- promocja
To nie było tylko lato - ebook
To nie było tylko lato - ebook
Po dwóch latach spędzonych z dala od domu Lea Woods wraca do rodzinnego miasteczka. Westfield skrywa setki wspomnień, ale nie jest już takie jak kiedyś, bo mieszkańcy nie mogą czuć się bezpiecznie na ulicach. Co gorsza, wciąż jest tu Flynn. Chłopak, który tamtego lata bezlitośnie złamał jej serce i wymazał ją z pamięci.
Lea walczy ze sobą i własnymi problemami, próbując odnaleźć swoje miejsce w życiu. Nie pomaga jej to, że ciągle czuje na sobie lodowate spojrzenie dawnej miłości. Każde kolejne spotkanie z Flynnem na nowo łamie jej serce. A przecież udało jej się ułożyć życie i postanowiła, że nie powtórzy starych błędów. Jest teraz zupełnie inną osobą i nie chce mieć nic wspólnego z bolesną przeszłością. Przynajmniej tak jej się wydaje…
Poznaj kontynuację jednego z najbardziej emocjonalnych i poruszających romansów enemies to lovers, który porwał serca zarówno młodszych, jak i starszych czytelniczek.
Jak skończy się historia pary, która nie miała szansy na szczęście? Czy Flynnowi uda się przekonać Leę, że to nie było tylko lato?
Laura Savaes to psycholożka, absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, i pisarka. Artystyczna dusza, kobieta najlepiej odnajdująca się wśród zwierząt - zarówno tych udomowionych, jak i dzikich. Uwielbia gotować, pić hektolitry herbaty i słuchać przy tym klasycznego rocka. Do tej porywy wydała już trzy książki, które podbiły serca czytelników: „Za kurtyną. Apogeum”, „Za kurtyną. Perygeum” oraz „Tamtego lata”.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8135-694-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog: Miley Cyrus, _Used to be young_
Rozdział 1: Taylor Swift, _I can do it with a broken heart_
Rozdział 2: Lana Del Rey, _Blue jeans_
Rozdział 3: Sasha Alex Sloan, _Dancing with your ghost_
Rozdział 4: Tate McRae, _You broke me first_
Rozdział 5: 5SOS, _Youngblood_
Rozdział 6: Elley Duhé, _Middle of the night_
Rozdział 7: Beyoncé, _Jolene_
Rozdział 8: Olivia Rodrigo, _Vampire_
Rozdział 9: Uriah Heep, _Lady in black_
Rozdział 10: Motionless In White, _Another life_
Rozdział 11: Taylor Swift, _I did something bad_
Rozdział 12: Lady Gaga, _Million reasons_
Rozdział 13: Bad Omens, _Just pretend_
Rozdział 14: ZAYN & Taylor Swift, _I don’t wanna live forever_
Rozdział 15: Aerosmith, _Dream on_
Rozdział 16: The Mamas And The Papas_, California dreamin’_
Rozdział 17: Taylor Swift, _Don’t blame me_
Rozdział 18: Imagine Dragons, _Demons_
Rozdział 19: Harry Styles, _Love of my life_
Rozdział 20: Taylor Swift, _My tears ricochet_
Rozdział 21: Camila Cabello, _Shameless_
Rozdział 22: Sam Smith, _Fire on fire_
Rozdział 23: Bad Omens_,_ _Death of peace of mind_
Rozdział 24: Fleetwood Mac, _The chain_
Rozdział 25: KALEO, _Way down we go_
Rozdział 26: Lady Gaga & Bradley Cooper, _Shallow_
Rozdział 27: Journey, _Separate ways_
Rozdział 28: Bryan Adams, _Please forgive me_
Epilog: Godsmack, _Under your scars_PROLOG
Wierzę, że w życiu spotyka nas to, co jest nam przeznaczone. Wierzę, że każda sytuacja, którą los rzuca pod nasze nogi, to lekcja. Od nas zależy, czy ją odrobimy i czy zdamy egzamin oraz co zrobimy później z nabytym doświadczeniem. Bo każde da się zamienić w coś pięknego i budującego, ale dla szczęścia człowiek musi być w stanie pokonać siebie. Jeśli się nie podda i nauczy się kochać, nie będą mu straszne żadne przeciwności. Bo miłość otwiera, pozbawia serce więzów i ograniczeń. Jednak trzeba być na nią gotowym i do niej dojrzeć, żeby jej nie stracić. Ta najprawdziwsza staje się domem. Moja się nim stała.
Tamto lato było moim zderzeniem z samą sobą. I już zawsze będę patrzeć w przeszłość z łagodnym uśmiechem i spokojem w sercu wdzięczna za to, że pewnego pamiętnego czerwcowego wieczora uniosłam wzrok, by spojrzeć w oczy swojej przyszłości.
Dziś widzę swoje życie jako spójną i piękną całość.ROZDZIAŁ 1
_Boże, nie wierzę, że to się znowu dzieje._
Niepewnie uniosłam twarz, łapczywie wciągając powietrze do płuc. Przez uchyloną szybę taksówki spojrzałam na znajomy dom. Dalej była to ta sama zwykła czerwona cegła, którą wyraźnie zapamiętałam. Te same niczym niewyróżniające się drzwi, które Charlotte przemalowała na biało. I te same kwitnące róże przy ganku, które z bliska odurzały słodkim zapachem. Cały ten obraz zapisał się w mojej głowie niczym zdjęcie z polaroida i w ciągu ostatniego roku tęsknie do niego wracałam. Ale nie przygotowałam się na ponowne ujrzenie go w rzeczywistości. Byłam zupełnie niegotowa na to, z czym wiązał się powrót tutaj. Musiałam wrócić, ale nawet przez moment nie pomyślałam o tym, jak to faktycznie będzie. Co poczuję. Ogarnęła mnie panika, a zmęczone brakiem snu powieki same mi się zacisnęły.
Ziemia okrążyła Słońce dwukrotnie, odkąd spędziłam w Westfield więcej niż dwie doby. Odkąd tamtego lata po rozmowie z tatą zdecydowałam, że stacjonarnie wracam do St. Abraham’s na ostatni rok liceum. Potem zabawiłam tu zaledwie dwa dni podczas Wielkanocy. Boże Narodzenie spędziłam z mamą i Teddym w Londynie. A na koniec, gdy tylko odebrałam dyplom ukończenia Abrahama, pożegnałam się z naszym psem Frodem i wraz z tatą pojechałam na lotnisko, skąd wylecieliśmy do Nowego Jorku. Spędził tam ze mną dwa tygodnie, zanim wrócił tutaj, do swojego życia.
Na szczęście nie zostałam na obcym kontynencie sama. Sasha Rostova, moja jedyna przyjaciółka z liceum, dostała się na Columbię i postanowiłyśmy wspólnie spędzić całe poprzedzające studia lato w wielkim mieście, by poznać je i poczuć jego klimat. Nie zapamiętałam z tego okresu zbyt wiele. W mojej głowie zdawał się teraz ulotny i rozmazany. Jak i cały rok na New York University, który po nim nastąpił.
Kierowca czekający z walizką przy drzwiach samochodu odchrząknął, wytrącając mnie z zamyślenia. Zorientowałam się, że czeka na mnie już od dobrych kilku minut. Wzięłam więc głęboki wdech i wysiadłam z taksówki. Bałam się tego, co zobaczę. Ale drzwi domu otworzyły się, zanim zdążyłam zebrać się w sobie. W progu stał tata. Chudszy, a jego policzkom brakowało koloru. Ledwo zdusiłam w sobie szloch. A wtedy on uśmiechnął się do mnie tak szeroko, że rozbiło mnie to jeszcze bardziej.
– Córcia… – powiedział, uśmiechając się promiennie.
_Weź się w garść, Lea._
– Tatuś… – Ruszyłam ku niemu szybkim krokiem.
Wpadłam w jego ramiona jak w ciepłą kołderkę po całym dniu na mrozie. Ogarnęło mnie miękkie uczucie ulgi. Nie pojmowałam, jak przetrwałam bez niego cały ostatni rok. Bez tego poczucia bezpieczeństwa, którym mnie w tej chwili otulił.
– Jak dobrze, że jesteś – rzucił cicho, całując mnie w czubek głowy.
– I już nigdzie nie pojadę, dopóki….
– Nie ma powodu do paniki, przecież ci mówiłem – przerwał, puszczając mnie, a ja westchnęłam w wyrazie dezaprobaty.
On wzruszył ramionami, jak gdyby poddawał się bez walki. Był ostatnio zbyt zmęczony, żeby dyskutować i się sprzeczać. Poza tym chyba w końcu zrozumiał, że nic na świecie nie powstrzyma mnie przed byciem tutaj i teraz, przy nim.
– Naprawdę nie musisz się ciągle stresować, bo mam wszystko pod kontrolą. – Ruszył w głąb holu, obejmując mnie ramieniem. – Tak twierdzi mój lekarz, prawda, Charie? – Przystanął obok wejścia do kuchni.
– Lea, przecież mogłam cię odebrać z lotniska! – Charlotte rzuciła na przywitanie, po czym mocno mnie przytuliła. – Dobrze, że bezpiecznie dotarłaś. – Jej włosy miały teraz jaśniejszy odcień rudego, niż gdy widziałam ją rok temu. Przybyło jej też kilka zmarszczek, nieodzownych dowodów stresu. – I tak, James ma absolutną rację. Doktor Wallace twierdzi, że jesteśmy na bardzo dobrej drodze. Mówi nawet, że do ślubu twój tata zdąży odzyskać siły, o ile odpuści trochę w pracy – dodała.
– Daj spokój, kiciu. Wiesz, że nie mogę teraz zwolnić. – Tata przesunął dłonią po przyprószonej siwizną głowie. – Bo za co kupię sobie ten jacht, który śni mi się po nocach? – Puścił do mnie oczko, a ja nie mogłam się nie zaśmiać.
Rozczulał mnie. Teraz, gdy tu z nim stałam, zdołałam się odrobinę uspokoić. Chyba pierwszy raz od tygodni. Ostatni okres przeżyłam w Nowym Jorku, siedząc jak na szpilkach. Z początku nic nas nie niepokoiło. Tata się po prostu przeziębił i długo nie wychodził z infekcji. Kiedy się w końcu wyleczył, nie odzyskał jednak sił. Runda po lekarzach nie wniosła nic alarmującego: wiek, pracoholizm, anemia, spadek odporności i skierowania do kolejnych specjalistów. Ogólne osłabienie spowodowane przemęczeniem.
Ale potem Charlotte zadzwoniła z informacją, że tata zasłabł i trafił do szpitala. Ogarnęła mnie panika, świadomość, że to już nie są przelewki. Gdy go badali, ja kreowałam w głowie najgorsze scenariusze. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek z internetu, ale tylko jeszcze bardziej straszyłam samą siebie. Chciałam wrócić do domu, ale tata mi nie pozwolił. W końcu uzyskaliśmy informacje. Niepokojące i niejasne. _Coś z krwią_. Nie docierało do mnie to, co usłyszałam przez telefon. Nie rozumiałam, o co chodzi ani co czeka nas dalej.
_Ale przecież każda wiedza jest lepsza od niewiedzy._
Tata uspokajał mnie, że to wcale nie jest najgorszy scenariusz z możliwych, a rokowania są dobre. Od razu rozpoczęto leczenie, a jego stan zaczął się stabilizować. Ale ja i tak odchodziłam od zmysłów. Nie potrafiłam znieść tego, że jestem tak daleko. Moje studia i edukacja zawsze były dla taty ekstremalnie ważne. Prosił mnie, żebym nie przerywała swojego życia.
_Dobry żart, tato. Po tamtym telefonie całe moje życie zeszło na drugi plan._
Od razu zdecydowałam, że rezygnuję z planów wakacyjnych z Sashą i znajomymi z Nowego Jorku. Wczoraj, tuż po zaliczeniu ostatniego przedmiotu w semestrze, wsiadłam do samolotu, żeby dotrzeć tu jak najszybciej i zobaczyć na własne oczy to, co spędzało mi sen z powiek i nakręcało mój wiecznie niespokojny umysł. Byłam jednak świadoma, że moje nieokiełznane nerwy nie są tacie potrzebne i muszę nad nimi panować. Że moja osobowość i konstrukcja nie sprzyjają tak delikatnej sytuacji i powinnam trzymać je w ryzach. Bo on nie miał teraz głowy do mierzenia się z targającymi mną emocjami, które od zawsze brały nade mną górę. Ale nie był też w stanie utrzymywać mnie bez końca z dala od siebie i przykrej rzeczywistości.
Uśmiechnął się do mnie ponownie z psotnym błyskiem w głębokich ciemnobrązowych oczach. I dopiero teraz poczułam, że w końcu mogę zaczerpnąć oddech.
_Jest stabilnie. Jest okej._
Miałam ochotę płakać z ulgi.
– Zapomniałaś o kimś – powiedział, spoglądając w stronę tarasowego okna.
W trawie na środku ogrodu buszował Frodo, bezlitośnie szarpiąc swój chyba ósmy już gryzak w tym miesiącu.
– To zwierzę ma dwa lata, a dalej zachowuje się jak niereformowalny dzieciuch. – Charlotte się zaśmiała.
– I niech nigdy nie dorasta. Frodo! – zawołał go tata.
Dwadzieścia kilogramów burego futra natychmiast wyprostowało się niczym pies myśliwski i ruszyło ku nam jak z procy. Po kilku sekundach jego łapy uderzyły mnie mocno w brzuch, prawie zmuszając do zgięcia się wpół. Nie był wielkim psem, ale siły miał chyba więcej niż rottweiler na sterydach.
– Cześć, dzieciaku. – Udało mi się obok niego kucnąć. – Pamiętasz mnie jeszcze trochę?
W odpowiedzi zaczął lizać mi twarz i popiskiwać w emocjach. Tak, on też nie był najlepszy w kontrolowaniu uczuć.
– Jak mógłby zapomnieć? – odparła Charlotte. – Ja i James nie mamy wystarczająco czasu, żeby przez długie godziny przesiadywać z nim w lasku. Nie posiada się z radości, że do niego wróciłaś, bo będzie mógł cię dowolnie wykorzystywać do swoich celów. Może w końcu przestanie uciekać mnie i twojemu tacie na spacerach. Ostatnio robi to przynajmniej raz w tygodniu…
– Tak, zrobił się z niego etatowy zbieg. Będziesz musiała wkładać mu specjalną uprząż, bo wypina się ze smyczy i biega po całym Westfield do upadłego – dodał ojciec, kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty, po czym oparł się o konsolę w holu. Westchnął ciężej. – Ech, klapnę na chwilę na kanapie. Powietrze dziś stoi i nie ma czym oddychać.
Strzeliłam w niego wzrokiem, szukając niepokojących symptomów, o których i tak nie miałam przecież pojęcia, bo nie byłam lekarzem. Na studiach uczyłam się o języku i literaturze. Nie znałam się więc na niczym faktycznie pomocnym. Moja wiedza była w tym wypadku bezużyteczna, co skręcało mnie w środku od chwili, gdy dowiedziałam się o tym, co dzieje się z tatą.
– Odpocznij, kochanie. – Charlotte cmoknęła tatę w policzek. – Obiad będzie za pół godziny.
Odprowadziłam go wzrokiem, nie mogąc wyjść z podziwu nad tym, jak dobrze oboje sobie radzą. Jak mimo pytań bez odpowiedzi i stresu umieją żartować i gadać o trywialnych sprawach. Piekielnie im tego zazdrościłam, bo niepokój galopujący w mojej głowie nie zostawiał mi miejsca na zbyt wiele.
Pozwoliłam tacie odpocząć i w towarzystwie popiskującego Froda ruszyłam na górę. Wtargałam wielką walizkę po wąskich schodach na piętro, ale zatrzymałam się przed swoim pokojem.
Nie planowałam tu już wracać. Nie na dłużej niż kilka dni. Otworzenie tych drewnianych drzwi w jakiś sposób kojarzyło mi się z odkopaniem czegoś, czego absolutnie nie miałam zamiaru przywracać do życia. Nigdy, przenigdy. Bo nie wróciłam tu na lato. Wróciłam tu wyłącznie do taty. _Dla taty._ Z tamtym okresem życia nie miałam już nic wspólnego. Nie obchodził mnie on. Ani żadne osoby, z którymi był związany.
Wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam klamkę. W środku prawie nic się nie zmieniło. Jedynie ściany odmalowane były na brudny róż. Tak jak prosiłam Charlotte, kiedy zadzwoniła mi powiedzieć, że zarządziła malowanie, bo niektóre tynki popękały. Wszystko inne było takie, jak pozostawiłam. Zasłony i tkaniny w kolorze kremu, jasne drewno i rattanowe elementy. Był i różowy pikowany fotel, który oberwał moim telefonem zbyt wiele razy w swoim niewinnym życiu.
Tylko ja byłam zupełnie inna. Spojrzałam na własne odbicie w lustrze. Moje oczy były dalej tak samo zielone i wielkie. Nos tak samo zwykły, a ciemnoblond włosy niekontrolowanie falowały. Miałam jednak mocniej zarysowane kości policzkowe, które zdążyły obsypać się piegami, szyja zdawała się smuklejsza, a usta bardziej wyraźne. Byłam widocznie dojrzalsza, ale nie to było najistotniejszą zmianą. Największa różnica dostrzegalna była w moich źrenicach, choć chyba tylko ja ją widziałam. Wróciłam do domu starsza o dwa lata, a czułam się jeszcze bardziej zagubiona niż wtedy, gdy tu mieszkałam. Jeszcze bardziej obca. Jeszcze mniej swoja.
Dźwięk wibracji telefonu wytrącił mnie z zawieszenia.
ANNIE: Jesteś już?
JA: Tak, a ty?
ANNIE: Przyleciałam wczoraj. Kiedy przyjdziesz?
JA: Jutro. Dziś zostanę z tatą
ANNIE: Jak on się czuje?
JA: Wygląda dobrze. I żartuje
ANNIE: Uff… czyli nie ściemniał, żeby Cię tylko uspokoić?
JA: Nie. Wydaje mi się, że naprawdę czuje się nieźle
ANNIE: Uściskaj go ode mnie koniecznie. A jutro przyjdź jak najszybciej. Tęskniłam jak głupia <3
JA: Ja bardziej <3 Przybiegnę, jak tylko będę wolna
Wzdrygnęłam się odrobinę na myśl o odwiedzeniu Springtown, ale nie miałam wyjścia. Annie nie mogła przyjść do mnie. Podczas jednej ze swoich sesji zdjęciowych spadła z wysokiego elementu scenografii i paskudnie złamała nogę. Nawet nie wiem, jak to się stało. Gdy nie pojawiła się na naszym cotygodniowym FaceTimie, byłam przekonana, że poprzedniego dnia zaszalała na imprezie. Dopiero trzy dni później napisała mi, że miała wypadek. Walczyła z lekarzami o to, żeby nie cięli jej łydki i kolana, i dopiero kiedy jej menadżer ściągnął do szpitala jakiegoś wybitnego ortopedę, ów specjalista oświadczył, że jest w stanie naprawić nogę endoskopowo i przy odpowiednim założeniu usztywnienia powinna zrosnąć się poprawnie. Tylko przez wypadek, który wymusił na niej ponaddwumiesięczny urlop od kontraktów modelingowych, znalazła się tu, w Westfield. Razem ze mną. I było to dla mnie jakieś pocieszenie.
Po obiedzie posiedziałam z Charlotte i tatą, słuchając o ich planach weselnych. Chłodny czerwcowy wiatr wpadał przez okno w jadalni, kiedy tata tłumaczył nam, że nie ma potrzeby przekładać ślubu. Był przekonany, że do sierpnia odzyska pełnię sił. Ta jego pewność wyzdrowienia dawała ulgę i mnie. Widząc jego uśmiech, siedząc teraz blisko niego, czułam, że mogę odrobinę odpuścić. I jemu, i sobie.
Dochodziła już północ, gdy w sypialni zaczęłam rozpakowywać walizkę. Połowa rzeczy nadawała się do prania, bo wrzucałam do niej wszystko w biegu. Drugą połowę stanowiły ciuchy, które rzadko nosiłam. Nawet ich nie sortując, wzięłam pierwszą kupkę do rąk i wsadziłam do szafy. Potem drugą i trzecią.
_Do Annie pójdę jutro w piżamie._
Kiedy wciskałam ostatnią stertę bluzek na półkę, jedna z nich się wysunęła i spadła na dno szafy. Mimowolnie po nią sięgnęłam. Dotknęłam czegoś. Tego, czego nigdy więcej nie chciałam dotykać.
Wzdrygnęłam się i automatycznie odskoczyłam do tyłu. Niewidzialny prąd kopnął moje ciało. Wpatrywałam się w dużą szarą męską bluzę Ralpha Laurena. Nie swoją bluzę. Bluzę, której w ogóle nie powinno tu być, bo trafiła w moje posiadanie przez kretyński błąd. W wyniku jakiejś fałszywej fantazji.
_To było tylko lato._ W mojej pamięci rozbrzmiał niski głos, ostry jak nóż. Zacisnęłam powieki.
Chciałam ją chwycić, mocno wbić w nią paznokcie i cisnąć do śmietnika przy biurku. Szczerze pragnęłam to zrobić. Ale nie umiałam jej nawet ponownie dotknąć. Nie wiedziałam, co mogłabym wtedy poczuć. Bo ten kawałek materiału niósł ryzyko rozbudzenia w pamięci iście popieprzonych rzeczy. Takich, które zdecydowałam się wymazać z głowy jakieś półtora roku temu.
_Po pół roku sięgania dna. Po stanie, który dziś ledwo pamiętam._
Zamknęłam oczy, po czym z całej siły trzasnęłam drzwiami szafy. Miałam zamiar poprosić panią Heston, aby przy okazji cotygodniowego sprzątania wywaliła też zalegające śmieci, żebym ja nie musiała brudzić sobie nimi rąk.
Bo obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę do tamtego lata. Nie będę rozpamiętywać złamanego serca, bo w przeszłości i tak zabrało mi ono już zbyt wiele. Nie powtórzę błędów, których się wtedy dopuściłam. I więcej nie zbliżę się do nikogo bardziej, niż pozwolą mi rozsądek i logika.
W Nowym Jorku unikałam emocjonalnego ryzyka. Umawiałam się tylko z chłopakami, którzy byli wobec mnie otwarci, których spojrzenie nie wpychało mnie w nurt pieprzonej rzeki tajemnic. Wystarczył jeden błąd czy zatajenie czegoś, a skazywałam delikwenta na dożywocie bez możliwości złożenia apelacji.
Bo wiedziałam, że gdybym pomyliła się ponownie, mogłabym już nie poskładać swojego serca w całość.