- promocja
- W empik go
To zawsze byłeś ty - ebook
To zawsze byłeś ty - ebook
Weronika jest nauczycielką języka polskiego w szkole, gdzie przed laty sama była uczennicą. Niestety ze względu na liczne problemy placówce grozi zamknięcie. Dyrekcja wraz z nauczycielami postanawiają zorganizować wielki piknik charytatywny, podczas którego spróbują uzbierać fundusze na uratowanie tego miejsca. Sposobem, aby ściągnąć tu jak najwięcej ludzi, może być zaproszenie znanego zespołu – The Midnight Moon – którego członkowie również chodzili kiedyś do tej szkoły i to w niej rozpoczęli swoją karierę, zdobywając muzyczne stypendium i podpisując pierwszy kontrakt.
Zadanie skontaktowania się z członkami zespołu przypada właśnie Weronice, ponieważ zna ich jeszcze z czasów szkolnych. I choć bardzo tego nie chce, niestety nie ma wyboru. Problem w tym, że zarówno z wrażliwym Erykiem, jak i z charyzmatycznym Adrianem łączy ją wspólna historia. Co będzie musiała zrobić, żeby przekonać ich do występu, na który nie mają ochoty? Czy spotkanie po latach pomoże jej uporządkować emocje, czy wprowadzi jeszcze więcej zamieszania w jej sercu?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-453-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co za kutas! Zacisnęłam pięści na kawałku Bogu ducha winnego ciasta drożdżowego. Jakby tego było mało, poryczałam się przed komórką. Czemu jego odmowa tak mnie zabolała? Podchodziłam do sprawy zbyt osobiście.
Byłam na skraju załamania nerwowego, czując, że wszyscy na nich liczą. Że liczą na mnie, a ja ich rozczaruję.
Dlatego kiedy następnego dnia weszłam na kolejne zebranie w gabinecie Szpili, na którym uczniowie gapili się na mnie z wyczekiwaniem, spanikowałam.
Powietrze w środku było duszne. Oparłam się niedbale o ścianę, krzyżując dłonie na piersi. Miałam nadzieję pozostać niezauważoną przez większość spotkania. Niestety mój plan już na samym początku spalił na panewce, bo od kiedy przekroczyłam próg, wszystkie oczy skupiły się na mnie.
– I co, wystąpią? – zapytał Henryk, kiedy napięcie osiągnęło apogeum.
Nie, powiedz prawdę.
Nie umiałam jednak wykrztusić z siebie tego słowa. Patrząc w ich pełne nadziei twarze, miałam wrażenie, że od mojej odpowiedzi zależy ich życie. Co zresztą poniekąd było prawdą, bo wszyscy stracą pracę, a dzieciaki zostaną przepisane do szkoły w sąsiedniej wsi. Która, nawiasem mówiąc, nie cieszyła się dobrą sławą. Co ja gadam! Ta szkoła wychowała największych mazowieckich kryminalistów. Musiałam coś wykombinować. Widząc oczami wyobraźni moich uczniów za kratkami rejonowego zakładu poprawczego, bąknęłam:
– Jasne.
Wszyscy zaczęli się cieszyć. Dziewczyny piszczały, obejmując się i podskakując. Szpila wyglądała, jakby miała dostać zawału serca, a Henryk zacisnął pięść i wyrzucił ją zwycięsko w powietrze.
Jezu Przenajświętszy.
Nagle poczułam mocny chwyt na swoim nadgarstku. To Esti wyciągnęła mnie na zewnątrz z przepraszającym uśmiechem. Zaprowadziła mnie do swojej sali, w której czuć było terpentyną. Upewniła się, że nikt za nami nie idzie, i trzasnęła starymi drzwiami.
– Co ty wyprawiasz? – syknęła z przerażoną miną.
– Spanikowałam – przyznałam z bólem. – Co teraz?
Wciągnęła powietrze ze świstem, opierając ręce na wiekowym kredensie.
– Nie mam pojęcia. Musisz coś wykombinować. A może jednak to przemyślą?
Pokręciłam głową, wodząc wzrokiem po pracach plastycznych zawieszonych na tablicy korkowej.
– Zostałam spławiona i olana z każdej możliwej strony – przyznałam, marszcząc brwi. – Prawdę mówiąc, trochę im uderzyła sodówa do głowy. Eryk potraktował mnie jak jakąś natarczywą…
Syknęłam ze złości, zaciskając palce na ołówkowej spódnicy.
– Może uczniowie się za nich przebiorą i odtworzą ich piosenki? – zaproponowałam, po czym podeszłam do rozstrojonego pianina i zagrałam kilka dźwięków. – Mogę im zrobić tło.
Obydwie wiedziałyśmy, że to nie ściągnie tutaj tłumów, które będą wysoko nad głową trzymać banknoty.
Estera wymamrotała coś niezrozumiałego. Bardzo prawdopodobne, że pojawiło się tam wyrażenie „pójdziemy z torbami”.
– Nie umiałam powiedzieć im prawdy – wyznałam, grając pierwsze akordy _Dziewczyny z truskawkowymi ustami_, mojej ulubionej piosenki The Midnight Moon. – Wszyscy tak bardzo na nich liczą, że to łamie serce.
– O matko… – Esti złapała się za głowę. – Przecież jak prawda wyjdzie na jaw, wybuchnie skandal!
Doznałam olśnienia, grając akordy refrenu. Na moich rękach pojawiła się gęsia skórka, nawet kilka dźwięków na tym rozklekotanym instrumencie na mnie działało. Uśmiechnęłam się wilczo, kiedy przyszedł mi do głowy błyskotliwy pomysł.
– Co? – spytała Estera, obserwując mnie z niepokojem.
Z trudem oderwałam dłonie od klawiatury, wyciągnęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer dawnego znajomego, który, jak wiedziałam, pracował teraz w jednej z najpopularniejszych gazet.
– Mam dla ciebie świetny materiał! – zakomunikowałam radosnym tonem, ścierając łzy z policzków. A potem umówiłam się z nim na spotkanie jeszcze tego samego dnia.
– Co ty znowu wymyśliłaś, Wera? – Esti przyglądała mi się z przerażeniem.
Wzruszyłam niewinnie ramionami.
– Powiedziałaś, że wybuchnie skandal, jeśli ludzie dowiedzą się, że The Midnight Moon nie zagra… – podjęłam z przebiegłą miną.
– Jesteś potworem – stwierdziła, jednak nie bez uznania. – To się może udać. A nawet jeżeli nie, nagłośni sprawę.
Pokiwałam głową. Może i byłam okrutna, ale obiecałam, że zrobię wszystko, żeby uratować szkołę. A „wszystko” z definicji zawiera w sobie podłożenie świni paru wyniosłym dupkom…
Następnego dnia była sobota. Nie musiałam się zrywać, ale z nerwów obudziłam się skoro świt. Jeszcze w piżamie włączyłam laptopa i weszłam na serwis gazety.
Tak, był tam!
Z walącym sercem kliknęłam w wielki nagłówek.
CZŁONKOWIE THE MIDNIGHT MOON ZOSTALI ZAPROSZENI
NA PIKNIK RATUJĄCY LOKALNĄ SZKOŁĘ.
Dalej było kilka ogólnych informacji o wydarzeniu. Żadnych zapewnień, że zagrają, ale byłam pewna, że ludzie tak to odbiorą. Może podkładałam im właśnie świnię życia, ale na Boga, byłam zdesperowana! Czy to naprawdę tak dużo? Pojawić się jednego dnia na pół godziny i odśpiewać dwa numery z gitarą akustyczną? Sama bym to zrobiła, gdyby ktoś chciał mnie słuchać. Sprawdziłam ich koncerty, kolejną trasę rozpoczynali dopiero we wrześniu. W wakacje mieli się pojawić na jednym festiwalu. JEDNYM. Bez przesady. To szkoła udostępniła im kiedyś salę do ćwiczeń i załatwiła pierwsze instrumenty. Byli nam to winni.
Nie mogłam znieść myśli, że tak bardzo mnie rozczarowali, a ja tak bardzo uwielbiałam ich muzykę. Czułam, że teraz Eryk już totalnie mnie znienawidzi, ale powtarzałam sobie, że będę w stanie to znieść.
W ciągu godziny w internecie zawrzało. Na profilu kapeli zaczęły pojawiać się komentarze z pytaniami o datę i sprzedaż biletów. Jednocześnie wielu ludzi przekazało im swoje wyrazy uznania i podziękowania.
Podkurczyłam nogi, z kubkiem kawy i turbanem na mokrych włosach, śledząc rozwój wydarzeń. Nie zdziwiłam się, kiedy mój Messenger zaczął pikać, obwieszczając nowe połączenie od Eryka. Krew w moich żyłach przyspieszyła, jednak odebrałam, uśmiechając się szelmowsko.
Eryk wyglądał, jakby dopiero ktoś go obudził bardzo nieprzyjemnym telefonem. Zmierzył ze zdziwieniem mój turban, rozchylając wargi. Tak, to było właśnie moje szczęście. Nigdy nie mógł zadzwonić, kiedy byłam umalowana i gotowa do wyjścia.
– Wera, coś ty najlepszego narobiła?! – zagrzmiał. – Ta gazeta musi natychmiast zdjąć artykuł i napisać przeprosiny.
Zaśmiałam się w głos.
– A co ja mam z tym wspólnego? – zapytałam, spokojnie dmuchając w parującą kawę.
– To nie ty podałaś informacje prasie? – zapytał zbity z pantałyku.
– Ja – przyznałam bez skrupułów. – Z czym masz problem?
Zminimalizowałam okno rozmowy, ciesząc się, że nie widzi mojej tapety, na której był on sam, i jeszcze raz weszłam na stronę gazety.
– Członkowie The Midnight Moon zostali zaproszeni na piknik ratujący szkołę… – wymruczałam pod nosem. – Piknik zostanie zorganizowany późną wiosną… Szkoła i gmina zapewnią wachlarz atrakcji… Nie widzę tu żadnej nieprawdy – oznajmiłam, czyszcząc szkła okularów.
– Nie grasz czysto – usłyszałam zachrypnięte syknięcie. – Dobrze wiesz, jak to brzmi.
Wróciłam do okna rozmowy. Wzruszyłam ramionami.
– Po prostu napiszcie u siebie na profilu, że nie dacie rady ruszyć tyłków i pomóc tym biednym dzieciakom. – Poczęstowałam go kolejnym kwaśnym uśmiechem, po czym się rozłączyłam.
Za chwilę zadzwonił ponownie.
– Słucham? – zapytałam słodko.
– Wera – zaczął, ściskając nasadę nosa. – Nie zdajesz sobie sprawy, jakie będę miał przez ciebie problemy.
– To nie moje problemy – odpowiedziałam, parafrazując jego słowa. Eryk potarł dłonią kark, przyglądając mi się wnikliwie. Moje serce zaczęło szaleńczo walić o klatkę piersiową. – Muszę kończyć, jestem zajęta.
Rozłączyłam się i padłam na łóżko.
Więcej nie zadzwonił. W internecie viralowo rozprzestrzeniła się wiadomość o koncercie. Fani byli zaskoczeni i zachwyceni. Zauważyłam, że ktoś odpowiedzialny za stronę zespołu zaczyna odpisywać na komentarze. Nie sprostował tych informacji, więc była nadzieja. „Nie znamy jeszcze szczegółów” – brzmiało enigmatyczne stanowisko.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej