Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Roommate. Współlokatorzy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 lutego 2023
Ebook
49,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

The Roommate. Współlokatorzy - ebook

Clara Wheaton to dziewczyna z dobrej rodziny. Jest ambitna, ma dobre maniery, jest przewidywalna. Kiedy szkolna miłość Clary zaprasza ją do przeprowadzki na drugi koniec kraju, oferta jest zbyt kusząca, by móc się jej oprzeć. Niestety, jest to również zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.

Okazuje się, że Clara wynajmuje dom, wspólnie z czarującym nieznajomym. Josh może być trochę zbyt dociekliwy – nie wspominając o tym, że przystojny – by czuć się zupełnie komfortowo w jego towarzystwie.

Jednak istnieje duża szansa, że przetrwają lato dzieląc lokum, gdyby tylko nie wyszukała go w Internecie…

Kiedy Clara dowiaduje się, w jaki sposób Josh zyskał sławę, zdaje sobie sprawę, że mieszkanie z nim może wywołać największy skandal rodziny Wheatonów do tej pory.

Jednak profesjonalizm inspiruje ją do walki z piętnem kobiecego pożądania. Mogą się ze sobą nie zgadzać w wielu kwestiach, ale zarówno Josh jak i Clara uważają, że kobiety zasługują na lepszy seks. To, co postanowią z tym zrobić, zmieni życie ich obojga, a jeśli będą mieli szczęście, pomogą też innym.

Seksowna i mądra książka - Helen Hoang

Jeden z najgorętszych romansów roku! - PopSugar

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8280-557-4
Rozmiar pliku: 675 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Kiedy mężczyzna z jej snów przejechał dłonią po swojej porażająco przystojnej twarzy i powiedział: „Muszę ci coś wyznać, ale obiecaj, że się nie wystraszysz”, Clara Wheaton po raz pierwszy pomyślała z niepokojem, że może zostać porzucona przez kogoś, z kim nawet się nie spotykała.

Przeklęła swoich nikczemnych przodków, patrząc gniewnie na odświeżacz powietrza o zapachu ananasa, wiszący na lusterku wstecznym jeepa wranglera Everetta Blooma.

Chociaż przyjaciółkom matki w Greenwich naopowiadała o „dążeniu do rozwoju zawodowego”, tak naprawdę przeniosła się na drugi koniec kraju, ponieważ jakaś jej część wierzyła, że po czternastu latach snucia planów ma wreszcie szansę zdobyć serce Everetta.

– Wynająłem swój pokój na lato – powiedział łagodnie, ale stanowczo, w sposób, w jaki wyjawia się dziecku, że Święty Mikołaj nie istnieje.

– Wynająłeś… swój pokój? – Odpowiedź Clary nadchodziła powoli, zrozumienie pojawiało się z każdą wypowiadaną sylabą. – Ten, który zaproponowałeś mi dwa tygodnie temu? – Gdyby nie prowadził, a jej matka nie wpoiła jej zasad etykiety Emily Post, gdy była nastolatką, rzuciłaby się na niego.

Zerwała umowę najmu mieszkania, w którym mieszkała na Manhattanie, zostawiła przyjaciół i rodzinę, odrzuciła staż kuratorski w Guggenheimie. Wszystko… na nic?

Nawet konkurując z licznymi skandalami ciągnącymi się od pokoleń w rodzinie Wheatonów, tempo rozwoju tej nieszczęsnej sytuacji mogłoby pobić rekord prędkości na lądzie.

Palmy, które mijali wzdłuż autostrady, kpiły z niej, jakby pokazując, że hollywoodzkie, szczęśliwe zakończenie właśnie przeszło jej koło nosa.

Nie rozpakowała nawet walizek… Niestrawiony precel z lotniska wciąż unosił się gdzieś pod jej przeponą. Jak Everett mógł się tak szybko z nią żegnać?

– Nie, czekaj, nie. Nie wynająłem twojego pokoju. – Charakterystyczny leniwy uśmiech, ten, w którym zakochała się w chwili, gdy jego rodzina zamieszkała w sąsiedztwie wiele lat temu, ponownie pojawił się na twarzy Everetta. – Wynająłem główną sypialnię. Dostaliśmy propozycję koncertu w ostatniej chwili. Nic szalonego, zagramy jako suport dla zespołu bluesowego niedaleko Santa Fe, mamy czaderskie brzmienie. Trent kupił epickiego vana, żeby przewieźć sprzęt…

Jego beztroskie słowa sprawiły, że wróciła wspomnieniami do czasów liceum. Ile razy po tym, gdy jego pozycja towarzyska gwałtownie umocniła się w drugiej klasie liceum, Everett odwoływał ich wspólne plany przez próby zespołu? Ile razy od tamtej pory patrzył jej przez ramię, zamiast w oczy, kiedy próbowała z nim porozmawiać?

Nikt by nie uwierzył, że zdobyła dwa stopnie naukowe na uniwersytetach Ivy League tylko po to, by skończyć tak głupio.

– Kto wynajął pokój? – Clara przerwała jego szczegółowy opis klasycznych błotników furgonetki.

– Co? Och, pokój. Nie martw się. To bardzo miły facet. Josh jakiś tam. Znalazłem go w internecie kilka dni temu. Bardzo wyluzowany. – Machnął ręką w jej kierunku. – Spodoba ci się.

Zamknęła oczy, żeby nie widział, jak przewraca nimi w stronę szyberdachu.

Wiele razy zastanawiała się, do czego mogłaby się posunąć w celu zdobycia sympatii Everetta Blooma, ale na to by nigdy nie wpadła.

Skierował samochód na ulicę, dumnie prezentującą tęczowe przejście dla pieszych.

– Słuchaj, podrzucę cię, dam ci klucze i inne rzeczy, ale sam zaraz znikam. Do piątku powinniśmy być w Nowym Meksyku. – Z tonu słów chłopaka zniknęły ślady przeprosin.

Clara obserwowała, jak jego palce, te, które w jej marzeniach przeczesywały często jej włosy w czułej pieszczocie, wybijają wściekły rytm na kierownicy. Szukała swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa pod maską powściągliwości, ale nie znalazła go.

Czuła palący ból pod mostkiem. Podobno któryś z Wheatonów sprzeciwił się wiele lat temu losowi, nakładając klątwę na swoich potomków i zmuszając ich do poniesienia kosztów swojego buntu. Clara czuła teraz, że to jedyne sensowne wytłumaczenie tego, iż gdy jeden jedyny raz zdecydowała się zaryzykować w życiu i skoczyć na głęboką wodę, wylądowała spektakularnie „na deskę”.

Wzięła głęboki oddech, wtłaczając powietrze do płuc. Musiało istnieć jakieś wyjście z tej sytuacji.

– Jak długo cię nie będzie? – Jeśli było coś, czego nauczyła się od swojej beznadziejnej rodziny, to było to minimalizowanie strat.

– Ciężko powiedzieć. – Everett podjechał jeepem do domu ranczerskiego w stylu hiszpańskim, który desperacko potrzebował nowej warstwy farby. – Co najmniej trzy miesiące. Mamy koncerty do sierpnia.

– Na pewno nie możesz poczekać z wyjazdem kilka dni? – Nienawidziła nuty błagania, która pojawiła się w jej pytaniu. – Nie znam nikogo w Los Angeles.

Twarz z przeszłości, zmieniona przez siłę młodzieńczych wspomnień, pojawiła się na chwilę w jej myślach, zanim udało jej się ją odsunąć.

– Nie mam tu jeszcze pracy. Do diabła, nawet nie mam samochodu. – Próbowała się roześmiać, żeby rozluźnić atmosferę, ale wydobyła z siebie coś, co brzmiało bardziej jak stęknięcie.

Everett zmarszczył czoło.

– Przepraszam, Cee. Wiem, że obiecałem pomóc ci się zadomowić, ale to ogromna szansa dla zespołu. Rozumiesz, prawda? – Wyciągnął rękę i ścisnął jej dłoń. – Słuchaj, to nie musi wpływać na nasze plany. Wszystko, co powiedziałem przez telefon, jest aktualne. Ta przeprowadzka, Kalifornia, puszczenie maminej spódnicy… To wszystko wyjdzie ci na dobre.

Wyciągnął dłoń, by przybić piątkę w przyjacielskim geście. Równie dobrze mogliby być znowu w szkole, wkuwając do egzaminów SAT. Niechętnie wypełniła niewypowiedzianą prośbę.

– Los Angeles to wakacje od prawdziwego życia. Zrelaksuj się i baw dobrze. Wrócę, zanim się zorientujesz.

– Bawić się? – Chciała krzyczeć.

Zabawa była dla ludzi, którzy mieli mało do stracenia, ale podobnie jak to robiły od pokoleń wszystkie kobiety w jej rodzinie Clara wolała stłumić złość, niż zdecydować się na konfrontację.

Gdyby przyjaciółka powiedziała jej tydzień temu, że planuje przeprowadzkę na drugi koniec kraju i porzuca dobre życie, o którym wielu ludzi mogłoby tylko pomarzyć, po to, by zdobyć mężczyznę, Clara zrobiłaby dużo, by ją powstrzymać – nawet gdyby facet był szczególnie przystojny. „To szaleństwo”, powiedziałaby. Zawsze łatwo się mówi, gdy nie doświadcza się czegoś osobiście. Nikt z Greenwich nie znał konsekwencji nieprzemyślanego działania pod wpływem impulsu lepiej niż Wheaton. Niestety, podobnie jak spirytus, nieodwzajemniona miłość z czasem nabiera mocy.

Everett wypakował jej torby z wranglera i przytulił ją – zbyt mocno i zbyt szybko, by mogło to pomóc.

– Zadzwonię do ciebie z drogi za kilka dni, żeby mieć pewność, że się zadomowiłaś. – Pogrzebał przy swoim kółku od kluczy.

Clara wpatrywała się chłodno we własną dłoń, gdy wciskał jej mały kawałek metalu. Czuła całym ciałem, jak ogarnia ją pragnienie ucieczki, pierwotne i bezsensowne.

Miała dwie możliwości. Mogła zadzwonić po taksówkę, zarezerwować bilet na najbliższy lot do Nowego Jorku, a następnie krok po kroku odbudować swoje dawne życie.

Albo mogła zostać.

Zostać w zupełnie obcym mieście i zamieszkać z mężczyzną, którego nie zna, nie mając pracy ani przyjaciół, nie zwracając uwagi na to, że jej nazwisko zobowiązuje na wschodnim wybrzeżu.

Plotkarki z Greenwich oszalałyby z radości na wieść o jej hańbie. Mogła już sobie wyobrazić nagłówek lokalnej gazety: Już nie „w rozkwicie”. Ostrożna Clara spotyka się z nieznajomym.

Nie tym razem. Wyprostowała ramiona, wygładziła koszulę i przejechała językiem po zębach, by zetrzeć ślady po czerwonej szmince. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz.

Ciężkie brzmienie samochodowego radia Everetta zadudniło jej w uszach, gdy ruszył, ale Clara nie odwróciła się, by patrzeć, jak odjeżdża.

Farba odprysnęła z wyblakłych drzwi, kiedy przycisnęła do nich dłoń. Cholera. Strony plotkarskie będą miały używanie.

Zebrawszy się w sobie, Clara weszła do swojego nowego domu tak, jak żołnierze wkraczają na terytorium wroga: po cichu, ze wzrokiem mapującym teren i z łokciami przyciśniętymi do ciała.

Pluszowy dywan tłumił dźwięk sandałów na obcasie, gdy rozglądała się po salonie. Bez różowych okularów, które nosiła przez ponad dekadę tłumionego pożądania, mogła teraz dostrzec, że przestrzeń pozostawia wiele do życzenia.

Przesunęła koniuszkiem palca po warstwie kurzu pokrywającego regał, który stał w rogu pomieszczenia. Z porzuconych pojemników na wynos, zaśmiecających stolik do kawy, dochodził smród zepsutego jedzenia. Clara próbowała oddychać przez usta.

Pod jej stopą coś zachrzęściło. Podnosząc piętę, rozpoznała resztki chipsa ziemniaczanego.

Pomimo smrodu i bałaganu mały domek, utrzymany w stylu retro, sprawiał wrażenie przytulnego, w przeciwieństwie do jej rozległego kolonialnego miasta w Connecticut, jak i wynajmowanego przez nią ciasnego mieszkania bez windy w dzielnicy Morningside Heights w pobliżu kampusu.

Wyblakła tapeta wyróżniała się kiczowatym urokiem, jakby przymilając się do nowej lokatorki, jednak nie miała szans z miażdżącym ciężarem jej rozczarowania. Clara wytarła siedzenie sofy, zanim usiadła.

– Więc tak to jest być totalnie wyruchaną.

– Znam to doskonale – odparł niski głos za jej plecami.

Clara zerwała się na równe nogi tak szybko, że się potknęła.

– Och… hmm… Witaj.

Wspięła się, by stanąć za swoją ogromną walizką na kółkach, tworzącą ponad dwudziestokilogramową tarczę między nią a mężczyzną stojącym w drzwiach od salonu.

Oparł się o framugę drzwi.

– Chyba nie jestem właśnie okradany?

Clara zmarszczyła brwi, zmieszana, a on wskazał na jej ubranie.

Opuściła podbródek i przyjrzała się swojemu czarnemu golfowi bez rękawów i dopasowanym dżinsom, które wybrała tego ranka. Kiedy miała dwadzieścia kilka lat, zamieniła romby i pepitkę swojej młodości na szafę pełną dobrze skrojonych, monotonnych ubrań w stylu basic. Niestety, wyglądało na to, że czarne ubrania, które w Nowym Jorku uważane są za wyszczuplające i eleganckie, w Los Angeles były ulubionym strojem włamywaczy.

– Eee… nie. – Clara pociągnęła za kołnierz i odsłoniła trochę bardziej twarz, ciesząc się, że zdecydowała się poprawić makijaż w maleńkiej łazience samolotu, znosząc upokorzenie, gdy jeden ze współpasażerów dobijał się do drzwi. – Jestem Clara Wheaton – powiedziała, przerywając nieprzyjemnie przedłużającą się ciszę.

– Josh. – Mężczyzna zmniejszył dystans między nimi, wyciągając do niej dłoń. – Miło mi cię poznać.

Kiedy ich dłonie się spotkały, zbadała jego paznokcie – wyznacznik nawyków higienicznych. Schludne i przycięte. Dzięki Bogu.

Po pięciu sekundach Josh uniósł brew, a Clara puściła jego dłoń, uśmiechając się z zakłopotaniem.

Pomimo imponującego wzrostu i tego, że jego ramiona wypełniały większą część futryny, nie była nim szczególnie onieśmielona. Jego wytarte ubranie i strzecha zbyt długich blond loków wskazywały na to, że właśnie wstał z łóżka. Krzaczaste ciemne brwi sugerowałyby gburowatość, ale reszta twarzy tego nie potwierdzała.

Był uroczy, ale niezupełnie przystojny. Nie tak jak Everett, którego obecność sprawiała, że nawet po tylu latach odbierało jej mowę. Clara przyjęła tę małą formę miłosierdzia, jaką zaoferował jej właśnie wszechświat. Nigdy nie umiała rozmawiać z przystojnymi mężczyznami.

– Miło cię poznać – powtórzyła, a po namyśle dodała: – Proszę, nie morduj mnie ani nie molestuj.

– Masz to jak w banku. – Uniósł obie ręce w geście poddania się. – Więc… Myślę, że to oznacza, że będziemy mieszkać razem?

– Na razie tak. – Przynajmniej dopóki nie opracuje planu awaryjnego.

Josh zajrzał przez otwarte drzwi do łazienki.

– Gdzie jest Everett? Nie został, żeby pomóc ci się urządzić?

Ramiona Clary przesunęły się w kierunku uszu.

– Jego zespół musiał natychmiast wyruszyć w trasę.

– To nieźle odjechane, nie? Że zostali zaproszeni na trasę w ostatniej chwili?

– Tak. – Walczyła, starając się nie pokazać po sobie rozczarowania. – Szalone.

– Mnie to wyszło na dobre. Nie mogłem uwierzyć, że Everett zażądał tak niskiego czynszu za tak świetne miejsce.

Clara postanowiła nie wspominać, że Everett odziedziczył dom po dziadku i prawdopodobnie pobierał tylko kwotę na opłacenie podatku. Masowała skronie, próbując pozbyć się potwornego bólu głowy. Nie potrafiła powiedzieć, czy brał się ze stresu, ze zmiany strefy czasowej, czy też powodem było to, że jej marzenia legły w gruzach.

Im dłużej znajdowała się w tym domu, tym bardziej realny stawał się jej koszmar. Gdy to sobie w pełni uświadomiła, usiadła z powrotem na kanapie.

– Hej, wszystko w porządku? – Jej nowy współlokator uklęknął przed nią, tak jak robią to dorośli, gdy chcą porozmawiać z małym dzieckiem. Clara odwróciła wzrok od miejsca, w którym jego uda napinały szwy dżinsów.

Grzbiet jego nosa pokrywały piegi. Skupiła się na tym na samym środku i przemówiła do niego.

– Nic mi nie jest. Po prostu mierzę się z konsekwencjami wielopokoleniowej klątwy rodzinnej. Udawaj, że mnie tu nie ma.

Można by pomyśleć, że dziesięciolecia dostępu do rodzinnych pieniędzy i waga przykładana do dobrego wychowania powinny wyeliminować skłonność Wheatonów do destrukcyjnych zachowań, ale jeśli za punkt odniesienia wziąć niedawne aresztowanie jej brata, Olivera, można by raczej stwierdzić, że im dłużej ich ród istniał, tym bardziej ponure były konsekwencje popełnianych błędów.

Stary dom i złamane serce to stosunkowo niezły wynik.

Josh zmarszczył czoło.

– Hmm, skoro tak mówisz. Hej, poczekaj tu chwilę.

Jakby miała dokąd iść.

– Myślę, że mam coś, co może pomóc. –Wszedł do kuchni i po chwili wrócił, by wcisnąć jej w rękę puszkę zimnego piwa. – Wybacz, że nie mam nic mocniejszego.

Clara raczej nie pijała piwa. Ale w tym momencie nie mogło jej zaszkodzić. Pociągając za zawleczkę, otworzyła puszkę i wzięła dużego łyka.

– Blech. – Dlaczego mężczyźni uparcie udają, że IPA dobrze smakuje? Opuściła głowę między kolana i zastosowała technikę głębokiego oddychania, którą zaobserwowała, towarzysząc kuzynce na zajęciach w szkole rodzenia.

– Hej… hmm… nie będziesz haftować, prawda?

W reakcji na tę sugestię żółć rosła jej w gardle. Ten facet był mniej więcej tak pomocny jak każdy mężczyzna, którego znała.

– Może mógłbyś powiedzieć coś uspokajającego?

Po kilku sekundach wypuścił powietrze.

– Twoje ciało niszczy i wymienia wszystkie swoje komórki co siedem lat.

Clara powoli usiadła.

– No dobrze – zacisnęła usta – próbowałeś. Dzięki – powiedziała z rezerwą.

– Przeczytałem o tym w magazynie w gabinecie dentystycznym. – Posłał jej słaby uśmiech. – Pomyślałem, że to całkiem fajne. Uważam, że to znaczy, że bez względu na to, jak bardzo namieszamy, możemy wciąż zacząć z czystą kartą.

– Więc mówisz mi, że za siedem lat zapomnę, że wywróciłam całe swoje życie do góry nogami i przeprowadziłam się na drugi koniec kraju, ponieważ facet, który nawet nie jest moim chłopakiem, zachęcił mnie, mówiąc: „podążaj za szczęściem”?

– Tak. Z punktu widzenia nauki, tak.

Miał ładne oczy. Duże i brązowe, ale nie nudne. Emanowały ciepłem, jakby były przypiekane nad otwartym ogniem. Słodki, ale nie przystojny, przypomniała sobie.

– No dobrze. Szczerze mówiąc, spodziewałam się banalnego szczegółu dotyczącego twojej pracy, więc całkiem nieźle jak na pierwszą rzecz, która przyszła ci do głowy. – Wytarła usta dłonią i oddała mu piwo.

– Nie wydaje mi się, aby słuchanie o mojej pracy mogło cię uspokoić.

Pociągnął długi łyk z odrzuconej przez nią puszki.

Była to niewątpliwie odpowiedź na pytanie, czy Josh jest rodzajem współlokatora zjadającego resztki po kimś.

– Nie jesteś przedsiębiorcą pogrzebowym, prawda?

Potrząsnął głową.

– Pracuję w branży rozrywkowej.

Ma to sens. Clara natychmiast straciła zainteresowanie. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowała, to niedoszły filmowiec proszący ją o przeczytanie swojego scenariusza.

Josh rzucił jej karcące spojrzenie.

– Nie jesteś osobą, której się spodziewałem.

Cóż, to znaczy, że jest nas dwoje, kolego.

Spodziewała się mieszkać z Everettem. Wyobrażała sobie wspólne gotowanie, to, jak przygotowując razem jedzenie, stykają się ramionami. Widziała ich oglądających razem filmy akcji do późna w nocy, tak jak robili to, kiedy mieli po trzynaście lat, tyle że tym razem zamiast siedzieć na osobnych kanapach, zwinęliby się pod jednym kocem, z kieliszkami wina w rękach.

Ten dom miał stanowić scenę, na której rozgrywałaby się ich miłosna historia. Na tym siedzisku przy oknie Everett miał pisać piosenkę inspirowaną ich pierwszym pocałunkiem.

Zamiast tego miała dzielić toaletę z nieznajomym.

Clara wstała i otrząsnęła się ze swoich niespełnionych marzeń.

– Co masz na myśli?

– Jestem zaskoczony, że dziewczyna taka jak ty – wskazał na jej bagaż od Louis Vuitton – zniżyłaby się do tego, aby mieszkać ze współlokatorem w takim miejscu.

Clara zebrała swoje ciemne włosy na jedno ramię, wygładzając je.

– Dostałam tę walizkę w prezencie od babci. – Spuściła wzrok na dywan. – Zdecydowałam się na wynajem pokoju, ponieważ zmieniam właśnie pracę.

Kłamstwo zaczęło jej ciążyć, więc szybko wróciła na terytorium prawdy.

– Znam Everetta od zawsze. Kilka tygodni temu skończyłam szkołę i zaoferował mi swój wolny pokój.

– Aha, absolwentka, co? Co studiowałaś?

– Niedawno obroniłam doktorat z historii sztuki – powiedziała z taką brawurą, na jaką była w stanie się zdobyć. W dzieciństwie marzyła o pracy twórczej, ale w końcu zdała sobie sprawę, że sztuka wymaga ujawnienia części siebie, które wolałaby ukryć – jej nadziei i lęków, pasji i tęsknot. Praca analityczna i kuratorstwo pozwalały mieć kontakt ze sztuką, a jednocześnie szkoła była sposobem na przedłużenie młodości.

Josh uśmiechnął się ironicznie.

– Czy to jest jakiś specjalny tytuł, który rozdają tylko bogatym ludziom?

Clara zacisnęła zęby tak mocno, że wydawało jej się, że słyszy trzask.

– Ograniczmy pogawędki do minimum, dobrze?

Chwyciła torebkę i zaczęła szukać swojej przeprowadzkowej listy kontrolnej, znajdując ją zakopaną pod samolotową poduszką i apteczką pierwszej pomocy. Clara opracowała sześciostronicowy dokument, który zawierał pytania i instrukcje, na co zwrócić uwagę, aby upewnić się, że nowy dom jest zgodny z kodem Los Angeles. Trzymanie dokumentu ułatwiło jej nieco oddychanie.

Kiedy podniosła wzrok, Josh wciąż tam był.

– Proszę, nie zrozum tego źle, ale szczerze mówiąc, Everett nie uprzedził mnie, że musi wyjechać z miasta i bez obrazy, jestem pewna, że jesteś w porządku, ale to – wskazała na przestrzeń między nimi – narusza moją strefę komfortu.

– Wiesz, moją też. – Przyłożył rękę do serca. – Wiedz, że widziałem mnóstwo filmów telewizyjnych. Sprawiasz wrażenie niepozornej i spiętej bywalczyni salonów, która ni stąd, ni z owąd zaczyna wariować i maluje ściany kurzą krwią. Skąd mam wiedzieć, że jestem bezpieczny z tobą?

Clara wygięła się lekko i spojrzała na stojącego naprzeciwko niej niemal dwumetrowego mężczyznę. Jego wytarty T-shirt ze zdjęciem Debbie Harry opinał muskularną klatkę piersiową i szerokie ramiona.

– Serio, obawiasz się mnie?

Wpatrywał się w listę przeprowadzkową, którą wciąż trzymała w dłoni.

– O mój Boże. Czy to jest laminowane? – Wyglądał na zachwyconego.

– Moja mama kupiła mi laminator na święta Bożego Narodzenia – powiedziała, usprawiedliwiając się, gdy wziął listę do ręki w celu dalszej inspekcji. – Zapobiega rozmazywaniu.

Odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. Tubalnym śmiechem, bez śladu kpiny.

– „Sprawdzić ciśnienie wody we wszystkich kranach pod kątem niespójności” – odczytał z arkusza. – To jest genialne. Sama to napisałaś?

– Kalifornia jest znana z pożarów lasów. Zanim się gdzieś wprowadzisz, musisz udokumentować warunki mieszkaniowe, aby zabezpieczyć się w przypadku ewentualnych roszczeń ubezpieczeniowych. Samo uszkodzenie przez dym…

Roześmiał się jeszcze głośniej, co uznała za raczej przesadny wyraz wesołości.

Clara zabrała kartkę.

– Czy powinniśmy omówić zasady panujące w domu?

Oczy Josha zabłysły.

– Jak na przykład „żadnych imprez w dni powszednie”?

– Racja. Słowo „zasady” brzmi nieco agresywnie. Mam na myśli coś w rodzaju wytycznych, umożliwiających zgodne współżycie. Równie dobrze możemy robić dobrą minę do złej gry.

Josh wyprostował się.

– Oczywiście. Obawiam się jednak, że ty będziesz musiała ustalić pierwszą zasadę. Wyszedłem z wprawy.

– Cóż, na przykład Everett wspomniał jakiś czas temu, że zamek w drzwiach łazienki nie działa. Więc dopóki go nie naprawimy, proponuję zastosować strategię trzykrotnego pukania.

– Dlaczego trzykrotnego?

– Jednego lub dwóch uderzeń można nie usłyszeć… – przemówiła do zniszczonego stolika do kawy. – Gdybyś na przykład był pod prysznicem.

– No cóż, na pewno nie chcielibyśmy tego.

Podniosła wzrok i zobaczyła, że przybrał inną pozycję, gdy wykrzywił usta. Mimo łagodnego czerwcowego popołudnia na ramionach Clary pojawiła się gęsia skórka. Josh miał w sobie pewien magnetyzm, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Nawet kiedy stanęła za kanapą, stanowiącą fizyczną barierę między nimi, jej ciało szeptało: „bliżej, bliżej, bliżej”.

– Słuchaj. Nie musisz strzec przede mną swojej cnoty, dobrze? – Roztoczył urok, co przychodziło mu z wyraźną łatwością. Musiał zauważyć, że energia między nimi zmieniła się z trywialnej w bardziej serio.

– Jestem zajęty, więc nie masz się czym martwić. Mieszkam tu tylko do czasu, aż przekonam moją byłą dziewczynę, żeby pozwoliła mi się z powrotem wprowadzić. Twardy z niej orzech, ale jestem pewien, że za tydzień lub dwa będę w stanie ją urobić, a potem będziesz miała mnie z głowy na dobre – przekazał wiadomość wyćwiczonym, łagodnym tonem kogoś przyzwyczajonego do rozpalania płomienia nadziei tylko po to, by go natychmiast ugasić.

– Och – powiedziała Clara, kiedy zrozumiała, co miał na myśli. – Nie.

Skrzyżowała ręce. Źle to odczytał. Oczywiście. Chciała Everetta. Kochała go prawie tak długo, jak sięgała pamięcią. Nawet nie znała tego faceta w podartych dżinsach i rozczochranych włosach.

– Oczywiście nie. Nie sądziłam, że chciałbyś… – Przesunęła ręką wzdłuż swojego ciała i wystawiła język z obrzydzeniem.

Jego oczy podążyły wyznaczoną przez jej dłoń ścieżką.

– Chwileczkę. Nie miałem na myśli, że nie chciałbym w innych okolicznościach. Jesteś bardzo… – Wyciągnął ręce przed siebie, jakby oceniał wagę dwóch dojrzałych melonów.

Oczy Clary rozszerzyły się.

– O Boże. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłem. Przepraszam. Miałem na myśli tylko to… hmm… Jak to powiedzieć, żebyś się nie obraziła… – Znów podniósł ręce.

Krew napłynęła jej do twarzy.

– Zrozumiałam.

– No tak. Przepraszam. Ponownie. – Otrząsnął się jak mokry pies. – Poza tym myślałem, że ty i Everett jesteście parą. Sposób, w jaki o tobie mówił, sugerował, że coś was łączy.

Na wzmiankę o ukochanym gojące się rany w jej sercu otworzyły się na nowo i zaczęły pulsować. Nie wiedziała, ile może powiedzieć, aby nie wyjść na żałosną. Z pewnością coś łączyło ją z Everettem, nawet jeśli romantyczne zainteresowanie było jednostronne.

Coś w poważnym ułożeniu brwi Josha mówiło, iż poradzi sobie z większą dawką informacji o niej i Everetcie i że nie trzeba mu podawać jej lukrowanej wersji, tak jak przyjaciołom i rodzinie na wschodzie, których raczyła opowieściami wyssanymi z palca, aby jej nie osądzali i nie martwili się jej pochopną decyzją o nagłej przeprowadzce.

Z jakiegoś powodu zaczęła odsłaniać swoje wnętrze przed tym zaniedbanym nieznajomym.

– Everett i ja dorastaliśmy razem. Mimo że mieszkamy na różnych wybrzeżach od prawie dziesięciu lat, utrzymujemy kontakt, dzwoniąc do siebie i odwiedzając się nawzajem. Nie wiem, czy zdążyłeś go poznać, ale jest słodki, mądry, zabawny…

– I namówił cię, żebyś rzuciła wszystko i wprowadziła się tutaj tylko po to, by mógł porzucić cię przy pierwszej możliwej okazji? – Josh uniósł brew.

Clara cofnęła się o krok. Prawda zabolała.

– To nie do końca tak. Wiem, jak to wygląda – ściszyła głos, zawstydzona tym, jak ją poniosło. – Ale kiedy Everett zadzwonił kilka tygodni temu i przedstawił mi wizję życia w Los Angeles, z zachodami słońca, oceanicznym powietrzem i mieszkańcami, którzy nie muszą zakładać na noc nakładek na zęby, by nie zgrzytały im ze stresu…

W lewym policzku Josha pojawił się dołeczek.

– Wiem, że to brzmi głupio, ale potraktowałam to jak jakiś znak czy coś takiego. Wydawało mi się, że to moja szansa. Miłość, przygoda, długo i szczęśliwie, niczym z komedii romantycznej.

– Czy dobrze zrozumiałem? Ty, kobieta, która stworzyła laminowaną listę przeprowadzkową, podjęła ogromną życiową decyzję, opierając się na mglistym znaku, który wysłał jej wszechświat?

Clara wzruszyła ramionami.

– Czy nigdy nie zrobiłeś czegoś głupiego, żeby zaimponować komuś, kto ci się podoba?

Josh opadł na sofę, oparł stopy na stoliku do kawy i skrzyżował je na wysokości kostek.

– Nie. Nigdy.

– Myślę, że chcesz powiedzieć: „jeszcze nie”.

Clara chwyciła rączki swoich walizek na kółkach.

– To która z sypialni jest moja?

SAT – ustandaryzowany test wiedzy i umiejętności dla uczniów szkół średnich w Stanach Zjednoczonych.

Wheat to po angielsku pszenica, która jest uprawiana na Wschodnim Wybrzeżu.ROZDZIAŁ 2

Następnego dnia rano Clara poczuła, że tonie w zabranych przez siebie rzeczach. Zajęły większość podłogi w jej nowej sypialni, a ona stała teraz na drewnianym krześle biurowym, zastanawiając się, od czego zacząć.

Rozpakowanie walizek miało poprawić jej samopoczucie. Sprawić, że poczuje się zadomowiona. Przeczytała o tym w artykule na temat tego, jak ludzie adaptują się do nowych środowisk.

Ale znajdując pół walizki pamiątek, którymi planowała podzielić się z Everettem, teraz ułożonymi w całej swojej wyblakłej młodzieńczej okazałości, poczuła, że zalewa ją bolesna fala wspomnień.

Zwijające się paski zdjęć z fotobudki, zmięte kartonowe pudełko po żałosnej próbie stworzenia własnej gry planszowej w siódmej klasie, nawet woreczek strunowy z ich ulubionymi bajglami z rodzinnego miasta – wcześniej zamrożonymi – obecnie rozpuszczającymi się na jej szlafrok.

To wszystko sprawiało jej ból. Clara opuściła brodę nisko.

Za jej plecami rozległo się pukanie do drzwi.

– Wejdź.

Chaos na dywanie odzwierciedlał bałagan, który narobiła w swoim życiu. Jakie to poetyckie.

– Jak idzie rozpakowywanie? – Josh podał jej wyszczerbiony kubek z parującą kawą.

Clara przykryła oczy dłonią i odwróciła się, ale dopiero po tym, jak zauważyła, że pasek włosów biegnący przez brzuch Josha był w kolorze jego ciemnobrązowych brwi, a nie blond loków na jego głowie.

– Co ty do cholery robisz?

– Te smętne westchnienia słychać aż na korytarzu. Pomyślałem, że kawa poprawi ci humor. – Przyjrzał się jej punktowi obserwacyjnemu. – Weszłaś na krzesło, uciekając przed pająkiem?

Clara ostrożnie zeszła na podłogę.

– Nie jesteś ubrany. – Zamknęła oczy, ale widok jego szczupłej, umięśnionej klatki piersiowej został jej pod powiekami.

– Co masz na myśli?

– Nie widziałeś listy zasad, którą wczoraj wsunęłam ci pod drzwi? – Spędziła półtorej godziny po obiedzie, zapisując je na papierze. Zostawiła nawet miejsca na ich podpisy.

– Myślałem, że to wytyczne?

– To są wytyczne. – Starała się brzmieć spokojnie. – Wytyczne mówią, że „wszystkie strony muszą nosić co najmniej trzy części garderoby podczas przebywania we wspólnych częściach domu i/lub podczas bezpośredniej interakcji między współlokatorami i/lub ich gośćmi”.

Josh wpatrywał się w swoje bose stopy.

– A co ze skarpetkami?

– Co masz na myśli?

– Czy liczą się jako jedna czy dwie części garderoby?

Clara położyła ręce na biodrach.

– Skarpetki się nie liczą.

Wciągnął powietrze przez zęby.

– Niestety nie wynika to z zasad.

– Skarpetki to nieistotny element garderoby.

W jego spojrzeniu pojawiła się figlarność.

– Chyba że grasz w rozbieranego pokera.

– Dziękuję za przyniesienie mi kawy. – Clara przyjęła kubek głównie po to, by przestał mówić.

– Nie ma problemu. Nie wiedziałem, jaką pijesz… nie mamy jednak mleka. Ani cukru. – Skrzywił się. – Ale posłuchaj, zabiorę cię do sklepu spożywczego, jak tylko skończysz… – jego oczy prześledziły bałagan, który zrobiła w sypialni – …się urządzać.

Zniecierpliwiona tym, że jej wzrok wędrował ciągle w kierunku jego torsu, muśniętego złotymi włoskami, Clara chwyciła pierwszą lepszą część garderoby, jaka wpadła jej w ręce – wielką, starą bluzę przewieszoną przez oparcie krzesła przy biurku – i wolną ręką rzuciła nią w kierunku jego unoszącej się w rytm oddechu piersi.

Kiedy ją zakładał, udała się po jego kopię wytycznych.

Gdy tylko weszła do głównej sypialni, zmusiła się, by nie patrzeć na łóżko. Łóżko Everetta. Poduszka prawdopodobnie wciąż nim pachniała. Ukradkiem wciągnęła powietrze nosem. Tak, cały ten pokój pachniał jak Everett. Mydłem Irish Spring i setkami płyt winylowych.

Potrząsnęła głową i zbadała wzrokiem pokój w poszukiwaniu kartki z zeszytu, w końcu dostrzegając regulamin na nocnym stoliku. Josh zdążył już wylać kawę na róg arkusza. Żałowała teraz, że nie miała ze sobą laminatora.

Zanim wróciła do swojego pokoju, Josh już się ubrał. Rękawy jej uniwersyteckiej bluzy z Kolumbii kończyły się na jego łokciach. Nie umiała przyznać się przed sobą, że miał jakiś urok.

– Potraktowałem to jako punkt wyjścia. – Wskazał na jej egzemplarz. – Powinniśmy wspólnie stworzyć ostateczną wersję, nie? – Szarpanina z bluzą pogorszyła stan jego i tak już rozczochranej fryzury.

Niepożądany obraz Josha, zaplątanego w prześcieradła rozgrzane ciepłem jego ciała, pojawił się na chwilę w jej głowie. Wzięła duży łyk kawy, aby jej gorzki smak odgonił niepokojącą wizję.

– Jasne.

Podała mu kartkę. Szczerze mówiąc, nie sądziła, że będzie mu zależało na wykreśleniu jakiegoś punktu.

Josh opadł na jej łóżko i przejechał ręką po dzikim gnieździe swoich włosów. Gdzieś z głębi grzywy wydobył parę okularów w rogowych oprawkach i założył je.

– Niektóre rzeczy, które tu masz, są w porządku.

Clara przygryzła wnętrze policzka. Josh zaczął od zadania potężnego ciosu swoim urokiem, ale teraz jej wewnętrzny nerd ożywił się na widok jego okularów do czytania.

– Rozdzielanie mediów. OK. Grafik cotygodniowego sprzątania. Świetna organizacja. Będziemy musieli kupić niektóre z rzeczy, które wymieniłaś. Wydaje mi się, że nie mamy organicznej pasty do polerowania mebli. – Przeglądał resztę strony z wysuniętym językiem, od czasu do czasu kiwając głową. – Widzę, że powierzyłaś mi wymianę żarówek.

Josh zerknął na nią, skrępowaną, ociągającą się przy wejściu i raz jeszcze przyjrzał się jej drobnej sylwetce.

– To ma sens.

Odwrócił kartkę.

– Cisza nocna od północy do piątej. Dobra. To uzasadnione… ale pominęłaś wiele rzeczy.

Clara skrzyżowała ramiona na piersi.

– Na przykład?

– Na przykład seks.

Jej serce zaczęło galopować.

– Co masz na myśli?

– No, jaki mamy plan, jeśli… wiesz. – Uderzył pięścią w powietrze.

Clara przełknęła gulę w gardle.

– Coś jak frotka na klamce?

Jego brwi podskoczyły aż do linii włosów.

– Co to kurwa jest frotka?

W odpowiedzi wyjęła jedną z kosmetyczki i wystrzeliła z niej niczym z procy, celując w niego.

Chwycił miękki materiał na wysokości klatki piersiowej i zaczął testować jego wytrzymałość między palcami.

Clara ponownie odwróciła wzrok. Więc ma ładne ręce. Wielkie mi rzeczy.

– Nigdy nie widziałeś komedii erotycznej z lat osiemdziesiątych?

– Aha, rozumiem – odpowiedział Josh. – Myślałem, że używali skarpetek.

– Może faceci używają skarpetek. Załóżmy więc, że jakikolwiek przedmiot zdobiący klamkę oznacza: nie przeszkadzać.

Normalnie nie zgodziłaby się na tandetny sygnał niczym z akademika, ale doszła do wniosku, że brak życia seksualnego uchroni ją przed trzymaniem się tej konkretnej zasady.

– Dobra. Brzmi nieźle. Ale muszę cię ostrzec: te ściany są cienkie. Kiedy wprowadziłem się w niedzielę, słyszałem Everetta zabawiającego się z tą ekscentryczną, wesołą panienką, którą przywiózł, jakbym miał bilet w pierwszym rzędzie.

Clara gwałtownie wciągnęła powietrze. Oczywiście wiedziała, że Everett nie żył w celibacie przez ostatnie dziesięć lat, ale nie miała powodu, by wyobrażać go sobie z innymi kobietami… I to w łóżku, w którym spała zeszłej nocy. Czy ujdzie jej na sucho spalenie pościeli, jeśli ją odkupi?

– O cholera, przepraszam – powiedział Josh.

Skrzywiła się. Szybko jednak doprowadziła się do porządku.

– Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, to powiem ci, że wydawała bardzo denerwujące, skrzeczące dźwięki, kiedy szczytowała.

Clara zwalczyła odruch wymiotny.

– Przejdźmy dalej.

Josh skierował wzrok na sufit.

– Mmm. – Pstryknął palcami. – Czego się boisz?

– Słucham?

– Na przykład jeśli boisz się węży, dużych psów lub wacików, powinienem wiedzieć, by móc cię chronić.

Zmrużyła oczy.

– Zdajesz sobie sprawę, że jedna z tych rzeczy nie pasuje do reszty?

– A co z myszami, karaluchami, oposami?

– Jak myślisz, ile rodzajów robactwa tu mieszka?

Josh wzruszył ramionami.

– Próbuję się przygotować jako twój współlokator.

Clara zrozumiała, o co mu chodzi. Wpatrywała się w dywan.

– Boję się prowadzić samochód.

– Ale… przeprowadziłaś się do Los Angeles?

Oblała się rumieńcem.

– Tak… To wszystko jest bardzo głupie. Zrujnowałam sobie życie. Czego TY się boisz? – Jej piorunujące spojrzenie, mające zapobiegać dalszym pytaniom, najwyraźniej przyniosło zamierzony efekt.

Josh skrzywił się.

– Keczupu.

– Nie lubisz keczupu?

– Nieee – przedłużył samogłoskę znacząco. – Nie lubię rzodkiewek. Keczupu się boję.

– To nie jest zabawne. Ja powiedziałam ci prawdę.

– Nie żartuję! Nie mogę patrzeć na keczup tak jak inni ludzie nie mogą patrzeć na robaki. To lepkość czy coś. – Zakrył usta wierzchem dłoni. – Ugh, poważnie, nie mogę nawet o tym mówić. Mrozi mi to krew w żyłach. – Na dowód wyciągnął przed siebie przedramię, na którym widać było zjeżone włosy.

– W porządku, ale gdyby ktoś rzucił ci wyzwanie zjedzenia keczupu, byłbyś w stanie to zrobić?

– Dlaczego ktoś miałby rzucać mi wyzwanie zjedzenia keczupu? – zdziwił się.

Clara wzruszyła ramionami.

– Gdybyś grał w jedną z tych gier. Prawda czy wyzwanie.

– Czy kiedykolwiek grałaś w „prawdę czy wyzwanie?”

– Oczywiście, że tak. – Przerzuciła włosy przez ramię.

– OK… ale założę się, że zawsze wybierałaś prawdę.

– Chcę, żebyś wiedział, że stawiłam czoła wielu wyzwaniom.

Josh ściągnął usta.

– Naprawdę? Wymień jedno.

Wzięła długi łyk kawy, który miał dać jej czas na zastanowienie się, ale nic jej sie nie przypomniało.

– Cóż, nic nie przychodzi mi na myśl. To było dawno temu.

– Wielka szkoda. – Coś jasnego błysnęło mu w oczach. – Wyzwania są zabawne.

– Dla kogo według ciebie są zabawne? – Czemu jej głos brzmiał tak chrapliwie?

– Dla każdego? – Jego słowom towarzyszył błysk rozbawienia.

Brzmi jak ktoś, z kogo nigdy się nie wyśmiewano.

– Nie, są zabawne dla osoby rzucającej wyzwanie i reszty widzów. Osoba wykonująca wyzwanie czuje się w najgorszym wypadku upokorzona, a w najlepszym odczuwa dyskomfort.

– Więc wyzwania są sprzeczne z zasadami, tak?

– Wytycznymi – odparła automatycznie, po czym odchrząknęła. – Myślę, że na razie można ustalić, że tak.

Z jej szafki nocnej dobiegł wysoki dźwięk.

Clara chwyciła komórkę. Cholera. Wymusiła fałszywą radość w swoim głosie.

– Cześć, mamo… Tak, wszystko w porządku… Mmm, hmm. Właśnie się rozpakowuję. – Obejrzała się przez ramię i zobaczyła, że Josh obserwuje ją z wyraźnym zainteresowaniem. – Everett? – Clara przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą – Yyy… nie. Nie ma go teraz tutaj. Poszedł po kawę. – Zniżyła głos. – Jasne, powiem mu, że go pozdrawiasz. – Clara w żadnym wypadku nie była gotowa powiedzieć swojej doskonałej matce o upokorzeniu, jakiego zaznała. – Słuchaj, mamo, muszę lecieć. Mam garnek na kuchence… Tak, gotuję. Ehm… zupę. I się przypala. Dobra. Ja też cię kocham. Pa.

Josh zmrużył oczy.

– Nie powiedziałaś mamie, że Everett cię olał.

Mógł przynajmniej udawać, że nie podsłuchiwał.

– Będzie się martwić.

– No tak.

Zapadła między nimi niezręczna cisza.

– Więc sklep spożywczy? – Josh wskazał jej porzucony kubek. – Czarna kawa nie ratuje życia.

– Czekaj. Zrobiłeś kawę, zorientowałeś się, że nie masz mleka i przyniosłeś mi swoje resztki?

Na jego twarzy pojawił się uśmiech przepełniony poczuciem winy.

– Czy mężczyzna nie może wykonać miłego gestu i równocześnie odpowiedzialnie wykorzystać posiadany zasób? Daj spokój. Ja prowadzę.

– W porządku. – Wyszła za nim na korytarz. – Ale kupuję jakieś trzy butelki keczupu.

• • •

Oczy Clary wędrowały od dobrze uformowanego tyłka Josha do zakupów obecnie znajdujących się w wózku sklepowym, którymi Josh koniecznie chciał się podzielić.

Płatki zbożowe z wyższą zawartością cukru niż większość cukierków, liczba mrożonych burrito umożliwiająca wykarmienie pięcioosobowej rodziny przez tydzień i duża torba bardzo ostrych cheetosów. Jak można jeść to wszystko i tak wyglądać? Coś tu się nie zgadza.

Spojrzała na samotny pojemnik z beztłuszczowym jogurtem w wózku, który był jak na razie jedynym jej produktem. Clara czuła się lepiej, gdy unikała rzeczy zawierających dużo cukru lub soli, ale wszystkie zielone warzywa liściaste na świecie nie sprawiłyby, by wyglądała tak jak te smukłe fitness mamy, które mijała właśnie w sklepie spożywczym w Los Angeles. Bez względu na to, co jadła, jej wydatny biust nie chciał się skurczyć. Przynajmniej jej pupa nadgoniła przez ostatnie pięć lat, aby stworzyć iluzję proporcjonalności.

Jeszcze nie podniosła wzroku, a Josh zdążył już dodać do swoich zdobyczy tosty o szokującym smaku. Wydawało się, że porusza się po sklepie w oparciu o spontaniczne zachcianki, zupełnie nie zwracając uwagi na jego starannie zaplanowany układ.

Clara zatrzymała wózek obok niego.

– Czy mogę zadać ci bezczelne pytanie?

Opuścił dłoń trzymającą mrożone gofry.

– Tylko jeśli będę mógł odpłacić się pytaniem do ciebie.

– Sądzę, że to sprawiedliwe. – Dlaczego pozwoliła, by jej życie tak bardzo wymknęło się spod kontroli? – Jak to możliwe, że jesz tyle śmieciowego jedzenia i wyglądasz tak… – apetycznie, jej mózg pospieszył z wątpliwą pomocą – …szczupło?

Przechylił bark.

– Dużo się pieprzę?

Clara dostała nagłego ataku kaszlu. Machnęła ręką uspokajająco w stronę kilku zaniepokojonych klientów, rzucających jej pełne troski spojrzenia. Sama była sobie winna.

Pozornie niewzruszony Josh poprowadził ją do alejki z warzywami i owocami, gdzie poczęstował się kilkoma winogronami.

– Dobra. Moja kolej. Jaki masz plan?

Clara podniosła arbuza, którego właśnie wybrała.

– Pomyślałam, że mogłabym zrobić letnią sałatkę.

– Nie. Nie jaki masz plan na zieleninę. Jaki masz plan na Los Angeles?

Poprawiła sukienkę, żeby nie patrzeć mu w oczy.

– Mój plan okazał się kompletnym niewypałem.

To była tylko kwestia czasu, zanim jej matka dowie się, że Everett ją zostawił, i grzecznie zasugeruje, aby Clara wróciła na wybrzeże, na którym się urodziła.

– Myślę, że spróbuję siedzieć cicho przez kilka tygodni, aby wylizać rany. Jeśli dopisze mi szczęście, plotkarze nie wywęszą mojego upokorzenia do czasu, aż po cichu wrócę do Nowego Jorku i wymyślę jakąś wymówkę.

Zadrżała. Jeśli ktokolwiek w domu zorientowałby się, że Everett Bloom nie zadał sobie trudu, by zostać w pobliżu na tyle długo, by ją porządnie odprawić, będzie musiała przeprowadzić się na Guam, by uciec przed pełną satysfakcji kpiną.

– Sekundę. – Josh zatrzymał się i musiała gwałtownie szarpnąć wózkiem, aby w niego nie wjechać. – Nie możesz tak po prostu wrócić. Może i przyciągnął cię tu Everett, ale gdyby twoje stare życie było takie dobre, nie skorzystałabyś z pierwszej możliwej okazji, by od niego uciec.

Wrzucił na dno wózka ogromną butelkę korzennego piwa. Niewątpliwie wybuchnie i rozpryśnie się wszędzie, kiedy je otworzy.

– Ani przez chwilę nie uwierzę, że nie przygotowałaś się na nieprzewidziane okoliczności.

Clarze nie podobały się próby rozgryzienia jej w ciągu jednego dnia od poznania, ale nie mogła nie przyznać mu trochę racji.

– Nie sądzę, aby mój plan awaryjny chciał się ze mną widzieć.

Czy plan awaryjny się liczy, jeśli dotyczy osoby? Osoby, która miała pełne prawo zatrzasnąć drzwi, gdyby stanął w nich jakiś Wheaton. W końcu niektóre rany się nie goją i Clara podejrzewała, że ta nie zniknęła nawet po dekadzie.

Próbowała przerwać rozmowę, ale Josh pomachał jej paczką precli przed nosem. Mocniej zacisnęła dłonie na uchwycie wózka. Ten facet wiedział już wystarczająco dużo, by móc ją pogrążyć.

– Moja ciocia Jill przeprowadziła się tutaj dziesięć lat temu. Założyła firmę PR w Malibu, według tego, co udało mi się znaleźć w internecie. Nie widziałam jej ani nie rozmawiałam z nią, odkąd byłam w liceum. – Clara starannie pakowała pierś z kurczaka bez skóry w podwójną torebkę.

– Nie musisz utrzymywać kontaktu z krewnymi. Wspólne DNA działa jak karta wyjścia z więzienia. Nie ma mowy, żebyś zrobiła coś na tyle złego, żeby nie chciała się z tobą spotkać.

– Nie byłabym tego taka pewna. – Martwiąc się o zdrowie Josha, kiedy odwrócił wzrok, Clara próbowała przemycić śmieciowe jedzenie z powrotem na półkę. Sama dziwiła się, że tak robi. Jego metabolizm może zaprzeczać nauce, ale sądząc po niektórych listach składników, spożywał znacznie więcej syropu kukurydzianego, niż zalecała to FDA. Gdy dotarli do końca alejki, potajemnie umieściła jego torbę z cheetosami na półce za dużą paczką papierowych ręczników.

– Jill wyprowadziła się tutaj, ponieważ moja rodzina się jej wyrzekła.

Josh wyjął papierowy bilet z automatu przed ladą z mięsem.

– W dzisiejszych czasach ludzie wciąż się siebie wyrzekają? Myślałem, że ta praktyka dotyczyła tylko starożytnych dynastii.

Clara przyglądała się wyborowi wędlin z indyka.

– Wheatonowie nie lubią skandali, których nie mogą zatuszować pieniędzmi ani koneksjami, a ciocia Jill wywoła taki, którego huk można było usłyszeć na całym świecie, tyle że pocisk pochodził z Greenwich.

Po zamówieniu mięsa na lunch zatrzymali się w alejce ze środkami czystości, aby znaleźć produkty potrzebne do wypełnienia obowiązków określonych w wytycznych.

– To co takiego zrobiła? Sprzedała pamiątkę rodzinną? Och, już wiem – jego oczy tańczyły – ubrała się na biało po Święcie Pracy.

Clara przeglądała różne marki środków do polerowania mebli. Nie miał pojęcia o skali skandalu, którego była świadkiem.

– Stroisz sobie żarty, ale często zdarza się, że Wheatonowie przekazują biblioteki i skrzydła szpitalne, aby naprawić szkody wyrządzone przez ich krewki temperament.

– Więc ona… zabiła kogoś?

– Co? Nie. Zrobiła coś głupiego, nie nielegalnego. Jill przespała się z zastępcą burmistrza Greenwich, kiedy miała dziewiętnaście lat.

Josh złapał dwie butelki, między którymi nie mógł się zdecydować, i wrzucił obie do wózka.

– Niech zgadnę. Zastępca burmistrza był żonaty?

– Skąd wiesz? – Clara wróciła na swoje miejsce za wózkiem. – Prawdopodobnie rozeszłoby się to po kościach, ale kiedy zaprzeczył romansowi, przykuła się łańcuchem do pomnika w centrum miasta i przez megafon odczytała kilka listów miłosnych, które do niej napisał. – Wybrała detergent, uniwersalny środek czyszczący i kilka odświeżaczy powietrza. – Z tego, co mówią, były bardzo, bardzo sprośne.

Josh biegł obok wózka.

– Już ją lubię.

Szczegóły zaczęły się ostro rysować w jej pamięci. Pierwszy skandal Wheatonów, który bezpośrednio ją dotknął.

– Biuro burmistrza musiało zadzwonić po straż pożarną, aby ją uwolniła, ale zanim to zrobili, historia ukazała się już we wszystkich lokalnych wiadomościach.

Cała jej klasa dowiedziała się o wszystkim następnego dnia.

Kolejny nagłówek, który osmalił jej drzewo genealogiczne. A teraz, podobnie jak Jill, Clara wspięła się na wyżyny miłości, by boleśnie spaść na ziemię.

– Twoja ciotka brzmi jak kozak. – Josh stanął w długiej kolejce do kasy.

– Niestety, mój dziadek by się z tobą nie zgodził. – Clara przełknęła kwaśny smak w ustach. – Ten spektakl kosztował go pracę. Powinnam była chyba wspomnieć, że mój dziadek był wtedy burmistrzem?

Zdumiewało ją, że mężczyzna, który zawsze uwielbiał swoją córkę, zwrócił się przeciwko niej.

– Jill wyprowadziła się do Los Angeles niedługo po tym. Moi rodzice nie spalili żadnych jej zdjęć ani nic, ale o niej nie rozmawiamy. Jakby nigdy nie istniała.

Clarze serce ścisnęło się na myśl o babci i rodzicach dystansujących się od sprawy i pozwalających na powstanie tak ogromnej przepaści oddzielającej Jill od rodziny, że ta aż uciekła. Myśli o samotności spotęgowane zawstydzeniem sprawiły, że Clara zadrżała. Całe życie starała się uniknąć losu Jill.

Od perfekcyjnych świadectw szkolnych po ścisłe przestrzeganie ustalonej godziny powrotu do domu, na papierze zachowanie Clary było nienaganne. Trzymała się blisko domu przez okres studiów, również podyplomowych, zawsze gotowa, by ugasić ogień lub wygładzić nastroszone pióra.

Jednak bez względu na to, jak bardzo starała się sprostać oczekiwaniom rodziny, porażka wydawała się nieunikniona – przez ciężar nazwiska Wheaton, na straży którego stała z poczucia obowiązku.

– Powinnaś się do niej odezwać – rzucił Josh, gdy dotarli do taśmy sklepowej.

Clara ugryzła się w język, gdy współlokator rozładowywał wózek byle jak, nie zważając na podstawowe zasady, takie jak grupowanie łatwo psujących się produktów, aby później móc sprawnie je rozpakować.

– Na pewno jest zajęta.

– No weź – nalegał. – Co złego może się stać, jak do niej zadzwonisz?

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Food and Drug Administration (ang.) – Agencja Żywności i Leków.

Nawiązanie do pierwszego wystrzału w bitwie pod Lexington i Concord z 1775 r., która rozpoczęła wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych, ostatecznie prowadząc do powstania Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Koncept nienoszenia ubrań w kolorze białym po Święcie Pracy pochodzi z XIX wieku. Był to sposób na odseparowanie się klasy wyższej od klasy robotniczej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: