Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

To, co niespodziewane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

To, co niespodziewane - ebook

Najpiękniejsze opowieści mają niewiarygodne zakończenia.

Nad firmą Kurdyń SA zbierają się czarne chmury. Nieoczekiwane naruszenie warunków umowy przez południowokoreańskiego kontrahenta wymaga podjęcia zdecydowanych kroków. Na negocjacje do Seulu zostaje wysłana dyrektor zakupów, Jagna Kiedrowska, znana współpracownikom jako „żelazna dama”. Pod tą twardą maską skrywa traumatyczne wspomnienia, które zaowocowały depresją i nękającymi ją atakami paniki. Szybko okazuje się, że pobyt w Korei ma na Jagnę dobroczynny wpływ: po raz pierwszy od kilku lat przesypia całe noce, a w jej głowie pojawiają się pełne spokoju i optymizmu myśli.

Największą niespodziankę przynosi jej spotkanie z Ho-Jinem, prezesem Cheon IND, prywatnie nieco zwariowanym i zbuntowanym romantykiem. To właśnie on sprawia, że mur wokół serca Jagny z dnia na dzień zaczyna kruszeć. Czy ich determinacja i nieszablonowe pomysły wystarczą, by ochronić obie firmy przed działaniami coraz bardziej niebezpiecznych grup przestępczych?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-875-6
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I

Zmiany

3 maja 2025

Sobota

Szefowa załogi obsługującej lot na trasie Warszawa – Seul udała się na przód kadłuba, aby nadać komunikat pasażerom.

– Panie i panowie, zaczynamy schodzić do lądowania, proszę upewnić się, że oparcia siedzeń ustawione są pionowo, a stoliki złożone, oraz że państwa pasy bezpieczeństwa są zapięte. Bagaż podręczny proszę umieścić pod siedzeniem znajdującym się przed państwem lub w schowkach nad głową. Prosimy o wyłączenie wszystkich urządzeń elektronicznych do czasu bezpiecznego zaparkowania pod bramką. Dziękuję.

Rok wcześniej

Wrocław, Polska

Lipiec 2024

Piątek

Stukot jej obcasów słychać było z daleka, zawsze i niezmiennie dziesięć centymetrów. Ubrana w ukochaną biel. Tym razem był to garnitur, szerokie, lejące spodnie z wysokim stanem, delikatna écru bluzeczka na ramiączkach i długa rozpięta marynarka. Idąc korytarzem biurowca, wyglądała, jakby sunęła po tafli lodu. Niezależnie od tego, co by ubrała, nie udałoby się jej ukryć wspaniałej figury. Jagna miała trzydzieści cztery lata, jednak aparycją wyprzedzała niejedną dwudziestolatkę. Krągłe biodra, spory biust, płaski brzuch, lekko śniada karnacja – w połączeniu z bystrością umysłu i ambicją – tworzyły ścianę nie do przebicia. Jako kobieta, do tego młodsza niż reszta zespołu, którego znaczną część stanowili mężczyźni, nie musiała walczyć ze stereotypami. Była aż tak kompetentna. Oczywiście, było to obarczone wieloma błędnymi założeniami na jej temat. Miała przydomek „żelazna dama” lub po prostu „suka” dla tych, którzy nie kryli niechęci. Ona sama nie obrała nigdy za cel choćby próby zmiany wizerunku. Tak było lepiej, nie musiała chodzić na firmowe imprezy, słuchać pijanych kolegów i koleżanek, czego nienawidziła. Nic tak nie wyprowadzało jej z równowagi jak ktoś, kto pije na umór, nie potrafiąc podołać ilości alkoholu, który w siebie wlewa. Dla niej najważniejszy był dom i Mateusz, który zawsze na nią czekał, zwłaszcza gdy musiała zostawać dłużej w pracy, co zdarzało się dość często. Nic nie było w stanie zastąpić jej uczucia, gdy zasypiała wtulona w ukochaną osobę, w kompletnej ciszy. Odnajdywała wtedy spokój.

Wchodząc do sali konferencyjnej, zastała grobowe miny pozostałych liderów poszczególnych działów. Prezes Damian Kurdyń, potężny mężczyzna o bardzo zbitej budowie ciała, wzroście sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów oraz ogolonej na łyso głowie, która zaczynała już powoli świecić od potu, opierał się dwiema rękami o blat stołu. Podwinięte rękawy błękitnej koszuli odkrywały napięte żyły na jego ubitych przedramionach. Jagna wykrzywiła usta. _Grubo_ – i z taką myślą zajęła swoje miejsce. Ludzie zazwyczaj zajmują te same siedzenia, a że spotkanie kadry zarządzającej odbywało się codziennie o godzinie dziesiątej, było jasne, który fotel należy do niej. Zerknęła na szefa: wyglądał, jakby właśnie przeżywał zawał. Nie był to miły widok. Często widziała go zdenerwowanego, ale tym razem problem dawało się wyczuć w smaku powietrza.

Syknął przyciszonym głosem:

– Prawnicy sprawdzali to cały tydzień. Co im odbiło, żeby na pół roku przed końcem kontraktu wyskakiwać z czymś takim? – zapytał, nie oczekując odpowiedzi. – Wszystko było zaplanowane, za trzy miesiące mieliśmy rozpocząć negocjacje dotyczące warunków przedłużenia umowy. Co się stało, że wyskoczyli z podwyżką cen o dziesięć, kurwa, procent? – Wbił mocniej pięści w blat stołu, jakby chciał odcisnąć na nim ich ślad. – Do tego ryzykując karę, która nigdy nie zwróci im tej podwyżki, przecież, do chuja, to nie ma żadnego sensu. Dwa-trzy procent już miałoby sens, ale dziesięć?!

Niestety, pomimo tego, iż świat idzie naprzód, ludzie się rozwijają, to pewne rzeczy pozostają takie same, krótko mówiąc, nie jest to pierwszy gbur na wysokim stanowisku i nie jedyny w Kurdyń SA.

Od początku tygodnia wszyscy żyją tym, czego dopuścił się główny partner firmy.

Na ręce dyrektor Procurementu, Jagny Kiedrowskiej, trafił dokument, który zwiastował katastrofę. Grupa Cheon IND w oficjalnym piśmie poinformowała o zmianie cennika, dokonując tym samym zerwania warunków umowy.

Nie było pracownika, który rozumiałaby to posunięcie. Wydało się to wszystkim bezpodstawne i szokujące. Tego ostatniego nie brakowało w Kurdyń SA w minionym tygodniu. Jagna pierwszy raz czytając dokument, uznała to nawet za zabawne, poczuła pomieszanie zdziwienia z absurdem. Zaczęła od gorączkowego przeglądania umowy. Co prawda została ona podpisana, gdy Jagna przebywała na długim zwolnieniu, nie była wtedy obecna w firmie ponad rok, mimo to znała tę, jak i każdą inną umowę z dostawcami na wylot. Jej pierwsza myśl, że musiała coś przeoczyć, była mało prawdopodobna. Następnie umowa trafiła do prawników. Nikt z kadry zarządzającej, również senior Tadeusz Kurdyń, nigdy nie mierzył się z taką sytuacją. Najgorsze było jednak to, że nie mogli po prostu odmówić głównemu dostawcy. W przypadku zerwania umowy musieliby zatrzymać produkcję.

Umowa z Cheon IND została dopięta w 2019 roku przez ówczesnego zastępcę wtedy jeszcze pani manager, Roberta Wołonia. Od tego czasu, choć minęło prawie pięć lat, Jagna nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z zarządem Cheon. Współpraca przebiegała pomyślnie, nie było opóźnień w dostawach ani żadnych innych większych problemów w logistyce. Kontrakt obejmował okres pięciu lat i był chroniony paragrafami o zakazie zmian jego warunków przez cały czas trwania. Złamanie jakiegokolwiek z nich groziło karami finansowymi, które pozwoliłyby całej rodzinie Kurdyniów zamknąć interes, już nigdy nie pracować, a przy okazji obdarować złotem kilka wiosek. Roberta Wołonia również Jagna nigdy nie poznała, widziała go tylko na zdjęciach publikowanych w firmowej sieci. Odszedł miesiąc przed jej powrotem. Uważała tę umowę za jedną z najlepszych, jakie widziała. Skrycie była jego fanką, ciekawiło ją też, w jakich okolicznościach doszło do podpisania cyrografu. Śmiała się w duchu, że musiano grozić śmiercią tym po stronie koreańskiej którzy to podpisali.

Gdy wszystkie te myśli przeleciały jej przez głowę, zatrzymała się na chwilę przy tej o Robercie Wołoniu.

– Damian, może powinieneś skontaktować się z Robertem? Nikt z nas nie miał styczności z Koreańczykami, a z tego, co słyszałam, on spędził tam pół roku, negocjując warunki.

– Próbowałem…

– I? – Jagna nie należała do najcierpliwszych.

– Zapadł się pod ziemię.

– Jakaś rodzina? Pracodawcy?

– Nic.

– Jak, kurwa, nic? – odezwał się jeden ze wspomnianych wcześniej gburów.

Dyrektor Kiedrowska chwilami miała wrażenie, że pracuje z piętnastolatkami. Spojrzała na Kamila, managera logistyki, i przewracając oczami, zwróciła się ponownie do szefa:

– Nie chcę zaczynać tego tematu i drążyć, co masz na myśli, mówiąc, że zapadł się pod ziemię, bo trochę to zapachniało kryminałem. Skoro wypuściłeś z firmy geniusza, który dopiął taki deal, musisz tam pojechać i to wyjaśnić.

– Ja? – spytał Damian zaskoczony, co z kolei zdziwiło pozostałych.

– Nie, pani Kazia – skontrowała szybko Jagna.

Z racji tego, że traktowała ich wszystkich jak grupę dzieciaków, pozwalała sobie nawet na mocniejsze docinki. Ona sama jednak bardzo rzadko padała ich ofiarą. Mało było śmiałków, którzy chcieliby podjąć z nią dyskusję.

Po chwili sarkazm dotarł do prezesa – ten machnął ręką i odwrócił się w stronę okna. Stres i zmęczenie doskwierało wszystkim, kilka ostatnich dni dało się im we znaki, nie tylko Jagnie i Damianowi czy managerom innych działów wspomagających, ale wszystkim pracownikom. Nawet ekipa sprzątająca, w obawie o dalsze losy firmy, straciła zapał do plotkowania z ochroną. Mogłoby się wydawać, że sprawy tak wysokiej rangi pozostają za zamkniętymi drzwiami, jednak nie ma takich spraw, które ukryłyby się przed panią Kazią, szefową ekipy sprzątającej.

– Kamil, kto od ciebie odpowiadał wtedy za Koreę? – zapytała po krótkim namyśle Jagna.

– Ta sama, co teraz, Basia Jędrzyna, a co?

_Gówno_.

– Czy możesz ją poprosić, żeby tu przyszła? Niech opowie, jak ostatnio wyglądała współpraca z Cheon, może zauważyła jakieś dziwne ruchy z dostawami, fakturami?

– Już wszystko szczegółowo sprawdziliśmy, kompletnie nic nie wskazywało na nadchodzącą bombę. Poza tym nawet Basia ma z nimi minimalny kontakt. Tak zazwyczaj jest, gdy wszystko działa sprawnie. Przez ostatnie cztery lata nie było żadnych, chociażby najmniejszych, niejasności.

– Okej – odpuściła temat, nie było sensu męczyć dziewczyny.

Wszyscy obecni pogrążyli się w myślach. Jagnie pasowała cisza. Na zewnątrz była jak niewzruszona skała, jednak odczuwała już zmęczenie, marzyła o łóżku i czekającym na nią Mateuszu, a było dopiero po dziesiątej. Minęło pięć minut, a zdawało im się, jakby siedzieli w milczeniu od kilku godzin.

– Pakuj się, za trzy dni masz być w Korei. – Damian powiedział to tak zdeterminowanym tonem, że odmowa nie wchodziła w grę.

_No i bardzo dobrze_ – powiedziała do siebie. Też uważała, że ktoś musi tam pojechać i z nimi porozmawiać, i to jak najszybciej, przecież nie da się tego dokończyć listownie, choć tak to się zaczęło. Podniosła głowę i zdała sobie sprawę, że wszyscy, łącznie z szefem, patrzą na nią.

– Ja?! – zapytała zdziwionym głosem, odwracając się za siebie w nadziei, że jeden z przydupasów Damiana stoi za nią.

– Nie, pani Kazia – rzucił szybko, nie pozostając jej dłużnym. – A kto jest tu odpowiedzialny za umowy z dostawcami? I kto ma ksywę „żelazna dama”?

– „Suka”, Damianie, „żelazna suka”… – wtrącił Kamil. Wyczuwając mordercze spojrzenie przełożonego, dokończył ze spuszczą głową: – Lub dama, jak wolisz.

– Przed wyjazdem przyjdź do mnie do biura.

Damian opuścił salę konferencyjną, a pozostali zerwali się na równe nogi w obawie przed konfrontacją z „żelazną”.

Jagna została sama. Zszokowana. Starała się opanować, ale czuła, że nadchodzi…

Zawsze zaczynało się od uczucia niepokoju, które przybierało na sile z każdą sekundą, potem dochodziło drżenie rąk i w ciągu dwóch-trzech minut atak paniki odbierał jej kontakt z rzeczywistością. Właśnie z tego powodu wolała izolować się od ludzi, ograniczała wyjścia, odwiedziny, świadomie pielęgnując percepcję swojej osoby jako niezniszczalnej, żelaznej damy lub suki, jak kto woli…

Wbiegła do toalety i zatrzasnęła zamek. Spocona usiadła na podłodze. Z podkulonymi nogami i głową w kolanach powtarzała „jestem tu i teraz”, „to zaraz minie”, „wytrzymaj jeszcze trochę”.

Po siedmiu minutach była bardzo wyczerpana. Nigdy nie miała ataku w pracy, a od pół roku nie miewała ich wcale. Silny stres od tygodnia, nagła obawa przed wyjazdem i rozstaniem z Mateuszem, który był dla niej wyspą bezpieczeństwa – wszystko to skumulowało się w atak.

Postanowiła od razu wrócić do domu. Nikt nie mógł zobaczyć jej w takim stanie. Idąc do hali garażowej, postarała się nie zwracać na siebie uwagi. W domu była około dwunastej.

Po wejściu do domu rzuciła kluczyki od auta na komodę stojącą zaraz przy drzwiach, a odwracając się, tak się przestraszyła, że aż podskoczyła. Nie spodziewała się mamy o tej porze u siebie. Teresa Kiedrowska, mama Jagny, miała klucze od mieszkania córki, ta jednak nie wiedziała, że mama w piątki wpada tam pod jej i Mateusza nieobecność i sprząta im mieszkanie. Właściwie zawsze zastanawiało Teresę, jak młodzi mogą być aż tak ślepi, że nie widzą, że jest czyściej. Przecież samo nie mogło się posprzątać.

– Mamo, co ty tutaj robisz?

– „Dzień dobry, mamo”, „bardzo się cieszę, że cię widzę”, „kocham cię”, „dziękuję, że jesteś”. –Teresa wymieniła, jakiego powitania oczekuje od córki.

– Dobra już, dobra, przecież wiesz, że cię kocham i mój dom jest dla ciebie zawsze otwarty, to chyba oczywiste, ale co tu robisz? – zaśmiała się.

– Sprzątam, nie widać?

– Sprzątasz? Przecież jest czysto.

– Chryste Panie… – Kobieta tylko westchnęła pod nosem. – To ja powinnam zapytać, co ty tutaj robisz o tej porze, jestem u ciebie w każdy piątek od pół roku, a pierwszy raz wróciłaś tak wcześnie.

– Co ty tutaj robisz co piątek? Dlaczego nigdy nie mówiłaś?

– Czekałam na podziękowania. – Teresa znowu mruknęła pod nosem, po czym podniosła głowę i klasnęła głośno dłońmi. – Skoro już obie tu jesteśmy, to coś zjedzmy!

– Bardzo dobry pomysł, mamo!

Teresa i Jagna bardzo się od siebie różniły. Choć obie wyglądały znacznie młodziej niż na swój wiek, to o przeżytych latach prędzej świadczyłaby ich aparycja, nie dusze. Teresa nie była zwyczajną pięćdziesięciodziewięciolatką, miała więcej krzepy, wigoru i pozytywnej energii niż całe przedszkole dzieci. Jagna z kolei swoją energię przekładała na koncentrację i sukcesy w pracy, ceniła sobie spokój i stroniła od ludzi, miała przyzwyczajenia, od których trudno było jej odejść, jak choćby chodzenie w obcasach – ściągała je tylko wtedy, gdy szła na spacer do parku z Mateuszem. Robiła to dla niego, bo jak twierdził – dziwnie to wygląda. Chodziła spać zawsze o północy, czasem nieco później, ale nigdy przed. Na śniadanie i kolację jadała to samo, lunchów i obiadów nie spożywała w ogóle. Dwa razy w tygodniu spędzała około dwie godziny na siłowni. Choć natura obdarzyła ją obfitym biustem, na resztę figury ciężko pracowała. Teresa natomiast była roztrzepana i pomimo wieku każdy jej dzień wyglądał inaczej.

Na skutek tego, co ponad cztery lata temu przeszła jej córka, a także późniejszych ataków paniki i depresji, darzyła Jagnę troską o wiele większą, niż wymagał tego jej wiek. Czuła ból, widząc, jak zamyka się w sobie i nosi tęsknotę w sercu.

Patrząc teraz, jak Jagna udaje, że wszystko jest w porządku, pomyślała, że gdyby nie Mateusz, to mogłoby jej już tutaj nie być. Poczuła fizyczne ukłucie w sercu. Podeszła do córki i pocałowała ja w czoło, po czym dodała:

– Masz super farbę, co to za kolor?

– Wymieszany kasztan z orzechowym brązem.

– Pięknie podkreśla twoje zielone oczy.

– Mamooo…

– Nooo? Niestety znam ten ton.

– Muszę wyjechać i nie wiem, na jak długo. To może potrwać kilka dni lub tygodni… Nie wiem, czy poradzę sobie całkiem sama.

– Przecież nie jedziesz na drugi koniec świata, możesz wracać na weekendy. Lecisz do Trójmiasta?

– Do Korei Południowej – powiedziawszy to, odłożyła widelec na talerz i opadła na oparcie krzesła.

– CO?! – wrzasnęła Teresa. – Przecież tam strzelają do ludzi. To nie jest śmieszne.

– Po pierwsze, to faktycznie twoja ignorancja nie jest zabawna.

Teresa zacisnęła usta i z lekkim fochem uniosła głowę nieco za wysoko.

– Po drugie, do Korei Południowej, a nie Północnej, to dwa rożne kraje, i muszę tam spotkać się z dostawcą.

– Dobra tam, Północna, Południowa… Co za różnica?

– Ogromna, mamo. – Przewróciła oczami.

Czasem trudno było jej uwierzyć, że ta zabawna, wesoła, szalona kobieta to jej mama. Musiała wdać się w ojca. Niestety go nie pamięta. Zmarł na zawał, gdy miała pięć lat.

– Dziecko, chodzi mi o to, że to jest zupełnie inna kultura i…

– Uważasz, że nie będę umiała się zachować albo, co gorsza, nie poradzę sobie?

– To strasznie daleko.

– Tak, i dokładnie to mnie niepokoi. Reszta mnie nie martwi, zjem ich na śniadanie.

– Oby tak było, ale najpierw dokończ to.

Weekend

Sobota i niedziela upłynęły na pakowaniu, a z pakowaniem bagażu jest tak, że – czy się jedzie na jeden dzień, czy na miesiąc – i tak trzeba zabrać wszystko. Trzy wielkie walizki stały więc gotowe w salonie. W poniedziałek Jagna na chwilkę podjedzie do biura, bo Damian chciał się z nią spotkać przed jej wyjazdem, a potem od razu na lotnisko we Wrocławiu, skąd poleci do Warszawy, a stamtąd ma już lot bezpośredni do Korei. Prawie trzynaście godzin. To jednak nie stanowiło problemu, odbywała dłuższe loty. Uwielbiała, gdy samolot startuje. Większość ludzi zaciska wtedy zęby z nerwów, ona czuje ekscytację. Potem łyka tabletki nasenne, które dostaje na receptę od kilku lat. Właściwie to dobrze bawi się podczas startu, a potem zasypia i budzi się przed lądowaniem.

W niedzielę wieczorem wpadła Teresa ze swoimi walizkami.

– Dziękuję, mamo, że tu zostaniesz i zaopiekujesz się domem.

– Nie martw się, zadbam o wszystko. Pokaż lepiej, co tam spakowałaś.

– Mam trzydzieści cztery lata, a nie cztery.

– I znając ciebie, bagaż sześćdziesiącioczterolatki.

– Lecę do Korei na negocjacje, moja garderoba wpasowuje się idealnie. Mam kupić sobie crop top i podarte jeansy?

– Nie, ale mogłabyś czasem założyć coś innego niż biel, i coś, co nie ma kantów. – Teresa uśmiechnęła się szeroko i wielokrotnie mrugnęła oczami dla zaczepki.

– Ciesz się, że nie chodzę ubrana na czarno. – Jagna wytknęła mamie język w odpowiedzi.

– Jesteś pewna, że nie masz czterech lat?

Za to pytanie oberwała poduszką.

Sposób, w jaki Jagna podróżowała, pasował bardziej do początków XX wieku niżeli 2024 roku. Wśród kobiet w leginsach oraz mężczyzn w dresach białe spodnie culotte oraz beżowe szpilki znacznie się wyróżniały. Ona sama nie rozumiała, o co tyle szumu, przecież nie idzie pieszo do Seulu w tych szpilkach.

Poniedziałek

W poniedziałek około godziny dziewiątej podjechała taksówką pod siedzibę firmy i poprosiła kierowcę, żeby poczekał dwadzieścia minut.

Wchodząc do biura, zauważyła, że ktoś jej się przygląda przy automacie z kawą – spojrzała na młodą dziewczynę, która szybko się odwróciła, udając, że szuka czegoś w szafce.

Rozumiem, że mają mnie za zimną sukę, ale żeby się mnie bać?

Speszona dziewczyna minęła Jagnę lekko przygarbiona i z opuszczoną głową, tak jakby miało to sprawić, że stanie się niewidzialna. Dyrektor zauważyła identyfikator dziewczyny.

Barbara Jędrzyna

LOGISTYKA

_Może się przestraszyła, bo doszło do niej, że chciałam ją wypytać o współpracę z Cheon?_

Jagna zatrzymała się, zanim położyła dłoń na klamce mającej otworzyć drzwi do biura Damiana. Wzięła głęboki wdech, wyprostowała się i dopiero wtedy weszła.

– Chciałeś, żebym wpadła do biura przed wyjazdem, lot do Warszawy mam za trzy godziny, o co chodzi?

– Powęszyłem trochę, senior Park Young-Doung od jakiegoś czasu nie uczestniczy już w zebraniach zarządu, ponoć miejsce prezesa zajmuje jego dwudziestosiedmioletni syn, jakiś szczyl, który nie ma pojęcia…

Jagna od razu przerwała:

– Twierdzisz, że zmiana warunków umowy spłynęłaby do nas bez wiedzy seniora? Oraz że stanowisko prezesa zajął, nie zważając na wiek, ktoś niekompetentny? W Korei? Od razu ci przerwę, to niemożliwe.

– Mogę dokończyć? Jestem pewny, że senior wie o wszystkim i jest to świadoma decyzja, natomiast dużo słyszałem o jego synu, jak on się tam nazywał… – Zaczął szperać w mailach i nagle wrzasnął: – Mam! Park Ho-Jin! Ponoć niezłe z niego ziółko, nie chodzi o to, że jest niekompetentny lub głupi, ale słynie z… Czekaj, gdzie to było, mam! Z „niepoprawnego romantyzmu”. – Gdy usłyszał, co właśnie przeczytał, dodał pod nosem: – Co kurwa?

– Słucham? – Jagna skrzyżowała ramiona, opierając jedną rękę o drugą, wytężyła wzrok i ponowiła pytanie: – Słucham? Po to kazałeś mi tu przyjechać, żebym usłyszała, że mam negocjować z romantykiem?

– Nie, oczywiście, że nie, sam nie wiem, co to za brednie, poruszyłem kontakty w Korei, to chyba kwestia kulturowa, może mieli coś innego na myśli, sam nie wiem…

– Mogę już iść?

– Nie, no przecież mówię, że nie o to chodziło, choć może jednak ta wiedza ci się przyda.

– Tak, kupię mu bukiet róż i będzie po sprawie.

Damian wstał i ruszył w stronę okna, pod którym stała stylowa komoda. Jagna pomyślała, że jak wyciągnie teraz whisky i zacznie pić, to wyjdzie. Ten jednak wyciągnął brązową teczkę.

– Jeśli negocjacje pójdą w złą stronę, a wszyscy się spodziewamy, że tak raczej będzie, chcę, żebyś wręczyła gówniarzowi to. – Podniósł dokumenty wysoko.

Gdy Jagna wyciągnęła po nie rękę, nie od razu odpuścił, cofnął się trochę, nachylił i powiedział szeptem:

– Nie tutaj, otwórz w samolocie. A teraz możesz już iść.

– Przepraszam bardzo, czy my się bawimy w jakąś zabawę, o której zapomniałeś mnie poinformować? – Zaczęła rozglądać się po pokoju. – Gdzie są ukryte kamery? Od kiedy jestem twoją dziewczynką na posyłki? Chyba żartujesz?! – skończyła z podniesionym głosem.

– Sprawdź zawartość w samolocie, proszę cię o dyskrecję, zapewniam też, że nie łamiemy prawa… znacząco. To twoja ostateczna broń.

– Skoro mamy asa w rękawie, to dlaczego nie pojedziesz sam?

– Mam tutaj coś innego do załatwienia.

– Masz umówioną kosmetyczkę?

– Idź już i mnie nie wkurwiaj.

Gdyby nie znała go od dziesięciu lat i nie wiedziała, jak wspaniałym jest człowiekiem – gburowatym, ale dobrym – to rzuciłaby mu tę teczkę w twarz. Tymczasem wyszła. Doceniała wszystko, co kiedyś dla niej zrobił.

Odprawa zarówno do Warszawy, jak i Seulu przebiegła bezproblemowo, większość formalności Jagna załatwiła online, bagaż nadała bezpośrednio na Seul-Inczon. Odczekała, aż samolot się wzbije, i po chwili wzięła tabletkę nasenną, miała około trzydzieści minut, żeby poczytać. Ułożyła się wygodnie. Pierwsza klasa zapewniała komfortowe warunki, żeby przespać wygodnie cały lot. Włączyła tablet i wybrała artykuł:

_20 rzeczy, o których warto wiedzieć, odwiedzając Koreę Południową._

Chciała poczytać o ich zwyczajach i kulturze, żeby się nie ośmieszyć ani nikogo nie obrazić.

„W przestrzeni publicznej zachowuj się tak, aby nikomu nie przeszkadzać. W metrze, autobusach należy rozmawiać szeptem lub w ogóle”.\

Bingo, chyba znalazłam swoje miejsce na ziemi.

Jej wzrok przykuła reklama jakiegoś południowokoreańskiego serialu. Wytężyła wzrok i zobaczyła aktora grającego główna rolę, kliknęła w link, który przekierował ją do galerii zdjęć aktora Hyun-Bin.

Jak to możliwe, że człowiek może być aż tak atrakcyjny?

Nie zdawała sobie sprawy ze swojej własnej, niezwykłej urody, bo to samo można było powiedzieć o niej.

Idąc za tym tropem, przełączyła stronę na artykuł:

_10 najpopularniejszych aktorów w Korei Południowej._

Uświadomiła sobie, że nie miała pojęcia, jak przystojni są Koreańczycy. Oglądała dokładnie każde zdjęcie po kolei, aż poczuła się senna. W tej chwili przypomniała sobie o teczce. Początkowo bardzo ją to obruszyło, ale po rozmowie z szefem straciła zainteresowanie nią. Uznała więc, że zajrzy do niej w hotelu, tak samo jak do koreańskich obyczajów, bo teraz już pomału odpływała, a zdecydowanie wołała usnąć, mając w pamięci przystojnych Koreańczyków.

Sześć lat wcześniej

Wrocław, Polska

Maj 2019

Senior Tadeusz Kurdyń od kilku dni odczuwał ekscytację. Wieść o tym, że koreańska firma produkująca części do maszyn budowlanych oraz samochodów osobowych wyraziła chęć współpracy napawała go optymizmem oraz długoterminowymi planami na przyszłość. Dzięki Cheon IND jego firma miała nabrać rozpędu. Był jednak inny aspekt tej sytuacji, który cieszył ówczesnego prezesa Kurdyń SA jeszcze bardziej. Do tej pory jego syn wydawał mu się niekompetentny, nie wyobrażał sobie, że będzie mógł oddać firmę w ręce Damiana, bo pomimo średniego wieku nadal mentalnie żył jak dwudziestoletni dzieciak. Migał się od pracy, reprezentował postawę syna bogatego tatusia, chętnie rozrzucał pieniądze na zakupy i kobiety, nie patrząc na krzywdę żony, Heleny. Zawsze interesowała go droga na skróty, chciał zarobić jak najszybciej przy jak najmniejszym nakładzie pracy. Miał zupełnie inne podejście niż ojciec. Parę miesięcy wcześniej syn zaskoczył go pozytywnie jak nigdy. Gdy na początku usłyszał „Korea”, miał mieszane odczucia. Koszty transportu, czas dostaw, utrudniona komunikacja, nie wyobrażał sobie owocnej współpracy. Zmienił zdanie, gdy zobaczył draft umowy. Ceny były znacznie niższe niż te od lokalnych dostawców. Oczywiście wydało mu się to co najmniej dziwne, ale nie badał osobiście rynku, miał od tego ludzi. W tym czasie osoba, na której mógł polegać, Jagna Kiedrowska, managerka Procurementu, przebywała na zwolnieniu, które przeciągnęło się przez jakieś osobiste problemy w domu. Nie znał szczegółów. Nie do końca ufał jej zastępcy, Robertowi, tym bardziej że miał z nim ograniczony kontakt. To Damian, jako zatrudniający i jego opiekun, wysłał go do Korei. Wtedy senior uważał, że to kolejna głupota syna, ale dał mu szansę na wykazanie się. Umowa, z którą do niego wrócił, była naprawdę dobra, choć zastanawiająca. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy dowiedział się, że sam prezes, Park Young-Doung, pofatyguje się do Polski podczas swojej corocznej trasy mającej na celu utrzymywanie dobrych relacji z klientami w Europie. Wszystko to przypominało sen, a brawurowość syna tym razem się opłaciła, dzięki niemu firma się rozwinie, a on będzie mógł pójść spokojnie na emeryturę.

Powrót do 2024

Seul, Korea Południowa

Lipiec 2024

Wtorek

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Seul-Inczon – lotnisko w Seulu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: