- promocja
The Proposal. Oświadczyny - ebook
The Proposal. Oświadczyny - ebook
Gdy ktoś prosi, by spędzić z nim resztę życia, nie powinno być to niespodzianką ani dziać się na oczach czterdziestu pięciu tysięcy ludzi.
Kiedy niezależna pisarka Nikole Paterson idzie na mecz Dodgersów ze swoim chłopakiem, aktorem z włosami związanymi w kok i z jego kumplami, ostatniego czego oczekuje, to oświadczyny wyświetlone na telebimie. Odmowa nie jest trudna – spotykają się zaledwie od pięciu miesięcy, a on nie potrafi nawet prawidłowo zapisać jej imienia. Trudne jest zmierzenie się ze stadionem pełnym zawiedzionych ludzi…
Carlos Ibarra, który poszedł na mecz z siostrą, ratuje Nik i zabiera ją sprzed kamer. Wspiera ją nawet wtedy, gdy nagranie z oświadczyn staje się hitem internetu, a w mediach społecznościowych Nik roi się od negatywnych komentarzy.
Nik wie, że w Los Angeles przystojny lekarz jak Carlos na pewno nie szuka niczego poważnego, dlatego decyduje się na niezobowiązującą relację pełną jedzenia, śmiechu i fantastycznego seksu. Jednak gdy zaczynają łamać reguły tego, co miało być seksem bez zobowiązań, jedno z nich musi być na tyle mądre, by wcisnąć hamulec.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-678-7 |
Rozmiar pliku: | 805 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nik Paterson rozejrzała się, chłonąc idealny dzień w Los Angeles: bezchmurne niebo, soczyście zielone boisko do gry w baseballa, ciepłe słońce padające na dziesiątki tysięcy ludzi, zebranych razem z nią na Dodger Stadium. W jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl: Kiedy będę mogła stąd wyjść?
Fisher stał tuż obok. Jego kok lśnił w słońcu niczym złoto, a on śmiał się, popijając ciepłe piwo i świętując swoje urodziny. On i jego ziomale rozmawiali o podnoszeniu ciężarów, ostatnich przesłuchaniach czy samochodach, które planowali kupić – wszystkie te rzeczy, o których mówili, w ogóle nie interesowały Nik. Gdyby wiedziała, że te urodziny będą wspólnym wyjściem z przyjaciółmi Fishera, zabrałaby ze sobą przynajmniej jedną koleżankę, żeby mieć z kim rozmawiać.
Chociaż, prawdę mówiąc, mogło być tak, że Fisher informował ją, że wychodzą z jego przyjaciółmi, a ona po prostu go nie słuchała. Nik prawie w ogóle się nie skupiała, gdy Fisher zaczynał mówić, ale z drugiej strony – przecież nie chodziła z nim przez ostatnie pięć miesięcy, bo był dobrym rozmówcą.
Spojrzała na tablicę wyników i westchnęła. Trwała dopiero piąta runda; pewnie czekała ją jeszcze godzina, jak nie półtorej, siedzenia.
Naprawdę nie miała nic przeciwko baseballowi. Chodziło o to, że wolałaby spędzić ten piękny, wiosenny dzień w domu, przed laptopem i ze szklanką bourbona z lodem, niż tutaj, na stadionie baseballowym, pijąc ciepłe piwo. Ale gdy pociągający gość, z którym uprawiasz seks chce iść w swoje urodziny na mecz Dodgersów, zagryzasz zęby i idziesz razem z nim i jego kumplami.
Westchnęła raz jeszcze i sięgnęła po telefon. Może, skoro już tu siedzi, uda jej się trochę popracować.
Właśnie zaczynała robić postęp w pisaniu wstępnej wersji artykułu, gdy Fisher mocno dźgnął ją łokciem.
– Nik! Odłóż telefon, nie możesz tego przegapić! – Zarzucił jej rękę na ramiona i pocałował w policzek. Zapisała dokument i schowała telefon do kieszeni. Jego ulubiony zawodnik pewnie ma zaraz odbijać albo coś w tym stylu.
Spojrzała na boisko, ale tam nic się nie działo. Wtedy podążyła spojrzeniem w stronę telebimu, na którym normalnie byłoby widać wynik meczu. Tym razem znajdował się tam napis:
NICOLE, KOCHAM CIĘ. WYJDZIESZ ZA MNIE? FISHER.
Odwróciła się do Fishera, usta miała rozchylone.
– O co chodzi, do cholery?
Ku jej przerażeniu, padł na jedno kolano, prosto na łupinki po orzeszkach, które walały się po betonie i niebezpiecznie blisko kałuży rozlanego piwa.
Boże. W ręce trzymał pudełko z pierścionkiem.
– Nikole. – Założył kosmyk włosów za ucho i otworzył pudełko. Odwróciła wzrok. – Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi?
Czy to był sen? Bo odnosiła wrażenie, że tkwi w koszmarze.
Spotykali się od pięciu miesięcy! To, że ją kochał, było dla niej czymś nowym – przecież nigdy wcześniej tego nie powiedział – ale zaręczyny? Przecież on nawet nie umiał poprawnie napisać jej imienia!
Próbowała się uśmiechnąć, ale zachowywanie pokerowej twarzy nigdy jej nie wychodziło – poza, o dziwo, momentami, w których rzeczywiście grała w pokera. Najlepsi przyjaciele nie nazwaliby Fishera spostrzegawczym, ale nawet on widział, że coś jest nie tak z jego szczęśliwą chwilą.
– Nik, słyszałaś, co powiedziałem? Stoisz bez słowa. Nawet nie założyłaś pierścionka!
– Ja nie… – Odchrząknęła i spróbowała mówić ciszej, żeby cały cholerny stadion nie wiedział, co się dzieje. – Po prostu nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Nie jesteśmy w miejscu, gdzie… ja nie… Po prostu szkoda, że wcześniej o tym ze mną nie porozmawiałeś… przed tym.
– Czy ty mówisz „nie”?
Boże, on ciągle przed nią klęczał.
– Mówię, że to nie jest ani odpowiednie miejsce, ani chwila na taką rozmowę.
Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
– Czy ty mówisz „nie”? – powtórzył.
Wzięła głęboki oddech.
– Próbuję nie powiedzieć tego na głos, żeby nie usłyszał mnie cały stadion.
Nadal miała nadzieję, że to był tylko głupi żart. Że już za chwilę Fisher ujawni, że to było nagranie do reklamy albo nawet jakiegoś reality show, a wtedy wszyscy będą mogli się z tego śmiać i wrócić do oglądania meczu.
– No weź, Nik – powiedział. Dlaczego jeszcze nie wstał? – Dobrze nam ze sobą! Zaszalej! Daj nam szansę!
Zaszalej?! Czy on podchodził do małżeństwa jak do spontanicznego weekendowego wypadu do Palm Springs?
– Fisher. Nie rób tego.
– Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz. – Zatrzasnął pudełko z pierścionkiem, wstał i zarzucił głową. Nie przyniosło to zamierzonego efektu, bo miał związane włosy. – Odrzucasz mnie publicznie! W moje urodziny! Kto normalny tak robi?
Odszedł pospiesznie i wbiegł po schodach. Czyli to jednak nie był żart.
Spojrzała na jego ziomków, a oni spojrzeli na nią. Pokręcili głowami, jakby byli nią zawiedzeni, po czym solidarnie ruszyli do wyjścia za Fisherem.
A to oznaczało, że Nik została sama, by zmierzyć się ze spojrzeniem czterdziestu pięciu tysięcy par oczu.
***
Carlos trącił swoją siostrę, Angelę, gdy blondyn i jego koledzy skierowali się w stronę wyjścia ze stadionu.
– Teraz wiem, co doradzić twojemu chłopakowi w kwestii zachowań, których ma unikać.
Angela przewróciła oczami.
– Niezła próba, ale ja nie mam chłopaka.
W mordę. Ciągle odmawiała mu poznania chłopaków, z którymi się spotykała, dlatego został zmuszony do podstępnych prób wyciągnięcia od niej, czy jakiegoś ma. Albo nigdy nie udało mu się wziąć jej z zaskoczenia na tyle, by to przyznała, albo naprawdę z nikim nie była, odkąd zaczął stosować tę taktykę. Obstawiał to pierwsze.
Oczywiście sam nic nie mówił Angie o tym, z kim się spotykał, ale to było coś innego. Od lat nie był z nikim na poważnie i żadna z kobiet, z którymi cokolwiek go obecnie łączyło, nie była wystarczająco ważna, by poznać jego siostrę.
– Chociaż muszę ci przyznać, że z tym trafiłeś – powiedziała Angie. – Ktokolwiek by się ze mną spotykał, zdecydowanie nie powinien robić czegoś takiego, jak to. – Im dłużej mówiła, tym mocniej gestykulowała. – Powiedziała, że o tym nie rozmawiali. Kto oświadcza się osobie, z którą tego nie przedyskutował? Zwłaszcza w miejscu publicznym?
Znowu spojrzał na kobietę – Nicole – która teraz siedziała w rzędzie sama. Pisała coś w telefonie ze spuszczonym wzrokiem. Słońce podkreślało złote pasemka w jej ciemnych, kręconych włosach. Świetnie jej szło udawanie, że cały stadion o niej nie mówi.
– Naprawdę mi jej szkoda. – Nie mógł uwierzyć, że jeszcze nie uciekła. Gra toczyła się dalej, ale nikt nie oglądał. Wszyscy patrzyli na nią. Włącznie z Carlosem.
– Mnie też – powiedziała Angela.
Nicole owinęła kosmyk włosów wokół palca i udawała, że ogląda mecz. Carlos zdał sobie sprawę, że się w nią wpatruje, dlatego zmusił się, by odwrócić wzrok.
Popatrzył na Angelę i pokręcił głową.
– Rozumiem próbę zrobienia czegoś romantycznego, a nawet to, że chce się komuś zrobić niespodziankę, ale…
– Zdecydowanie się na spędzenie razem życia nie powinno być niespodzianką – odpowiedziała jego siostra. – O czymś takim powinno się najpierw porozmawiać!
– Och, skoro o tym mowa. – Trochę zmienił temat. – Mówiłem ci już, że Drew oświadczył się swojej dziewczynie kilka dni temu?
Angie się zaśmiała.
– Naprawdę? To świetnie. Rok temu w ogóle bym nie pomyślała, że twój przyjaciel Drew mógłby się zaręczyć. – Spojrzała na telebim, a potem z powrotem na Carlosa. – Zgodziła się, prawda?
Carlos parsknął.
– Tak. Ale oni najpierw o tym porozmawiali.
Znowu spojrzał na kobietę siedzącą dwa rzędy niżej, na tę, która się nie zgodziła. Z zawziętością nie patrzyła na nikogo wokół. Jej włosy poruszały się na lekkim wietrze, a ciemnobrązowa skóra lśniła w słońcu. Widział jej twarz przez chwilę, gdy pojawiła się na telebimie, dopóki nie dotarło do niego, że ten dramat rozgrywa się niemal pod jego nosem, ale dostrzegł wtedy piękną twarz z ciemnymi oczami i intensywnie czerwonymi ustami. Zastanawiał się, jak długo zamierzała zostać na swoim miejscu. Pewnie nie wyszła od razu, bo bała się wpaść na typa z kokiem, co miało sens. Ale jeśli Carlos wiedział coś o tym, jak sprawy się mają w Los Angeles, to na pewno to, że jeśli dziewczyna zostanie na stadionie za długo, narazi się na…
Tak, właśnie na to. Na ekipę telewizyjną.
Znowu trącił siostrę łokciem. Spojrzała w tym samym kierunku i od razu dostrzegła, w czym problem.
– Boże, co za koszmar – powiedziała.
– Musimy ją uratować – oznajmił.
– Co, zamierzasz coś oświadczyć? Gra słów przypadkowa.
– Rób to, co ja. – Wstał i wyszedł z ich rzędu, Angie podążyła za nim.
Zszedł po szerokich stadionowych schodach, nie odrywając wzroku od boiska. Gdy znalazł się dwa rzędy niżej, stanął i spojrzał w bok. Mam nadzieję, że to zadziała, pomyślał, po czym zaczął grać.
– Nicole? Nicole, to ty! – powiedział na tyle głośno, że i ona, i ekipa telewizyjna, a także ludzie dookoła skupili na nim swoją uwagę. – Angela, spójrz, to Nicole! Nie widzieliśmy się, ile… Boże, ile to było lat?
Angela grała razem z nim, gdy Carlos przepchnął się przez ekipę telewizyjną, by podejść do Nicole.
– Będzie przynajmniej pięć lat, Carlos, nie? Nicole, co u ciebie?
Jego siostra objęła uśmiechającą się szeroko kobietę i wyszeptała jej coś do ucha, zanim się odsunęła.
– Jak dobrze jest cię widzieć po takim czasie! – powiedziała Angela. Rozejrzała się dookoła z szerokim uśmiechem, jakby dopiero teraz zauważyła ekipę telewizyjną. – O matko, przeszkadzamy w czymś? Tak bardzo was przepraszam, chłopaki! – Uśmiechnęła się do mężczyzn, którzy otoczyli Nicole dosłownie pół minuty wcześniej; patrzyła na nich szeroko otwartymi oczami, co nigdy nie zawodziło i sprawiało, że faceci padali do jej stóp. – Tak długo się nie widzieliśmy. Co za zbieg okoliczności, że spotykamy się właśnie tutaj.
– Och, wow, jak się pozna…
Carlos wepchnął się przed faceta z kamerą. Gdyby gość posunął się do agresji, Carlos i tak miał nad nim przynajmniej dziesięć centymetrów i piętnaście kilogramów przewagi.
– Szliśmy właśnie po piwo i Dodger Dogi. Lecisz z nami?
Lecisz z nami? W tej chwili brzmiał jak jego szesnastoletni pacjenci.
– Świetny pomysł, umieram z głodu. – Nikole przeszła koło kamerzysty. – Pogadamy później! – zawołała do ekipy telewizyjnej, gdy razem z Carlosem i Angie ruszyła pospiesznie schodami.
Hm, wyglądało na to, że brzmienie jak twoi szesnastoletni pacjenci to idealny sposób na niewzbudzanie podejrzeń.
Nie przestawali grać, gdy szli po schodach, mówiąc takie rzeczy jak „Wow, minęło tyle czasu!” czy „Co za spotkanie!” i jeszcze „Nie wierzyłem własnym oczom, że to ty!”. I tak w kółko. Gdy w końcu weszli na samą górę i zniknęli w głębi korytarza, cała trójka oparła się o najbliższą ścianę i wybuchła śmiechem.
– Tak bardzo wam dziękuję za uratowanie mnie – powiedziała Nicole, gdy przestała się śmiać. – Już zaczęłam sobie przypominać ruchy z zajęć sztuk walki sprzed dwudziestu lat. Uratowaliście mnie i przed powalaniem kogoś na ziemię, i przed zrobieniem sobie wstydu. To drugie było nawet bardziej prawdopodobne.
– Jeszcze nie zostałaś uratowana – odpowiedział Carlos. Położył rękę na jej plecach, a siostrę chwycił za ramię. – Musimy opuścić stadion. Znajdą cię, jeśli tu zostaniesz.
– Och, znajdę drogę do wyjścia sama. Na pewno chcecie wracać na mecz. – Wyprostowała się i posłała im uśmiech. – Ale jeszcze raz wam dziękuję, bardzo to doceniam.
Miał się już pożegnać, gdy coś przyszło mu do głowy.
– Przyjechałaś tu autem? Czy… miałaś podwózkę?
Wzruszyła ramionami.
– Mojej podwózki raczej od dawna tu nie ma, ale na pewno jakoś się dostanę z powrotem do Silver Lake. Nie jeździ tu jakiś autobus? Albo zamówię taksówkę, w końcu mam od tego tyle aplikacji w telefonie.
Carlos i Angie wymienili spojrzenia. Wyobraził ją sobie, czekającą na parkingu przed Dodger Stadium, gdzie szybko znowu wpadłaby w zasadzkę. Nie wątpił, że jego siostra myślała o tym samym.
– Silver Lake mamy po drodze – powiedział. – Możemy cię podwieźć. – Nie miał problemu z przegapieniem reszty gry. W końcu to nie był mecz Giantsów.
Popatrzyła na niego spod uniesionych brwi, po czym odwróciła się do Angeli i pokręciła głową.
– Nie, naprawdę, poradzę sobie. Nie musicie rezygnować dla mnie z meczu, przecież nawet mnie nie znacie. Poza tym na pewno macie lepsze rzeczy do roboty niż wożenie nieznajomej po Los Angeles.
Angela wyglądała przez chwilę na zagubioną, aż nagle się roześmiała.
– Moment, chwila, myślałaś, że jesteśmy na randce? Fuj, nie, to mój brat. Uwierz mi, wolę wozić ciebie po Los Angeles niż oglądać z nim baseball.
Nicole spojrzała na Carlosa.
– Na pewno? Nie musicie tego robić.
Uśmiechnął się szeroko i zarzucił im obu rękę na ramiona.
– Uznajmy to za mój dobry uczynek tego tygodnia – powiedział. – Chodź, znikajmy stąd, zanim sępy znowu cię dopadną.ROZDZIAŁ DRUGI
Nik szła przez parking z Carlosem i Angelą. Cieszyła się, że mecz się jeszcze nie skończył i ludzie wciąż siedzieli na stadionie, bo dzięki temu nie musieli przedzierać się przez tłumy. Kilka osób, które minęli, rzucało jej wrogie spojrzenia. Zgadza się, to ona była tą suką, która złamała serce ślicznego blondyna, a wszystko to zostało pokazane na telebimie.
Pokręciła głową. To się naprawdę stało. Naprawdę jej się oświadczono, a potem zostawiono ją samą na oczach całego świata.
Nie mogła uwierzyć, że Fisher jej to zrobił. Same oświadczyny były szokujące – zanim to się stało, była przekonana, że żadne z nich nie myślało o ich związku jako czymś, co zmierza ku małżeństwu. Myślała, że oboje nie chcieli, by ten związek zakończył się małżeństwem. A on nie tylko się oświadczył, zrobił to w miejscu publicznym. I to na meczu baseballa! Dobry Boże, była na niego tak wściekła.
Poza tym czuła się jak dupek. Właśnie odmówiła przyjęcia zaręczyn na oczach tysięcy ludzi. W jego urodziny. Wszyscy ci ludzie posyłający jej wrogie spojrzenia robili to z dobrego powodu. Nie chciała zranić Fishera! Był bardzo miłym i niesamowicie nudnym facetem. Pewnie mogła wymyślić lepszy sposób na odrzucenie zaręczyn, ale była w takim szoku, że nie myślała trzeźwo. Poza tym dyplomacja nigdy nie była jej mocną stroną.
Na szczęście została ocalona przez to niesamowite rodzeństwo. Pewnie powinna być ostrożna, wsiadając do samochodu z dwójką nieznajomych, którzy wyciągnęli ją ze stadionu podczas meczu baseballa, gdy znajdowała się w kiepskiej sytuacji, ale nie miała na to siły. Powinna uważać w szczególności na tego faceta, który był zbyt atrakcyjny z ciemnymi, zmierzwionymi włosami, wielkimi brązowymi oczami i lekkim zarostem na twarzy. Normalna Nik nie zaufałaby mu nawet na chwilę. Jednak Nik oszołomiona transmisją z telebimu powiedziała mu, gdzie mieszka. Teraz nie miała jednak na nic siły i odczuwała jedynie ulgę, że już nie siedzi na stadionie.
– Jeszcze raz dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnęliście. Przez cały ten czas siedziałam i pisałam do moich przyjaciółek o tej porażce i próbowałam wymyślić, jak wydostać się do domu, ale wtedy pojawiła się ekipa z kamerą. Nadal nie mogę uwierzyć, że to się wydarzyło.
Carlos otworzył auto, jedną z tych drogich, czerwonych i sportowych bryk, których mnóstwo widziała w Los Angeles. Oczywiście, że facet, który z uśmiechem niemal powalił na ziemię kamerzystę, jeździ czerwonym sportowym autem. Otworzył dla niej drzwi od strony pasażera. Pokręciła głową.
– Och, nie, mogę usiąść z tyłu.
Angela zaśmiała się i otworzyła drzwi z tyłu.
– Bez obaw, Nicole. Myślę, że dzisiaj zasługujesz na jazdę z przodu.
– Nik. – Musiała to szybko wyjaśnić, mimo że miała tylko jechać z tymi ludźmi do Silver Lake. – Wszyscy nazywają mnie Nik. Moje pełne imię to Nikole, przez „k”.
Angela przyglądała się jej przez długą chwilę, ciągle trzymając rękę na klamce tylnych drzwi.
– Czy na ekranie nie było napisane…
– Przez „c”? Oczywiście!
Wsiadła do samochodu i zapięła pas, a Angela wsunęła się na miejsce za nią.
– Czy ty mi właśnie usiłujesz powiedzieć, że źle napisał twoje imię w swoich oświadczynach? – zapytała Angela.
– Tak, właśnie to ci usiłuję powiedzieć. To tylko jedna z wielu rzeczy, które mnie dziś zszokowały. – Poczuła wibrację w kieszeni. – Poczekaj chwilę, muszę powiedzieć moim przyjaciółkom, że mam podwózkę.
Miała czterdzieści trzy nieodczytane wiadomości.
– Cholera.
Otworzyła aplikację i wypuściła głęboki oddech. Okej, trzydzieści trzy wiadomości były z jej grupowej rozmowy z przyjaciółkami. Reagowały na jej informację o zaręczynach, a potem okazywały coraz większy niepokój, pytając, gdzie się podziewa, bo nagle przestała odpowiadać.
Przepraszam was, ekipa telewizyjna do mnie podeszła, ale uratowali mnie nieznajomi. Odwiozą mnie teraz do domu, to długa historia. Spotkajmy się za godzinę w barze.
Przeszła do kolejnych wiadomości. Trzy były związane z pracą, ale nimi mogła się zająć po wyleczeniu kaca, którego planowała mieć jutro rano. Mój Boże, trzy dostała od ludzi, których znała, a którzy byli na stadionie i zobaczyli ją na telebimie. W wielkim Los Angeles mieszkało ponad osiemnaście milionów ludzi, z których znała może kilkaset, a trzy z tych osób jakimś cudem były na stadionie w tym samym czasie, co ona, przez co widzieli na własne oczy najbardziej szaloną rzecz, jaka jej się w życiu przydarzyła? To jakiś nieśmieszny żart.
Pozostałe pięć wiadomości było od Fishera.
Ty pieprzona suko, nie mogę uwierzyć
Wyłączyła telefon i schowała go do kieszeni. Okej, nie. Czyli Fisher nie był aż tak miłym facetem. Nie zamierzała wchodzić w te wiadomości, dopóki nie wypije przynajmniej dwóch szotów bourbona.
– Wszystko w porządku? – zapytał Carlos, zerkając na nią zza kierownicy.
Zaśmiała się, choć w tej sytuacji nie było nic zabawnego. Teraz zrozumiała, co oznaczał histeryczny śmiech.
– Na tyle, na ile to dzisiaj możliwe. Przepraszam, że tak odpłynęłam, dostałam trochę wiadomości. Moje przyjaciółki bardzo się cieszą, że wyszłam z tego cała i zdrowa.
– Boże, ja też – odpowiedział Carlos. – Gdy zobaczyliśmy, że ta ekipa z kamerą idzie w twoją stronę, martwiłem się, że albo ich wszystkich pobijesz, albo wybuchniesz płaczem.
– Uwierz mi, brałam pod uwagę obie opcje – powiedziała Nik. – Niestety, nie mam pojęcia, jak zadać cios, a nie chciałam też zostać nagrana zapłakana.
Uśmiechnął się do niej, a ona ten uśmiech odwzajemniła. Rozmawianie z facetem, który umiał z nią żartować, było bardzo odświeżające po miesiącach spędzonych z Fisherem, który w takiej sytuacji tylko tępo by się na nią patrzył.
– Dokąd jedziemy? – zapytał Carlos. – Mamy cię odwieźć do ciebie, do domu przyjaciółki czy…?
Cieszyła się, że już zaplanowała spotkanie z Courtney i Daną w barze, w przeciwnym razie oszołomiona telebimem Nik podałaby swój domowy adres pierwszemu spotkanemu od dawna mężczyźnie, który miał poczucie humoru.
– Na Sunset jest bar, gdzie znajduje się przeznaczona mi butelka bourbona. Spotykam się tam z przyjaciółkami w nadziei, że upiję się na tyle, że zapomnę o dzisiejszym dniu.
– Nie mogę uwierzyć, że źle napisał twoje imię – wymamrotała z tylnego siedzenia Angela.
– Wiesz, spotykaliśmy się tylko pięć miesięcy, może informacja o pisowni mojego imienia jeszcze do niego nie dotarła.
– Czekaj, ŻE CO? – Myślała, że Angela była głośna, ale to Carlos niemal krzyczał. – Spotykaliście się od pięciu miesięcy, a on ci się oświadczył? W miejscu publicznym?
Jeśli sama miałaby wybrać obcego mężczyznę, który miałby ją uratować, na pewno byłby to ktoś, kto wściekał się z właściwych powodów.
– Dokładnie! Spotykaliśmy się przez pięć miesięcy, a on mi się oświadczył w miejscu publicznym. Ale to ja jestem tą złą za odrzucenie oświadczyn w jego urodziny.
– Nie jesteś tą złą – oznajmił Carlos. – Zaufaj mi.
Bardzo kusiło ją odpisanie Fisherowi i wyklęcie go na wszystkie możliwe sposoby, a także powiedzenie mu, że według niej był beznadziejnym aktorem, jednak się powstrzymała. Z trudem.
Angela wyjrzała z tylnego siedzenia.
– Od jak dawna mieszkasz w LA, Nik?
Była wdzięczna za możliwość porozmawiania o czymś innym.
– Od jakichś sześciu lat, ale przez większość życia mieszkałam w Kalifornii. A wy?
– Urodzeni i wychowani w Eastside – odpowiedział Carlos.
– Nie wierz mu, mój brat tylko zgrywa wiecznego mieszkańca Eastside. Przez lata mieszkał w Westside i dopiero tu wrócił. Na szczęście.
– Na szczęście? – powiedział Carlos. – Pierwsze słyszę, żeby moja siostrzyczka była wdzięczna za mój powrót. Całe szczęście, bo co? Bo teraz masz kogoś, kto może przychodzić do twojego domu w środku nocy, żeby zabijać pająki?
– Dokładnie! – odpowiedziała Angela. – A poza tym ktoś musi składać za mnie meble z Ikei i pilnować psa, gdy będę przebywać poza miastem.
Carlos jakimś cudem zdołał przewrócić oczami, nie odrywając wzroku od drogi.
– Przecież nawet nie masz psa!
– Ale mogę mieć! Kiedyś!
Ta sprzeczka rodzeństwa urozmaicała jej całą drogę do baru. Co najważniejsze, rozpraszała ją na tyle, że nie odpisała Fisherowi.
Nim dotarli do sanktuarium, baru, do którego przychodziła z przyjaciółkami prawie od samego początku, gdy zamieszkała w LA, udało jej się kilka razy roześmiać, słuchając historii opowiadanych przez Carlosa i Angelę.
– Wchodzicie ze mną, prawda? – zapytała. – Wiszę wam o wiele więcej niż drinka za to, co dla mnie dzisiaj zrobiliście, ale od tego możemy zacząć.
Carlos i Angela szybko wymienili spojrzenia. Odbywali niemą rozmowę, ale nie wiedziała, czy to było coś w stylu „Ta kobieta to jakaś wariatka, spieprzajmy stąd”, czy „Zrobiło mi się niedobrze od siedzenia na tylnym siedzeniu, napijmy się”.
– Pewnie – odpowiedział Carlos. – I tak zamierzałem wypić kolejne piwo, gdy zaczęła się cała ta akcja podczas meczu.
Poczuła, jak napięcie opuściło jej ciało w chwili, gdy weszli do baru. Ciemne, chłodne wnętrze przyniosło jej natychmiastową ulgę po nieustępliwym, intensywnym słońcu, na którym spędziła tyle czasu. Wsunęła okulary na czubek głowy, gdzie na pewno za chwilę wplączą jej się we włosy, i spojrzała w kąt lokalu. Jej przyjaciółki, Courtney i Dana, siedziały już w ich ulubionej loży i na nią czekały.
– Już jestem – oznajmiła, podchodząc do nich. – Gdzie mój drink?
– Tutaj. – Dana wskazała na coś za jej plecami. Odwróciła się i zobaczyła barmana, który przez ostatnie cztery lata nalewał im drinki przynajmniej dwa razy w tygodniu. Podał jej szklankę bourbona z jedną dużą kostką lodu. Courtney i Dana musiały powiedzieć Pete’owi, że coś jest na rzeczy.
– Dzięki, Pete. Przygotuj moim nowym znajomym to, o co poproszą, okej? Ja płacę.
Gdy barman przyjmował ich zamówienia, usiadła w zakrzywionej loży obok Courtney.
– Hej – powiedziała jej przyjaciółka. – Wszystko w porządku?
Nik oparła na chwilę głowę o ramię Courtney.
– Nic mi nie jest. Po prostu jestem zszokowana tym, co się wydarzyło. Chyba. – Dała znak Carlosowi i Angeli, żeby dołączyli do nich w loży.
– Dana, Courtney, poznajcie Carlosa i Angelę. To oni ocalili mnie dzisiaj na tak wiele sposobów i jestem im winna więcej niż mojego pierworodnego. Carlosie, Angelo, to moje przyjaciółki, Dana i Courtney, które miały przyjechać na stadion i zabrać mnie z tego przeklętego miejsca, więc je też ocaliliście.
Właśnie wtedy barman przyniósł kolejne dwa drinki.
– Wznieśmy toast! – powiedziała Nik, gdy każdy już miał swoją szklankę. – Za przyjaźnie, te prawdziwe i te udawane.
Wszyscy stuknęli się drinkami, a Nik od razu wzięła łyk bourbona.
– Okej – powiedziała Courtney. – Musimy poznać szczegóły. Co oznacza ten toast? Czy on naprawdę ci się oświadczył? Tak w ogóle to nigdy nie lubiłam Fishera. Nigdy nie był dla mnie miły, widocznie grube Koreanki nie były jego grupą docelową. Gdzie teraz jest? Płakał? Opowiedz nam o wszystkim.
Nik wzięła głęboki oddech. Wciąż nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę przydarzyło.
Dana poklepała ją po ramieniu i pokręciła głową, patrząc na Courtney.
– Daj jej się najpierw napić! Nie musisz nam od razu wszystkiego mówić. Jesteś głodna? Mamy zamówić pizzę? Jaką?
Jeszcze nie była pijana, ale pizza brzmiała wyśmienicie.
– Zdecydowanie. Fisher nie jadł węglowodanów przez jakieś dwa lata, więc pizza brzmi fantastycznie. Nie obchodzi mnie, co na niej będzie, póki wśród składników znajdzie się pepperoni i mnóstwo sera.
Dana wyjęła telefon i otworzyła aplikację do zamawiania jedzenia.
– Wy też się skusicie? – zapytała Carlosa i Angelę. Oboje przytaknęli.
Po kilku kliknięciach Dana podniosła wzrok znad telefonu.
– Okej, pizza niedługo będzie. To na czym skończyliśmy?
Nik wzięła kolejny łyk alkoholu. Bogu niech będą dzięki za bourbon.
– Nie wiem, na czym skończyliśmy, ale zaczynając od końca, toast wzniosłam za to, że ta dwójka udawała moich dawnych przyjaciół, żeby ocalić mnie przed ekipą telewizyjną. Bóg mi ich zesłał.
– Ekipą telewizyjną? – Courtney popatrzyła najpierw na nią, potem na Carlosa i Angelę, pewnie po to, by upewnić się, że Nik nie zwariowała.
– Tak – potwierdził Carlos. – Siedzieliśmy kilka rzędów za Nik i widzieliśmy całą tę akcję z zaręczynami. A potem zauważyliśmy ekipę z kamerą i wiedzieliśmy, że musimy coś zrobić.
– Skąd w ogóle wzięliście ten pomysł? To było świetne! – pochwaliła ich Dana.
Carlos skinął głową i uniósł swoją szklankę.
– Dziękuję i zgadzam się, to było świetne. – Uśmiechnął się szeroko do Nik, a ona automatycznie odpowiedziała tym samym. – Ale muszę przyznać, że zasługa za to należy się naszej kuzynce, Jessie. Kiedyś opowiedziała mi historię o kobiecie na parkingu, która zrobiła to samo, gdy zobaczyła śledzącego ją szemranego typa i chyba utkwiło mi to w pamięci.
Angela się zaśmiała.
– Chciałam pozwolić bratu przypisać sobie te zasługi, choć wiedziałam, że wziął to od Jessie. Cieszę się, że zwraca uwagę na kobiety w rodzinie.
Nik nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio słyszała, by mężczyzna bez przymusu przypisał za coś zasługi kobiecie. Był to jeden z głównych powodów, dla których została freelancerką, bo wszyscy mężczyźni wokół niej ciągle jej przerywali i udawali, że jej pomysły należały do nich, nawet gdy wszyscy słyszeli, że to ona pierwsza o nich mówiła.
– Och, błagam – powiedział Carlos. – Myślę, że czasami wręcz za bardzo zwracam na was uwagę.
Nik dokończyła drinka, a chwilę później stał przed nią nowy.
– Dzięki, Pete – powiedziała jednocześnie ze swoimi przyjaciółkami.
– Musicie dawać naprawdę dobre napiwki – skomentował Carlos.
Zaśmiały się.
– To też, a poza tym Pete przez przynajmniej dwa lata podkochiwał się w Danie – powiedziała Courtney. Dana uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami.
– Dobra, dobra. – Nik napiła się i odstawiła szklankę na stół – Teraz czas na moją część historii. Zanim zacznę, muszę powiedzieć jedno: NIE MIAŁAM POJĘCIA, że zapowiada się na coś takiego. W drodze do baru myślałam o tym, skąd mu się to wzięło, ale przysięgam, że nic nie przyszło mi do głowy.
Przez ostatnie tygodnie szczerze zastanawiała się, jak długo jeszcze potrwa jej związek z Fisherem. Nie tylko ją nudził, ale wydawało jej się, że on też nie był nią szczególnie zainteresowany. Nie wyglądała jak modelki, z którymi umawiali się jego przyjaciele, nie udawał nawet, że obchodzi go jej praca, a ona uważała jego za śmieszną. Świetny przepis na małżeństwo!
– W każdym razie gra była taka sobie, w sumie nawet nudna, świeciło słońce i tak dalej. Aż tu nagle Fisher powiedział, żebym na coś spojrzała. Myślałam, że chodziło o coś związanego z baseballem, więc najpierw popatrzyłam na boisko, ale wtedy wskazał palcem na telebim. A tam znajdował się wielgachny napis w stylu: „Kocham cię, wyjdziesz za mnie?”.
– Zapomniałaś o najważniejszym – wtrąciła Angela. – Napis brzmiał tak: „Nicole, kocham cię, wyjdziesz za mnie?”, napisane przez „c” zamiast „k”!
Dana i Courtney sapnęły jednocześnie. Idealna reakcja.
– Źle zapisał twoje imię w oświadczynach? – zapytała Courtney.
– Tak! – odpowiedziała Nik. – Ale poczekajcie, o tym porozmawiamy później, dajcie mi najpierw wszystko opowiedzieć. Gdy zobaczyłam napis na telebimie, myślałam, że to jakiś żart albo że pokazuje mi to, bo było tam moje imię i ktoś inny oświadczał się swojej dziewczynie. Nigdy wcześniej nie powiedział mi, że mnie kocha, a gdyby to zrobił, nie doszłoby do tego całego koszmaru, bo zakończyłabym naszą relację w tej samej sekundzie, ale no, nieważne. Czekajcie, o czym to ja mówiłam?
– Zobaczyłaś napis na ekranie…? – przypomniała Dana.
– Och, tak. Wtedy się do niego odwróciłam, a on klęczał. A w ręce trzymał pudełko z pierścionkiem!
– Jak wyglądał pierścionek? – zapytała Courtney.
– Pierścionek? – Nik milczała przez chwilę. Tak bardzo wtedy panikowała, że nawet na niego nie spojrzała. – Nie mam pojęcia. Chyba go nawet nie widziałam. Cholera, nie pamiętam nawet, co mu odpowiedziałam, coś w stylu, że powinniśmy byli o tym wcześniej porozmawiać, na co on powiedział coś w stylu: „Odmawiasz mi?”. Odpowiedziałam, że nie chcę mówić tego na głos, a wtedy on powiedział, żebym zaszalała. ZASZALAŁA. Tak jakby podjęcie decyzji o ślubie było czymś, co robią teraz wszystkie fajne dziewczyny. Wtedy odmówiłam ponownie, a on się wściekł, wstał i wyszedł ze stadionu razem ze swoimi kolegami. – Odwróciła się do Carlosa. – O czymś zapomniałam?
Carlos się skrzywił. Cholera, co pominęła?
– Tylko tyle… że to wszystko było od samego początku nagrywane i wyświetlane na telebimie. Nikt nie słyszał, co mówiliście… to znaczy my słyszeliśmy, ale tylko dlatego, że siedzieliśmy kilka rzędów za tobą, a koleś gadał całkiem głośno… ale dla każdego było oczywiste, co się dzieje.
– Och, tak, właśnie. Tego nie powiedziałam. – Nik oparła głowę o blat stołu. – Chyba będę tu musiała zostać przez kilka dni. Zarzućcie na mnie koc i zostawcie mnie w barze. I, na Boga, zabierzcie ze sobą mój telefon. Może do czasu, gdy się stąd wynurzę, wszyscy zapomną, że coś takiego miało miejsce.
Dana poklepała Nik po plecach, a Courtney zabrała jej telefon, który przed chwilą rzuciła na stół, i schowała go do kieszeni.
Ktoś wcisnął jej drinka w rękę. Chwyciła go, uniosła głowę, wzięła łyk i z powrotem oparła głowę o stół. Bogu niech będą dzięki za bourbona.
– Czy zapomniałam o czymś jeszcze? – Nik usiadła prosto i odgarnęła włosy z twarzy.
– Widziałam pierścionek – powiedziała Angela.
– CO? – powiedzieli wszyscy jednocześnie.
Angela spojrzała na brata.
– Ty go nie widziałeś? Tak. Otworzył pudełko, gdy tylko uklęknął, a kamera zrobiła zbliżenie na pierścionek. Nie mogę uwierzyć, że tego nie widziałeś.
Wiedziała, że nie bez powodu chciała, by Carlos i Angela przyłączyli się do nich w barze.
– I? – powiedziała Nik. – Nie trzymaj mnie w niepewności. Jak wyglądał? Proszę, powiedz mi, że pamiętasz.
Angela milczała przez chwilę.
– Okej, wiesz, jak wygląda pierścionek Kate Middleton? Ten księżnej Diany? Z wielkim szafirem otoczonym diamentami? Ten wyglądał identycznie. Tyle że był mniejszy.
Nikt odstawiła szklankę z hukiem. Alkohol rozlał się dookoła, ale jej już to nie obchodziło.
– Co on sobie myśli, że jest jakimś księciem? – Wzięła głęboki oddech. – Moment, to zabrzmiało niemiło. Cóż, to było niemiłe, chyba. Ale…
– Ale ty nie jesteś osobą, która lubi księżniczkowe pierścionki – dokończyła Courtney.
– Ale ja nie jestem osobą, która lubi księżniczkowe pierścionki! – powiedziała Nik. – Nie mam nic przeciwko takim pierścionkom, ale GDYBYM chciała dostać od niego pierścionek zaręczynowy, a nie chciałam tego za nic w życiu, na pewno nie byłaby to replika pierścionka księżniczki. On wcale mnie nie zna. Nie jestem typem osoby, która chciała oświadczyn na stadionie, podczas meczu baseballa. Ale serio, pierścionek księżniczki? Dla MNIE?
– Ale przyznaj, że wstałaś o czwartej rano, żeby obejrzeć ślub Harry’ego i Meghan – powiedziała Dana.
– To co innego – odpowiedziała. – W każdym razie, czy coś jeszcze pominęłam w kwestii oświadczyn? – zapytała Carlosa i Angelę. – Dobrze pamiętam zbolały wyraz twarzy Fishera.
Carlos wzruszył ramionami.
– Szczerze mówiąc, wyglądał bardziej na wściekłego niż zbolałego. Jak dziecko, które wpadło w szał.
Ta… to brzmiało jak Fisher, niestety. Wytarła rozlanego drinka serwetkami, które Pete zostawił na ich stoliku.
– Ma rację – przyznała Angela. – Bez obrazy, ale wyglądał jak takie duże dziecko.
Nik wzruszyła ramionami i westchnęła. Fisher był trochę jak dzieciak. Dzieciak z pięknymi blond włosami, które podziwiał w lustrze na przemian ze swoim sześciopakiem. Tak, to miało sens, że zaczął krzyczeć i wyszedł pospiesznie, gdy publicznie odrzuciła jego oświadczyny.
– Nie czuję się urażona. Był trochę dziecinny. Ale dzieci potrafią być świetne, czy to nie dlatego ludzie je lubią?
Carlos odchrząknął.
– Jako ekspert od dzieci: ludzie je lubią, bo są słodkie, mają duże głowy i dlatego, że bez nas by sobie nie poradziły. Chociaż potrafią naprawdę głośno wrzeszczeć.
Courtney kiwnęła głową.
– Brzmi jak Fisher. Włącznie z dużą…
– COURTNEY!
Jej przyjaciółki zachichotały i przybiły piątkę, a Nik nie zdołała powstrzymać śmiechu.
– Jesteście najgorszymi przyjaciółkami na świecie, wiecie o tym?
Przytaknęły, nie przestając się śmiać.
– Wiemy – odpowiedziała Dana.
***
Carlos kaszlnął. Może potrzebowały przypomnienia, że przy stole siedział z nimi facet?
Nie, to tylko sprawiło, że cała czwórka, włącznie z jego siostrą, spojrzały na niego i zaczęły śmiać się jeszcze bardziej. Fantastycznie. Popatrzył na Nik, która już patrzyła na niego. Mrugnęła do niego. Uśmiechnął się szeroko i odpowiedział tym samym.
Telefon jednej z jej przyjaciółek zawibrował. Dana, tak? Była czarna i wyglądała jak modelka. Courtney to Koreanka z pomalowanymi na różowo ustami.
– Pizza przyjechała! – oznajmiła. Kilka minut później na stole leżał wielki karton z pizzą i każdy trzymał wielki kawałek, tłuszcz z pepperoni ściekał na serwetki, które podał im barman.
– Nie zapytałam nawet, czy ktoś tutaj jest wegetarianinem albo nie je glutenu – powiedziała Dana. Carlos i Angela pokręcili głowami.
– To rzadkość w Los Angeles, pięć osób przy jednym stole i wszyscy bez wahania jedzą pokrytą serem, pełną glutenu pizzę z dwoma rodzajami mięsa.
Nik uniosła niemal pustą szklankę.
– Za nowych przyjaciół i gluten!
Wszyscy wznieśli toast i zaczęli jeść pizzę.
– Moment. – Nik spojrzała na niego i zaczęła coś mówić, ale przerwała, żeby dokończyć przeżuwać pizzę. – Czy ty kilka minut temu powiedziałeś, że jesteś ekspertem od dzieci?
Jego siostra tylko pokręciła głową.
– Ach, ten mój brat. On i jego wielkie złudzenia.
Miał okazję zaimponować trzem atrakcyjnym kobietom swoim wykształceniem i wiedzą, czy jego siostra mogłaby chociaż spróbować być dobrą skrzydłową?
– Jestem pediatrą, ale mówiąc całkiem szczerze, już nie tak często zajmuję się maluchami. Jestem zastępcą dyrektorki kliniki dla nastolatków w Eastside Medical Center.
– Och. – Nik odłożyła kawałek pizzy i sięgnęła po serwetkę. – Jesteś lekarzem.
Okej, jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, by na wieść, że jest lekarzem, kobieta reagowała w ten sposób. Wyglądała, jakby poczuła nieprzyjemny zapach.
– Oooch, przywiozłaś nam doktora? – Courtney trąciła Nik łokciem.
Nik spojrzała na Danę i przewróciła oczami.
– Lekarz – powiedziała Courtney, zapewne zwracając się do wszystkich – to normalna praca. Nie sądziłam, że w Los Angeles są jeszcze ludzie, którzy mają normalne prace. Tutaj spotyka się, nie wiem, pisarki, magików, modeli i modelki, aktorów, cukierników, wyprowadzaczy psów, osoby zarządzające social mediami, sprzedawców w budce z sokami i inne takie.
– A czym wy się zajmujecie? – zapytał Nik i jej przyjaciółki.
– Ja piszę – odpowiedziała Nik.
– Mam cukiernię i piekę babeczki – powiedziała Courtney.
– Jestem aktorką – oznajmiła Dana.
Carlos i Angela się zaśmiali, ale trzy kobiety milczały.
– Moment. Mówicie poważnie?
Nik kiwnęła głową i dopiła drinka.
– Tak, to prawda. Jesteśmy parodią społeczeństwa Los Angeles. – Odwróciła się do Angeli. – A co z tobą? Pewnie też robisz coś normalnego, na przykład jesteś nauczycielką albo pracowniczką socjalną, albo księgową.
– Prowadzę dział marketingu dla jednego ze studiów – odpowiedziała Angie. – Ja też jestem parodią. Pewnie, najpierw zrobiłam magisterkę, żeby móc iść do normalnej pracy, ale nie, zdecydowałam się na stereotypową pracę mieszkanki LA.
– Co takiego piszesz? – zwrócił się do Nik Carlos.
– Dużo rzeczy związanych z rozrywką i celebrytami, czasami trochę o nowinkach.
– A Fisher? – Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. – On też był stereotypowym mieszkańcem Los Angeles. A może jakimś prawnikiem albo handlowcem?
Nik pokręciła głową.
– Aktorem! Powinnam była wiedzieć! Nigdy nie randkuj z aktorami, bo oświadczą ci się w miejscu publicznym pieprzonym pierścionkiem księżniczki. – Wzięła kolejny gryz pizzy, przeżuła go i połknęła. – Przepraszam, Dana. Bez urazy.
– Nie obrażam się – odpowiedziała jej przyjaciółka.
Nik westchnęła.
– Skoro mowa o Fisherze… po wyjściu ze stadionu wysłał mi kilka wiadomości. Widziałam tylko urywek jednej z nich, ale… nie była za miła. Chyba powinnam przeczytać resztę, prawda?
Ach, to pewnie na te wiadomości patrzyła, gdy siedzieli w samochodzie, a jej wyraz twarzy tak drastycznie się zmienił. Pewnie nie chciała mówić o tym w obecności nieznajomych. Carlos pochwycił spojrzenie siostry, na co ona skinęła głową.
– Drogie panie, ja i moja siostra powinniśmy się już zbierać. Mamy dzisiaj rodzinną uroczystość, na którą nie możemy się spóźnić.
– Och! – Nik podniosła wzrok. Czy tylko to sobie wyobraził, czy naprawdę posmutniała? – Jeśli musicie już iść, rozumiem. Ale naprawdę nie potrafię odpowiednio wyrazić tego, jak bardzo jestem wam wdzięczna za to, co dla mnie zrobiliście; ocaliliście mnie w prawdopodobnie najdziwniejszym dniu w moim życiu.
Angela wstała, a reszta kobiet zrobiła to samo.
– Cała przyjemność po naszej stronie – powiedziała. Nik przytuliła mocno siostrę Carlosa i wyszeptała jej coś do ucha, na co Angie się zaśmiała. Potem podeszła do niego.
– Carlos, bardzo ci dziękuję. – Przytuliła go mocno i pocałowała w policzek. Prawie sam ją pocałował, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Raczej miała na dzisiaj dość mężczyzn.
– Cieszę się, że mogliśmy pomóc.
Dana i Courtney również go przytuliły.
– Dziękujemy, że zaopiekowaliście się naszą dziewczyną, póki nie mogła do nas wrócić. To ty jesteś dzisiaj księciem – powiedziała Dana.
On i Angie wyszli i zostawili Nik z jej przyjaciółkami, by mogły przeanalizować wiadomości. Wiedział, że akurat to kobiety uwielbiały robić.
***
– To bardzo miłe z jego strony, że wyszedł właśnie teraz – powiedziała Dana, gdy wróciły na swoje miejsca.
– Co masz na myśli? – zapytała Nik, sięgając po kolejny kawałek pizzy. – Powiedzieli, że mają jakieś spotkanie rodzinne.
Dana przewróciła oczami.
– Jasne. Chciał, żebyś mogła nam pokazać wiadomości od Fishera nie w jego obecności, dlatego wymyślił tę wymówkę. – Wzięła łyk drinka. – Rzadko to mówię o mężczyznach, ale go polubiłam.
Courtney jej przytaknęła.
– Ja też go polubiłam. Wiesz, co myślę?
Boże. Za każdym razem, gdy Courtney zadawała to pytanie, zapowiadało się albo coś świetnego, albo coś okropnego. A czasami coś pomiędzy.
Nik wsparła brodę na dłoni i zamknęła oczy.
– Co myślisz?
– Uważam, że powinnaś przespać się z Carlosem na pocieszenie.
Tym razem palnęła coś tragicznego.
– Dana, wbij jej trochę rozumu do głowy, proszę. – Nik przeniosła wzrok z jednej na drugą. – Po pierwsze, ja i Fisher zerwaliśmy jakieś dwie godziny temu. Po drugie, Carlos wydawał się naprawdę sympatycznym gościem, ale daj spokój, to lekarz.
Dana patrzyła na nią pustym wzrokiem.
– I co z tego?
Co było z nimi nie tak?
– I to z tego, że Justin był doktorem, pamiętasz?
Dana i Courtney popatrzyły najpierw na siebie, potem na nią.
– Tak, Justin był doktorem – powiedziała Dana pełnym cierpliwości głosem. Nik nienawidziła tego głosu. – Ale to nie oznacza, że wszyscy lekarze są dupkami.
Nie to miała na myśli, a one doskonale o tym wiedziały.
No dobra, okej. Trochę to miała na myśli. Ale nie o to teraz chodziło.
– Justin był chirurgiem. – Courtney napiła się drinka i odstawiła pustą szklankę z hukiem. – To co innego niż pediatra.
Różnica nie była aż tak duża. Nie widziała Justina ani nie rozmawiała z nim od lat, ale doskonale pamiętała jego kompleks Boga.
– Poza tym – kontynuowała jej przyjaciółka – Carlos jest seksowny. Sama bym się za niego wzięła, ale cały czas gapił się na ciebie.
Nik przewróciła oczami i opróżniła szklankę.
– To nieprawda.
– Daj spokój – odezwała się Dana. – Nawet ja uważam, że jest seksowny, a jestem lesbijką.
Nik pokręciła głową.
– Nie zaprzeczam temu. Oczywiście, że jest seksowny, widziałyście te ramiona? Chodzi mi o to, że to nieprawda, że cały czas się na mnie patrzył.
Courtney i Dana spojrzały na siebie i wybuchnęły śmiechem. Nie było sensu się z nimi o to sprzeczać. Zwłaszcza że sama nie była pewna, czy ma rację.
– Sama się z nim prześpij na pocieszenie, jeśli chcesz – powiedziała do Courtney. – Ja składam śluby czystości. Wygląda na to, że w tym momencie mojego życia mężczyźni nie są mi pisani.
Dana i Courtney znowu zaczęły rechotać.
– Serio, dziewczyny, mówię poważnie!
Opierały głowy o blat stołu. Twarz Courtney prawdopodobnie wylądowała w kawałku pizzy. To widocznie nie miało żadnego znaczenia, bo wciąż się śmiały.
– Nie żartuję! Potrzebuję przerwy. W chwili gdy widzisz siebie na telebimie i klęczącego przed tobą kolesia z pierścionkiem księżniczki, twoje spojrzenie na życie się zmienia, okej?
Courtney usiadła prosto, w grzywce miała plaster pepperoni. Po tym, co przed chwilą wyprawiała, Nik nie miała zamiaru jej o tym powiedzieć.
Dana dopiła swojego drinka i przywołała Pete’a, by przygotował kolejne.
– Przynieś nam też dzbanek wody, proszę – powiedziała Nik. – Chcę być w stanie jakkolwiek jutro funkcjonować.
Gdy tylko odszedł, Dana odwróciła się w jej stronę.
– Jeśli powiemy, że wierzymy w twoje śluby czystości, czy będziemy mogły wrócić do wiadomości Fishera?
– Wierzymy ci, wierzymy ci – powiedziała Courtney, kiwając głową. Pepperoni nadal kołysało się na jej grzywce.
Tak naprawdę jej nie wierzyły, nie miała co do tego wątpliwości, ale nie widziała sensu w sprzeczaniu się z nimi, zwłaszcza teraz. Jeszcze się przekonają. Zabrała swój telefon od Courtney.
– Proszę bardzo. – Odblokowała telefon i przesunęła go po stole. – Po tym, co zdążyłam przeczytać, nie wiem, czy chcę czytać resztę.
Dana podniosła telefon, a Courtney czytała nad jej ramieniem. Nik przyglądała się ich minom. Po dwóch sekundach wyglądały, jakby były gotowe go zamordować.
– Jest aż tak źle? – zapytała.
Courtney patrzyła na telefon zmrużonymi oczami. O nie, było gorzej, niż myślała.
– Okej. Co napisał?
Dana odchrząknęła. Dzięki Bogu, żadna nie zaoferowała, że je dla niej skasują. Przyjaciółki znały ją za dobrze, żeby coś takiego zrobić.
– „Ty pieprzona suko, nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś mi to w urodziny”. To pierwsza wiadomość – powiedziała Dana.
– „Nie mogę uwierzyć, że jesteś taka głupia. Jestem najlepszym, co ci się w życiu przytrafiło”. – Dana podniosła wzrok znad telefonu. Nik skinęła, by czytała dalej. – „Jesteś taką…” nie powiem tego słowa, „moi przyjaciele zawsze mi to powtarzali. Ja widziałem twój potencjał, gdy nikt inny go nie dostrzegał”. „Nikt inny nie pokocha takiej oziębłej suki jak ty”.
Cóż, przynajmniej już nie musiała mieć wyrzutów sumienia przez to, że go zraniła.
– „Umrzesz w samotności, a mogłaś być moją księżniczką”. Dla twojej wiadomości, na końcu wstawił pięć wykrzykników.
– Okej, a teraz najlepsze. – Dana przesunęła telefon w jej stronę, a ona spojrzała na wyświetlane na ekranie zdjęcie: Fisher w czapce Dodgersów obróconej daszkiem do tyłu, pokazujący środkowy palec do obiektywu… a na wspomnianym palcu pierścionek zaręczynowy.
– O MÓJ BOŻE.
Dana i Courtney wybuchły śmiechem. Głowa tej drugiej trzęsła się tak bardzo, że pepperoni spadło z jej grzywki, a ona nawet tego nie zauważyła. Nik śmiała się tak, że łzy zaczęły płynąć po jej policzkach. Wszystkie trzy opadły na poduszki, śmiejąc się tak bardzo i tak głośno, że nawet mężczyźni siedzący po drugiej stronie baru odwrócili się, żeby na nie popatrzeć.
– ŻARTUJESZ sobie? Czy ja mam halucynacje? Co było w drinkach, które Pete nam przyniósł? Od kiedy Fisher to cholerny Vanilla Ice?
– Cóż. – Nik zdołała się opanować i sięgnęła po coś, co było jej ostatnim drinkiem. – Już mi lepiej.
Ciąg dalszy w wersji pełnej