- promocja
- W empik go
To po prostu działa! Prawo Przyciągania - moja historia - ebook
To po prostu działa! Prawo Przyciągania - moja historia - ebook
Odkryj sekretne drzwi do świata, w którym wszystko, czego pragniesz, staje się Twoje. „To po prostu działa!” to nie tylko książka – to klucz do transformacji, który otworzy Ci oczy na niewykorzystany potencjał tkwiący w Twoim wnętrzu. Grzegorz Glinka, mistrz i pasjonat Prawa Przyciągania, zaprasza Cię do świata, gdzie niemożliwe staje się możliwe…
Czy jesteś gotów na życie bez ograniczeń? Na stronach tej książki znajdziesz nie tylko inspirującą opowieść o przebudzeniu i triumfie nad przeciwnościami losu, ale również praktyczne narzędzia, które pozwolą Ci stać się architektem własnej rzeczywistości. Przeżyj emocjonującą podróż przez życie autora i odkryj, jak wykorzystać Moc Boskiej Inteligencji do osiągnięcia sukcesu na każdej płaszczyźnie życia.
Grzegorz Glinka nie obiecuje cudów – on pokazuje, jak je tworzyć. Zanurz się w lekturze i pozwól, aby każda strona była kolejnym krokiem na drodze do spełnienia Twoich marzeń. Książka „To po prostu działa!” to przepustka do świata, w którym Ty decydujesz o wszystkim. Czy jesteś gotów na tę podróż?
Spis treści
Wprowadzenie
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział pierwszy: Zrozumieć życie
Rozdział drugi: Pasja
Rozdział trzeci: Tęczowa przygoda
Rozdział czwarty: Stacyjka
Rozdział piąty: Ciuchcia
Rozdział szósty: Sklepik
Rozdział siódmy: Przebudzenie
Rozkmina #1
CZĘŚĆ DRUGA
Rozdział ósmy: Narzędzia rozwoju osobistego
Rozdział dziewiąty: Cuda medyczne
Rozdział dziesiąty: Leczenie na odległość
Rozkmina #2
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział jedenasty: Nagroda Nobla
Rozdział dwunasty: Oscar
Rozdział trzynasty: Puchar Ligi Mistrzów
Rozkmina #3
Ćwiczenie
Końcówka
Podziękowania
Bibliografia
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957884-7-5 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Któregoś dnia jeden z moich przyjaciół – Mieczysław Krzewina – wpadł na genialny pomysł i zamówił do domu bieżnię elektryczną. Mieszkaliśmy wówczas w Warszawie. Wynajmowaliśmy razem pokój w jednym z bloków nieopodal centrum handlowego Arkadia. Nazajutrz kurier zapukał do drzwi, by dostarczyć przesyłkę. Do tego czasu zdążyliśmy wypić po kilka piw.
Najpierw złożyliśmy produkt, po czym zaczęliśmy go testować.
– Jak tam, Mieciu? Dajesz radę? – zapytałem w pewnym momencie, widząc zmęczonego kolegę.
– Zapierdol, Grzegorz, oj, zapierdol. Podaj piwko, póki niewygazowane
– rzekł do mnie kompan, ledwie łapiąc oddech.
– Proszę bardzo. Dawaj, jakąś zmianę zrobimy – zaproponowałem, wręczając koledze browar.
– Dziękuję. No dobra, to pakuj się. Tylko powoli, nie będę wyłączać. –
Usłyszałem.
Za chwilę byłem już na bieżni. Złapałem odpowiedni rytm i biegłem.
Jednak po kilku minutach poczułem zmęczenie.
– Mietek, podasz puchę? Zaschło mi w gardle – poprosiłem kompana o przysługę.
– No jasne, chwila – oznajmił.
– Dzięki – powiedziałem, wystawiając rękę.
W tym samym momencie straciłem kontrolę nad bieżnią. Wyrzuciło mnie do tyłu. Zatrzymałem się na ścianie, upadając na drewnianą posadzkę.
Najpierw poczułem silny ból w plecach, by następnie rozciąć sobie podbródek. Krew lała się z mojego podgardla niczym z zarżniętego prosiaka. Mieczysław, zachowując spokój, zadzwonił po taksówkę, którą dojechaliśmy do szpitala. Lekarz zrobił wszystko, co było w jego mocy –
zszył mój podbródek. Następnie stwierdził, że mam rwę kulszową. Późnym wieczorem wróciliśmy z kumplem do domu, gdzie „tańczyliśmy” do samego rana. Zadowoleni usnęliśmy, ale gdy po kilku godzinach otworzyłem oczy, nie mogłem podnieść się z łóżka. Stękałem i przewracałem oczami, ponieważ ból był ogromny. Cierpiałem zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy.
– Grzegorz, to może spróbujesz w końcu podróży astralnych? Ponoć dusza jest wolna od bólu i cierpienia. Zrelaksuj się
– zaproponował któregoś razu koleżka.
– Mieciu, ty to jednak niegłupi chłopak jesteś – odpowiedziałem, akceptując propozycję.
– Dziękuję! – wykrzyknął ucieszony kolega.
Swego czasu dużo rozmawialiśmy z Mietkiem o podró żach astralnych.
Fascynował nas ten temat. O co w ogóle chodzi? OOBE to doświadczenie, które polega na przebywaniu duszy poza ciałem. Najtrudniejszym etapem jest odklejanie się ciała astralnego od fizycznego. Istotne, aby robić to spokojnie i z wyczuciem. Moją ulubioną metodą są wizualizacje. Technika polega na wyobrażeniu sobie siebie bujającego się na huśtawce i
wyskakującego z niej do góry. Oczywiście należy to zrobić w stanie transu.
Jeśli nam się uda, to co się dzieje dalej? Dusza ma oczy dookoła głowy, więc widzimy w obrębie 360 stopni. Nie czujemy żadnego bólu, odczuwamy relaks. Podróże odbywają się w równoległych wszechświatach, czyli alternatywnych rzeczywistościach naszego bytu. Możemy chodzić, biegać, a nawet latać z niewyobrażalną prędkością. Jesteśmy w stanie burzyć wszystko, co spotykamy na swej drodze. Mamy możliwość budowania. Możemy robić dosłownie wszystko, co chcemy. Ciekawym przeżyciem są rozmowy ze zmarłymi ludźmi bądź zwierzętami. Można podróżować całą noc, chociażby latając z jednego państwa do drugiego, ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że po powrocie do ciała człowiek nie czuje zmęczenia, natomiast jest odprężony i wyspany. Dusza wraca do swojego ciała zawsze, gdy się czegoś przestraszy. Podróże astralne zaoszczędziły mi wielu godzin cierpienia. Po kilku dobach spędzonych w łóżku bolączka powoli zaczęła ustępować, co spowodowało, że wróciłem do codzienności. Jest jednak coś, co mnie zastanawia. Jeżeli po wyjściu z ciała mamy tę samą świadomość, co w momencie, kiedy w nim przebywamy, to czym tak naprawdę myślimy? Duszą czy mózgiem?
Przecież mózg pozostał w świecie materialnym… Będąc w ciele, niektórzy ludzie są niewidomi, ponieważ mają problemy natury zdrowotnej. Jednak gdy te same osoby opuszczą ciało i zaczną przebywać w świecie astralnym, widzą 360 stopni dookoła głowy. To dotyczy wszystkich śmiertelników, żeby była jasność. Jak to możliwe? Czyżby oczy ograniczały pole widzenia człowieka? Niewidzących możemy podzielić na dwie grupy. W pierwszej
znajdują się istoty ludzkie, które straciły wzrok z różnych przyczyn.
Wiedzą, jak wygląda świat, potrafią go sobie wyobrazić. A gdyby tak zaznajomić ich z Prawem Przyciągania? W drugiej grupie mamy dzieci Boże, które nie widzą od urodzenia. Wystarczy nauczyć je technik OOBE, żeby mogły wyjść z ciała. Zobaczyłyby, jak wygląda rzeczywistość.
Następnie można by zaznajomić niewidomych z Mocą Podświadomości.
Połową sukcesu będzie przywrócenie im nadziei. Jeżeli bezgranicznie uwierzą, że odzyskają wzrok, to wcześniej czy później tak się stanie. Muszą być cierpliwi. Być może nie wszystkim uda się przywrócić wzrok, jednak warto spróbować. Niech przynajmniej jedna osoba zacznie widzieć, a oznaczałoby to przełom, zarówno w medycynie, jak i w nauce.
Ból powrócił niespodziewanie kilkanaście miesięcy później, niedługo przed moim powrotem na Wyspy Brytyjskie. Nie leczyłem się, ponieważ myślałem, że samo przejdzie, ale… myliłem się. Przybyłem do Anglii wraz z „koleżanką”, jaką była rwa kulszowa. Uczepiła się mnie niczym rzep psiego ogona. Z dnia na dzień ból się nasilał. Promieniował z dolnej części pleców aż do kostki lewej nogi. Czułem go przez całą dobę, zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy. Mogłem spać jedynie na plecach. Nie byłem w stanie ani biegać, ani chodzić. Kulałem. Miałem ogromny problem z siadaniem oraz pochylaniem się, toteż często prosiłem żonę lub przyjaciół, aby zawiązali mi sznurówki. Nie mogłem pracować na wysokich obrotach, ale pracodawcy byli wyrozumiali. Znali mój problem. Wiedzieli, że korzystam z porad specjalistów. Lekarze wysyłali mnie z jednej przychodni do drugiej. Chodziłem na rehabilitację, ćwiczyłem w domu, brałem
mnóstwo tabletek przeciwbólowych i… nic! Nawet jeśli któregoś dnia było trochę lepiej, to następnego cierpiałem kilka razy mocniej. Nieustający ból spowodował, że zacząłem być nieznośny dla otoczenia. Nie pamiętałem już, czym jest szczęście. Zapomniałem o radości i wdzięczności. Z
człowieka, który nie widział żadnych problemów, był miły i wyrozumiały, przeobraziłem się w kogoś zupełnie innego. Zacząłem marudzić, narzekać i oceniać. Miałem pretensję do wszystkich o wszystko, aż w końcu zgorzkniałem. Podziwiam moją żonę, która dzielnie to znosiła. Gehenna trwała około siedmiu lat. Pewnego razu, gdy czytałem o różnych cudach opisanych w książce pt. „Potęga podświadomości”, doszło do mnie, że jestem w stanie dokonać czegoś podobnego. Uwierzyłem w to bezgranicznie, ponieważ zrozumiałem, że Prawo Przyciągania jest dla mnie ostatnią deską ratunku. Medycyna zawiodła, niestety.
W dniu, w którym wziąłem sprawy w swoje ręce, przestałem wykonywać ćwiczenia, jakie zalecił mi lekarz. Postanowiłem także omijać szerokim łukiem wszystkie gabinety medyczne.
Codziennie, zarówno rano, jak i wieczorem prosiłem w myślach Wszechmogącego o to, żebym wyzdrowiał. Oczyma wyobraźni widziałem siebie tryskającego energią. Biegałem, skakałem, robiłem salta.
Wyobrażałem sobie takie czynności, jakich nie mogłem wykonywać przez kontuzję pleców. Mocno wczuwałem się w każdą ze scen. Odczuwałem zmęczenie oraz powiew wiatru, słyszałem śpiew ptaków. Dziękowałem pod koniec wizualizacji, ponieważ byłem pogodzony z myślą, że to wszystko dzieje się tu i teraz. Ból z dnia na dzień zaczął ustępować, dzięki czemu
poczułem większą motywację do pracy ze swoją podświadomością. Powrót do zdrowia wydawał się kwestią czasu.
Po około dwóch miesiącach mogłem już normalnie chodzić. Przestałem kuśtykać, a to spowodowało, że zacząłem biegać. Truchtałem dwa lub trzy razy w tygodniu. Początkowo nie było łatwo, gdyż ból dawał się we znaki.
Wiedziałem jednak, że jedyną drogą do sukcesu jest pozytywne myślenie.
Podczas biegu wyobrażałem sobie siebie w momencie, gdy wygrywam zawody sportowe. Wizualizowałem, jak na ostatniej prostej wymijam najgroźniejszego rywala i przekraczam metę jako zwycięzca. Czułem radość i ekscytację. Widziałem smutne twarze przeciwników. Dziękowałem im za walkę, jaką włożyli w wyścig.
– Dziękuję – mówiłem na koniec, odczuwając wdzięczność.
Zachowywałem się dokładnie tak, jakby sytuacja wydarzyła się przed momentem. Nie miałem problemu, by zobaczyć ją oczyma wyobraźni. Z
łatwością mogłem odtworzyć wszystkie uczucia i emocje, ponieważ jako nastolatek przeżywałem identyczne chwile, reprezentując swoją podstawówkę lub liceum w biegach międzyszkolnych.
Wkrótce potem zacząłem się zastanawiać, co zrobić w momencie, kiedy boli najbardziej. Nie mogłem utożsamiać się z cierpieniem, gdyż Prawo Przyciągania wyraźnie mówi, że przyciągamy więcej tego, na czym skupiamy swoje myśli. Wpadłem więc na pomysł, żeby oszukać swój mózg. Człowiek jest tak zaprogramowany, że puszczają mu hamulce na widok zielonego światła, w związku z czym wchodzi na jezdnię bez zastanowienia. Zielone światło oznacza zgodę. Odwrotnie jest w sytuacji,
gdy na przejściu dla pieszych widzimy czerwone światło. Wówczas wiemy, że nie możemy wejść na „zebrę”. Coś nas blokuje, więc kolor czerwony powinien się kojarzyć z zakazem. A idąc tym tropem… Za każdym razem, kiedy biegłem i odczułem dyskomfort w postaci silnego bólu, wyobrażałem sobie czerwone światło na sygnalizacji świetlnej lub jednolite tło w tym samym kolorze. Mój mózg dostawał wtedy sygnał, że nie akceptuję danej myśli, odrzucał ją.
– Jestem w 100% zdrowy. Dziękuję – mówiłem do siebie po chwili, odczuwając wdzięczność.
Następnie wyobrażałem sobie słup z sygnalizacją świetlną, na którym widniało zielone światło. Czasami widziałem w swojej głowie jedynie zielone tło. W obu przypadkach sprawiałem, że mój mózg akceptował myśl
– pozytywną myśl – która była kluczowa. Podsumowując, zielone światło –
godzisz się z wytworem pracy swojego umysłu, kolor czerwony – kasujesz niechciany scenariusz i odrzucasz propozycję, jaką daje mózg. Tę samą metodę zacząłem stosować również w innych sytuacjach. Korzystam z niej bardzo często, toteż przestały mnie spotykać różne przykrości czy niechciane okoliczności.
Pół roku później uświadomiłem sobie, że już nie mam rwy kulszowej.
Odpuściła, została w jakiejś alternatywnej rzeczywistości mojego bytu.
Kilka lat bezskutecznej walki z cierpieniem poszło w niepamięć. Wkrótce potem odzyskałem ochotę do życia. Stałem się lepszą wersją siebie, zgorzknienie minęło… Prawda jest taka, że gdybym zaufał medycynie, to dzisiaj byłbym inwalidą, jednak jestem zdrowy, bo zaufałem
Nieograniczonej Mocy Podświadomości. Większość lekarzy stwierdziłaby prawdopodobnie, że wydarzył się cud, gdyż nieleczona rwa kulszowa nie odpuszcza, a tymczasem wystarczyło zastosować Prawo Przyciągania.
23 czerwca 2019 roku byłem umówiony na towarzyską gierkę z ekipą obcokrajowców. Z samego rana poszedłem do sklepu sportowego, aby zakupić nowy ściągacz na swoje lewe kolano, które było operowane wiele lat wcześniej. Niestety nie znalazłem nic ciekawego. Tylko jeden produkt przykuł moją uwagę. „Ej, Greg. Fajnie byłoby mieć ściągacze na obu kolanach, ale z drugiej strony po co, skoro prawe mam całkowicie zdrowe”
– pomyślałem. W tym samym momencie poczułem się jakoś dziwnie i po chwili wyszedłem ze sklepu. W domu przebrałem się szybko. Następnie wziąłem rower i pojechałem do chłopaków. W drodze na boisko zauważyłem motyla, który wpadł między szprychy mojego jednośladu i zginął na miejscu. Głos intuicji szeptał, abym zawrócił, bo może się stać coś złego, ale zignorowałem podpowiedź. Na boisko dotarłem nieco spóźniony, w związku z czym nie chciałem tracić czasu na rozgrzewkę.
Dołączyłem do gry zupełnie nierozgrzany. Pierwszy kontakt z piłką –
pierwszy gol. Chwilę później wystartowałem do futbolówki, którą na wolne pole zagrał do mnie jeden z kolegów. Biegnąc sprintem, źle stanąłem. Noga w prawym kolanie wygięła mi się w bardzo nienaturalny sposób. Kątem oka widziałem rówieśników, którzy zasłaniali oczy rękoma. Zorientowałem się, że nie wyglądało to najlepiej, ale nie przestraszyłem się, gdyż od jakiegoś czasu stosowałem Prawo Przyciągania. Upadając na murawę, zamknąłem oczy i wyobrażałem sobie, że wszystko jest w porządku – jak
dalej biegam i strzelam kolejne bramki. Odczuwałem wszystkie emocje, jakie towarzyszą człowiekowi podczas tego typu sytuacji. Po chwili otworzyłem oczęta i zauważyłem stojących nade mną kolegów, którzy mieli nietęgie miny.
– Możesz ruszać nogą? – zapytał jeden z nich.
– Mogę, ale strasznie boli – odpowiedziałem.
– Albo złamanie, albo więzadła – odezwał się drugi.
– Na pewno nie. Myślę, że za dwa albo trzy tygodnie będę gotowy do gry – rzekłem z grymasem na twarzy, patrząc optymistycznie w przyszłość.
– Ej, Greg. Obyś miał rację, ale wiesz, jak jest – pesymistycznie zareagował kolejny kumpel.
– Panowie, widzimy się za kilka tygodni! – uciąłem temat, schodząc z boiska o własnych siłach.
Wsiadłem na rower i odjechałem do swojego miejsca zamieszkania.
Towarzyszył mi okropny ból. Kolano spuchło jak nigdy dotąd. Starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że kontuzja jest poważna. Następnego dnia siostra zawiozła mnie do szpitala. Lekarze najpierw obadali kontuzjowaną nogę, by następnie zrobić prześwietlenie.
– Panie Glinka, nie jest dobrze. Myślę, że będzie trzeba operować.
Wszystkie znaki na niebie wskazują na zerwanie więzadeł w prawym kolanie – rzekł doktor. – Wyślemy pana do specjalisty, który zadecyduje o pańskiej przyszłości – dodał po chwili.
Dostałem opakowanie tabletek przeciwbólowych, po czym zadowolony wróciłem do domu. Myślałem pozytywnie, gdyż uświadomiłem sobie, że
ludzie mają dużo większe problemy zdrowotne. „Greg, wiesz, jak jest.
Skoro wyleczyłeś kręgosłup, to tym bardziej poradzisz sobie z kolanem.
Uwierz w to, że jesteś bogiem, a w twoim życiu zaczną się dziać cuda!” –
dumałem przed pójściem spać.
Dobrze zapamiętałem operację lewego kolana. Nie gorzej rehabilitację oraz to, ile czasu wracałem do pełnej sprawności. Nie chciałem przechodzić przez to samo po raz drugi. Postanowiłem, że nie pójdę więcej do lekarza i wyleczę się sam. Misja wydawała się trudna w realizacji, gdyż miałem wrażenie, że prawa część nogi, od kolana w dół, wisi na ostatniej żyle. I wtedy mnie natchnęło. Nagle przypomniał mi się Joseph Murphy, który chorował niegdyś na raka skóry. Autor książki pt. „Potęga podświadomości” doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak wielką moc mają wypowiadane przez nas słowa, ponieważ zakorzeniają się w naszej podświadomości. Dzięki swojej wiedzy oraz doświadczeniu wymyślił
afirmację, którą powtarzał dwa, trzy razy dziennie. Z jakim skutkiem?
Złośliwy nowotwór zniknął po trzech miesiącach. Skóra pastora uległa całkowitemu uleczeniu, w co nie mogli uwierzyć lekarze. Tuż przed snem przeczytałem ową modlitwę na głos. Oto jej słowa: _Moje ciało i wszystkie jego narządy stworzyła Nieskończona Inteligencja_ _podświadomości. Ona także potrafi mnie uleczyć. Jej mądrość_ _ukształtowała wszystkie moje narządy, tkanki, mięśnie i kości. Ta sama_ _Nieskończona Siła Uwodzicielska obecna w moim ciele przemienia teraz_ _każdą komórkę mego organizmu i czyni go idealnie zdrowym. Jestem jej_
_wdzięczny za uzdrawianie, które właśnie się odbywa. Dzieła ukrytej we_ _mnie inteligencji twórczej są wspaniałe._
Czytając, oczywiście odczuwałem ogromną wdzięczność za to, że jestem zdrowy. Na koniec wypowiedziałem jedno, ale magiczne słowo – dziękuję.
Zamknąwszy oczy, udałem się do krainy czarów. Następnego dnia cudu nie było, aczkolwiek miałem wrażenie, że noga jest bardziej stabilna.
Afirmację pastora starałem się odmawiać przynajmniej trzy razy w tygodniu. Wiem, że powinienem robić to zdecydowanie częściej, ale wolałem skupić się na innych celach, które wymagały pracy z podświadomością. Powoli prawe kolano zaczęło dochodzić do siebie.
Zeszła opuchlizna, mogłem swobodnie poruszać nogą. Jednak po miesiącu, w najmniej spodziewanym momencie, poczułem silny ból w stawie kolanowym. To była rzepka, która przeskoczyła z punktu A do punktu B, po czym wróciła jakby na swoje miejsce. I wtedy usłyszałem głos intuicji, który szeptał, że zaboli mnie jeszcze cztery razy. W ciągu kolejnych pięciu miesięcy sytuacja powtórzyła się… czterokrotnie. Po każdej bolączce kolano zachowywało się coraz lepiej. Byłem wręcz pewien, że wszystko zmierza ku dobremu, jednak następne trzy tygodnie nie przyniosły żadnych efektów. Przyznam szczerze, żen w tym czasie nie zrobiłem nic, aby przyspieszyć proces leczenia. Postanowiłem to zmienić, więc w momencie, gdy medytowałem, zwróciłem się o pomoc do Wszechmogącego.
– Wszechu, proszę Cię… Daj mi jakąś wskazówkę. Co mam zrobić, żeby wyleczyć prawe kolano? Wiem, że jest coś takiego, ale co to ma być?
– mówiłem do siebie w myślach.
Tego samego dnia standardowo wybrałem się do pracy, natomiast później rozpocząłem przygotowywanie obiadu. Niebawem do domu wróciła moja żona.
– Misio, może pójdziemy dzisiaj razem na siłownię? – spytała znienacka.
W tym samym momencie olśniło mnie i stwierdziłem, że to właśnie ten brakujący element w mojej układance. Nagle przypomniało mi się, że po pierwszej operacji chodziłem na rehabilitację, która odbywała się na siłowni w szpitalu. Chodziło o to, żeby ćwiczyć i tym samym wzmocnić wszystkie mięśnie lewej nogi. Przecież to był fundament pod możliwość rozpoczęcia treningu biegowego. „Bingo!” – pomyślałem, ciesząc się jak dziecko.
Medytacja to telefon do Wszechświata, a „Wszechu” jest moim najlepszym przyjacielem, któremu ufam bezgranicznie. Wie o mnie wszystko, więc pytam go zawsze o radę, jeśli mam z czymś problem.
Odpowiedź dostaję przeważnie we śnie. Czasami w ciągu dnia – takie nagłe olśnienie.
Na siłowni ćwiczyłem jedynie nogi, zarówno lewą, jak i prawą. Trening trwał jakieś dwa miesiące. Po tym czasie zadecydowałem, że mogę w końcu wyjść na świeże powietrze i zacząć truchtać. Tak też uczyniłem.
Codziennie pracowałem ze swoją głową. Najczęściej zaraz po przebudzeniu albo na chwilę przed zaśnięciem, gdyż to właśnie wtedy podświadomość jest najbardziej podatna na zmiany. Najpierw prosiłem w myślach Boga, aby spełniło się wszystko, co zobaczę podczas wizualizacji. Następnie
wyobrażałem sobie swoją osobę w sytuacji, kiedy rywalizuję z kimś na bieżni, lub w momencie, gdy gram w piłkę nożną i strzelam gole.
Odczuwałem wszystkie możliwe uczucia i emocje, jakie spotykają człowieka w identycznych okolicznościach. Słyszałem głosy ludzi. Czułem padające wprost na moją twarz promienie słoneczne, ewentualnie deszcz.
Wierzyłem, że to doświadczenie odbywa się tu i teraz. Na sam koniec dziękowałem, odczuwając ogromną wdzięczność. Praktykowanie wdzięczności jest najprostszą i jednocześnie najszybszą drogą do pojednania ze Wszechświatem. Wyrażając tę emocję, wysyłamy sygnał do Wszechmogącego, że jesteśmy usatysfakcjonowani tym, co już posiadamy.
W odpowiedzi „Wszechu” zsyła na nas jeszcze więcej tego, za co jesteśmy wdzięczni. Nie zapominajmy o tym, że Duszą Wszechświata jest Miłość.
Pozytywne myślenie sprawiło, że znalazłem się docelowo w takim wszechświecie równoległym, w jakim chciałem być. Powrót do pełnej sprawności zajął mi około dziesięciu miesięcy. Mniej więcej tyle samo czasu potrzebowałem, by wyleczyć podobny uraz w lewym kolanie, który przytrafił mi się wiele lat temu. Problem w tym, że wówczas kontuzja przekreśliła moją karierę… Gdybym ponownie pogodził się ze wszystkim, co zobaczyłem i usłyszałem, przebywając na boisku lub w gabinecie lekarskim, to prawdopodobnie trafiłbym na stół operacyjny. Czy zabieg zakończyłby się pełnym sukcesem? Tego nie wiem, wszak prawda jest taka, że tym razem zaufałem Nieskończonej Boskiej Inteligencji, dzięki czemu obyło się bez ingerencji lekarzy i – co najważniejsze – prawe kolano jest całkowicie zdrowe.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTYLECZENIE NA ODLEGŁOŚĆ
Pod koniec października 2018 roku polecieliśmy z Martą do Polski na urlop. W dniu Wszystkich Świętych wybraliśmy się wraz z moimi rodzicami do kościoła, żeby wspólnie pomodlić się za zmarłych.
Odmawialiśmy różne modlitwy, między innymi
„Ojcze nasz” oraz „Zdrowaś Maryjo”. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że nie wiem, jakie jest ich przesłanie.
„O czym one są? Po co klepię z pamięci jakieś regułki, których nie rozumiem? Co mi to daje?” – analizowałem w myślach.
Gdy nabożeństwo się zakończyło, podszedłem do kilku przypadkowych osób.
– Przepraszam panią, ale chciałbym się dowiedzieć, o czym jest modlitwa „Ojcze nasz”. Może mi pani powiedzieć? – zwróciłem się do starszej kobiety.
– Ojoj, piękny kawalerze. A któż to wie? – Usłyszałem odpowiedź.
– Halo, proszę pana! O czym jest modlitwa „Zdrowaś Maryjo”? –
zaczepiłem posiwiałego mężczyznę.
– Trudne pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Proszę mi wybaczyć.
No, ciekawe… – Staruszek zamyślił się i popatrzył w niebo.
Byłem mocno zaskoczony niewiedzą tych ludzi, którzy systematycznie brali udział w liturgii. Spośród wszystkich zapytanych nikt nie udzielił