – wyjaśnił Levi. – Noo, nie… to znaczy, pewnie, że jesteś ładna, ale… nie, no, bez urazy… po prostu… Boże, w mojej głowie brzmiało to znacznie lepiej. Miałem rzucić coś zabawnego, fajnego i luzackiego. – Teraz wszyscy się roześmiali, włącznie z nim. – Więc miało być luzacko, a wyszło frajersko.
– A tak w ogóle, to czemu się przeprowadziłeś? – spytał Warren.
Wszyscy byliśmy ciekawi, ale i tak każde z nas popatrzyło na Warrena karcąco wielkimi oczami, sznurując usta, że niby „co ty sobie myślisz”. Połapał się i dodał pośpiesznie:
– Sorry, chłopie, nie chciałem być wścibski.
Levi jednak najwyraźniej nie przejął się zbytnio.
– Spoko, to nie tajemnica. Mój tata jest dentystą, a mama pracowała w tej samej klinice jako księgowa, ale firma upadła i oboje stracili pracę, dlatego postanowiliśmy się przenieść. Mamy tu niedaleko rodzinę, mama znalazła robotę, więc… – Zawiesił się, potem odchrząknął. – No i właściwie tyle. Mieszkamy w nowym miejscu.
– Tylko ty i twoi rodzice? – zainteresowała się Rachel wścibsko, choć nie tak bezczelnie jak Warren.
– Jeszcze moja siostra.
– Siostra? – Brwi Olivera powędrowały w górę, gdy cały zamienił się w słuch. – Singielka?
– Em, tak, zważywszy na to, że ma osiem lat i wciąż uważa, że od chłopców można się zarazić chłopczyńską chorobą…
Chłopaki zaczęły sobie pokpiwać z Olivera, a on strzelił buraka. Levi wyszczerzył się i wyraźnie wyluzowany przeczesał sobie dłonią loki.
– Cofam zgłoszenie – wymamrotał Olly z twarzą schowaną w dłoniach. – Następnym razem może uściślij, że chodzi o siostrzyczkę.
– Będę to miał na uwadze.
– A skoro mowa o rodzeństwie… – zagaił Dixon. – Lee, co tam u twojego brata na uczelni?
– Strasznie mu się tam podoba. Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet nie chciał wpaść do domu na Święto Dziękczynienia.
_Hej, zaraz, co?_
Posłałam mu pytające spojrzenie, ale go chyba nie spostrzegł.
Czy Noah wspomniał o tym, że nie przyjedzie na najbliższe święto? Więc kiedy mam się z nim zobaczyć? Ale nie… przecież by mi powiedział.
Zaczerpnęłam powietrza. Na pewno by mi powiedział. Zdecydowanie przesadzam z reakcjami.
– Miał już jakieś zajęcia? – zwrócił się do mnie Cam.
– Em… taak. Rano miał matematykę.
– Uch.
– Uwielbia to.
Warren znów prychnął.
– Kto by pomyślał, że z Flynna taki geek, co? Ukrywał się z tym perfekcyjnie. Założę się, że trzymał podręczniki w kufrze motocykla.
– Flynn – odezwał się Levi, patrząc to na mnie, to na mojego przyjaciela. – To wasz brat?
– Mój brat – uściślił Lee. – Ma na imię Noah. Flynn to nasze nazwisko, ale wszyscy tak go właśnie nazywali. Jest chłopakiem Elle.
– O. O! Eee, sorry, myślałem, że jesteście spokrewnieni czy coś. To znaczy, nie żebyście byli do siebie podobni, tylko tak się zachowujecie, że mi się zdawało…
– W porządku – uspokoił go Lee. – Łatwo się pomylić.
Lee i ja byliśmy bliźniętami praktycznie pod każdym względem z wyjątkiem autentycznego pokrewieństwa: urodziliśmy się tego samego dnia i dorastaliśmy razem. Przez całe życie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Niektórzy chyba nawet zapominali, że nie łączą nas prawdziwe więzy krwi.
– Lee i Flynn… Noah… Boże, nie wiem, jak mam go teraz nazywać, gdy wyjechał. – Ostatnią uwagę Cam wymamrotał pod nosem. – W ostatnich latach urządzali epickie imprezy. Była taka, kilka miesięcy temu… – Zaczął chichotać i o mało się nie udusił, kiedy próbował stłumić śmiech i dokończyć opowieść. – Elle tak się wtedy wstawiła… zaczęła tańczyć na stole bilardowym, a potem próbowała zrobić striptiz, żeby się wykąpać nago. Największy. Numer. Wszech. Czasów.
Levi uniósł brew w moją stronę.
– A ja myślałem, że jesteś porządną, typowo amerykańską, przeciętną dziewczyną z sąsiedztwa.
– To był pojedynczy, najbardziej upokarzający wyskok w moim życiu – jęknęłam, oblewając się rumieńcem.
Chłopaki śmiały się teraz ze mnie. Miałam z tamtego wieczoru tylko mgliste wspomnienia, a od tamtej pory nie piłam już na imprezach więcej niż zaledwie kilka łyków piwa. Tak czy inaczej, wtedy przed totalną kompromitacją uratował mnie właśnie Noah, więc… koniec końców wyszłam z tego na plusie. No i widziałam go w bieliźnie – w bokserkach z Supermanem – i mogłam się potem z nim droczyć w nieskończoność.
– Oj, daj spokój, Shelly – rzucił Lee z szelmowskim błyskiem w tych swoich niebieskich oczach, odrywając mnie od widoku Noah w samych bokserkach. – Przychodzą mi na myśl znacznie bardziej obciachowe rzeczy z twojego życia.
– Shelly? – zdziwił się Levi.
– Skrót od Rochelle – wyjaśniłam.
– Levi, powinieneś mówić do niej „Shelly” – wtrącił Warren. – Uwielbia to bezgranicznie.
– Nie nazywaj mnie „Shelly”.
– Ale… – Levi, bezradny i skołowany, zerknął na Lee.
Braciom Flynn uchodzi na sucho, gdy mnie nazywają „Shelly”, ale to nie znaczy, że lubię to zdrobnienie. Zmrużyłam wściekle oczy, patrząc na przyjaciela, a on trząsł się z bezgłośnego śmiechu.
Wycelowałam w niego widelcem z dyndającą z niego frytką.
– Ani mi się waż wywlec cokolwiek z tego, bo osobiście przetrząsnę albumy na waszym strychu, znajdę te fotki, na których jesteś przebrany za Elvisa, i pokażę je Rachel. Albo z tamtego Halloween, na którym robiliśmy za Sonny’ego i Cher.
Lee natychmiast spoważniał i gestem pokazał „buzia na zamek”. Potem ukradł frytkę z mojego widelca i zjadł ją, ignorując moje pełne udawanego oburzenia spojrzenie.
– A skoro mowa o imprezach… – odezwał się Dixon, jak zwykle działając w roli rozjemcy. Zapytał, kto naszym zdaniem urządzi w tym roku pierwszą, po czym próbował wmanewrować w to Lee lub Warrena, lecz obaj lękliwie się przed tym migali.
Spojrzałam na przyjaciela. Trzymał Rachel za rękę na blacie stołu i mówił coś do niej przyciszonym głosem, a patrzył przy tym na nią tak, jakby mu rozjaśniała cały świat. Noah też tak na mnie czasem spoglądał.
Na tę myśl poczułam w żołądku ukłucie. Nie tylko dlatego, że tęskniłam za Noah. Widząc Lee tak zafascynowanego dziewczyną, zaczęłam się znowu martwić, że mogę go stracić. To znaczy oczywiście, chciałam, by mój najlepszy przyjaciel był szczęśliwy, i niesamowicie się cieszyłam, że tak się zadurzył w Rachel. Lecz teraz, gdy nie było w pobliżu jego brata, zaczynałam zauważać, jak mało czasu ja i Lee spędzamy we dwoje, odkąd on ma Rachel. Nie żebym była zazdrosna.
Okej, może byłam troszeczkę zazdrosna. Tycią odrobinkę.
Jeszcze raz zerknęłam na Leviego. Leviego, który chciał się wpasować i mieć przyjaciół. Pewnie, pozostali najwyraźniej nawet go polubili i przyjęli do paczki, ale skoro Lee nie będzie w tym roku moim przybocznym druhem, mogę ostatecznie wylądować jako towarzyszka nowego ucznia.
Pomysł, choć dziwaczny, nie wydawał się taki zły.