Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

This Could Get Ugly - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
29 września 2023
Ebook
42,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

This Could Get Ugly - ebook

Detektyw Delilah Warren dostała właśnie nową sprawę do rozwiązania. Musi znaleźć mordercę żony znanego prawnika – Williama Crawforda. Jednak kobieta nie będzie pracowała sama.

Jej partnerem jest Ian Calloway. Współpraca między tą dwójką nie zapowiada się lekko, bo oboje pałają do siebie niechęcią. Co gorsza, ma to wpływ na przebieg śledztwa, bo zamiast grać do jednej bramki, wciąż tylko rzucają sobie kłody pod nogi.

Znalezienie mordercy w takich warunkach z pewnością nie będzie łatwe. Jednak jakimś cudem para posuwa się do przodu.

Wkrótce sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy między dwójką detektywów, oprócz wzajemnej nienawiści, pojawia się coś nowego – pożądanie.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8362-046-6
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Delilah Warren ceniła sobie rutynę i zasady. Gdy została detektywem, obie te rzeczy zeszły na drugi plan, ponieważ okazało się, że mordercom wcale na nich nie zależało. Pojawiali się w nieodpowiednich momentach, burzyli porządek, wprowadzali chaos i przede wszystkim nie mieli litości dla stróżów prawa, którzy byli zobowiązani po nich posprzątać.

Dzień dobiegał końca, ale dla Delilah nie okazał się tak łaskawy, jak wyglądał na początku.

O dziewiętnastej dwadzieścia jeden, kiedy na dworze świeciły jeszcze ostatnie promienie marcowego słońca, rozdzwonił się jej telefon. Była w parku w trakcie treningu, dlatego chwilę zajęło jej wyciągnięcie komórki. Nieco zdyszana wysunęła go z kieszeni czarnej, pikowanej kurtki i zmarszczyła w skupieniu brwi na widok znajomego numeru. Na szczęście zdążyła odebrać.

– Delilah Warren, słucham. – Jej głos był nieco ochrypły, ale zdołała opanować przyspieszony oddech. Nim padły jakiekolwiek słowa, już kierowała się w stronę swojego mieszkania.

– Doszło do zabójstwa – powiedział człowiek po drugiej stronie. – Mężczyzna znalazł żonę martwą w ich domu.

– Wyślij mi adres – odpowiedziała jedynie, przyspieszając kroku. Kiedy jej współpracownik wypowiedział nazwę dzielnicy, lekko zmrużyła oczy, a na jej twarzy pojawiło się niezadowolenie. Zmusiła się do opanowania i odchrząknęła. – Będę za piętnaście minut.

Kwadrans później było już jednak za późno. Delilah zdążyła wziąć szybki zimny prysznic, który ostudził jej rozgrzane ciało, przebrała się w służbowe ciuchy i nie zastanawiając się nad niczym innym, popędziła do samochodu. Jej czarna marynarka pachniała drogimi perfumami, rzęsy były wyraźnie podkreślone tuszem, a na ustach pojawiła się pomadka w delikatnym kolorze. Po zmęczeniu nie było już śladu. Zamiast tego w jej szarych błyszczących oczach widoczne było skupienie i zdecydowanie.

Choć przez ostatnie pół godziny gnała jak szalona, by wyrobić się na czas, kiedy podjechała pod rezydencję, nie było widać po niej pośpiechu. Uniosła głowę na widok policyjnych radiowozów, których niebieskie i czerwone światła odbijały się w otaczającym ją półmroku. Tłum gapiów również burzył panujący na tak drogim osiedlu porządek. Kobieta mogła pocieszyć się tym, że ludzie byli oddzieleni od parceli wysokim ogrodzeniem i bramą. Policjanci już pilnowali, by nikt nieproszony nie przedarł się na teren posiadłości.

Delilah zatrzymała samochód blisko furtki i wysiadła. Z jej twarzy nie można było wyczytać żadnych emocji. Zatrzasnęła drzwi i zamknęła auto, świadoma rzucanych przez mieszkańców spojrzeń. Zignorowała je. Istotne było, by mogła przedostać się do miejsca zbrodni, dowiedzieć się jak najwięcej, a potem rozpocząć śledztwo lub też równie szybko je zakończyć.

Nim zrobiła choćby dwa kroki, przez furtkę wyszedł jeden z jej pracowników. Puściła więc trzymaną w ręce odznakę i skinęła mu głową, mocniej zaciskając przy tym usta.

– Szczegóły – mruknęła bez przywitania, gdy stanął u jej boku. W jego granatowych oczach pojawił się pewien błysk. Pokręcił głową, najwyraźniej rezygnując z odpowiedzi, i wyciągnął dłoń z dokumentami. Na jego poznaczonej zmarszczkami twarzy odbijało się niezadowolenie. Zwilżył usta koniuszkiem języka i zastukał w teczkę, a wtedy lekko uniosła brew.

– Diane Crawford, trzydzieści jeden lat, znaleziona martwa w salonie. Uderzona czymś ostrym w tył głowy. Na szyi i ramionach widoczne siniaki – wyrecytował pełnym emocji głosem, po czym przełknął ślinę i ponownie otworzył usta. – Prawdopodobnie doszło do szamotaniny, podczas której kobieta została obezwładniona i uderzona. Zebrano odciski palców. Mieszkanie jest w idealnym stanie. Kamery zostały wyłączone na kilkanaście minut, co utrudnia zrekonstruowanie wydarzeń. Mąż denatki znajduje się w jednym z radiowozów, został spisany i przesłuchany. Na razie nic więcej nie wiem.

W trakcie monologu zdążyli przejść przez furtkę i wejść na posesję. Kilku pracowników skinęło jej głową na przywitanie, choć na miejscu panował prawdziwy chaos. Idealny dom i ogród zamieniły się w pobojowisko. Było tu wiele nieznajomych osób, które na pewno nie powinny przebywać tu o tej godzinie. Widziała kilku fotografów i techników. Policja zajmowała się zaniepokojonymi mieszkańcami, a kiedy Delilah przekroczyła próg domu, dotarł do niej znajomy zapach krwi i śmierci.

Jasne wnętrze korytarza wydawało się wręcz nieskazitelne. Doskonale widziała więc odbite na kafelkach ślady butów, które prawdopodobnie należały do męża zamordowanej. Nie uszło jej uwadze, że jeden z pracowników je zaznaczył. Z aprobatą skinęła lekko głową, uniosła wzrok i weszła do przestronnego salonu. Nie musiała długo się rozglądać, by zobaczyć ciało.

Ciemnowłosa kobieta leżała na skórzanej sofie z rozchylonymi do krzyku ustami, a część jej twarzy przesłaniały kosmyki włosów. Ręce miała szeroko rozłożone, jak gdyby przed upadkiem straciła równowagę i starała się pozostać w pionie. Kiedy Delilah podeszła bliżej, zwróciła uwagę na krew zasychającą na jasnych panelach oraz skórze martwej kobiety. Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu i spojrzała na nienaturalnie bladą twarz. Po chwili zatrzymała spojrzenie na paznokciach. Z bliska wydawały się czyste, nie było na nich śladów krwi czy naskórka oprawcy.

Delilah zacisnęła usta. W domu unosił się zapach przypalonego jedzenia. Kiedy odwróciła się w stronę kuchni, dostrzegła spaloną patelnię, którą ktoś wyłączył w ostatniej chwili. Kobieta szybko łączyła wątki. Ofiara nie spodziewała się ataku. Najprawdopodobniej przygotowywała kolację dla męża, który wkrótce miał wrócić z pracy, i niczego nieświadoma spędzała czas w kuchni.

Blondynka odwróciła się instynktownie w kierunku schodów i spojrzała na stopnie. Jej wzrok skupił się na kilku ciemnoczerwonych plamach na drewnie. Fałsz. Ofiara schodziła po schodach lub to na piętrze rozpoczęła się szamotanina. Kamery nie działały, co oznaczało, że mógł to być zaplanowany atak.

– Zbierają dowody – powiedział Chris, kiedy otworzyła usta, nadal patrząc na wejście na piętro.

Był wysokim mężczyzną o ciemnych zmierzwionych włosach i granatowych oczach. Przez swoją szczupłą sylwetkę wydawał się jeszcze wyższy niż w rzeczywistości, ale pomimo ogromnego wzrostu z reguły na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech oznaczający kłopoty. Tym razem wyglądał na poważnego i nawet na nią nie zerknął, tak bardzo był skupiony na wbijaniu spojrzenia w ofiarę. Delilah zmarszczyła brwi. Szybko domyśliła się, że ta sprawa ma drugie dno, o którym dowie się w najbliższym czasie. Zanim zapytała o cokolwiek, mężczyzna dodał:

– Na razie nie znaleziono żadnych przedmiotów, które mogłyby być narzędziem zbrodni. Prócz krwi dom wydaje się nieskazitelnie czysty.

– Kiedy mąż znalazł żonę?

– Godzinę temu. Od razu zadzwonił na policję. Przyznał, że dotykał żony, by ją obudzić, wpadł w szok i nad sobą nie panował. Powiedział jednak, że przez cały dzień nie było go w domu i są ludzie, którzy mogą to potwierdzić – wytłumaczył śledczy, a ona przytaknęła w milczeniu. Dopiero wtedy na nią spojrzał, jak gdyby zorientował się, że to ona miała poprowadzić to śledztwo dalej.

– Świadkowie?

– Na razie nie rozpowiadamy o sytuacji. Kiedy przyjechaliśmy, na osiedlu nikogo nie widzieliśmy – odpowiedział i wzruszył ramionami, choć był to raczej nerwowy gest. Ludzie mieli świadomość dokonanej w tym miejscu zbrodni. Zapach śmierci nadal unosił się w powietrzu. Może jeszcze tutaj była.

Detektyw przemierzyła szerokość przestronnego salonu i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Cisza z jej strony wydawała się wręcz wymowna. Jasne wnętrze i nieskazitelny wygląd tego miejsca mocno kontrastowały z kroplami krwi na podłodze oraz schodach, a przede wszystkim z ciałem znajdującym się przed nimi. Blondynka powoli przesunęła spojrzenie po martwej kobiecie. Podeszła bliżej, wsuwając na dłonie lateksowe rękawiczki, po czym nachyliła się i odgarnęła zbłąkany kosmyk włosów z jej twarzy. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. Gdy odchyliła elegancką bluzkę, dostrzegła ślady zadrapań na dekolcie i brzuchu ofiary. Nie wyglądały jednak na świeże. Ten, kto je zrobił, musiał widzieć się z nią wcześniej.

Pozwoliła sobie zbliżyć się jeszcze bardziej, po czym skupiła uwagę na posiniaczonych dłoniach. Na bladej skórze wyraźnie zostały odciśnięte ślady palców, które mogły należeć do jej męża, ale wcale nie musiały. Delilah poczuła, że krew zaczęła szybciej krążyć jej w żyłach, ale pozostawiła na twarzy maskę skupienia. Dopiero gdy dostrzegła ślady pocałunków na szyi kobiety, drgnęła. Przestudiowała każdy fragment jej odkrytego ciała, aby zapamiętać jak najwięcej.

Wszystkie niepasujące do siebie elementy układanki próbowały się połączyć, ale na razie wiedziała o wiele za mało, by wysnuwać jakiekolwiek wnioski. Przeszukała kieszenie ubrania denatki, zakodowała w głowie wygląd obrażeń i w końcu podniosła się i obróciła w stronę nadal wyjątkowo milczącego Chrisa. Podeszła do niego.

– Kiepsko to wygląda – mruknęła. – Mąż, który przyznaje się do swoich śladów na żonie, ale upiera się, że to nie on ją zabił – dodała znacząco i zacisnęła usta, wiodąc wzrokiem po pomieszczeniu.

– Nerwowa atmosfera przez jakiś czas? Separacja? Problemy rodzinne? – pociągnął dalej Chris, ale jedynie pokręciła głową.

– Nie – stwierdziła. – To by było za proste.

Przy oknie stał ogromny stół, a na nim wazon ze świeżymi tulipanami w białym kolorze. Delilah przemierzyła odległość dzielącą ją od kuchni, po czym otworzyła pierwszą z szafek w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. Obróciła się na pięcie i sięgnęła po kosz, po czym uniosła klapę i zamarła ze wzrokiem utkwionym w opakowaniu po kwiatach, które ktoś musiał wyrzucić. To mogło oznaczać, że ofiara otrzymała kwiaty od mordercy. Delilah zmarszczyła brwi. Bez zastanowienia wyciągnęła folię ze śmieci i uważając, by nie zatrzeć żadnych śladów, przekazała ją technikom. Skinęła w milczeniu głową, gdy sprawnie ją zabezpieczyli.

Wróciła spojrzeniem do swojego przełożonego. Nie musiała nic mówić. Wiedział. Rozpoczynali właśnie kolejne śledztwo, ale tym razem znalezienie zabójcy mogło okazać się o wiele trudniejsze. Gdyby w tym momencie wiedziała, jak to się potoczy, może nigdy nie zdecydowałaby się na poprowadzenie tej sprawy do końca.

Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i jeszcze raz rozejrzała się po przestronnym salonie. Jej uwagę zwróciło poruszenie się jednej z bordowych zasłon. Zmarszczyła brwi i podeszła do niej. Kiedy była wystarczająco blisko, dostrzegła, że drzwi na taras były otwarte. Zmrużyła oczy.

– Zabójca mógł wejść tylnym wejściem – powiedziała i wyjrzała przez szybę. Rozciągał się stamtąd pokaźnych rozmiarów zadbany ogródek, a za jego ogrodzeniem widoczny był ciemny las. – Możliwe, że szedł przez las, gdzie nikt nie mógł go zauważyć. Zleć policji przeszukanie tamtych terenów. Dołączę, kiedy obejrzę resztę. – Choć wydawała się niewzruszona, w jej oczach niebezpiecznie błysnęło.

Wyglądała profesjonalnie. Każdy jej krok był przemyślany, spojrzenie czujne, a na twarzy utrzymywała spokojny wyraz. Była szczupłą blondynką o wysportowanej sylwetce, krótkich do ramion włosach i szarych oczach, w których bardzo często można było znaleźć wyraźną irytację. Charakteryzowała się zdecydowaniem, pewnością siebie i przede wszystkim nie dawała sobie dmuchać w kaszę.

Przeszli na pierwsze piętro, gdzie technicy również już pracowali. Delilah rozejrzała się po pogrążonej w półmroku sypialni. Jeden z pracowników w skupieniu robił notatki. Blondynka wychyliła się przez drzwi i zerknęła na korytarz. Tutaj również wszystko było utrzymane w porządku. Jedynie na schodach pojawiały się krople krwi. Zeszła dwa stopnie w dół i stanęła, wpatrując się w drewno.

– Pobraliście próbki? – zapytała nagle, na co Chris przytaknął pospiesznie, kiwając głową. Wypuściła powietrze przez nos i ruszyła dalej.

Obejście całego domu i ogrodu zajęło jej kilkanaście minut. Kiedy skończyła, skierowała się w stronę radiowozu, w którym znajdował się pierwszy podejrzany. William, jak zdążyła się już dowiedzieć, mógł mieć motyw, a ona musiała jak najszybciej się o tym dowiedzieć.

Nie zdradziła żadnej emocji, kiedy z samochodu wysiadł szczupły wysoki mężczyzna o bladej twarzy i kruczoczarnych kręconych włosach. Pociągnął nosem i podniósł na nią spojrzenie, a wtedy jego ramiona zadrżały i przekrwionymi od płaczu oczami patrzył na nią w milczeniu. Lekko przygarbiony, poprawił beżowy płaszcz, zarzucony na ramiona, i przeczesał niesforne loki, nie robiąc przy tym ani jednego kroku w przód. Miał wymiętą koszulę. Stojący przy nim policjant rzucił Delilah uważne spojrzenie, które szybko zauważyła.

– Delilah Warren, detektyw z wydziału kryminalnego w Nowym Jorku. William Crawford, jak mniemam? – zaczęła bez ogródek, a jej głos ciął ciężką ciszę niczym sztylet. – Pańska żona została znaleziona martwa godzinę temu. Chciałabym z panem porozmawiać.

Ani drgnął. Zaciskał i rozprostowywał palce, jak gdyby nie wiedział, jak dać upust emocjom, a jednocześnie wyglądał na dość odrętwiałego i wręcz odciętego od rzeczywistości. Rozpacz w jego oczach mogła być jednak tylko przykrywką. Choć Delilah chciała okazać mu przynajmniej trochę empatii, miała wystarczające doświadczenie, by nie uznać mężczyzny tak szybko za niewinnego. I choć podejrzenia mogły być zbyt proste, wiele razy okazywało się przecież, że to mąż zabił żonę w przypływie agresji. Może właśnie dlatego uścisnęła jego dłoń nieco mocniej niż powinna i skinęła głową na samochód.

– Zabierzemy pana na komisariat, gdzie zostanie pan przesłuchany raz jeszcze. Tym razem przeze mnie – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

– Nie zabiłem jej – wychrypiał i były to pierwsze słowa, jakie w ogóle powiedział. – Nigdy nie podniósłbym na nią nawet ręki…

– Jest pan zobowiązany do składania…

– Wiem – przerwał jej. – Jestem prawnikiem. Znam zasady – dodał cicho i już na nią nie patrząc, wsiadł do samochodu.

Delilah zapamiętała, żeby przed przesłuchaniem bardzo dokładnie poinformować go o jego prawach. To prawnik, nie może mieć w razie czego możliwości wywinięcia się od odpowiedzialności tylko z powodu głupiego formalnego błędu.

– Jak myślisz? – zapytał Chris tuż przy jej uchu. – Jest winny?

– Za wcześnie – odpowiedziała. – Za wcześnie na jakiekolwiek domysły – odparła i skierowała się do swojego samochodu.

Dojazd na posterunek zajął jej tylko kilka minut. Zaparkowała przed znajomym budynkiem i spojrzała sobie w oczy w jednym z lusterek. Miała zaciśnięte zęby, przez co jej szczęka była jeszcze bardziej podkreślona. W szarych tęczówkach nadal błyszczało skupienie. Niewiele myśląc, wysiadła i zatrzasnęła drzwi. Wiatr szarpnął jej jasnymi włosami, więc bardziej opatuliła się płaszczem i ruszyła w stronę wejścia.

William czekał na nią już w jednym z pomieszczeń. Siedział na plastikowym krześle, sztywno wyprostowany, a jego oczy błyszczały, jak gdyby ledwo powstrzymywał łzy. Kompletnie nie przypominał pewnego siebie prawnika, kojarzył się raczej z niektórymi swoimi klientami – bardziej wyglądał na przybitą wydarzeniami ofiarę.

– Pani Warren – powiedział cicho, wbijając wzrok w splecione na kolanach dłonie. W końcu uniósł głowę, ale nie zareagował w żaden sposób. Na jego twarzy nie pojawił się ani ból, ani wściekłość czy strach. Po prostu patrzył, a z każdą mijaną sekundą jego spojrzenie coraz bardziej obojętniało.

– Pan Crawford – odparła zimnym tonem i usiadła na krześle naprzeciwko niego. Do pokoju wszedł również Chris, który obecnie wydawał się nieco bardziej podenerwowany, ale cokolwiek chodziło mu po głowie, nie sprawiło, że odezwał się choćby słowem. Przysiadł na rogu stołu, kiedy wyciągnęła notes i długopis, po czym potarł zarost i przyjrzał się mężczyźnie.

– Odpowiadałem już na wszystkie pytania – wymamrotał William. – Dlaczego nie chcecie mi uwierzyć?

– O której znalazł pan żonę? – zapytała Delilah, ignorując słowa Crawforda.

– O osiemnastej. Wróciłem wtedy z pracy – mruknął, prostując sylwetkę, jak gdyby zmuszał się do opanowania zdradzieckiego ciała i emocji, które przez większość czasu z nim wygrywały. Odgarnął z czoła jeden z loków i zacisnął dłonie w pięści, by aż tak mocno nie drżały. Naprawdę wyglądał na niewinnego. Delilah nie mogła jednak tak po prostu odpuścić.

– Pana żona znajdowała się wtedy w salonie?

– Tak – szepnął, po czym zamilkł. – Ale… Ale była ułożona w innej pozycji. Tak jak gdyby ten, kto ją zabił, zaplanował, jak miała wyglądać po śmierci. Nie umiem tego dobrze wytłumaczyć.

Delilah zapisała uwagę na kartce i dorysowała strzałkę ze słowem „sprawdzić”.

– Czy oprócz pana żony i pana był w domu ktoś inny? – Kolejne pytanie. William zamarł i sztywno siedział na krześle, nie mając odwagi poruszyć się choćby o cal.

– Nie. Dom był pusty. W zasadzie wszystko wyglądało na nienaruszone. Nie było śladów włamania. Dopiero później zauważyłem krople krwi na schodach i podłodze. A gdy zawołałem Diane i odpowiedziała mi cisza… – Nagle z jego gardła wyrwał się szloch. Przytknął dłoń do ust i zacisnął powieki, spod których wypłynęły łzy. Delilah zacisnęła usta, dając mu czas, by się pozbierał. – Nie mieliśmy żadnych problemów, pani Warren. Żadnych kłótni. Po prostu… Nie wiem, co się stało.

– A w pracy? – zapytała nagle Delilah, na co poderwał głowę. Przez moment milczał, wpatrując się w nią pytająco, po czym zaprzeczył.

– Też. Wszystko było pod kontrolą. Nie miałem żadnych wrogów, którzy mogli nam jakkolwiek zagrażać – odpowiedział. – Co mam pani powiedzieć, pani detektyw?

– Czy żona w ostatnim czasie nie zachowywała się dziwnie? Nie czuła niepokoju, nie była nazbyt nerwowa?

– Nie.

Więc co, do cholery, się stało? – pomyślała, wpatrując się w mężczyznę nadal w ten sam sposób. Nie miała jeszcze żadnych dowodów, a myśl, że ktoś tak zwyczajnie wszedł i ją zabił, była po prostu… bez sensu. Co pominęła?

– A może problemy finansowe? Pożyczał pan od kogoś pieniądze? Lub pańska żona? – zasugerowała, ale William jedynie pokręcił głową, po czym znów spuścił wzrok na swoje dłonie, nadal brudne od krwi.

Zwiesił ramiona. Wyglądał na kompletnie zrezygnowanego i niezdolnego do odpowiadania na jakiekolwiek pytania. Jednocześnie starał się nad sobą zapanować, ale najwyraźniej ta walka kosztowała go zbyt dużo.

W pomieszczeniu, w którym znajdowały się tylko lustro, dwa krzesła i ciemny brzydki stół, co sprawiało ponure wrażenie, ciężko było zebrać myśli. Choć Delilah traktowała pokój przesłuchań z wyjątkową sympatią, ponieważ to tutaj mogła w odpowiedni sposób dotrzeć do każdego podejrzanego, to dla Williama wcale nie był on komfortowy. Nie wiedział, na czym się skupić, co zrobić, a przede wszystkim jak odpowiadać, by mu uwierzono. Dodatkowo dociekliwe i pewne spojrzenie detektyw jeszcze bardziej go rozstrajało.

Kobieta skłamałaby, gdyby przyznała, że nie to miała na celu. Po kilkunastu miesiącach służby dotarło do niej, że czasami tylko dzięki stanowczości człowiek był w stanie zdobyć jakiekolwiek informacje. Na szczęście nie było to dla niej trudne, dlatego tym razem pokusiła się na takie samo podejście.

Nie skończyła jednak przesłuchania. Przerwano im, gdy była w trakcie zadawania kolejnego pytania.

Ktoś zapukał i po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanął funkcjonariusz. Jego poważna mina sprawiła, że Delilah powoli się wyprostowała i obrzuciła go uważnym spojrzeniem, próbując domyślić się, czego chciał. Skinął na nią głową. Na moment mocniej zacisnęła usta w wąską kreskę i wstała z miejsca. Odłożyła długopis, który przetoczył się po zapisanej przez nią kartce.

– Przepraszam na chwilę – powiedziała i zerknęła na podejrzanego raz jeszcze. Nie zareagował, znowu odciął się od rzeczywistości. Delilah przeszła na korytarz i zamknęła drzwi, odwracając się do policjanta. – O co chodzi? – zapytała, spoglądając mu prosto w oczy.

Znała swoją pozycję. Wiedziała, że w Nowym Jorku mogła już się pochwalić pewnym prestiżem, gdy została doceniona po tym, jak wykazała się niezwykłą intuicją w poprzedniej sprawie. Nie lubiła, gdy przeszkadzano jej w pracy i wszyscy o tym wiedzieli, więc to, że przerwano jej przesłuchanie musiało być spowodowane czymś ważnym.

– Plany nieco się zmieniły – odpowiedział cicho, ale nim dodał cokolwiek więcej, usłyszała odgłos kroków zbliżającej się w ich stronę osoby.

Odwróciła się w momencie, gdy na korytarz wszedł znajomy mężczyzna o czarnych włosach, wyraźnie zarysowanej szczęce i jasnobłękitnych oczach. Miał kilkudniowy zarost, pełne usta i przeszywające spojrzenie, które poczuła dokładnie na sobie. Jego umięśnione ramiona opinała jasna koszula, wsunięta w ciemne spodnie. Poruszał się pewnie, a w jego tęczówkach krył się znajomy chłód, którym ona również bardzo często się posługiwała. Był idealny w tym cholernym chaosie, do czego za nic w świecie nie zamierzała się nigdy przyznawać.

Przez jej twarz przemknął cień, ponieważ już wiedziała, kto zmienił jej plany.

Ian Calloway zatrzymał się tuż przed nią i spojrzał jej prosto w oczy. Wyciągnął dłoń. Delilah Warren odwzajemniła wyzywające spojrzenie, mocniej zaciskając zęby. Ścisnęła jego rękę. Nie kryła się z niechęcią, która błysnęła w jej szarych tęczówkach.

Ale czarnowłosy również nie darzył jej sympatią. Zerknął na nią raz jeszcze, po czym uniósł kącik ust w leniwym uśmiechu.

– Słyszałem, że potrzebujecie pomocy – powiedział, na co Delilah obrzuciła go złowrogim spojrzeniem i ugryzła się w język, żeby nie rzucić jakąś kąśliwą uwagą.ROZDZIAŁ 1

Delilah pierwszy raz od bardzo dawna poczuła tak dogłębną irytację. Zadarła podbródek, nie przerywając kontaktu wzrokowego z mężczyzną, który nadal lekko się uśmiechał. Zacisnęła zęby i puściła jego dłoń, ledwo powstrzymując się przed nieodpowiednim komentarzem.

– Chyba sobie żartujesz – powiedziała chłodno, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Zerknęła na funkcjonariusza, który wlepił wzrok w widok za oknem, jak gdyby nie wiedział, co powinien zrobić. Najwyraźniej po kilkunastu godzinach służby wdawanie się w jakiekolwiek dyskusje było mu niepotrzebne. Odsunął się o krok i odchrząknął.

– Pan Calloway został przydzielony do śledztwa – wyjaśnił. – Macie… Współpracować.

Blondynka mrugnęła i jeszcze mocniej zacisnęła zęby. Oczywiście słyszała o nim naprawdę dużo, ale ich drogi nigdy się nie przecięły, przynajmniej do teraz.

– Nie prosiłam o partnera – odpowiedziała i odwróciła się w stronę drugiego końca korytarza, kiedy mężczyzna wtrącił:

– Nie myśl, że ja jestem zachwycony tą współpracą – powiedział obojętnie. – Z dwojga złego wolałbym użerać się z mordercą niż z tobą.

Delilah ostrzegawczo zmrużyła oczy.

– Nikt nie pytał cię o zdanie – wycedziła przez zęby. – Prowadzę śledztwo sama. Jemu, co najwyżej, możecie przydzielić inne – dodała na koniec.

Powstrzymała się przed kolejną kpiącą uwagą i otworzyła drzwi, po czym weszła z powrotem do pokoju przesłuchań. Ian Calloway deptał jej po piętach.

– Myślę, że musimy przedyskutować kilka spraw – odpowiedział Christian i zerknął z zaciekawieniem na czarnowłosego, który stał teraz obok niej. Tylko dzięki silnej woli blondynka znowu na niego nie zerknęła. – Widzę, że nasz zespół się powiększa – dodał ze szczerym zaintrygowaniem. Delilah dyskretnie przewróciła oczami.

– Porozmawiamy o tym później. Panie Williamie – zwróciła się do prawnika, który na ton jej głosu znowu się spiął i uciekł wzrokiem.

– Chciałbym załatwić sobie adwokata – odezwał się nagle. – Skoro i tak nie zamierzacie mnie stąd wypuścić…

– Nikt nie powiedział, że nie zamierzamy cię stąd wypuścić – przerwał mu Ian. Delilah spojrzała na niego i natychmiast wróciła wzrokiem do podejrzanego. – Chyba że nie zdołasz udowodnić, że jesteś niewinny – dokończył Calloway obojętnym tonem.

Blondynka zaczęła się zastanawiać, kto z nich w tym momencie odgrywał rolę dobrego, a kto złego policjanta. Postanowiła zignorować intruza w pokoju przesłuchań. Christian znowu przysiadł na rogu stołu, a czarnowłosy detektyw obserwował ich z góry. Bardzo szybko zaczęło działać jej to na nerwy, ale jedynie mocniej ścisnęła w palcach długopis i przyjrzała się zmęczonemu prawnikowi, który najwyraźniej nie wiedział już, czego ma się po nich spodziewać.

– Dobrze. Skończyliśmy na…

– Najpierw chcę porozmawiać z prawnikiem. – Crawford uciął temat ostrym, mimo że drżącym głosem.

– Pana żona nie żyje od dwóch godzin – powiedziała. – Oczywiście, że może pan porozmawiać z prawnikiem, ale przypominam, że z każdą mijającą minutą szansa na znalezienie zabójcy się zmniejsza.

– A czy to nie mnie podejrzewa pani o zabójstwo? – zapytał z wyraźną pretensją w głosie i zerwał się na równe nogi. Chris wypuścił ciężko powietrze z płuc i razem z Williamem wyszedł z pokoju, aby Crawford mógł skontaktować się z adwokatem. W tym czasie Delilah odłożyła długopis na blat i odsunęła się od stolika, zbierając myśli.

– Ale z ciebie zołza – odezwał się Ian, znowu się uśmiechając. – Dałabyś mu trochę wytchnienia.

– Wiedziałam, że męska solidarność ma się w tym miejscu świetnie – odpowiedziała sucho. – Darowałbyś sobie ten głupi uśmiech i przynajmniej byś pomógł – dodała, rzucając mu zirytowane spojrzenie.

Ian uśmiechnął się jeszcze szerzej, choć w jego oczach nadal nie pojawiły się żadne emocje. Igrał z nią w najlepsze, najwyraźniej próbując obadać teren i dowiedzieć się, na co może sobie pozwolić w jej towarzystwie.

Prawda była taka, że gdyby to od niej zależało, nie spędziłaby z nim choćby kolejnej minuty. Już na początku pracy utwierdziła się w przekonaniu, że mężczyźni z policji czasami okazywali się jeszcze bardziej denerwujący niż przestępcy, których za „złe zachowanie” przynajmniej można było wsadzić za kratki. Niestety, taka opcja z Ianem nie wchodziła w grę.

– Powinniśmy porządnie przeszukać jego dom – odezwał się nagle, a Delilah z ulgą stwierdziła, że w końcu zmienił temat na bardziej profesjonalny.

Skinęła głową, niemo przytakując, i podniosła się z miejsca, żeby zebrać swoje rzeczy. Spojrzała na pierwsze zapisane kartki i uważniej się im przyjrzała. Od zawsze preferowała notować wszystko w taki sposób. Dzięki temu mogła spisać każdą myśl i uwagę, a podczas dalszego śledztwa wracała do sporządzonych notatek i odtwarzała wiele szczegółów, które po czasie okazywały się istotne. Nie rozstawała się z tym zeszytem nawet na krok.

– Mogłaś coś pominąć przy pierwszym przeszukiwaniu – odezwał się znowu Calloway, jednak go zignorowała.

Wyminęła mężczyznę i wyszła z pomieszczenia. Choć ufała Chrisowi, nie była zadowolona, że musi zdać się na niego przy przesłuchaniu. Wiedziała jednak, że dodatkowe przeszukanie domu było równie ważne i chciała to zrobić sama. Christian zajmował się podejrzanym, dlatego była pewna, że wszystko przebiegnie tak jak powinno. Skierowała się do wyjścia z odznaką przy biodrze i bronią w kaburze. Przyjemny ciężar pistoletu dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Wiedziała, że gdyby zaszła taka potrzeba, pociągnęłaby za spust bez wahania.

Przyspieszyła i wypadła na zewnątrz jak burza, nie chcąc marnować ani chwili. Zegar tykał, przypominając, że czas przeciekał im przez palce, a w tej sytuacji każda sekunda była cenna. Delilah wyjęła z kieszeni czarnej marynarki kluczyki i wsiadła do swojego ukochanego volvo. Ruszyła z parkingu, kiedy Ian dopiero wyszedł z budynku.

Dotarcie na posesję Williama Crawforda zajęło im kilkanaście minut, podczas których Delilah analizowała zebrane dotąd informacje. Jak na razie jej jedynym punktem zaczepienia był mężczyzna, który zarzekał się, że nie był zdolny do zabicia Diane oraz kilka szczegółów, które zauważyła podczas pierwszych oględzin. Jakimś cudem Ian pojawił się pod domem pierwszy. Słońce dawno zaszło, dlatego na dworze panował mrok i chłód. Kobieta pewnym krokiem przeszła przez furtkę. Wsunęła na dłonie rękawiczki i weszła po schodkach na ganek. Ani razu nie spojrzała na Iana. Zaczęli pracę w całkowitej, pełnej napięcia ciszy.

Gdy Delilah zajęła się salonem, z którego zostało zabrane ciało, Ian bez słowa przejął kuchnię. Ich kroki były ciche, ale ruchy pewne. Starali się nie wchodzić sobie w drogę. Kobieta krążyła po pokoju, przeczesując każdy jego centymetr. Zwróciła uwagę na ślady butów na podłodze i jeszcze raz na drzwi na taras, które otwarte w czasie, kiedy zamordowano Diane, nadal nie dawały jej spokoju. Las został już przeszukany, jednak nie znaleziono tam żadnych śladów. Przez pierwsze kilka minut blondynka skupiła się na przeglądaniu każdego mebla i każdego zakamarka. Wysunęła szuflady, przejrzała dokumenty i pracowała w coraz większym skupieniu. Zatrzymała się przy sofie i przeczesała ją wzrokiem.

– Tutaj nic nie ma. – Drgnęła, słysząc głos Iana i zerknęła na niego. Zamknął z trzaskiem szafkę. Delilah wyprostowała się i weszła do kuchni, po czym wysunęła pierwszą z szuflad. – Przecież powiedziałem, że nic tu nie ma – dodał z pobrzmiewającą w głosie irytacją.

– Co nie oznacza, że ci wierzę – odparła chłodno i przejrzała każdą z szafek jeszcze raz.

Brunet westchnął ciężko.

– Skoro jesteśmy profesjonalistami – podkreślił ostatnie słowo – to może zachowujmy się profesjonalnie i obdarzmy choć namiastką zaufania, co, Delilah? – Kpina w jego głosie była wyczuwalna w stu procentach.

– Oczywiście, że zachowuję się profesjonalnie – sarknęła. – Dlatego wszystko po tobie sprawdzam – wyjaśniła i wysypała z kosza wszystkie śmieci, mimo że już raz je przeglądała i oprócz niej na pewno zrobili to technicy.

– Szukasz butelki po szampanie, którym morderca świętował zabójstwo? – zakpił Ian, patrząc jak kobieta grzebie w śmieciach.

– Nikt normalny nie zrobiłby czegoś takiego, nawet morderca – odpowiedziała, wrzucając z powrotem zawartość kosza do pojemnika.

– Ty wyglądasz na taką kobietę. Jestem pewny, że gdybyś kogoś zabiła, przed ucieczką pokusiłabyś się na chwilę radości i wypiłabyś nad ciałem pół wina.

– Nie lubię wina – burknęła. – Ale gdybyś to ty był martwy, pewnie bym nim nie pogardziła – dodała, uśmiechając się wymownie.

– Jesteś pewna, że przeszłaś wszystkie testy psychologiczne na policji? Bo wyczuwam w tobie psychopatę – prychnął, a ona spojrzała na niego z politowaniem.

– Lepiej skup się na śledztwie, Calloway – upomniała go. – Bo jeszcze przez przypadek ktoś zrobi ci krzywdę – dodała całkowicie niewinnie, na co Ian przewrócił oczami.

– Chodźmy na górę – powiedział po chwili. – W końcu w sypialni małżonków również może być ciekawie.

Mrugnął do niej porozumiewawczo i skierował się na schody. Delilah uniosła brwi na widok lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, ale posłusznie ruszyła za nim. Gdy wchodził po stopniach, uważnie mu się przyglądała. Był wysokim mężczyzną. Przewyższał ją o ponad głowę, a jasna koszula podkreślała rozbudowane mięśnie ramion. Była pewna, że pod materiałem kryło się wyraźnie zarysowane ciało, ale gdy tylko ten obraz pojawił się w jej głowie, szybko go wyrzuciła. Przesunęła spojrzeniem po jego ciemnych, wręcz czarnych włosach. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie był przystojny.

Miał w swoim wyglądzie coś, co sprawiało, że człowiek mimowolnie na niego zerkał. Poza tym jego głupia gadka i skłonność do rzucania hipnotyzujących spojrzeń szły ze sobą w parze. Delilah była pewna, że dzięki tym dwóm rzeczom zawrócił już w głowach wielu kobietom. Zachowywał się tak irracjonalnie pewnie, a przy tym tak spokojnie, że przyciągał swoją osobą całą uwagę. Pewnie dzięki temu potrafił nieźle manipulować. Detektyw słyszała o nim kilka razy, ale nie zaprzątała sobie nim myśli. A teraz był tutaj, słynny Ian Calloway z głupim uśmiechem, jeszcze głupszymi tekstami i skłonnością do denerwowania jej samym spojrzeniem.

– Wleczesz się – rzucił przez ramię, na co Delilah prychnęła.

Kiedy weszli na górę, uważnie rozejrzała się po utrzymanym w jasnych barwach korytarzu. Na pierwszy rzut oka nie było tu nic podejrzanego. Jedyną atrakcję stanowił kwiatek więdnący w rogu, tuż przy oknie i drzwiach do kolejnego pokoju. Delilah zerknęła na niego, po czym wzruszyła ramionami.

– Nasza para chyba nie miała ręki do roślin – mruknęła, po czym nacisnęła na pozłacaną klamkę i przestąpiła próg sypialni.

Jej oczom ukazał się przestronny pokój, którego wygląd naprawdę zapierał dech w piersi. Blondynka podejrzewała, że William, jako dobry prawnik, musiał dużo zarabiać, co potwierdzał jego dom i wystrój wnętrza. Zlustrowała wzrokiem szare ściany, na których wisiały duże obrazy w pozłacanych ramach. Prawdopodobnie malowane na zamówienie, a przynajmniej na takie wyglądały. Na środku sypialni znajdowało się starannie pościelone wielkie łóżko, na którym spokojnie mogły zmieścić się cztery osoby. Czarna narzuta i białe poduszki wyróżniały się wśród szarości. Pod oknem stała biała toaletka, na której leżało kilka kosmetyków. Po prawej stronie były drzwi do łazienki i garderoba. Na meblach nie było ani grama kurzu.

– Ale bym się na takim wyspał – mruknął Ian, spoglądając na wygodne łoże. Kobieta spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Akurat to ci przyszło na myśl, kiedy tutaj weszliśmy? – prychnęła.

– A co, tobie co innego wpadło do głowy? – spytał i uśmiechnął się wymownie, co skwitowała westchnieniem, które zamieniło się w pełen zmęczenia jęk.

Przeszła na lewą stronę sypialni i zaczęła przeglądać toaletkę, uważając, by nie pominąć żadnej rzeczy. Choć wygląd tego miejsca był idealny, coś podpowiadało jej, że mogli znaleźć tutaj więcej informacji niż na dole. Nie myliła się, kiedy Ian zajął się przetrząsaniem drugiej połowy sypialni, pod małym dywanikiem znalazł obluzowaną deskę. Nachylił się i uniósł ją, a ich oczom ukazała się mała szkatułka.

Wymienili spojrzenia. Tym razem już w całkowitym milczeniu wyjęli ją z prowizorycznej skrytki. Delilah otworzyła wieczko, po czym spojrzała na resztki papierów, które w niej pozostały.

– No proszę – stwierdził z zainteresowaniem Ian. – W którym idealnym małżeństwie, ktoś ukrywa listy, Delilah? – zapytał i spojrzał na nią, gdy wyjęła ze środka popalone kartki, a raczej to, co z nich zostało. Zmarszczyła brwi na widok rozmazanego tuszu. Wyglądało na to, że ktoś chciał się ich pozbyć, ale w połowie się rozmyślił i postanowił ponownie je schować. Blondynka rozłożyła każdą z nich na podłodze. Łącznie było ich pięć, ale można było wyczytać tylko pojedyncze słowa. Żadnych imion, nazwisk, numerów, czy danych, które mogłyby im pomóc.

– Myślisz, że nasz prawnik miał z tym coś wspólnego? – zapytała cicho, próbując rozczytać kolejne zdanie. Przejrzała kartki i podała Ianowi, który również obejrzał je z każdej strony.

– Myślę, że warto go o to zapytać – odparł, a ona bezgłośnie przytaknęła i schowała zniszczone papiery z powrotem do szkatułki. Zabezpieczyła ją i podniosła się, powoli rozluźniając spięte ramiona.

– Jeszcze reszta. – Skinęła głową na drugą część pomieszczenia i łazienkę, której nadal nie przeszukali.

Natychmiast zabrali się do pracy. Delilah weszła do drugiego pomieszczenia i przetrząsnęła kolejną szafkę w celu znalezienia jakiejkolwiek podpowiedzi. Pralka była pusta i w łazience panował taki sam porządek, jak we wszystkich innych pokojach. Tym trudniej było znaleźć im coś wartego uwagi, ale detektyw nie poddawała się, wiedziała, że potrzebny był im jakikolwiek punkt zaczepienia, dzięki któremu mogliby ruszyć ze śledztwem dalej.

– Masz coś? – zawołał z sypialni Ian, kiedy przetrząsnęła w szufladzie wszystkie kosmetyki. W końcu wszedł do środka i spojrzał na nią, gdy obróciła w palcach zamknięte pudełko z testem ciążowym.

– Możliwe, że starali się o dziecko – powiedziała. – Ale czy to byłoby przyczyną ich konfliktu i doprowadziło do śmierci Diane?

Wsunęła test z powrotem do szuflady i zaczęła przeglądać pozostałe rzeczy.

– Mam wrażenie, że coś nam umyka – odezwał się w końcu Ian, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. – Coś istotnego.

– Żadne małżeństwo nie jest idealne – odparła. – Ale w ilu dochodzi do zabójstwa żony?

– Powinniśmy zebrać wszystko, co znaleźliśmy do tej pory, i przepytać Williama, zanim media nie zaczną wokół niego krążyć. Lepiej, żeby telewizja nie ujawniała teraz żadnych szczegółów, i tak mamy tu już niezłe zamieszanie – odpowiedział, a ona lekko pokiwała głową.

Ten dom nie dawał jej spokoju. Wiedziała, że coś pominęła. Szukała dokładnie, starała się nie pominąć żadnego szczegółu, a mimo to… Mimo to…

Obróciła się na pięcie, po czym wyszła z łazienki i weszła do sypialni. Ian podążył za nią. Znowu zlustrowała wzrokiem pomieszczenie i skierowała się na korytarz, by z powrotem zejść po schodach na parter. Ale w salonie nic się nie zmieniło. Nawet po obejrzeniu każdego szczegółu tego domu nie znaleźli niczego nowego.

Delilah zaczęła krążyć po salonie, próbując zwizualizować sobie to, co wydarzyło się kilka godzin temu. Diane została zaatakowana już na schodach, na co wskazywały krople krwi na stopniach. Zaschnięte plamy znaczyły również podłogę, ale kobieta została znaleziona martwa na kanapie.

Jeżeli William był winny, wszystko musiało rozpocząć się na piętrze, skoro na schodach widać było skutki ataku. Może szamotaniny. Pytanie tylko, czy to William był wściekły na żonę, czy żona na męża, a on zabił ją we własnej obronie?

Mrugnęła. Prawnik przysięgał, że był niewinny, więc dlaczego tylko jego podejrzewała? Przecież w tym przypadku zabójcą mógł być każdy. Naprawdę każdy.

***

Jedną z wad Williama Crawforda było nadmierne analizowanie sytuacji, na które nie miał wpływu. Objawiało się to przede wszystkim nadgorliwymi myślami, nieopuszczającymi go nawet na krok, a przy tym sprawiającymi, że bardzo często nie potrafił spać i normalnie funkcjonować. Ludzie nieraz powtarzali mu, że był zbyt wrażliwy na prawnika i zbyt delikatny, by wytrzymać spojrzenie drugiego człowieka. W takich momentach przypominał sobie, jak słaby naprawdę był i co oznaczała walka z własnym charakterem, który w ogólnym rozrachunku był o wiele silniejszy od niego.

Tej nocy również nie spał. Pojechał do hotelowego apartamentu, kiedy policja skończyła go przepytywać. Do tej pory czuł na sobie wzrok tej blondynki o przenikliwym spojrzeniu, słyszał pełne chłodu słowa, a wściekłość w jego żyłach powoli narastała. Pozwalał, by gniew objął jego ciało i głowę, by zamienił tę rozpacz w coś całkowicie innego. Ale gdy zapłacił za pokój i powłócząc nogami skierował się w stronę eleganckiego piętra, nie mógł pozbyć się pustki, która tym razem okazała się jeszcze większym wrogiem.

Miał wrażenie, że wciąż czuje zimno jej skóry i lepką krew na palcach. Jej słodki zapach, który tego popołudnia wydawał się tak sztuczny. Czuł jej dotyk na sobie, widział spojrzenie i słyszał słowa, a jednak to wszystko zamieniało się w nieprzerwany wrzask towarzyszący mu nawet, kiedy stanął przed łazienkowym lustrem i zacisnął dłonie na porcelanowej umywalce.

Pięciogwiazdkowy apartament, który zarezerwował po wyjściu z komisariatu, miał być miejscem, w którym chciał odpocząć po wszystkim, co wydarzyło się dzisiejszego wieczoru. Wybrał wygodne łóżko, na którym mógł się wyspać. Luksusowe wnętrze i obsługa miały mu przypominać, że jego życie nadal należało do niego. Ale bez Diane… Czy bez Diane mógł myśleć w ten sposób? Czy był wystarczająco silny, by temu podołać? Ręce mu drżały, wzrok miał nieobecny, a dłonie nadal zdobiła mu zaschnięta brunatna krew.

Był zbyt zmęczony, by przyglądać się wystrojowi apartamentu, by myśleć i zastanawiać się, co, do cholery, stało się z jego życiem przez ostatnie cztery godziny. Nie mógł jednak przestać przypominać sobie widoku Diane w jego ramionach, która pierwszy raz tak długo milczała i nie odpowiadała na żadne jego słowa.

Chciał błagać. Chciał przepraszać i wrzeszczeć, byle tylko spojrzała na niego tymi niebieskimi oczami i zapewniła, że to wszystko to tylko jeden wielki koszmar, z którego czas się wybudzić.

Otaczająca go cisza wydawała się z niego kpić.

Zacisnął dłonie tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Jego ramiona zadrżały w proteście. Zacisnął pogryzione z nerwów usta i uniósł wzrok na człowieka, którym stał się dzisiejszego wieczoru i który ani trochę nie przypominał tego, którym był jeszcze wczoraj.

– Diane – wyszeptał zachrypniętym głosem. – Diane, Diane, Diane.

Powtarzał jej imię jak mantrę, jak gdyby sądził, że uda mu się ją zawołać, a ona przyjdzie i powie, że już wszystko w porządku, że już nie musi się bać, że już z nim jest i zostanie do samego końca. Czy nie to obiecali sobie na ślubnym kobiercu? Dlaczego nikt nie powiedział im wtedy, że szczęście jest tak samo ulotne jak ludzkie życie?

Jęknął cicho, odepchnął się od umywalki, wyprostował i odkręcił kran. Po chwili przemył twarz i kark lodowatą wodą, odgarnął niesforne kosmyki i zaczął rozpinać białą koszulę. Jego dłonie drżały, ale nie odpuścił do samego końca. Zdjął materiał z ramion i powiesił na jednym z wolnych wieszaków.

Ponownie uniósł wzrok na swoje lustrzane odbicie. Spojrzał na czerwone szramy zdobiące jego ciało, które zostały wykonane przez kobietę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: