-
W empik go
Tonąc w błękicie. Bracia Branham. Tom 1 - ebook
Tonąc w błękicie. Bracia Branham. Tom 1 - ebook
Ona marzy o pozostawieniu bolesnej przeszłości za sobą.
On pragnie wrócić i stać się częścią jej przyszłości.
Aurelia Winslow stopniowo próbuje się pozbierać po wyniszczającej relacji. Wakacje poświęciła na posklejanie roztrzaskanego serca, ale wraz z ich końcem odczuwa narastający niepokój przed nadchodzącą konfrontacją z byłym chłopakiem. Pamięta, do czego jest zdolny, i liczy, że w razie konieczności pokona jego sztuczki.
Eliot Branham pochodzi z szanowanej rodziny chirurgów, która od najmłodszych lat wpajała mu, aby zawsze sięgał po swoje. Tym razem jego celem zostaje Aurelia Winslow, którą za wszelką cenę zamierza odzyskać.
W wyniku szokującego zdarzenia dziewczyna zmuszona jest odnowić kontakt z Eliotem, ale nie chcąc popełnić błędów z przeszłości, rozpoczyna niebezpieczną grę, w której wygrać może tylko jedno z nich.
Aurelia jednak nie przypuszcza, że igranie z Eliotem będzie ją sporo kosztować…
Książka przeznaczona wyłącznie dla pełnoletnich czytelników.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68236-16-3 |
| Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tonąc w błękicie zawiera treści, które mogą być nieodpowiednie dla niektórych czytelników.
Książka porusza trudne tematy związane z toksyczną relacją, radzeniem sobie ze stratą oraz bolesną przeszłością. Historię w większości poznajemy z perspektywy ofiar przemocy psychicznej oraz manipulacji, a ich myśli nie zawsze będą zgodne z ogólnie przyjętymi normami. W trakcie czytania pojawią się fragmenty, w których występują samookaleczenie oraz myśli samobójcze. Przedstawiona relacja Aurelii i Eliota nie jest zdrowa i nie powinno się jej romantyzować.
Drogi Czytelniku, jeżeli zdecydujesz się sięgnąć po Tonąc w błękicie – życzę Ci miłego czytania.
Pamiętaj, aby nigdy się nie bać prosić o pomoc!
Spis ogólnopolskich telefonów zaufania
800 12 00 02 – Ogólnopolski Telefon dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”
116 123 – Telefon Zaufania dla Osób Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym
800 70 22 22 – Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym
800 120 226 – Policyjny Telefon Zaufania ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie
800 108 108 – Telefon wsparcia dla osób w żałobie i po stracieAurelia
Grudzień
Miałam zaledwie siedemnaście lat, gdy moje życie zaczęło się zbliżać ku końcowi.
Tamtego dnia wydarzyło się wiele, lecz doskonale pamiętam ciepłe promienie słońca oraz błyszczący, świeży puch, który otulał malownicze okolice parku. Wszystko wydawało się wtedy takie proste, przyjemne i niewinne. Nic nie zwiastowało nadciągających chmur burzowych, które niespodziewanie przyniosły za sobą nową tragedię.
Biorąc kolejny oddech, nie zdawałam sobie sprawy, że mógłby on być moim ostatnim. W jednej chwili spokojny, zimowy spacer przerodził się w najprawdziwszy koszmar.
Wraz z najbliższymi pragnęliśmy przerwać przytłaczającą monotonię, jednak ponownie wpadliśmy w sidła wygłodniałego mroku. Zagapiliśmy się, zapominając, że poprzednie miesiące wyssały z nas wszelkie pokłady radości. Przetrwaliśmy, ale otrzymaliśmy blizny, które już na zawsze miały szpecić nasze poranione dusze.
Wystarczyła jedna głupia decyzja, aby przesądzić każdy, nawet najdrobniejszy szczegół mojego życia. Dotychczasowe plany na przyszłość nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Wykonując maleńki, bezmyślny krok, zaprzepaściłam szansę na dokonanie wielkich czynów.
Przegrałam.
Przegapiłam moment, w którym porzuciłam zdrowy rozsądek na rzecz zaślepionego uczuciami serca. Nie zauważyłam, kiedy przekazałam kontrolę nad własnymi decyzjami osobie, która wykorzystała to przeciwko mnie.
Zabłądziłam.
Zgubiłam drogę powrotną. Pozwoliłam sobie na upadek z samego szczytu, prosto w przerażającą otchłań kłamstw. Odpuściwszy, zezwoliłam złu wkroczyć do mojego umysłu, a ono z łatwością zatruło pozytywne myśli obrzydliwym strachem. Zniszczyło miłe wspomnienia i pogwałciło wszelkie granice.
Posmakowałam ciemności i zapragnęłam już na zawsze w niej pozostać.
Ktoś mógłby pomyśleć, że sama prosiłam się o taki los, i po części mogłabym się z tym zgodzić.
Moja historia zakończyła się w momencie, gdy postawiłam prawą nogę na zamarzniętym jeziorze.
Młodzieńcza brawura bywa silniejsza niż zdrowy rozsądek i potrafi zmusić do najmniej racjonalnych decyzji. Gdy tylko usłyszałam potworny trzask cienkiego lodu łamiącego się pod moimi stopami, wiedziałam, że nie będzie już dla mnie ratunku.
Czułam, jakby czas stanął w miejscu. Moje przerażone ciało powoli opadało na piaszczyste dno. Świat ucichł jak gdyby w oczekiwaniu, aż i moje serce zamilknie na wieki.
Mawiają, że w momencie zagrożenia całe życie przelatuje nam przed oczami, ale nie mogę się z tym zgodzić. Bezskutecznie starałam się przywołać sensowne myśli, jednakże w moim umyśle panowała kompletna pustka.
Minęły pierwsze sekundy, a wraz z nimi największy szok, po którym nastąpiła szaleńcza walka o przetrwanie. Szamocząc się, próbowałam wypłynąć na powierzchnię, jednak po zaledwie paru ruchach opadłam z sił. Palący ból przeszywał każdą kończynę i powodował niewyobrażalne cierpienie. Poruszanie się w grubym zimowym ubraniu było wręcz niemożliwe. Paniczny lęk przed wodą potęgował stan odrętwienia i nawet dodatkowy zastrzyk adrenaliny nie mógł przezwyciężyć narastającego we mnie przerażenia. Zmęczone od nieludzkiego wysiłku ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa.
Pragnęłam krzyczeć, wrzeszczeć i błagać z bezsilności o litość, jednak w momencie, w którym otworzyłam usta, głos uwiązł mi w gardle. Żadne słowo nie miało już nigdy z niego ulecieć. Lodowata woda zaczęła wypełniać obolałe płuca, obwieszczając mój rychły koniec.
Tonęłam w najpiękniejszej błękitnej otchłani, bez nawet najdrobniejszego cienia nadziei na wybawienie.
Z niewyobrażalnym trudem podniosłam oczy, aby ujrzeć złociste promienie słońca przebijające się przez taflę lodu. Chciałam ponownie poczuć ich ciepło… Zamiast tego wszystko zaczęło się zacierać, tworząc niewyraźną plamę. Światło, które wpadało przez niewielką szczelinę, ustąpiło miejsca przerażającej ciemności. Od tego momentu towarzystwa miała mi dotrzymywać jedynie czarna kreatura, która z diabolicznym uśmiechem wyciągała szpony po moją zmaltretowaną duszę.
Tracąc kontakt z rzeczywistością, porzuciłam zaufanie wobec własnego umysłu. Wydawało mi się, że słyszałam stłumione dźwięki, które przybierały mrożącą krew w żyłach tonację, a nienaturalna wersja mojego imienia stała się ostatnią rzeczą, którą dane mi było zapamiętać.
– Aurelio! – Nasączone strachem wrzaski odbijały się echem po całym jeziorze i mieszały z odgłosami bijącego serca, które z każdą chwilą stawało się coraz słabsze. Niemrawe uderzenia stopniowo zanikały, aż…
Nastała upiorna cisza.Aurelia
Wrzesień (wcześniej)
– Nie mogę uwierzyć, że ona naprawdę zginęła. – Łamiący się głos dziewczynki przerwał niezręczną ciszę, która wypełniała słabo oświetlone pomieszczenie. Większość zgromadzonych ruszyła do wyjścia, jednak ona nie drgnęła nawet o cal. Dużymi oczami wpatrywała się w czarny ekran pełen białych napisów. – Przecież to niesprawiedliwe! Miała przed sobą całe życie i…
– Życie nie jest sprawiedliwe, Keyle – przerwałam, próbując nie zabrzmieć jak znużona. Przez większość seansu filmowego walczyłam z zamykającymi się oczami. – Przykro mi, ale musisz się z tym w końcu pogodzić.
– Nie mam zamiaru godzić się na coś tak… tak paskudnego! – oburzyła się.
Pokręciłam głową na reakcję siostry i sięgnęłam po pudełko z resztą popcornu.
– Możemy już iść? – zapytałam, prostując się. – Obiecałaś mi coś.
– A co, jeżeli będzie scena po napisach? Zawsze siedzisz na swoich ulubionych filmach do samego końca.
– Bo na moich filmach jest na co czekać. – Zaśmiałam się. – I gwarantuję ci, że nic więcej tam nie będzie.
– To zajmie tylko chwilkę… Nie daj się prosić. – Podniosła na mnie te swoje słodkie ślepia i zrozumiałam, że jestem na przegranej pozycji. Tylko ona potrafiła roztopić moje chłodne serce w zaledwie kilka sekund.
Wypuściłam głośno powietrze przez nos.
– Pamiętasz, jak mówiłam, że po seansie muszę się zbierać?
– Tak, ale proszę… – pisnęła błagalnie.
– Masz dwie minuty i ani sekundy dłużej, czy to jasne? – bąknęłam zrezygnowana, a gdy w odpowiedzi pokiwała pospiesznie głową, dodałam: – Będę czekała na ciebie przed salą.
– Dogonię cię!
Bez dalszej dyskusji pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia, uważnie patrząc pod nogi.
Znałam moją siostrę jak nikt inny na tym świecie i mogłam się założyć, że ta chwila będzie trwała całą wieczność. Gdyby tylko miała taką możliwość, zapewne z ogromną radością zamieszkałaby w tym miejscu śmierdzącym masłem i słodkim karmelem.
Nie tak wyobrażałam sobie ostatni dzień wakacji. Nic jednak nie mogłam na to poradzić. Mama od dobrego tygodnia suszyła mi głowę, abym zabrała tego małego potwora do kina. Sama nie miała możliwości wyrwać się z natłoku obowiązków, więc ta złudna przyjemność spadła na mnie. Wybór daty oczywiście nie był przypadkowy. Tłumaczyła, że będzie to dla nas idealny sposób na podsumowanie lata.
– Ta, zajebisty, mamo – mruknęłam pod nosem, nie przejmując się, że ktoś mógłby mnie usłyszeć.
– Nigdy nie przypuszczałem, że zwykłe jedzenie może doprowadzić kogokolwiek do aż takiej frustracji.
Znajomy głos dobiegł moich uszu w tym samym momencie, w którym wyrzuciłam puste opakowanie do pojemnika na śmieci. Przymknęłam powieki na krótką chwilę, czując, jak każdy cal mojego ciała się napina. Nie musiałam nawet się odwracać, aby wiedzieć, z kim przyjdzie mi się zmierzyć.
– Eliocie – sapnęłam i zmusiłam się do sztucznego uśmiechu. Niechętnie odwróciłam się w stronę chłopaka. – Jak dobrze cię widzieć… Co ty tutaj robisz?
– A co takiego można niby robić w kinie, słodka? – Przechylił głowę z tym swoim fałszywym grymasem, który bez większych trudności doprowadzał mnie do szaleństwa. Tym razem niestety nie było inaczej. – Od dobrych dziesięciu minut lecą jakieś idiotyczne reklamy. Oszaleć można – parsknął. – Uznałem, że to świetna okazja, aby rozprostować nogi i skoczyć po coś do picia. I ku mojemu zaskoczeniu, zamiast trafić na jakąś promocję, wpadłem na ciebie.
Siłą powstrzymałam się od przewrócenia oczami.
– Taa… głupie pytanie. – Speszyłam się i zanotowałam w pamięci, aby przy następnej wypowiedzi najpierw się zastanowić, a dopiero później mleć ozorem. – W takim razie… nie będę ci zabierać cennego czasu, Eliocie. Przecież nie chcemy, abyś przeze mnie spóźnił się na film.
Nie miałam zamiaru czekać na jego reakcję. Równo z końcem wypowiedzi zaczęłam się wycofywać, aby uniknąć dalszej rozmowy z osobą, której wolałam już nigdy więcej nie zobaczyć. Mieliśmy cholernie burzliwą przeszłość i za wszelką cenę pragnęłam, aby chłopak nie stał się ponownie częścią mojej przyszłości. Wyrwanie się z jego szponów kosztowało mnie zbyt wiele wysiłku, aby ponownie w nie wpaść.
– Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? – zagaił, zanim oddaliłam się wystarczająco daleko w celu zniechęcenia go do dalszych działań. – Wiesz… na plaży jest organizowana impreza. Pomyślałem, że moglibyśmy wypić za zakończenie naszej wakacyjnej wolności. Razem.
O tym wydarzeniu wiedzieli wszyscy. Była to tradycja, o której każdy mówił od kilku miesięcy. Niemożliwym było uczęszczać do Lowell West High School i nic o tym nie usłyszeć. Nie znałam nikogo, kto nie miałby bzika na punkcie tej imprezy. Jako jedna z nielicznych unikałam tego tematu jak żywego ognia, co dla moich znajomych bez wątpienia było dość zaskakujące. Nigdy nie odmawiałam sobie wyjść, w szczególności tak hucznych. Tym razem miałam jednak solidny powód do zostania w domu. A stał on zaledwie kilka kroków przede mną.
– Odpadam – odpowiedziałam pewnie. – Mam już plany. Głupio byłoby tak nagle mieszać w grafiku.
– Nie bądź taka, Aurelio. Doskonale wiesz, że to tradycja. Zbrodnią byłoby przegapienie takiego widowiska – nalegał.
Stopniowo narastało we mnie zdenerwowanie. Eliot od zawsze miał pewne problemy z przyjęciem grzecznej odmowy. Najwyraźniej nic się nie zmieniło.
– Nie daj się prosić, słodka.
– „Nie” znaczy „nie”, Eliocie – powiedziałam twardo. – Jak widzę, dalej masz spore trudności ze zrozumieniem tak banalnego słowa. – Zacisnęłam palce w pięści, modląc się w duchu, aby Keyle wreszcie opuściła tę przeklętą salę. Obiecała, że potrwa to tylko dwie minuty, a miałam wrażenie, że minęła już cała wieczność! – Nie miałeś czasem pójść po picie?
– Nie zmieniaj tematu – burknął, nieznacznie zmniejszając dystans pomiędzy nami. – Jeden wieczór. Przecież nie proszę o zbyt wiele, prawda?
Uniosłam głowę i odnalazłam jego spojrzenie. Brązowe oczy, które potrafiły z łatwością zawładnąć drugim człowiekiem, teraz były przepełnione determinacją. Zazgrzytałam z frustracji zębami – przypomniałam sobie momenty, w których poddawałam się ich urokowi. Zbyt wiele razy popełniłam ten błąd.
– To się źle skończy i jestem pewna, że nie muszę ci przypominać dlaczego – powiedziałam spokojnie, odpowiednio dobierając kolejne słowa. – Lepiej będzie, jak zostanę w domu.
– Lepiej dla kogo? – prychnął oschle.
– Proszę, nawet nie zaczynaj. – Westchnęłam zrezygnowana. – Nie mam siły do tego wracać. Byłam pewna, że to już skończony rozdział.
– Może ty go sobie zamknęłaś, ale dla mnie wciąż trwa w najlepsze – mruknął. – Dalej mam sporo do powiedzenia.
– Jak zawsze… Nigdy nie wiesz, kiedy powinno się odpuścić. Właśnie dlatego z nas zrezygnowałam – wyplułam z trudem.
– Nie mam zamiaru odpuszczać! Kiedy w końcu zrozumiesz, że dalej mi na tobie zależy, do cholery? – fuknął, po czym nabrał sporo powietrza do płuc. Odczekał chwilę i kontynuował już znacznie łagodniejszym tonem: – Przecież było nam razem tak dobrze, wręcz perfekcyjnie, a ty… ty tak po prostu nas skreśliłaś. Zniszczyłaś wszystko, tak jakby nasza relacja nic dla ciebie nie znaczyła – ciągnął z wyczuwalnym żalem. Otaczał nim szczelnie każde kolejne słowo, starając się wywołać we mnie poczucie winy.
Umysł podpowiadał, abym się odsunęła, zignorowała jego paplaninę. Niestety uparte serce nakazywało słuchać dalej. Przez rozkojarzenie ledwie zanotowałam moment, w którym jego prawa dłoń dotknęła mojego policzka.
– Tęsknię za tobą. Każdej nocy wracam myślami do tego, jak było nam razem cudownie. Zamykam oczy i marzę tylko o tym, aby ponownie móc wziąć cię w ramiona… Otoczyć uczuciem, którego tak bardzo potrzebujesz. Tęsknię za nami. Za tym wszystkim, co mieliśmy i co wspólnie planowaliśmy zbudować.
– Tęsknisz? – zapytałam słabo, jednocześnie odsuwając głowę, bo nie mogłam dłużej znieść jego dotyku.
Eliot Branham wiedział, jak uderzyć, aby najmocniej zabolało. Z niebywałą łatwością lawirował na krawędzi krzywdy oraz uczucia. Łączył ostre słowa z odpowiednią dawką troski i w magiczny sposób zakrywał wyrządzone krzywdy. Mogłam udawać, że nic dla mnie nie znaczył, jednak wciąż brakowało mi sił, aby w pełni się przed nim bronić. Trudno walczyć z kimś, kogo jeszcze nie tak dawno mocno się kochało.
– Czy ty siebie w ogóle słyszysz? To brzmi wyjątkowo żałośnie, nawet jak na ciebie. – Pociągnęłam nosem, wykonując krok w tył. – Ponownie próbujesz grać na moich uczuciach, co? Podziwiam, że jeszcze ci się nie znudziło, ale muszę cię zmartwić… nie jestem już tą samą głupiutką dziewczynką, którą łatwo manipulować. Rozgryzłam twoje sztuczki.
Kłamstwo ze szczyptą prawdy wywołało oczekiwaną reakcję. Wyraz jego twarzy zmieniał się z każdym moim słowem. Mieszanka wściekłości, zażenowania oraz garstki nieśmiało tlącego się pożądania tworzyła niebezpieczną kombinację.
– Nie zapominaj się, Winslow. Dobrze ci radzę… – zaczął sucho. – Stąpasz w tej sekundzie po cholernie kruchym lodzie. Sugerowałbym ci większą ostrożność, bo w każdym momencie może się on pod tobą załamać – ostrzegł.
Bił od niego przeszywający chłód. W duchu dziękowałam losowi, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym. Eliot, którego znałam, nigdy nie posunąłby się do rękoczynów, ale w tym przypadku nie mogłam być niczego pewna. Nie miałam pojęcia, jak ostatnie tygodnie rozłąki na niego wpłynęły.
Wiedziałam jedno. Stare metody wciąż były w modzie. Jeżeli udawana dobroć nie przynosiła oczekiwanych efektów, Eliot decydował się na inną taktykę. Solidnie przypierał do muru i odbierał szansę ucieczki. W tej grze istniały zasady mówiące o możliwości wykorzystania wszystkich chwytów i chociaż większość gróźb nie dochodziła do skutku, należało mieć się na baczności.
Przejechałam mocno językiem po zębach, walcząc z myślami, czy przypadkiem się w niego nie ugryźć. Kusiło mnie, aby odpyskować bez żadnych zahamowań. Niestety wiedziałam, że mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Lubiłam igrać z ogniem, ale nie byłam samobójczynią. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciałam pozwolić mu wygrać. Nie mogłam dać mu tej satysfakcji.
– Nie masz nawet pojęcia, jak bardzo na to czekam – mruknęłam z irytacją. – Posłuchaj mnie uważnie, Eliocie, bo nie mam ochoty się powtarzać. Jesteśmy przeszłością. Nasz związek już nie istnieje. To koniec i nigdy do ciebie nie wrócę. W moich oczach stałeś się nikim, jedynie smutną historią, o której próbuję zapomnieć. Straciłeś dla mnie znaczenie w dniu, w którym mnie skrzywdziłeś, więc proszę… Przestań wpieprzać się w moje życie, ponieważ powietrze jest znacznie czystsze bez ciebie w pobliżu.
– Jeżeli naprawdę myślisz, że możesz sobie tak po prostu… – zaczął zaciekle, ale nie dane mu było dokończyć.
– Czas na ciebie, Eliocie.
Najwyraźniej wszechświat mnie nienawidził. Jeden Branham był jeszcze do przełknięcia, ale dwóch to już zdecydowanie tłum. Niechętnie odwróciłam głowę, przenosząc spojrzenie w stronę wejścia do jednej z sal kinowych. Chcąc nie chcąc, musiałam przyznać, że nigdy nie spodziewałabym się ratunku ze strony drugiego z braci.
– Zaraz przyjdę – burknął Eliot w odpowiedzi.
– Film już się zaczął – naciskał starszy Branham.
Chłodne prychnięcie, które wydobyło się z ust mojego byłego chłopaka, jedynie podkreśliło jego niezadowolenie. Na całe szczęście nie zanosiło się na kolejną kłótnię. Eliot najwyraźniej doskonale wiedział, że nie warto wchodzić na wojenną ścieżkę z własnym bratem.
– Jeszcze wrócimy do tej rozmowy – rzucił stanowczo, a następnie z wyraźną irytacją ruszył w stronę sali, z której dochodziły odgłosy trwającego seansu.
Bacznie śledziłam go wzrokiem, żeby się upewnić, czy nagle nie zawróci. Minął brata, na którym na moment pozwoliłam sobie zawiesić spojrzenie. William Branham stanowił zagadkę niemożliwą do rozwiązania. Jego ostry wyraz twarzy nie pozwalał na odczytanie jakichkolwiek emocji, a błękitne oczy, gdyby tylko mogły, z łatwością wypaliłyby człowiekowi duszę. Emanował pogardą względem wszystkiego, co wydawało się proste i przyziemne. Nie mieliśmy zbyt wielu okazji do głębszych rozmów, ale kilka przelotnych zdań, które zdążyliśmy wymienić, wystarczyły mi, aby wyrobić sobie o nim opinię. Starszy Branham również nie krył się z brakiem przychylnego nastawienia wobec mojej osoby.
Z trudem przełknęłam ślinę i poruszyłam się niespokojnie. William odczekał chwilę, po czym wraz z Eliotem zniknęli za ciężkimi czarnymi drzwiami. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na głębszy oddech.
Nawet nie potrafiłam powiedzieć, jak się czuję. Byłam wściekła, zniesmaczona, pełna pieprzonych sprzeczności. Tygodnie wolności pokazały mi, że mogę świetnie funkcjonować jako jednostka, a chłopak, w szczególności taki jak Eliot, wcale nie jest mi potrzebny do szczęścia. Co prawda pomimo jego nacisków nie uległam, ale skłamałabym, twierdząc, że nie namieszał mi w głowie. Pozwoliłam mu ciągnąć ten cyrk. Gdyby nie interwencja Williama, zapewne wciąż tkwiłabym w potrzasku. Tolerowałam kierowanie kolejnych gróźb w moją stronę, chociaż obiecywałam sobie, że w takiej sytuacji nie dam mu zgody na jakiekolwiek działania.
Rzeczywistość okazała się jednak znacznie trudniejsza niż naiwne wyobrażenie.Aurelia
Wciąż prześladował mnie ostry zapach męskich perfum. Miałam wrażenie, że na stałe przesiąkłam tą intensywną wonią. Chociaż od spotkania z Eliotem minęło kilka godzin, nie mogłam się od niego uwolnić. Powrócił do mojego życia i nie zanosiło się na to, aby szybko je opuścił.
W drodze do domu, gdy Keyle ekscytowała się filmem, analizowałam krok po kroku całą naszą rozmowę. Dzieliłam słowa chłopaka na najdrobniejsze kawałeczki i doszukiwałam się szczegółów, które pozwoliłyby mi przewidzieć jego następne działania. Byłam przekonana, że to dopiero początek nadchodzących problemów. Znałam go aż za dobrze. Chociaż próbowałam podejść do tego na chłodno i z dystansem, na samą myśl o nim robiło mi się niedobrze.
Zbudowane przeze mnie mury zostały naruszone. Branham nie musiał się wysilać, aby wygrać pierwsze starcie. Już sprawił, że zaprzątałam sobie nim głowę.
Nie miałam zamiaru walczyć z tym sama, a tylko jedna osoba była w stanie pomóc mi się z tego skutecznie otrząsnąć. Dlatego kiedy młoda zamknęła się u siebie w pokoju, zupełnie zapominając o moim istnieniu, rzuciłam do niej krótkie „wychodzę” i ruszyłam w doskonale znanym kierunku. Gdy coś się działo, zawsze mogłam szukać wsparcia u najlepszej przyjaciółki.
Tym razem nie było inaczej.
– Pieprzysz – oburzyła się Lucy. – Nie mogę uwierzyć, że ten idiota powiedział coś takiego!
– I to dokładnie tymi słowami – odparłam, po czym upiłam łyk chłodnego piwa, które zakosiłyśmy, gdy nikogo nie było w kuchni. Rodzice Lucy zazwyczaj przymykali oko na drobne wyskoki, ale ostrożności nigdy za wiele.
– Szkoda, że nie strzeliłaś go w ten głupi pysk. Może zrozumiałby w końcu, gdzie jest jego miejsce – mruknęła, odbierając ode mnie butelkę. Bez skrępowania pociągnęła spory łyk alkoholu i dodała: – Czemu od razu go nie zignorowałaś?
Wzruszyłam sztywno ramionami.
– Myślałam…
– Od razu powiem, że źle myślałaś – wtrąciła.
Posłałam w kierunku przyjaciółki ostre spojrzenie.
– No kto by pomyślał, znalazł się nowy Sherlock – parsknęłam. – Dasz mi chociaż dokończyć?
– Przecież już nic nie mówię. – Uśmiechnęła się niewinnie.
– Jak zwykle, oczywiście. – Pokręciłam głową, starając się ukryć rozbawienie. – Wracając do momentu, zanim bezczelnie mi przerwano… Naprawdę myślałam, że ta rozmowa potoczy się zupełnie inaczej. Nie przyszło mi do głowy, że znowu zacznie nalegać i… – Westchnęłam zrezygnowana. – Dobra, mniejsza. I tak brzmi to żałośnie.
– Ale tak tylko troszeczkę – podsumowała. – Mówiłam ci, że tak będzie… Pamiętasz te wszystkie wiadomości, które ci wysyłał zaraz po waszym rozstaniu?
– Trudno byłoby o tym zapomnieć – odparłam niechętnie. Na samo wspomnienie momentu, w którym mój telefon stał się pieprzonym wibratorem, przeszły mnie ciarki. Liczne prośby, błagania oraz oszczerstwa były praktycznie na porządku dziennym. Dwa tygodnie. Tyle zajęło Eliotowi zrozumienie, że ma w końcu dać sobie spokój. – Myślisz, że znowu zacznie do mnie wypisywać?
– Myślę, że tym razem wiadomości mogą się okazać twoim najmniejszym zmartwieniem – stwierdziła złowrogo, na co mocno ściągnęłam brwi.
– C-co masz przez to na myśli? – wyjąkałam z przerażeniem.
– To, że zaraz wracamy do szkoły – wyjaśniła powoli. – Macie wspólne zajęcia, nie pamiętasz?
– Ja pierdolę – mruknęłam, przecierając twarz dłonią.
Na śmierć o tym zapomniałam. Wraz z końcem ostatniego semestru całkowicie wyparłam z pamięci szkolne obowiązki. A przecież za moment mieliśmy powrócić do tego więzienia.
– Trzymaj… chyba bardziej ci się przyda – stwierdziła i wyciągnęła butelkę w moją stronę. – Jak zacznie za tobą łazić, to coś wymyślimy.
– Co, pójdziemy się poskarżyć? – parsknęłam. – Jeszcze mi tego brakuje, aby nauczyciele zaczęli o tym gadać.
– A masz jakiś lepszy pomysł?
– Nie wiem, może przypadkowo zepchnę go ze schodów?
– Przypadkowo, jasne… – Spojrzała na mnie spod byka.
– Ej, nie patrz tak na mnie. Przecież wypadki chodzą po ludziach. – Zaśmiałyśmy się równocześnie.
Każdego dnia byłam wdzięczna za to, że Lucy Davis jest obok mnie. Znała praktycznie wszystkie moje sekrety, sukcesy oraz tajemnice. Mogłam ufać jej bezgranicznie. Świętować zwycięstwa oraz opłakiwać smutki. Chociaż to drugie głównie opijałyśmy. Poza tym dziewczyna zawsze wiedziała, jakich użyć słów, aby rozładować napięcie i podnieść mnie na duchu.
– Ale tak na poważnie… – zaczęłam, gdy obie się uspokoiłyśmy. – Eliot może i jest lekko pieprznięty, ale nie sądzę, aby posunął się do czegoś gorszego niż wcześniej. Może podejdzie raz czy dwa, jednak… Kiedyś w końcu odpuści, prawda?
– Szczerze? Po nim jestem gotowa spodziewać się wszystkiego, co najgorsze – odparła z wyraźnym dystansem. – Czasami nie potrafię zrozumieć, jakim cudem w ogóle udało mu się zawrócić ci w głowie. Jesteście tak cholernie różni, dosłownie pochodzicie z dwóch odległych światów.
– Byłam zaślepiona, młoda i głupia – podsumowałam. – A kiedy się zorientowałam, że jego miłość zaciągnie mnie tylko na samo dno, było już za późno na ucieczkę.
– Teraz z tego wszystkiego jesteś wyłącznie bliżej legalnego wieku zapijania wszelkich żalów – wtrąciła zadziornie.
– Widzę, że dziś humor naprawdę ci dopisuje – mruknęłam z przekąsem.
– Jakoś nie mogę się powstrzymać. Poza tym… Nie ma sensu marnować na niego więcej energii. Przerabiałyśmy ten temat setki razy.
– Tak i niestety za każdym razem miałaś cholerną rację.
– Nie jesteś pierwszą dziewczyną na świecie, która dała się omamić. Czasami nie mam już do ciebie sił, Aurelio, ale te wszystkie perfekcyjne randki, czułe słówka… – Wykrzywiła wargi w grymasie obrzydzenia. – Pewnie sama dałabym się nabrać na coś takiego.
– Był idealny – powiedziałam niepewnie. – Zjawił się, gdy najbardziej tego potrzebowałam, i zbyt szybko straciłam czujność.
– Z takimi sukinsynami jak on zawsze jest idealnie – wypomniała. – Zdobywają zaufanie, a kiedy w końcu osiągają odpowiedni etap, wbijają nóż prosto w plecy niczego nieświadomej ofiary.
Uniosłam brwi, tym razem nie powstrzymując rozbawienia, które pojawiło się na mojej twarzy.
– Nie naczytałaś się może ostatnio za dużo tych swoich książek? Zaleciało strasznym dramatyzmem – zauważyłam.
– Ja tylko mówię, jak jest. To się po prostu czuje, a poza tym ludzie gadają. Od takich jak bracia Branham lepiej trzymać się z daleka.
– Ludzie gadają? – zapytałam sceptycznie. – Od kiedy to wierzysz we wszystkie plotki, co? Może i Eliot nie jest taki święty, za jakiego chce być uznawany, ale serio… Większość tych teorii jest bardziej pokręcona niż niejeden twój pornos na półce.
– Zostaw w końcu moje biedne książki w spokoju – oburzyła się. – One nic ci nie zrobiły!
Podniosłam ręce w obronnym geście. Czasami zapominałam, jaką potworną obsesję ma na punkcie tych swoich książek. Prawie cały jej pokój był wypełniony najróżniejszymi pozycjami. Nie potrafiłam zliczyć, ile razy próbowała coś mi wcisnąć, nie mogłam jednak znaleźć niczego dla siebie.
– Już będę się zachowywać – obiecałam niewinnie, zsuwając nogi z betonowego schodka. Otrzepałam spodnie i zerknęłam w kierunku przyjaciółki. – I tak na zakończenie… Nie musisz się mną przejmować. W moim sercu nie ma już miejsca dla Eliota – powiedziałam pewnie.
– A dla kogoś innego? – dopytała ciekawsko.
– Doskonale wiesz, że nie ma nikogo innego. – Zaśmiałam się. – Mam nowe postanowienie.
– Och… Już się boję – skwitowała. – Strzelaj.
– W tym roku szkolnym skupiam się tylko i wyłącznie na nauce. Koniec z chłopakami.
Nawet nie starała się zachować powagi. Przewróciłam oczami, gdy tylko moich uszu dobiegł jej donośny śmiech.
– To ci wyszło. Naprawdę, genialne – parsknęła. – Zastanów się, czy nie masz w planach wybrać ścieżki komediowej.
– Ha. Ha – mruknęłam, udając obrażoną. – Teraz się śmiejesz, ale później będziesz mnie jeszcze przepraszać.
– Może cofnę swoje słowa, gdy zobaczę cię siedzącą nad książkami w bibliotece.
– To by dopiero było coś.
Z nas dwóch to właśnie Davis brała naukę na poważnie. Za każdym razem, gdy ja byłam do tyłu z materiałem, ona mogła odpoczywać w zaciszu swojego pokoju ze zdecydowanie ciekawszą lekturą. I pomimo tego, że zawsze szła na zajęcia przygotowana, i tak pozwalała, aby panika przejęła nad nią kontrolę. Ostatecznie wychodziła ze wszystkich trudności obronną ręką, ale dodatkowy stres był już nieodłączną częścią całego przedstawienia. Moje podejście było zupełnie inne. Kierowałam się zasadą: co ma być, to będzie, i wyznawałam pogląd, że przecież poprawki są dla ludzi.
W niektórych sprawach naprawdę mocno się od siebie różniłyśmy, ale w końcu przeciwieństwa się przyciągają, czyż nie?
– Chyba powinnyśmy się powoli zbierać – zauważyła.
– Tak, robi się już ciemno. – Skinęłam głową. – Jeżeli nie chcesz się spóźnić na oficjalne rozpoczęcie imprezy, lepiej biegnij przebrać się w kieckę.
– Na pewno nie dasz się namówić, co? – Zrobiła słodkie oczka i podniosła się ze swojego miejsca.
Lucy nieustannie truła mi dupę o tę imprezę i po części to rozumiałam. Od zawsze trzymałyśmy się razem. Nie tylko świetnie bawiłyśmy się w swoim towarzystwie, lecz przede wszystkim wzajemnie się pilnowałyśmy. Połączenie alkoholu, głośnej muzyki oraz nabuzowanych emocjami nastolatków niestety stanowiło spore zagrożenie.
– Nie ma szans – odparłam spokojnie. – Ale chciałabym cię odprowadzić.
– Przyznaj się, że chcesz chociaż rzucić okiem – ciągnęła.
Zazgrzytałam zębami.
– Wiesz, że tak – bąknęłam niechętnie. – Ale wolę żałować jednej imprezy, niż płakać nad jej ewentualnymi konsekwencjami.
– Mogę obiecać na mały paluszek, że będę cię cały czas pilnować – wtrąciła pospiesznie.
– Cholera, wytaczasz naprawdę ciężkie działa. – Nie kryłam rozbawienia.
– Takich obietnic nie wolno łamać. To przynosi straszliwego pecha – stwierdziła. – A w razie sytuacji wystąpienia u ciebie chwilowej niepoczytalności z przyjemnością ci przyłożę. Wiesz, tak dla przywrócenia rozsądku i równowagi na świecie.
– Ta propozycja z bezkarnym uderzeniem mnie jest piekielnie kusząca, ale nie zmienię zdania… Opowiesz mi później, jak było. Zgoda? – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Zgoda, Winslow. Pamiętaj jednak, że nie oszczędzę ci żadnego, nawet najdrobniejszego szczegółu. A zwłaszcza tych najobrzydliwszych – dodała zadziornie i ruszyła w stronę wejścia.
– Zaczęłabym się o ciebie poważnie martwić, gdybyś powiedziała coś innego – rzuciłam, odprowadzając wzrokiem przyjaciółkę, która po chwili zniknęła za drzwiami.
Lucy nie potrzebowała dużo czasu, aby w pełni się wyszykować. Bluza i jeansy zostały zastąpione prostą czarną sukienką, która podkreślała szczupłą sylwetkę dziewczyny. Bywały takie momenty, w których zazdrościłam jej figury. Chociaż moja waga nigdy nie stanowiła powodu do zmartwień, niektórzy nie potrafili ugryźć się w język, aby jej nie skomentować.
A w szczególności on nie potrafił.
***
Dotarcie na plażę, gdzie miała się odbyć cała ta farsa, zajęło nam niecałe dwadzieścia minut spokojnym spacerkiem. Nie czułyśmy potrzeby, aby specjalnie się spieszyć. Żadnej nie uśmiechało się zbyt szybko rozstawać. Czasami przychodziły takie dni, w których mogłybyśmy przebywać w nieskończoność w swoim towarzystwie, i odniosłam wrażenie, że to był właśnie jeden z nich. Nie miałam ochoty rozstawać się z moją przyjaciółką, nawet jeżeli chodziło tylko o głupią imprezę.
Głośne krzyki rozszalałych nastolatków niosły się echem przez całą okolicę. Muzyka rycząca z wielkich głośników docierała do ulic znajdujących się najbliżej głównego punktu. Organizatorzy musieli słono zapłacić, skoro nie tylko pozwolono im zaklepać jedną z najpopularniejszych plaż w mieście, lecz także zapewniono dodatkową ochronę. Już przed samym zejściem kręcili się dość postawni mężczyźni, którzy się upewniali, że nikt nieupoważniony na nią nie wparuje.
Wypuściłam powietrze przez nos. Zazdrość zżerała mnie od środka. Tak świetnie zapowiadająca się zabawa miała się odbyć bez mojego udziału tylko dlatego, że jakiś idiota postanowił namieszać mi ostatnio w życiu. Nie sądziłam, że aż tak to we mnie uderzy… Na widok plaży, która – w zależności od sytuacji – prezentowała się albo jako malowniczy zakątek pełen ciszy i spokoju, albo jako najbardziej odjechane miejsce na całym świecie, trudno było nie pluć sobie w brodę.
– Mogę się powtarzać, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć ci fakt, że zostawiasz mnie tutaj samą – bąknęła Lucy.
– Cóż… Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć sobie fakt, że zostawiam cię tutaj samą – odpowiedziałam rozżalona, kierując wzrok na przyjaciółkę.
Obie parsknęłyśmy śmiechem.
– Wiesz, zawsze możesz zmienić zdanie – przypomniała.
– Ty też możesz zrezygnować z niezapomnianej nocy i spędzić czas ze mną oraz dobrą pizzą – odparłam zadziornie. – W pakiecie mogę dorzucić Deana-Piekielnie-Przystojnego-Łowcę-Potworów-Winchestera.
– Niby się przyjaźnimy, a za każdym razem zapominasz, że bez mrugnięcia wybrałabym Sama. Wiesz, te długie włosy i takie tam. – Westchnęła z udawanym zawodem. – Tak że pamiętaj: bardzo mocno cię kocham, ale za żadne skarby nie odpuszczę sobie tego widowiska.
– I to niby o mój gust względem facetów się martwimy, tak? – Uniosłam prowokująco brwi.
– Och, zamknij się – skarciła mnie. – I lepiej się przygotuj na wszystkie żenujące plotki.
– Już nie mogę się ich doczekać – podsumowałam z uśmiechem. – Baw się dobrze. Tylko nie za dobrze. I nie rób niczego głupiego!
– Z naszej dwójki to ty jesteś odpowiedzialna za podejmowanie głupich decyzji – rzuciła żartobliwie. – Do jutra, zołzo.
Parsknęłam pod nosem i pomachałam dziewczynie na pożegnanie. Uważnie odprowadziłam ją wzrokiem, gdy powoli oddalała się w stronę zgromadzonych. Odczekałam do momentu, aż zniknie mi z oczu i wtopi się w tłum. Pokręciłam głową, kwestionując swoją decyzję, ale nie mogłam sobie pozwolić na ryzykowne spotkanie z Eliotem. Nie teraz. Było zdecydowanie za wcześnie. Obawiałam się, że pod wpływem alkoholu mogłabym mu ulec.
A tego bym sobie nigdy nie wybaczyła.
Niechętnie ruszyłam w stronę domu, co jakiś czas mijając bardziej lub mniej liczne grupki rozbawionych rówieśników. Wszyscy spieszyli się na oficjalne rozpoczęcie. Aż miałam ochotę roześmiać się na cały głos z czystej irytacji. Jedna z najważniejszych imprez w całym roku, a ja uciekałam z podkulonym ogonem z powodu byłego chłopaka. Dawna ja byłaby mną cholernie rozczarowana.
Takie zagrywki nie były w moim stylu. Nienawidziłam się wycofywać, chować w cień i akceptować każde niepowodzenie, chociaż często musiałam z tego korzystać. Poza tym nie byłam gotowa na kolejne starcie. Może i dawałam Branhamowi przewagę swoją rezygnacją, ale prawda była taka, że obawy zwyciężyły nad zdrowym podejściem.
Eliot nie musiał znajdować się obok, aby wciąż w pełni kontrolować moje życie, działania oraz uczucia. Najwyraźniej niewiele się zmieniło.
Z każdym kolejnym krokiem dudniąca muzyka traciła na sile, a barwne światełka znikały, mieszając się z nadciągającą ciemnością. Jedynie kilka lamp zapewniało jakąkolwiek widoczność. Od głównej drogi oddzielał mnie już tylko parking wypełniony najróżniejszymi samochodami. Kolorowe, zarówno starsze, jak i nowsze modele znajdowały się dosłownie wszędzie. Zaczęłam się zastanawiać, ilu rodziców nie ma bladego pojęcia, że ich pociechy tej nocy zabrały kluczyki bez pytania. Zerknęłam przez ramię na garstkę spóźnialskich, która nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Powoli wypuściłam powietrze z płuc. Wyglądało na to, że poza mną nie było już nikogo na parkingu, dlatego omal nie padłam na zawał, gdy usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami stojącego nieopodal czarnego SUV-a. Spojrzałam odruchowo w tamtym kierunku.
Nie byłam pewna, czy bardziej przemawiała przeze mnie ciekawość, czy zwyczajne przewrażliwienie, ale musiałam sobie za to w duchu podziękować. Mało brakowało, a serce wyskoczyłoby mi z piersi na widok postaci, których zdecydowanie nie miałam ochoty zobaczyć. Tym bardziej w miejscu, w którym nikt nie usłyszałby mojego przerażonego krzyku.
Niewiele myśląc, wstrzymałam oddech i schowałam się za jednym z samochodów. Nie mogłam przecież pozwolić, aby mnie zobaczyli.
– Przestań w końcu biadolić. – Karcący ton Williama wywołał nieprzyjemny dreszcz na moim karku. Nieznacznie przechyliłam się do przodu, aby mieć lepszą widoczność. – Mówię poważnie, znajdź sobie dziś jakąś naiwną panienkę, która pozwoli ci wrócić na właściwe tory. Rozerwij się wreszcie.
– Powtarzasz się – odburknął Eliot zgryźliwie.
– Powtarzam się, bo najwyraźniej za pierwszym razem do ciebie nie dotarło. Jeszcze raz usłyszę coś o tej suce, a się zrzygam – prychnął.
– Nie nazywaj jej suką, do cholery!
– Błagam cię. Pięć minut temu nazwałeś ją znacznie gorzej – podsumował chłodno. – Rusz się w końcu, nikt nie będzie na nas czekał. Hampton powinien się już tu gdzieś kręcić.
Eliot nic nie odpowiedział, ale jego irytację mogłam wyczuć bez większego wysiłku. Posłusznie ruszył za starszym bratem, na całe szczęście nie dostrzegając mojej obecności. Gdy uznałam, że największe zagrożenie minęło, oparłam się plecami o drzwi pojazdu, który posłużył mi za kryjówkę.
– Gratuluję… – wyszeptałam, przecierając twarz dłonią. – Zachowałaś się jak pieprzona idiotka.
Pokręciłam głową, starając się zebrać w sobie. Z boku musiało to wyglądać naprawdę komicznie, ale czy miałam inne wyjście? Spotkanie z tą dwójką było ostatnią pozycją na nieistniejącej liście rzeczy do zrobienia. Ryzyko było zbyt wysokie, a wszelkie obawy zostały potwierdzone.
„Suka”? Przewróciłam oczami. Dobre sobie, sukinkot nawet mnie nie zna.
Pieprzeni bracia Branham. Może i Lucy miała odrobinę racji. Tych dwóch przynosiło same kłopoty. Kiedy wchodziłam w głębszą relację z Eliotem, nawet przez sekundę nie przypuszczałam, że może wyjść z tego taki syf.
Nie byłam jednak w stanie cofnąć czasu. Popełnione błędy odcisnęły już swoje piętno.
Pozostało mi się modlić, aby historia się nie powtórzyła.