Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Naturals. Tom 3. Piramida strachu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 listopada 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,00

The Naturals. Tom 3. Piramida strachu - ebook

Trzeci tom bestsellerowej serii „The Naturals” – idealny dla tych, którzy kochają zagadki i seriale kryminalne.

Trzy kasyna. Trzy ciała. Trzy dni.

Po serii brutalnych morderstw w Las Vegas naturalsi zostają wezwani do pomocy przy śledztwie. Ofiary zamordowano w miejscach publicznych, ale sprawcy nie widać na żadnych nagraniach z monitoringu, a każdej z nich wytatuowano na nadgarstku ciąg cyfr układający się w tajemniczy szyfr. Im bliżej rozwiązania zagadki, tym trudniej i niebezpieczniej.

Tymczasem Cassie boryka się z równie niebezpieczną i bolesną tajemnicą – pojawiają się nowe okoliczności dotyczące morderstwa jej matki i szansa na przełom w śledztwie.

Naturalsi staną w obliczu niemożliwej tezy – i niemożliwego wyboru.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8265-917-7
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Syl­we­ster wy­pa­dał w nie­dzielę. Nie by­łoby w tym nic złego, gdyby nie to, że Nonna, moja bab­cia, trak­to­wała nie­dzielne obiady w ro­dzin­nym gro­nie jak świę­tość. Oliwy do ognia do­le­wał wu­jek Rio, pil­nu­jąc, żeby wszy­scy mieli pełne kie­liszki.

Ni­komu nie szczę­dził wina.

Kiedy sprzą­ta­li­śmy ze stołu, było już ja­sne, że ża­den z do­ro­słych nie bę­dzie w sta­nie pro­wa­dzić sa­mo­chodu w naj­bliż­szym cza­sie. Mój oj­ciec miał sied­mioro ro­dzeń­stwa, wszy­scy byli żo­naci lub za­mężni, kil­koro miało dzieci star­sze ode mnie o dzie­sięć albo wię­cej lat, więc na miej­scu aż się kłę­biło od do­ro­słych. Kiedy za­no­si­łam na­czy­nia do kuchni, dźwięki wzbu­rzo­nych kłótni mie­szały się z wy­bu­chami śmie­chu.

Gdyby ktoś spoj­rzał na to z boku, zo­ba­czyłby kom­pletny chaos. Ale dla mnie, pro­fi­lerki, to była ła­twi­zna. Pro­sty sche­mat. Mia­łam przed sobą ro­dzinę. Naj­zwy­klej­szą na świe­cie. Zbiór jed­no­stek, które mię­dzy sobą róż­nią się tylko de­ta­lami: ko­szulą wpusz­czoną w spodnie lub wręcz prze­ciw­nie albo tym, jak czule trak­tują swoją nad­tłu­czoną za­stawę sto­łową.

– Pew­nie tę­sk­nisz za ro­dziną, Cas­sie? Kiedy znowu od­wie­dzisz sta­rego wujka? – spy­tał mnie czer­wony jak bu­rak Rio, gdy we­szłam do kuchni. Pa­trzył na mnie wzro­kiem peł­nym mi­ło­ści.

Oczy­wi­ście, nikt z obec­nych nie miał po­ję­cia o tym, że od sze­ściu mie­sięcy bra­łam udział w rzą­do­wym pro­gra­mie dla uzdol­nio­nej mło­dzieży. My­śleli, że je­stem w szkole z in­ter­na­tem. Wła­ści­wie było w tym sporo prawdy.

Ziarnko – na pewno.

Bab­cia prych­nęła lek­ce­wa­żąco, pa­trząc na wujka Rio, po czym za­brała mi na­czy­nia i za­nio­sła je do zlewu.

– Cas­sie nie przy­je­chała tu po to, żeby oglą­dać sta­rych, pi­ja­nych tre­pów. Wró­ciła, żeby zo­ba­czyć się z bab­cią i wy­na­gro­dzić jej to, że nie dzwo­niła tak czę­sto, jak po­winna – po­wie­działa Nonna i pod­ka­sała rę­kawy.

Wpa­dłam z desz­czu pod rynnę. Wu­jek Rio po­zo­stał obo­jętny na te słowa, ale we mnie obu­dziły się wy­rzuty su­mie­nia. Po­de­szłam do zlewu, do babci.

– Ja to zro­bię – po­wie­dzia­łam.

Nonna od­chrząk­nęła nie­za­do­wo­lona, ale się od­su­nęła. Uspo­ka­jał mnie fakt, że ni­gdy się nie zmie­niła. Po czę­ści go­spo­dyni do­mowa, po czę­ści dyk­ta­torka spra­wu­jąca rządy silną ręką i pa­tel­nią.

Ale ja nie by­łam już taka jak kie­dyś. I nie mo­głam dłu­żej uda­wać, że jest ina­czej. Zmie­ni­łam się. Nowa Cas­san­dra Hob­bes miała pełno blizn – do­słow­nie i w prze­no­śni.

– Za­wsze robi się gbu­ro­wata, kiedy za długo nie dzwo­nisz – po­wie­dział wu­jek Rio. Kiw­nię­ciem głowy wska­zał na bab­cię. – Ale ty pew­nie by­łaś za­jęta – do­dał, po czym spoj­rzał na mnie, jakby do­znał olśnie­nia. – Femme fa­tale! Ilu chło­pa­ków przed nami ukry­łaś?

– Nie mam chło­paka! – za­prze­czy­łam.

Wu­jek Rio za­wsze po­dej­rze­wał, że ukry­wam przed nim swoje związki. I po raz pierw­szy w ży­ciu się nie my­lił.

– Ty! – Nonna po­gro­ziła mu szpa­tułką ku­chenną, którą nie­spo­dzie­wa­nie wy­cią­gnęła nie wia­domo skąd. – Wy­no­cha! I to już!

Wu­jek przez chwilę przy­glą­dał się szpa­tułce, ale po­zo­stał na placu boju.

– Bie­gu­siem! – do­dała Nonna i po trzech se­kun­dach by­ły­śmy w kuchni same. Bab­cia spoj­rzała na mnie srogo, ale wy­raz jej twa­rzy szybko zła­god­niał. – Ten chło­pak, który po cie­bie przy­je­chał ze­szłego lata... Ten w dro­gim sa­mo­cho­dzie... Do­brze ca­łuje?

– Bab­ciu! – obu­rzy­łam się.

– Mam ośmioro dzieci. Wiem to i owo na te­mat ca­ło­wa­nia – nie od­pusz­czała Nonna.

– Nie – od­par­łam i za­czę­łam szo­ro­wać ta­le­rze. Nie chcia­łam się w to zbyt­nio za­głę­biać. – Mi­chael i ja nie je­ste­śmy... My nie...

– Ach tak... – po­wie­działa Nonna to­nem eks­perta. – Nie umie ca­ło­wać. Nie martw się, jest młody. Jesz­cze się na­uczy – do­dała, po­kle­pu­jąc mnie po ple­cach.

Ta roz­mowa ro­biła się co­raz bar­dziej nie­zręczna. Zwłasz­cza że to nie Mi­chael był chło­pa­kiem, z któ­rym się ca­ło­wa­łam. Z dru­giej strony, je­śli Nonna chciała my­śleć, że rza­dziej do niej dzwo­ni­łam, bo wpa­dłam w si­dła na­sto­let­niego ro­mansu, niech jej bę­dzie.

To było na pewno ła­twiej­sze do prze­łknię­cia niż prawda: że zo­sta­łam wcią­gnięta w świat mo­ty­wów zbrodni, ofiar, mor­der­ców i tru­pów. Że dwa razy zo­sta­łam po­rwana. Cią­gle jesz­cze bu­dziły mnie w nocy wspo­mnie­nia wrzy­na­ją­cych się w ręce opa­sek za­ci­sko­wych i huku strza­łów. Cza­sami, kiedy za­my­ka­łam oczy, wi­dzia­łam za­krwa­wione ostrze noża.

– Po­doba ci się w tej no­wej szkole? – spy­tała Nonna, pró­bu­jąc brzmieć neu­tral­nie, ale mnie nie tak ła­two zmy­lić. Miesz­ka­łam z nią przez pięć lat, za­nim do­łą­czy­łam do pro­gramu na­tu­ral­sów. Bab­cia chciała, że­bym była bez­pieczna i szczę­śliwa. Wo­lała, bym ni­g­dzie nie wy­jeż­dżała.

– Tak, po­doba mi się – od­po­wie­dzia­łam. Nie kła­ma­łam. Po raz pierw­szy w ży­ciu czu­łam, że je­stem tam, gdzie po­win­nam być. Wśród in­nych człon­ków pro­gramu ni­gdy nie mu­sia­łam uda­wać, że je­stem kimś in­nym. A na­wet gdy­bym chciała, nie by­ła­bym w sta­nie. Nie­ła­two ukryć się w domu peł­nym lu­dzi, któ­rzy wi­dzą to, co umyka in­nym.

– Do­brze wy­glą­dasz – przy­znała. – I na pewno do­brze ci zro­biło, że cię tro­chę pod­kar­mi­łam. – Chrząk­nęła, po czym de­li­kat­nie ode­pchnęła mnie na bok i sama za­brała się do zmy­wa­nia. – Spa­kuję ci je­dze­nie na wy­jazd. Ten chło­pak, który po cie­bie przy­je­chał, jest zde­cy­do­wa­nie za chudy. Może le­piej by ca­ło­wał, gdyby na­brał tro­chę ciałka.

Prych­nę­łam.

– Kto się ca­łuje? – Usły­sza­łam zza ple­ców i by­łam pewna, że do kuchni wszedł któ­ryś z braci mo­jego ojca.

Jed­nak kiedy się od­wró­ci­łam, zo­ba­czy­łam jego sa­mego. Za­mar­łam. Prze­cież sta­cjo­no­wał za oce­anem i miał wró­cić do­piero za kilka dni. Nie wi­dzia­łam go od po­nad roku.

– Cas­sie! – Przy­wi­tał mnie z uśmie­chem, jed­nak odro­binę za lek­kim, żeby na­zwać go au­ten­tycz­nym.

Po­my­śla­łam o Mi­cha­elu. On od razu od­czy­tałby emo­cje z twa­rzy mo­jego ojca. Ja by­łam pro­fi­lerką. Wy­star­czyło mi kilka de­tali – za­war­tość wa­lizki, do­bór słów na po­wi­ta­nie – żeby zbu­do­wać szer­szy ob­raz: kim ktoś był, czego chciał i jak mógłby się za­cho­wać w do­wol­nej sy­tu­acji.

Ale co miał ozna­czać ten niby-uśmiech? Ja­kie emo­cje skry­wał oj­ciec? Czy kie­dy­kol­wiek czuł choćby cień uzna­nia lub dumy, kiedy na mnie pa­trzył?

Nie mia­łam po­ję­cia.

– Cas­san­dro – upo­mniała mnie Nonna – przy­wi­taj się z oj­cem.

Za­nim zdą­ży­łam się ode­zwać, bab­cia po­de­szła do niego z otwar­tymi ra­mio­nami. Wy­ca­ło­wała go, po­tem dała mu kilka kuk­sań­ców i znów wy­ca­ło­wała.

– Wró­ci­łeś wcze­śniej. – Nonna wresz­cie wy­pu­ściła swo­jego syna mar­no­traw­nego z ob­jęć. – Dla­czego? – spy­tała, rzu­ca­jąc mu spoj­rze­nie, któ­rym na pewno go gro­miła, kiedy jako chło­piec wcho­dził w za­bło­co­nych bu­tach na dy­wan.

– Mu­szę po­roz­ma­wiać z Cas­sie – po­wie­dział oj­ciec.

Nonna zmru­żyła oczy i dźga­jąc go pal­cem w pierś, po­wie­działa:

– A o czym to niby mu­sisz z nią po­roz­ma­wiać? Cas­sie jest bar­dzo za­do­wo­lona z no­wej szkoły i swo­jego tycz­ko­wa­tego chło­paka.

Wi­dzia­łam to ką­tem oka, bo całą uwagę sku­pi­łam na ojcu. Był za­nie­dbany. Wy­glą­dał, jakby nie spał całą noc. Nie po­tra­fił spoj­rzeć mi w oczy.

– Co się stało? – spy­ta­łam.

– Nic się nie stało, wszystko w po­rządku – po­wie­działa Nonna chłodno, to­nem sze­ryfa wpro­wa­dza­ją­cego stan wo­jenny. Od­wró­ciła się do ojca i rzu­ciła roz­ka­zu­jąco:

– Po­wiedz jej, że nic się nie stało.

Oj­ciec prze­szedł przez kuch­nię i po­ło­żył mi dło­nie na ra­mio­nach.

Ni­gdy nie by­łeś taki de­li­katny.

Szybko prze­bie­głam my­ślami wszystko, co wie­dzia­łam na jego te­mat. O na­szej re­la­cji, o tym, ja­kim był czło­wie­kiem, o tym, że w ogóle się tu zna­lazł. Po­czu­łam, jakby ktoś za­wią­zał mi w brzu­chu su­peł. Do­tarło do mnie, że wiem, co chciał mi po­wie­dzieć. Spa­ra­li­żo­wał mnie strach. Nie mo­głam zła­pać tchu. Nie by­łam w sta­nie na­wet mru­gnąć.

– Cas­sie – po­wie­dział miękko – cho­dzi o twoją matkę.ROZ­DZIAŁ 2

Ist­niała róż­nica po­mię­dzy „mar­twą” a „uznaną za zmarłą”. Po­mię­dzy wej­ściem do gar­de­roby za­la­nej krwią matki a wia­do­mo­ścią, że po pię­ciu dłu­gich la­tach od­na­le­ziono jej ciało.

Kiedy mia­łam dwa­na­ście, trzy­na­ście lat, każ­dej nocy mo­dli­łam się o to, żeby ktoś zna­lazł moją matkę, żeby się oka­zało, że po­li­cja się my­liła. Że po­mimo ist­nie­ją­cych do­wo­dów, ilo­ści krwi na ścia­nach, Lo­re­lai Hob­bes jed­nak żyje.

Z cza­sem stra­ci­łam na­dzieję i mo­dli­łam się już tylko o to, żeby ktoś od­na­lazł jej ciało. Wy­obra­ża­łam so­bie mo­ment, kiedy zo­stanę we­zwana, by je zi­den­ty­fi­ko­wać. Wy­obra­ża­łam so­bie, jak się z nią że­gnam. Jak urzą­dzam jej po­grzeb.

Ale ni­gdy nie wy­obra­zi­łam so­bie tego.

– Są pewni, że to ona? – spy­ta­łam, le­dwo wy­do­by­wa­jąc z sie­bie głos, ale spo­koj­nie.

Sie­dzie­li­śmy z oj­cem na we­ran­dzie, na dwóch koń­cach huś­tawki. W je­dy­nym miej­scu w domu Nonny, gdzie można było za­znać ja­kiej­kol­wiek pry­wat­no­ści.

– Miej­sce się zga­dza – po­wie­dział, pa­trząc w czerń nocy. – Czas też. Po­rów­nują dane z kar­to­tek den­ty­stycz­nych, ale tak czę­sto się prze­pro­wa­dza­ły­ście, że... – urwał.

Zo­rien­to­wał się, że mó­wił o czymś, co już wie­dzia­łam. Nie­ła­two bę­dzie od­szu­kać kar­to­tekę den­ty­styczną mo­jej matki.

– Zna­leźli to – po­wie­dział oj­ciec i po­dał mi srebrny łań­cu­szek z ma­łym czer­wo­nym ka­mie­niem szla­chet­nym.

Po­czu­łam na­gły ścisk w gar­dle.

Jej na­szyj­nik.

Prze­łknę­łam ślinę, pró­bu­jąc ode­pchnąć tę myśl. Jak­bym mo­gła ją po­łknąć i za­po­mnieć. Oj­ciec jesz­cze raz pod­su­nął mi łań­cu­szek, ale nie by­łam w sta­nie go przy­jąć.

Jej na­szyj­nik.

Od dłuż­szego czasu wie­dzia­łam, że moja matka nie żyje. By­łam tego pewna. Wie­rzy­łam w to. Ale te­raz, kiedy zo­ba­czy­łam ten na­szyj­nik, po­czu­łam, że tracę od­dech.

– Prze­cież to do­wód – wy­du­si­łam z sie­bie w końcu. – Nie po­wi­nie­neś go mieć. To do­wód w spra­wie.

Co oni so­bie my­śleli? Pra­co­wa­łam w FBI do­piero sześć mie­sięcy i więk­szość czasu spę­dza­łam poza miej­scem zbrodni, mimo to wie­dzia­łam, że do­wo­dów nie roz­daje się tak po pro­stu osie­ro­co­nym dziew­czyn­kom tylko po to, żeby miały pa­miątkę po matce.

– Nie było na nim od­ci­sków pal­ców ani in­nych śla­dów – za­pew­nił oj­ciec.

– Po­wiedz im, żeby go za­trzy­mali – wy­ce­dzi­łam przez zęby. Wsta­łam z miej­sca i prze­szłam na drugi ko­niec we­randy. – Mogą go po­trze­bo­wać pod­czas iden­ty­fi­ka­cji.

Mi­nęło pięć lat. Je­żeli szu­kali do­ku­men­ta­cji den­ty­stycz­nej, praw­do­po­dob­nie nie było nic wię­cej, na pod­sta­wie czego mo­gliby usta­lić toż­sa­mość. Zo­stały tylko ko­ści.

– Cas­sie...

Wy­łą­czy­łam się. Mia­łam słu­chać męż­czy­zny, który le­d­wie znał moją matkę, a te­raz za­mie­rzał mi wmó­wić, że nie mają żad­nych tro­pów, więc mogą nisz­czyć do­wody, bo i tak nie ma szans na roz­wią­za­nie tej sprawy?

Może mi­nęło pięć lat, ale mie­li­śmy ciało. To ono było tro­pem. Na­cię­cia na ko­ściach. To, jak zo­stała po­cho­wana. Miej­sce, które mor­derca wy­brał, żeby ją po­grze­bać. Mu­siało tam coś być. Ja­kaś wska­zówka.

Za­ata­ko­wał cię no­żem, mó­wi­łam w my­ślach do matki. Pró­bo­wa­łam roz­pra­co­wać, co do­kład­nie się wy­da­rzyło tam­tego dnia. Za­sko­czył cię. Wal­czy­łaś.

Od­wró­ci­łam się do ojca i po­wie­dzia­łam:

– Chcę obej­rzeć miej­sce, w któ­rym zna­le­ziono ciało.

To oj­ciec wy­ra­ził pi­semną zgodę na przy­ję­cie mnie do pro­gramu agenta Brig­gsa, ale nie miał po­ję­cia, czego kon­kret­nie się tam uczę. Nie wie­dział, czym na­prawdę był pro­gram. Nie wie­dział, co po­tra­fi­łam. Mor­dercy i ofiary, enesi i ciała – to był mój ję­zyk. Chcia­łam wie­dzieć, co się stało z moją matką. Mia­łam do tego prawo.

– Nie są­dzę, żeby to był do­bry po­mysł, Cas­sie.

Nie ty o tym zde­cy­du­jesz, po­my­śla­łam, ale nie po­wie­dzia­łam tego na głos. Nie było sensu się z nim kłó­cić. Je­śli chcia­łam zo­ba­czyć miej­sce zna­le­zie­nia ciała, zdję­cia, ja­kie­kol­wiek skrawki do­wo­dów, które mo­gły tam zo­stać, mu­sia­łam po­pro­sić ko­goś in­nego niż Vin­centa Bat­ta­glię.

– Cas­sie? Je­śli chcesz o tym po­roz­ma­wiać... – Oj­ciec wstał i zro­bił nie­pewny krok w moją stronę.

– Wszystko w po­rządku. – Po­ki­wa­łam głową, da­jąc mu do zro­zu­mie­nia, że nie po­trze­buję jego wspar­cia. Zdu­si­łam na­ra­sta­jący we mnie żal i rzu­ci­łam tylko: – Po pro­stu chcia­ła­bym wró­cić już do szkoły.

Okre­śle­nia „szkoła” uży­łam tro­chę na wy­rost. W pro­gra­mie było nas pię­cioro, a na­sze lek­cje można by ra­czej na­zwać prak­ty­kami. Nie by­li­śmy zwy­kłymi uczniami. By­li­śmy pra­cow­ni­kami. Eli­tarną grupą.

Każde z na­szej piątki miało ja­kąś zdol­ność, którą przez lata do­pro­wa­dzało do per­fek­cji.

Nikt z nas nie miał nor­mal­nego dzie­ciń­stwa. Nie prze­sta­wa­łam my­śleć o tym cztery dni póź­niej, kiedy cze­ka­łam przed do­mem babci na moją pod­wózkę. Gdy­by­śmy mieli, nie uczest­ni­czy­li­by­śmy w pro­gra­mie.

Za­miast wspo­mi­nać wa­runki, w ja­kich sama do­ra­sta­łam przy matce ko­cha­ją­cej prze­pro­wadzki (która wkrę­cała lu­dzi, że jest me­dium), po­my­śla­łam o po­zo­sta­łych – o psy­cho­pa­tycz­nym ojcu De­ana, o tym, że Mi­chael mu­siał na­uczyć się czy­ta­nia emo­cji, żeby prze­trwać. O Slo­ane i Lii oraz o wszyst­kim, co po­dej­rze­wa­łam na te­mat ich dzie­ciń­stwa.

Do­pa­dła mnie tę­sk­nota. Chcia­łam, żeby byli tu ze mną – wszy­scy albo cho­ciaż jedno z nich. Chcia­łam tego tak bar­dzo, że kiedy o tym my­śla­łam, nie mo­głam za­czerp­nąć po­wie­trza.

Wy­tańcz to! Z tyłu głowy usły­sza­łam głos matki. W wy­obraźni zo­ba­czy­łam ją owi­niętą nie­bie­skim sza­lem, z ru­dymi wło­sami wil­got­nymi od mrozu i śniegu, jak włą­cza ra­dio w sa­mo­cho­dzie i pod­gła­śnia mu­zykę.

To był nasz ry­tuał. Za każ­dym ra­zem, kiedy ru­sza­ły­śmy w drogę – z mia­sta do mia­sta, z jed­nego celu do dru­giego, z jed­nego wy­stępu na ko­lejny – matka włą­czała gło­śno mu­zykę i tań­czy­ły­śmy na sie­dze­niach tak długo, aż za­po­mi­na­ły­śmy wszystko i wszyst­kich z da­nego miej­sca.

Moja matka nie na­le­żała do osób, które mo­głyby za czymś tę­sk­nić.

– Wy­glą­dasz na za­my­śloną. – Z za­dumy wy­rwał mnie ni­ski głos.

Wy­par­łam wspo­mnie­nia i kry­jącą się za nimi la­winę emo­cji.

– Cześć, Judd.

Męż­czy­zna, któ­rego FBI za­trud­niło do opieki nad nami, przez chwilę mi się przy­glą­dał, po czym wziął ode mnie torbę po­dróżną i scho­wał ją do ba­gaż­nika.

– Chcesz się po­że­gnać? – Kiw­nął głową w kie­runku we­randy.

Od­wró­ci­łam się i zo­ba­czy­łam Nonnę. Ko­chała mnie. Mocno. Bez­wa­run­kowo. Od pierw­szego spo­tka­nia. By­łam jej winna po­że­gna­nie.

– Chyba o czymś za­po­mnia­łaś, Cas­san­dro – rzu­ciła żar­to­bli­wie, kiedy do niej po­de­szłam.

Przez wiele lat my­śla­łam, że coś jest ze mną nie tak, że zdol­ność ko­cha­nia ko­goś mocno, bez­wa­run­kowo i szczo­drze umarła we mnie ra­zem z matką. Kilka ostat­nich mie­sięcy udo­wod­niło mi, że się my­li­łam. Przy­tu­li­łam bab­cię, a ona od­wza­jem­niła uścisk. Trzy­mała mnie mocno w ob­ję­ciach, ni­czym naj­droż­szą rzecz w swoim ży­ciu.

– Mu­szę już iść – po­wie­dzia­łam po chwili.

Po­kle­pała mnie po po­liczku. Ciut za mocno.

– Za­dzwoń, je­śli bę­dziesz cze­goś po­trze­bo­wała. Cze­go­kol­wiek – po­wie­działa.

Przy­tak­nę­łam.

Nonna na chwilę za­mil­kła, po czym tak­tow­nie do­dała:

– Przy­kro mi z po­wodu two­jej matki.

Ni­gdy jej nie po­znała. Ni­czego o niej nie wie­działa. Ni­gdy nie opo­wia­da­łam ro­dzi­nie mo­jego ojca o tym, jak po­tra­fiła się śmiać, o grach, które wy­my­ślała, żeby na­uczyć mnie czy­tać lu­dzi, ani o tym, że za­miast „ko­cham cię” mó­wi­ły­śmy „co­kol­wiek by się działo”, bo ona nie tylko mnie ko­chała – ko­chała mnie na za­wsze, co­kol­wiek by się działo.

– Dzię­kuję – po­wie­dzia­łam lekko za­chryp­nię­tym gło­sem.

Pró­bo­wa­łam zdu­sić w so­bie na­ra­sta­jące uczu­cie ża­łoby, cho­ciaż wie­dzia­łam, że prę­dzej czy póź­niej ude­rzy mnie z wielką siłą.

Za­wsze by­łam lep­sza w po­rząd­ko­wa­niu i szu­flad­ko­wa­niu wy­da­rzeń niż w ra­dze­niu so­bie z za­le­wem nie­chcia­nych emo­cji.

Kiedy od­wró­ci­łam się od uważ­nie ob­ser­wu­ją­cej mnie Nonny i ru­szy­łam w stronę sa­mo­chodu Judda, w mo­jej gło­wie upar­cie po­brzmie­wał głos matki.

Wy­tańcz to!ROZ­DZIAŁ 3

Judd pro­wa­dził sa­mo­chód w mil­cze­niu. De­cy­zję o tym, czy chcę po­roz­ma­wiać, zo­sta­wił mnie. Do­piero po dzie­się­ciu mi­nu­tach zbie­ra­nia się w so­bie, udało mi się wy­du­sić:

– Po­li­cja zna­la­zła ciało. Twier­dzą, że to zwłoki mo­jej matki.

– Sły­sza­łem. Dzwo­nili do Brig­gsa – rzu­cił po pro­stu.

Tan­ner Briggs był jed­nym z dwóch agen­tów spe­cjal­nych nad­zo­ru­ją­cych pro­gram na­tu­ral­sów. To on mnie re­kru­to­wał, jako pre­tekst wy­ko­rzy­stu­jąc sprawę mo­jej matki.

Nic dziw­nego, że do niego za­dzwo­nili.

– Chcę zo­ba­czyć ciało – po­wie­dzia­łam, pa­trząc na drogę przed nami. Póź­niej się z tym zmie­rzę. Póź­niej będę prze­ży­wać ża­łobę. Te­raz po­trze­bo­wa­łam od­po­wie­dzi. Po­trze­bo­wa­łam po­znać fakty. – Chcę zo­ba­czyć zdję­cia z miej­sca od­na­le­zie­nia ciała i wszyst­kie inne do­wody, które FBI do­sta­nie od lo­kal­nej po­li­cji.

Judd od­cze­kał chwilę, po czym za­py­tał:

– To wszystko?

Nie. To nie było wszystko. By­łam zde­spe­ro­wana. Z jed­nej strony chcia­łam, by się oka­zało, że to nie była moja matka. Z dru­giej – że to ona. Co z tego, że te rze­czy były ze sobą sprzeczne? To nie umniej­szało po­czu­cia straty. Przy­gry­złam po­li­czek i po chwili od­po­wie­dzia­łam Jud­dowi na py­ta­nie:

– Nie, to nie wszystko. Chcę zna­leźć tego, kto to zro­bił.

To było pro­ste. Nie wy­ma­gało tłu­ma­cze­nia. Do­łą­czy­łam do pro­gramu, żeby wsa­dzać zbrod­nia­rzy za kratki. Moja matka za­słu­żyła na spra­wie­dli­wość. Ja za­słu­ży­łam na to, żeby spra­wie­dli­wo­ści stało się za­dość po tym wszyst­kim, przez co prze­szłam.

– Po­wi­nie­nem ci po­wie­dzieć, że po­lo­wa­nie na za­bójcę nie przy­wróci two­jej matce ży­cia. I że ob­se­syjne szu­ka­nie mor­dercy nie sprawi, że bę­dziesz mniej cier­piała.

Judd zmie­nił pas i można by od­nieść wra­że­nie, że wię­cej uwagi przy­kła­dał do drogi niż do tego, co mó­wi­łam. Ale mnie nie zmy­lił. Był snaj­pe­rem w pie­cho­cie mor­skiej i za­wsze miał pod kon­trolą to, co się działo wo­kół niego.

– Ale nie po­wiesz.

Wiesz, jak to jest, kiedy ktoś nisz­czy cały twój świat. Wiesz, jak to jest bu­dzić się co­dzien­nie ze świa­do­mo­ścią, że po­twór, który to zro­bił, jest wciąż na wol­no­ści i w każ­dej chwili może to zro­bić po­now­nie.

Judd nie po­wie mi, że­bym spró­bo­wała żyć da­lej. Nie mógłby.

– Co byś zro­bił, gdyby to była Scar­lett? Gdyby w jej spra­wie był ja­kiś trop, choćby naj­mniej­szy? – spy­ta­łam ci­cho.

Ni­gdy przed­tem nie wy­mó­wi­łam imie­nia córki Judda w jego obec­no­ści. Do nie­dawna na­wet nie przy­pusz­cza­łam, że miał córkę. Nie wie­dzia­łam na jej te­mat wiele poza tym, że pa­dła ofiarą se­ryj­nego mor­dercy zna­nego jako Ni­ght­shade. Mo­głam so­bie co naj­wy­żej wy­obra­zić, jak po­czułby się Judd, gdyby na­stą­pił prze­łom w spra­wie.

– Ze mną było ina­czej – po­wie­dział w końcu, pa­trząc na drogę. – Od razu zna­le­ziono ciało. I nie wiem, czy to le­piej, czy go­rzej. Z jed­nej strony le­piej, bo to roz­wie­wało wszel­kie wąt­pli­wo­ści, ale z dru­giej go­rzej, bo ża­den oj­ciec nie po­wi­nien oglą­dać cze­goś ta­kiego – do­dał z za­ci­śnię­tymi zę­bami.

Pró­bo­wa­łam so­bie wy­obra­zić, przez co mu­siał prze­cho­dzić, kiedy zo­ba­czył ciało córki, i na­tych­miast tego po­ża­ło­wa­łam. Judd miał dużą to­le­ran­cję na ból i do­sko­nale skry­wał emo­cje. Ale kiedy zo­ba­czył mar­twe ciało Scar­lett, nie było miej­sca na ukry­wa­nie się, na za­ci­ska­nie zę­bów. Były tylko krzyk i pustka, które sama zna­łam tak do­brze.

Gdyby to było ciało Scar­lett, gdyby to był jej na­szyj­nik, nie po­tra­fił­byś sie­dzieć bez­czyn­nie. Mu­siał­byś coś zro­bić. Bez względu na kon­se­kwen­cje.

– Po­pro­sisz Brig­gsa i Ster­ling, żeby udo­stęp­nili mi akta sprawy? – spy­ta­łam.

Judd nie był agen­tem FBI. Je­dyne, o co się trosz­czył, to pod­opieczni Biura Śled­czego. Ale to on miał ostat­nie słowo w kwe­stii na­szego za­an­ga­żo­wa­nia w sprawy.

Łącz­nie ze sprawą mo­jej matki.

Ro­zu­miesz, po­my­śla­łam, pa­trząc na niego. Czy tego chcesz, czy nie – ro­zu­miesz mnie.

– Bę­dziesz mo­gła przej­rzeć akta – po­wie­dział Judd. Wje­chał na pry­watne lot­ni­sko i spoj­rzał na mnie. – Ale nie sama.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: