- promocja
- W empik go
Thy Kingdom Come. Chroń nas ode złego. Tom 1 - ebook
Thy Kingdom Come. Chroń nas ode złego. Tom 1 - ebook
Czasami maski ukazują więcej niż skrywają
Maska, którą nakładał Punky, była naprawdę potworna. A to dlatego, że była prawdziwa. Każda kreska i każda plama namalowana na jego twarzy przypominała mu o koszmarze przeżytym, kiedy był dzieckiem, i o swoim celu – chce odnaleźć trzy potwory, które pozbawiły go duszy, i odpłacić im z całą wypełniającą jego serce nienawiścią. Punky nie wybrał takiego życia. Należy jednak do rodziny Kellych i samo to wystarczyło, aby jego mama została zabita przez Doyle’ów – ich największych wrogów. Klan Kellych rządzi Belfastem, Doyle’owie – Dublinem. Wojna między dwoma rodami już wkrótce pogrąży w chaosie całą Irlandię.
Nawet potwory mają jednak serca… Punky wie, że Laleczka skrywa wiele sekretów. To oszustka i złodziejka. Nigdy nie mógłby jej zaufać. Mimo to nie potrafi trzymać się od niej z daleka. Oboje kochają ciemność, ponieważ to właśnie w niej najlepiej bawią się ich demony…
Poznaj mroczną serię bestsellerowej Moniki James!
Ostrzeżenie: książka zawiera sceny przemocy mogące budzić niepokój. Powieść 18+.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-868-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Thy Kingdom Come_ jest pierwszą częścią cyklu Chroń nas ode złego, co znaczy, że nie znajdziecie tu odpowiedzi na wszystkie dręczące was pytania. Jeśli nie lubicie cliffhangerów, przerwijcie lekturę już teraz.
Zauważcie też, że jest to czysta fikcja, choć konsultowałam się podczas pisania tej książki z wieloma mieszkańcami Belfastu. Wszystkie opisane miejsca, wydarzenia oraz incydenty są zatem wytworem mojej wyobraźni albo zostały przez nią odpowiednio przetworzone.
_Thy Kingdom Come_ to książka z gatunku dark romance, zawiera więc treści przeznaczone dla osób pełnoletnich, mogące sprawić, że niektórzy czytelnicy poczują się niekomfortowo.
Mimo wszystko zapraszam do lektury…PROLOG
– Boże… znaleźli mnie.
Punky odrywa wzrok od książeczki do kolorowania, nie rozumiejąc, dlaczego jego mama ma tak zatroskaną minę, ponieważ nigdy wcześniej nie okazywała przy nim strachu. Cara Kelly jest zazwyczaj bardzo stanowcza i dumna. Kobieta w jej sytuacji musi wiedzieć, jak trzymać fason.
Punky jest całym jej światem. Zrobi zatem wszystko, by chronić syna, ale w tym akurat momencie czuje obawę, że popełniła ogromny błąd, w wyniku którego jedyne dziecko zapłaci za przypisywane jej zbrodnie.
Nie przypuszczała, że ktoś może znaleźć ją w tym ustronnym miejscu. Sądziła, że będą tutaj całkowicie bezpieczni.
– Punky! – woła, chwytając go za maleńką rączkę i zmuszając do wstania, by spojrzeć mu prosto w oczy. – Słuchaj, co mamusia mówi. Chodź, musisz się schować.
– Ale dlaczego? Co się dzieje? – pyta chłopczyk ze ściśniętym gardłem, bo bardzo nie lubi, gdy mama się złości.
Ta kwestia pozostaje jednak bez odpowiedzi, ponieważ rozlega się kolejny głośny huk.
Cara rozgląda się po sypialni, rozpaczliwie szukając kryjówki dla syna, ale czasu jest mało, więc jej wybór pada na szafę, choć zdaje sobie sprawę, że to nie najlepszy wybór.
Prowadzi chłopczyka w kierunku pomalowanego na biało mebla, otwiera desperackim szarpnięciem szerokie drzwi.
– Musisz być cichusieńki. Cichszy nawet od myszki. Rozumiesz, synku? Obiecaj mi.
Punky kręci z uporem główką, wyrywając mikrą dłoń z jej uścisku.
– Nie. Powinienem zostać tutaj, z tobą. Ja cię obronię.
Schyla się, podnosi z białej wykładziny zabawkowy nożyk i tak uzbrojony osłania ją własnym ciałkiem.
Do błękitnych oczu Cary, takich samych, jakie ma jej syn, napływają łzy, gdy z korytarza dobiega łomot ciężkich kroków. Ona już wie, że tym razem nie zdołają uciec.
Punky jest uparty, zawsze taki był. Matka ma nadzieję, że taki pozostanie jeszcze przez długie lata, aż do późnej starości. Jej nie będzie niestety dane zobaczyć, jak wyrasta na silnego, wpływowego mężczyznę, bo taka właśnie rola jest mu pisana.
Przyszłość chłopaka nazwiskiem Kelly została bowiem przypieczętowana. Choć Punky ma dopiero pięć lat, jego los był ustalony już w dniu narodzin. Nie pozostawiono mu najmniejszego wyboru, dlatego Cara musi wpakować go teraz do szafy – tylko dzięki temu posunięciu jej poświęcenie nie pójdzie na marne.
– Mamo! – wrzeszczy syn, próbując z nią walczyć.
Cara sięga po leżące na najwyższej półce farbki.
– Trzymaj – mówi, zerkając przez ramię na zaryglowane drzwi sypialni. Wie, że kończy się jej czas. – Masz stać się kimś innym. Chcę, byś udawał, że jesteś gdzie indziej. Chcę, by wszystko, co zaraz zobaczysz albo usłyszysz, wydało ci się ułudą, ponieważ tak naprawdę nie ma cię tutaj.
Oczy Punky’ego robią się okrągłe, bo tata, mężczyzna nazwiskiem Connor Kelly, sprawia mu lanie za każdym razem, gdy zobaczy farbę na jego twarzy. Wrzeszczy przy tym, że jego syn nie będzie nosił makijażu, jakby był jakimś tam dziwadłem. Punky nienawidzi ojca. Nie rozumie, jak jego mama może kochać takiego potwora.
Po policzku Cary spływa łza, gdy kolejne silne uderzenie w drzwi odbija się głośnym echem od ścian. Zawiodła syna. Pragnęła oszczędzić mu takiego życia, ale jedyne, co osiągnęła, to ściągnięcie tragedii na głowy ich obojga.
Gdy matka przykuca przed nim, Punky wyciąga rączkę i ściera maleńkim kciukiem łzę.
– Nie płacz. Zaraz się schowam. Obiecuję. I będę cichusieńko.
Cara powstrzymuje łkanie, potakuje skwapliwie.
– Dobry chłopczyk. Mamusia cię kocha. Bardzo, bardzo.
Nigdy o tym nie zapomnij.
Całuje syna w czoło, rozkoszując się jego zapachem, aby zapamiętać jedyne dobro, jakie wyniknęło z poślubienia Connora Kelly’ego.
Podaje Punky’emu farbki do twarzy i wpycha go w najodleglejszy kąt szafy. Przyciska palec do ust, nakazując zachować ciszę bez względu na wszystko. On potakuje, gdy matka spogląda na niego po raz ostatni.
Zamknąwszy szafę, Cara opiera się o nią ciężko, potem ociera łzy i zamyka jej drzwi na klucz. Stanie przed intruzami z podniesionym czołem, skoro nie może się ukryć ani uciec.
Drzwi zostają wykopane z hukiem. Do sypialni wpada trzech zamaskowanych mężczyzn. Wszyscy ubrani na czarno. Nie sposób ich rozpoznać, ale Cara dobrze wie, kim są, dlatego jest pewna, że nie zobaczy kolejnego wschodu słońca.
Przeciwnicy są wielcy i silni, ona jednak kroczy dumnie na środek pokoju, nie okazując strachu.
– Wynocha! – warczy, składając ręce na piersi. – Jak śmiecie włamywać się do mojego domu? Wiecie, kim jestem?
Trzej napastnicy wchodzą kolejno do sypialni, strzelając na boki oczami. Wiedząc, co zaraz się wydarzy.
– Wiemy, kim jesteś, dziwko – mówi jeden z wyraźnym irlandzkim akcentem. – Dlatego po ciebie przychodzimy.
Punky skrada się na czworakach. Pamięta obietnicę daną matce, ale chce też wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Szczeliny w drzwiach szafy pozwalają mu dostrzec trzech mężczyzn stojących przed mamą. Ich twarze zasłaniają kominiarki. Noszą też długie spodnie i koszule z rękawami aż po nadgarstki.
Gdy jeden z nich uderza matkę w twarz, Punky musi zakryć rączkami usta, by zdławić rodzący się w nich krzyk. Obiecał przecież, że będzie cicho, ciszej nawet od myszki.
– Co powiesz na taniec, Caro? – pyta jeden z mężczyzn, włączając radioodbiornik. – Podejdź tutaj!
Chwyta ją, zmusza do pląsów, ale ona walczy, opiera się z całych sił. Jej drobne piąstki odbijają się od potężnej klatki piersiowej. Dwaj pozostali rżą głośno, kpiąc z oporu stawianego przez ofiarę, ponieważ wiedzą doskonale, jaki spotka ją koniec.
Wybrała sobie taki los, przybierając nazwisko Kelly. W tej wojnie możesz być albo Kellym, albo Doyle’em, a ona na własne nieszczęście opowiedziała się po niewłaściwej stronie. Jej śmierć ma być czytelnym ostrzeżeniem dla wszystkich przyszłych kandydatów do tego rodu.
Cara nie rezygnuje: nie podda się bez walki. Partnerowi od tańca nie podoba się ta krnąbrność, zostaje więc przywołana do porządku kolejnym ciosem w twarz. Posoka cieknie strumieniem ze złamanego nosa, barwiąc szkarłatem sterylną biel wykładziny pod ich stopami.
Ten widok rozbudza żądzę krwi w pozostałych.
– Moja kolej! – krzyczy drugi z mężczyzn, biorąc zapłakaną Carę w ramiona.
Punky pamięta złożoną obietnicę, ale nie może patrzeć obojętnie na to, jak okropnie traktowana jest jego mama. Sięga do gałki, lecz nie może jej przekręcić, bo drzwi są zamknięte na klucz.
– Mamusiu! – krzyczy, uderzając w listwy z taką siłą, że piąstki zaczynają go boleć. Jego wrzaski nikną jednak w dźwiękach piosenki Franka Sinatry lecącej z pogłośnionego na cały regulator radia. – Otwórz drzwi, mamusiu!
Cara przechodzi z rąk do rąk. Jej ciało wiotczeje, staje się bezwładna jak szmaciana lalka, gdy uchodzi z niej dusza.
Punky nie widzi wszystkiego wyraźnie, ponieważ do oczu napływają mu łzy. Gdy z radia zaczynają dobiegać pierwsze tony _It’s Now or Never_ Elvisa Presleya, robi w końcu to, o co prosiła go matka. Staje się kimś innym. Udaje, że nie ma go tutaj.
Sięga drżącymi rączkami po białą farbkę i odkręca tubkę. Słuchając przeraźliwych wrzasków matki, zanurza palce w lepkiej mazi, po czym rozsmarowuje ją po policzkach i czole, wybielając skórę twarzy.
Gdy jeden z mężczyzn sięga po nóż myśliwski, zamierzając uciszyć Carę raz na zawsze, jej syn zamienia biel na czerń. Kiedy ostrze poszerza jej usta od ucha do ucha, Punky powtarza ten ruch pojemniczkiem czarnego barwnika, który ma kształt grubej kredki.
Przesuwa ostrym szpicem od nasady policzka do ust, obwodzi nim zarysy warg, desperacko pragnie przy tym uciszyć własny krzyk, po czym robi jeszcze raz to samo, zaczynając od drugiego policzka. Teraz ma równie szeroki uśmiech jak mama. Precyzyjnymi pociągnięciami kreśli pionowe linie przecinające namalowane wcześniej kreski, aby podkreślić złowrogość i groteskowość tej miny.
Kiedy jeden z napastników wgryza się w nos i ucho Cary, Punky maluje duże czarne kropki w tych samych miejscach swojej twarzy, używając farby wyciśniętej wcześniej na dłoń. Palcami rozmazuje plamę na uchu, by biegła w dół, przypominając krew ściekającą na kołnierz matki.
Gdy mężczyźni w końcu ją puszczają, Cara upada bezwładnie na brzuch, ale to jeszcze nie koniec jej męki. Zadzierają jej sukienkę i ściągają figi.
„Chcę, by wszystko, co zaraz zobaczysz albo usłyszysz, wydało ci się ułudą, ponieważ tak naprawdę nie ma cię tutaj”.
Słowa matki rozbrzmiewają w głowie Punky’ego, kiedy tamci kolejno jej dosiadają, ujeżdżają jak ten bezdomny kundel należącą do rodziny suczkę collie, zanim ojciec to zobaczył i zastrzelił go.
Gdy prześladowcy się wyżywają, na przemian bijąc i pieszcząc tracącą przytomność Carę, jej syn maluje skórę wokół oczu na czarno, nie chcąc patrzeć, jak jego matka jest raz po raz poniżana. Zanim skończą się nad nią pastwić, pół twarzy Punky’ego pokrywa gruba warstwa czerni.
Ale nadal widzi.
Jeden z napastników chwyta matkę za włosy i zaczyna uderzać jej głową o podłogę. Po lewej stronie czoła pojawia się długie nierówne rozcięcie. Chłopak natychmiast rysuje kolejną kreskę przedstawiającą tę ranę.
Zadowoleni z efektu swoich działań mężczyźni śmieją się, przybijają piątki, a on ma nadzieję, że na tym się skończy.
Myli się niestety.
Ktoś z tych ludzi staje okrakiem nad zmasakrowanym ciałem Cary, jakby chciał ocenić krwawą łaźnię, której jest sprawcą.
– Nie chciałem, żeby przydarzyło ci się coś takiego, Caro, ale ty nie słuchałaś.
Punky nie wie, o co mu chodzi, lecz dociera jednak do niego, że mama musiała zrobić coś złego.
Mężczyzna się pochyla, podnosi jej głowę za włosy i odsłania kark. Cara jęczy cicho, jej twarz trudno rozpoznać. Nabiegłe krwią oczy spoglądają prosto na szafę, z której jak wie, obserwuje to wszystko jej syn. Wyciąga drżącą dłoń, jakby chciała go pogłaskać, zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
Wiele by dała, by nie widział, co się stało z jego winy.
W blasku światła błyska ostrze, którym mężczyzna podrzyna jej gardło. Krew tryska z rany przy każdej próbie zaczerpnięcia tchu.
Oczy Punky’ego robią się znów okrągłe, ale napomina się zaraz, że to wszystko nieprawda. Nie ma go tutaj. Skupia wzrok na ulubionej różowej broszce mamy. Ona tak bardzo lubi kwiaty. Kocha przyrodę. Choć już nigdy więcej nie poczuje słonecznego ciepła muskającego jej skórę.
Chłopczyk bierze buteleczkę czarnej farby i wylewa ją sobie na szyję. Rozsmarowuje lepką maź palcami. Czuje wszystko to, co jego matka.
Mężczyzna puszcza włosy Cary. Głowa opada, ofiara leży twarzą do dołu, krew rozlała się wokół niej wielką kałużą.
Napastnik wyciera ostrze o tył jej sukienki, po czym wstaje. Punky zauważa, że jest bardzo wysoki. Dostrzega też wytatuowany krucyfiks na lewym nadgarstku innego, tego, który zaczyna właśnie grzebać w szkatułce na biżuterię.
Punky maluje sobie podobne znamię.
Człowiek, który poderżnął Carze gardło, spogląda w kierunku szafy. Chłopczyk wstrzymuje oddech. Tamten podchodzi wolnym krokiem do drzwi i opiera o nie obie ręce.
Punky sięga po zabawkowy nóż – jest uzbrojony i gotowy do walki. Barwy wojenne na jego twarzy odzwierciedlają rany zadane matce, tak przystrojony może ruszać do bitwy.
Mężczyzna jednak nie zamierza go skrzywdzić. Po prostu odblokowuje zamek w drzwiach.
– Wracamy do samochodu – rozkazuje pozostałym dwóm, którzy plądrują sypialnię, jak przystało na pospolitych rabusi.
Przyglądają się po raz ostatni swojemu dziełu, szczerząc zęby do martwej kobiety z rodu Kellych. Gdy mijają próg, wysoki obraca się raz jeszcze i mierzy uważnym spojrzeniem drzwi szafy. Przytyka zakrwawiony palec wskazujący do rozciągniętych w krzywym uśmiechu ust, nakazując Punky’emu, by nie ważył się wydać choćby jednego dźwięku.
Moment później już go nie ma.
Struchlały malec siedzi nieruchomo. Po krótkiej chwili, niepomny złożonej matce obietnicy, otwiera ostrożnie drzwi. Gdy w radiu kończy się piosenka śpiewana przez Elvisa, Punky słyszy dobrze znaną melodię i słowa, które nuciła mu mama, próbując odegnać złe sny. Teraz jednak, gdy pełznie w kierunku jej ciała, uświadamia sobie, że to dopiero początek czekających go koszmarów. Z głośników płyną rzewne tony _Stand by Me_ Bena E. Kinga. Zbliżając się do mamy, Punky nuci razem z chórkiem słowa refrenu. Wokół jest tyle krwi, ale zapewniła go przecież, że wszystko to nie dzieje się naprawdę. W każdej chwili może otworzyć oczy. Musi to zrobić.
– Mamo – szepcze Punky, wyciągając usmarowane czarną i białą farbą rączki. Trąca ją ostrożnie w ramię. – Obudź się. Zrobiłem, o co prosiłaś. Możesz się już zbudzić.
Ale Cara nie reaguje. I nigdy już tego nie zrobi.
– Mamusiu! – błaga chłopczyk, tym razem nieco głośniej, bardziej desperacko, ponieważ nie podoba mu się ta zabawa. – Obudź się, proszę. Chcę wrócić do domu. – Spogląda na własne dłonie pokryte krwią matki. Odwraca je raz za razem, nie rozumiejąc, na co naprawdę patrzy. – Śpisz? Jesteś zmęczona, mamo? Zimno tutaj. Zaraz cię ogrzeję.
Ściąga z łóżka narzutę, po czym zwija się obok martwej matki i nakrywa ich oboje. Nagle czuje się taki zmęczony. Obejmuje ją rączką, tuląc się do boku osoby, która jedyna na tym świecie okazywała mu miłość.
Przed zaśnięciem Punky wyciąga rączkę i zanurza trzy palce w kałuży krwi znajdującej się zaledwie kilka centymetrów od jego głowy. Przesuwa nimi po swoim czole, pozostawiając trzy pionowe krwawe ślady. Jego twarz jest w tym momencie groteskowym odbiciem wszystkiego, co widział – czarno-biało-czerwonym wyobrażeniem przedstawiającym tragiczny kres wieku dziecięcego.
Ci trzej ludzie zmienili jego życie na zawsze. Bez względu na to, co się jeszcze wydarzy i jak długo potrwa, Punky odnajdzie ich i pomaluje im twarze w podobny sposób… Po czym oderwie je od straszliwie okaleczonych ciał.
Choć ma przed sobą mieszaninę dwóch tak różnych barw, już wkrótce zda sobie sprawę, że w prawdziwym życiu nic nigdy nie będzie w całości czarne albo białe.