Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Toksyczna Chemia. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
23 kwietnia 2025
52,99
5299 pkt
punktów Virtualo

Toksyczna Chemia. Tom 1 - ebook

Mam złe wizje. We wszystkich jest twoja krew…

Pojawiłem się w twoim życiu przypadkiem. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by cały mój świat stanął na głowie. Ta chemia była jak narkotyk – zbyt silna, by się jej oprzeć. Niestety… nie mogłaś wiedzieć, jakie demony we mnie drzemią.

Adam Janczewski nie potrafi kochać. Za to do perfekcji opanował sztukę manipulacji. Uwodzi kobiety dzięki zdolnościom prowadzenia wyrafinowanej gry psychologicznej, a na końcu z zimną krwią odbiera im życie.

Gdy poznaje Majkę – przyjaciółkę swojej obecnej dziewczyny – coś w nim się zmienia. Opanowują go instynkty, nad którymi trudno mu zapanować. A gdy próby wpłynięcia na kobietę zawodzą, Adam zaczyna całkowicie tracić kontrolę. Majka musi mieć się na baczności… Bo jeśli on czegoś pragnie – dokładnie to dostanie. Bez względu na cenę.
Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-713-3
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 2

Mimo że położyłem się spać nad ranem, wstaję dziś bardzo wcześnie. Jestem zbyt pobudzony, aby spać. Muszę działać. Coś robić. Cokolwiek. Ja pierdolę, jest dopiero ósma. Siedzę na łóżku z tym jebanym telefonem w ręku i czekam na wiadomość od Joanny. Korci mnie, żeby do niej zadzwonić i zapytać, czy mogę wpaść o tej szesnastej po portfel, ale problem w tym, że nie mogę tego zrobić. Wykręcam numer do Patrycji – laski, której wczoraj naściemniałem po mistrzowsku i która jednak się nie zabiła. Nie dbam już o to. To już mnie nie obchodzi. Nakręca mnie coś zupełnie innego. Wręcz rozpala. Czuję, jakbym się palił. Tak, te płomienie może ugasić tylko mój anioł…

– Adam! Jesteś tam?! – wydziera się Patrycja.

– Tak, tak, przepraszam. Zaczytałem się. – I za dużo ostatnio używam słowa „przepraszam”.

– Jak tam siostra?

– A jak może się czuć… – Kurwa, co ja jej wczoraj napisałem? Że nogę złamała? Tak, to chyba było to.

– Przykro mi.

To daremne, naprawdę.

– Jakoś da radę. Jest twarda. To jak? Widzimy się dzisiaj? – Serio tego chcę?

– O której będziesz?

– Między szesnastą a siedemnastą, ale myślę, że bliżej siedemnastej. Może być?

– Jasne, że tak. I w ogóle chciałam cię przeprosić za wczoraj. Wiesz, za te szantaże.

– Wystraszyłaś mnie. Nie rób tego więcej. – Po prostu zabij się od razu.

– Naprawdę jest mi głupio.

– Nieważne. Pogadamy później. Do wieczora.

– Pa. Kocham cię, wiesz o tym?

Oczywiście, kurwa, że o tym wiem. O niczym innym nie marzyłem jak tylko o tym, żebyś mnie pokochała. Od pierwszej sekundy, kiedy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że tak właśnie się to skończy. Pamiętam dokładnie, jak podjechałem pod jakiś klub dać mojemu dealerowi towar i wtedy właśnie cię zobaczyłem. Siedziałaś pijana i smutna przed lokalem. Taka bezbronna. Wiedziałem, że to nie będzie trudne. Podszedłem i zapytałem, czy wszystko w porządku. Spojrzałaś mi w oczy i… to było twoją zgubą. Tak bardzo cię chciałem, musiałaś być moja. Tylko dla mnie…

– Adaś, jesteś tam?

– Tak, jestem.

– Coś się dzieje?

– Nie, wiesz… spałem dzisiaj mało.

– Nie marudzę więc. Wyśpij się na wieczór.

– Jasne. Do zobaczenia.

Rozłączam się, zanim znowu powie coś bez sensu. Patrzę od razu na zegarek. Nie minęło zbyt dużo czasu. Przypominam sobie, że Krystian chciał wczoraj towar. Nie dostał go. Przez Aśkę zapomniałem, a teraz pewnie śpi i raczej nie odbierze telefonu. Nie mogę dzisiaj nic brać. Muszę być czujny i przede wszystkim opanowany, a szkoda, bo czas by szybciej zleciał.

Kawa. Prysznic. Myję zęby i wychodzę. Trzeba zrobić jakieś zakupy. Powinienem pomyśleć, czym chociaż trochę ugłaskać Patrycję. Niestety muszę ją na razie głaskać, choć jestem bardzo rozczarowany z tego powodu, bo nie takie było moje zamierzenie. Wszystko popsułaś, mój śliczny aniołku. Wszystko. Przez ciebie mój świat nie jest taki, jaki powinien być. Z twojej winy idę do sklepu pieszo, i na dodatek okrężną drogą, aby czas szybciej uciekał. Kurwa, kto normalny tak robi? I to jeszcze w taką pogodę. Jest okropnie zimno, choć tobie pewnie nie. Ty wygrzewasz się w łóżku, w ciepłej pościeli. Z ochotą wsunąłbym się pod twoją kołdrę i wtulił w ciebie. Taką niemiłosiernie ciepłą. Nie wiem dlaczego, ale z tą kurwą wczoraj w lesie nie było mi tak zimno. Dzięki tym myślom przypominam sobie o śmieciach, które miałem wyrzucić. Zrobię to po powrocie, dając sobie tym samym jeszcze więcej zmarnowanego czasu. Przypominam sobie także o jebanym nożu, który leży w schowku mojego samochodu. Z nim także muszę coś zrobić, ale tym zajmę się później.

Przy półce z winami stoję z jakieś dziesięć, może piętnaście minut, dokładnie oglądając każdą butelkę. Szukam czegoś dobrego. Musi być półsłodkie albo słodkie. Doskonale wiem, co lubi. Właściwie na chuj się tak staram? Może wszystko odwołam? Może mój anioł zaprosi mnie do środka i nie będę musiał zajmować się Patrycją? Może… może… może… A może, kurwa, po prostu odda mi portfel i wyprosi, bo wieczorem ma randkę z jakimś frajerem? Z Krystianem?! Niedoczekanie. On nie będzie jej miał. Nigdy w życiu na to nie pozwolę. Biorę w końcu to pierdolone wino, robię byle jakie zakupy – i tak kolację jem poza domem – i wychodzę ze sklepu, bo robi się coraz większy tłok, którego nie lubię.

Idę bardzo wolno. Mijam z tysiąc wystaw sklepowych. Sukienki, buty, znowu sukienki, salon sukien ślubnych… Dzwoni telefon. Kurwa mać, w końcu! Wyciągam go z kieszeni. Imię na wyświetlaczu wzmaga mój dobry humor. Dzwoni nie kto inny jak… Joanna.

– Tak? – odbieram, zadowolony.

– Przeszkadzam?

– Nie, co ty. – Wręcz przeciwnie.

– Jeśli chodzi o twój portfel… możesz wpaść tak koło szesnastej. Majka będzie w domu, to ci go odda.

– Okej, super. Postaram się nie spóźnić.

– Co robisz?

Mam ochotę jej powiedzieć, że sram, ale biorąc pod uwagę fakt, że właśnie mija mnie tramwaj, raczej nie uwierzy. I to w ogóle bez sensu, bo miałem być miły. Odpowiadam wymijająco, że wracam z zakupów, i chcę skończyć rozmowę, a ona mówi, że właśnie biegnie na wykłady i że chyba się spóźni, bo zagadała się z tobą, mój aniele. Szkoda, że wczoraj nie byłaś skora do rozmów, ale nic się nie stało. Dziś sobie z tobą porozmawiam. Mam nadzieję, że będziesz miała mi więcej do powiedzenia. Mam nadzieję, że zaproponujesz mi kawę. Liczę na to. Joanna nadal nawija. Powinienem jej słuchać.

– Wiesz, muszę kończyć, bo dotarłem do klatki i potrzebna mi ręka.

– Jasne. To co? Do jutra?

– Obowiązkowo.

– Buziak i do zobaczenia! – Jest wesoła. Zważywszy na okoliczności, nie powinna taka być.

– Całuję.

Chowam telefon do kieszeni i wyciągam klucz, jednak nie wchodzę do środka. Patrzę w stronę mojego samochodu ze świadomością pozostawionego tam noża. Później. Nie mogę teraz go wyciągnąć, no bo jak by to wyglądało? Facet wyciąga ze swojego audi zakrwawiony nóż i ot tak niesie go do mieszkania? Kurwa, muszę coś z nim zrobić.

***

Więcej żelu pod prysznic niż zazwyczaj. Więcej perfum. Więcej żelu na włosy. Nie! Kompletny brak żelu. Nie jestem jebanym pedałem i nie chcę, żebyś tak o mnie myślała. Patrzę w lustro na swoje zajebiste odbicie. Odbicie Boga na ziemi… Kurwa, przesadzam trochę, ale tak się właśnie czuję. Mój samozachwyt jeszcze bardziej potęguje myśl, że dzisiaj cię zobaczę, że być może będziesz moja. Nie możesz popsuć mi planów. W błękitnej koszuli, którą mam na sobie, zostawiam trzy guziki rozpięte od góry. Niektóre laski to kręci. Jeśli ciebie nie – nic się nie stanie. Prędzej czy później i tak będziesz moja, mój słodki aniołku. Z ekscytacji drżą mi dłonie, ale obiecałem sobie, że dzisiaj nic nie będę brał, i tak też zrobię. Przynajmniej do spotkania z tobą. Potem niech się dzieje, co chce.

Patrzę na zegarek. Czas mam chujowy, a nie wypada mi się spóźnić do ciebie, prawda? Zarzucam na siebie czarny płaszcz. Nie zapinam go, bo nie mam już czasu na takie głupie zabawy. Zbiegam na dół, modląc się w duchu, abym się, kurwa, gdzieś nie przewrócił. To byłaby katastrofa. Przecież na mnie czekasz. Dzięki Bogu dane mi było dotrzeć do samochodu bez żadnych utrudnień. Wskakuję do środka i przekręcając kluczyk, zerkam w stronę schowka. Wiem, mój przyjacielu, że tam siedzisz i że czekasz, żebym cię zabrał, ale widzisz, ja mam w tym momencie co innego do roboty. Puszczam byle jaką stację. O tej godzinie na żadnej nie ma wiadomości. I całe szczęście. Nie mam ochoty dzisiaj słuchać o brutalnym morderstwie jakiejś tam kurwy w jakimś tam lesie, choć nie wiem, czy miałoby to dzisiaj jakikolwiek wpływ na mój stan psychiczny. Nie przeszkadza mi nic – ani czerwone światła, choć czas mam chujowy, ani nawet to, że jakiś pajac zajeżdża mi drogę i muszę gwałtownie hamować. Kiwam tylko głową sam do siebie i wiesz co? Uśmiecham się! Jestem tak kurewsko szczęśliwy, że chcę krzyczeć.

Docieram na miejsce i nie wahając się, wysiadam z samochodu. Spoglądam w twoje okna. Pali się światło. Nie wierzę, że to się dzieje, że tam siedzisz i na mnie czekasz. Mam nadzieję, że jesteś sama. Podbiegam do drzwi klatki schodowej i przypominam sobie, że nie zamknąłem samochodu. Pierdolę to. Mam kluczyk, nic się nie stanie. Jak coś, kupię drugi… Nagle dociera do mojej durnej świadomości, że nie mogę tego pierdolić, bo w schowku mam jebany zakrwawiony nóż. Wracam delikatnie podkurwiony i zamykam samochód. Przez tę kurwę mam same problemy. Znów idę pod klatkę. Wciskam przycisk w domofonie. Czekam. Za długo. Powinnaś warować przy drzwiach i podnieść słuchawkę, zanim skończyłem dzwonić. To trwa za długo. Przeskakuję z nogi na nogę, ale wiesz co? Lubię czuć tę niepewność. To mnie nakręca jeszcze bardziej.

– Tak? – odzywa się nagle twój słodki głos, a we mnie coraz mocniej wzbiera podniecenie.

Co mam ci powiedzieć? „Witaj, aniołku. Mam nadzieję, że czekasz na mnie nago, bo przyszedłem cię ostro zerżnąć?” Chujowo. I po czymś takim na pewno byś mnie nie wpuściła. Dzisiaj muszę być grzeczny i potulny, choć tak tego nienawidzę. Wolę, jak jestem sobą.

– Tu Adam. Asia mówiła, że mogę wpaść po portfel. – I zerżnąć cię, jak nikt inny wcześniej tego nie zrobił.

– Tak, tak. Wejdź.

Otwierasz mi drzwi. Chcę, abyś otworzyła mi też inne rzeczy. Abyś otworzyła całą siebie. Rozpoczynam wędrówkę po schodach, do nieba, w którym mieszkasz. Nie spieszę się. Buduję napięcie. Już wiesz, że przybyłem, więc nie muszę się zbytnio spieszyć. Już prawie jestem. Cały dla ciebie. Zatrzymuję się na półpiętrze i spoglądam w górę, bowiem sekundę wcześniej mój kąt oka wychwycił, że ktoś stoi w drzwiach twojego mieszkania. Ty tam stoisz.

– Witaj! – odzywam się, a ty promieniejesz.

– Hej!

Śmiejesz się do mnie szeroko. Zauważam, że twoje zęby nie są tak równe jak u Joanny, ale, do kurwy, na cholerę mi twoje zęby. Liczę, że dasz mi coś dużo lepszego.

– Czekałam na ciebie.

Czekałaś na mnie? Niezmiernie mi miło. Miałem nadzieję, że będziesz na mnie czekać. Zamiast iść do ciebie, stoję na półpiętrze jak pajac. Muszę się ruszyć. Robię to. Wchodzę na górę. Zbliżam się, a mój chuj zaczyna robić się twardy. Ja pierdolę. Nie teraz. Muszę to jakoś ogarnąć, tylko że przypomina mi się, jak tego ranka mnie ujeżdżałaś. To zdecydowanie nie pomaga.

– Cieszy mnie to – odzywam się, kiedy stoję już obok ciebie.

Jesteś taka piękna. Z chęcią wziąłbym cię tu i teraz. Wyciągasz w moją stronę dłoń z portfelem. Hej, czy ona drży? Miałem takie samo wrażenie, kiedy wczoraj się z tobą witałem. Wiesz, co to oznacza? Że to bardzo dobry znak. Pragniesz mnie. To potwierdza, że będziesz bardzo łatwą zdobyczą. A druga sprawa – jesteś tak roztrzęsiona, że nie zwrócisz uwagi na wybrzuszenie w okolicy rozporka. To z twojego powodu, aniołku. Chciałbym, żebyś go dotknęła, ale zachowałbym się jak psychol. Nie chcę cię wystraszyć, a tak właśnie by się stało. Jeszcze nie teraz…

– Oddaję. Mam nadzieję, że wszystko jest.

Spuszczasz głowę. Ryzykujesz tym zauważenie mojego nabrzmiałego kutasa. Ja też ryzykuję, nic z tym nie robiąc. Obserwuję cię i nie mogę oderwać oczu od twojej twarzy. Czemu nie zaprosiłaś mnie do środka? Jest ktoś u ciebie? W końcu udaje mi się złapać twój wzrok.

– Dziękuję. – Odbieram od ciebie portfel, dotykając jednocześnie twojej dłoni, bo, kurwa, muszę cię dzisiaj dotknąć. Muszę cię dzisiaj mieć. Muszę wejść do środka i upewnić się, że jesteś sama. Że jesteś bezpieczna. – To może w ramach rewanżu jakaś kawa?

Debil… Kurwa! Co?! Jaka kawa?! Co się ze mną dzieje? O co chodzi? To ty masz, kurwa, latać za mną. Nie na odwrót. I w ogóle chyba cię wystraszyłem, bo zabierasz dłoń i chowasz ją do kieszeni. Wybacz. Nie chciałem. Chociaż może chciałem… Jesteś przerażona i bezsilna. Ten widok powoduje, że w moich gaciach jest jeszcze gorzej. To mnie jeszcze bardziej pcha w twoją stronę.

– Po pierwsze to powinieneś chyba podziękować Asi. Ja go tylko przekazałam. A jeśli chodzi o kawę – uroczo opierasz głowę o futrynę i patrzysz w moje oczy – mam dzisiaj gości.

Gości? Jakich, kurwa, gości?!

– Muszę się doprowadzić do porządku i trochę posprzątać… naszykować coś. – Przewracasz oczami.

Opieram rękę nad twoją głową. Czuję, jak powoli tracę kontrolę, a dzisiaj to niezbyt dobrze. Próbuję ze sobą walczyć.

– Wypijemy kawę, a za twój zmarnowany czas pomogę ci wszystko naszykować. – Uśmiecham się, ale uwierz mi, że to nie jest serdeczny uśmiech. Jest obłąkany.

– Nie odpuścisz?

Zaczynasz się denerwować. Ja też. Po co nam to, aniołku? Dlaczego tak bardzo utrudniasz nam życie?

– Nigdy nie odpuszczam. – I mówię to całkiem poważnie.

– Serio, nie dzisiaj.

– W takim razie… – Przysuwam się do ciebie jeszcze bliżej. Ja pierdolę! Prawie cię, kurwa, przytulam! – Musisz dać mi swój numer telefonu. – Musisz być moja.

– Po co?

Uśmiechasz się. Nie rób tego w tej sytuacji, bo zrobię ci krzywdę.

– Tak czy nie? Chcę się z tobą napić kawy. – I robić inne nieprzyjemne rzeczy. Boże, znowu złe wizje. Znowu wszędzie jest twoja krew. Oszaleję. – Powiedziałaś, że nie dzisiaj? Więc kiedy?

– Nie wiem…

– Kiedy? – Przysuwam się tak blisko, jak tylko się da. Na tyle blisko, że dotykają mnie twoje piersi. Chcę jeszcze bliżej…

– Zgadamy się. Zapisz numer.

Kurwa… co?! Pauza. Patrzysz na mnie jakaś taka zmęczona. Możesz mnie złapać i przyciągnąć do siebie, ja bym tak zrobił, i nawet bym ci na to pozwolił, ale ty nic nie robisz. I nic dzisiaj ode mnie nie chcesz. Na nic nie liczysz, więc… dlaczego twoje dłonie drżą? Może zawsze tak masz? Może pijesz za dużo kawy? Wielkie gówno o tobie wiem. Miałaś być łatwa, ale taka nie jesteś. Co się dzieje? Masz, kurwa, kogoś? Co jest z tobą nie tak?! Ale powiedziałaś, że się zgadamy, więc liczę na to, że dotrzymasz słowa. Ja swojego zawsze dotrzymuję i tak jak teraz stoję prawie przyklejony do twojego ciała, obiecuję ci, że będziesz moja, i to już niedługo. Play.

Odsuwam się trochę. Wyciągam telefon i patrzę na ciebie, jakbym dawał znak, że możesz dyktować ten numer. Chciałem więcej, a dostałem tylko twój numer. Zapisuję go w dziwny sposób, chłonąc każdą z cyfr, jakbyś podawała mi szyfr do jakiegoś sejfu czy czegoś takiego. Do sejfu, w którym ty sama jesteś i rozpalona czekasz na mnie. Nie zapisuję na razie numeru w książce telefonicznej. Nie wiem, jak miałbym cię zapisać, ale na myśl o zwykłym „Majka” czuję niedosyt. To musi być coś specjalnego, a jednocześnie coś takiego, żeby jakaś inna tępa dzida, która szpera czasem w moim telefonie, jak np. Patrycja, nie domyśliła się. A więc mam na dzisiejszy wieczór bardzo ambitny plan. Wymyślić coś, co będzie do ciebie idealnie pasować. Ja dzisiaj się niestety do ciebie nie dopasuję. Widzę to w twoich oczach. Ja pierdolę. Przyszedł do ciebie jakiś dupek po portfel i chciał się od razu wprosić na kawę. Odrzuciłaś mnie, ale to nie ostudziło mojego pragnienia. Podsyciło je. Nic tu po mnie, aniołku.

– Do następnego – żegnam się więc, udając, że jestem zadowolony. Wyciągam rękę.

– Do następnego.

Twoja dłoń jest tak niezwykle delikatna. Jakby było miło, gdybyś dzisiejszej nocy dotykała nią… kurwa, nie. Dosyć. Koniec. Puszczam twoją rękę i zaczynam schodzić w dół. Mimo że jestem urażony, chcę jeszcze na ciebie spojrzeć. Chcę coś jeszcze do ciebie powiedzieć.

– Baw się dzisiaj dobrze. – Patrzę w górę i mimowolnie się uśmiecham.

– Ty też – odpowiadasz, dotykając już swoją delikatną dłonią klamki, po czym szybko znikasz za drzwiami.

Schodzę do auta i walę pięścią w kierownicę, jakby mi to, kurwa, miało jakoś pomóc. Włączam radio. Wiesz, leci właśnie cholernie dobra nuta. Nie mam pojęcia, kto jest wykonawcą, ale tytuł to z pewnością _Fuck You All the Time_. Te słowa powtarzają się jak mantra. Pochylam się lekko w przód i opierając o kierownicę, zerkam na twoje okno. Jesteś tam. Ja też mogłem tam być i – jak to jest w piosence – „pieprzyć cię cały czas”. To chcę zrobić. Moja dłoń dobiera się do rozporka. Kurwa, nie. Nie tutaj. Jeśli ktoś by mnie zobaczył, uznałby za pieprzonego świra. Poza tym piosenka się skończyła. Koniecznie muszę ją ściągnąć. Będę słuchał jej w nieskończoność. Tak jak już niedługo będę cię pieprzył w nieskończoność. Niechętnie odpalam silnik. Wyjeżdżam z parkingu.

Korki, czerwone światła, ci wszyscy ludzie… Wkoło tyle się dzieje, a ja jestem emocjonalnie wyłączony. Myślę tylko o tobie. Chciałbym po ciebie wrócić i zabrać cię gdzieś daleko, a na razie jadę do Patrycji. Ty natomiast będziesz siedzieć ze swoimi gośćmi. Ciekaw jestem, czy Aśka też będzie spędzać z wami dzisiejszy wieczór. Być może wyślę jej jakąś wiadomość, ale to później. Na drodze skupiony jestem bardziej niż wczoraj, a to dlatego, że nic nie brałem. Muszę to zrobić, bo zgłupieję dzisiaj całą noc z Patrycją. Zgłupieję, bo jesteś chuj wie z kim. Parkuję pod blokiem Patrycji i piszę do Aśki. Tylko co ja chcę właściwie napisać? Co robi dzisiaj i gdzie jest? To bez sensu. Zrezygnowany, chowam telefon do kieszeni, uchylam okno i wypalam jednego z moich specjalnych papierosów.

Siedzę w samochodzie jeszcze kilkanaście minut. Jest lepiej, jest cudownie… Kurwa, nie jest. Dzwoni telefon. Patrycja wypytuje, gdzie jestem, bo się martwi. Ja pierdolę, jest po siedemnastej! Odpowiadam jej, że były korki i że właśnie zaparkowałem pod jej blokiem. Wygrzebuję swoje cielsko z auta. Tym razem pamiętam, żeby zamknąć drzwi. Naciskam guzik domofonu i nie czekam w nieskończoność, jak to miało miejsce pod twoim blokiem. Ona stała przy domofonie i prawdziwie na mnie czekała. Prawdziwie dała też buziaka na przywitanie i kurewsko prawdziwie mocno przytuliła. Ty nie zrobiłaś nic z tych rzeczy, ale na razie nie mogę tego od ciebie oczekiwać. Przyjdzie taki czas, że mnie zapragniesz i będziesz błagać o kolejne spotkania, a wtedy, znając mnie, po prostu cię oleję. Ale teraz… teraz cię chcę… tylko dla siebie i, kurwa, bardziej niż kogokolwiek innego.

Wiesz, dlaczego tak się stało? Bo dzisiaj zupełnie miałaś mnie gdzieś. Nikt nigdy nie miał mnie gdzieś. Gdyby to była Patrycja, byłaby w siódmym niebie, że taki facet jak ja chce wypić z nią kawę. Poświęciłaby te durne dwadzieścia minut, żeby chociaż złapać ze mną jakikolwiek kontakt. Ale nie ty… Dla ciebie były rzeczy ważniejsze. Szukałaś jakiegokolwiek sposobu, żeby się mnie pozbyć. W międzyczasie, gdy z tobą walczyłem, Patrycja szykowała kolację, którą przed chwilą skończyliśmy jeść. Obserwuję ją. Popija spokojnie wino po drugiej stronie stołu. Topi wargę w czerwonym płynie. Czerwonym jak krew, twoja krew… Dałaś mi swój numer, tylko po co? Żeby mnie spławić? Pewnie o to ci chodziło. Nie chciałem odpuścić, więc dałaś mi swój pierdolony numer. Z kim teraz jesteś, suko? Patrycja wstaje i podchodzi do mnie. Obiecuje, że wynagrodzi mi wczorajszą akcję, ale ja mam w dupie jej nagrodę. Chcę, kurwa, do ciebie.

Nie mogę dać sobie rady. Proszę Patrycję, aby zrobiła mi kawę, bo czuję się senny. Wstaję i rzucam się na kanapę. Miałem tę jebaną kawę wypić z tobą. Najgorsze jest to, że wcale nie chcę dzisiaj dotykać Patrycji. Nie mam ochoty robić z nią czegokolwiek, chyba że po prostu zabić. Szkoda, że sama nie zrobiła tego wczoraj. Dziś może, z małą pomocą Aśki, spędzałbym ten wieczór z tobą. Chcę obejrzeć film. Próbuję wymyślić cokolwiek, żeby tylko Patrycja się do mnie nie zbliżała. Ty dzisiaj robiłaś to samo. Już wiem. Teraz już rozumiem. Pieprzona suko. Mój słodki aniołku. Jesteś jak uzależnienie. Wiesz, że to cię gubi, ale i tak chcesz tego ponad wszystko. Jesteś jak heroina. Heroina… Uśmiecham się. Tak właśnie wpiszę cię w telefonie. Od dziś mam nowego dealera – Aśkę. Jeszcze szerzej się uśmiecham. Dopijam kawę. Muszę, kurwa, do ciebie napisać, bo zaraz zrobię coś niedobrego.

Patrycja wyłącza telewizor, choć film się jeszcze nie skończył. Mówi, że zaraz mnie obudzi. Puszcza muzykę i zaczyna tańczyć. W tym czasie ja wyjmuję telefon z kieszeni. Zapisuję twój numer w książce telefonicznej. Piszę…

„Już tęsknię…”

– Janczewski! – drze się ta tępa dzida, która kręci przede mną tyłkiem. Uderza mnie lekko w głowę. – Gdzie piszesz? Co jest ważniejsze ode mnie?

– Handel, słonko – odpowiadam. – Już kończę. Ostatnie słowo i zajmuję się tobą.

Naburmuszona, siada na kanapie, ale nie za blisko. Mogę spokojnie skończyć.

„Może jutro?”

Tak, mój słodki aniele. Napisz mi, że jutro z chęcią się ze mną zobaczysz. Że i tak siedzisz sama w domu, bo Aśka jest na wykładach. Napisz, że, kurwa, nie możesz się doczekać.

– Chodź do mnie – zwracam się do Patrycji, kładąc telefon na oparciu kanapy. Jest na mnie zła. Przysuwam się bliżej. – To była ważna sprawa. Musiałem. Wynagrodzę ci.

Zaczynam całować ją po szyi, a dziewczyna powoli się relaksuje. Zamykam oczy i chcę sobie wyobrażać, że całuję ciebie, ale za cholerę nie mogę. Jeszcze bardziej utrudnia to odgłos telefonu. Kurwa, odpisałaś. Odrywam się od niej. Patrzy i czeka na reakcję, więc przyklejam się do jej ust. Jestem radosny, bo mi odpisałaś. Siada mi na kolanach i zaczyna rozpinać koszulę. Biorę niepostrzeżenie telefon z oparcia i za jej plecami, ssąc jej ucho, czytam wiadomość, którą do mnie wysłałaś.

„Dam znać, jak się wyśpię. Zobaczymy”.

„Zobaczymy?” Co to, kurwa, znaczy?! Nie ma żadnego „zobaczymy”! Rozumiesz? Nie ma. Będę jutro u ciebie, czy ci się to podoba, czy nie.

– Zejdź ze mnie – nakazuję Patrycji.

– Ale Adam…

– Zejdź, póki grzecznie proszę.

Robi to. Jest skołowana. Nie zadaje pytań. Nie wiem, czy się boi i dlatego siedzi cicho, ale to nawet dobrze. W dupie to mam, jak ona się czuje. Nie jestem już radosny. Jestem wkurwiony. Zamykam się w jej łazience. Nie mogę do ciebie zadzwonić i powiedzieć, co czuję, bo nawet cię nie znam. Kurwa mać, nic nas nawet nie łączy. Muszę coś odpisać. Nie mogę tego tak zostawić. Muszę wejść w rolę frajera, który prosi się o chociaż pięć minut z tobą. Pierdolę to. Nie będę się prosił.

„Czekam”.

Tylko tyle udaje mi się wymyślić. Nie musisz nic więcej pisać. Czuję, że i tak już nie dostanę od ciebie żadnej wiadomości, Heroino. Zdejmuję z siebie wszystko i rzucam się na Patrycję w jej pokoju, nie dając jej nawet dojść do słowa. Wiesz co? Podoba jej się to, co zrobiłem. Stęka, jęczy, drapie mnie po plecach, a ja… ciągle myślę o tobie. Ona dochodzi, a ja, kurwa, nie mogę. Wtula się we mnie. Pyta, czy zostanę na noc. Mówię jej, że taki miałem zamiar. Uśmiecha się. Nie miałem takiego zamiaru, ale i tak nie mam dzisiaj ciekawszych rzeczy do roboty. W swoim mieszkaniu oszaleję, a na zabawach z Patrycją chociaż szybciej zleci mi czas. Liczyłem na to, ale czas wlecze się jak dzisiaj moja sperma. Nie leci, kurwa, wcale.

Po ponad godzinie w kuchni dzwoni mój telefon. Patrycja, która prawie już zasnęła, otwiera szeroko oczy. Muszę sprawdzić. Dzwonisz do mnie. Kurwa, goście poszli, a ty, delikatnie wstawiona, do mnie dzwonisz. Chcesz się umówić na jutro albo jeszcze na dzisiaj. Aśka będzie wkurzona. Jebać Aśkę.

– Znowu?

Już widzę po tej minie, że zaraz będzie foch.

– Taka robota.

Wyskakuję z łóżka. Zakładam gacie, słuchając cudownego wzdychania wściekłej Patrycji. Podbiegam do telefonu. Nie mogę się doczekać, kiedy spojrzę na wyświetlacz, a tam będzie napis „Heroina”. Marzenie ściętej głowy, bo zamiast ciebie dzwoni Krystian.

– Tak? – odbieram, choć nie ukrywam, jestem zawiedziony.

– Masz możliwość podrzucić mi dzisiaj płyty?

Muzyka i jeden wielki jebany szum. Wnioskuję, że siedzi w jakimś klubie. Dobrze, bo ty masz dzisiaj gości. Nie ma cię z nim. A te „płyty”… Ustaliliśmy szyfr, tak w razie czego. Ja wiem i on też wie, co oznaczają.

– Mam, tylko muszę po nie podjechać, bo nie ma mnie teraz w domu, potem przyjadę do ciebie. Może być?

Krystian odpowiada, że spoko, i informuje, gdzie jest. Zostało jeszcze tylko opuścić klatkę lwa, co nie będzie wcale takie łatwe. Z drugiej strony – czy cokolwiek obchodzi mnie to, że urażę Patrycję? Ani trochę. Wchodzę do pokoju i zaczynam się ubierać. Zawiadamiam nagą i odkrytą dziewczynę, która leży, jakby chciała mnie skusić, że muszę załatwić pewną sprawę. W odpowiedzi słyszę: „wypieprzaj, skoro wszystko inne jest dla ciebie ważniejsze”. Wstaje, cała w nerwach, i zaczyna się ubierać. Nic nie mówię. Nie będę jej przepraszać. Nie będę starał się jej ugłaskać. Po co? Nie jest mi to do szczęścia potrzebne. Zabieram wszystkie swoje rzeczy i opuszczam w pośpiechu jej mieszkanie. Jadę do klubu, w którym dzisiejszej nocy bawi się Krystian. Mam nadzieję, że nie pisze do ciebie znowu jakichś durnych SMS-ów po pijaku. Chyba musiałbym go zabić, gdyby się okazało, że tak właśnie jest.

Podjeżdżam pod klub. Słyszę, jak dudni muzyka. Pomimo mrozu przed klubem jest pełno porozbieranych dziewuch. Jeszcze nie pełnoletnich, ale już nie dziewic. Mówią o tym ich stroje. Miniówki tak krótkie, że prawie odsłaniają dupę, i dekolty takie, że cycki zaraz pouciekają im z bluzek czy koszulek. Pierdolone kurwy. I jak tu ma być dobrze? Jak ma nie być gwałtów i morderstw, skoro one same się o to proszą? Na dodatek co niektóre mają więcej tapety na ryju niż prostytutki stojące przy drogach. Dobrze, że ty taka nie jesteś, że nie łazisz po takich miejscach i się tak nie ubierasz. Wczoraj siedziałaś grzecznie w domu. Dziś też jesteś grzeczna, bo masz gości. Jutro jest niedziela, więc z pewnością także będziesz grzeczna. Jesteś moim pieprzonym aniołem w ludzkiej skórze. Tak niewinnym, że nawet nie zaprosiłaś mnie dzisiaj do środka. Nie wpuszczasz nieznajomych do mieszkania. To kurewsko dobrze. Mogę być o ciebie spokojny. Biorę fajkę i odpalam ją, pisząc w międzyczasie do Krystiana, że już jestem. Nie chce mi się włazić do środka i przeżywać znowu wczorajsze. Chuj wie, kto z nim dzisiaj jest. Nie chcę się natknąć na tę denerwującą laskę, która tak się do mnie kleiła.

Krystian się odzywa, że są przy barze i żebym wszedł na jednego. Pojeb. Przecież prowadzę… ale co mi tam. Najwyżej zaciągnę jakąś małolatę do kibla i trochę się razem zmęczymy, a w międzyczasie powinno mi zejść. Gaszę papierosa, zamykam samochód i wchodzę do klubu. Nie wpuszczają ludzi w dresach, ale ja nie jestem w dresie. Moje eleganckie ubranie pomaga mi wejść bez problemu. Muszę znaleźć Krystiana. Nie mogę nic odjebać. Nie, póki mam towar przy sobie. Siedzi przy barze z jakimś chłopakiem. Nie było go wczoraj z nami. W ogóle pierwszy raz widzę go na oczy. Może dlatego tak paliło się Krystianowi? Może to jego klient? Zbliżam się i podaję im rękę.

– To co? Czego się napijesz? – wypala od razu.

– Przechylimy po jednym i spadam do domu. – Szturcham go w nogę i dyskretnie podaję towar, który od razu wkłada do głębokiej kieszeni w swoich spodniach. Mam nadzieję, że nikt nie widział.

– Postawię ci. Rozliczymy się później. – Puszcza do mnie oko.

Najchętniej bym mu je podbił.

– Jasne. I sorry, że tak długo, ale droga do domu trochę zajęła, a potem, zanim dojechałem tutaj… – Na cholerę ja mu się tłumaczę?

Barman stawia przed nami shoty. W międzyczasie drugi kończy nalewać zamówione przez kumpla Krystiana piwa. Cztery szklanki.

– Nie mów Aśce, że tu byłeś. Dobrze, że cię nie widzi, bo zaraz by nabrała podejrzeń, że znowu coś od ciebie biorę…

– Jest tu? – dopytuję. Więc po co mnie, kurwa, tu ściągnął?!

Krystian macha łbem, wskazując mi kierunek, i w tym momencie grzywka opada mu na oczy. Natychmiast zaczyna ją poprawiać, a ja odwracam się za siebie, w stronę, którą wskazał. Siedzi Joanna, oczywiście, że siedzi, a wraz z nią jakaś dziewczyna. One dwie i jeszcze trzecia… ty, moja Heroino, moja… zdradziecka szmato!!! Masz dzisiaj gości?! To dlaczego, kurwa, z nimi nie siedzisz w swoim mieszkaniu?! Jak mogłaś mnie tak, kurwa, okłamać?! Zbyć! Powiedzieć cokolwiek, abym tylko sobie poszedł! Spławiłaś mnie! Kurwa! Siedzicie do mnie tyłem, ale wyraźnie widzę, że jesteś zadowolona. Śmiejesz się. Masz bluzkę, która odkrywa twoje ramiona. Kurewsko mi się to nie podoba. Nie w tych okolicznościach. Jednak niczym nie różnisz się od tych szmat paradujących przed klubem. Na dodatek się umalowałaś, choć mnie przywitałaś bez żadnego śladu makijażu na buzi. I jeszcze ubrana w byle co. Dla kogo się tak odstawiłaś?!

Kumpel Krystiana prosi go o pomoc przy doniesieniu piw do waszego stolika, a ten się żegna i mówi mi, że lepiej będzie, jeśli pójdę, póki Aśka mnie nie przyuważyła. Nie będziesz mi, skurwysynu, mówić, co mam robić. Kiwam głową, a kiedy tylko się odwracają, patrzę jeszcze chwilę na ciebie, ale nie wychodzę. Wbiegam po schodach na górę. Stąd mam bardzo dobry widok na waszą lożę. Spokojnie muszę obserwować, jak ten gnojek cię obejmuje i… jak się, kurwa, w niego wtulasz. Jak, uśmiechnięta, przysłuchujesz się rozmowom. Nie możesz wiedzieć, że tu jestem. Ty nawet w ogóle nie patrzysz w górę. Spokojnie popijasz piwo. Jesteś szczęśliwa, co z kolei mnie jeszcze bardziej unieszczęśliwia. Za jakiś czas wstajecie i idziecie się bawić. Tańczysz zdecydowanie za blisko tego kutasa, za bardzo łapczywie się na niego patrzysz. Wcale mi się to nie podoba. Dotyka cię. Odciąga z dala od reszty i… kurwa, całuje! A ty nic nie robisz!!! Spotykasz się z nim?! Dlatego miałaś mnie dzisiaj w dupie?!

Mam dosyć. Z klubu praktycznie wybiegam. Wsiadam do samochodu i nie wiem, co ze sobą zrobić. Tak tego nie zostawię. Nie będziesz jego, bo już w tym momencie należysz do mnie! Dokonało się to w chwili, kiedy cię wczoraj pierwszy raz zobaczyłem, i nic, i nikt nie stanie mi na przeszkodzie, a zwłaszcza ten gnojek! Kurwa mać!!! Odpalam silnik. Najpierw jeżdżę bez sensu przez pół godziny po mieście, a potem zauważam jakąś pijaną nastolatkę. Następna kurwa. Zatrzymuję się i pytam, czy ją podwieźć. Wsiada bez problemu! Tylko ty nigdy tak nie rób, bo to nie kończy się dobrze. Pytam, gdzie mieszka, i próbuję namówić, żebyśmy pojechali do mnie. Zgadza się. Jest zauroczona. Nawet ładna, ale to tylko zwykła kurwa.

Dobiera się do mnie już na klatce. W mojej sypialni ostrzegam ją, że lubię ostrą jazdę. Mówi, że ona też. Biorę jakieś prochy na uspokojenie. Laska klęka i bierze mojego chuja do ust. Dogadza mi. I wiesz co? Robi to po mistrzowsku. Zamykam oczy i widzę ciebie. Jak ssiesz chuja Krystiana. Mam ochotę cię zabić. Nie ma tu ciebie, ale mam pod ręką tę dziwkę, z tym że nie mogę zrobić jej krzywdy w moim mieszkaniu. Udało ci się. Dzisiejszej nocy cię nie zabiję, ale rżnę cię tak, że aż płaczesz i prosisz, żebym przestał. Wiem, że to boli, jak z całej siły ciągnę cię za włosy albo z całej siły zaciskam palce na poszczególnych częściach twojego ciała. Wyrywasz się, więc robię to wszystko jeszcze mocniej. W ogniu twoich krzyków, dochodzę. Płaczesz. Za jakiś czas zasypiasz. Ja też…
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij