- W empik go
Thief - ebook
Thief - ebook
Tanaka od zawsze postępowała zgodnie z zasadami, które wpajał jej ojciec. Miała być przykładną córką, nie sprzeciwiać się i wyjść za mąż za mężczyznę, który zostanie dla niej wybrany. Oczywiście mężczyznę z mafii. Jedyną rzeczą, która dawała Tanace namiastkę wolności, był balet, ale i to z czasem zostało jej odebrane.
Pewnego dnia ojciec przedstawia jej nieznajomego, który mówi z rosyjskim akcentem – Nikolaja Kozlova. Dziewczyna od razu wyczuwa niebezpieczeństwo. Ojciec nigdy nie pozwalał obcym się do niej zbliżać i w dodatku Tanaka była już obiecana innemu.
Nikolaj Kozlov to bardzo utalentowany kłamca i złodziej bez żadnych zasad moralnych. Jest wszystkim, przed czym Tanaka była zawsze przestrzegana. Mężczyzna, który bierze to, co chce, nie licząc się z nikim.
Nikolaj chce, aby słodka tancerka stała się jego więźniem. Zabaweczką, do czasu kiedy postanowi, że ją zniszczy. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8320-006-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tanaka
Pozwól, by cię zniszczyło. To jedyny sposób.
Słowa wychodzą z moich ust niczym skradziony oddech, a twarz Vivi w mojej głowie jest nadal tak jasna i wyraźna jak w dniu, w którym to powiedziała. Była głośna i mimowolnie poetycka. Jedwabiste pukle kruczoczarnych włosów, czerwona szminka i okulary w kształcie kocich oczu. To tylko kilka z cech, które określały moją mentorkę i jednocześnie inspirację.
Każda tancerka w Met dzisiejszego wieczoru zaprzedałaby własną duszę za karierę, jaką zrobiła Vivi. Byłam jedną ze szczęściar, które mogły ćwiczyć pod jej okiem, ale wątpiłam, żeby faktycznie miało to cokolwiek wspólnego ze szczęściem. Posiadała oko artystki i zawsze wyszukiwała kogoś, kto się wyróżniał. A w tym stadzie bladych owieczek byłam samotnym wilkiem o skórze w kolorze umbry. Vivi się to podobało. Od samego początku naszej znajomości mówiła o tym, jak trudno jest jej stworzyć różnorodność kulturową w świecie tańca, który wciąż trzymał się surowych, przestarzałych standardów.
Moje półkrwi włoskie pochodzenie oraz nutka hebanowej skóry otrzymanej w genach od matki sprawiły, że uznała mnie za godną, by trafić pod jej skrzydła. Ale niezależnie od powodów, które nią kierowały, nie zamierzałam zmarnować tej okazji. Nie łudziłam się, że jestem wyjątkowa, a nawet gdyby taka myśl przemknęła mi kiedyś przez głowę, Vivi szybko sprowadziłaby mnie na ziemię. Każda uczennica w szkole baletowej chciała uważać, że jest niepowtarzalna. Że ma wrodzony talent i naturalną grację. Że jest najlepsza. Ale każda tancerka była tak dobra, jak stojąca tuż obok koleżanka, która tylko czeka, by skraść jej blask w świetle reflektorów. Vivi nauczyła się tego, gdy pozwoliła innej tancerce zrobić dokładnie to. Jej treningi były brutalne, ale przynosiły efekty. Bardziej niż figur i wyczucia czasu uczyła mnie, jak żyć i oddychać sztuką. A co najważniejsze dała mi lekcję, co się stanie, kiedy tancerka popadnie w samozachwyt.
Wspominam ją ciepło za każdym razem, gdy zmuszam ciało do nadludzkiego wysiłku, i wiem, że byłaby ze mnie dumna. Gdyby stała tutaj i widziała, w jakim stanie są moje stopy, powiedziałaby, że poszłam na wojnę i zwyciężyłam.
Zaginam palce u stóp i przesuwam wzrokiem po opustoszałym krajobrazie moich ud, kiedy schylam się podczas medytacyjnego rozciągania.
Nie ma czegoś takiego jak ból. Jest tylko dyscyplina.
Dziś wieczorem wyjdę na scenę jako solistka w New York Ballet Company, występując jako Ceres w Sylvii. To rola wywalczona z wielkim trudem. Rola, w walce o którą dosłownie się wykrwawiałam. Lata ćwiczeń nie były łatwe, ale w balecie nie ma zmiłuj.
Czas życia tancerza jest bardzo krótki, a dla mnie jeszcze krótszy. Mam szczęście, że balet zawsze podobał się mojemu ojcu, bo to jedyna rozrywka, której mi nie zabraniał. Gdy byłam dzieckiem, mówił mi, że tancerka jest ucieleśnieniem wszystkiego, czym powinna być kobieta. Kiedy zabrał mnie na pierwszy występ, szybko się z nim zgodziłam. Niebiańskie istoty unoszące się nad sceną w bieli i bladych różach były najpiękniejszym widokiem, jaki moje oczy kiedykolwiek miały okazję oglądać. W wieku sześciu lat postanowiłam, że pewnego dnia zostanę jedną z tych tancerek. Moje wzniosłe aspiracje wywołały rozbawienie na zazwyczaj ponurej twarzy ojca, który oświadczył, że jeśli chcę być prawdziwą baletnicą, będę musiała zaakceptować pewne zasady. Kiedy spytałam dlaczego, wyjaśnił, że w dawnych czasach tylko najlepsze tancerki zasługiwały na miano balerin.
Tamtego dnia podjęłam decyzję, że zapracuję na tytuł prawdziwej baleriny. I osiemnaście lat później jestem już o krok od spełnienia tego marzenia. Ale też bliżej niż kiedykolwiek, by mi je odebrano.
Czyjś szept wyrywa mnie z zamyślenia, a kiedy otwieram oczy, cisza przed burzą się rozwiewa.
Niepisana umowa pomiędzy moim ojcem a dyrektorem artystycznym NYBC głosi, że zawsze mam mieć własną garderobę, choćby wielkości schowka na miotły. Ojciec lubi mówić, że pod przykrywką religii można kupić wiele rzeczy, ale tak naprawdę to jego nazwisko zapewnia takie luksusy. Dyrektor artystyczny przymyka oko na ochroniarzy, którzy śledzą każdy mój ruch. Niestety dla mnie – inni tancerze nie.
Jestem trzymana w odosobnieniu. Ukryta i pozbawiona kontaktów towarzyskich. Okoliczności, w jakich się znalazłam, nie zjednały mi najcieplejszego przyjęcia ze strony rówieśników, ale przywykłam już do izolacji. Dlatego odkrycie, że Gianni wślizgnął się do mojej prowizorycznej garderoby, jest dla mnie niemałym szokiem. Nie mam nawet pewności, jak mu się to udało, a gdy spoglądam na drzwi, za którymi czekają moi ochroniarze, czuję, że zaciska mi się gardło.
– Co ty robisz? Mój ojciec będzie tu lada chwila…
– Tanako. – Zniża się do mojego poziomu. Staje ze mną oko w oko i nie da się ukryć, że w jego spojrzeniu kryje się niepokój. Gianni wygląda jak inspiracja wszystkich kostiumów włoskiego gangstera masowo produkowanych w okolicach Halloween. Ulizane włosy (czarne jak smoła), pierścionki na palcach (złote) i stereotypowy nowojorski akcent. Nawet w najlepszym humorze nie mogłabym brać go na poważnie, jednak teraz to robię.
– O co chodzi? – Podwijam nogi pod siebie i wstaję, zapominając o rozciąganiu. Nikt nie może go tutaj ze mną zobaczyć i doskonale o tym wie. Więc skoro tu jest, to znaczy, że coś musiało się stać. Nagle zbiera mi się na wymioty i to wcale nie z powodu nadchodzącego występu. Żołądek zwija mi się w ósemkę z nerwów i to wszystko przez niego. – Obiecałeś mi. – Pochylam się do przodu i obejmuję w talii. – Przysięgałeś, że wszystko będzie dobrze.
Mogę myśleć jedynie o tym, że wszystkie moje marzenia obracają się w proch. Główna rola przestanie się liczyć, gdy będę martwa. Wszystko przestanie się liczyć, gdy będę martwa. Lata treningów, niezliczone przeszkody, które udało mi się pokonać, wszystko pójdzie na marne.
Gianni spogląda na drzwi.
– Przyszedłem cię ostrzec.
– Przed czym?
Rozmowa zostaje gwałtownie przerwana przez dźwięk pukania do drzwi. Pukania, którego się obawiałam, odkąd tu wszedł. Wiedziałam, że to nastąpi i nie ma czasu, by Gianni skończył to, co zaczął. Przeklina pod nosem i wskakuje na krzesło stojące na środku pokoju. Macham na niego jak szalona, podczas gdy on podciąga się na rękach i znika w szparze utworzonej przez przesuniętą płytę sufitową.
– Principessa¹ – woła mój ojciec przez drzwi. – Wszystko w porządku?
Płyta wraca na swoje miejsce, a ja odchrząkuję.
– Tak, papà².
Ochroniarz otwiera drzwi i ojciec wchodzi do środka. Spotykam się z nim w połowie drogi na znak szacunku, a on całuje mnie w oba policzki. Ten rytuał jest znajomy i całkowicie przewidywalny, jednak niepokój w jego ciemnych oczach już nie.
Jak zwykle nienaganny, w garniturze i lekkim płaszczu, mój ojciec pozostaje niezłomny w swoich staromodnych poglądach. Zawsze wygląda najlepiej, jak to tylko możliwe, i wymaga, by wszyscy w jego otoczeniu prezentowali się równie schludnie. Jednak nawet on nie potrafi ukryć niepokoju, krążąc po pokoju z oczekiwaniem w oczach. To może oznaczać jedno z dwojga. Nieudany interes albo długi większe, niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać.
Nie pytam, a on nie wyjaśnia. To nie są rzeczy, o których ojciec mógłby rozmawiać z córką. Przynajmniej nie w naszym świecie. Moje dni, tygodnie i godziny pozostają niewolnikami reżimu tancerki, a jego pochłania działalność przestępcza.
Na pierwszy rzut oka mężczyzna ten jest niezaprzeczalnym źródłem moich genów. Włoskie korzenie, ciemne oczy i czarne jak smoła włosy. Jednak moja skóra jest bardziej miedziana, a w oczach widać łagodne bursztynowe nuty. On ma krępą budowę ciała, ja jestem smukła jak matka.
Cieszę się, że odziedziczyłam jej rysy. Wierzę, że choć w taki sposób żyje we mnie.
– Sei bella³. – Papà siada na krześle, które zaledwie kilka chwil wcześniej posłużyło Gianniemu do ucieczki. – Publiczność ujrzy dziś prawdziwego anioła.
Przyjmuję komplement z uśmiechem, jednak martwi mnie to, że w jego słowach kryje się nuta rozpaczy.
– Wiesz, że wkrótce będziesz musiała to porzucić, principessa?
Odpowiadam sztywno i posłusznie:
– Tak, papà, wiem.
„Wkrótce” brzmi szybciej, niż się spodziewałam, ale nie jest to dla mnie zaskakujące. Dante poczynił już przygotowania, by mnie poślubić, i w chwili, gdy się zgodzę, moje życie całkowicie się zmieni.
Osiągnięcia tancerki nie mają najmniejszego znaczenia w męskim świecie. Żona członka mafii ma tylko jedno zadanie i nie jest nim życie poza domem. Zostałam wychowana tak, by wiedzieć, jakie wyzwania mnie czekają. Moje życie będzie jedynie tak wielkie, jak nazwisko mężczyzny, którego poślubię.
– Dante chciałby zamienić z tobą słówko – oznajmia papà.
Zgadzam się, rzucając ciche „okej”.
Jeden krótki rozkaz z ust mojego ojca i Dante posłusznie wchodzi. Wita się ze mną pełnym szacunku pocałunkiem w policzek i niczym więcej. To cały kontakt, na jaki możemy sobie pozwolić pod czujnym okiem ojca. Mam pozostać czysta dla męża, a cnotę wolno mi stracić wyłącznie podczas nocy poślubnej. Taki jest właśnie mój świat i to jeden z wielu powodów, dla których pozostaję pod ciągłą strażą.
– Wyglądasz jak bogini. – Dante ściska moją dłoń. – Spodziewam się, że oczarujesz całą widownię. Szkoda, że nie będę mógł tego zobaczyć.
Marszczę brwi.
– Nie zostajesz?
Dante spogląda na mojego ojca, zanim odpowiada:
– Chciałbym, ale interesy wzywają. – Potakuję, bo nie mam prawa dyskutować. Interesy to interesy. – Rzecz w tym – dodaje Dante z nieukrywaną goryczą w głosie – że te interesy czekają za granicą. Mogę nie wrócić przez kilka miesięcy.
Kilka miesięcy? To dla mnie coś nowego i po raz pierwszy widzę też, że Dante nie zgadza się z rozkazami. Rozkazami bez wątpienia wydanymi przez mojego ojca. W zuchwałym pokazie prawa własności przesuwa dłoń na mój policzek i pochyla się, by szepnąć mi do ucha:
– Kiedy wrócę, uczynię cię moją żoną.
Przebiega przeze mnie dreszcz i papà odchrząkuje.
– Czas na ciebie, Dante.
Ostatni całus w policzek i Dante robi, co mu kazano.
Uśmiecham się blado do ojca, mając nadzieję, że też sobie pójdzie. Do występu zostało niewiele czasu, a moje wzburzenie jeszcze nie opadło. Potrzebuję dłuższej chwili na rozgrzewkę. Muszę uspokoić myśli i okiełznać chaos, który zaburza moje skupienie. Dziwne zachowanie ojca. Niedopowiedziana przestroga Gianniego, a teraz nagły wyjazd Dantego. Z każdą mijającą sekundą w powietrzu narasta energia atomowa, a tego nie lubię.
Zmuszam do spokoju serce bijące jak szalone, gdy ojciec macha do swoich ludzi na zewnątrz i do pokoju wchodzi Gianni. Jest tutaj dziś jako ochroniarz, a twarz ma wypraną z emocji, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Nie daje po sobie niczego poznać i wiem, jakie to ważne, żebym zrobiła tak samo.
– Tanako – mówi szorstko ojciec. – Poznaj mojego współpracownika.
Kieruję wzrok w stronę drzwi, gdzie czyha nowe zagrożenie. Współpracownik został przedstawiony jako Nikolaj, ale z tego, co widzę, nie jest żadnym współpracownikiem. Ten mężczyzna pochodzi z zupełnie innego świata.
Pierwsza rzecz, na jaką zawsze zwracam uwagę w nowo poznanym człowieku, to jego postawa. Zostałam wychowana w przekonaniu, że dobra postawa świadczy o dobrych manierach, jak również o szacunku dla otoczenia. Postawa Nikolaja to zwyczajne „pierdol się”. W skórzanej kurtce, dżinsach i chaotycznie zasznurowanych motocyklowych butach nie ma grama godności. Wszystko, co ma na sobie, jest czarne, jednak niewielki fragment ciała wystający spod ubrania mieni się feerią barw. Tatuaże pokrywają każdy centymetr skóry, łącznie z szyją. Nie jestem pewna, co wydaje się bardziej obraźliwe – tatuaże czy irokez na jego głowie. To nie styl, w jakim przychodzi się na przedstawienie baletowe. Nie jest to też typ człowieka, jakiego spodziewałabym się zobaczyć w towarzystwie mojego ojca.
– Tanako. – Sięga po moją dłoń i całuje ją w taki sposób, w jaki niewielu mężczyzn odważyłoby się w obecności mojego ojca. – Pięknie tańczysz.
Słowa wypowiada z wyraźnym akcentem. Rosyjskim. Tracę opanowanie, próbując zrozumieć sens tej sytuacji. Ojciec zawsze mnie chronił. Jego ludzie wiedzą, że mają ze mną nie rozmawiać ani nawet na mnie nie patrzeć, ale ten nieznajomy najwyraźniej nie musi stosować się do reguł.
Na szczęście ja zachowałam maniery, więc odpowiadam tak, jak powinnam:
– Widziałeś, jak tańczę?
– Lubię inwestować czas w sztukę. – Nieznajomy błyska chłopięcym uśmiechem, który stoi w sprzeczności z głębią spojrzenia. Jego oczy są błękitne jak góra lodowa i tak samo enigmatyczne. Sprawiają, że czuję ucisk w klatce piersiowej. To dziwne uczucie, ale mam wrażenie, że mężczyzna się ze mnie śmieje.
Spoglądam na ojca, najpotężniejszego człowieka, jakiego kiedykolwiek znałam. Wszystko się zmienia, gdy staje obok Nikolaja; nagle robi się malutki. Chciałabym znać cel tego spotkania. Nikolaj nie jest włoskim współpracownikiem, nie ma żadnego interesu, by tutaj być.
Asystentka wsuwa głowę przez drzwi, by dać mi znać, że już czas, i moje myśli natychmiast zmieniają bieg. Mam niecałe pięć minut, by znaleźć się na górze. Papà przeprasza, że mnie zatrzymał, i mówi, że zostawi mnie teraz, bym mogła się przygotować. Ale Nikolaj nie reaguje na słowa mojego ojca. Ociąga się niepotrzebnie i z ciekawością przygląda mojej twarzy.
– Tanako?
– Tak?
Jego oczy przewiercają mnie na wylot.
– Połamania nóg.
– Merda⁴ – poprawiam go. – Tancerce nie życzy się złamania nogi.
Wzrusza ramionami i wychodzi, pozostawiając po sobie niezwykłe wrażenie.
Palce mi drżą, gdy sięgam po pointy. Godzinami szykowałam nowe buty. Paląc, rozbijając, szyjąc i przerabiając. A kiedy występ się skończy, będą się nadawały tylko do kosza.
Stopy mam poobijane i spuchnięte, zrogowaciałe i na granicy deformacji. Piekielne treningi sprawiły, że nie mam innego wyjścia i muszę użyć poduszeczek przeciwbólowych. Ale rozglądam się po pokoju i nigdzie ich nie widzę. Wiem, że były tutaj, nigdy o nich nie zapominam. Nigdy nie przychodzę nieprzygotowana. Ale teraz ich nie ma, a występ rozpoczyna się za niecałe dziesięć minut.
Nie mam wyjścia. Muszę iść bez nich. W torebce nie mam nawet żadnego wacika. Inne tancerki na pewno mają coś pod ręką, ale poproszenie ich o to byłoby przyznaniem się do słabości. Wolałabym spędzić wieczność w piekle, niż przyznać, że jestem słaba. Balerina musi zrobić, co do niej należy, niezależnie od tego, na jakie cierpienia ją to narazi.
A boli niemiłosiernie, kiedy wciskam stopy w otwór na palce. Biorę trzy głębokie oddechy i pcham mocno, aż stopa wchodzi na pozycję. Piękne buty nie niwelują bólu, ale ukrywają brzydotę tego sportu. Zanim dołączę do reszty obsady, odłączam mózg od powolnej agonii ciała, by już nic nie czuć. Mój ochroniarz obowiązkowo idzie za mną, przedzierając się przez chaos, jaki panuje w Met. Korytarz tętni życiem i sztuką w przeróżnych formach. W podziemiach orkiestra ćwiczy I symfonię Mahlera, podczas gdy na innym piętrze artystka maluje setki kwiatów do Madame Butterfly. Gdzieś pomiędzy perukarnią i kostiumownią, a salą, w której baletmistrzyni doprowadzała nas do perfekcji, czekają fryzjer i charakteryzatornia, które omijam, ponieważ zawsze decyduję się robić to sama. W pewnym momencie mijamy pomnik postawiony Tosce i rapera/drag queen, który jest bardziej znany ze swojej roli jako Prince Coffee.
Kiedy docieramy na miejsce, scena buzuje już energią. Tancerki w kostiumach powtarzają figury, które sprawiają im najwięcej kłopotów, ćwiczą niestrudzenie, dopóki mają na to czas. Równie zajęci swoimi obowiązkami są dyrygent, oświetleniowiec, mistrz stolarski i kierownik sceny. To tylko kilka z trybików, które wprawiają w ruch ogromną baletową machinę.
Nie mam już czasu, by się przygotować. Mogę jedynie polegać na treningach. Żyłam, oddychałam, jadłam i spałam tym baletem. Poranki spędzałam z zespołem. Rozgrzewki barre na drążku. Próby i ćwiczenia, a potem jeszcze więcej ćwiczeń na własną rękę. Joga i pilates, by pokonać wszelkie zauważone słabości. Żyłam myślą, że ten moment okaże się perfekcyjny. Że każda szansa, którą wykorzystam, by zabłysnąć, będzie idealna. Jeśli mam zostać uznana za balerinę, muszę być bez skazy. Każda rola, duża czy mała, to okazja do pokazania mojej wartości. Czas nie jest sprzymierzeńcem tancerek, a kiedy jest się córką Manuela Valentiniego, może być wyłącznie wrogiem. Mam marzenie, choćby krótkotrwałe. Ale dopóki krew krąży w moich żyłach, będę o nie walczyć.
Nie ma wymówek.
Więc kiedy zostaję wezwana, wbiegam na scenę i tańczę. Czasami fałszywa brawura to wszystko, na co można sobie pozwolić. Można jedynie mieć nadzieję i modlić się, że zrobiło się wszystko, jak należy. Spałam dziewięć godzin. Zjadłam lekki proteinowy posiłek. Rozciągałam się, choć nie tak dużo, jak bym chciała. Teraz mogę polegać wyłącznie na swoich umiejętnościach.
Początkowy wyrzut adrenaliny krąży w moich żyłach, niwelując ból i dając fałszywą pewność siebie. Ale kiedy tylko wchodzę w pierwszą pozycję croisé, od razu orientuję się, że coś jest nie w porządku. Palce mam za mocno ściśnięte i mogę winić tylko siebie. Powinnam była się lepiej przygotować. Powinnam była jeszcze raz przetestować buty za kulisami, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Ale miałam obowiązki wobec ojca. Zawsze muszę je wypełniać.
Choreografia trwa, a ja wraz z nią. Niezależnie od rozproszenia, moje ruchy są bezbłędne, lecz nie pozwalam sobie nawet na odrobinę arogancji. Każdą pozycję wykonuję z należytą starannością, każdy krok jest precyzyjny i lekki. Ojciec ogląda mnie z widowni, nie mam co do tego wątpliwości. Nie mogę go rozczarować. Każdy występ to usprawiedliwienie niezliczonych lat, które poświęciłam treningom.
Potrzebuję baletu jak ryba wody. To moje życie. Moje serce. Moja dusza. I najbardziej obawiam się tego, kim się stanę, kiedy nie będę już tancerką. Jestem w drodze. Odkąd pamiętam, ten pociąg jechał tylko w jednym kierunku. Muszę tam dotrzeć. To moje przeznaczenie. To jedyna rzecz, której jestem pewna.
Ale Vivi szybko przypomniałaby mi, że nic w życiu nie jest pewne.
Pierwszy cios nadchodzi, kiedy osiągam en pointé. Oślepiający błysk bólu przeszywa moje palce bez ostrzeżenia, a ciepła, lepka krew oblepia je, wypełniając baletki.
Zamykam oczy i próbuję wyrównać oddech pomimo fal bólu, godząc się z nieodwracalnym. Moje buty zostały doszczętnie zniszczone. Nie pozostaje mi nic innego jak kontynuować występ i modlić się, by nie zabrudzić krwią podłogi. Cokolwiek przedarło się przez moje ciało, już tam osiadło i nic na to nie poradzę. Muszę dokończyć za wszelką cenę.
Nie mogę odpuścić.
Jednak cały mój świat rozpada się w ułamku sekundy. Jeden podskok, jedno nieudane lądowanie – i już po wszystkim.
Kiedy upadam na posadzkę, na pierwszy plan wysuwa się strach co z moją kostką. Oczywiście jestem świadoma, że cała widownia patrzy właśnie na najgorszą chwilę w moim życiu, ale zdołałam się wyłączyć. Zamroczona niedowierzaniem usiłuję wstać, ale upadam ponownie. Moja kostka nie działa. Nie mogę nią ruszyć.
Myślę o tysiącu innych sposobów, na które wolałabym umrzeć, zanim ktoś w końcu lituje się nade mną i znosi mnie ze sceny.
***
– Miej trochę litości – odzywa się papà, stojąc w cieniu za kurtyną.
– Czy zawierając umowę, miałeś złudzenia, że to się może skończyć inaczej?
– Jest moją jedyną córką.
– Ach, no tak. To zmienia postać rzeczy – kpi jego rozmówca. – Ale wydaje mi się, że kiedy wyjaśniano ci sprawę zabezpieczenia, również była twoją jedyną córką. Jeśli nie jesteś zadowolony z tego rozwiązania, to może powinieneś spłacić dług i mieć to za sobą.
– Dobrze wiesz, że nie mogę – odpowiada ojciec. – Jest ranna. Pozwól jej przynajmniej dojść do siebie, a potem może się jakoś dogadamy…
– Równie dobrze może dochodzić do siebie pod opieką mojego lekarza.
– Ale rachunki! – protestuje papà.
– I tak nie dałbyś rady ich zapłacić. Zostaną doliczone do twojego długu. A kiedy przyjdziesz go spłacić, a wiem, że przyjdziesz, będzie jak nowa.
– Nie mogę się na to zgodzić. Nie tak została wychowana. Jest dobrą dziewczyną. Jej reputacja legnie w gruzach…
– A jaki masz wybór? – pyta bezlitośnie Rosjanin. – Albo ty, albo twoja córka. Ale obawiam się, że z ciebie nie miałbym wielkiego pożytku.
Następuje cisza.
Moje oczy pozostają zamknięte, ale sen już mnie opuścił. Trauma tego wieczoru pozbawiła mnie woli myślenia, odczuwania, a nawet oddychania. Błagałam każde bóstwo, jakie tylko przyszło mi do głowy. Modliłam się. Płakałam. Miotałam się gwałtownie pomiędzy rozpaczą a nadzieją.
Rozumem ogarniam to, co dzieje się właśnie pomiędzy moim ojcem a Nikolajem. Ale nie potrafię znaleźć w sobie tej przytomności umysłu, której potrzebuję, żeby się tym przejąć. Czy cokolwiek ma jeszcze znaczenie, gdy jedyna rzecz, na której mi tak naprawdę zależało, została tak brutalnie odebrana?
Nadal czuję się jak w koszmarze, z którego nie mogę się obudzić. Nieważne, ile razy obracam to wszystko w myślach, nadal nie potrafię odnaleźć w tym sensu. Jasne, takie incydenty nie są rzadkością. Balet może okazać się krwawym sportem. Zazdrość jest powszechna, a konkurencja bezlitosna. Ale nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek z mojego zespołu jest zdolny do takiej zaciekłości. Najgorsze, co mi się do tej pory przytrafiało, to mroczne spojrzenia czy złośliwe komentarze. Tak ekstremalne działanie zamroczyło mnie i zaczęłam się zastanawiać, jak mogłam się tego nie spodziewać.
Czyjaś dłoń chwyta mnie za ramię i kiedy otwieram oczy, widzę przy sobie ojca, który wykrzywia twarz w uśmiechu. Obok niego stoi Nikolaj, niepokojąco cichy. Nie pasuje tutaj i nie wiem, dlaczego ojciec się na to zgadza. Mój świat był ograniczony, ale od zawsze wiedziałam, że papà jest potężnym człowiekiem. Jego ludzie robią to, co im każe. Ja robię to, co mi każe. Wszyscy stają na baczność, kiedy do nich przemawia. Ale nie Nikolaj. W tym nowym łańcuchu zdarzeń, to Nikolaj wydaje rozkazy.
– Tanako. – Głos ojca jest silny, ale bardziej miękki niż kiedykolwiek. – Nastąpiła zmiana planów. Musisz być grzeczną dziewczynką i robić, co powiem. Rozumiesz?
W odpowiedzi tylko mrugam. Jestem zbyt odrętwiała, by się kłócić. Zbyt zdruzgotana, by odpowiedzieć mu słownie. W innych okolicznościach skarciłby mnie za to.
– Nikolaj wspaniałomyślnie zgodził się dać ci zakwaterowanie na czas mojego wyjazdu w interesach. Ale niczym nie musisz się martwić, owieczko. To tylko na krótką chwilę.
Nie mam w sobie na tyle emocji, by zaakceptować to jako nową rzeczywistość. Przez lata moje życie toczyło się utartym torem, z którego nigdy nie zbaczałam. Zasady i balet. To były moje jedyne cele i miałam tak niewiele czasu, by je realizować. Musiałam poślubić Dantego. Tak mi powiedziano. Na to byłam przygotowywana. Przez całe życie trzymano mnie pod kloszem. Domowe nauczanie. Nie wolno było mi mieć przyjaciół ani opuszczać posiadłości. Nigdy nie mogłam zostać sama z mężczyzną. Tak byłam nauczona. Zawsze się tego trzymałam. Ojciec zaaranżował moje małżeństwo i układ został przypieczętowany. A teraz mówi mi, że zostawia mnie z mężczyzną, którego w ogóle nie znam. Który wydaje się nie wyznawać wartości, jakie mi wpojono.
Przez krótką chwilę zastanawiam się, co powie Dante. Ale moje myśli zaraz wracają do zespołu. Po policzku spływa mi łza, a za nią następna. Nie wiem nic, poza jedną, niezaprzeczalną prawdą. Jestem tancerką. To wszystko, co mam. To wszystko, kim jestem.
Kiedy lekarz wraca, by porozmawiać o moim dalszym leczeniu, jego twarz wydaje się beznamiętna. Bez emocji. W ogóle na mnie nie patrzy, a kiedy zwraca się do mojego ojca, mówi, jakby został dokładnie poinstruowany.
– Panie Valentini, pańska córka zerwała dwa więzadła w kostce…
– Nie. – Próbuję się ruszyć, ale jeden rzut oka ojca mnie powstrzymuje.
– Przykro mi. – Lekarz patrzy teraz w moim kierunku. – Twoje obrażenia będą wymagały operacji, aby naprawić więzadła i usunąć szkło, które wciąż tkwi w palcach.
– Ale ja jestem tancerką – szepczę.
Jego oczy zdradzają słowa, których takt nie pozwala mu wypowiedzieć.
Już nie.ROZDZIAŁ 2
Nikolaj
Kosmos – klub należący do worów – to miejsce bez zbędnych udziwnień. Na głównej sali atrakcję stanowią kobiety i alkohol. W głębi prowadzimy interesy. Dziś wypada trzeci dzień miesiąca, co oznacza, że muszę zdać raport na comiesięcznym spotkaniu.
Przychodzę wcześniej, żeby pogadać, ale człowiek, którego szukam, spóźnia się. Aleksiej był do późna zajęty swoją nową blond zabawką. Chyba wszyscy daliśmy mu trochę luzu, bo już dawno powinien znaleźć kobietę, a Talia zdaje się do niego pasować.
Viktor podchodzi do mnie podczas przerwy; jego twarz jest szara, a oczy zmęczone. W ciągu kilku ostatnich tygodni miał wiele spraw na głowie i mogę jedynie liczyć na to, że nie dołożyłem mu zmartwień. Viktor, pakhan naszego bractwa worów, to dla nas szef i przywódca. Jest dojrzały wiekiem i ma ostry charakter, ale uważam go za przyzwoitego człowieka.
– Kol’ka – pozdrawia mnie. – Jak się masz?
– Dobrze. A jak się miewa twoja rodzina?
Skłania głowę i bierze łyk szkockiej.
– Całkiem nieźle.
Następuje chwila przeciągającej się ciszy, a ja wiem, co po niej nastąpi, ale nie okazuję słabości ani nie szukam wymówek. Podczas ostatniego spotkania zostałem awansowany do rangi avtoriteta w zastępstwie mojego ojca. Dla mnie to zaszczyt, ale jestem pewien, że mój ojciec tak tego nie postrzega. Zwłaszcza po tym, jak na rozkaz Viktora odciąłem mu ucho.
– Czy Siergiej się odezwał? – Viktor lustruje salę wzrokiem, szukając wspomnianego mężczyzny.
– Nie, nie rozmawialiśmy od ostatniego spotkania.
Viktor marszczy brwi.
– Przypuszczam, że to, co wydarzyło się tamtego dnia, nie zacieśniło więzów pomiędzy ojcem i synem.
– Rozumiem, dlaczego musiało do tego dojść.
– Nie będę tolerował takiego zachowania w naszej organizacji. Siergiej pozwalał sobie na zbyt wiele na swoim stanowisku i nie zasługiwał na tytuł, który nosił.
– Zgadzam się.
Nie mówię tego, by zadowolić Viktora. Siergiej zawsze był zbyt zarozumiały i często robił z tego użytek. Bez względu na to, że łączyły nas więzy krwi, moja lojalność należy do worów. Jeśli Siergiej nie potrafi żyć według naszych zasad, to nie zasługuje na gwiazdy, które nosimy.
– Jakieś wieści o Rembrandcie? – zmienia temat Viktor.
– Nie – przyznaję niechętnie. Ostatnio mój czas pochłaniały inne sprawy. Przede wszystkim pozyskanie Tanaki Valentini. Czas i wysiłek, które włożyłem w to, by wejść w jej posiadanie, rozproszyły mnie i sprawy worów zeszły na drugi plan.
Mógłbym na wiele sposobów opisać to, czym się zajmuję, ale prawda jest banalnie prosta. W głębi serca jestem złodziejem. Moją specjalnością jest sztuka – kradnę ją, tworzę, a czasami także niszczę. Dni, kiedy gangsterzy trzęśli lokalnymi biznesami dla paru marnych groszy, już dawno minęły. Czasy się zmieniły, a wraz z nimi nasze praktyki. Bezcenna sztuka ma dużą wartość w organizacjach przestępczych i jest często używana do wymiany barterowej. Z błogosławieństwem Viktora ja jednak wybrałem mniej prymitywne metody wymiany na zyski przedmiotów znajdujących się w naszym posiadaniu.
Zazwyczaj wykorzystuję po prostu nadarzające się okazje, ale czasami podejmuję się większych wyzwań. Jakiś czas temu Viktor wymyślił sobie, że skradziony Rembrandt byłby wspaniałym prezentem dla jego najstarszej córki, więc miałem go namierzyć. Ostatnio jednak zrobił się dość niecierpliwy.
– Nie wydaje ci się, że zadowoliłaby się falsyfikatem?
Viktor się uśmiecha.
– Nie bądź głupi, Kol’ka. Ona nigdy nie zauważyłaby różnicy, ale ja tak.
– Racja – odpowiadam. Szanowałem to, że chciał dla niej tego, co najlepsze. Czegoś rzadkiego i bezcennego. A polowanie zawsze mnie podniecało. Nic nie dawało mi takiego zastrzyku adrenaliny jak znalezienie czegoś, co przez tak wiele lat było uznawane za zaginione. Moje podróże stawały się coraz odleglejsze, a znaleziska godne muzeum nazwanego na moją cześć. Ale pozycja wymagała ode mnie zachowania pokory niezależnie od tego, jak wielki cel mi przyświecał. Nasi klienci cenią anonimowość i nie zapłaciliby tak wysokiej ceny za coś, co mógłby mieć każdy. Ci bogaci kretyni to po prostu złodzieje innego kalibru i podnieca ich sama myśl o tym, że dorwali kradzione dzieła sztuki. Posiadanie czegoś tak cennego, że można powiedzieć o tym tylko najbliższym i najbardziej zaufanym przyjaciołom, daje taki dreszczyk emocji, jakiego nie da się zastąpić ekskluzywnymi wycieczkami czy wypasionymi furami.
Viktor spogląda na zegarek. Spotkanie ma się zacząć za kilka minut, ale on jeszcze nie skończył tej rozmowy, a ja wiem doskonale, co będzie dalej.
– Zapewne nie zdziwi cię to, że mam do ciebie parę pytań – mówi.
– Oczywiście.
– Opowiedz mi o dziewczynie.
Wypijam resztę wódki z sokiem z limonki i odstawiam pustą szklankę na stół. Jestem avtoritetem dopiero od kilku tygodni. To, co zrobiłem, było bardzo zuchwałe, niektórzy mogliby nawet rzec – głupie. Ale według mnie zapracowałem na ten tytuł i władzę, która idzie z nim w parze. To nie była impulsywna decyzja. Czekałem na odpowiedzi przez całe moje życie.
– Jest córką Manuela Valentiniego.
– Wiem o tym – odpowiada z namysłem Viktor. – Już kilkukrotnie prosił mnie o spotkanie. Interesuje mnie, dlaczego ona jest z tobą.
– Jej ojciec jest nam winien sporo forsy. Ja tylko motywuję go do terminowej spłaty.
Ciemne oczy Viktora kierują się na mnie, wyłapując półprawdę z tych słów.
– Nie igraj ze mną, Kol’ka.
Rozglądam się po sali i dostrzegam Siergieja, który w końcu się pojawił. Na głowie w miejscu, gdzie kiedyś było jego ucho, nadal miał opatrunek, a zazwyczaj zadowolona mina znikła z jego twarzy. Można powiedzieć, że wrócił z podkulonym ogonem.
– Czy to ma jakiś związek ze starymi sprawami twojego ojca?
Urażony tym spostrzeżeniem zwracam całą uwagę na Viktora. Cenię sobie swoją dyskrecję i nigdy nie przeszłoby mi przez myśl, że tak łatwo odgadnie moje intencje.
– Przez lata krążyło wiele plotek. – Viktor wyciąga cygaro z przedniej kieszeni, wkłada je między zęby i dodaje: – Sam kiedyś powiedział, że twoja matka uciekła z jakimś Włochem.
– To nieprawda. – Mój głos pozostaje spokojny i wyważony, ale nie robi to wielkiej różnicy. Sam fakt, że bronię matki, zdradził mu wszystko. Kiedy zniknęła z mojego życia, gdy miałem dziesięć lat, powiedziano mi jedynie, że była kłamliwą dziwką i nigdy nie wolno mi już wymawiać jej imienia.
Viktor wskazuje na moją zapalniczkę, więc podaję mu ją. Zapala cygaro i zaciąga się kilkukrotnie, dobierając w głowie właściwe słowa.
– Prawda jest taka, że nie jestem pewien, co stało się z twoją matką. Była dobrą dziewczyną. Zbyt miłą, by zadawać się z osobami pokroju twojego ojca. Jeśli odkryjesz prawdę, Kol’ka, podziel się nią ze mną.
Te słowa mnie przytłaczają. Nie prosiłem o błogosławieństwo, ale Viktor mi go na swój sposób udzielił. Zdał sobie sprawę z tego, jakie są moje prawdziwe intencje, i teraz, gdy się porozumieliśmy, mogę robić to, co uznam za stosowne.
Viktor ponownie spogląda na zegarek i nagle decyduje, że to koniec rozmowy. Oświadcza, że przerwa się skończyła i spotkanie zaraz się rozpocznie. Bracia tłoczą się w pokoju spotkań, a ja wchodzę obok pakhana. Zanim docieramy do drzwi, jakaś ostatnia myśl przychodzi mu jeszcze do głowy i zatrzymuje mnie.
– Jest tylko jedna rzecz, na którą muszę nalegać.
– Tak?
Marszczy nos z niesmakiem.
– Ta dziewczyna nie jest Rosjanką.
– Zdaję sobie sprawę.
Strzepuje niewidzialny pyłek z marynarki w symbolicznym geście ostrzeżenia.
– Więc nie przywiązuj się do niej.
***
– Podobają ci się?
Rosyjska tancerka nachyla się nade mną, prezentując nowe cycki, a ja palę papierosa. Ma na imię Mara i pieprzę ją we wtorki. Ostatnio była niedostępna z powodu operacji. Nie widziałem jej przez jakiś czas i teraz już wiem dlaczego. W skąpym bikini implanty wyglądają jak grejpfruty. W ogóle się nie ruszają. Zwróciłem na to uwagę, gdy pieprzyłem ją dziesięć minut temu.
Mara zastanawia się, dlaczego ich nie dotknąłem. Wydyma usta i jeśli się nie mylę, one też wyglądają na trochę opuchnięte.
Robię kółeczka z dymu papierosowego.
– Są urocze.
Czasami lepiej skłamać. Jestem człowiekiem, który preferuje grzechy cielesne, ale nie silikonowe. To będzie moje ostatnie spotkanie z Marą. Ale skoro tutaj jest i mam ją na wyciągnięcie ręki, wskazuję na kutasa, który znowu zrobił się twardy.
Najlepsze w kobietach takich jak Mara jest to, że to im wystarcza. Oboje jesteśmy zbyt zblazowani, by wierzyć w miłość. Ona wykorzystuje mnie do wypełnienia pustki, której doświadcza po tym, jak opuścił ją ojciec, a ja wykorzystuję ją, bo to nieskomplikowane. Najlepszą robotę wykonuje na kolanach i nie widzi w tym powodu do wstydu.
Długie czerwone paznokcie drapią mnie po udach. Kiedy zasysa ustami mojego kutasa, odchylam się do tyłu z westchnieniem i kończę palić, gdy ona buja się w górę i w dół między moimi nogami.
Lubię pokoje z widokiem, dlatego dzisiaj zażądałem jej obecności na siłowni. Ze wszystkich stron otaczają nas lustra, jej praca jest uwydatniona po czterokroć. Ale nie patrzę w lustra ani nawet na nią. Mój wzrok jest utkwiony w drzwiach. I kiedy punktualnie o trzeciej się otwierają, nie jestem rozczarowany.
Miodowe oczy przeszywają mnie z pogardą, po czym spoczywają na głowie Mary ułożonej pomiędzy moimi kolanami. Tanaka rzuca okiem na mojego kutasa, po czym stara się wyglądać na niewzruszoną. Jest obłudnicą i snobką. Kiedy wbijam wzrok w jej klatkę piersiową, pod cienkim białym trykotem bluzki zaczynają odznaczać się twarde sutki. Czyste jak jej dziewicza cipka. Byłbym gotów założyć się o moje lewe jajo, że już ma mokro w majtkach, ale dobrze ukrywa to za zasłoną pogardy.
Z frustracją chwytam Marę za włosy i wciskam jej kutasa najgłębiej, jak potrafię. Pieprzę ją w usta, a mój wzrok pieprzy spiętą balerinę na drugim końcu pomieszczenia. Spełnienie nadchodzi gwałtownie i szybciej, niżbym sobie tego życzył. Tanaka straciła zainteresowanie moją gierką, zanim na dobre zacząłem.
Głowa opada mi na oparcie, a kutas konwulsyjnie drga w ustach Mary. Próbuje go jeszcze ożywić, ale jestem już wypompowany.
Po drugiej stronie sali Tanaka rozbija swój obóz – stawia butelkę z wodą i rzuca torbę treningową, jasno dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru wkrótce stąd wychodzić. Jak na posłuszną włoską dziewczynę wydaje się nie mieć problemu, żeby mi się przeciwstawić. Kostkę ma unieruchomioną ortezą i nadal chodzi o kuli, ale mimo to próbuje utrzymać reżim ćwiczeń godny pierdla.
– Co ona robi? – Mara ze zdumieniem marszczy brwi, gdy zauważa moją nową zabawkę rozciągającą nogi na wyściełanej podłodze.
– Kto wie? – Zapinam spodnie i rzucam Marze jej spódnicę. – Muszę się zająć interesami.
Tanaka sumiennie ignoruje nasze przedstawienie, gdy Mara ubiera się niespiesznie. Kiedy ma już odejść, nie rzucam jej fałszywych zapewnień o kolejnym spotkaniu, a ona o nic nie pyta. Wyciągam parę banknotów z portfela; nie za seks, ale dlatego, że jest przyzwyczajona, że mężczyźni o nią dbają. Dziękuje mi po rosyjsku i wychodzi.
Ja też powinienem wyjść, ale zamieram w miejscu, wpatrzony w Tanakę. Taki spektakl odgrywamy od dwóch tygodni. Nie rozmawiamy ze sobą. Ja całe dnie spędzam na załatwianiu spraw worów, a ona ugania się za swoimi marzeniami na tej siłowni.
Przyszła ze mną bez walki, ale jej determinacja staje się silniejsza każdego dnia. Do tej pory żyła baletem i jeszcze nie zaakceptowała, że jej stare życie przestało istnieć.
Opieram się o framugę i bawię zapalniczką.
– Dlaczego nie znajdziesz sobie nowego hobby?
Jej złote oczy rozbłyskują furią, na co, ku mojej irytacji, kutas budzi się znowu do życia.
– Mam znaleźć sobie nowe hobby? – rzuca.
– Tak.
– Czy zdajesz sobie sprawę, ile czasu poświęciłam temu „hobby”?
Wskazuję nieznacznie na jej bezużyteczną kostkę.
– A jakie to ma teraz znaczenie? Szkoda zachodu.
Jej sutki znowu stwardniały. Są prawie tak samo twarde jak jej zaciśnięte zęby. Wędruję wzrokiem w górę szyi dziewczyny, gdzie dostrzegam, jak tętno pulsuje w rytmie staccato. Przyłapuje mnie na tym, że się jej przyglądam, i bezwiednie stara się zachować skromność, obciągając spódniczkę niżej, a ramiączka bluzki podciągając wyżej. W kącikach ust igra mi uśmiech, a ona odzywa się do mnie głosem twardym jak stal:
– Trenuję taniec od szóstego roku życia. Myślisz, że twoja mafia jest taka wyjątkowa? Spróbuj baletu, panie Kozlov. Jeździłam na intensywne obozy letnie, o których większość mogła tylko pomarzyć. Zanim jeszcze skończyłam szkołę średnią, zaoferowano mi kontrakt w corps de ballet⁵. Kiedy inne dzieci bawiły się na placu zabaw i korzystały z uroków dzieciństwa, ja siedziałam w sali baletowej. Wspinałam się po szczeblach tej hierarchii mimo przeciwności losu i gdybyśmy mieli porównać nasze światy, to ty i ja bylibyśmy sobie równi. Przez całe życie wykrwawiałam się dla tego marzenia, a tobie wydaje się, że masz prawo sugerować, że powinnam znaleźć inne hobby?
Jej tyrada kończy się na mocnym wydechu, który jakby skradł jej całą energię. Być może to wina rekonwalescencji, ale pomimo ognistego temperamentu, po każdym, najmniejszym nawet wysiłku, wydaje się opadać z sił. Jej obecny stan stoi w sprzeczności z umysłem, ponieważ dziewczyna nie jest słaba.
Od chwili, gdy mnie zobaczyła, uważała się za lepszą. Ale prawda jest taka, że to rozpieszczona mała suka, zbyt długo trzymana zamknięta w wieży. Dziewczyna, która porównuje balet do mojej mafii, jest kompletnie nieświadoma świata i tego, jak wielką władzę mam nad jej losem. Tego się właśnie po niej spodziewałem.
Nie spodziewałem się natomiast, że jej widok będzie sprawiał mi taką przyjemność. Kiedy Manuel zaproponował swoją bezcenną córeczkę jako zabezpieczenie długu, wyobraziłem ją sobie jako szkaradę taką samą jak on. Ale prawda jest taka, że w ogóle go nie przypomina.
Jest wiotka. Zbyt chuda jak na mój gust. Jej ciało to świadectwo walki pomiędzy kobiecością a dziewczęcą niewinnością. Znajduje się w szponach obu, niezdecydowana, której wersji chce lub potrzebuje. Ale nie można odmówić jej naturalnej gracji. Widać ją i w subtelnych ruchach rąk, i w kształcie nóg; jest niemal nieludzko piękna. Elegancka, zadbana i wypielęgnowana. W skrócie – jest zupełnym przeciwieństwem mnie. A jednak kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy, byłem urzeczony jej łagodnym pięknem w sposób zupełnie mi nieznany. Nie przypomina rosyjskich dziewczyn, do których jestem przyzwyczajony. Nie przypomina jakiejkolwiek dziewczyny, z którą miałem do czynienia.
Jest bez wątpienia inteligentna, ale jej naiwność przyprawia mnie o dreszcze. Ma w sobie niewinność, która wyzwala we mnie wątpliwości. Wątpliwości stojące w sprzeczności z każdą wartością, jaką wyznaję. Im dłużej przebywam w jej towarzystwie, tym staje się to wyraźniejsze. Lepiej trzymać się od niej z daleka. Ona nie ma dla mnie żadnego znaczenia. I choć wstyd byłoby patrzeć, jak niszczy się coś tak pięknego, to w końcu może do tego dojść. Muszę o tym pamiętać. Jakikolwiek los spotkał moją matkę, to samo stanie się z Tanaką.ROZDZIAŁ 3
Tanaka
Nie ma czegoś takiego jak ból. Jest tylko dyscyplina.
Moja noga unosi się z podłogi tylko po to, by zaraz znowu na nią opaść. Uszkodzona kończyna zawiodła mnie, dokładnie tak jak zauważył ten bezduszny Rosjanin. Nawet najmniejszy ruch wywołuje nową falę obezwładniającego bólu. Mięśnie, które z takim mozołem ćwiczyłam przez lata, wiotczeją. Po całym życiu wyrzeczeń i nadludzkiego wysiłku, przyszedł czas na konsekwencje i moją przyszłość przesłania coraz większa ciemna chmura.
Wbrew logice najgłębszy strach zakorzenił się w moim wnętrzu. Wizja mnie samej, kalekiej, niezdolnej do chodzenia i w ogóle do poruszania się. Taka mogę się stać, jeśli już nigdy nie będę mogła tańczyć. Oczy pieką mnie od tłumionych emocji, ale nie pozwalam sobie na płacz. Łzy są słabością, której rzadko ulegałam i nie zamierzam zaczynać teraz.
– Taszeczko.
Nonna stoi w drzwiach z rękami w kieszeniach prostej, szarej sukienki. Gosposia Nikolaja jest skromną, cichą kobietą, która do pracy zakłada proste ubrania i chustki na głowę. Domyśliłam się, że odkąd tu mieszkam, do jej obowiązków doszła również opieka nade mną.
– Lunch czeka na ciebie w twoim pokoju. – Jej rosyjski akcent jest bardzo wyraźny.
Lunch, jak ona to nazywa, to zapewne zupa z obfitą porcją mięsa i czasami też ziemniaków. Zdarza się, że przynosi również napój z pływającymi w nim owocami, którego kaloryczność jest mi nieznana, ale słodki smak szybko zniechęcił mnie do picia. Od początku mojego pobytu tutaj przytyłam już ponad dwa kilogramy, a rosnące cyferki na wadze, na której staję każdego poranka, nawiedzają mnie w snach.
– Nie jestem głodna.
Nonna marszczy brwi, a ja odwracam wzrok. Nie chcę jej urazić. Jest bardzo troskliwa. W zasadzie to zbyt troskliwa i to jedyny powód mojego gniewu. W domu miałam ścisłą rutynę dotyczącą posiłków. Dzięki temu byłam skupiona i skoncentrowana. Tutaj jedzenie to chaos. Przywykłam do tego, że sama sobie gotuję. Często oczekiwano ode mnie, że przyszykuję kolację również dla ojca. To była jedna z wielu rzeczy, które uważał za konieczne, aby przygotować mnie do małżeństwa. Ale ojciec zajmował się tylko jedzeniem i nie zwracał uwagi na mój talerz. Taki układ odpowiadał nam obojgu. Lecz odkąd trafiłam pod opiekę Nikolaja, moje posiłki są dostarczane jak w zegarku. Posiłki, którymi nie mam prawa się cieszyć, skoro nie tańczę. A nawet gdybym tańczyła, rzadko pozwalam sobie na taką rozpustę.
Ku mojej uldze Nonna znika bez zbędnych słów, a ja mogę oddać się ćwiczeniom. Biorąc pod uwagę aktualne położenie, to jedyna rzecz, na której potrafię się tak naprawdę skupić. Choć w chwilach rozpaczy czasem mnie to kusi, powstrzymuję się przed rozpamiętywaniem obecnej sytuacji. Po zaledwie dwóch krótkich tygodniach taniec wydaje mi się już odległym wspomnieniem. Ale moje krew, pot i łzy nie mogą pójść na marne. Moja pozycja w zespole z pewnością jest zagrożona. Zdziwiłabym się, gdyby już mnie kimś nie zastąpili. Ale nie zamierzam stać się niewolnicą takich myśli. Porzucenie teraz nadziei oznaczałoby zaprzepaszczenie wszystkiego, na co pracowałam.
Nie robi mi żadnej różnicy to, że zostałam przehandlowana za długi. Nie ma znaczenia, że mój ojciec mnie zdradził, a Nikolaj prawdopodobnie mnie zabije, jeśli jego żądania nie zostaną spełnione. Jestem całkowicie świadoma wszelkich przeciwności losu, ale postanowiłam, że zwyciężę bez względu na wszystko. Vivi zawsze powtarzała, że umysł jest moją największą bronią – i miała rację.