- promocja
To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze - ebook
To jest wojna. Kobiety, fundamentaliści i nowe średniowiecze - ebook
Czujesz się zagubiona, zagubiony w tym, co się dzieje z naszą rzeczywistością? Zaskakuje cię to, jak bardzo się upodabnia do świata „podręcznych” z powieści Margaret Atwood? Masz rację, od kilku lat dzieje się coś bez precedensu. Czytasz wiadomości z Polski, Argentyny, ze Stanów Zjednoczonych czy Włoch i widzisz te same średniowieczne pomysły, krążące niebezpiecznie szybko po całym globie. Ktoś chce ci odebrać prawo do decydowania o intymności, o twoim ciele, o tym, jak kochać i kogo, i w ogóle jak żyć.
Ta książka opowiada o źródłach ciemnego, fundamentalistycznego nurtu, śledzi, kto za nim stoi. Klementyna Suchanow, autorka m.in. głośnej biografii Witolda Gombrowicza, dowodzi, że tu nic nie dzieje się przypadkiem, a kobiece ciała stały się dziś przedmiotem wielkiej politycznej rozgrywki o losy świata. Równolegle „To jest wojna” opowiada historie międzynarodowego buntu kobiet. To pisany na gorąco dziennik protestów, najnowsza historia feminizmu, który narodził się na nowo w Czarny Poniedziałek, 3 października 2016 roku, kiedy Polki, przerażone pomysłem karania za aborcje, wyszły na deszczowe ulice, by walczyć o swoje prawa. A potem szybko okazało się, ze muszą tak naprawdę walczyć o wszystko.
„Mówią: «to jest wojna». Ale kto ją wygra? Im dłużej się przyglądam temu zjawisku, tym bardziej rośnie we mnie przekonanie, że wygra wolność. Dbajcie o siebie i nie dawajcie się ani cudacznym rycerzom zła, ani zwątpieniu. Do zobaczenia na ulicy” – Klementyna Suchanow
„Jeśli wojna, to i opór. Jeśli zamach na nasze życia, to i obrona. Klementyna Suchanow staje na barykadzie w imię wolności: swojej, swojej córki. Poza walką uliczną podejmuje działania zwiadowcze, wyrusza na terytorium wroga. Kim są ludzie, którzy nienawidzą kobiet i mniejszości seksualnych? Jej śledztwo ujawnia powiązania fundamentalistycznych chrześcijańskich organizacji z sektami paramilitarnymi oraz politykami. Teorie spiskowe? Przeczytajcie sami. To, co przeżywamy w Polsce, to tylko część większego planu. Ta książka to petarda” – Paulina Reiter
„Zakaz rozwodów, zakaz edukacji seksualnej i antykoncepcji, zakaz aborcji i in vitro, dyskryminacja ludzi LGBTQ – to cele, do których dążą fundamentaliści katoliccy w Polsce i na świecie. Jesień średniowiecza, którą chcą nam narzucić, to nie lokalny koloryt czy przypadkowy wykwit pokręconych umysłów – to jest wojna. Klementyna Suchanow przedstawia sieć niejasnych powiązań fanatyków z Polski i zagranicy, którzy nie spoczną, póki nie dojdą do władzy. Jej książka to pasjonujący zapis międzynarodowego śledztwa. Lektura obowiązkowa dla każdego, kto ceni wolność i chce jej bronic” – Anna Dryjańska
Kategoria: | Reportaże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3313-7 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czujesz się zagubiona, zagubiony w tym, co się dzieje z naszą rzeczywistością? W tym, jak się upodabnia do opowieści „podręcznych” z powieści Margaret Atwood? Masz rację, od kilku lat dzieje się coś bez precedensu. Czytasz wiadomości z Polski, z Argentyny, ze Stanów Zjednoczonych czy Włoch i widzisz te same średniowieczne pomysły krążące niebezpiecznie szybko w przestrzeni globu. Zagrażają one zdrowiu lub bezpieczeństwu Twojemu i Twoich bliskich. Ktoś chce Ci odebrać prawo do decydowania o intymności, ciele, o tym, jak kochać i kogo, i w ogóle jak żyć.
Ta książka jest właśnie o tym. W części śledczej próbuje poskładać fakty i wyjaśnić, czym jest to nagłe zjawisko i kto za nim stoi. Bo to wszystko nie dzieje się przypadkiem. Przeciwnie, stoi za tym przemyślana strategia i mocarni gracze z coraz bardziej autorytarną władzą. Planują między sobą nowy podział świata, traktując ciała kobiet, bezpieczeństwo dzieci przed pedofilami, godność osób nieheteronormatywnych lub uciekających z powodu wojen, które sami wywołują, jak swoje łupy. Stajemy się zakładnikami w rękach szaleńców.
Ale jest to też książka o Tobie i o mnie. Wychodzisz na ulicę w Szczecinie czy Gorzowie, by się sprzeciwić temu, co się dzieje, i czujesz się samotna. Potem widzisz, jak inne kobiety zapełniają place w Bejrucie, Rzymie, Hongkongu, Chartumie, Santiago de Chile czy w Stambule, i zdajesz sobie sprawę, że jest nas jednak więcej. Twój głos zaczyna się nieść, nabiera mocy. To głos człowieka, który wie, co to są wartości, godność i solidarność.
To książka o nas. Kobietach, które 3 października 2016 roku wyszły przerażone pomysłem karania za aborcję na deszczowe ulice i wychodziły w wiele innych dni potem. Także o naszych siostrach w argentyńskim Rosario, meksykańskiej Guadalajarze, małej mieścinie w Gwatemali, w Rio de Janeiro albo w Moskwie, Berlinie, Madrycie lub na terytoriach okupowanych na Saharze. Jest nas dużo i jesteśmy wszędzie. Stawiamy opór regresji i jednocześnie powoli formujemy nowy kształt świata. Dzisiaj, po kilku latach bezustannej walki, czujemy się zmęczone, ale spójrzcie wstecz: ile w tym czasie zaszło zmian w społeczeństwie! Piszę właśnie o tym, rozmawiam też z koleżankami z Rosji czy z Chorwacji o ich doświadczeniach, a czasem dzielę się swoimi. Staram się spisać naszą świeżą historię – historię feminizmu, który narodził się na nowo w 2016 roku.
Ta historia nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Aby wyjaśnić jej kulisy, musiałam dokonać sporych syntez sytuacji politycznej wielu krajów. Będzie to wędrówka od Polski poczynając po Amerykę Południową, głównie jednak skupiam się na Europie i roli, jaką nasz kraj odgrywa w tej fundamentalistycznej grze. A także na tym, jak ciąży nad nią polityka Kremla. Walka kobiet a geopolityka? Tak, to bardzo geopolityczna historia. Chyba jeszcze nigdy sprawy kobiet tak nie wiązały się z geopolitycznymi jak teraz. Uzmysłowisz sobie, że kiedy wychodzisz na ulicę (tudzież Ty, mężczyzno – kiedy wychodzisz z siostrą, koleżanką, żoną – bo to również książka dla Ciebie) w obronie siebie czy córek, bronisz jednocześnie całego świata. Przed zatopieniem się w notorycznym kłamstwie, przed dogmatem średniowiecznych ksiąg, szaleństwem nieodpowiedzialnych polityków, kosmiczną hipokryzją Kościoła i w końcu przed faszyzmem, który za tym wszystkim stoi.
Mówią: „To jest wojna”. Ale kto ją wygra? Im bardziej przyglądam się temu zjawisku, tym bardziej rośnie we mnie przekonanie, że wygra wolność.
Dbajcie o siebie i nie dawajcie się ani cudacznym rycerzom zła, ani zwątpieniu.
Do zobaczenia na ulicy.ROZDZIAŁ 1
ŚREDNIOWIECZE W XXI WIEKU?
Pamiętasz to niedowierzanie? Mam na myśli ten moment, gdy we wrześniu 2016 roku pojawił się projekt ustawy zakładającej kary więzienia za aborcję, w tym naturalne poronienia. Pamiętasz to poczucie samotności podczas dni poprzedzających „czarny poniedziałek”, do którego doszło tydzień później, 3 października? Siedziałam wówczas nad ostatnimi poprawkami do biografii Gombrowicza, ale musiałam je odłożyć na bok, nie mogłam się skupić. Czułam, jakby ktoś szykował zamach na moje życie, a przede wszystkim na życie mojej dorastającej córki. To konieczność jej ochrony pchnęła mnie do włączenia się w przygotowania do protestu. Nie miałam dużo czasu na pełne zaangażowanie, ale jak każda z nas robiłam, co mogłam. W nocy oklejałam miasto plakatami strajkowymi. Brałam rower, w koszyku wiozłam domowe wydruki z charakterystyczną białą główką na czarnym tle ściągniętą z profilu świeżo zawiązanej grupy Ogólnopolski Strajk Kobiet. Do tego taśma klejąca, nożyczki. Wjeżdżałam w Koszykową, potem plac Konstytucji, okolice Politechniki i dalej. Za jednym razem mogłam rozlepić sto plakatów. Nie wiedziałam, czy za to coś grozi, ale nic nie było w stanie mnie powstrzymać.
Dzisiaj, gdy mam już za sobą mandaty za blokowanie ulic czy polityczne graffiti, powalanie na ziemię, kajdanki, godziny spędzone w radiowozach, przesłuchania za działania aktywistyczne, na karku ileś tam spraw sądowych i postępowań w prokuraturze oraz wizytę ABW w domu z tak zwanym ostrzeżeniem, tamto wspomnienie wydaje mi się zabawne. Ale to właśnie wtedy, wraz z pojawieniem się projektu ustawy „Stop aborcji” firmowanego przez fundację Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris (zapamiętajcie tę nazwę), rozpoczął się proces, który mnie – kobietę, pisarkę, matkę, córkę, obywatelkę – miał zamienić w „kryminalistkę”, choć broni czegoś, co dotąd wydawało się cywilizacyjną normą. Czasem zdajesz sobie sprawę z tego, co masz, dopiero gdy chcą ci to zabrać. Do tej pory nie zastanawiałam się zbyt wiele nad feminizmem. Gdy jednak zostałam postawiona przed wyborem: średniowiecze czy moje prawa, sprawa stała się jasna. I jak wiele z nas nie miałam wyjścia, musiałam zostać feministką.
^(*) ^(*) ^(*)
Maraton wydarzeń, którego kulminacją był „czarny poniedziałek”, zaczął się jesienią 2015 roku, zaraz po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Rozpoczęły się masowe protesty przeciw niedemokratycznym posunięciom rządu, który mając większość w Sejmie oraz swojego prezydenta Andrzeja Dudę, działał bezpardonowo. Byłam wtedy poza Polską i o tym, co się dzieje w kraju, dowiadywałam się z internetu.
Plakaty, które rozklejałam po mieście, plac Zbawiciela w Warszawie
Zaskoczyła mnie tak szybka mobilizacja ludzi i masowość manifestacji na ulicach. Gdy wróciłam w styczniu 2016, to był już inny kraj. Pod moim domem coraz częściej parkowały wozy policyjne, bo wzdłuż Alej Ujazdowskich przewalały się kolejne marsze powstałego pod koniec 2015 roku Komitetu Obrony Demokracji (KOD). Gromadziły po kilka dziesiątek tysięcy obywatelek i obywateli, a ja po hałasie dobiegającym przez okna uczyłam się rozpoznawać ich liczebność. Były to pokojowe marsze, w trakcie których – jak się jeszcze dziś żartuje – uważano, by nie podeptać trawnika. Miało być spokojnie i demokratycznie, bo przecież w ten sposób w 1989 roku obaliliśmy komunę i doprowadziliśmy do Okrągłego Stołu. Wierzono, że można pokonać reżim w sposób „aksamitny”.
Równolegle z rozwojem ruchów obywatelskich aktywizowały się kobiety, zwłaszcza po tym, gdy w połowie marca zarejestrowano w Sejmie inicjatywę ustawodawczą „Stop aborcji”. Odezwał się Episkopat. Polscy biskupi wezwali parlament do wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. Jarosław Kaczyński, szef Prawa i Sprawiedliwości, de facto sprawujący funkcję głowy państwa, oświadczył, że jako katolik oczywiście taką ustawę poprze. W tym czasie działający prężnie KOD i szeroko pojęta demokratyczna opinia publiczna uważały, że najpierw demokracja. Prawami kobiet zajmiemy się później.
Układ sił na scenie opozycyjnej zaczął się zmieniać, gdy w piątek 23 września 2016 roku Sejm w ciągu jednego dnia zabrał się do dwóch inicjatyw obywatelskich. Pierwszą był wspomniany już projekt Ordo Iuris (używam skróconej nazwy fundacji) „Stop aborcji”, który wprowadzał zakaz aborcji oraz jej penalizację^(). Drugi projekt, „Ratujmy kobiety”, którego twarzami były Barbara Nowacka i Wanda Nowicka, liberalizował prawo aborcyjne. Pod pierwszym projektem zebrano czterysta tysięcy podpisów, bardzo często w parafiach, dzięki pomocy księży nawołujących z ambony do poparcia „obrońców życia”. Inicjatywa „Ratujmy kobiety” mogła liczyć tylko na aktywistki, które zbierały podpisy na ulicach. Uzbierały ich dwieście piętnaście tysięcy. Ale tylko projekt Ordo Iuris przeszedł do dalszych prac w komisji. „Ratujmy kobiety” bez dyskusji wyrzucono do kosza. Nierówność w traktowaniu inicjatyw obywatelskich wzburzyła kobiety. „Tak samo było w 1993”, odzywały się głosy. Wtedy podpisy kobiet również wylądowały w koszu, a Episkopat i politycy, w większości wywodzący się z „Solidarności”, porozumieli się ponad ich głowami i przeforsowano zawężenie dostępności aborcji do trzech przypadków obowiązujących do dzisiaj (gwałtu, zagrożenia dla życia kobiety, nieodwracalnego uszkodzenia płodu). Rozwiązanie to nazwano dumnie „kompromisem”.
Teraz jednak mieliśmy rok 2016. Projekt „Stop aborcji” uderzył nie w abstrakcyjne byty, jak Trybunał Konstytucyjny, o który trwały spory od początku rządów PiS, ale w ludzkie ciała, w intymność, seks, biologię, prawo do wyboru. Powszechnie uważano, że za projektem stoi PiS. Niemal nikt wtedy nie wiedział, czym jest Ordo Iuris. Ale i dzisiaj, gdy ludzie z tej fundacji coraz bezczelniej wchodzą w politykę i próbują zmieniać chociażby prawo oświatowe, wciąż za mało o niej wiemy. Czujemy, że wokół nas toczy się jakaś rozgrywka, że coś jest nie tak, ale poruszamy się jak we mgle, nie wiedząc, kto i o co z nami gra.
^(*) ^(*) ^(*)
Początkiem historii, którą chcę opowiedzieć, jest spotkanie niedaleko mojego domu. Nie miałam o nim pojęcia. Nikt o nim nie wiedział, bo było tajne. Tymczasem kiedy Polki drżały o zdrowie i życie swoje i swoich najbliższych, w poniedziałek 26 września 2016 roku, po weekendowych demonstracjach przeciwko projektowi ustawy antyaborcyjnej w kilku polskich miastach, fundacja Ordo Iuris gościła w Warszawie podobne sobie fundamentalistyczne organizacje z różnych krajów. Doskonały czas na celebrowanie oczekiwanego przez nich zwycięstwa: za kilka dni Sejm miał głosować w sprawie projektu „Stop aborcji”. Ci ludzie od kilku lat zastanawiali się, jak zmienić nasz świat, by przypominał ich konserwatywno-prawicowe fantazje. Swój projekt nazwali Agendą Europe.
O Agendzie opinia publiczna dowie się jakiś czas później z przecieku dokumentów, które dotrą do francuskiej telewizji Arte. Ale wówczas nie wiedzieliśmy, że to międzynarodowe grono spotyka się od 2013 roku, by dyskutować i planować wprowadzenie zakazu aborcji, antykoncepcji, także zakazu rozwodów i odebranie praw osobom LGBT. Wydawałoby się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie dziś forsował takich pomysłów. Dlatego informacje o podobnych rozmowach starano się trzymać w sekrecie, inaczej mogłyby skompromitować Agendę już na starcie. Gdyby jednak w Polsce udało się z projektem „Stop aborcji”, byłby to dla tego grona niezły krok do przodu. Powstałby precedens w Unii Europejskiej. Ale ta wojna miała objąć szersze terytoria.
W ten wrześniowy poniedziałek, dla nas stojący pod znakiem niepewności, dziwni goście z wąskiego grona „antychoice’owców”, którzy lubią zwać się „prolife’owcami”, zostali przywitani lunchem. Wystąpił na nim m.in. adwokat Jerzy Kwaśniewski, współtwórca i wiceprezes Ordo Iuris. Po obiedzie odbyła się dyskusja na temat „Co się udało i co się nie udało” z udziałem m.in. Aleksandra Stępkowskiego, który w tym czasie zrezygnował z funkcji prezesa Ordo Iuris, bo piastował krótko stanowisko wiceministra spraw zagranicznych.
Wtorkowe obrady poprzedziła msza święta o siódmej rano. Śniadanie podano o ósmej, a od dziewiątej trwały panele dotyczące „spraw życia”, wśród nich – prezentacja Jerzego Kwaśniewskiego po angielsku zatytułowana The Citizen’s Legislation Initiative „Universal Protection of Life”, Presentation and Discussion – zapewne na temat antyaborcyjnej inicjatywy ustawodawczej, na której sukces czekali. Po południu w bloku o „prawach i wolnościach w Europie” Joanna Banasiuk razem z Adiną Portaru z Belgii omawiały konwencję stambulską dotyczącą przemocy w rodzinie. Oczywiście krytycznie. Banasiuk, członkini zarządu Ordo Iuris, będzie za kilka dni przedstawiać projekt antyaborcyjny w Sejmie. Zostanie zapamiętana jako kobieta z uroczą kaskadą wijących się włosów. Ja jednak widziałam przede wszystkim mroźne spojrzenie kobiety zdradzającej swoje plemię. W środę rozmawiano jeszcze o „prześladowaniach chrześcijan”. A już w następny poniedziałek doszło do pierwszego strajku kobiet w Polsce. Wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, kim są ludzie z Agendy Europe i co robią.
Oni nie wiedzieli, że właśnie budzą naszą moc. Ta książka opowie właśnie tę historię. Historię ultrakonserwatystów w zderzeniu z kobietami. Momentami przerodzi się w śledztwo, by odkryć twarze tych, którzy stoją za atakiem na nasze prawa. Ci będą rozmawiać niechętnie albo wcale nie odpowiedzą na moje maile. Dlatego informacje o nich często będę musiała czerpać z hakerskich przecieków i żmudnych poszukiwań w archiwach i w internecie. Pokażę też twarze tych, które stawiają im opór – w tym moją własną. To nie są czasy na kultywowane przez lata „obiektywne dziennikarstwo”, gdzie piszący nie może wziąć czyjejś strony. Wręcz przeciwnie – nie ukrywam zaangażowania. Ono nie musi przeczyć mojej rzetelności jako badaczki. Bycie pisarką nie wyklucza bycia aktywistką.
Musimy się już na samym początku oswoić z tym, że nie chodzi tu tylko o wojnę światopoglądową. Tak zwane kwestie światopoglądowe stały się bowiem narzędziami uprawiania geopolityki stosowanymi dzisiaj pod różnymi szerokościami geograficznymi, od Ameryki Północnej i Południowej przez Europę i Azję. Ma to związek z układaniem na nowo porządku światowego po zimnej wojnie i „powstawaniem z kolan” Rosji Putina. Dlatego nieraz będę musiała przeprowadzać Czytelniczki i Czytelników przez meandry bieżących realiów politycznych, a czasem historię różnych krajów, by wyjaśnić złożoność procesów, które rozgrywają się na naszych oczach w ekspresowym tempie. Nie satysfakcjonują mnie cząstkowe odpowiedzi, staram się zrozumieć całość zjawiska. Wojna to nie starcie z jednym batalionem, stoją za nią sztaby, generałowie, cała maszyneria, także fundusze na zbrojenie.
Dlaczego używam słowa „wojna”? Bo o niej mówią oni, religijni fundamentaliści. Nie miejmy więc złudzeń i nazywajmy rzeczy po imieniu.
GNIEW KOBIET
Ta kulturowa wojna, o której piszę, rozpoczęła się, niemal niezauważalnie, na przełomie 2012 i 2013 roku. Nie w Polsce, lecz w kraju bardziej na wschodzie, ale do tego jeszcze dojdziemy. Na razie wróćmy do polskiej wiosny 2016 roku.
Tuż po oficjalnym zarejestrowaniu w Sejmie inicjatywy ustawodawczej „Stop aborcji” powstała grupa internetowa Dziewuchy Dziewuchom. Szybko dołączyło do niej sto tysięcy kobiet, w większości z dużych miast. Wszystkim towarzyszyły te same emocje: najpierw niedowierzanie, potem oburzenie, w końcu determinacja. Objawiały się one nową jakością w ulicznych protestach: ironią. W kilkunastu miastach Polski doszło do akcji, których symbolem stał się wieszak. Odbywały się pikiety, toczyły akcje internetowe. Czuło się nowe napięcie i stan gotowości. Jak mówiła jedna z rozmówczyń dziennikarki Anny Dryjańskiej: „Władza przegięła. Coś w Polkach pękło”. W końcu, bo przecież napięcie rosło od lat, a przyspieszyło wraz z narastaniem mizoginicznego dyskursu za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
W wystąpieniach podczas protestów aborcyjny „kompromis”, o którym tak chętnie mówili politycy odpowiedzialni za wprowadzenie ustawy z 1993 roku, był jednoznacznie określany jako polityczna kompromitacja i zamach na prawa kobiet. Oksana Litwinienko, z pochodzenia Ukrainka, mieszkanka Torunia, która niedługo stanie się jedną z aktywistek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet i moją koleżanką, tak to widziała ze swojej perspektywy: „Żyłam w przekonaniu, że Polki się na ten kompromis zgadzają. To było dla mnie zaskakujące, przyjechałam z kraju, w którym aborcja zawsze była legalna. Dlatego, nawet trochę złośliwie, pomyślałam: »No, teraz dostaną«”.
Wiedziałyśmy, że obecna ustawa, zezwalająca na przerwanie ciąży w trzech przypadkach, jest czystą fikcją. W polskich szpitalach coraz trudniej wyegzekwować to prawo. Jednak sprowadzenie naszych protestów wyłącznie do tematu aborcji byłoby wielkim uproszczeniem. Tu chodziło o poczucie godności. Sprzeciwiałyśmy się uprzedmiotowianiu i decydowaniu za nas o naszych losach. W oczach nowej władzy zostałyśmy sprowadzone do roli inkubatorów. Mówiło o tym jedno z haseł strajkowych, które zobaczyłam wypisane na kartonie w Zgorzelcu: „Oprócz macic mamy mózgi”. W imię naszej godności pod koniec czerwca 2016 roku odbył się w Warszawie kobiecy marsz z czerwonymi różami. Pamiętam panikę Bożeny Przyłuskiej, kiedy zbierałyśmy się na placu Zbawiciela. Do ostatniego momentu była nas garstka. Ale dokładnie o godzinie zero z metra zaczęły wypływać tłumy ludzi. To był pierwszy marsz zorganizowany w tamtym czasie oddolnie przez kobiety. Nie wiedziałyśmy wówczas, co jeszcze nas czeka, chociaż przewidywałyśmy, że po wakacjach może być źle. Pamiętam rozmowy w gronie, które nazwało się Protestem Kobiet. Nosiło mnie i uważałam, że należy działać bardziej radykalnie, ale mówiło się ciągle o edukacji i uświadamianiu. Jak dla mnie na takie pokojowe ruchy było już za późno. „Stop aborcji” uzyskiwał poparcie wpływowych osób i wydawało się, że Polki przegrywają. PiS szedł jak taran, nie biorąc jeńców. Coraz bardziej wyczuwalne było poczucie bezsilności.
PRZYPISY
Kulisy powstania projektu opisuje artykuł Aleksandra Stępkowskiego oraz Joanny Banasiuk: „Projekt »Stop aborcji« powstał w wyniku kilkumiesięcznych konsultacji koordynowanych przez Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin (dalej KODR), do udziału w których zaproszono wszystkie organizacje i osoby zaangażowane w obronę życia w Polsce. Rozesłana 19 lutego 2016 roku o godz. 10:28 przez biuro KODR korespondencja elektroniczna potwierdza, że projekt w brzmieniu przygotowanym przez Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, który był efektem tych prac, poparła zdecydowana większość uczestników konsultacji w KODR, uznając go za optymalny i poprawny, tak pod względem legislacyjnym, jak i doktrynalnym”. KODR mieści się w siedzibie Sekretariatu Krajowego Episkopatu Polski w Warszawie. W skład tego komitetu wchodzili „m.in. przedstawiciele: Human Life International (Ewa Kowalewska), Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia PFROŻ (Antoni Zięba, Paweł Wosicki, Lech Łuczyński), Fundacji Mama i Tata (Paweł Woliński), CitizenGo (Magdalena Kaliszuk), Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi (Sławomir Olejniczak, Sławomir Skiba), Fundacji Życie (Michał Owczarski), Fundacji PRO – Prawo do Życia (Kinga Prybyłło, Mariusz Dzierżawski), Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny (Paweł Kwaśniak, Łukasz Woźniak), Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris (Jerzy Kwaśniewski, Błażej Kmieciak), Fundacji Nazaret (Maria Bienkiewicz), do udziału zaproszono również uznane autorytety związane z obroną życia: prof. Bogdana Chazana, mec. Olgierda Pankiewicza, mec. Jana Łopuszańskiego, Halinę Nowinę-Konopczynę, Nikoletę Brodę, Kaję Godek, ks. Ryszarda Halwę”. Ich kontaktem ze strony rządowej był wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Na spotkaniu 3 marca 2016 roku Terlecki miał wystosować „żądanie rezygnacji z inicjatywy”, do tego odmówił „jakiegokolwiek wiążącego dla PiS harmonogramu”. „W ocenie J. Kwaśniewskiego, pomimo niechęci władz klubu PiS, konsultacje prowadzone z posłami tej partii pozwalały mieć nadzieję na większościowe poparcie dla prawnej ochrony życia w razie braku dyscypliny klubowej podczas głosowania nad projektem obywatelskim”. Patrz: Joanna Banasiuk, Aleksander Stępkowski, Obywatelski projekt „Stop aborcji” – prawne i doktrynalne uzasadnienie inicjatywy oraz ocena jej przebiegu, „Toelogia i Moralność” 2017, nr 2, s. 179-190, cytaty ze s. 180, 181, https://www.academia.edu/40090144/Obywatelski_projekt_Stop_Aborcji_prawne_i_doktrynalne_uzasadnienie_inicjatywy_oraz_ocena_jej_przebiegu.