This Wicked Fate. Przeklęte przeznaczenie - ebook
This Wicked Fate. Przeklęte przeznaczenie - ebook
Ile zaryzykujesz, aby ocalić tych, których kochasz?
Bri przekonała się na własnej skórze, jak niebezpieczna jest magia. Teraz zrobi wszystko, by uratować swoją mamę. Żeby tego dokonać, musi poprosić o pomoc krewnych, o których istnieniu nie miała pojęcia, zapanować nad swoimi niezwykłymi zdolnościami i zrozumieć, jaką rolę pełni w starożytnej linii obdarzonych mocą. Dziewczyna igra z przeznaczeniem, a jej przeciwnik nie cofnie się przed niczym, by zdobyć magiczne Serce – klucz do potęgi i dziedzictwo Bri – które dziewczyna musi ochronić, jeśli chce jeszcze kiedyś zobaczyć mamę.
Rozpoczyna się wyścig z czasem. Komu posłuszne będzie magiczne Serce?
Zaskakująca kontynuacja powieści „This Poison Heart. Zatrute serce” łączy magię, przygodę i niebezpieczeństwo. Wprowadzi cię w świat, jakiego jeszcze nie znasz!
„This Wicked Fate”to zachwycająca powieść o magii, rodzinie i queerowej miłości. To książka pełna przygód i zwrotów akcji, doprawiona szczyptą greckiej mitologii. - „Foreword Reviews”
Ta historia owinie się wokół ciebie niczym pnącza i nie wypuści tak łatwo...
Kayla Ancrum, autorka powieści „The Wicker King”
Porywająca tajemnica z kroplą gotyckiej fikcji... Ta historia was zahipnotyzuje!
Tracy Deonn, autorka powieści „Legendborn”
Kalynn Bayron to wielokrotnie nagradzana autorka powieści dla młodzieży. Z wykształcenia jest wokalistką, a prywatnie miłośniczką teatru muzycznego. Kiedy nie pisze, ogląda straszne filmy, słucha Elli Fitzgerald i spędza czas z dziećmi.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-765-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Chrysanthemum sinense_. Czyli po prostu chryzantemy.
Białe symbolizowały żałobę, śmierć, nieskończony smutek. Te właśnie kwiaty dekorowały dom przy Old Post Road 307. Otoczyły jego bryłę niczym kokon. Pnącza ciemnofioletowej bugenwilli wiły się niczym węże, oplatając gałęzie ulubieńca diabła z jego karmazynowymi kolcami wyszczerzonym jak zęby, liśćmi tak ciemnopurpurowymi, że wydawały się czarne. Wewnątrz po mrocznych korytarzach odbijało się echem dudniące trzeszczenie drewnianej konstrukcji, która żaliła się na pełen zmartwienia uścisk listowia. Rośliny starały się uchronić mnie przed cierpieniem spowodowanym żałobą. Ale przypominało to powstrzymywanie przypływu: bezsensowne i rzecz jasna, niemożliwe.
Mama nie żyła, a sama bogini Hekate zabrała ją do podziemi na jeden pełny cykl księżyca. Warunkiem odzyskania jej było dokonanie czegoś, co nigdy jeszcze nikomu się nie udało: połączenie sześciu fragmentów serca Apsyrtosa. A to niewykonalne. Przynajmniej tak mi się wydawało, póki nie zobaczyłam sceny rozgrywającej się w salonie.
Circe, którą do tamtego momentu uważałam za zmarłą, siostra mojej biologicznej matki, stała przede mną niczym duch. Jednak nie wyglądała jak zjawa, była żywa, z krwi i kości, choć bardzo zagubiona, o ile pełen bólu grymas na jej twarzy mógł wskazywać na to, co czuje w środku. Oczy zaszły mi łzami, zamazując kontur jej sylwetki.
Nie rozumiałam. Wyglądała jak ja – miała taki sam ciemnobrązowy odcień skóry, ciemnobrązowe oczy, a nawet, podobnie jak ja, nosiła duże okulary. Odkąd byłam małym dzieckiem, nie przebywałam w towarzystwie nikogo, kto był ze mną spokrewniony, a i tak tego dokładnie nie pamiętałam.
Circe omiotła mnie wzrokiem, otworzyła usta, po czym znów je zamknęła, jakby miała problem z wyrażeniem tego, co czuje.
– Nie powinno cię tutaj być – powiedziała, a jej głos przepełniony był emocjami. – Jak to… Dlaczego… Nic nie rozumiem. Co się tutaj dzieje?
Doktor Grant, szefowa Wydziału Bezpieczeństwa Publicznego w Rhinebeck, zrobiła krok do przodu i poprawiła żakiet. Odezwała się łagodnie, jakby obawiała się reakcji Circe.
– Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, ale nie potrafiliśmy wskazać, co dokładnie. Próbowałam to wszystko złożyć do kupy.
Circe zjeżyła się, jakby głos doktor Grant irytował każdą jej cząsteczkę. Nie odwróciła się w jej stronę, tylko nadal wbijała we mnie wzrok.
Mo objęła mnie mocno ramieniem.
– Chyba powinnyśmy się sobie przedstawić.
Circe popatrzyła na Mo i od razu złagodniała.
– Oczywiście. Wybaczcie… Jestem Circe Colchis. A to Persephone Colchis. – Wskazała na wysoką kobietę z warkoczami, która stała obok Marie i jej – cóż, nadal nie byłam pewna, jak powinnam określać Nyx, ale „ochroniarka” wydawało mi się najlepszą opcją.
Persephone.
Znałam to imię i nawet mimo miliona złożonych emocji, jakie wtedy odczuwałam, opadła mi szczęka.
Circe zamrugała kilka razy i wzięła głęboki oddech.
– Nie ta mitologiczna Persefona. – Uśmiechnęła się, lecz nie zdołała ukryć podenerwowania. – Jest twoją… – Ugryzła się w język. – Jest daleką krewną.
– To moja mama, Angie – powiedziałam, obejmując Mo w pasie. – A ja jestem Briseis Greene.
– Owszem. – Circe niemal westchnęła. – Naprawdę jesteś. Briseis. I stoisz tu przede mną. – Otworzyła usta, po czym zaraz je zamknęła. Chyba nie potrafiła odnaleźć właściwych słów.
Zerknęłam na stojące przed wejściem dwie klatki zamknięte na kłódki. Dosłownie trzęsłam się od ich drgania. Czułam, jak ich powolny, regularny puls odbija się echem w moich kościach.
– Masz inne fragmenty serca? Ile? Dwa?
Circe pokiwała głową. Podliczyłam części serca w różnych formach. Miałyśmy Eliksir Życia, dwa nowe fragmenty w klatkach i miałyśmy Marie, która uległa przemianie dzięki mocy serca. Nie wiedziałam, czy to się liczy, ale taka była sytuacja – zebrałyśmy tylko cztery części serca, a potrzebowałyśmy wszystkich sześciu, by mieć nadzieję, że moja mama powróci z tego dziwnego miejsca pomiędzy, w którym uwięziła ją Hekate.
Circe zwróciła się do doktor Grant:
– Chyba powinna się pani już pożegnać.
Doktor Grant pokręciła głową.
– Ona nam pomaga – powiedziałam.
– Pomaga? – spytała Circe. Zrobiła krok w stronę doktor Grant. – A jak dokładnie pomagałaś, Khadijah?
Doktor Grant machnęła dłonią.
– Circe, błagam. Ze wszystkich sił starałam się odkryć, co się tu dokładnie dzieje. Wiedziałam, że to niemożliwe, żebyś była w to zaangażowana, ale kiedy się domyśliłam, było już za późno.
Circe odwróciła się od niej, a w jej oczach zalśniły pełne złości łzy.
– Proszę, nie odcinaj mnie po raz kolejny – odezwała się doktor Grant. W jej głosie dało się słyszeć błaganie, jakby jej serce właśnie pękało na pół. – Wiesz, że próbowałam pomóc Selene. Zrobiłabym wszystko, by mogła tu wrócić.
– Możesz wymówić jej imię przy mnie jeszcze tylko raz. – Ton Circe był tak ostry, że poczułam ukłucie strachu. Z tą kobietą nie należało zadzierać. – Nie twierdzę, że nie będziemy ze sobą rozmawiać, ale na pewno nie w tej chwili ani kiedy udajesz, że wyświadczasz mi przysługę. Musisz wyjść.
Doktor Grant skinęła głową i powoli ominęła Circe. Położyła dłoń na moim ramieniu.
– Bardzo mi przykro, Briseis. Jeśli ktokolwiek może ci teraz pomóc, to z pewnością Circe. – Skinęła głową w stronę Mo, po czym wyszła bez słowa.
Kiedy doktor Grant odjeżdżała sprzed domu, stałyśmy przez chwilę w milczeniu.
– Khadijah powiedziała, że ktoś cię zaatakował – zaczęła Circe. – Wspomniała, że pojawiłaś się tutaj, mając wrażenie, że to ja chciałam, żebyś przyjechała.
Jej głos wywołał we mnie wspomnienie, którego nie mogłam wyraźnie sobie przypomnieć. Równocześnie wydawał się znajomy i nieznajomy. Czy ja ją znałam? Czy gdzieś w zakamarkach pamięci miałam zachowany jakiś jej obraz? Czy pamiętałam jej głos?
– Pojawiła się kobieta – powiedziałam. – Posługiwała się nazwiskiem Melissa Redmond, jednak naprawdę była Katriną Valek. Powiedziała, że to ona zabiła Selene.
Mo zaparło dech w piersiach. Na początku nie zrozumiałam jej reakcji, ale już po sekundzie wszystko do mnie dotarło. Kiedy tak bardzo absorbowało mnie okłamywanie moich mam – a nigdy nie byłam w tym zbyt dobra ani nie miałam zbyt wielu powodów, by to robić – uświadomiłam sobie, że pominęłam bardzo istotną informację. Mo weszła do sklepu dopiero po tym, jak matka Kartera przyznała się głośno do zamordowania mojej matki biologicznej, Selene, aby zmusić Circe do zabrania fragmentu serca zamkniętego w Ogrodzie Trucizn.
– Bri! – Mo zaszlochała, w jej oczach pojawiły się łzy.– Mój Boże. Dlaczego mi nie powiedziałaś? Od jak dawna to przed nami ukrywasz?
– Powiedziała mi o tym tuż przed tym… tuż przed tym… – Zagryzłam wnętrze policzka tak mocno, że poczułam miedziany posmak krwi. Nie chciałam głośno wypowiedzieć słów „tuż przed tym, jak zabiła Mamę”. To było dla mnie zbyt wiele.
Pnącza oplatające dom wpełzły do środka szparą pod drzwiami wejściowymi i skierowały się w moją stronę. Circe zacisnęła szczękę, a kształt jej podbródka wyraźnie się wyostrzył, kiedy obserwowała, jak rośliny reagują na zalewającą mnie falę smutku. Nagle zachwiała się i nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Kobieta, którą przedstawiła jako Persephone, znalazła się przy niej w mgnieniu oka. Przemieściła się na drugą stronę pokoju w nieludzkim tempie i złapała Circe, zanim ta zdążyła upaść. Popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo z Marie, a ona skinęła głową, potwierdzając moje przypuszczenia. Oto kolejna osoba zmieniona przez serce. Kolejny jego żywy fragment. Czyli w sumie miałyśmy ich już pięć.
Mo spojrzała na podłogę i pokręciła głową, zupełnie zagubiona. Z pewnością starała się zrozumieć wszystko to, co widziała i o czym po raz pierwszy usłyszała. Jeszcze nie miała pojęcia, że Marie jest wyjątkowo szybka i ma nadludzką siłę. W którymś momencie będziemy musiały poważnie o niej porozmawiać i powinno to nastąpić niebawem. Uścisnęłam jej dłoń.
Persephone położyła Circe na kanapie i pochyliła się w jej stronę, kołysząc jej głowę w swoich dłoniach. Circe z pewnością nadal opłakiwała siostrę, Selene, i serce mi pękało z tego powodu. Ja też ją opłakiwałam, i to w taki sposób, jakiego bym się nigdy nie spodziewała. Próbowałam przyswoić tak wiele informacji równocześnie, że obawiałam się, że więcej nie będę w stanie pojąć.
– Gdzie ona teraz jest? – zapytała Circe przez zaciśnięte zęby, a jej ciemne oczy były wąskie jak szparki. Całe jej ciało się trzęsło. – Ta cała Redmond, gdzie ona teraz jest?
Na myśl o jej dzikich, przerażonych oczach poczułam silne dreszcze.
– Nie żyje.
Circe podniosła wzrok. Ciemnobrązowa chusta owinięta wokół jej głowy podkreślała brązowy odcień oczu – oczu, które były tak podobne do moich.
– Nie żyje?
Z zewnątrz dochodził jakiś szelest, na okno nasunęła się plątanina pnączy. Czerwone kły wijącego się ulubieńca diabła drapały o szybę jak paznokcie. Circe uniosła dłoń i nawet nie spoglądając w stronę okna, przekręciła nadgarstek. Pnącza odsunęły się od okna. Wyglądało na to, że miała całkowitą kontrolę nad swoimi zdolnościami – wydawało się, że były takie same jak moje.
– Po tylu latach – powiedziała Circe, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego – wydawało mi się, że mam już to za sobą, że już to przebolałam, ale… – zamilkła, po czym się pochyliła. – Co wiesz? Nie chcę zrobić ani powiedzieć nic, co mogłoby sprawić ci przykrość, ale jest tego tyle…
Zaprowadziłam Mo, która sprawiała wrażenie, jakby momentami traciła świadomość, na kanapę naprzeciwko Circe. Usiadłyśmy.
– Powiem, co wiem – zaproponowałam. – A ty później może uzupełnisz?
Circe skinęła głową, a ja starałam się myśleć trzeźwo.
– Pani Redmond dowiedziała się o moim istnieniu. Nie do końca wiem, kiedy i skąd, ale kilka tygodni temu zjawiła się w naszym mieszkaniu na Brooklynie. Powiedziała, że zmarłaś i zostawiłaś mi w spadku dom i klucze. Poinformowała też, że dostałam od ciebie listy i że tylko mnie wolno je przeczytać. – Zdjęłam smycz, do której miałam przypięte wszystkie klucze, i położyłam ją na stoliku. – Kłamała w każdej sprawie, a ja teraz nie wiem, co mam robić.
Circe pokręciła głową i przesunęła klucze w moją stronę.
– Briseis, dom jest twój. Możesz mieć wszystko, co było kiedyś moją własnością. Nie dbam o żadną z tych rzeczy. Odeszłam stąd wiele lat temu. – Westchnęła ciężko. – Nie wiem, jak to powiedzieć, i mam nadzieję, że nie zabrzmi to źle, ale nie zostawiłam tego domu w spadku ani tobie, ani nikomu innemu. Jak sama widzisz, nie umarłam i nie napisałam tych listów.
– Wiem – odparłam. – Domyśliłam się wszystkiego. A przynajmniej większości. Nie spodziewałam się, że się pojawisz, to na pewno. Wydawało mi się, że ujrzałam ducha.
Mo z całej siły zwarła powieki.
– Boże, błagam, niech ona nie będzie duchem.
Circe zacisnęła usta i poprawiła okulary na nosie.
– Nie martw się. Nie jestem.
Powiedziała to takim tonem, jakby wierzyła w duchy i tylko ona nie była jednym z nich. Musiałam się powstrzymać od zbyt intensywnego zastanawiania się nad znaczeniem jej słów. Po wszystkim, co widziałam, doszłam do wniosku, że nie ma rzeczy niemożliwych.
– Co było w tych listach? – spytała.
– Wskazówki. Jak w zabawie w podchody. – Uświadomiłam sobie, że pani Redmond nie miała pojęcia, co umiałam, a czego nie byłam w stanie zrobić. Założyła, że odziedziczyłam swój dar po biologicznej mamie, ale nie mogła być pewna. Gdybym nie była uodporniona, już samo wejście do Ogrodu Trucizn mogłoby mnie zabić, a ona traktowała to jak zabawę. Ta myśl sprawiła, że znienawidziłam ją jeszcze bardziej niż wcześniej. Zacisnęłam dłonie tak mocno, że rozbolały mnie knykcie. – W listach napisałaś, to znaczy pani Redmond napisała, że na terenie posiadłości znajdę odpowiedzi, których szukam. Postępowałam zgodnie z jej instrukcjami i odnalazłam ogród i wszystko, co było w nim ukryte.
Circe rozsiadła się, zakryła usta dłonią, założyła nogę na nogę i wróciła do wyjściowej pozycji. Odchyliła głowę w stronę apteki.
– I znalazłaś odpowiedzi na nurtujące cię pytania?
Zawahałam się. Znalazłam miejsce, dzięki któremu poczułam, że nie jestem sama – miejsce, w którym mogę się zrelaksować, a także okazję do wykorzystania mojego niezwykłego daru i trochę stabilności dla mam. Ale odkryłam także tajemnicę tak wielką, że nawet sama możliwość ujawnienia jej spowodowała interwencję bogini z krwi i kości.
– Znalazłam serce. – Wzięłam w dłoń fiolkę z Eliksirem Życia i uniosłam ją w stronę światła. Lepka czerwona ciecz przyklejała się do szklanych ścianek jak miód. Twarze zarówno Circe, jak i Persephone zamieniły się w maski przedstawiające absolutny szok. Marie zamknęła oczy i pokręciła głową.
Circe wstała, podeszła do kanapy i kucnęła naprzeciwko mnie. Kiedy przyglądała się fiolce, ja starałam się wychwycić wszystkie szczegóły. Wyglądała, jakby była tylko trochę starsza od Mo, choć data urodzenia wyryta na nagrobku wskazywała, że dzieliło je dziesięć lat. Przy ustach miała zmarszczki mimiczne, a kilka pasemek siwiejących włosów wymknęło się spod chusty. Wyglądała jak osoba, która doskonale wie, jak to jest być wyczerpaną. Delikatnie położyłam fiolkę na jej wyciągniętej w moją stronę dłoni.
– Pani Redmond, Katrina Valek, czy jak jej tam było, groziła mi nożem, żeby uzyskać serce. – Wypowiadanie jej nazwiska przypominało rzucanie klątwy, jakbym mogła w ten sposób wskrzesić ją z martwych i sprawić, że wyrządzi mojej rodzinie jeszcze większą krzywdę. – Rozcięła mi dłoń, krew ściekała na serce. A ono zaczęło bić. – Uniosłam zabandażowaną dłoń. Krew przesączała się przez opatrunek. W kościach nadal czułam ból, jaki sprawiło mi serce, kiedy pani Redmond zmusiła mnie do dotknięcia go gołymi rękami. – Przyniosłam je tutaj, dokonałam przemiany, a wtedy ona… zabiła moją mamę. – Moje słowa brzmiały tak, jakby powiedział je ktoś inny. Nie wydawały się prawdziwe. Nie chciałam, żeby takie były.
Circe spojrzała na Mo, a później znów na mnie.
– Tak mi przykro! – Rozpłakała się, objęła się ramionami i zaczęła kołysać w przód i w tył, jakby chciała samą siebie pocieszyć. – Serce nie pozostawia niczego takim samym, jak było. Wpływa na każdą rzecz i każdą osobę, z którą ma kontakt. Niesie ze sobą śmierć, która nie zawsze jest wynikiem płynącej przez nie trucizny. – Otarła łzy. – Nie zdołałabym policzyć na naszym pokręconym drzewie genealogicznym śmierci spowodowanych tym, że ktoś chciał położyć łapę na sercu. W swojej pogoni za nim ludzie bywają nieustępliwi.
Siedziałyśmy tak przez chwilę, gdy próbowałam się wspiąć po spirali bólu i żalu. Miałam problem z ubraniem w słowa tego, co się później wydarzyło, bo nie potrafiłam jasno myśleć.
– Hekate tu była – tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Miałam nadzieję, że Circe zrozumie moje słowa, bo ja nadal nie pojmowałam całej tej sytuacji.
Circe popatrzyła na mnie i od razu wiedziałam, że choć być może jest w szoku, to mi wierzy. Jej duże brązowe oczy rozbłysły w przyciemnionym świetle. Delikatnie położyła dłoń na moim kolanie.
– Ujawniła się? Widziałaś ją?
Persephone oparła się o ścianę, jakby bez jej pomocy miała upaść.
Skinęłam głową.
– Był z nią ogromny czarny pies. Powiedziała mi, że jest matką Medei, że wszystkie od niej pochodzimy. Po czym zabrała mamę.
Palce Circe wbiły się w moje kolano.
– Co masz na myśli, mówiąc: zabrała?
– Zapytałam Hekate, czy możemy użyć Eliksiru Życia, by ją ożywić, ale odrzekła, że to nie zadziała. Oświadczyła, że zatrzyma mamę, a jeśli znajdziemy sposób, by osiągnąć to, czego nikt wcześniej nie zdołał dokonać…
Circe otworzyła nieznacznie usta, na tyle szeroko, by wydobył się z nich szept, który przypominał szelest uschniętych liści na wietrze.
– Chce, żebyś zebrała wszystkie części Apsyrtosa.
Doskonale wiedziała już wszystko to, czego ja się dopiero dowiadywałam, a jednak wypowiedziała te słowa takim tonem, że poczułam, że tego zadania nie da się wykonać.
Nachyliłam się w jej stronę.
– Czy jesteśmy w stanie to zrobić?
Poczułam rosnący w moim gardle ucisk. Nie wiedziałam, czy zdołam znieść kolejne rozczarowanie. Potrzebowałam sekundy, by uświadomić sobie, że jej wahanie nie jest spowodowane tym, że uznała, że to niemożliwe, a być może zastanawianiem się, jak ten cel osiągnąć.
– To wykonalne, prawda? Proszę, powiedz mi, że jesteśmy w stanie to zrobić.
Circe i Persephone wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, po czym Circe ostrożnie wyjaśniła:
– Apsyrtos, w całości, byłby panem śmierci. Da się to zrobić, ale nie jest to proste.
– I wymaga poświęceń – wtrąciła ostro Persephone. – Tak wiele już straciłyśmy. Serce wciąż coś odbiera, ale co nam daje w zamian?
– Nie pora na takie rozmowy, Seph – powiedziała Circe.
Persephone owinęła wokół palca jeden z warkoczy, westchnęła i skinęła głową.
– Mamy jeden pełen cykl księżyca, by zrobić to, czego zamierzamy dokonać – wyjaśniłam. – Tak mówiła Hekate.
Persephone oburzyła się i odwróciła wzrok.
– Haczyk. Dlaczego wszystko musi być takie skomplikowane? Po prostu nie wystarczy nam czasu.
Poczułam, że znów spadam w otchłań beznadziei. Marie przysunęła się do mnie i usiadła na podłokietniku. Delikatnie dotknęła mojego ramienia.
– Nie spodziewałam się ciebie tutaj. – Circe wstała.
Mo wyprostowała się i zerkała to na Marie, to na Circe.
– Wy się znacie?
– Nie spodziewałaś się? – spytała Marie, unikając odpowiedzi na pytanie Mo. Jej wzrok utkwiony był w Circe. – Dlaczego?
– Nie wiem, co im opowiedziałaś, ale nie zachowujmy się tak, jakby to miejsce i ciebie nie zniszczyło – powiedziała Circe. – Sądziłam, że gdy tylko będziesz miała okazję, uciekniesz jak najdalej stąd.
– Nie wszystko tu jest takie okropne – odparła Marie. Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się serdecznie.
Przez ułamek sekundy poczułam coś innego niż rozpacz i byłam jej za to wdzięczna. Oparłam głowę o Marie.
Circe popatrzyła na mnie, a później na Marie i znów na mnie, po czym z powrotem zajęła miejsce na kanapie.
– Marie. Co ty… – zaczęła Persephone, ale Circe ją uciszyła.
– Przestań – powiedziała. – Jest mnóstwo kwestii do wyjaśnienia. I jestem pewna, że każda z nas ma wiele pytań, ale ja nie spałam od prawie dwóch dni. Oczy same mi się zamykają. – Zwróciła się do mnie: – Dasz nam parę godzin, żebyśmy mogły odpocząć?
Chciałam odmówić. Nie miałyśmy czasu na sen. Musiałyśmy się dowiedzieć, gdzie znajduje się ostatni fragment serca, abyśmy mogły odzyskać Mamę.
Circe chyba wyczuła moje wahanie.
– Tobie też przydałaby się drzemka – powiedziała.
– Nie sądzę, aby udało mi się zasnąć. Nie po tym wszystkim, co się tutaj wydarzyło.
Krew Kartera, która polała się, gdy pies Hekate chwycił go za łydkę, prawdopodobnie jeszcze nie zastygła na zniszczonej podłodze sklepu. Liście oleandra pewnie zaczynały się zwijać. Chciało mi się wymiotować.
– Rozumiem – odparła Circe. – O wiele lepiej, niż ci się wydaje. – Na chwilę zdjęła okulary, by przetrzeć oczy. Odwróciła się w stronę Mo. – Mogę zapewnić wam trochę snu. Wyłącznie snu. Żadnych marzeń sennych. Odpoczynek. Jeśli tylko mi pozwolicie.
Mo cichutko zaszlochała.
– Poproszę – odparła. Jeśli chciała na chwilę odpocząć od tego bólu, powinna mieć taką możliwość. Jej rozpacz prędko nie zniknie. Była czuła jak odsłonięty nerw, a każde dotknięcie powodowało zawroty głowy.
Objęłam Mo wpół, a Marie, Nyx i Persephone szły za nami. Tworzyłyśmy procesję łez i złamanych serc, która podążała korytarzem w stronę tego, co pozostało z apteki.
Circe rozejrzała się po niej, ale nic nie powiedziała. Mo nie patrzyła na miejsce, w którym zginęła mama, lecz ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Tu, gdzie upadła, leżały rozsypane liście oleandra. Moją klatkę piersiową spowił tak silny ból, że nie byłam w stanie oddychać.
Circe dotknęła drzazg wystających z resztek drabiny. Kilka stopni było złamanych dokładnie pośrodku, a całość spadła z zawiasów.
– Persephone, czy mogłabyś mi podać wilczą jagodę?
Persephone skinęła głową, odbiła się i wskoczyła na wąski korytarzyk, który biegł wzdłuż górnych półek, po czym wylądowała z cichym łomotem.
Mo chwyciła mnie za ramię i pociągnęła tak, bym znalazła się za nią.
Circe poprawiła okulary na nosie.
– Wybaczcie, powinnam była o tym powiedzieć.
– To powiedz! – wykrzyknęła Mo. – Jak ona to zrobiła? Co tu się dzieje?
– To przez serce – powiedziałam, starając się ze wszystkich sił ją uspokoić, jednak pamiętałam, jak bardzo byłam zszokowana, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Marie korzystającą ze swojej mocy. Po zdarzeniach na cmentarzu niemal wyskoczyłam z jadącego pojazdu. – Serce zmienia ludzi.
Mo otworzyła szeroko oczy.
– Ludzi?
Musiałam być wobec niej szczera.
– Persephone i Marie. – Zerknęłam na Circe, a ona skinęła głową. – Obie zostały zmienione, kiedy wypiły Eliksir Życia zrobiony z dwóch innych fragmentów serca.
– A co dokładnie oznacza „zmienione”? – spytała Mo.
– Są silniejsze, szybsze, bardziej… odporne, niż były wcześniej – powiedziała Circe.
Odporne. No tak, można w ten sposób opisać nieśmiertelność.
– Jak superbohaterki? – dopytywała Mo.
– Ja z całą pewnością jestem czarnym charakterem – odpowiedziała Marie.
Próbowała rozładować napięcie, jednak Mo wyglądała, jakby miała zemdleć.
Na twarzy Marie pojawił się grymas.
– Żartuję. Mo, przysięgam, nie jestem czarnym charakterem.
Mo nie odezwała się ani słowem, a ja zaczęłam się martwić, że jest w szoku. Nie znałam historii Persephone, ale wiedziałam, że o Marie nie da się opowiedzieć w paru zdaniach. Nie miałyśmy na to czasu.
Poklepałam Mo po ramieniu.
– Wszystko w porządku.
– Nic nie jest w porządku – wymamrotała pod nosem.
Persephone otworzyła drzwiczki, za którymi znajdowały się półki z suszonymi częściami najbardziej trujących roślin z ogrodu, wzięła jeden ze słoików i zeskoczyła z taką lekkością, z jaką znalazła się na górze. Rzuciła słoik Circe, a ta odstawiła go na to, co pozostało z lady.
– Potrzebuję wrzątku – powiedziała Circe.
Persephone zniknęła w korytarzu i skierowała się do kuchni.
Circe zdjęła marynarkę i rzuciła ją na podłogę. Rozgrzebała bałagan i znalazła to, co było jej potrzebne – jedno z małych miedzianych naczyń, o które poprosił mnie ojciec doktor Grant, gdy wpadł z wizytą.
Nyx i Marie trzymały się z tyłu, gdy ja przyglądałam się, jak Circe porusza się z pewnością siebie, która zdradzała, że doskonale wie, co robi. Długimi szczupłymi palcami przełożyła suszone fragmenty wilczej jagody do naczynia. Przykryła je dłonią i zamknęła oczy. Włosy na karku stanęły mi dęba. To nie ja zajmowałam się trucizną, ale wiedziałam, jakie to uczucie. Circe nie skrzywiła się ani nie cofnęła pod wpływem bólu. Oddychała powoli, rytmicznie.
– Uważasz, że jesteś odporna? – zapytała nagle Circe.
– Co takiego? – Nie rozumiałam.
– Pierwszą trującą rośliną, z jaką miałam kontakt, była właśnie wilcza jagoda. Kiedy byłam dzieckiem, mama dała mi ją w puszce po kawie i kazała mi przysiąc, że nie pozwolę, by ktoś z moich znajomych jej dotknął. Z przykrością muszę przyznać, że nie byłam najgrzeczniejszym dzieckiem. – W ciemności zniszczonej apteki jej oczy zaszły łzami. – Potrafiłam hodować rośliny i czułam pewną więź, której nie mogłam do końca zrozumieć. Sądziłam, że to po prostu kolejny aspekt mojego daru: kontroluję rośliny i nie reaguję na te trujące.
– W ogóle na nie nie reaguję – odpowiedziałam. – Z całą pewnością jestem odporna.
Circe uśmiechnęła się serdecznie, ale widać było, że skrywa smutek.
– Może się tak wydawać, ale przecież czujesz chłód, prawda? Odczuwasz, silniej lub słabiej, mrowienie, kiedy masz kontakt z czymś trującym.
Skinęłam głową.
– Gdybyś była odporna, rośliny nie miałyby na ciebie żadnego wpływu, jasne? Nic byś nie poczuła.
Nie myślałam o tym w ten sposób, ale chyba miała rację.
– Co w takim razie chcesz powiedzieć? Sok szaleju miał bezpośredni kontakt z moim układem krwionośnym. Dotykałam serca gołymi rękami i miałam wrażenie, że umieram. – Poczułam ostry atak bólu i głęboki smutek.
Circe przycisnęła dłoń do wilczej jagody.
– Kiedy masz kontakt z trującą rośliną, twoje ciało wypłukuje tę truciznę. Przyjmujesz ją do siebie, w pewnym sensie stajesz się taka jak roślina i ona nie może ci już wyrządzić krzywdy. Im bardziej trująca jest roślina, tym większy ból odczuwasz. Medea była najbardziej utalentowaną trucicielką w dziejach z dwóch względów – uczyła się od swojej ciotki Kirke, najprawdopodobniej najlepszej czarodziejki w historii, a poza tym odziedziczyła ten sam dar, który otrzymałyśmy od Hekate. Dzięki temu Medea wykazywała się taką dokładnością w swojej pracy. Właśnie dlatego ludzie się do niej zwracali. – Zrobiła głęboki wydech, odchyliła dłoń i zaczęła przebierać palcami. – Wyciągnęłam z wilczej jagody wystarczająco dużo trucizny, by jej dawka nie okazała się śmiertelna, jednak sen będzie przypominał śmierć tak bardzo, jak to tylko możliwe bez konieczności spotkania Hadesa.
Persephone wróciła ze srebrną tacą, na której stały imbryk i cztery filiżanki. Postawiła ją na ladzie, a Circe do każdej z nich wrzuciła kilka szczypt wilczej jagody i zalała je wrzątkiem. Sięgnęłam po filiżankę, ale Mo złapała mnie za rękę.
– Momencik – powiedziała. – Nie chcę być niegrzeczna, ale my cię w ogóle nie znamy. – Przyjrzała się dokładnie Circe. – Chodzi mi o to, że dopiero co się poznałyśmy. A ty już chcesz nam dawać jakiś eliksir, który sprawi, że odpłyniemy? To… trochę za dużo, zwłaszcza dla Bri. – Zwróciła się do mnie: – Kochanie, to ty tym wszystkim rządzisz. Nie zrobimy niczego, czego nie akceptujesz. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
Przez ułamek sekundy myślałam o Mamie i o tym, co ona powie, a wtedy świadomość, że nie ma jej już z nami, przygniotła mnie z całą siłą. Mo przycisnęła mnie do siebie i kołysała się ze mną w ramionach. Po mojej twarzy płynęły łzy.
Circe ponownie zamrugała kilka razy i położyła dłoń na ramieniu Mo.
– Możemy porozmawiać?
Mo objęła mnie ze wszystkich sił.
– Oczywiście. Ale cokolwiek chcesz zakomunikować, możesz to powiedzieć w obecności Bri. – Delikatnie dotknęła mojej twarzy. – W porządku, kochanie?
Skinęłam głową. Circe przygryzła dolną wargę, po czym zdjęła okulary i odłożyła je na ladę.
– Nie wiem, co wam powiedzieć. Naprawdę nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę jeszcze Briseis. Selene nigdy nie chciała, by Bri tu wróciła. Z całych sił starała się jej tego oszczędzić.
– Tak naprawdę Bri nie podjęła tej decyzji – powiedziała Mo. – Ta kobieta, Redmond, to przez nią tu jesteśmy. Początkowo Bri nawet nie chciała tutaj przyjechać, ale… – Mo przerwała na chwilę. Odchrząknęła i mówiła dalej: – Ale aż do teraz było to z korzyścią dla niej. Była bardziej sobą, prawdziwą sobą, a tego właśnie pragnęłyśmy. Rzecz jasna, wiesz, co potrafi, a my… to znaczy ja i… Thandie, robiłyśmy wszystko, by pozwolić jej być sobą. Z jej mocą i tak dalej. Prowadziłyśmy kwiaciarnię.
Do oczu Circe napłynęły łzy. Persephone odwróciła się od nas i zajęła się zbieraniem słoików z podłogi i układaniem ich na tych paru niepołamanych półkach. Nyx wlepiła wzrok w podłogę. Było jasne, że nie chciały się wtrącać do tak intymnej rozmowy. Marie jednak nawet nie próbowała udawać, że nas nie słucha.
– Nie chciałabym wprawiać żadnej z was w zakłopotanie – powiedziała Circe, a w jej głosie słychać było napięcie. – Mówiłam poważnie. Jeśli chcecie, dom może być wasz. Mój powrót do żywych może stanowić pewną przeszkodę, więc uznajmy po prostu, że jestem nadal martwa.
– Nie wiem, jak by to miało zadziałać – odparła Mo. – Ale posłuchaj. Upewnię Bri, że nie musi wybierać. Może się dowiedzieć więcej o swoich korzeniach bez poczucia, że wchodzi mi w paradę. Jestem przy niej bez względu na wszystko. Ale musisz mi obiecać, że to uszanujesz. Bądź wobec niej szczera, ponieważ odkąd tu przyjechałyśmy, widziałam rzeczy, które zdecydowanie wykraczają poza moje pojmowanie świata, jednak nie przymuszaj jej do tego wszystkiego. Dopiero się poznałyśmy, jednak widzę, że nie będziesz próbowała zrobić jej krzywdy. O ile to się nie zmieni, nie będziemy stwarzać problemów.
Uśmiechnęłam się. Choć wydawało mi się, że już nigdy nie będę w stanie tego zrobić, uśmiechnęłam się. Mo się nie patyczkowała, jak zawsze gdy w grę wchodziło moje dobro. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
Circe zmusiła się do śmiechu.
– Boże, ależ ona ma szczęście, że jesteś przy niej. Przykro mi, że musisz tutaj teraz przebywać, w tych okolicznościach, ale pamiętaj, że jestem po twojej stronie i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by wam obu pomóc. Nie będzie to łatwe. Musimy dokonać czegoś, co do niedawna wydawało mi się niemożliwe.
– Ostatnio widziałam wiele rzeczy, które wydawały mi się niemożliwe – powiedziała Mo.
Circe podała mnie i Mo filiżanki z naparem.
– Wypijcie – poprosiła. – Odpocznijcie. A później się przegrupujemy.
Mo wzięła do ręki filiżankę i wypiła jej zawartość trzema haustami. Odwróciła się w moją stronę i otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale jej oczy się zamknęły, a ciało zachwiało się tak, jakby zapomniało, jak się stoi. Persephone złapała ją, zanim Mo zdążyła upaść.
– Szybko poszło – powiedziała Circe. – Napar jest silny. – Przyłożyła palce do nadgarstka Mo, spoglądając na zegarek. – Nic jej nie będzie. Postaraj się nie martwić.
Wzięłam do ręki filiżankę i przysunęłam ją do ust, ale Circe delikatnie przykryła ją dłonią.
– Na ciebie nie zadziała – oznajmiła. – Nic nie poczujesz.
– Racja, mogłam się domyślić. – Odstawiłam naczynie. – To co mam zrobić?
Circe westchnęła.
– Niewiele możesz zrobić. Próbowałam już wszystkich znanych ludzkości roślinnych środków nasennych i nadal nie znalazłam takiego, który by działał.
Marie przysunęła się do mnie i trąciła moje ramię.
– Zostanę z tobą. Tak długo, jak będziesz chciała. Mogę zadzwonić do Aleca i poprosić, by z tobą porozmawiał. To powinno cię od razu uśpić.
Wzięłam do ręki nadal gorącą filiżankę z naparem i opróżniłam ją w trzech łykach. Pewnie mi nie pomoże, ale warto się przekonać. Czekałam, aż tak jak Mo ogarnie mnie sen, lecz zgodnie z uprzedzeniem Circe nic nie poczułam.
– Nie zaszkodziło spróbować – powiedziałam.
Circe się uśmiechnęła.
– Mimo wszystko powinnaś się przespać, jeśli to tylko możliwe.
Persephone odwróciła się, nadal kołysząc w objęciach Mo, a ja podążyłam za nimi na korytarz. Weszła po schodach, a ja, idąc w ślad za nią, spostrzegłam, że czarny pies wpatruje się we mnie z obrazu. Oczy przedstawicielek kolejnych pokoleń rodu Colchis śledziły mnie, gdy Persephone ułożyła Mo na moim łóżku. Circe zatrzymała się u stóp schodów i nie poszła za nami na górę.
Zdjęłam Mo buty i opatuliłam ją kołdrą. Marie rozsiadła się w bujanym fotelu przy kominku, a ja podeszłam do okna, gdy Persephone zostawiła nas same. W mroku dostrzegłam, że ktoś porusza się z boku domu. Poczułam, jak moje serce robi fikołka, po czym uświadomiłam sobie, że to Circe, niosąca dwie żelazne klatki. Przymrużyłam oczy, by lepiej widzieć w ciemnościach, i patrzyłam, jak kieruje się prosto na ścieżkę prowadzącą do ogrodu.
Zrzuciłam trampki i wyciągnęłam się w nogach łóżka, na którym Mo leżała kompletnie nieprzytomna.
– Briseis, Circe ci pomoże – powiedziała Marie, odgarniając do tyłu chmurę swoich białych loków i związując je gumką, którą miała na nadgarstku. – Wiem, że tak będzie.
– A co, jeśli nie znajdziemy ostatniego fragmentu? – Nie chciałam, by ogarnęło mnie takie negatywne, okropne nastawienie, ale nie byłam w stanie wybić go sobie z głowy.
Marie nic nie odpowiedziała. Poczułam, że w ten sposób potwierdza, że faktycznie nie wszystko musi pójść zgodnie z planem.
Być może przez resztę życia będę musiała żyć bez Mamy.
Ta myśl sprawiła, że znów się rozpłakałam. Marie nagle znalazła się przy mnie i uniosła mnie tak, bym mogła położyć głowę na jej udach. Palcami przesunęła po śladzie moich łez. Niewiele można było powiedzieć czy zrobić. Zamknęłam oczy.ROZDZIAŁ 2
Kiedy uchyliłam powieki, był już poranek. Tak mi się przynajmniej wydawało, póki nie uświadomiłam sobie, że słońce z całą mocą świeci w moje okna. Szelest przy stopach wystraszył mnie tak bardzo, że nieomal wyskoczyłam z siebie. Rośliny stojące na kominku w nocy splotły się i owinęły wokół czterech słupków mojego łóżka. Na dłoni miałam nowy opatrunek, z którego unosił się aromat olejku ze słodkich migdałów i mentolu. Pani Redmond rozcięła mi rękę, ale balsam sprawiał, że prawie nie czułam bólu.
Mo nadal spała, jej twarz wydawała się rozluźniona, a oddech był powolny i spokojny. Nie mogłam uwierzyć, że zdołałam zasnąć, jednak gdy się przebudziłam, koszmar poprzedniego dnia powrócił do mnie ze zdwojoną mocą. Gdyby Mo mogła spać dalej, nie musiałaby czuć tego, co ja czuję. Ciężar mojej rozpaczy przygniatał mnie do łóżka, sprawiał, że trudno mi było oddychać. Pomyślałam, że jeśli się nie podniosę, będę tak leżeć już zawsze.
Zmusiłam się do wstania i wymknęłam z pokoju, aby Mo mogła odpoczywać tak długo, jak się da. Minęłam korytarz i zeszłam po schodach niczym duch, jakby moim ciałem kierował autopilot. Skręciłam i prawie wpadłam na Persephone. Pod pachą miała stolik. Kiedy tu przyjechałyśmy, próbowałyśmy go z Mo przesunąć, ale nie udało nam się, był ciężki jak kamień. Wykonany był z litego drewna dębowego i ważył z pięćdziesiąt kilo. Persephone machała nim, jakby był to mebelek dla lalek.
– Udało ci się odpocząć? – spytała.
– No, tak. – Czułam, jakby całe moje ciało schowało się w skorupie. Nie pamiętałam nawet, kiedy zasnęłam. – Która jest godzina?
– Prawie pierwsza.
Serce podskoczyło mi do gardła. Straciłyśmy cały poranek.
– Gdzie są wszyscy?
– Marie i Nyx pojechały chwilę temu. Marie prosiła, bym ci przekazała, że niedługo wróci. Musiały się zająć jakąś sprawą. – Persephone poprawiła stolik. – Sprzątam w salonie. Pomyślałyśmy, że może wniesiemy tam duży stół i wszystko na niego wyłożymy. Wykonałyśmy już sporo pracy. Spędziłyśmy mnóstwo czasu, szukając pozostałych części serca, więc dobrze by było, żebyśmy się rozumiały.
– W jaki sposób pozostałe części serca zostały rozdzielone? – spytałam. Musiałam czymś zająć myśli i uznałam, że to idealny temat. – W pewnym momencie wszystkie były w jednym miejscu, to znaczy na samym początku, gdy Medea pochowała szczątki brata.
Persephone się skrzywiła.
– Prze… przepraszam – powiedziałam szybko i położyłam dłoń na jej ramieniu. Ciągle zapominałam, że to nie były zwykłe opowieści. To była historia rodzinna, historia mojej rodziny.
Persephone pokręciła głową.
– Nic się nie dzieje. Zawsze czuję się wstrząśnięta okrucieństwem tego, co zrobiono Apsyrtosowi. Wiele już w życiu widziałam, a mimo to jego śmierć nadal pozostaje jedną z najokrutniejszych, o jakich wiem.
– To straszne – szepnęłam. – Mam nadzieję, że Jazon dostał to, co mu się należało.
– Dożył starości, co wydaje się niesprawiedliwe. Ale pocieszam się myślą, że był nieszczęśliwy i bogowie znienawidzili go za to, co zrobił Medei. Kiedy był już starcem, zasnął pod masztem Argo, który gnił w stoczni, i ten maszt rozbił mu czaszkę.
– O w mordę… – Zamilkłam.
Persephone uśmiechnęła się tak, jakby myśl o jego śmierci była najlepszym, co w życiu słyszała.
– Lubię sobie wyobrażać, że przez jakiś czas, zanim skonał, cierpiał straszne katusze. – Wzruszyła ramionami. – W każdym razie nie jestem pewna, w jaki sposób części serca zostały rozdzielone. Wiem, że wkrótce po tym, jak Medea pogrzebała Apsyrtosa, jeden z fragmentów został zabrany, na rozkaz samego Jazona, przez któregoś z półbogów.
Zaczęłam się zastanawiać, kto przy zdrowych zmysłach chciałby czegoś takiego lub coś takiego by zrobił.
– Kogo do tego zatrudnił?
– Słyszałaś o dwunastu pracach Herkulesa? – spytała Persephone.
– Niekoniecznie. Pokazywali je w filmie Disneya?
Persephone się roześmiała.
– Nie widziałam go. Ale znasz postać Herkulesa?
– No tak.
– Przydzielono mu dwanaście prac, po tym, jak zabił swoją żonę i dzieci.
– Momencik – przerwałam. – Co takiego zrobił? Z całą pewnością nie było o tym mowy w wersji Disneya.
Persephone odsunęła stopą ciężki stolik, jakby ważył tyle, co nic.
– Rozumiem, dlaczego pominęli ten wątek. Ale owszem. Zabił swoją żonę i dzieci i w ramach kary otrzymał dwanaście prac niemożliwych do wykonania, jak na przykład zabicie Hydry czy złapanie Cerbera, trzygłowego potwora strzegącego bram do świata podziemi.
– Brrrr. – Wzdrygnęłam się.
– Kiedy wykonał dwanaście prac, wsiadł na pokład statku i opłynął świat. Zgadniesz, jaki to był statek?
Domyśliłam się. Skoro rozkaz wydał Jazon, statek mógł być tylko jeden.
– Argo.
Persephone skinęła głową.
– A kto towarzyszył na pokładzie mężowi, który poszukiwał Złotego Runa?
Wlepiłam wzrok w Persephone.
– Medea.
– No właśnie – odparła. – Herkules mógł się przyjrzeć z bliska chaosowi, który wkrótce nastąpił, a gdy już wydarzyło się wszystko, co znamy z przekazów, a Apsyrtos leżał pogrzebany w ziemi, Jazon kazał Herkulesowi zrobić coś jeszcze bardziej absurdalnego niż wszystkie zadania, jakie mu wcześniej powierzono: ukraść fragment ciała półboga z miejsca jego pochówku.
Sądziłam, że żaden element naszej historii rodzinnej już mnie nie zszokuje, ale się myliłam.
– I zrobił to?
– Zakładam, że tak – odpowiedziała Persephone. – Nie wiem, w jaki sposób. I nie jestem pewna, w jaki sposób rozdzielono pozostałe części.
– Ale ty i Circe odnalazłyście dwie części.
– Zajęło nam to wiele lat. I kosztowało nas o wiele więcej, niż się spodziewałyśmy.
Popatrzyłam na Persephone i dostrzegłam w niej to samo zmęczenie, które widziałam u Circe, tyle że wielokrotnie silniejsze.
– Czyli pozostał jeszcze jeden fragment? – spytałam. – Po tych wszystkich latach musimy odnaleźć tylko jeden element.
– Matkę.
– Matkę? A co to takiego?
– Twoja mama mówiła, że prowadzicie kwiaciarnię? – upewniła się Persephone, gdy ruszyłyśmy wzdłuż korytarza.
Podążałam za nią.
– Tak, mamy kwiaciarnię.
– Czy kiedykolwiek odcinacie fragmenty roślin, żeby wyhodować z nich kolejne rośliny?
Zastanowiłam się przez chwilę.
– Niezupełnie. To znaczy ja czasem tak robię. Potrafię wyhodować nową roślinę z dowolnej części innej.
Pokiwała głową i przeszła na drugą stronę holu, by podnieść fotel.
– Kiedy Apsyrtos został pogrzebany, jego serce, to prawdziwe serce, nadal ukryte w klatce piersiowej, rozkwitło jako pierwsze i to z niego wyrosła roślina w kształcie serca. Rozsiała ona swoją magię po całym jego ciele, dając sześć fragmentów. Matka jest ostatnim i najsilniejszym z nich. Widziałaś, co potrafi roślina, którą tutaj trzymałyśmy. A teraz wyobraź sobie coś sto razy silniejszego.
Nie potrafiłam. Nie byłam w stanie pojąć, że istnieje roślina bardziej trująca niż ten fragment serca Apsyrtosa, który trzymałam w dłoniach. Persephone postawiła fotel w pokoju. Zerknęłam na korytarz.
– A gdzie jest Circe?
– W ogrodzie. Zaniosła tam w nocy pozostałe części serca. – Sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej fiolkę z Eliksirem Życia. – Widziałam, że w wieżyczce ktoś zainstalował sejf. Czy to twoja inicjatywa?
– Nie – odparłam. To musiała być pani Redmond. – Ale znam szyfr do niego. Chcesz, żebym ją tam schowała?
– Jeśli to nie problem – odpowiedziała Persephone. – Został już przekształcony, więc ma ogromną moc w takiej formie. Najlepiej trzymać go w bezpiecznym miejscu.
Podała mi fiolkę, a ja skierowałam się w stronę małych drzwi na końcu korytarza na piętrze. Wspięłam się po schodach i włączyłam jedyną lampę znajdującą się pośrodku pokoju, zdjęłam portret Medei, odsłoniłam sejf i wybrałam kombinację cyfr, 7-22-99. Kiedy schowałam eliksir, odwiesiłam obraz na miejsce i próbowałam się uspokoić. W moje drzewo genealogiczne wplecione były losy bogów i herosów. Musiałam wiele przetrawić.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_