- promocja
The Marvellers. Cudmistrzowie. Tom 1 - ebook
The Marvellers. Cudmistrzowie. Tom 1 - ebook
11-letnia Ella Durand jest pierwszą zaklinaczką, która trafia do Arcanum – Instytutu Przedsięwzięć Cudownych i Magicznych, gdzie cudmistrzowie z całego świata praktykują swoją magię. Dla dziewczynki nauka w tej szkole to spełnienie marzeń, jej entuzjazm jednak szybko zostaje poddany próbie, kiedy odkrywa, że bycie pierwszą wcale nie jest łatwe i nie każdy jest jej przychylny. Wielu cudmistrzów uważa, że zaklinanie to zło, a jedyna prawdziwa i słuszna magia to uprawiane przez nich cudczary.
Mimo wszystkich przeciwności Elli udaje się jednak zdobyć przyjaciół: Brigit, która nie znosi magii i która chce tylko wróci do Nowego Jorku, skąd pochodzi, oraz Jasona, który rozumie mowę innych stworzeń. Z pomocą przyjaciół Elli udaje się funkcjonować w Instytucie, w którym ciągłe plotki, bezpodstawne oskarżenia i podejrzenia są na porządku dziennym.
Sytuacja Elli komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy z więzienia ucieka znana kryminalistka, niegdysiejsza uczennica Arcanum. Oczy wszystkich kierują się w stronę zaklinaczy – jako tych, których podejrzewa się o pomoc w ucieczce. Co więcej, z Instytutu znika bez wieści ulubiony i przychylny Elli instruktor – Masterji Thakur.
Czy dziewczynce uda się udowodnić, że zaklinacze wcale nie są źli? Czy obroni ich dobre imię?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8319-440-0 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ARCANUM – INSTYTUT EDUKACYJNY PRZEDSIĘWZIĘĆ CUDOWNYCH I NIEZWYKŁYCH
POZIOMY MŁODSZE
Najwspanialsze powitania i pozdrowienia!
Z wielką radością zawiadamiamy, że zostałaś przyjęta do Arcanum – Instytutu Edukacyjnego Przedsięwzięć Cudownych i Niezwykłych. Tylko wybrańcy mogą się tu znaleźć. Wybór dokonany przez dyrektorów Arcanum jest zaszczytem, a to zaproszenie oznacza, że posiadasz cechy niezbędne, by do nas dołączyć. Pamiętaj jednak, że tylko własna praca może Ci zagwarantować osiągnięcie właściwych stopni i pozostanie w naszym gronie.
Kiedy Twój starpost z potwierdzeniem dotrze do stariarium, otrzymasz informację o współrzędnych Gwiezdnego Pomostu dla pierwszorocznych i o aktualnym położeniu Instytutu.
Niech jasność zawsze prowadzi Ciebie i Twoich bliskich. Oczaruj świat!
Laura Ruby
asystentka wykonawcza dyrektora MacDonalda i dyrektorki Poziomów Młodszych Rivery
PS Fewelowie nie zostaną dopuszczeni. Nie pokazuj tego listu żadnym osobom postronnym – rozsypie się w proch. Nie sprawdzaj tego. Możesz pożałować.Rozdział pierwszy. Szczęśliwy korzeń
Cudmistrzowie!
Szczęśliwe dzieciaki, które tak nazwano. Szczęście spływało na nie niczym miód ściekający na gorące ciasto. Rodzice Elli nie wierzyli jednak w przesadne pochwały. Ubranie wyprasowane? Łóżko zasłane? Sprzątnij nakrycie. I najważniejsze: czy pilnowałaś swoich spraw, żeby nikt nie musiał pilnować ciebie?
Nawet teraz, w najpiękniejszej… najwspanialszej… najbardziej niezwykłej chwili, jaka przydarzyła się w ciągu jedenastu lat życia Elli Durand, jej rodzice wciąż ją upominali i mówili jej, co ma robić.
– Użyłaś wieszaków? Babcia sama prasowała te płaszcze, kiedy stare żelazko nie spisywało się dobrze, więc nie chciałabym, żeby się pogniotły.
Kufry juju unosiły się na środku salonu Durandów, z rzeczami Elli równo ułożonymi i gotowymi do inspekcji. Jedwabne wyściółki lśniły, przesycone szczęśliwymi zaklęciami.
– Tak, mamo – zapewniła poirytowana Ella.
– Medalion zaklinacza? – zapytał tato.
– Tak, tato. – Poklepała się po piersi, gdzie pod koszulą wisiał rzeźbiony medalion z twarzami rodziców.
– A splatające dłonie?
Ella wskazała kuferek na kosmetyki, w którym spoczywały woskowe kopie dłoni matki.
– Oczywiście.
Mama pociągnęła Ellę za jeden z długich loków.
– Nie pozwolę, żeby tak daleko od domu moja dziewczynka biegała z rozczochraną głową. Zaklęłam w nie twoje ulubione fryzury. Pamiętasz, jak się nimi posługiwać? Ich pieśń budzącą?
– Tak…
– Aubrielle, skarbie, ma już wszystko, co potrzebne. – Tato wyjrzał zza gazety „Zaklinackie Ploteczki”. Stuknął w swój cylinder, a wtedy opasujące rondo małe ludzkie czaszki uśmiechnęły się do niej. – Powinniśmy już ruszać.
Mama westchnęła.
– Sebastienie, nadal nie jestem przekonana…
To rozpoczęło osiemdziesięciomilionową dyskusję na temat Elli wyjeżdżającej do Arcanum – Instytutu Edukacyjnego Przedsięwzięć Cudownych i Niezwykłych.
Ella zatkała uszy. Kłócili się o to przez całe lato. Mama i babcia wolały, żeby została w domu i nadal uczęszczała do szkoły zaklinaczy – École Conjure de Madame Collette. Wszyscy wokół nieustannie toczyli rozmowy o jej wyjeździe. Tato uznał jednak, że czas już na nową przygodę, a Ella była bardziej niż gotowa, by opuścić rodzinny dom.
Rodzice zamilkli dopiero wtedy, kiedy kogut Peon, towarzysz babci, wszedł do pokoju i zagdakał.
– Przestańcie wrzeszczeć, co? – zawołała babcia przez okno. – Psujecie całkiem dobry zachód słońca. Ta druga strona jest wystarczająco głośna. Przesadzacie z paradami w tym roku.
Ella ukryła uśmiech.
– Możemy już zapakować bagaż do samochodu?
– Idę już! Idę! Idę!
Młodsza siostra Elli, Winnie, wpadła do pokoju. Jej mały kuferek juju sunął za nią, a zabawki wysypywały się górą.
Ella zmarszczyła czoło.
– Rozmawiałyśmy już o tym tysiąc razy. Jesteś jeszcze za mała.
– No dobrze, ale mogę jeszcze raz zobaczyć twój list? – Winnie spojrzała prosząco.
– Tylko jeśli mi go przeczytasz.
– Nie lubię czytać – nadąsała się Winnie.
– Umawiałyśmy się!
– No dobrze. – Tupnęła nóżką. – Niech będzie.
Ella westchnęła i podała siostrze list. Winnie przesunęła palcami po czarnej jak noc kopercie, jakby to był tort owocowy; ślina napłynęła jej do ust, jak gdyby chciała go ugryźć. Przechyliła kopertę w lewo i w prawo, by zobaczyć, jak się mieni, i pisnęła z radości, kiedy błysnęło pięć symboli. Oko mrugnęło, usta się uśmiechnęły i wystawiły język, ucho się poruszyło, malutka dłoń pomachała, a niewielkie serce zapulsowało. Dla Elli to także był ulubiony moment.
Pięć Klas Cudmistrzostwa…
Nie mogła się już doczekać, by się dowiedzieć, co jest w niej magicznego, i dołączyć do grupy o podobnych talentach.
Winnie chwyciła palcami pieczęć gwiezdnego pyłu i zaczęła czytać.
Ella wciąż nie mogła przestać zachwycać się brzmieniem tych słów. Jej własne zaproszenie. Jej szansa, by zostać cudmistrzynią.
– A skąd się bierze magia? – dopytywała się Winnie.
– Człowiek się z nią rodzi. Pochodzi z rodziny albo społeczności…
Tato odchrząknął.
– Wielu moich znajomych cudmistrzów samodzielnie wybierało swoją magię.
Ella odwróciła się natychmiast.
– O tym nie czytałam.
– Wiele jeszcze musisz się nauczyć, córeczko. – Tato wrócił do gazety.
– Jaka będzie moja magia?
To była kwestia, która nękała Ellę przez całe lato.
– Cud zaklinania, oczywiście. – Mama odpowiedziała tak, jakby w ogóle nie było co do tego wątpliwości.
– Masz tu jeszcze ulotki reklamowe. Widziałaś je? Poruszają się, a liczby na nich ciągle się zmieniają, jakby ze sobą walczyły. Tu jest coś o najtańszych słojach pogodowych… Nie, zaraz! Nie, teraz to tu…
Winnie szeroko otwierała oczy. Ellę też bawiły te trzepocące ulotki i ich bezustanna walka. Przewyborne Przedmioty Priyanki kusiły ją teraz najbardziej przystępnymi cenami astrolabiów, a ceny na Sensacyjnej Sprzedaży Sowizdrzalskiej zamigotały gniewnie.
– Też chcę jechać – oświadczyła Winnie. – I chcę mieć swoją magię. Może mogłabym rozmawiać z syrenim ludem?
Ella zabrała siostrze zaproszenie.
– Nie psuj wszystkiego – burknęła.
Tato rzucił jej groźne spojrzenie i podniósł Winnie, jakby była kulką lodów.
– Świerszczyku, już za pięć lat ciebie też będziemy pakować. Jak tylko skończysz jedenaście lat.
– Jeśli tylko wszystko dobrze pójdzie – szepnęła mama, ale Ella postanowiła to zignorować.
No oczywiście, że wszystko pójdzie świetnie. Lepiej niż świetnie. Wręcz spektakularnie. A nawet cudownie.
Winnie pociągnęła noskiem i wtuliła buzię w koszulę taty. Jego towarzysz Greno, żaba rycząca, zarechotała, gdy wygramoliła się z ojcowskiej kieszeni i zaplątała w jego długie loki. Tymczasem Gumbo, pyzaty aligator mamy, przydreptał do pokoju i zaczął oglądać otwarty kufer juju Elli, zupełnie jakby był jego brakującym elementem.
– On naprawdę unosi się na niebie? Jak to w ogóle możliwe? Czy nie jest za ciężki, żeby latać? – pytała Winnie. – A jacy są ci cudmistrzowie? Czy możemy odwiedzać ich miasta?
– Zobaczysz, kochanie. – Tato starał się ją uspokoić. – Zobaczysz.
Ella zerknęła na swoją torbę, wypchaną notatkami i wszystkim, co odkryła tego lata w griotarium. Wysłuchała każdej książki i zamęczała griotów prośbami, by opowiedzieli jej wszystko, co wiedzą o cudmistrzach i ich Instytucie. Mama i tato spotykali niewielu cudmistrzów, więc miała o nich mniej informacji, niżby chciała.
– Zaklinanie to nie cudczary, jasna sprawa! – krzyknęła ze śmiechem babcia na werandzie. – A takie życie w górze, na niebie, na pewno nie jest naturalne.
Ella zacisnęła powieki i puściła wodze fantazji. Przez całe lato śniła o tym, jak będzie w Instytucie. Przeczytała, że szkoła nie tylko co roku zmienia swoje położenie, ale też za każdym razem wygląda inaczej. Oglądając stare broszury, zauważyła, że Instytut czasami przypomina muzeum sztuki, kiedy indziej luksusowy hotel, niekiedy obóz, a najczęściej szkołę z internatem. Próbowała zgadywać, jak prezentuje się teraz. Rodzice opowiedzieli jej tyle, ile mogli, ale sami nigdy nie odwiedzili Instytutu Arcanum. Żaden zaklinacz nigdy nie został cudmistrzem.
Aż do Elli.
Cudmistrzowie rodzili się z cudami, z wewnętrznym światłem, które pozwalało im czarować. Mieszkali na niebie, wysoko ponad fewelami, ludźmi bez magicznych zdolności… i ponad zaklinaczami.
Stanowczo nie byli tacy sami.
Zaklinacze przychodzili na świat z głębokim wewnętrznym mrokiem, co pozwalało im korzystać z zaklęć i opiekować się zmarłymi w Zaświatach. Ella miała być pierwszą, która będzie kształcić się w Instytucie, a jeśli zaliczy wszystkie testy, będzie też pierwszą, która przyłączy się do cudmistrzowskiej społeczności. Oficjalnie. Przyniesie chlubę swoim rodzicom. Zwłaszcza tacie.
Ella czuła, że jest gotowa na wszystko.
Mama po raz ostatni spojrzała na kufry juju, a potem z aprobatą kiwnęła głową. Jej wzrok złagodniał. Ella przesunęła ręką nad zamkami i wieka kufrów się zatrzasnęły. Zanuciła jeszcze zaklęcie pieczętujące, którego nauczyła ją mama, by mieć pewność, że wszystko jest zabezpieczone.
– Idźcie, proszę, do czerwonego samochodu – poleciła mama.
Siostry ruszyły do kuchennego wyjścia.
Babcia przykuśtykała z werandy.
– Jakieś uściski, zanim mnie zostawisz…
Ella wcisnęła się w miękkie, okrągłe ciało babci, wciągając jak najgłębiej jej zapach: trochę miodowy, trochę lawendowy i trochę maślany.
– Nie zapominaj tylko, że pochodzisz z wielkiego drzewa.
Babcia podciągnęła rękawy i błysnęła znakiem zaklinaczki na brązowej skórze. Misterne plątaniny korzeni i wijących się kwiatów rosły w ciemnych, wypukłych liniach na ciałach mamy i babci. Przez lata stawały się coraz bardziej złożone, pokrywały plecy, ręce i nogi. Ella uwielbiała śledzić je palcami, kiedy babcia pozwalała jej nacierać sobie głowę. Była zdziwiona tym, jak się zmieniają: tu nowy pączek, tam kolejny kwiatek, świadczące o tym, że babcia używała swojej sztuki. Obie z mamą były pokryte prawdziwą mapą talentów i umiejętności.
Zaklinanie zawsze pozostawiało ślad.
Babcia pocałowała palec i dotknęła nim malutkiego znamienia na karku Elli, fasolkowatej plamki, która według jednych przypominała pieprzyk, według innych – spuchnięty, nieudany tatuaż. Znamię rozkwitło jak nowe nasionko, odkąd Ella zaczęła pracować z babcią w rodzinnej zielarni – uczyła się, że belladonna lubi komplementy, wyprawy do Zaświatów wymagają monet w butach, a zaklinackie kociołki najlepiej doprawiać wieczornym gwiezdnym pyłem. Znamię, które wcześniej przez długi czas wcale się nie zmieniało, teraz pękło jak ziarno fasoli i wypuściło cienki pęd, niczym pociągnięcie pióra. Jej pierwszy znak zaklinaczki pojawił się u niej tak samo, jak wcześniej u jej matki, babki i prababki – niecierpliwy, gotów do dalszego wzrostu.
– Otwiera się coraz bardziej, a ja nie zobaczę dalszych postępów… Ale będziesz do mnie pisała?
– No pewnie.
– I o wszystkim mi opowiesz?
– Oczywiście.
– I nie włócz się po tych miastach. To wbrew naturze, żeby być tak wysoko. Złe rzeczy się zdarzają…
– Wiem, babciu…
Ella słyszała historię o siostrze bliźniaczce mamy, która zniknęła podczas jednej jedynej rodzinnej wizyty w cudmistrzowskim mieście. Jej imię było kolejnym na liście niezliczonych zaklinaczy, którzy nie powrócili z wyprawy do nieba. Ale Elli przecież nie przytrafi się nic podobnego.
– Obiecuję, że będę bezpieczna.
Babcia pocałowała wnuczkę w czoło i pomogła jej włożyć jeden z czystych białych płaszczy.
– Postaraj się, żebyśmy byli z ciebie dumni, dobrze?
Ella stanowczo zamierzała się o to postarać.
– I nie pozwól, żeby ktoś ci tam dokuczał.
Ella mrugnęła.
– Nigdy.
– Gotowa? – spytał tato.
Rozejrzała się raz jeszcze. Kociołki stały na palenisku, świece płonęły na rodzinnym ołtarzu z portretami uśmiechniętych przodków. W szklanych słojach na półkach mrugały wieczorne gwiazdy. Ogrodowe rośliny pełzały po ścianach, jakby i one chciały się pożegnać.
– Do zobaczenia – szepnęła i pobiegła na dziedziniec.
Przemknęła pod masywnym dębem, który rósł pośrodku placu. Jego pradawne konary obwieszone były wiatrowymi dzwonkami, butelkami z niebieskiego szkła i migotliwymi kulkami. Ella uniosła głowę i jemu także szepnęła:
– Do widzenia.
Drzewo się zakołysało.
– Pospiesz się, Ello! – zawołała mama. – Nadchodzi burza.
Czerwony samochód taty stał na podjeździe. Ella, mama i Winnie wsiadły pospiesznie. Symbol zaklinaczy na bramie zajaśniał, gdy jej skrzydła się rozwarły. Ella wstrzymała oddech. To było to…
Tato jechał powoli przez ulice Nowego Orleanu. Fewelowie chodzili tu i tam, nigdy nie patrząc w górę. Nie zauważali rodzin zaklinaczy, nie widzieli, jak otwierają okna i śpiewem unoszą w niebo kolorowe parasole, by osłonić miasto przed deszczem. Ich tupanie i klaskanie dudniło na tle gromów. Chór głosów przesączał się do wnętrza samochodu.
– Burzo, popłyń dalej. Daj im dobrą podróż. Płyń dalej!
Babcia zawsze powtarzała, że zaklinacze lubią dobre piosenki, takie z melodią i rytmem, które tylko oni słyszą i wyczuwają.
Samochód przesuwał się wolno pod tą kolorową osłoną. Ella dostrzegała świece zostawione w oknach, werandy zdobione czernią, czerwienią i zielenią – wszystko to jako wsparcie dla jej decyzji, by odlecieć do Arcanum. Wielu ludzi włożyło swoje najlepsze ubrania, wielu rzucało zakli-róże – piękne czarne, okraszone plamkami fioletu kwiaty, jakie każdy zaklinacz nosił przy sobie na szczęście. Płatki sypały się z góry, a serce Elli wypełniała radość, gdy dobre życzenia docierały do niej przez okna samochodu.
– Powodzenia, Ello!
– Modlimy się za ciebie i twój sukces.
– Niech chronią cię przodkowie.
– Bądź bezpieczna.
Ludzie kłaniali się i uchylali kapeluszy.
– Duvernayowie nie mają świecy w oknie – zauważyła Winnie. – Beauvais też nie.
– Nie mów tyle – upomniała ją mama. – I nie zwracaj uwagi.
Ella była zbyt podekscytowana, by choćby zapytać, co to znaczy. Po chwili tato przejechał obok czerwonych wrót Zaświatów przy placu Konga. Gigantyczne senbulle spoglądały na tych, którzy chcieli wkroczyć do Zaświatów. Posłała im całusa, a one skłoniły zwrócone ku niej łby.
– Będziesz za nimi tęskniła? – spytała Winnie.
– Nie sądzę. W każdym razie nie przez jakiś czas.
Od tak dawna chciała wyruszyć, opuścić dom, że nawet sobie nie wyobrażała, jak mogłaby tęsknić.
– A za mną? – Winnie otworzyła oczy szeroko.
Ella połaskotała młodszą siostrę i czekała, aż tato zatrzyma się przed domem Reagan. Reagan Marsalis, najlepsza przyjaciółka Elli, z całą rodziną czekała na niewielkim trawniku, gotowa do pożegnania. Pan Marsalis uchylił cylindra, a pani Marsalis rozsyłała całusy. Ella uśmiechała się tak szeroko, że rozbolała ją twarz.
Reagan podbiegła do samochodu. Jej brązowe policzki były mokre od potu w tym wrześniowym upale. Ella opuściła szybę.
– Na szczęście. – Reagan wyciągnęła rękę, w której trzymała jasnoniebieski szczęśliwy korzeń z Zaświatów.
To była jedna z jej ulubionych roślin. Ella sięgnęła po nią, a kwiatek przeszedł z ręki Reagan do niej.
– Dzięki – powiedziała.
– Będziesz pisać? – upewniła się Reagan.
– Codziennie.
Potem Ella przycisnęła twarz do szyby i patrzyła, jak przyjaciółka biegnie za samochodem, dopóki tato nie skręcił w stronę nabrzeży. Żałowała, że Reagan nie przyjęła jej zaproszenia i nie dołączyła do niej.
Ale kiedy szczypta smutku już miała ścisnąć serce Elli, dziewczyna zobaczyła, jak wspaniały wodny sterowiec unosi się na powierzchni oceanu, niczym gwiazda, która spadła na ziemię.
Poczuła ucisk w żołądku.
To był najważniejszy dzień jej życia… a może życia ich wszystkich.Wieści Cudowne
INSTYTUT EDUKACYJNY ARCANUM OTWIERA PODWOJE DLA ZAKLINACZY!
przygotowała Renatta Cooper
20 września
Nowy dzień nadchodzi dla Poziomów Młodszych w Arcanum – i nie wszyscy są z tego powodu szczęśliwi. Wiele osób zamierza protestować przed ogromnymi niebiańskimi wrotami.
Dlaczego?
Otóż zaszła rzecz nie do pomyślenia – liczący 250 lat ośrodek edukacyjny po raz pierwszy otworzył podwoje dla zaklinaczy.
Kiedy prominentny zaklinacki polityk Sebastien Durand wygrał proces przed Cudmistrzowskim Trybunałem Sprawiedliwości, zakaz przyjmowania zaklinaczy uznano za bezprawny i niezgodny z cudmistrzowską konstytucją.
Wydano magiczny edykt. Wprowadzono poprawkę do konstytucji. I teraz młodzi zaklinacze mogą się uczyć w Arcanum.
Na razie zgłosiła się tylko jedna zaklinaczka – córka Sebastiena, Ella Durand.
Niech gwiazdy mają ją w opiece.