Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

The Tearful Girl - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Tearful Girl - ebook

Jak go odzyskać, nie zatracając przy tym samej siebie?

Haley Moore długo walczyła z tym uczuciem. Gdy w końcu się na nie otworzyła i bez pamięci zakochała w Cameronie, on… niespodziewanie zniknął z jej życia, zostawiając po sobie bolesną pustkę. Zdruzgotana dziewczyna nie zgadza się, by ich historia miała takie zakończenie, pragnie zrobić wszystko, żeby odzyskać Camerona.

Jednak szybko okazuje się, że jej plan ma dwie zasadnicze wady: po pierwsze – ten drań wcale nie jest skory do współpracy, a po drugie – poczucie własnej wartości nie pozwala Haley gonić za chłopakiem. Pozostaje tylko jedno wyjście – sprawić, by on sam do niej wrócił.

Tymczasem uwikłany w mroczną przeszłość Cameron zaczyna tracić grunt pod nogami. Kłamstwa, tajemnice, zdrady i nieprzemyślane decyzje w imię ochrony własnej rodziny do tej pory dawały mu złudne poczucie kontroli. Tym razem ma jednak nieodparte wrażenie, że wypuszczając z objęć dziewczynę o wyjątkowo pięknych zielonych oczach, pozbawił się czegoś najcenniejszego.

 

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368383157
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Musiałam przestać tyle płakać, bo w końcu utonęłabym we własnych łzach.

Zdawało mi się, że wypłakałam je już wszystkie, a wysuszone oczy drażniły przy każdym mrugnięciu, jakby ktoś nasypał do nich piasku.

Przez jakiś czas chyba sobie radziłam, bo popłakiwałam dopiero po przekroczeniu progu domu i zakopaniu się w pościeli. Najważniejsze, że nie wyłam na środku korytarza pośród tłumu ludzi. Wcześniej już mi się to zdarzało i wiązało się z trudnym do przełknięcia wstydem.

Wmawiałam sobie, że to już za mną, a pozbycie się resztek uczuć do Camerona Sandersa na dobre wyleczy moje poszarpane serce.

Jakich resztek?

Myślałam, że zdołałam przezwyciężyć cały strach i załamanie, które przyszło nagle, niespodziewanie i uderzyło we mnie gorzej niż wszystkie niepokoje i paniczne przeżycia razem wzięte. Nic bardziej mylnego.

Z każdym dniem zakochiwałam się w Cameronie Sandersie jeszcze bardziej, choć wydawało mi się, że to już niemożliwe. Nieświadomie oddałam mu swoje serce, a on je zszargał, rozerwał na strzępy i oddał mi z powrotem.

Ani przez moment nie zamierzałam się poddawać.

A kiedy już byłam przekonana, że skończyły mi się łzy, wypłynęły niespodziewanym potokiem.

Przykucnęłam i na oślep zawiązałam buty. Oczy zaszły mi mgłą od płaczu, ale tym razem nie zamierzałam się więcej zatrzymywać ani potykać przez coś tak trywialnego jak niezawiązane sznurówki. Niedbale wcisnęłam je do trampek i rzuciłam się biegiem.

Gdy przepychałam się między ludźmi, przez przypadek zahaczyłam ręką o czyjąś torebkę. Biegłam dalej, choć chciałam już wypluć płuca. Niedbale otarłam dłonią mokre policzki, łkając głośno i próbując nabrać powietrza, ale się nie zatrzymywałam.

Ostatnim razem płakałam tak głośno i rzewnie, gdy moje serce łamało się na kawałki.

Nie mogłam stracić mojego Camerona. Nie tym razem.

A co najważniejsze – nie mogłam przy tym zatracić samej siebie.ROZDZIAŁ 1

– W tym domu panuje kompletna dezorganizacja. Jakbym dalej odkładała swój przyjazd tutaj, zginęłybyście beze mnie. A ty, droga panno, powinnaś wziąć się w garść, bo cała jesteś zapuchnięta. Nikt cię nie zechce, jeśli będziesz się tak mazgaić.

Podstawiłam ciotce Piper talerz z zupą, nie mogąc się nawet zmusić do tego, żeby za jej plecami przewrócić oczami na te paskudne uwagi. Bez słowa podałam jej łyżkę, a ona nawet się nie kwapiła, żeby wypluć z siebie jakiekolwiek podziękowanie. Zaczęła jeść w ciszy, co skutecznie na chwilę ją zamknęło.

Penelope stała oparta o blat po drugiej stronie kuchni i tylko bez słowa mierzyła spojrzeniem to Josephine, siedzącą przy kuchennym stole, to mnie. Przy czym miałam wrażenie, że mnie obserwuje o wiele bardziej przenikliwie niż gderającą ciotkę. Jej nieoczekiwany przyjazd był tylko wisienką na torcie ostatnich zaskakujących i przykrych zdarzeń.

– Za mało słona – mruknęła Piper między kolejnymi łyżkami, a na te słowa Penny ledwo zauważalnie zacisnęła zęby i odwróciła się w stronę okna wychodzącego na ulicę. Nie komentując w żaden sposób tej uwagi, powoli wodziła wzrokiem po tym, co się działo na zewnątrz.

Stałam jeszcze przez chwilę na środku pomieszczenia, nie wiedząc za bardzo co mam ze sobą zrobić, dopóki gderanie ciotki Josephine znów nie dotarło do moich uszu:

– Zejdź mi z oczu.

Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego pozwalamy sobie z Penny rozstawiać się po kątach w naszym własnym domu, tylko po prostu ulotniłam się z kuchni, nie czekając na następny komentarz nieodżałowanej Piper.

Pokonywałam co drugi schodek, by jak najszybciej znaleźć się na górze, nim nasz gość zdążyłby zawołać mnie z powrotem z kolejnym żądaniem. Wpadłam do pokoju i czym prędzej zatrzasnęłam drzwi. Zgarnęłam puchowy koc z łóżka i jedną ozdobną poduszkę, po czym usadowiłam się na szerokim parapecie, prawie przyklejając policzek do zimnej szyby, tak jakbym chciała przeniknąć na zewnątrz.

Zamrugałam szybko piekącymi i wysuszonymi do cna oczami, próbując odgonić uczucie, które znów ścisnęło mi wnętrzności. Od dwóch dni już prawie nie płakałam. I nie dlatego, że wreszcie ogarnęłam siebie i swoje uczucia, tylko zwyczajnie nie miałam na to siły. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie ani jednej łzy, co nie dało mi ukojenia po tylu przepłakanych dniach, a wręcz odwrotnie – czułam, jakbym dusiła się w środku.

✶ ✶ ✶

Nie wiem, ile czasu minęło, nim Clara pojawiła się na parkingu i podbiegła do mnie. Próbowała mnie uspokoić i podnieść do pionu, żebym nie klęczała na zimnym, twardym betonie parkingu, ale jej nie słyszałam, nie potrafiłam się również zmusić, żeby wstać. Gdy zrozumiała, że nie da sobie rady sama, ruda w końcu usiadła koło mnie, objęła mocno ramionami i zaczęła lekko mną bujać. Pewnie żebym ochłonęła, ale przez wiele minut nic to nie dało. Tuliła mnie jak pluszowego misia i szeptała mi coś ciągle do ucha, jednak nie słuchałam. Patrzyłam tylko tępo na pustą bramę, przez którą wyjechał czarny samochód.

Niedługo później obok nas zmaterializowali się Maia i Mike. Dziewczyna ukucnęła po mojej drugiej stronie, wyjęła chusteczkę z kieszeni dżinsów i starała się otrzeć moje mokre policzki, po których ciągle lały się nowe łzy.

Michael ze strapioną miną też się nachylił i skinął tylko na Maię, by ta założyła mi kaptur zielonej bluzy na głowę. W ten sposób chociaż w części zasłoniła mi twarz przed spojrzeniami innych. Blondyn tylko na nas patrzył, nie przerywając mojego lamentu. Być może nie wiedział, co powinien zrobić, albo nie chciał się wtrącać.

Ktoś musiał zadzwonić po moją ciotkę, bo jakiś czas później pojawiła się obok i podniosła mnie wspólnie z dziewczynami. Nie pytając o nic, zaprowadziła mnie do samochodu. Clara powiedziała coś do Mai, ale moje zamglone wspomnienia nie pozwalały na odtworzenie tej krótkiej rozmowy, następnie złapała nasze plecaki i wpakowała się na tylne siedzenie sedana Penny. Ciotka bez słowa sprzeciwu ruszyła, przedtem pomogła mi jeszcze z zapięciem pasów, bo ręce miałam jak z waty. Ruda przez całą drogę trzymała mnie za ramię.

Chluśnięcie lodowatą wodą w twarz nic mi nie dało. Byłam tak rozpalona i czerwona jak burak, że prawie wystraszyłam się swojego odbicia. Z pomocą Clary przebrałam się w znoszone dresy, pozwoliłam się zaprowadzić do łóżka i opatulić kocem. Dostałam takiej czkawki, że czego bym nie robiła, nie mogłam się jej pozbyć. Wreszcie, gdy obie z ciotką myślały, że usnęłam, zeszły do kuchni i Evans zrelacjonowała Penny cały przebieg zdarzeń. Opowieść przerywały tylko ekspresyjne reakcje Penelope. Słyszałam wszystko przez otwarte drzwi. Przeżywanie tego na nowo sprawiło, że znów zalałam się łzami i zmoczyłam poduszkę.

W końcu nie wytrzymałam leżenia w bezruchu i na drżących nogach zeszłam na parter. Ciotka z kubkiem wystygniętej herbaty siedziała przy kuchennym stole, naprzeciwko niej stał drugi napój, również nieruszony. Gdy pojawiłam się w kuchni, okazało się, że Clara wyszła na chwilę na zewnątrz, bo poprosiła Aarona, żeby przywiózł jej rzeczy, by mogła zostać u nas na noc. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedziałaby mi o tej dyskusji, gdybyśmy wraz z Penny nie słyszały podniesionych głosów z werandy, na tyle głośnych, że przez zamknięte drzwi docierało do nas każde słowo.

– Przestań już, nie mogę tego dłużej słuchać! – warknęła Clara, a ja byłam pewna, że nigdy nie słyszałam jej tak wyprowadzonej z równowagi, tym bardziej w stosunku do Aarona.

– To ty przestań się oszukiwać – wypluł Dover. – Bronisz jej…

– …nie dlatego, że jest moją przyjaciółką – przerwała mu w pół słowa. – Tylko dlatego, że i ja, i ty znamy ją na tyle dobrze, by doskonale wiedzieć, że to nie ona za tym stoi. Nie byłaby w stanie.

– Czyżby? – parsknął Aaron bez wesołości. – Biedna, wszyscy jej teraz żałujmy, bo to jej najbardziej wszyscy zrobili koło dupy – ironizował.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi – odparła Clara. – Ale ktoś wykorzystał wiedzę o tym, co ukrywa Cameron, i przy okazji wrobił Haley. Nie wiem, czy celowo, czy przy okazji, ale jestem pewna, że to nie ona! I ty też to wiesz, Aaronie! Nigdy nikomu by nie zdradziła takiej tajemnicy.

– No tak, bo też wszystkie tajemnice i plotki masz w małym palcu, prawda? Coś o tym wiesz.

Przez chwilę nastała złowroga cisza, a mnie aż ścisnęło w żołądku na nowo. Miałam ochotę zwymiotować.

– Nie. – Usłyszałam. Byłam pewna, że ruda kręci niedowierzająco głową. – Nie wierzę.

Znów cisza. Spotkałyśmy się wzrokiem z ciotką, a mnie przebiegły dreszcze. Szczęka mi zadrżała, zakryłam usta dłonią, z trudem odganiając łzy.

– Ty myślisz, że to ja za tym stoję? Że ja się dowiedziałam i wysypałam się ze wszystkich rodzinnych tajemnic Camerona? – Dziewczyna zaśmiała się sztucznie. – Aaron, w co ty grasz? Nie wierzę, po prostu nie wierzę. Za kogo ty mnie masz? – wysyczała. – Wiesz co? To, co było między Haley a Cameronem, między mną a tobą, albo nami wszystkimi, ta cała wyimaginowana przyjaźń… to wszystko można co najwyżej o kant dupy roztrzaskać – wycedziła. – Chyba tylko udawaliśmy, że jesteśmy sobie bliscy, bo tak naprawdę nikt nie ma do nikogo za grosz zaufania. Znaleźliście sobie kozły ofiarne, wspaniale, gratuluję! – wykrzyknęła. – Ale ja jej nie zostawię. Nawet kosztem ciebie nie zamierzam jej zostawiać z tym samej, bo jestem pewna, że to nie ona. Jeszcze przyznasz mi rację – zniżyła ton głosu – i zobaczysz, że będziesz tego żałował. A ja już nie wrócę, nie zamierzam dłużej za tobą biegać jak słodka idiotka, za którą mnie masz. – Klamka się poruszyła, ale Clara nie otworzyła drzwi. – Obaj będziecie żałowali.

– Trzymajcie się od niego z daleka – skwitował tylko. – Od nas wszystkich. Obie.

Rozległo się tupanie po schodach, a Evans wraz z odejściem Dovera wpadła do przedpokoju z zaróżowionymi od zimna policzkami. A może też i ze złości.

Zatrzasnęła za sobą drzwi i z ciężkim westchnieniem oparła się plecami o drewno. Przymknęła oczy i próbowała przez chwilę uspokoić oddech. W końcu spojrzała na mnie stojącą w progu i wyprostowała się dumnie, nie roniąc przy tym ani jednej łzy, choć widziałam, jak jej brązowe oczy nieprzyjemnie zabłyszczały w świetle lampy. Zrobiłam niepewnie krok w jej stronę, ale ona wystawiła rękę, by mnie powstrzymać.

– To nie było tego warte. – Posłała mi wymuszony uśmiech. – Nie mogę pozwolić tak się traktować. Ani ciebie. Aaron nie wie, co mówi. Albo wręcz przeciwnie: robi to specjalnie, ale nie zamierzam mu na to pozwalać. – W rękach mięła materiał niewielkiej torby, którą Dover musiał jej przywieźć oprócz bezdennego morza pretensji. – Przepraszam, sama muszę chwilę ochłonąć.

Rozemocjonowana skierowała się do toalety przy schodach i zamknęła się w środku.

Nie tylko ja straciłam coś tego dnia i było mi z tym tak źle, że czułam w sobie zalegający ciężar winy. Nasza paczka zaczęła się rozsypywać, a moja przyjaciółka właśnie odesłała z kwitkiem chłopaka, w którym od lat była zakochana po uszy. Co prawda bardzo pretensjonalnego i kompletnie niemyślącego, co mówi, ale to nie miało znaczenia dla zadurzonej dziewczyny. Aż do dziś. Clara o wiele bardziej powściągliwie okazywała smutek niż ja i potrzebowała chwili samotności, ale wiedziałam, że jej serce też właśnie pękło.

✶ ✶ ✶

Clara została ze mną na noc i na cały kolejny dzień. Odganiała przykre uczucia, zamykała mnie w tuzinie uścisków, ocierała każdą pojedynczą łzę, jednocześnie starała się znaleźć logiczne wyjście z sytuacji, przeprowadzając wstępne dochodzenie. Ja nie mogłam zmusić się do myślenia i coraz bardziej pogrążałam się w otchłani rozpaczy. Nie musiałam się szczególnie gimnastykować w uchylaniu się od pójścia do szkoły, bo kolejnej nocy dostałam tak wysokiej gorączki, że nie obyło się bez lekarza i zwolnienia do końca tygodnia. Był to dla mnie ogromny plus, czas na uporządkowanie emocji i uspokojenia się na tyle, by pomyśleć, co robić dalej.

Przed powrotem do domu Clara oddała mi mój telefon, który zarekwirowała na czas płaczu i lamentu. Tłumaczyła mi wtedy, że Cameron na pewno teraz nie odbierze, a nawet jeśli, to ja w takim stanie niewiele byłabym w stanie mu przekazać. Kiedy jednak go odzyskałam, nie mogłam się dłużej powstrzymać i wybrałam numer.

Nie zdziwiło mnie, gdy usłyszałam pocztę głosową, ale się nie poddawałam. Dzwoniłam kilkadziesiąt razy i pisałam wiadomości, ale nie doczekałam się żadnego odzewu. Potem próbowałam się czegokolwiek dowiedzieć od chłopaków. Nie chciałam pytać Aarona, bo nie było najmniejszej szansy, by zechciałby mi pomóc. Mike napisał tylko, żebym się nie martwiła, a Jesse nie odpowiadał na moje wiadomości. W końcu, nie mogąc dłużej usiedzieć w miejscu, napisałam temu ostatniemu, że wybieram się do posiadłości Sandersów.

Wykorzystałam moment, kiedy gorączka trochę mi spadła, a Penny pogrążyła się we śnie, opatuliłam się porządnie i po cichu wyszłam z domu. Przezwyciężając niepokój przy nocnej podróży komunikacją miejską, wsiadłam do autobusu i podjechałam na osiedle, gdzie znajdowała się stara willa.

Po ciemku gmach ze swoim strzelistym dachem i zacienionymi oknami, bez najmniejszej zapalonej lampki, wyglądał przerażająco. Na podjeździe nie stało żadne auto, więc wszystko wskazywało na to, że w domu może nie być żywej duszy.

Popchnęłam żeliwną furtkę, ta bez oporu się otworzyła. Ostrożnie stawiając kroki, skierowałam się do drzwi. Sama w środku nocy straciłam cały animusz, ale postanowiłam się nie poddawać. Rozglądając się wokół, weszłam po schodach i już miałam dotknąć dzwonka, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam, gdy pewna myśl zakiełkowała mi w głowie.

Co, jeśli w domu był Mason Sanders?

Tyle wystarczyło, by moja dłoń opadła swobodnie wzdłuż ciała. Zawahałam się. Gdybym sama się podstawiła ojcu Camerona, na nic byłoby ukrywanie mnie przed nim. Nie miałam pewności, czy aby na pewno nie ma go w domu, samochód równie dobrze mógł stać w garażu. Pukaniem albo dzwonieniem w ciemno za dużo bym ryzykowała. Do tych wszystkich problemów na własne życzenie dodałabym kolejny.

Pogrążona w myślach nie zwróciłam uwagi, że ktoś zaszedł mnie od tyłu. Dopiero gdy poczułam klepnięcie w ramię, podskoczyłam jak oparzona, ledwie powstrzymując pisk. Wystraszona obróciłam się na pięcie i zobaczyłam Jesse’ego. Przykładał palec do ust, nakazując mi ciszę. Złapał mnie delikatnie, ale stanowczo za przegub i poprowadził z powrotem w stronę ulicy. Bezszelestnie zamknął za nami furtkę, a ja kilka metrów dalej ujrzałam jego czerwonego jeepa z włączonymi światłami.

Jesse otworzył mi drzwi pasażera, a ja niezgrabnie wpakowałam się na siedzenie. Okrążył samochód, bez słowa zajął miejsce kierowcy i powoli ruszył. Wokół nas unosiła się delikatna woń pomarańczy.

– Jesteś niepoważna? Nie możesz tak robić – zrugał mnie, kiedy przejechaliśmy kawałek.

– Wiem, że to było głupie, ale musiałam spróbować – pisnęłam. – Nie ma z nim w ogóle kontaktu, a nikt mi nic nie mówi – jęknęłam. – Jeszcze trochę i oszaleję. Nie mówię, że chcę go męczyć o rozmowę, dam mu tyle czasu, ile będzie potrzebował, ale muszę przynajmniej wiedzieć, co się z nim dzieje – wyszeptałam błagalnie, a Jesse tylko westchnął.

– Z tego, co wiem, pojechał od razu do rodziny i do tej pory nie wrócił z Filadelfii. Zasnąłem po treningu i nie zdążyłem ci odpisać, a ty już tu przyjechałaś. Próbowałem się do ciebie dodzwonić. – Pokręcił głową.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki i podświetliłam go. Faktycznie, miałam kilka nieodebranych połączeń.

– Przepraszam, zanim wyszłam z domu, to go wyciszyłam, żeby Penny się nie obudziła – przyznałam. – Po prostu nie mogę wytrzymać tej ciszy. Nie mogę tak tego zostawić. Nie mogę… – powtarzałam, coraz bardziej zapadając się w sobie.

– Wiem – odparł. – Wiem.

Więcej już nic nie mówiliśmy. Rowley skupił się całkowicie na drodze, a ja odpłynęłam myślami, gdy obserwowałam mijane przez nas budynki. Oparłam głowę o szybę, która przy każdej koleinie lekko podskakiwała. Nagle poczułam się bardzo zmęczona.

W końcu Jesse podjechał pod mój dom, zaparkował wzdłuż chodnika. Wyprostowałam się na siedzeniu, zerkając na okna, ale we wszystkich pomieszczeniach światło dalej było pogaszone jak wtedy, gdy wychodziłam.

– Dziękuję – mruknęłam, sięgając do klamki, ale zawiesiłam nad nią rękę i odwróciłam głowę w stronę miedzianowłosego. – Między nami okej? Niezależnie od tego całego sajgonu? – Nie mogłam się powstrzymać od głębokiego westchnięcia.

Jesse pokiwał głową i posłał mi blady uśmiech.

– Tak – przytaknął. Chciałam się lekko uśmiechnąć, ale wyszło mi chyba tylko bliżej nieokreślone skrzywienie. – Myślenie o tym to przedostatnia rzecz, jaką powinnaś teraz robić. Ostatnią jest wychodzenie samej w środku nocy.

– Nie mów tak – zaoponowałam. – Nie chcę stracić jeszcze ciebie.

– No co ty. – Odchrząknął lekko zmieszany i niezręcznie podrapał się po głowie. – Widzimy się w szkole?

– Nie wrócę jeszcze przez kilka dni – odparłam, a on posłał mi współczujące spojrzenie. – Choroba.

– Chyba serca – wymamrotał.

– To przede wszystkim – przyznałam trochę zawstydzona i w końcu otworzyłam drzwi jeepa. – Dziękuję, Jesse.

Chłopak nie odjechał, dopóki nie przeszłam przez cały chodnik prowadzący do wejścia i nie zniknęłam za drzwiami.

✶ ✶ ✶

Jakby dalej było mało beznadziejnych zbiegów okoliczności, ciotka Piper nieoczekiwanie wpadła z wizytą i postanowiła zostać przez kilka dni. Pojawiła się nagle, bez żadnej zapowiedzi ani telefonu, wysiadła z taksówki, kiedy Penny wróciła z pracy i parkowała na podjeździe. Podglądając je z okna, widziałam nietęgą minę Penelope, która brała Josephine pod rękę i prowadziła ją do drzwi.

Gdy tylko wydobrzałam na tyle, na ile przestała dręczyć mnie gorączka, przez cały ten czas, kiedy Penny była w pracy, usługiwałam Piper i wysłuchiwałam jej niemiłych docinków. Tak niezapowiedziana wizyta wskazywała tylko na to, że ciotka przyjechała, by nas sprawdzić. Same dokładnie nie wiedziałyśmy, o co chodzi, ale na szczęście Penelope puszczała mimo uszu wszystkie komentarze dotyczące wystroju wnętrz, mojego wychowania czy nieszczęsnej niedosolonej zupy.

Wcześniej Josephine irytowała mnie każdym słowem. Jednak tym razem, mimo że jej wizyta była mi nie na rękę, jej uwagi nie wywoływały we mnie żadnych głębszych emocji. Udawałam, że obchodzi mnie jej zdanie, gdy usłużnie skakałam wokół niej. Dryfowałam myślami gdzieś daleko, w stronę szarych tęczówek, przenikliwego spojrzenia, a potem pełnych, miękkich ust wypluwających słowa, które doszczętnie mnie złamały.

Okryłam się szczelniej kocem, bo poczułam, jak znów robi mi się przeraźliwie zimno, gdy tylko przywołałam to wspomnienie. Próbowałam delektować się chwilą w samotności, bez gderania Piper, ale nie mogłam wyzbyć się paskudnych myśli.

Czułam się słabsza niż kiedykolwiek.

✶ ✶ ✶

Spakowałam ostatni zeszyt i trzęsącymi się dłońmi zasunęłam plecak. Podparłam się rękami o materac i próbowałam uspokoić oddech.

Wstałam na długo przed budzikiem i wzięłam ciepły prysznic, który w teorii miał mnie rozluźnić, ale w praktyce niewiele dał. Wyszykowałam się, ale nadal ciągle przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze. Bałam się. Czułam, jakbym miała zaraz wypluć wszystkie wnętrzności.

Minął równy tydzień od całej awantury, a co za tym idzie – nastał koniec zwolnienia lekarskiego, który musiał kiedyś nastąpić. Powinnam zadrzeć wysoko głowę i odważnie wrócić do gry, pokazać wszystkim wokół, że nie zamierzam się poddawać. Chyba nie byłam w stanie.

Próbując przezwyciężyć narastającą panikę, poprawiłam niesforny kok na czubku głowy i docisnęłam okulary na nosie. Wstałam z łóżka. Zarzuciłam plecak na ramię i ostatni raz przejrzałam się w lustrze w rogu pokoju.

Pod oczami miałam trochę siną skórę, bo w nocy, gdy się budziłam rozchwiana, łzy dalej chętnie płynęły, nie skończyły się, tak jak chciałam myśleć. Gałki oczne były zaczerwienione, ale już mniej niż przez ostatni tydzień. Dalej wyglądałam na bledszą niż zazwyczaj, ale udawałam, że to wina gorączki. Zacisnęłam palce na uchu plecaka.

Tak bardzo się bałam, co czeka mnie po powrocie. Reakcja ludzi, w szczególności najbliższych. Trzymałam się myśli, że nie zostałam z tym wszystkim sama. Pojawienie się w szkole wiązało się też z możliwością, że zobaczę jego.

Camerona Sandersa, dla którego straciłam głowę i któremu oddałam serce.

Człowieka, który stał się dla mnie tak ważny, że myśl o jego stracie zapierała mi dech.

Drania, w którym zakochałam się tak mocno, że chciałam zrobić wszystko, by go odzyskać.

Ktoś mnie perfidnie wrobił, a ja zamierzałam znaleźć winowajcę. Kogoś, kto bez skrupułów wydał Camerona i wskazał mnie jako sprawczynię tego wszystkiego.

Byłam niewinna i postanowiłam tego dowieść.ROZDZIAŁ 1.5

Wszystko stracone.

Tak bardzo się pilnowałem.

Tak bardzo uważałem.

To wszystko na nic.

Muszę jak najszybciej uciec.

– Cameron, zaczekaj! – Usłyszałem za sobą w oddali łamiący się głos. – Proszę, daj mi się wytłumaczyć!

Zacisnąłem dłoń w pięść na pasku torby. Zgrzytnąłem zębami.

Nie wolno mi się odwrócić.

Wiedziałem, że gdy to zrobię, ona całkowicie mną zawładnie. Co z tego, że już dawno to zrobiła. Muszę to przerwać.

Muszę stąd zniknąć.

Muszę…

– Daj mi coś powiedzieć – wycharczała.

Mała dłoń złapała pasek torby, którą chciałem wrzucić do bagażnika. Spróbowałem zrobić ruch, ale ona dalej desperacko trzymała niczym kotwicę.

– Odpuść.

Przyglądała mi się tymi wielkimi szmaragdowymi oczami, niezdrowo błyszczącymi. Źrenice miała powiększone, policzki zaróżowione, oddech świszczący po intensywnym biegu.

Gdybym tylko na nią spojrzał, od razu pożałowałbym tego, co właśnie robiłem.

Jak zostawiałem ją, choć to ja już nigdy nie chciałem być porzucony.

Nie, nie mogłem być samolubny.

To musiała być ona. Nie było innej możliwości.

Poczułem, jak robi mi się duszno.

Rodzina jest najważniejsza.

– Nie. Nigdy. – Dalej wgapiała się we mnie oczami jak spodki, w zniecierpliwieniu czekała, aż w końcu też spojrzę jej prosto w oczy. – Nigdy sobie ciebie nie odpuszczę.

Coś we mnie zaczęło się kruszyć, nagle i boleśnie.

– Wiem, jak to mogło wyglądać, ale musisz mi uwierzyć, że…

– Nic nie muszę – przerwałem jej zimno. Nie mogłem pozwolić, by powiedziała jeszcze jedno słowo.

Musiałem uciec.

Musiałem ochronić wszystkich. Tak jak zawsze to robiłem.

– Wiem, przepraszam, źle dobrałam słowa – ciągnęła mimo mojego tonu. – Nigdy bym cię nie okłamała i nie zrobiła takiego świństwa, naprawdę…

Dość. Tego było za wiele.

Musiałem stąd zniknąć.

Nie mogłem dłużej na nią patrzeć.

– Skończ już.

– Nie – jęknęła płaczliwie, mocniej ściskając pasek torby.

Gula w moim gardle robiła się coraz większa, utrudniając mi oddychanie.

Wpatrywała się we mnie jak bezbronne zwierzę. Pełna nadziei, oddania i zaufania. Brązowe kosmyki plątały się wokół jej twarzy, nie zawracała sobie głowy tym, że prawie przyklejały się do jej ust. Była tak zaaferowana, że nie dostrzegała rzeczywistości wokół siebie.

Przynajmniej do tej chwili miałem taką nadzieję, bo sam traciłem przy niej kontakt ze światem.

Musiałem to ukrócić. Miałem swoją powinność.

To ona musiała za tym stać.

Ale to ja straciłem gardę, więc to tak, jakbym sam za tym stał.

– Niesamowitym zbiegiem okoliczności niedługo po tym, gdy powiedziałem ci o mojej rodzinie, dowiaduje się o tym cała szkoła. I to od najbardziej mściwej dziewczyny, jaką znam, która przy okazji od lat jest twoją najlepszą przyjaciółką. Kolejne zaskoczenie. I dziwnym trafem nie miałaś z tym nic wspólnego – parsknąłem. – Kto by się spodziewał?

Już wtedy powinienem przestać mówić.

Nie mogłem.

– Cameron, to naprawdę nie tak – zakwiliła, a ja poczułem, jakby prąd poraził mnie po raz kolejny. W jej pięknych zielonych oczach zabłysły łzy.

– Wiesz, co jest w tym wszystkim najbardziej obrzydliwe? – Nachyliłem się do niej, a ona struchlała pod moim spojrzeniem. – Nie Kathrine, która myślała, że mnie złamie. Nie to stado sępów, które czekało na awanturę jak na padlinę. Tylko to, że bez skrupułów mnie wystawiłaś Clark. Ty, Haley Moore – wyplułem. – Chociaż gdybyś celowała tylko we mnie, może bym to zniósł, ale nie. Ty, sprzedając mnie, sprzedałaś też całą moją rodzinę. Matkę w klinice, dziadków, Eaddy, nawet mojego żałosnego ojca. – Pochyliłem się jeszcze niżej. Prawdopodobnie po raz ostatni miałem ją tak blisko siebie. – To ty jesteś z nich wszystkich najpodlejsza.

– Nie myślisz tak – wydukała, a gorące łzy znaczyły jej policzki.

Nie mogłem już upaść niżej.

Parsknąłem.

– Gratuluję pomysłu i motywacji w dążeniu do celu. Nabrałem się na tę nieśmiałą dziewczynę uczącą się życia. Nigdy bym się nie spodziewał, że to akurat ty podłożysz mi taką świnię. Prawie w nas uwierzyłem, więc masz się czym chwalić. Powodzenia w dalszym robieniu z ludzi idiotów.

A jednak.

Coś zmieniło się w jej twarzy. W sposobie, w jaki patrzyła na mnie do tej chwili. Jej dłoń bezwiednie osunęła się z torby wzdłuż ciała.

Chciałem sądzić, że dobrze zrobiłem, gdy okrążałem samochód na drżących nogach. Musiałem chronić najbliższych. To na moich barkach spoczywało to brzemię. Zawsze broniłem się w ten sposób, a nie widziałem żadnej innej możliwości, by sekret rodziny mógł wypłynąć. Wsiadłem i zatrzasnąłem drzwi. To ona mnie zdradziła.

Lecz serce krzyczało, że właśnie zrobiłem największy błąd w swoim życiu. Właśnie pozbyłem się jedynej stąpającej po tej ziemi osoby, która była zawsze za mną i dla mnie.

Jedynej, która w pełni mogła być moja. A ja mogłem być cały jej.

Noga dygotała mi na sprzęgle, gdy ruszałem z parkingu.

Tak niewinna istota nie mogła za tym stać.

Nie mogłem się powstrzymać i zerknąłem we wsteczne lusterko.

Haley Moore uderzyła kolanami o zimny beton.

Oddech zatrzymał mi się w piersi. Zacisnąłem powieki.

Łapałem krótkie hausty powietrza. Dłonie trzęsły mi się na kierownicy.

Nacisnąłem z całej siły pedał gazu i wyjechałem z parkingu.

To, że roztrzaskałem siebie samego, mogłem przeżyć. To nie pierwszy raz.

Wiedziałem jednak, że nigdy nie wybaczę sobie złamania Haley Moore, która stała mi się najdroższa pod słońcem.ROZDZIAŁ 2

Jeśli ktoś do tej pory nie wiedział, gdzie znajduje się szafka Jacksona Wardle’a, teraz nie było ani jednego ucznia, który by się w tym nie orientował.

Też należałam do tego grona, bo po co w ogóle miałabym się tym interesować? Teraz jednak, ściskając szelkę czarnego plecaka, nieruchomo wpatrywałam się w zniszczoną szafkę Jacksa, wcześniej ciemnoniebieską, obecnie niemal w całości pokrytą czarnymi bazgrołami i niewybrednymi słowami wypisanymi ciężko zmazywalnym sprejem. Dyrekcja od tygodnia pilnowała, żeby powracające jak bumerang akty wandalizmu były skutecznie zwalczane, a szafka wyczyszczona, mimo to codziennie rano ktoś od nowa pokrywał ją ciemną farbą i paskudnymi epitetami, ale jakże trafnymi.

Przez ostatni czas celowo chciałam odłączyć się od wszelakich plotek i nowości dotyczących każdego, kto nie był Cameronem Sandersem, jednak podczas jednej z rozmów telefonicznych Clara nie mogła się powstrzymać i powiedziała mi, że Wardle został wydalony.

Ba, myślę, że to i tak zbyt łagodne określenie – Jackson został wyrzucony bez zbędnych dyskusji, a pieniądze i charyzma jego ojca tym razem na nic się zdały. Posunął się o krok za daleko, dlatego dyrektor od razu odciął się od problemu, uznawszy zachowanie chłopaka za karygodne i niedopuszczalne. Szkoda, że musiało się to stać dopiero wtedy, gdy wszystkie dowody były przeciwko Jacksonowi. Na wcześniejsze zgłoszenia, w tym incydentu z moim udziałem podczas szkolnej imprezy, dyrektor zdawał się głuchy. Pojawiły się domniemania, że Wardle’owie chcą na stałe opuścić miasteczko, ale w ogóle mnie to nie interesowało. Jedyne, co mnie obchodziło, to trzymanie się z daleka od tej rodziny.

Gdy chciałam ruszyć dalej, ktoś szturchnął mnie w ramię. Nie dałam się pociągnąć, tylko mocno zaparłam się nogami i szybko obróciłam się za blond kosmykami, które przefrunęły mi przed twarzą. Zmarszczyłam czoło w niezrozumieniu, gdy spojrzałam prosto w topazowe oczy dziewczyny.

Stella się zatrzymała, ale nie zamierzała zrywać ze mną kontaktu wzrokowego. Patrzyłam na jej tęczówki o głęboko niebieskim kolorze, różowawy cień do powiek, a nawet piegi na policzku przebijające się nieznacznie spod podkładu. Nie przenosiłam jednak spojrzenia niżej. Czekałam na jakiś prostacki komentarz w moją stronę, ale minęła chwila, później druga, a jedyne, na co blondynka się zdecydowała, to lekkie wykrzywienie warg i ciche parsknięcie bez otwierania ust. Jeszcze przez moment mi się przyglądała, po czym obróciła się na pięcie i odeszła w głąb korytarza. Dla Stelli Ardy osiągnęłam taki poziom żałości, że nawet ona nie zamierzała sobie strzępić języka z mojego powodu.

Westchnęłam zażenowana i rozejrzałam się, jednak było jeszcze zbyt wcześnie, żeby korytarz zaczął się zapełniać uczniami. Tym bardziej nie miałam szans na spotkanie kogoś znajomego oprócz Stelli. Skierowałam się w stronę schodów, by jak najszybciej się zaszyć w bibliotece na pierwszym piętrze.

Kolejną nieobecną – co było do przewidzenia, chociaż powiedziała mi to przejęta Maia, a nie Clara – okazała się Kate, którą zawieszono na dwa tygodnie. Tego samego dnia, gdy po awanturze szeryf Clark wychodził ze szkoły z córką, ta przybrała jeszcze bardziej zaciętą minę niż zazwyczaj. Miałam nie widzieć jej przez okrągły tydzień, co zaliczałam na plus przy ponownym aklimatyzowaniu się w murach szkoły. Kate nie była osobą, o której myślałam non stop, ale przez to, ile dni siedziałam w domu, w końcu musiała wpaść do mojej głowy.

Na tyle, na ile analizowałam cały ten incydent, który wszystko zniszczył, nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić, czy celowała we mnie, czy bardziej w Camerona, a mnie i naszą wieloletnią przyjaźń poświęciła przy okazji. Nadal ogarniał mnie szok, że była zdolna posunąć się tak daleko. Choć wiedziałam, że długo potrafi chować urazę i się złościć, to przez myśl by mi nie przeszło, że Kathrine bez oporów przeprowadzi taki słowny atak. Potrafiła mówić za dużo, krzyczeć i wyrażać swoje niezadowolenie, ale fakt, że dotarł do niej jakiś ułamek informacji, składających się na całą wielką piramidę tajemnic Camerona, był dla mnie nie do pojęcia. Znałam Clark długo i nie dowierzałam, że zdecydowała się na taką podłość, niezależnie od jej motywacji. Chciałam się dowiedzieć wszystkiego i wiedziałam, że w końcu będę musiała zmusić siebie i ją do rozmowy, jak bardzo ta próba miałaby być nieprzyjemna. Oczywiście mogła mi nic nie powiedzieć, ale i tak zamierzałam zrobić wszystko, by poznać prawdę.

✶ ✶ ✶

Spędzenie pół dnia na unikaniu zatłoczonych miejsc przy jednoczesnym rozglądaniu się na wszystkie strony utwierdziło mnie w jednym. Jak Cameron wyszedł po konfrontacji ze szkoły, tak do tej pory do niej nie wrócił.

I nie dziwiłam mu się wcale. Sama zabarykadowałam się w domu na okrągły tydzień. Mimo że część mnie odetchnęła z ulgą, bo bałam się, co będzie, gdy zacznę na żywo podejmować próby rozmowy z nim, to jednocześnie ogarniał mnie coraz większy niepokój.

Nie chciałam znów uciec od problemu. Nie mogłam.

Na ten moment spotkanie Sandersa w szkole było dla mnie jedyną opcją, żeby w ogóle go zobaczyć i cokolwiek wskórać. Nie łudziłam się, że zechce ze mną rozmawiać po tych wszystkich słowach na parkingu i po kompletnym zlaniu mnie przez kolejne dni. Ale mimo nerwowych dreszczy, które pojawiały się za każdym razem, gdy wracałam do tych wspomnień, nie zamierzałam się poddawać.

Cameron zgniótł moje serce i wyrzucił niczym niepotrzebną, zużytą kartkę. Nie zapomniałam o tym ani na moment, a mimo to dalej chciałam o niego walczyć. I choć mogło się to wydawać naiwne, nie mogłam pozwolić, by żył w przekonaniu, że zachowałam się tak bezdusznie. Choćbym miała to zrobić dla własnej obrony – nie mogłam się wycofać.

A jeśli po opadnięciu emocji doskonale wiedział, że to nie ja za wszystkim stałam, a mimo to postanowił mnie tak traktować – w takiej sytuacji nie miałam już żadnego komentarza. Złamałby mnie wtedy po raz kolejny.

Czy byłam kolejną, biegającą ślepo za Cameronem dziewczyną, bezgranicznie zakochaną i gotową zrobić wszystko w imię uczucia?

Z pewnością na taką wyglądałam, jednak usiłowałam samą siebie przekonać, że ze mną jest inaczej. Z nami było inaczej.

Jakimi nami?

Parsknęłam bez wesołości, nie mogąc się powstrzymać.

– Pewnie każda tak to sobie tłumaczy – mruknęłam pod nosem.

– Co mówiłaś? – Dobiegł do mnie przytłumiony głos Clary, tak jakbym znajdowała się w bańce. Potrząsnęłam głową i podniosłam wzrok znad sałatki. Jak otumaniona wróciła do rzeczywistości. Czyjś skrzek ugodził mnie w uszy, wtórował mu perlisty śmiech, do tego ktoś krzyczał coś niezrozumiałego w tle. Gwar stołówki i ostre światło zaatakowały moje zmysły.

– Hm? – Obróciłam głowę w stronę rudowłosej, która przyglądała mi się z wyjątkowo nietęgą miną. Przeniosłam wzrok na Maię siedzącą naprzeciwko i dłubiącą widelcem w liściach sałaty. Dziewczyna przybrała podobny grymas co Clara.

– Jesteś blada – odparła Davis w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie.

– Ach tak – burknęłam znów monosylabicznie i z powrotem wbiłam wzrok w sałatkę. Poprzesuwałam warzywa w taki sposób, że po chwili każde tworzyło osobną garstkę.

Dziewczyny przyglądały się temu sortowaniu w milczeniu.

– Martwisz nas – powiedziała w końcu Evans.

– Przepraszam. – Odchrząknęłam. – Próbuję jakoś zebrać myśli i średnio mi to idzie.

– Nie przepraszaj – zganiła mnie Davis. – Myślę, że zanim porwiesz się na jakąkolwiek rozmowę z Cameronem, powinnaś sama poukładać sobie to w głowie. Nie możesz być w takim stanie, kiedy będziesz próbowała mu cokolwiek powiedzieć. Musisz pokazać, że jesteś silna. Że jesteś pewna swoich słów.

– Ja już niczego nie jestem pewna – burknęłam, doskonale zdając sobie sprawę, że Maia ma rację. Łatwo było jednak powiedzieć, a o wiele trudniej zrobić, tym bardziej w moim przypadku.

– Może ta kilkudniowa przerwa dobrze mu zrobiła i zaraz okaże się, że gdy emocje opadły, zupełnie inaczej spojrzy na całą sytuację – dodała Clara. – Naprawdę ciężko mi dalej uwierzyć, że coś takiego w ogóle się wydarzyło. – Pokręciła głową z powątpiewaniem. – Nie posądzałabym Camerona o głupotę, a już na pewno nie o łatwowierność.

Westchnęłam. Przyłożyłam palce do skroni i spróbowałam je trochę rozmasować. Na chwilę przymknęłam oczy, znów chcąc się wyłączyć, jakbym wcale nie znajdowała się w zatłoczonej stołówce.

– Ale kiedy jesteś pod ścianą, możesz robić rzeczy, o które ktoś by cię nawet nie podejrzewał – powiedziałam w końcu. – A Kate właśnie go pod nią postawiła.

– Wydaje mi się, że próbujesz usprawiedliwić to, jak cię później potraktował. Patrz też na siebie, na to, co ci powiedział, jak wyszliście, na to, że przez okrągły tydzień zlewał cię do tego stopnia, że do dziś nie masz pojęcia, gdzie dokładnie jest i co się z nim dzieje. Nie zapominaj o tym – odparła ruda.

– Nie zapominam – zaoponowałam od razu. Rozejrzałam się dyskretnie na boki, by upewnić się, czy na pewno nikt nas nie podsłuchuje. – Jeśli dojdziemy do porozumienia, to przyjdzie czas na rozmowę i o tym. Na razie najważniejsze dla mnie, by być przy Cameronie i móc go jakkolwiek wspierać w tym, co musi teraz przeżywać. Mogę sobie tylko wyobrażać, co się u niego dzieje, a nie ma mnie obok niego, bo uznał, że to ja za wszystkim stoję. – W gardle zaczęła rosnąć mi wielka gula. – Jeśli on sam nie uzna, że się mylił, to pozostanie mi jedynie oczyścić swoje imię z zarzutów. Na ten moment mogę próbować odkryć, co tak naprawdę się stało i skąd Kate się o wszystkim dowiedziała. – Odetchnęłam głęboko. – Nie mamy pewności, czy ktoś już nie zaczął grzebać głębiej w jego prywatnych sprawach albo czy to na pewno koniec takich konfrontacji jak ta z Kathrine. Może ktoś wie jeszcze więcej i tylko czeka na moment, żeby tym razem zrównać wszystkich Sandersów z ziemią.

– Patrzysz na to w bardzo ciemnych barwach – mruknęła Maia w odpowiedzi na moje ostatnie słowa.

Powoli pokiwałam głową.

– Być może. Pewnie powinnam być dobrej myśli, że wszystko się ułoży, ale nie potrafię. Wcześniej to właśnie sobie wmawiałam: że będzie super. – Mój głos przybrał lekko zgorzkniały ton. – A za chwilę wszystko się posypało. Kate równie dobrze mogła wylać szambo i wyszłoby na to samo. Kto wie, czy nie miała do powiedzenia czegoś jeszcze, ale straciła odwagę. Cała nasza paczka… Zobaczcie, co z tego wyszło. Każdy trzyma się jak na cienkiej nitce za plecami całej reszty, bo nawet nie jesteśmy w stanie udawać, że razem to udźwigniemy. Do mnie, do Camerona i tego nienazwanego czegoś, co było pomiędzy nami, nie chcę znowu wracać. Claro, a to twoje spotykanie się z Aaronem…

– …skończyło się – przerwała mi szybko, sięgnęła palcami do oczu i potarła lekko skórę wokół powiek. Sama próbowała nie pęknąć. – I tyle.

– A ja wiem, że właśnie będzie dobrze – wtrąciła Maia, posyłając nam szeroki uśmiech, połowicznie sztuczny, chociaż na pewno nie o to jej chodziło.

– Nie wiem, skąd ten optymizm – powiedziałam sceptycznie i schowałam twarz w dłoniach, po raz kolejny głośno wzdychając.

– Ano stąd, że jako jedyna jest na wygranej pozycji – burknęła ruda. – Dalej trzymają się z Mikiem jak papużki nierozłączki.

– To chyba dobrze?

Spomiędzy palców dostrzegłam, jak Davis zmierzyła Evans spojrzeniem.

– Pewnie, że tak – zreflektowała się Clara. – Ale to nie znaczy, że z nami skończy się tak samo. Z punktu widzenia osoby trzeciej nie trzeba zbyt długo się zastanawiać, żeby dostrzec, że Haley i Cameron tkwią w samym środku jednego wielkiego nieporozumienia. Rozumiem, że Aaron stoi murem za Sandersem, ale nie zmienia to faktu, że zachowuje się jak skończony tuman.

Na te słowa Maia parsknęła, zasłaniając usta ręką. Spojrzała na nas oczami jak spodki, ale gdy dostrzegła nasze grobowe miny, szybko się opanowała i wyprostowała.

– Wybaczcie. – Odchrząknęła i posłała nam przepraszające spojrzenie. – Pełna powaga.

Przewróciłam oczami. Czułam, że nie dam rady wcisnąć w siebie już ani kęsa, bo żołądek zaplątał mi się w bolesny supeł, dopiłam więc tylko resztkę soku, skinęłam dziewczynom i zabrałam ledwo ruszony lunch na tacy, by jak najszybciej opuścić gwarne pomieszczenie.

✶ ✶ ✶

Ułożyłam rękawiczki na podniszczonym plastikowym krzesełku, żeby usiąść na nich, a nie bezpośrednio na mokrej, zimnej powierzchni. Usadowiłam się i mocno skuliłam, by zachować jak najwięcej ciepła. Naciągnęłam czapkę na uszy i odetchnęłam, wypuszczając parę z ust.

Patrzyłam na południowe, zimowe słońce, które próbowało się wydostać zza chmur. Nieśmiałe promyki, którym udało się przebić, padały na wyniszczoną murawę. Przyglądałam się martwej, sinej trawie, jakby była najciekawszą rzeczą na świecie, następnie leniwie przeniosłam wzrok na wysokie, ciemne świerki za ogrodzeniem, a potem na uczniów, którzy w trakcie przerwy wychodzili na parking przez drugie wyjście. Jeden chłopak bardzo się spieszył, w międzyczasie rozmawiał przez telefon. Jakaś para na chwilę się ulotniła i szybko wróciła z dwiema parującymi kawami na tekturowej tacy. Grupka gadatliwych dziewczyn zrobiła sobie mały spacer po bieżni, podczas którego żywo dywagowała nad czyimś zachowaniem. Już drugi raz mnie mijały, a ja ze swojego miejsca na trybunach słyszałam, jak dwie z nich wyjątkowo głośno się oburzają, słuchając opowieści reszty.

Zbliżyłam zmarznięte dłonie do twarzy i chuchnęłam w nie. Niewiele to dało, więc zrezygnowana schowałam je głęboko do kieszeni puchowej kurtki. Mimo rześkiego powietrza oczy zaczęły mi się przymykać. Potrzebowałam otrzeźwienia, dlatego wyszłam na resztę długiej przerwy na zewnątrz, ale chwilowy szok spowodowany temperaturą szybko minął i nawet chłód nie wypędził ze mnie otumanienia.

– Cześć, Hay.

Uchyliłam jedną powiekę. W rzędzie niżej zmaterializował się Michael. Posłałam mu blady uśmiech, nie mogąc z siebie wykrzesać niczego więcej. Obserwowałam, jak przeskakuje krzesełka przede mną i zajmuje miejsce obok. Plastik nieprzyjemnie skrzypiał, kiedy kręcił się przez chwilę, szukając odpowiedniej pozycji.

Przez dłuższy moment siedzieliśmy w całkowitej ciszy. Wpatrywaliśmy się najpierw w głośną grupkę przyjaciółek, które tak zajęła rozmowa, że rozpoczęły trzecie okrążenie wokół boiska.

Michael James od zawsze był dla mnie osobą, z którą czułam się komfortowo. Przy nim nawet cisza stawała się przyjemna i relaksująca. Nie czułam potrzeby, by mówić coś na siłę, byleby tylko nie było niezręcznie. Chłopak roztaczał przyjemną aurę, będącą miłą odmianą od płaczu, przywoływania wspomnień i niekończących się dyskusji. Ta cisza była mi potrzebna. Leżenie w pokoju i spędzanie czasu sam na sam ze sobą, z ciągle napływającą rozpaczą, to nie to samo, co zwykłe siedzenie bez słowa z Mikiem.

Kątem oka widziałam, jak wystawił twarz w stronę promieni słońca, które coraz śmielej przebijały się zza chmur. Niebo dalej było trochę sinawe i lekko ponure, jak to często bywa przy zachmurzonym, zimowym dniu, ale te lekkie muśnięcia światła otulające pogodne oblicze Michaela dawały jakiś strzępek nadziei, której ostatnio mi brakowało.

– Wiesz, Hay – przerwał ciszę melodyjny głos Jamesa. – Pamiętaj, że między nami dalej jest okej – zapewnił. Spojrzałam w jego błękitne oczy. – Mimo że zawsze będę trzymał stronę Camerona, to nie oznacza, że nie widzę, kiedy się myli. Zdarzało się, że się nie popisałem jako przyjaciel, dlatego chcę być przy nim, gdy nas potrzebuje, ale jednocześnie nie zrezygnuję z ciebie. Kiedy wróci i będzie ci się wydawać, że jest zupełnie odwrotnie, to wiedz, że to nieprawda. Nie zostaniesz z tym sama. Ze swojej strony będę próbował przemówić mu do rozsądku, tak samo Jesse. Aaron jest w tej kwestii nie do przegadania, więc będzie ciężko, ale się nie poddamy. I ty też się nie poddawaj. – Posłał mi promienny uśmiech muśnięty bólem. – Ja ci wierzę.

– Mike… – wydukałam, próbując powstrzymać głos od załamania.

– Wiem, że musisz zrobić to sama, ale postaramy się na tyle, na ile możemy, serio. Cameron nie jest taki. Kierowały nim nerwy, złość…

– Strach – przerwałam mu i przełknęłam ślinę. Obróciłam się znowu w stronę boiska i wbiłam wzrok w trawę. – Cameron jest jedną z najbardziej spokojnych i opanowanych osób, jakie znam. Sam doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że ciężko wyprowadzić go z równowagi, a jeśli się to zdarzy, to trzyma nerwy na wodzy jak nikt inny. To też nie złość. Wydaje mi się, że Cameron się boi, że ktoś będzie grzebać w prywatnych sprawach jego rodziny albo że stanie się coś, czego nie przewidzi. Reaguje wtedy tak, jakby ktoś odciął mu logiczne myślenie… Albo celowo dobiera słowa w taki sposób, żeby kogoś jak najbardziej odsunąć. Jakby włączał mu się instynkt obronny. – Ledwo powstrzymałam się od załkania. Jak już odważyłam się mówić, chciałam przedstawić Mike’owi wszystkie wyciągnięte wnioski. – Za każdym razem, kiedy myślę o tym wszystkim, nie mogę uwierzyć, że tak łatwo obwinił właśnie mnie. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że zareagował tak ze strachu i nie chciał dopuścić do świadomości, że ktoś inny mógł go wsypać.

– Szkoda tylko, że twoim kosztem – dodał markotnie Mike. – On wie, że nie potrafiłabyś być tak wyrachowana.

– Tak… Też myślałam, że to wie… – Moje kolejne słowa zaczęły przypominać pisk. Zamilkłam na chwilę, znów nie mogąc zebrać myśli. – Myślałam, że zdołał mnie poznać na tyle, żeby mieć pewność, że nigdy nie posunęłabym się tak daleko w stosunku do nikogo, a to coś pomiędzy nami – zrobiłam w powietrzu bliżej nieokreślony ruch ręką – przynajmniej z mojej strony było całkowicie szczere.

– Haley, tak mi przykro. – Michael przyglądał mi się ze zbolałą miną. Pewnie nie spodziewał się po mnie takiego wysypu emocji i nie wiedział, jak ma się zachować.

– Cameron doskonale zdawał sobie sprawę, z kim ma do czynienia – zakwiliłam. – Świadomie razem ze mną brnął w tę relację chyba tylko po to, żeby ją roztrzaskać w drobny mak, zanim jeszcze się rozwin… – ucięłam nagle, a włoski na całym ciele stanęły mi dęba.

Wychyliłam się zza blondyna, żeby lepiej przyjrzeć się postaci w oddali, na parkingu.

Przodem do mnie stał Aaron i byłam tego stuprocentowo pewna, bo z niczym nie dało się pomylić tej zarozumiałej miny. Zarzucił kaptur bluzy drużynowej na głowę i mówił coś do chłopaka stojącego do mnie tyłem. Nie mogłam dostrzec twarzy tego drugiego. Wyprostowałam się natychmiast, kiedy dokładniej mu się przyjrzałam.

Ubrany w drużynowy dres, ręce miał schowane w kieszeniach, niestety nawet skrawek czupryny nie wystawał spod założonego kaptura. Stał przygarbiony, lekko, ale jakże znajomo. Wytężyłam wzrok, lecz wiedziałam, że mnie nie myli.

Złota dwudziestka trójka na plecach błyszczała i nie sposób było jej pomylić z inną liczbą.

Cameron Sanders, kapitan szkolnej drużyny koszykówki z numerem dwadzieścia trzy.ROZDZIAŁ 3.5

Nigdy nie lubiłem Haley Moore.

Według mnie od zawsze zachowywała się dziecinnie. Wpadała na szalone pomysły, jakie nie przystawały dziewczynie w jej wieku. Wydawała mi się zbyt krucha, zbyt mało wiedziała o życiu, zbyt wielu rzeczy była nieświadoma, żebym brał ją na poważnie. Myślałem, że stała się chwilową fascynacją, bo za żadne skarby świata nie wyobrażałem sobie mojego najlepszego przyjaciela z dziewczyną tego pokroju.

Nie pasowała do niego.

Jakby tego było mało, przez swoją niezwykłą naiwność i łatwowierność stanowiła łatwy cel. Mała dziewczynka zamknięta w ciele nastolatki, która nie umiała sobie poradzić z otaczającym ją światem.

Nie spodziewałem się po niej wiele, a już na pewno nie tego, że okaże się tak podła i przebiegła. Nie mogłem na nią patrzeć, nie chciałem jej słyszeć.

„Nigdy jej nie wybaczę”, mówiłem sobie. Uderzeniem w rodzinę Camerona zraniła też jego.

Jednocześnie celowała we mnie, bo – choć nigdy tego nie przyznam na głos – od zawsze traktowałem go jak brata.

Była winna.

„Nikomu nie można ufać, tylko samemu sobie”, powtarzałem od lat.

Sanders przejechał się na swoich wyobrażeniach, a ja miałem ochotę wykrzyczeć: „A nie mówiłem?!”.

W końcu nie powiedziałem ani słowa, a swoją frustrację zacząłem wylewać na wszystkich innych wokół, w tym na wyszczekaną Evans.

Miałem nosa do ludzi, ojciec powtarzał mi to od dziecka. Od zawsze byłem ostrożny i nieufny, więc zazwyczaj wychodziłem na tym całkiem nieźle. Lubiłem mieć rację.

Dlaczego w takim razie, gdy patrzyłem na zziajaną Moore na parkingu, przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa? Poruszyłem się niekomfortowo w miejscu.

„Gdzie on jest?”, „Cameron. Był tu”, „Gdzie poszedł?” – mówiła za dużo, zbyt desperacko. Gdyby tylko miała dość odwagi, pewnie potrząsnęłaby mną, żeby wszystkie odpowiedzi na jej pytania wysypały się ze mnie jak z worka.

Nie podobało mi się to.

Nie wiem, po co wszedłem z nią w przepychankę słowną. Uderzała we mnie trafnymi spostrzeżeniami coraz odważniej, a ja nie przerywałem naszej bezsensownej wymiany zdań. Powinien był to ukrócić. Przecież sprowadziła na mojego przyjaciela prawdziwe gówno. Dlaczego tego nie skończyłem?

Wyciągnąłem wiele wniosków na temat Haley Moore, ale w żadnym razie nie mogłem stwierdzić, że jest głupia.

Lista jej wad była o stokroć dłuższa niż zalet, ale z pewnością nie mogłem posądzić jej o głupotę. Okazała się bystra, choć ta bystrość wychodziła na wierzch dopiero w przypływie odwagi.

– No właśnie, a kim ty jesteś, żeby mnie oceniać, Aaron? Bo jak na razie to ty jedyny najchętniej byś nas wszystkich porozstawiał po kątach.

Odwróciła się na pięcie i z zadartą głową zaczęła się oddalać.

Powstrzymałem się od przewrócenia oczami tak samo mocno jak od dopuszczenia do siebie niechcianych wyrzutów sumienia. Ponieważ zanim Moore pojawiła się na parkingu i zaczęła z przejęciem przebierać nogami, odesłałem naprędce Sandersa, nieświadomego biegnącej na złamanie karku dziewczyny.

Wpadło mi do głowy pytanie do samego siebie: czy na pewno dobrze robię?

Jeszcze jednym z plusów, a jednocześnie minusów Haley Moore było to, że zdawała się niezwykle oczywista. Niewiele potrzeba, żeby czytać z niej jak z otwartej księgi. A to, co w niej ujrzałem, wcale mi się nie spodobało.

Poczułem wtedy, że to jeden z tych nielicznych momentów w moim życiu, gdy mogłem się pomylić co do drugiego człowieka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: