To tylko słowa - ebook
“To tylko słowa” to zaproszenie do świata, w którym kino staje się lustrem dla naszych własnych uczuć i marzeń. To książka, która jest zarówno inspiracją, jak i przypomnieniem, że słowa — te wypowiadane z serca — mogą zmienić świat. Niech ta lektura będzie dla Was, drodzy czytelnicy, podróżą pełną odkryć, śmiechu i wzruszeń, a także dowodem na to, że w kinie, tak jak w życiu, to tylko słowa mają moc tworzenia nieśmiertelnych historii. Książka została utworzona przy pomocy AI.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-711-5 |
| Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słowa mają niezwykłą moc. Potrafią wzruszyć, rozbawić, zainspirować, a czasem nawet zmienić życie. W świecie kina, gdzie obrazy i dźwięki tworzą magię, to właśnie słowa — wypowiadane przez aktorów, zapisane w scenariuszach, a czasem spontanicznie rzucone na planie — budują mosty między ekranem a sercem widza. Książka, którą trzymacie w rękach, „To tylko słowa”, jest hołdem dla tej mocy, a zarazem fascynującą podróżą w głąb dusz i umysłów największych gwiazd światowego kina, opowiedzianą przez jedną z najbardziej cenionych dziennikarek naszych czasów — Ophrę Wintrey.
Ophra, ikona empatii i mistrzowska rozmówczyni, od dekad zachwyca swoją zdolnością do tworzenia przestrzeni, w której nawet najbardziej skryte osobowości otwierają się, dzieląc swoimi marzeniami, lękami i refleksjami. W tej książce zebrała kilkadziesiąt wyjątkowych wywiadów z aktorami i aktorkami, których nazwiska na zawsze zapisały się w historii kina. Od zmysłowej Brigitte Bardot, przez charyzmatycznego Alaina Delona, po niepowtarzalnego Groucho Marxa — każda rozmowa to unikalny portret człowieka, który na ekranie tworzył niezapomniane role, a poza nim zmagał się z uniwersalnymi pytaniami o sens życia, miłość i prawdę.
„To tylko słowa” to nie tylko zbiór anegdot z planów filmowych, choć tych nie brakuje — od zabawnych opowieści Jackie’ego Chana o improwizowanych kaskaderskich wyczynach po nostalgiczne wspomnienia Kate Houston o pracy z legendami Hollywood. To także głęboka refleksja nad wartościami, które kształtują nas wszystkich. W swobodnych, pełnych ciepła rozmowach Ophra zachęca swoich gości do szczerości, pytając nie tylko o kulisy powstawania kultowych filmów, ale także o ich osobiste przekonania. Co dla Nicolasa Cage’a oznacza prawda w aktorstwie? Jak Dustin Hoffman rozumie siłę rodziny? Czy Roger Moore wierzył w miłość, która przetrwa wszystko? Odpowiedzi na te pytania są równie poruszające, co różnorodne, ukazując, że gwiazdy kina, mimo blasku fleszy, pozostają ludźmi poszukującymi sensu i bliskości
Każdy wywiad w tej książce to jak otwarcie nowego rozdziału w wielkiej opowieści o sztuce i życiu. Ophra, z charakterystyczną dla siebie wrażliwością, prowadzi nas przez świat emocji, wspomnień i refleksji, odkrywając, że za każdą ikoniczną rolą kryje się człowiek z krwi i kości. Czytelnicy dowiedzą się, jak Brigitte Bardot odnajdywała wolność w swoich postaciach, dlaczego Alain Delon strzegł swojej prywatności niczym skarbu, a Groucho Marx znajdował radość w chaosie komedii. Te rozmowy to nie tylko kronika filmowych triumfów, ale także intymny zapis ludzkich doświadczeń, które rezonują z każdym z nas
„To tylko słowa” to zaproszenie do świata, w którym kino staje się lustrem dla naszych własnych uczuć i marzeń. Ophra Wintrey, z niezrównaną pasją i szacunkiem dla swoich rozmówców, stworzyła książkę, która jest zarówno inspiracją, jak i przypomnieniem, że słowa — te wypowiadane z serca — mogą zmienić świat. Niech ta lektura będzie dla Was, drodzy czytelnicy, podróżą pełną odkryć, śmiechu i wzruszeń, a także dowodem na to, że w kinie, tak jak w życiu, to tylko słowa mają moc tworzenia nieśmiertelnych historii.Wywiad z Seanem Connerym i Jill St. John — „Diamenty są wieczne”
OPHRA: Witajcie, drodzy widzowie! Jestem absolutnie zachwycona, że mogę dzisiaj gościć dwie ikony kina — Seana Connery’ego, czyli niepowtarzalnego Jamesa Bonda, oraz Jill St. John, która jako Tiffany Case skradła nasze serca w „Diamentach są wiecznych”. Sean, Jill — dziękuję, że jesteście ze mną! Powiedzcie, jak to jest wrócić myślami do tego filmu po tylu latach? Co czujecie, patrząc wstecz na tę przygodę?
Jill St. John i Sean Connery
SEAN CONNERY: Ophra, to prawdziwa przyjemność być tutaj. Wracając do „Diamentów są wiecznych”… cóż, to był mój powrót do roli Bonda po krótkiej przerwie. Pamiętam, że podszedłem do tego z pewną nostalgią, ale i z nową energią. Las Vegas, diamenty, intrygi — to wszystko miało swój urok. A praca z Jill? Powiedzmy, że Tiffany Case była… iskrą w tej historii. _uśmiech_
JILL ST. JOHN: Och, Sean, zawsze wiesz, jak mnie przedstawić! _śmiech_ Ophra, dla mnie ten film to była czysta zabawa. Tiffany to postać pełna życia, sprytu i, no cóż, odrobiny chaosu. Wracanie do tych wspomnień to jak otwieranie szkatułki z klejnotami — każdy moment błyszczy inaczej. Było intensywnie, ale uwielbiałam każdą sekundę.
OPHRA: Uwielbiam waszą chemię! Przejdźmy do pierwszego pytania. Sean, James Bond to symbol władzy — zarówno fizycznej, jak i intelektualnej. Jak to jest wcielać się w kogoś, kto zawsze ma kontrolę? Czy kiedykolwiek czułeś, że ta władza jest ciężarem?
SEAN CONNERY: Władza Bonda… to ciekawy temat. Bond jest człowiekiem, który musi być zawsze o krok przed wszystkimi, ale to iluzja. W rzeczywistości to ciągłe balansowanie na krawędzi. Grałem go tak, by pokazać pewność siebie, ale też człowieczeństwo — zmęczenie, ironię. Ciężar? Może nie w trakcie zdjęć, ale czasem zastanawiałem się, jak długo można nosić ten smoking i wciąż być sobą. _uśmiech_ Na szczęście miałem szkocką whisky, by to równoważyć.
OPHRA: _śmiech_ Kocham tę szczerość! Jill, Tiffany Case to kobieta, która też ma władzę, ale w inny sposób — jest sprytna, niezależna, a czasem manipulująca. Jak odnalazłaś się w tej roli? Czy czułaś, że Tiffany była pionierką wśród kobiet w serii o Bondzie?
JILL ST. JOHN: Tiffany jest jak diament — ma wiele ścianek, każda odbija światło inaczej. Była sprytna, ale też vulnerabilna, co uwielbiałam w niej grać. W tamtych czasach kobiety w filmach o Bondzie często były tylko tłem, ale Tiffany miała charakter, ambicje. Czułam, że mogę wnieść do niej coś świeżego — odrobinę zadziorności i humoru. Pionierką? Może nie myślałam o tym wtedy, ale teraz widzę, że wyprzedzała swój czas.
OPHRA: To piękne, jak oboje nadaliście tym postaciom głębię. Sean, powiedz mi, jak przygotowywałeś się do roli Bonda w „Diamentach są wiecznych”? To był twój szósty raz jako 007 — czy coś się zmieniło w twoim podejściu?
SEAN CONNERY: Przygotowanie do Bonda to zawsze miks dyscypliny i instynktu. Trenowałem fizycznie, bo Bond musi wyglądać jak ktoś, kto może przetrwać pościg i wciąż poprawić krawat. _uśmiech_ Ale w „Diamentach” chciałem dodać więcej ironii, lekkości. Po „W tajnej służbie Jej Mości” wiedziałem, że Bond musi ewoluować. Rozmawiałem z reżyserem, Guyem Hamiltonem, o tym, jak zachować równowagę między akcją a humorem. No i, oczywiście, ćwiczyłem ten akcent. _mruga_
OPHRA: Ten akcent to legenda! Jill, a ty? Jak weszłaś w skórę Tiffany? Czy inspirowałaś się kimś konkretnym, może prawdziwymi kobietami, które znałaś?
JILL ST. JOHN: Tiffany była dla mnie jak koktajl — trochę femme fatale, trochę dziewczyny z sąsiedztwa. Inspirowałam się kobietami, które znałam w Hollywood — silnymi, ale z poczuciem humoru. Dużo pracowałam nad jej mową ciała, tym, jak porusza się w przestrzeni. Pamiętam, że na planie spędzałam godziny, ćwicząc, jak Tiffany zmienia ton — od uwodzicielskiego do sarkastycznego w ułamku sekundy. To było jak taniec.
OPHRA: Cudowne! Przejdźmy do bardziej osobistego tematu. Sean, Bond to człowiek, który rzadko mówi o rodzinie. Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, jak wyglądałoby jego życie rodzinne? Czy James Bond mógłby być ojcem, mężem?
SEAN CONNERY: Bond i rodzina? _śmiech_ To jak wyobrażać sobie lwa w zoo. Bond żyje w świecie, gdzie każdy dzień może być ostatnim, więc rodzina to dla niego abstrakcja. Ale jako aktor czasem myślałem, co by było, gdyby miał kogoś bliskiego. Może byłby zaskakująco opiekuńczy, ale wciąż… cóż, wciąż Bond. Myślę, że prędzej adoptowałby młodego szpiega niż założył fartuch i piekł ciasto. _uśmiech_
OPHRA: _śmiech_ To obraz, który chciałabym zobaczyć! Jill, a Tiffany? Czy widzisz ją jako kogoś, kto marzy o rodzinie, czy była zbyt niezależna na takie życie?
JILL ST. JOHN: Tiffany i rodzina… To ciekawe. Myślę, że Tiffany chciałaby mieć kogoś, komu mogłaby ufać, ale najpierw musiałby dorównać jej sprytem. Ona jest zbyt dzika, by osiąść w domowym życiu bez przygód. Może miałaby dzieci, które odziedziczyłyby po niej talent do… powiedzmy, „kreatywnego” rozwiązywania problemów? _mruga_ Ale na pewno nie gotowałaby obiadów codziennie.
OPHRA: Uwielbiam wasze spojrzenie! Sean, w „Diamentach” Bond mierzy się z Blofeldem, swoim największym wrogiem. Jak to jest grać przeciwko takiemu przeciwnikowi? Czy miałeś jakieś osobiste refleksje na temat moralności, grając bohatera, który zabija?
SEAN CONNERY: Blofeld to uosobienie zła — manipulant, bez skrupułów. Gra przeciwko niemu, zwłaszcza w wykonaniu Charlesa Graya, była fascynująca. Jako Bond musisz być równie bezwzględny, ale z zasadami. Moralność Bonda jest szara — zabija, ale robi to w imię większego dobra. Jako aktor musisz to usprawiedliwić, ale czasem, po zdjęciach, zastanawiasz się nad tym ciężarem. Na szczęście po „cięciu” wracałem do whisky i golf. _uśmiech_
OPHRA: Jill, Tiffany przechodzi przemianę — od przestępczyni do sojuszniczki Bonda. Jak budowałaś tę zmianę? Czy uważasz, że Tiffany miała swój moralny kompas?
JILL ST. JOHN: Tiffany to pragmatystka. Zaczyna jako ktoś, kto dba tylko o siebie, ale spotkanie z Bondem zmienia jej perspektywę. Budowałam tę przemianę przez subtelne gesty — jak jej wahanie, spojrzenia. Myślę, że miała moralny kompas, ale był trochę… elastyczny. _śmiech_ Ostatecznie chciała zrobić coś dobrego, ale na swoich warunkach. To czyni ją tak ludzką.
OPHRA: Przejdźmy do miłości. Sean, Bond i miłość to skomplikowany temat. W „Diamentach” jest wiele flirtów, ale czy Bond kiedykolwiek naprawdę kocha? Jak ty to widzisz?
SEAN CONNERY: Bond i miłość… *zawsze myślę, że to miłość, to ulotna chwila. Bond pozwala sobie na uczucia, ale wie, że nie może się zatrzymać. W „Diamentach” jego relacja z Tiffany jest pełna chemii, ale to bardziej taniec niż romans. Jako aktor starałem się pokazać, że Bond pragnie bliskości, ale jego życie to samotność. To tragedia, ale, jak to mówi Tiffany, „diamenty są wieczne”, a miłość… nie zawsze.
OPHRA: To głębokie, Sean. Jill, a Tiffany? Czy ona zakochała się w Bondzie, czy to była dla niej gra?
JILL ST. JOHN: Tiffany i Bond to jak dwa magnesy — przyciągają się, ale nie do końca pasują. Myślę, że była nim zafascynowana, może nawet trochę zauroczona, ale Tiffany jest zbyt sprytna, by rzucić wszystko dla faceta — nawet Bonda. Dla niej to była gra, w której chciała wygrać, ale kto wie? Może w głębi serca marzyła o czymś więcej. _uśmiech_
OPHRA: Kocham tę dynamikę! Sean, jedną z najbardziej ikonicznych scen jest pościg w Las Vegas. Jak wyglądało kręcenie tych scen? Czy miałeś jakieś zabawne momenty na planie?
SEAN CONNERY: Pościg w Las Vegas był chaosem — ale w dobrym sensie. Kręcenie tych scen wymagało precyzji, a ja uwielbiam samochody, więc świetnie się bawiłem. Pamiętam, że raz samochód, Ford Mustang, zakopał się w piasku, i cała ekipa musiała go wyciągać. A ja? Stałem z boku z martini w ręku, żartując, że Bond nigdy by do tego nie dopuścił. _uśmiech_
OPHRA: _śmiech_ To kwintesencja Bonda! Jill, a ty? Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z planu?
JILL ST. JOHN: Och, było ich tyle! Jednym z moich ulubionych momentów była scena w kasynie — ta cała przepych, kostiumy, atmosfera. Pamiętam, że raz zapomniałam swojej kwestii, bo Sean spojrzał na mnie tym swoim „bondowskim” spojrzeniem i zaczęłam się śmiać. Reżyser krzyczał „Cut!”, a my nie mogliśmy przestać chichotać. To takie ludzkie momenty.
OPHRA: Przejdźmy do wiary. Sean, Bond wydaje się wierzyć tylko w siebie. Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, co napędza go duchowo? Czy ma wiarę w coś większym?
SEAN CONNERY: Bond i wiara… to To trudny temat. Myślę, że jego wiarą jest misja — wiara w to, że jego działania mają sens. Nie jest religijny, ale ma kodeks honorowy. Jako aktor starałem się pokazać, że Bond wierzy w sprawiedliwość, nawet jeśli oznacza to brudzenie rąk. Ale po zdjęciu? Wracam do domu, a moja wiara to rodzina, dobre wino i golf. _uśmiech_
OPHRA: Jill, a Tiffany? Czy miała wiarę w coś większego, czy żyła tylko chwilą?
JILL ST. JOHN: Tiffany wierzy w siebie — to jej największa siła. Ale myślę, że w głębi serca marzyła o świecie, gdzie mogłaby być wolna od intryg. Nie jest religijna, ale ma wiarę w to, że spryt i odwaga mogą zmienić jej los. Gra To grając ją to, starałam się pokazać, że pod tą twardą powłoką kryje się nadzieja.
OPHRA: To piękne. Sean, „Diamenty są wieczne” to film pełen luksusu. Jak to jest grać kogoś, kto żyje w takim świecie, ale jest zawsze w niebezpieczeństwie? Czy ten kontrast wpływał na ciebie?
SEAN CONNERY: Luksus Bonda to scenografia — piękna, ale nietrwała. Grając go, cieszyłem się smokingami i gadżetami, ale wiedziałem, że prawdziwa praca to emocje. Kontrast między luksusem a niebezpieczeństwem dodawał Bondowi głębi. A na mnie? Cóż, po zdjęciu wracałem do prostego życia — szkockiego i golf. _uśmiech_
OPHRA: Jill, a ty? Jak czułaś się w tym świecie przepychu jako Tiffany?
JILL ST. JOHN: To było jak zabawa w księżniczkę — kostiumy, biżuteria, kasyna. Ale Tiffany wie, że to wszystko to gra. Gra To grając ją to, starałam się pokazać, że ona cieszy się tym, ale jest zawsze gotowa na ucieczkę. To czyni ją tak fascynującą.
OPHRA: Ostatnie pytanie: Sean, co byś powiedział młodym aktorom, którzy marzą o graniu takich postaci jak Bond?
SEAN CONNERY: Bądźcie zdyscyplinowani, ale nie traćcie siebie. Bond to ikona, ale to wy nadajecie mu życie. Pracujcie nad ciałem, głosem, ale przede wszystkim — wierzcie w historię, którą opowiadacie. I zawsze miejcie w zanadrzu dobry żart. _uśmiech_
OPHRA: Jill, a twoja rada?
JILL ST. JOHN: Bądźcie odważni i bawcie się. Tiffany nauczyła mnie, że można być silną, sprytną i mieć przy tym frajdę. Nie bójcie się być sobą, nawet w największej roli.
OPHRA: Sean, Jill — dziękuję za tę podróż do świata „Diamentów”! Jesteście niesamowici, a wasze historie to prawdziwe klejnoty. Dziękuję, drodzy widzowie, za dzisiejszy wieczór!Wywiad z Jackie Chanem i Chrisem Tuckerem — „Godziny szczytu”
OPHRA: Drodzy widzowie, witajcie w dzisiejszym wyjątkowym odcinku! Jestem podekscytowana, że mogę gościć dwie gwiazdy, które zrewolucjonizowały kino akcji i komedię — Jackie Chana, czyli inspektora Lee, i Chrisa Tuckera, czyli detektywa Jamesa Cartera z „Godzin szczytu”! Jackie, Chris, dziękuję, że jesteście ze mną. Powiedzcie, jak to jest wrócić myślami do tego filmu po tylu latach? Co czujecie, wspominając tę przygodę?
Jackie Chan, Chris Tucker
JACKIE CHAN: Ophra, to prawdziwa radość być tutaj! „Godziny szczytu” to był dla mnie wyjątkowy projekt — połączenie akcji, humoru i przyjaźni. Praca z Chrisem była jak taniec kung-fu — pełna energii, chaosu, ale i harmonii. Wracając do tych wspomnień, czuję wdzięczność za to, jak ten film połączył ludzi z różnych kultur.
CHRIS TUCKER: Yo, Ophra, dzięki za zaproszenie! _uśmiech_ „Godziny szczytu” to było jak jazda rollercoasterem — szybko, głośno i z masą śmiechu. Wracam do tych chwil i myślę: „Wow, zrobiliśmy coś wielkiego!”. Jackie i ja? To jak peanut butter i jelly — różne smaki, ale razem smakujemy najlepiej!
OPHRA: Uwielbiam waszą energię! Zacznijmy od pierwszego pytania. Jackie, inspektor Lee to człowiek, który łączy dyscyplinę z honorem. Jak to jest grać kogoś, kto ma taką wewnętrzną siłę? Czy czułeś, że ta rola odzwierciedla twoje własne wartości?
JACKIE CHAN: Lee to postać bliska mojemu sercu. Wychowałem się w szkole sztuk walki, więc dyscyplina i szacunek to dla mnie podstawa. Grać Lee to było jak pokazać światu, że można być silnym, ale też pokornym. W scenach akcji wkładałem całe serce — każdy cios, każdy skok to ja, bez kaskadera! Ale poza planem? Staram się być jak Lee — dbać o ludzi, o rodzinę.
OPHRA: To piękne, Jackie. Chris, a ty? James Carter to facet pełen charyzmy, ale też chaosu. Jak odnalazłeś się w tej roli? Czy czułeś, że Carter ma w sobie coś z ciebie?
CHRIS TUCKER: Ophra Facet, Ophra, Carter to ja na sto procent! _śmiech_ Ten gość to energia, gadanie, zero powagi. Grałem go tak, jakbym był na imprezie — pełen luz, żarty, pewność siebie. Carter ma moje poczucie humoru, moje flow. Ale wiesz, co było trudne? Utrzymanie tej energii przez cały dzień na planie. Musiałem pić dużo kawy, żeby nadążyć za Jackiem! _uśmiech_
OPHRA: _śmiech_ Kocham waszą dynamikę! Jackie, w „Godzinach szczytu” Lee przybywa z Hongkongu do Los Angeles. Jak przygotowywałeś się do roli, by pokazać tę różnicę kulturową? Czy miałeś własne doświadczenia, które ci pomogły?
JACKIE CHAN: Przygotowanie do roli Lee było naturalne, bo sam przyjechałem z Hongkongu do Hollywood. Wiedziałem, jak to jest być w nowym miejscu, gdzie wszystko jest inne — język, kultura, jedzenie! _uśmiech_ Rozmawiałem z reżyserem, Brettem Ratnerem, o tym, jak pokazać Lee jako outsidera, ale też jako kogoś, kto szybko się adaptuje. Moje własne życie — podróże, nauka angielskiego — bardzo mi pomogły.
OPHRA: Chris, a ty? Carter jest typowym Amerykaninem — głośnym, pewnym siebie. Jak pracowałeś nad tą rolą, by była autentyczna, ale nie przerysowana?
CHRIS TUCKER: Ophra, Carter to jak mój kuzyn na sterydach! _śmiech_ Chciałem, żeby był zabawny, ale prawdziwy. Obserwowałem ludzi w LA — policjantów, kumpli z ulicy — i dodałem do tego mój własny styl. Dużo improwizowałem, zwłaszcza w scenach z Jackiem. Brett dawał mi wolność, więc mogłem być sobą — głośnym, ale z sercem.
OPHRA: To czuć w waszej chemii! Jackie, Lee ma ogromną władzę jako inspektor, ale pozostaje skromny. Jak myślisz, skąd czerpie tę pokorę? Czy władza to dla niego ciężar?
JACKIE CHAN: Lee ma władzę, ale dla niego to odpowiedzialność. W kulturze azjatyckiej szacunek i honor są ważne, więc grałem go jako kogoś, kto wie, że władza to nie tylko siła, ale obowiązek. Czy to ciężar? Może czasem, ale Lee ma misję — chronić ludzi, jak prawdziwy wojownik. To dawało mi motywację na planie.
OPHRA: Chris, Carter też ma władzę jako detektyw, ale wydaje się bardziej… beztroski. Jak postrzegałeś jego podejście do odpowiedzialności?
CHRIS TUCKER: Carter? On myśli, że jest królem świata! _śmiech_ Ale serio, on ma serce na właściwym miejscu. Jego władza to bardziej luz i spryt niż powaga. Grałem go tak, żeby pokazać, że pod tym całym gadaniem kryje się facet, który chce dobrze, tylko robi to po swojemu. Czasem musiał się nauczyć, że władza to nie tylko odznaka, ale też odpowiedzialność.
OPHRA: Przejdźmy do rodziny. Jackie, Lee bardzo troszczy się o swoją kulturę i korzenie. Czy myślałeś o tym, jak rodzina wpłynęła na jego życie? Jakie wartości wyniósł z domu?
JACKIE CHAN: Rodzina to dla Lee wszystko. W Azji rodzina to podstawa — szacunek dla rodziców, tradycji. Grałem Lee tak, jakby nosił w sercu nauki swojego ojca — honor, ciężka praca, lojalność. Myślę, że tęsknił za domem w Hongkongu, będąc w LA. To dawało mu siłę, ale i smutek, który starałem się pokazać w cichych momentach.
OPHRA: Chris, a Carter? On wydaje się bardziej indywidualistą. Czy rodzina miała dla niego znaczenie?
CHRIS TUCKER: Carter to typ „sam sobie sterem”, ale rodzina jest w tle. Myślę, że ma bliskich, którzy go wspierają, może mamę, która zawsze mówi mu, żeby się ogarnął! _śmiech_ Grałem go tak, jakby chciał, żeby rodzina była z niego dumna, nawet jeśli nie mówi tego głośno. To facet, który działa dla ludzi, których kocha.
OPHRA: Miłość to kolejny temat. Jackie, w filmie jest subtelny wątek z Soo Yung. Czy Lee jest romantykiem? Jak widziałeś jego podejście do miłości?
JACKIE CHAN: Lee i miłość? On jest zbyt zajęty walką, by myśleć o romansach! _uśmiech_ Ale serio, myślę, że Lee ma w sercu miejsce na miłość, tylko jest ostrożny. Grałem go jako faceta, który stawia misję ponad uczucia, ale może kiedyś znajdzie kogoś, kto nadąży za jego kung-fu. _mruga_
OPHRA: _śmiech_ To byłoby coś! Chris, a Carter? On flirtuje na prawo i lewo. Czy myślisz, że naprawdę szuka miłości, czy to tylko gra?
CHRIS TUCKER: Carter? On myśli, że jest Casanovą! _śmiech_ Ale tak serio, on flirtuje, bo to jego sposób na życie — luz, zabawa. Myślę, że w głębi duszy chce kogoś, kto go zrozumie, ale jeszcze nie jest gotowy. Grałem go tak, żeby pokazać, że pod tym całym show kryje się facet, który może kiedyś się zakocha.
OPHRA: Uwielbiam wasze podejście! Jackie, sceny akcji w „Godzinach szczytu” są ikoniczne. Jak wyglądało ich kręcenie? Czy miałeś jakieś zabawne momenty na planie?
JACKIE CHAN: Sceny akcji to moja pasja! Projektowałem je sam — każdy skok, każdy cios. Kręcenie w LA było wyzwaniem — ulice, tłumy, chaos. Pamiętam, jak raz podczas sceny w Chinatown rozwaliłem przypadkiem stragan z owocami. Ekipa się śmiała, a ja przepraszałem sprzedawcę i sprzątałem mango! _uśmiech_
OPHRA: _śmiech_ Klasyczny Jackie! Chris, a ty? Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z planu?
CHRIS TUCKER: Yo, Ophra, każdy dzień z Jackiem to przygoda! Moje ulubione wspomnienie to scena, gdzie improwizowałem żarty, a Jackie nie mógł przestać się śmiać. Raz powiedziałem coś tak głupiego, że Brett krzyknął „Cut!”, bo cała ekipa się popłakała ze śmiechu. To były chwile, kiedy czuliśmy się jak kumple.
OPHRA: Przejdźmy do moralności. Jackie, Lee jest honorowym policjantem. Jak budowałeś jego moralny kompas? Czy kiedykolwiek miałeś dylematy, grając go?
JACKIE CHAN: Lee to wojownik z zasadami. Jego moralność to szacunek dla prawa, ale też dla ludzi. Grałem go tak, by pokazać, że nawet w chaosie wybiera to, co słuszne. Dylematy? Czasem myślałem, czy Lee poszedłby na skróty, ale zawsze wracałem do jego honoru. To dla mnie ważne.
OPHRA: Chris, Carter czasem nagina zasady. Jak widziałeś jego moralność?
CHRIS TUCKER: Carter to facet, który gra według własnych zasad, ale ma serce. Myślę, że jego moralność to lojalność — wobec Lee, wobec misji. Grałem go tak, żeby pokazać, że nawet jeśli robi coś po swojemu, to dla dobra sprawy. Czasem musiałem się zastanowić, jak daleko mogę go popchnąć, ale zawsze wracał na właściwą drogę.
OPHRA: Wiara to kolejny temat. Jackie, czy Lee miał wiarę w coś większego niż on sam? Jak to wpływało na jego działania?
JACKIE CHAN: Lee wierzy w sprawiedliwość i honor. To jego wiara — że jego praca ma sens. W kulturze azjatyckiej jest też szacunek dla przodków, tradycji. Grałem go tak, jakby nosił w sercu nauki swojego mistrza. To dawało mu siłę, by walczyć, nawet w trudnych momentach.
OPHRA: Chris, a Carter? Czy miał wiarę, która go napędzała?
CHRIS TUCKER: Carter wierzy w siebie i w to, że zawsze znajdzie wyjście! _śmiech_ Ale serio, myślę, że ma wiarę w przyjaźń, w ludzi. Grałem go tak, jakby wiedział, że na końcu dnia liczą się ci, którzy stoją za tobą. Może nie mówi o Bogu, ale ma wiarę w to, że robi różnicę.
OPHRA: Jackie, „Godziny szczytu” to też opowieść o przyjaźni. Jak budowałeś relację Lee i Cartera na ekranie?
JACKIE CHAN: Przyjaźń Lee i Cartera to serce filmu. Z Chrisem od razu złapaliśmy chemię — on żartuje, ja robię akrobacje, i jakoś to działa! _uśmiech_ Pracowaliśmy nad tym, by ich relacja była prawdziwa — od kłótni do szacunku. To jak moje prawdziwe przyjaźnie w życiu.
OPHRA: Chris, jak ty widziałeś tę przyjaźń? Co sprawiło, że wasza chemia była tak wyjątkowa?
CHRIS TUCKER: Ophra, z Jackiem to było jak miłość od pierwszego wejrzenia — no, może przyjaźń! _śmiech_ Jego energia, moje gadanie — to po prostu kliknęło. Grałem Cartera tak, jakby Lee był jego bratem, którego czasem wkurza, ale zawsze ma za sobą. Improwizacja pomogła nam to pokazać.
OPHRA: Jackie, jak wyglądała praca nad choreografią walk? Czy miałeś pełną kontrolę nad tymi scenami?
JACKIE CHAN: Choreografia to moja domena. Projektowałem walki tak, by były szybkie, zabawne, ale i realistyczne. Każda scena to jak taniec — precyzja, rytm. Miałem dużo wolności od Bretta, ale też odpowiedzialność, by nikt nie ucierpiał. To była frajda, ale i ciężka praca.
OPHRA: Chris, a jak ty radziłeś sobie z akcją? Czy Jackie nauczył cię jakichś sztuczek?
CHRIS TUCKER: Yo, Jackie to maszyna! Próbowałem nadążyć, ale moje „kung-fu” to głównie unikanie ciosów! _śmiech_ Nauczył mnie, jak wyglądać cool, nawet jak się przewracasz. W scenach akcji głównie krzyczałem i biegałem, ale Jackie sprawił, że wyglądało to dobrze.
OPHRA: Ostatnie pytanie: Jackie, co byś powiedział młodym aktorom marzącym o rolach jak Lee?
JACKIE CHAN: Pracujcie ciężko, szanujcie innych i bądźcie sobą. Lee to nie tylko akcja, ale serce. Wkładajcie duszę w każdą rolę, a ludzie to poczują. I trenujcie — bo bez tego nie zrobicie kopnięcia z półobrotu! _uśmiech_
OPHRA: Chris, a twoja rada?
CHRIS TUCKER: Bądźcie prawdziwi, bawcie się i nie bójcie się improwizować. Carter to ja — energia, śmiech, serce. Znajdźcie to w sobie, a świat was pokocha. I słuchajcie Jackiego — on wie, co mówi! _uśmiech_
OPHRA: Jackie, Chris — jesteście jak dynamit! Dziękuję za tę podróż do „Godzin szczytu”. Wasza energia to prawdziwy skarb. Dziękuję, drodzy widzowie, za dzisiejszy wieczór!Wywiad z Piercem Brosnanem i Izabellą Scorupco — „GoldenEye”
OPHRA: Drodzy widzowie, witajcie w dzisiejszym wyjątkowym odcinku! Jestem absolutnie podekscytowana, że mogę gościć dwie ikony kina — Pierce’a Brosnana, czyli niezrównanego Jamesa Bonda, oraz Izabellę Scorupco, która jako Natalya Simonova skradła nasze serca w „GoldenEye”. Pierce, Izabella — dziękuję, że jesteście ze mną! Powiedzcie, jak to jest wrócić myślami do tego filmu po tylu latach? Co czujecie, wspominając tę przygodę?
Izabella Scorupco, Pierce Brosnan
PIERCE BROSNAN: Ophra, to prawdziwa przyjemność być tutaj. „GoldenEye” to był dla mnie początek podróży jako Bond — pełen emocji, wyzwań i adrenaliny. Wracając do tych wspomnień, czuję dreszczyk ekscytacji, ale też wdzięczność za pracę z tak wspaniałą ekipą, w tym z Izabellą. To był czas, kiedy świat Bonda otworzył się na nowo.
IZABELLA SCORUPCO: Ophra, dziękuję za to ciepłe powitanie! „GoldenEye” to dla mnie wyjątkowy moment — moja pierwsza duża rola w Hollywood. Grać Natalyę to było jak wskoczyć do rakiety — ekscytujące, trochę przerażające, ale niesamowite. Wracam do tych chwil z uśmiechem i nutką nostalgii. Praca z Piercem? Cóż, powiedzmy, że był idealnym dżentelmenem… z licencją na zabijanie. _uśmiech_
OPHRA: Uwielbiam waszą energię! Zacznijmy od pierwszego pytania. Pierce, „GoldenEye” to twój debiut jako James Bond — ikona władzy, elegancji i sprytu. Jak to jest wejść w buty takiej postaci? Czy czułeś ciężar tej odpowiedzialności?
PIERCE BROSNAN: Wejście w rolę Bonda to jak założenie idealnie skrojonego smokingu — pasuje, ale wymaga pewności siebie. _uśmiech_ Bond to symbol władzy, ale też człowiek z krwi i kości. Czułem presję, by oddać sprawiedliwość tej postaci, zwłaszcza po Seanie i innych. Starałem się wnieść do niego trochę wrażliwości, ironii, ale też tej bondowskiej charyzmy. Ciężar? Owszem, ale zamieniłem go na martini i poszedłem dalej.
OPHRA: _śmiech_ Klasyczny Bond! Izabella, Natalya to kobieta o ogromnej sile — intelektualnej i emocjonalnej. Jak odnalazłaś się w tej roli? Czy czułaś, że Natalya była przełomową postacią wśród kobiet w serii o Bondzie?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya to dla mnie skarb — inteligentna, odważna, ale też ludzka. Nie była tylko „dziewczyną Bonda” — miała własną historię, siłę. Grać ją to było wyzwanie, bo musiałam pokazać jej determinację, ale też kruchość. Myślę, że była przełomowa, bo miała głos, umiejętności — była partnerką Bonda, nie dodatkiem. To dawało mi ogromną radość na planie.
OPHRA: To piękne, jak oboje nadaliście tym postaciom głębię. Pierce, jak przygotowywałeś się do roli Bonda? To był twój pierwszy raz jako 007 — czy miałeś jakieś rytuały, by wejść w ten świat?
PIERCE BROSNAN: Przygotowanie do Bonda to miks fizyczności i psychiki. Trenowałem, by być w formie — pościgi, walki, to wymaga kondycji. Ale ważniejsze było zrozumienie Bonda — jego samotności, sprytu, humoru. Oglądałem wcześniejsze filmy, rozmawiałem z reżyserem Martinem Campbellem o tym, jak odświeżyć Bonda dla lat 90. No i, oczywiście, ćwiczyłem ten słynny tekst: „Bond, James Bond”. _mruga_
OPHRA: Ten tekst to legenda! Izabella, a ty? Jak budowałaś postać Natalyi? Czy inspirowałaś się kimś konkretnym?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya to połączenie siły i wrażliwości. Inspirowałam się kobietami, które znałam — inteligentnymi, niezależnymi, ale też pełnymi emocji. Pracowałam nad jej akcentem, by brzmiał autentycznie, i nad mową ciała — Natalya musiała być pewna siebie, ale nie arogancka. Dużo rozmawiałam z Martinem o jej motywacjach — dlaczego walczy, co ją napędza. To pomogło mi ją ożywić.
OPHRA: Przejdźmy do władzy. Pierce, Bond to uosobienie kontroli — zawsze ma plan, nawet w chaosie. Jak to jest grać kogoś, kto nigdy nie traci panowania? Czy kiedykolwiek czułeś, że ta władza jest iluzją?
PIERCE BROSNAN: Bond to mistrz iluzji — wygląda, jakby zawsze miał kontrolę, ale w środku to walka o przetrwanie. Grałem go tak, by pokazać tę fasadę pewności, ale też momenty, gdy jest na krawędzi. Władza Bonda to odpowiedzialność — za misję, za ludzi. Czy to iluzja? Może czasem, ale Bond wierzy, że może zmienić bieg wydarzeń. To daje mu siłę.
OPHRA: Izabella, Natalya też ma władzę — jej wiedza i odwaga są kluczowe w „GoldenEye”. Jak budowałaś tę siłę? Czy czułaś, że Natalya była równorzędnym partnerem Bonda?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya ma władzę, bo jest mądra i nie boi się działać. Budowałam ją, pokazując jej determinację — na przykład w scenach, gdzie hakuje systemy lub stawia czoła Trevelyanowi. Czułam, że jest równorzędnym partnerem Bonda — nie tylko go wspiera, ale wnosi coś unikalnego. To było dla mnie ważne, by pokazać, że kobiety w świecie Bonda mogą być bohaterkami.
OPHRA: Kocham tę perspektywę! Pierce, w „GoldenEye” Bond mierzy się z Alekiem Trevelyanem, dawnym przyjacielem, który stał się wrogiem. Jak to jest grać przeciwko takiemu przeciwnikowi? Czy myślałeś o moralnych dylematach Bonda?
PIERCE BROSNAN: Gra przeciwko Seanowi Beanowi jako Trevelyanowi to była czysta przyjemność — on wnosił taką intensywność! Alec to tragiczna postać — przyjaciel, który zdradził. Bond musi zmierzyć się nie tylko z wrogiem, ale z bólem zdrady. Moralność Bonda jest skomplikowana — zabija, ale robi to dla większego dobra. Grałem go tak, by pokazać ten wewnętrzny konflikt, ale po „cięciu” wracałem do kawy i żartów z ekipą. _uśmiech_
OPHRA: Izabella, Natalya przeżywa traumę — traci kolegów, jest ścigana. Jak budowałaś jej emocjonalną podróż? Czy uważasz, że miała swój moralny kompas?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya to ocalała — jej siła rodzi się z bólu. Budowałam ją, myśląc o kobietach, które przetrwały trudności — ich odwaga inspirowała. Jej moralny kompas to sprawiedliwość — chce powstrzymać zło, nawet jeśli się boi. Grałam ją tak, by pokazać, że jej decyzje płyną z serca, nie tylko z intelektu. To czyni ją tak ludzką.
OPHRA: Przejdźmy do miłości. Pierce, Bond i miłość to zawsze skomplikowana historia. W „GoldenEye” jest chemia z Natalyą — jak widziałeś tę relację? Czy Bond jest zdolny do prawdziwej miłości?
PIERCE BROSNAN: Bond i miłość… to jak taniec na linie. Z Natalyą jest iskra — szacunek, przyciąganie. Grałem go tak, by pokazać, że Bond czuje coś do niej, ale jego życie to misja. Czy jest zdolny do miłości? Myślę, że tak, ale wie, że to luksus, na który rzadko może sobie pozwolić. To jego tragedia, ale też urok.
OPHRA: Izabella, a Natalya? Czy zakochała się w Bondzie, czy to była dla niej bardziej przygoda?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya jest realistką, ale ma serce. Myślę, że była zafascynowana Bondem — jego odwagą, pewnością siebie. Ale miłość? To chyba za duże słowo. Grałam ją tak, jakby widziała w Bondzie partnera, ale też kogoś, kto żyje w innym świecie. Dla niej to była przygoda, która zmieniła jej życie, ale niekoniecznie serce.
OPHRA: Uwielbiam tę dynamikę! Pierce, sceny akcji w „GoldenEye” — skok z tamy, pościg czołgiem — są legendarne. Jak wyglądało ich kręcenie? Czy miałeś zabawne momenty na planie?
PIERCE BROSNAN: Te sceny to był czysty adrenalina! Skok z tamy to kaskaderski majstersztyk, ale ja musiałem wyglądać, jakby to było łatwe. _uśmiech_ Pościg czołgiem w Petersburgu? Chaos, ale frajda. Pamiętam, jak raz utknęliśmy w czołgu, a ekipa żartowała, że Bond powinien mieć lepszy GPS. To były chwile, które rozładowywały napięcie.
OPHRA: _śmiech_ To musiało być widowisko! Izabella, a ty? Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z planu?
IZABELLA SCORUPCO: Scena w centrum komputerowym, gdzie Natalya hakuje system — to było moje królestwo! Uwielbiałam grać te momenty, gdzie była w swoim żywiole. Raz, podczas sceny w pociągu, Pierce zaczął improwizować żarty, a ja nie mogłam utrzymać powagi. Martin Campbell krzyczał „Cut!”, a my śmialiśmy się jak dzieci.
OPHRA: Przejdźmy do rodziny. Pierce, Bond to samotny wilk. Czy kiedykolwiek wyobrażałeś sobie, jak wyglądałoby jego życie rodzinne? Czy mógłby być ojcem, mężem?
PIERCE BROSNAN: Bond i rodzina? To jak wyobrażać sobie orła w klatce. Jego życie to misja, ryzyko. Ale jako aktor czasem myślałem, co by było, gdyby miał rodzinę. Może byłby troskliwy, ale wciąż niespokojny. Grałem go tak, by pokazać, że nosi w sobie tęsknotę za normalnością, ale wie, że to nie dla niego.
OPHRA: Izabella, a Natalya? Czy widzisz ją jako kogoś, kto marzy o rodzinie?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya to kobieta, która ceni bliskość. Myślę, że marzy o rodzinie, ale po tym, co przeszła, byłaby ostrożna. Grałam ją tak, jakby chciała stabilności, ale najpierw musiała odzyskać swoje życie. Może kiedyś znalazłaby szczęście w domu pełnym ciepła — i komputerów. _uśmiech_
OPHRA: Wiara to kolejny temat. Pierce, czy Bond miał wiarę w coś większego? Co go napędzało?
PIERCE BROSNAN: Bond wierzy w misję — w ochronę świata przed chaosem. To jego wiara, choć nie mówi o niej głośno. Grałem go tak, by pokazać, że ma kodeks — nie religijny, ale etyczny. Po zdjęciach wracałem do mojego życia, gdzie wiara to rodzina, sztuka, proste rzeczy. To równoważyło Bonda.
OPHRA: Izabella, a Natalya? Czy miała wiarę, która ją prowadziła?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya wierzy w prawdę i sprawiedliwość. Po tym, co widziała — zdrada, zniszczenie — jej wiara to nadzieja, że może coś zmienić. Grałam ją tak, by pokazać, że jej siła płynie z przekonania, że dobro może zwyciężyć. To bardzo ludzkie.
OPHRA: Pierce, „GoldenEye” to film o zdradzie — Aleca, systemu. Jak budowałeś emocje Bonda w tych momentach?
PIERCE BROSNAN: Zdrada Aleca to dla Bonda cios. Grałem go tak, by pokazać ból, ale też determinację. Rozmawiałem z Seanem Beanem o tej dynamice — przyjaciel, który staje się wrogiem, to tragedia. Starałem się pokazać, że Bond walczy nie tylko z Trevelyanem, ale z własnym zaufaniem.
OPHRA: Izabella, Natalya też doświadcza zdrady. Jak pokazałaś jej reakcję na to?
IZABELLA SCORUPCO: Natalya traci wszystko — kolegów, poczucie bezpieczeństwa. Budowałam jej reakcję przez emocje — gniew, strach, ale też odwagę. Chciałam, by widzowie widzieli, że jest zraniona, ale nie złamana. To było wyzwanie, ale i szansa, by pokazać jej siłę.
OPHRA: Pierce, jak „GoldenEye” wpłynął na twoje postrzeganie Bonda? Czy zmienił twój pogląd na tę postać?
PIERCE BROSNAN: „GoldenEye” dało mi szansę stworzenia Bonda na nowo — bardziej ludzkiego, ale wciąż ikonicznego. Nauczyłem się, że Bond to nie tylko akcja, ale emocje, ironia. To zmieniło moje podejście do aktorstwa — nauczyłem się balansować między rozmachem a subtelnością.
OPHRA: Izabella, a ty? Jak „GoldenEye” wpłynął na ciebie jako aktorkę?
IZABELLA SCORUPCO: To był mój wielki debiut, więc nauczyłam się wszystkiego — od pracy na planie po radzenie sobie z presją. Natalya nauczyła mnie, że można grać silną kobietę, która jest też wrażliwa. To da itself a boost to my confidence as an actress.
OPHRA: Ostatnie pytanie: Pierce, co byś powiedział młodym aktorom marzącym o rolach jak Bond?
PIERCE BROSNAN: Bądźcie odważni, ale autentyczni. Bond to ikona, ale to wy dajecie mu duszę. Pracujcie nad sobą — ciałem, umysłem — i nigdy nie traćcie humoru. Świat potrzebuje bohaterów, ale też ludzi.
OPHRA: Izabella, a twoja rada?
IZABELLA SCORUPCO: Wierzcie w siebie i nie bójcie się być wrażliwymi. Natalya nauczyła mnie, że siła to nie tylko odwaga, ale też serce. Grajcie z pasją, a reszta przyjdzie sama.
OPHRA: Pierce, Izabella — jesteście jak złoto! Dziękuję za tę podróż do „GoldenEye”. Wasze historie to prawdziwe klejnoty. Dziękuję, drodzy widzowie, za dzisiejszy wieczór!Wywiad z Tonym Curtisem, Marilyn Monroe i Jackiem Lemmonem — „Pół żartem, pół serio”
OPHRA: Drodzy widzowie, witajcie w dzisiejszym niezwykłym odcinku! Jestem absolutnie zachwycona, że mogę gościć trzy legendy kina — Tony’ego Curtisa, czyli Joego vel Josephine, Marilyn Monroe, naszą niezrównaną Sugar Kane, oraz Jacka Lemmona, czyli Jerry’ego vel Daphne z filmu „Pół żartem, pół serio”. Tony, Marilyn, Jack — dziękuję, że jesteście ze mną! Powiedzcie, jak to jest wrócić myślami do tego arcydzieła po tylu latach? Co czujecie, wspominając tę przygodę?
Tony Curtis, Marilyn Monroe, Jack Lemmon
TONY CURTIS: Ophra, to prawdziwa przyjemność być tutaj. „Pół żartem, pół serio” to był dla mnie przełom — komedia, która była jak rollercoaster. Wracając do tych wspomnień, czuję radość, ale też nostalgię. Praca z Marilyn i Jackiem? To jak gra w orkiestrze z najlepszymi muzykami. _uśmiech_
MARILYN MONROE: Och, Ophra, dziękuję za te słowa! _delikatny śmiech_ Ten film to dla mnie jak sen — pełen śmiechu, ale i magii. Grać Sugar to było wyzwanie, ale też frajda. Wspominam to z ciepłem w sercu, choć czasem myślę, jak szybko minął ten czas. Było… no, pół żartem, pół serio! _mruga_
JACK LEMMON: Ophra, co za powitanie! „Pół żartem, pół serio” to była jazda bez trzymanki! _śmiech_ Pamiętam każdy dzień na planie — od szpilek po sambę z Osgoodem. Wracam do tego i myślę: „Boże, jak my to zrobiliśmy?”. Ale z Tonym i Marilyn? To była czysta magia.
OPHRA: Uwielbiam waszą energię! Zacznijmy od pierwszego pytania. Tony, Joe przeistacza się w Josephine, by uciec przed mafią. Jak to jest grać postać, która żongluje tożsamościami? Czy czułeś, że ta rola dała ci władzę nad opowieścią?
TONY CURTIS: Grać Joego i Josephine to było jak chodzenie po linie — ekscytujące, ale wymagające. Joe to spryciarz, a Josephine… cóż, musiałem znaleźć w sobie tę kobiecość, nie tracąc humoru. Władza? Może w tym sensie, że mogłem bawić się konwencją, ale prawdziwa władza była w rękach Billy’ego Wildera. On wiedział, jak nas poprowadzić. _uśmiech_
OPHRA: Marilyn, Sugar Kane to kobieta pełna uroku, ale też naiwności. Jak odnalazłaś się w tej roli? Czy czułaś, że Sugar miała swoją własną władzę, mimo że świat ją wykorzystywał?
MARILYN MONROE: Sugar to dla mnie ktoś bliski — marzycielka, która szuka miłości, ale wciąż się potyka. Grałam ją z sercem, bo znałam ten ból. Władza Sugar? Myślę, że była w jej uroku, w tym, jak rozbraja ludzi uśmiechem. Nie zawsze to kontrolowała, ale to czyniło ją prawdziwą. _delikatny uśmiech_
OPHRA: Jack, Jerry jako Daphne to absolutny hit! Jak to jest grać mężczyznę, który staje się kobietą i… cóż, świetnie się bawi? Czy Daphne dała ci poczucie władzy nad publicznością?
JACK LEMMON: Ophra, Daphne to była petarda! _śmiech_ Grać Jerry’ego, który wpada w ten szalony pomysł, a potem rozkwita jako Daphne — to było wyzwanie, ale i radość. Władza? Czułem, że mam publiczność w garści, gdy tylko założyłem te szpilki. Billy mówił: „Jack, baw się!”. I bawiłem się jak nigdy.
OPHRA: To czuć w każdej scenie! Tony, jak przygotowywałeś się do roli Joego i Josephine? Musiałeś przecież opanować nie tylko akcent, ale i całą tę transformację.
TONY CURTIS: Przygotowanie to była niezła gimnastyka! Pracowałem nad wysokim głosem, chodziłem w sukienkach po domu, żeby poczuć ten ruch. _uśmiech_ Billy i ja rozmawialiśmy o tym, jak Joe manipuluje sytuacją, ale też jak Josephine odkrywa coś nowego o sobie. Akcent? Podpatrzyłem Cary’ego Granta — chciałem, by „Shell Oil Junior” brzmiał jak milion dolarów.
OPHRA: Marilyn, a ty? Jak budowałaś Sugar? Czy czerpałaś inspirację z własnych doświadczeń czy może z innych kobiet?
MARILYN MONROE: Sugar to trochę ja, a trochę fantazja. Inspirowałam się dziewczynami, które znałam — pełnymi marzeń, ale zranionymi. Pracowałam nad jej głosem, tym lekkim, jakby zawsze była w chmurach. Billy chciał, żebym była zabawna, ale też wzruszająca. To było jak balansowanie na szpilkach — dosłownie i w przenośni. _śmiech_
OPHRA: Jack, jak ty przygotowywałeś się do Daphne? Te szpilki, peruka — jak znalazłeś tę kobiecość?
JACK LEMMON: Ophra, te szpilki to był koszmar! _śmiech_ Chodziłem w nich po planie, żeby się nie przewrócić. Billy i ja oglądaliśmy stare komedie, by złapać ten ton — trochę slapsticku, trochę serca. Daphne to Jerry, który odkrywa, że bycie kobietą to niezła zabawa. Po prostu wskoczyłem w to z głową… i peruką.
OPHRA: Przejdźmy do władzy. Tony, Joe manipuluje wszystkimi — mafią, Sugar, nawet Jerrym. Jak widziałeś jego podejście do władzy? Czy był moralny w swoich działaniach?
TONY CURTIS: Joe to oportunista — używa władzy, by przetrwać. Grałem go tak, by pokazać, że jest sprytny, ale nie bezduszny. Moralny? Cóż, oszukuje, ale robi to z desperacji. Kiedy zakochuje się w Sugar, zaczyna rozumieć, że władza bez szczerości to puste zwycięstwo. To była dla mnie ciekawa podróż.
OPHRA: Marilyn, Sugar wydaje się bezbronna, ale ma władzę nad mężczyznami. Jak budowałaś tę dynamikę? Czy Sugar była świadoma swojej siły?
MARILYN MONROE: Sugar nie myśli o władzy — ona po prostu jest sobą. Grałam ją tak, by pokazać, że jej urok to nie gra, tylko naturalność. Czy była świadoma? Może podświadomie, ale dla niej ważniejsza była miłość niż kontrola. To czyniło ją tak uroczą, ale i kruchą.
OPHRA: Jack, Daphne zdobywa serce Osgooda, co daje jej pewną władzę. Jak widziałeś tę relację? Czy Daphne miała moralne dylematy?
JACK LEMMON: Daphne to chaos w spódnicy! _śmiech_ Jej władza nad Osgoodem była przypadkowa — po prostu się bawiła, a on wpadł po uszy. Moralne dylematy? Jerry wiedział, że to oszustwo, ale Osgood był tak szczery, że Daphne zaczęła go lubić. Grałem to tak, by pokazać, że Jerry walczy ze sobą, ale śmiech wygrywał.
OPHRA: Przejdźmy do miłości. Tony, Joe zakochuje się w Sugar, ale oszukuje ją jako Josephine i Junior. Jak budowałeś tę skomplikowaną relację? Czy Joe naprawdę kochał?
TONY CURTIS: Joe i Sugar to miłość w przebraniu — dosłownie. Grałem go tak, by pokazać, że zakochuje się mimo swoich planów. Oszukuje, ale uczucie jest prawdziwe — widzisz to, gdy rezygnuje z kłamstw. Miłość Joego to dla mnie moment, gdy staje się lepszym człowiekiem. To było piękne do grania.
OPHRA: Marilyn, Sugar szuka miłości, ale wciąż trafia na niewłaściwych mężczyzn. Jak widziałaś jej serce? Czy wierzyła w miłość z Joem?
MARILYN MONROE: Sugar to wieczna romantyczka. Grałam ją tak, jakby wierzyła, że miłość jest tuż za rogiem, mimo ran. Z Joem? Myślę, że czuła coś prawdziwego — jego oczy, jego głos… coś ją przyciągało. _uśmiech_ W finale akceptuje go, bo widzi serce, nie kłamstwa. To dla mnie esencja Sugar.
OPHRA: Jack, relacja Daphne i Osgooda to komediowy majstersztyk! Czy Daphne naprawdę polubiła Osgooda, czy to była tylko gra?
JACK LEMMON: Ophra, Osgood to skarb! _śmiech_ Daphne zaczęła jako żart, ale Osgood był tak uroczy, że Jerry zaczął się wahać. Grałem to tak, by pokazać, że Daphne bawi się, ale czuje ciepło Osgooda. Czy to miłość? Może przyjaźń, ale ta scena „Nobody’s perfect” mówi wszystko — akceptacja ponad wszystko.
OPHRA: Ikoniczna scena! Tony, kręcenie „Pół żartem, pół serio” musiało być pełne wyzwań. Jakie jest twoje ulubione wspomnienie z planu?
TONY CURTIS: Scena na jachcie z Marilyn — to było jak sen! _uśmiech_ Było gorąco, ciasno, ale chemia między nami iskrzyła. Raz Billy musiał przerwać ujęcie, bo zaczęliśmy się śmiać z mojej imitacji Cary’ego Granta. To były chwile, które czyniły ten film wyjątkowym.
OPHRA: Marilyn, a ty? Jakie wspomnienie z planu jest dla ciebie najcenniejsze?
MARILYN MONROE: Scena z „I Wanna Be Loved by You” — czułam się jak na scenie, pełna życia. Pamiętam, jak ekipa klaskała po ujęciu, a Billy powiedział: „Marilyn, to magia”. To dało mi pewność siebie, choć byłam nerwowa. Takie momenty zostają w sercu.
OPHRA: Jack, twoje wspomnienie?
JACK LEMMON: Taniec z Osgoodem! _śmiech_ Joe E. Brown, który grał Osgooda, był genialny. Raz podczas samby zgubiłem rytm, a on mnie podtrzymał — dosłownie i w przenośni. Śmialiśmy się do łez, a Billy mówił: „Zostawiamy to!”. To była czysta radość.
OPHRA: Przejdźmy do moralności. Tony, Joe i Jerry oszukują, by przeżyć. Jak uzasadniałeś moralność Joego? Czy miałeś dylematy, grając go?
TONY CURTIS: Joe to facet w pułapce — oszukuje, bo musi. Grałem go tak, by pokazać, że jego moralność ewoluuje — od egoizmu do szczerości. Dylematy? Rozmawiałem z Billym o tym, jak daleko Joe może się posunąć. Ostatecznie jego miłość do Sugar go ratuje — to było dla mnie kluczem.
OPHRA: Marilyn, Sugar żyje w świecie, gdzie moralność jest płynna. Jak widziałaś jej kompas moralny?
MARILYN MONROE: Sugar jest dobra, ale naiwna. Grałam ją tak, by pokazać, że jej moralność to serce — chce kochać i być kochana. Nie osądza ludzi, nawet gdy ją ranią. To czyniło ją tak ludzką, ale też podatną na zranienia.
OPHRA: Jack, Jerry/Daphne to moralny rollercoaster. Jak budowałeś jego dylematy?
JACK LEMMON: Jerry to dobry facet, który wpada w złe pomysły! _śmiech_ Grałem go tak, by pokazać, że jego moralność to walka — chce dobrze, ale pokusa jest silna. Daphne pozwala mu zobaczyć świat z innej strony, co było dla mnie fascynujące. Ostatecznie wybiera szczerość, i to jest piękne.
OPHRA: Wiara to kolejny temat. Tony, czy Joe miał wiarę w coś większego? Co go napędzało?
TONY CURTIS: Joe wierzy w przetrwanie — to jego wiara. Grałem go tak, by pokazać, że jego spryt to sposób na życie, ale miłość do Sugar daje mu nadzieję. Nie jest religijny, ale ma wiarę w to, że może zmienić swój los. To bardzo ludzkie.
OPHRA: Marilyn, a Sugar? Czy miała wiarę, która ją prowadziła?
MARILYN MONROE: Sugar wierzy w miłość — to jej gwiazda polarna. Grałam ją tak, jakby nosiła w sercu nadzieję, że znajdzie szczęście. Nie mówi o Bogu, ale jej wiara to marzenia. To dawało mi siłę, by grać ją z lekkością, mimo jej bólu.
OPHRA: Jack, a Jerry/Daphne? Czy miał wiarę?
JACK LEMMON: Jerry wierzy w przyjaźń i… w dobre tango! _śmiech_ Grałem go tak, by pokazać, że jego wiara to lojalność wobec Joego i wiara, że jakoś to będzie. Daphne uczy go, że życie to nie tylko ucieczka, ale zabawa. To była dla mnie lekcja.
OPHRA: Tony, „Pół żartem, pół serio” to film o przebraniach — dosłownych i emocjonalnych. Jak ta tema wpłynęła na ciebie?
TONY CURTIS: Przebrania to metafora życia — wszyscy czasem gramy role. Grać Joego to było odkrywanie, jak blisko kłamstwa jest prawda. To nauczyło mnie, że aktorstwo to nie tylko rola, ale zrozumienie siebie. Billy stworzył film, który śmieszy, ale i zmusza do myślenia.
OPHRA: Marilyn, jak ty widziałaś temat przebrań w Sugar?
MARILYN MONROE: Sugar nosi przebranie — uśmiech, pewność siebie — ale w głębi jest wrażliwa. Grałam ją tak, by pokazać, że zdejmuje maskę, gdy czuje się bezpieczna. To nauczyło mnie, że bycie sobą to największa odwaga.
OPHRA: Jack, a Daphne? Jak przebranie wpłynęło na Jerry’ego?
JACK LEMMON: Daphne to przebranie, które staje się częścią Jerry’ego. Grałem go tak, by pokazać, że odkrywa siebie przez żart. To nauczyło mnie, że komedia może być głęboka — śmiejesz się, ale czujesz. Billy to geniusz.
OPHRA: Ostatnie pytanie: Tony, co byś powiedział młodym aktorom marzącym o rolach jak Joe?
TONY CURTIS: Bądźcie odważni, pracujcie ciężko i znajdźcie radość w każdej roli. Joe nauczył mnie, że aktorstwo to zabawa, ale i prawda. Wierzcie w siebie, a publiczność to poczuje.
OPHRA: Marilyn, twoja rada?
MARILYN MONROE: Grajcie z sercem i nie bójcie się być wrażliwymi. Sugar nauczyła mnie, że prawdziwość porusza ludzi. Bądźcie sobą, nawet w największej roli.
OPHRA: Jack, a ty?
JACK LEMMON: Bawcie się, ryzykujcie i kochajcie to, co robicie. Daphne nauczyła mnie, że życie to komedia — śmiejcie się, a świat się dołączy. _uśmiech_
OPHRA: Tony, Marilyn, Jack — jesteście jak szampan! Dziękuję za tę podróż do „Pół żartem, pół serio”. Wasze historie to prawdziwe arcydzieło. Dziękuję, drodzy widzowie, za dzisiejszy wieczór!