Too Far - ebook
Too Far - ebook
Nowy tytuł od bestsellerowej autorki sagi „Crossfire”
Pełna zwrotów akcji opowieść o trzech kobietach próbujących zdobyć to, co dla nich najważniejsze – miłość, władzę i zemstę...
Przez wiele lat Lily Black uważano za zmarłą. Teraz dziewczyna wraca i wpada prosto w silne ramiona swojego kochającego męża, Kane'a. Miejsce jej dotychczasowego pobytu pozostaje owiane tajemnicą, ale grzechy jej przeszłości nie dają jej spokoju.
Aliyah, matka Kane'a, nigdy nie wierzyła, że Lily jest tym, za kogo się podaje, i zrobi co w jej mocy, aby to udowodnić.
Na domiar złego Amy, szwagierka Kane'a, która zawsze była tylko pionkiem w rozgrywkach rodziny, teraz jednak postanowiła, że to jej w udziale przypadnie największe trofeum…
Trzy kobiety, trzy różne pragnienia.
Czy może jest coś, co je łączy?
Bestsellerowa autorka Sylvia Day powraca w zmysłowej opowieści o miłości, chciwości i ambicji.
Wybrane opinie zachwyconych czytelniczek na Goodreads:
Jest tutaj ogrom napięcia i tajemnic, dzięki czemu ta historia wciąga niesamowicie.
[pięć gwiazdek
Sylvia Day pięknym językiem napisała arcydzieło pełne sekretów, zmysłowości i dreszczyku emocji.
pięć gwiazdek
Jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w tym roku!
pięć gwiazdek
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68350-66-1 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Lily
Zabiłam wszystkich i wszystko, na czym mi kiedykolwiek zależało, aby chronić moją obsesję na twoim punkcie, Kane. Mimo to patrzenie, jak wychodzisz – nawet w zwykły dzień pracy, taki jak dzisiaj – jest trudniejsze niż kiedykolwiek.
Wahasz się. Tak jakbyś czytał mi w myślach i czuł to, co ja.
– Nie chcę cię zostawiać – mówisz, kiedy dochodzimy do drzwi.
Twoja torba czeka na eleganckiej konsoli z afrykańskiego drewna w małym holu wejściowym. Dwaj ochroniarze stoją na straży w przedsionku windy po drugiej stronie podwójnych drzwi. Wziąwszy pod uwagę poziom bezpieczeństwa, byłoby prawie niemożliwe, aby intruz dotarł do apartamentu.
Znam prawdę – nie tyle zabraniasz innym wejść, co zamykasz mnie w środku.
– Czy nie mówi się, że rozłąka sprawia, że kochamy mocniej? – Uśmiecham się, mimo że zachłanność na ciebie ściska mnie za gardło.
– Miałem już dosyć rozłąki – oznajmiasz, a mięśnie szczęki masz napięte. W twoich ciemnych oczach widać błysk gniewu, a wściekłość jest niemal namacalnym żarem. Blokujesz ją przez większość czasu, ale wiem, że tam jest. Natomiast nie wiem, czy to nasza rozłąka cię rozwściecza, czy mój powrót.
Żyliśmy z dala od siebie przez kilka lat, czyli dłużej niż byliśmy razem, i może nigdy mi tego nie wybaczysz. Ale tym, za co powinieneś mnie nienawidzić, jest przede wszystkim spotkanie mnie.
Moje pragnienie ciebie było zbyt silne, a jestem samolubną kobietą.
– Gdybym kochał cię bardziej, _Setareh_ – szepczesz, gorącym spojrzeniem wpatrując się w moją twarz – udusiłabyś się.
Nie sądzę, żebyś wiedział, jak bardzo prawdziwe jest to stwierdzenie. Twój zapał i ambicja, charyzma i inteligencja… Płoniesz. Ten wewnętrzny ogień przypalił moją duszę i płomienie wspólnie pochłonęły wszystkich wokół nas.
Podchodzę bliżej i przywieram do ciebie, obejmując ramionami twoją szczupłą talię. Ciało masz twarde i ciepłe. Zawsze byłeś ogniem dla mojego lodu i roztapiałam się w tobie, moje delikatne kształty dopasowywały się do twoich sztywnych płaszczyzn. Z głębokim westchnieniem obejmujesz mnie, pochylając się opiekuńczo. Jestem bezpieczna w twoich ramionach. Ale ty w moich nigdy nie byłeś bezpieczny.
– Będę tu na ciebie czekać – obiecuję, bo wiem, że musisz to usłyszeć. Jesteś na tyle mądry, żeby nie wierzyć we wszystko, co mówię, jeśli w ogóle wierzysz w cokolwiek. Mimo to wiesz, że kocham cię nieprzytomnie. Tylko to nas łączy i tylko tego naprawdę potrzebujemy.
W odległym zakątku umysłu wyobrażam sobie inną scenę. Stoimy przy drzwiach wejściowych, aby ruszyć szybko w różne miejsca, zaczynając dzień. Nasze usta spotykają się w pośpiechu, radośnie roześmiane, bo świat należy do nas i nie mamy się czego bać. Jesteśmy szaleńczo zakochani, bez żadnego z tych niepokojów. Nie ma obawy, że to rozstanie będzie ostateczne.
Przyciskasz wargi do czubka mojej głowy.
– Mam nadzieję, że planujesz nasz miesiąc miodowy. Gdy tylko ECRA+ wystartuje, uciekamy stąd.
– Co powiesz na śnieg? – proponuję. – Kopy śniegu. Odległa chata, w promieniu wielu kilometrów nie ma nic. Dojechać i wyjechać można tylko pługiem śnieżnym. Ogromny kominek, a przed nim sterta futer. I parująca wanna z hydromasażem na tarasie.
– Doskonale. – Odsuwasz się i całujesz mnie w koniuszek nosa. – Będę cię ogrzewał.
Nie ma co do tego wątpliwości. Pragniesz mnie prawie tak samo intensywnie jak ja ciebie.
Odchylam głowę do tyłu i przyglądam się twojej twarzy. To boskie, jaki jesteś wspaniały. Kwadratowa szczęka, wąski grzbiet nosa i kości policzkowe tak wysokie, że widać pod nimi zagłębienia. To twarz, która sprawia, że anioły śpiewają, o ustach tak pełnych i zmysłowych, że kuszą kobietę do grzechu. I te oczy, prawie czarne, z rzęsami tak gęstymi, że można by nazwać cię ładnym, gdybyś nie był tak bardzo męski.
Chciałabym, żeby to były tylko twój wygląd i wyraźna męskość, które przyciągnęły mnie do ciebie. Płomień pożądania szaleje, a potem się wypala. Z początku wmawiałam sobie, że tak właśnie stanie się między nami, ale nigdy w to nie wierzyłam. Rozumiałeś mnie od chwili, gdy się poznaliśmy. Twoje przenikliwe, żarliwe spojrzenie przebiło się przez warstwy tożsamości i zajrzało w głąb mojej duszy. A tam, gdzie inni znaleźliby strach, ty znalazłeś miłość.
Opuszczając głowę, składasz na moich ustach głęboki, zmysłowy pocałunek. Jest w nim namiętność i wściekłość, pożądanie i tęsknota. Kochaliśmy się o wschodzie słońca i wciąż czuję odcisk twoich dłoni i ust na swojej skórze, ale twój pocałunek wyraża taki głód, że wiem, że nie jesteś zaspokojony.
Czy to poczucie pożyczonego czasu kiedykolwiek minie?
Brakuje ci tchu, kiedy odsuwasz się i przyciskasz czoło do mojego.
– To jest tortura.
Odpychasz mnie gwałtownie i chwytasz torbę, szarpnięciem otwierając drzwi, jakbyś wiedział, że jeśli teraz nie wyjdziesz, już tego nie zrobisz. Zamek prawie się zatrzaskuje, kiedy znów je otwierasz i znajdujesz mnie w tym samym miejscu, w którym mnie zostawiłeś.
– Kocham cię.
Unoszę kąciki ust i przykrywam dłonią bolące serce.
– Wiem.
W ciszy po twoim odejściu wypuszczam powietrze z płuc i ramiona mi opadają. Przyzwyczailiśmy się do bycia samemu, ale teraz… wypełnia mnie smutek.
W apartamencie przez chwilę panują cisza i spokój. Wydaje się, jakby leżał uśpiony, gdy cię nie ma, odpoczywając, dopóki nie wrócisz ze swoją niekontrolowaną emocjonalnością i energią. Płytki pod moimi bosymi stopami są ciepłe, ogrzewane podczerwienią, ale wyobrażam sobie, że zatrzymują twoje ciepło jak kamień w słońcu.
Jestem osamotniona w swoim smutku, z krwią na rękach.
Wieżowiec, w którym mieszkamy, kołysze się na wietrze z żałobnym jękiem. Ten dźwięk to znajomy i dziwnie kojący lament.
Teraz, kiedy zabiłam Valona Laskę i wyjawiłam ci najgorsze z moich sekretów, chcę pozbyć się fałszywej tożsamości, którą przyjęłam, by wkroczyć w twoje życie. Lily Rebecca Yates mogłaby w końcu znaleźć miejsce spoczynku na dnie Atlantyku. Wiesz, że nie jestem nią, tą idealną kobietą, która była miła, bezinteresowna i nie miała szkieletów w swojej szafie.
Ale i tak mnie chcesz.
Mimo to wszyscy w naszym życiu są przekonani, że jesteś żonaty z Lily. Nie mogą się nigdy dowiedzieć, że Lily była kłamstwem.
Myślę więc, że wcale nie jestem sama. Kobieta, której życie i męża ukradłam, towarzyszy mi jak cień, nawiedzając swojego sobowtóra w każdej minucie każdej godziny, codziennie.2
2
Lily
1 maja 1999
Większość ludzi wierzy, że potrafią rozpoznać Śmierć, wszechobecnego Ponurego Żniwiarza uzbrojonego w kosę. Ale ona nigdy nie ukrywała w ten sposób swoich wdzięków. Ciałem wodziła na pokuszenie, jej okryciem był wodospad lśniących obsydianowych włosów, a krwistoczerwony uśmiech ostrzem noża. Wiedziałam to, bo była moją matką.
Przygotowywałam się na jej przybycie z drobiazgową dbałością o wygląd, tak jak to we mnie wpoiła. Obrysowałam górne powieki eyelinerem, szybkim, wyćwiczonym ruchem nadgarstka, przeciągając kreskę w górę, by utworzyć kocie oko. Był to ten sam ruch, który wykonałam wcześniej tego dnia przed pójściem do szkoły, ale teraz dokładnie oczyściłam twarz i zaczęłam od nowa. Mój makijaż – zbroja, jak nazywała go mama – musiał być świeży i perfekcyjny.
Kiedy byłam gotowa, zajęłam się mieszkaniem. Pospiesznie przesunęłam w górę okiennice. Lubiła świeże powietrze. Ja wolałam trzymać okna zamknięte, kiedy byłam sama. Bez szaleńczego hałasu ruchu ulicznego w dole na Brooklynie czułam się bezpieczniej. Przy opuszczonych okiennicach dźwięki miasta zmieniały się w stłumiony pomruk podobny do szumu krwi w bezpiecznym matczynym łonie. Matka nie mieszkała już ze mną, ale chroniła mnie i utrzymywała, a mój mały apartament wydawał mi się najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Często przywoływałam ją pamięcią w tej przestrzeni tak wyraźnie, jakby zawsze była ze mną.
Z gramofonu obok telewizora Creedence Clearwater Revival śpiewali o wyglądaniu przez tylne drzwi. Mama lubiła muzykę z innej epoki i uważała, że tej współczesnej czegoś brakuje. Poza Prince’em, o którym mówiła, że jest wyjątkowo utalentowanym muzykiem, współcześni artyści nie robili na niej wrażenia. Świeca paląca się na okrytym szalem stoliku do kawy wypełniała powietrze zapachem wanilii i kwiatów wiśni. Mama lubiła przestrzenie, w których pachniało ładnie i swoiście kobieco. Piżmo i drzewo sandałowe były zbyt męskie.
Nienawidziła mężczyzn. Nie wiedziałam dlaczego. Nigdy o to nie pytałam, bo spędzałyśmy razem czas bardzo krótko i rzadko i nie chciałam psuć tych chwil nieprzyjemnymi sprawami. Zastanawiałam się jednak nad tym. Zwłaszcza że mężczyźni ją kochali; zrobiliby dla niej wszystko. Zbankrutowaliby, rozbili swoje rodziny i zrujnowali sobie życie. Często mi powtarzała, że są z natury słabi. Nadają się tylko do schlebiania i zapładniania.
Ale zawsze z jakimś była, choć niezbyt długo. Za każdym razem, gdy ją widziałam, miała nowego mężczyznę. Derek. Reynaldo. Pierre. Jeremy. Tomas. Han. I tyle innych imion, które zapomniałam. Nie skupiałam się na nich, kiedy rozmawiałyśmy. Bardziej interesujące było obserwowanie, z jakim ożywieniem – lub nie – ich opisywała.
Kończąc makijaż, przyjrzałam się sobie krytycznym okiem. Czy moje włosy były idealnie proste, bez ani jednej fali czy nierówności? Czy szminka precyzyjnie podkreślała kontur ust i była na nich bardziej roztarta, niż je pokrywała?
„Jesteś taką piękną dziewczyną”, powiedziała mi nauczycielka przedmiotów ścisłych rok temu, gdy byłam w drugiej klasie liceum. „Nie musisz w ogóle nosić makijażu”.
Wspomniałam o tym matce, kiedy zapytała, jak mi idzie w szkole. Jej uśmiech zastygł w kącikach ust. „Chyba będę musiała porozmawiać z panią Bustamante”, powiedziała.
Wiedziałam, którego dokładnie dnia odbyło się to spotkanie, chociaż żadna z nich nie wspominała o tym ani wcześniej, ani później. Wiedziałam, bo pani Bustamante nie zapraszała mnie już do pracy po lekcjach, na co czekałam z niecierpliwością, bo oszczędzało mi to dodatkowej godziny czy dwóch spędzonych samotnie w domu, a kiedy na mnie patrzyła, w jej oczach widać było strach.
„Jesteś przygnębiona”, stwierdziła matka, kiedy odwiedziła mnie następnym razem. „Brakuje ci tego, że zwracała na ciebie uwagę, mimo że ta uwaga osłabiłaby cię i łatwo pozwoliła uformować na jej wyobrażenie tego, kim powinnaś być. Nie jesteśmy tak słabe, Araceli. Wiemy, kim jesteśmy i nikt nie może nas zmienić. Pozbądź się każdego, kto próbuje”.
Była jedyną osobą, która kiedykolwiek nazywała mnie Araceli, imieniem, które dla mnie wybrała. Nie zdradziła go nikomu innemu i nauczyła mnie, żebym tego nie robiła. Uważałam to za dobrą zabawę. Jeśli podobało mi się jakieś imię, mogłam je mieć, dopóki nie zmieniłam szkoły i nie przyjęłam nowego, które bardziej mi się podobało.
„Nic nas nie ogranicza”, powiedziała mi. „Nie jesteśmy uwięzione w tej samej roli na resztę życia. Jesteśmy wolne, ty i ja. Możemy robić, co chcemy”.
Bardzo ją kochałam. Nigdy nie zapomniałam, jakie miałam szczęście, że byłam jej córką.
Słysząc, jak klucz wsuwa się do zamka, obróciłam się szybko, rozsypując w nieładzie swoje długie włosy. Pospiesznie przeczesałam palcami zmierzwione pasma, przestraszona, że znajdzie we mnie jakąś wadę. Czułam ekscytację, nie zdenerwowanie. Podczas gdy moje koleżanki z klasy zmagały się z brakiem pewności siebie związanym z obrazem ich ciał, ja wiedziałam, że chociaż nie wyglądam dokładnie tak jak moja matka, jestem do niej wystarczająco podobna, aby uznać mnie za piękną. Nigdy nie mogłaby stworzyć niczego, co by takie nie było.
– Witaj, kochanie. – Jej głos brzmiał jak śpiew syreny.
Przez moment napawałam się jej widokiem. Przyjrzałam się butom na wysokich obcasach z cienkimi paskami na kostkach, eleganckiej czarnej sukience na jedno ramię, która opinała jej szczupłe ciało, lśniącym, atramentowoczarnym włosom… A potem chłonęłam oczami jej twarz. Jak u anioła. Tak idealną, doskonale symetryczną. Skóra biała jak delikatna porcelana była tłem dla ciemnych brwi, szmaragdowych oczu obramowanych czarnym eyelinerem i szkarłatnych ust.
Podbiegłam do niej, rzucając się na nią tak, jak fale rozbijają się o brzeg. Gdy mnie pochwyciła, rozległ się jej melodyjny śmiech, a zapach róż zmieszany z cytrusami nasycił moje zmysły.
Bicie jej serca przy moim uchu było najukochańszym dźwiękiem. Wciąż rosłam, więc musiałam się trochę zgarbić, wpasowując w miejsce, które najbardziej lubiłam. Była ciepła i mocno mnie obejmowała. Jakaś część mnie zawsze jej łaknęła i ściskałam ją kurczowo, próbując wypełnić tę pustkę.
– Nie było mnie aż tak długo – powiedziała, a ja nie zaprzeczyłam, chociaż minęły tygodnie. Im byłam starsza, tym dłuższe stawały się jej nieobecności.
Kiedy byłam w gimnazjum, trwały jakiś tydzień. Gdy poszłam do liceum, wydłużyły się do prawie miesiąca. Dzwoniła co kilka dni, dźwiękiem swojego głosu łagodząc moją tęsknotę. Dopilnowywała, żebym miała pieniądze na zaopatrzenie kuchni, a co kilka miesięcy chodziłyśmy na zakupy – zawsze w stylu vintage – dla zabawy i z konieczności, gdy zmieniały się pory roku, a ja miałam coraz dłuższe nogi.
„Ważne jest, aby ubierać się ponadczasowo, a nie modnie”, przekonywała. „I lepiej nosić ubrania od projektanta niż używane, masowo produkowane szmaty”.
– _Comment vas-tu, chérie_? – zapytała, sprawdzając mnie.
W szkole miałam lekcje hiszpańskiego, to było bardziej praktyczne. Ale w domu uczyłam się francuskiego, a także włoskiego, ponieważ wiedza o tym, co ludzie o tobie mówią, była niezbędna, zwłaszcza gdy myśleli, że ich nie rozumiesz.
– _Merveilleux, maintenant que tu es à la maison_! – Uścisnęłam ją mocniej, bo powiedziałam prawdę – cudownie było znów mieć ją w domu. Ale ona sięgnęła za siebie, aby chwycić mnie za przedramiona i oderwać moje ręce.
– Pokaż mi się.
Trudno mi było się cofnąć, bo zawsze trudno jest zrezygnować z tego, czego pragniesz bardziej niż czegokolwiek innego, ale dałam radę, lekko odchylając głowę, żeby mogła mi się przyjrzeć.
Musnęła palcami mój policzek, odgarniając z niego luźne pasmo włosów, a potem przesunęła nimi po linii brwi. Starannie je wyskubywałam, utrzymując gęste, gdy nadawałam im kształt taki jak u niej.
– Jesteś doskonała – mruknęła z dumnym uśmiechem. – Dziś są twoje szesnaste urodziny… Jak to się stało, że lata zleciały tak szybko? Kiedy wkrótce opuścisz to gniazdko, świat będzie kompletnie zaskoczony.
Panika zatrzepotała w moim brzuchu jak skrzydła motyla. Coraz częściej mówiła, że wyruszę w świat. Jak będę ją wtedy widywać?
– Czy pojadę z tobą? – zapytałam, chociaż wiedziałam, że nie ma tego w planach.
„Zawsze jesteś ze mną”, mawiała. „Stworzyłam cię i pielęgnowałam w sobie, tuż pod sercem”.
Jej zielone oczy błyszczały śmiechem.
– Może kiedy będziesz starsza. Jesteś jeszcze za młoda, żeby żyć w moim świecie.
To, że żyjemy w różnych światach, było jak cios nożem w serce.
Wtedy przypomniałam sobie, jakie mam szczęście. Moje koleżanki miały zwyczajne matki; moja była niezwykła. Podobało mi się, że jest inna. Tańczyła, kiedy miała na to ochotę, mówiła, co jej się podobało i zmuszała świat, żeby się do niej dostosowywał. Moi koledzy z klasy urządzali imprezy, kiedy ich rodzice wychodzili na wieczór, ale ja zachowywałam swoje sanktuarium dla siebie. Przyprowadzenie kogoś do domu byłoby jak podzielenie się nią, a ja miałam jej tak mało.
– Pomyślałam, że przygotuję stir-fry! – zawołałam podekscytowana. – Albo zrobię sałatkę z truskawkami i kurczakiem. Jeśli wykorzystamy truskawki do sałatki, na deser możemy zjeść kruche ciasto z brzoskwiniami.
– Absolutnie nie. Nie będziesz gotować w swoje urodziny. Wyjdziemy do miasta.
– Och… nie musimy. – I nie chciałam tego robić. Wolałam, żebyśmy były same przez te kilka godzin, które spędzi ze mną. Może mi opowie, co robiła, odkąd ją ostatnio widziałam.
– Powiedziałam nie, Araceli. – Rzuciła mi spojrzenie, które powstrzymało dalsze protesty, więc denerwowałam się i wierciłam niespokojnie, tłumiąc w sobie zbyt wiele emocji. – Gotowanie dla siebie to dbanie o siebie. Gotowanie dla kogoś innego to poświęcenie, a poświęcenie to głupota.
Westchnęłam przygnębiona. Wszystkie moje marzenia o siedzeniu na poduszkach podłogowych i jedzeniu przy stoliku do kawy obróciły się w pył. Kiedyś jadałyśmy w ten sposób, w różnych mieszkaniach w pięciu innych dzielnicach.
– Nie bądź taka rozczarowana, kochanie. – Pochyliła się i dotknęła nosem mojego. – To twoje urodziny! Szesnaście lat temu omal mnie nie zabiłaś i tylko garstka ludzi mogłaby o tym opowiedzieć, gdyby jeszcze żyli, by móc o tym mówić. Musisz być obsługiwana, fetowana i uwielbiana, moje wspaniałe dziecko. Musisz się przyzwyczaić do bycia w centrum uwagi i wiedzieć, jak to wykorzystać, ponieważ twoim przeznaczeniem jest mieć wszystko. Wszystko.
Znów mnie objęła i tuliła mocno, choć zdecydowanie za krótko. Kiedy mnie puściła, dotknęła dłonią mojego policzka.
– A teraz idź i włóż tego ślicznego Diora, którego znalazłyśmy.
Pospieszyłam, żeby zrobić to, o co prosiła, bo nie chciałam być z dala od niej zbyt długo. Nie mogłam pozbyć się strachu, że w każdej chwili zostanie wezwana i odejdzie.
Kiedy wybiegłam z garderoby z butami w ręce, zobaczyłam, jak zamyka na klucz szufladę niskiego stolika bocznego, który znalazłyśmy lata wcześniej na wyprzedaży garażowej. Nie wiedziałam, co tam trzyma, bo zawsze zabierała ze sobą klucz, a ja nigdy nie wściubiałam nosa w nie swoje sprawy. Poza tym zawsze czułam na sobie jej wzrok. Nie wiem, czy rzeczywiście mnie obserwowała, ale miałam takie wrażenie i dlatego tak się zachowywałam.
Wyszłyśmy z domu na cały wieczór i kręciłyśmy się po mieście. Zjadłyśmy za dużo steku z polędwicy w restauracji Peter Luger i tylko przez chwilę podawałam w wątpliwość – w myślach – jak za to zapłacimy. Matka śmiała się, kiedy zdmuchnęłam świeczkę na deserze. „Teraz, kiedy jesteś starsza, jest o wiele zabawniej!”, powiedziała. Dała mi w prezencie naszyjnik, wisiorek w kształcie serca wysadzany brylantami z emaliowaną lilią w środku. „Ty też kwitniesz, Araceli!”. Poszłyśmy potańczyć do baru jazzowego, w którym pachniało whisky i cygarami. Grałyśmy w bilard, a mama naciągnęła grupę pijanych mężczyzn. Słońce oświetlało już horyzont, kiedy wróciłyśmy do domu. Mama kazała mi iść spać i powiedziała, żebym się nie martwiła szkołą, bo zadzwoni, żeby mnie usprawiedliwić. „Dziś nie ma dla ciebie żadnych sztywnych obowiązków społecznych!”.
Była pierwsza po południu, kiedy w końcu obudziłam się na sofie. Wraz z powrotem świadomości poczułam przytłaczający ciężar osamotnienia. Odeszła. Wiedziałam to, zanim spojrzałam na swoje łóżko, w którym spała, ponieważ kiedyś należało do niej. Gorące i ciężkie łzy spływały tak długo, aż włosy na moich skroniach stały się od nich mokre.
Minęła trzecia, gdy zauważyłam, że z zamkniętej szuflady stolika wystawał maleńki klucz uniwersalny. Długo się w niego wpatrywałam, zanim spróbowałam go zignorować, ale wołał mnie, gdy brałam prysznic, a potem przygotowywałam jedzenie, które miałam nadzieję podać jej poprzedniego wieczoru. Gdy siedziałam na podłodze ze skrzyżowanymi nogami, moje spojrzenie wciąż do niego wracało. Matka nie była kobietą, która popełnia takie błędy. „Nigdy nie zostawiaj śladów”, powtarzała zawsze.
Czyżby zostawiła go celowo? Dlaczego?
O dziewiątej wieczorem nie mogłam już się dłużej opierać. Kiedy powoli się nad nim pochyliłam, poczułam na sobie jej wzrok, ostry jak sztylet.
– Zadzwoń do mnie, jeśli nie chcesz, żebym tam zajrzała – powiedziałam na głos, mając wrażenie, że to jakiś test. Ale telefon – z numerem, który zmieniała co kilka miesięcy – nie zadzwonił.
Klucz przekręcił się z trudem, jakby zamek potrzebował smaru. Resztę mebla odnowiłyśmy, gruntownie czyszcząc i impregnując olejem do drewna. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza i szarpnięciem otworzyłam szufladę.
Stara puszka po herbatnikach była wypełniona rozmaitymi spinkami do mankietów, zegarkami i pierścionkami – sygnetami o obrączkach za dużych na nasze szczupłe palce. Marszcząc brwi, grzebałam w nich, a metal pobrzękiwał nieharmonijnie. Nigdy wcześniej nie zauważyłam, że kolekcjonuje takie rzeczy. Podczas wszystkich naszych wizyt w sklepach z używanymi rzeczami nigdy nie przyłapałam jej na przeglądaniu szklanych gablot, a ponieważ zawsze ją obserwowałam, wydawało się niemożliwe, żebym przegapiła jakiekolwiek jej hobby.
Złoto i srebro były z początku chłodne, ale zrobiły się ciepłe w dotyku. Gdy dłonie zaczęły mi się pocić, pobrudziły błyszczący metal. Używając rąbka koszulki, wypolerowałam dowody swojej ciekawości. Przez moment rozważałam włożenie rękawiczek i wypolerowanie wszystkiego, żeby nie pozostawić żadnych odcisków palców, które mogłyby mnie zdradzić.
_Ensemble pour toujours_, Pierre – Sophia
Wpatrywałam się w inskrypcję na obrączce, dopóki palce nie zaczęły mi drżeć tak, że nie mogłam już jej odczytać. _Razem na zawsze_. Obrączka ślubna. Należąca do mężczyzny o tym samym imieniu, co ten, z którym matka się spotykała. Zbieg okoliczności. Dziwne, ale prawdopodobne.
W moich wnętrznościach utworzył się węzeł i zacisnął się jak wąż.
Trofea.
Wyciągnęłam wniosek aż za szybko, jakbym potrząsnąwszy pudełkiem puzzli, od razu ułożyła gotowy obrazek. Czy ukończenie szesnastu lat w jakiś sposób wyostrzyło moje zmysły?
Ale ona chciała, żebym się dowiedziała, prawda? Czy przez lata nie podsuwała mi wskazówek? Czy tak, jak ja chciałam, żeby mnie rozumiała, ona również chciała być rozumiana?
Żółć podeszła mi do gardła i przełknęłam ją, ale wzbierała tak szybko, że ledwie zdołałam się powstrzymać, zanim dotarłam do łazienki. Wymiotowałam tak gwałtownie, że całe ciało pokryło mi się zimnym potem. To było niekończące się, głębokie oczyszczanie.
Opadłam na chłodne kafelki podłogi i oparłam się o ścianę łazienki, a myśli na zmianę kłębiły mi się głowie i zastygały. Wydawało się, że nie potrafię zrozumieć tego, co widzę, a jednocześnie, że znalazłam odpowiedź na od dawna zadawane pytanie.
Nie wiem, jak długo tam siedziałam. Na zewnątrz było ciemno, kiedy wróciłam do pokoju i starannie zebrałam zawartość puszki, odkładając ją na miejsce. Zamknęłam szufladę na klucz, ale zostawiłam go tak, jak znalazłam. Zapaliłam świecę na stoliku i otworzyłam okna, chcąc poczuć się, jakby matka znów była ze mną w domu.
Ale to wywołało we mnie zbyt wielki lęk.
Zamknęłam więc okna, zdmuchnęłam płomień świecy i usiadłam w ciemności z kolanami przyciągniętymi do piersi.3
3
Witte
Obecnie
Krople deszczu lśnią na oszklonych wieżowcach Manhattanu, kiedy kładę gazetę na pozłacanej tacy leżącej na otomanie w salonie głównego apartamentu. Ściany pokryte są postarzanymi lustrzanymi płytkami, które ukazują moje odbicie zamglone i nakrapiane, jak w starych niemych filmach. Ktoś mógłby powiedzieć, że moja posada majordomusa jest równie archaiczna, ale ludzie nie wiedzą, że mój obecny zawód jest równie niebezpieczny, jak tajne źródło utrzymania, które zostawiłem wiele lat temu. Mężczyzna, dla którego pracuję, ma rodzinę tak bezwzględną, że są jak gniazdo węży, które wiją się, nie zważając na to, czyj ogon gryzą.
Każdego innego dnia wyszedłbym tą samą drogą, którą przyszedłem, wypełniwszy zadanie. Dziś przechodzę przez pokój i zatrzymuję się pod przejrzystym lustrem wiszącym na ścianie, pod którym stoi lustrzana konsola. Podobnie jak wszystko w moim życiu, lustro nie jest tym, na co wygląda. Czarne aksamitne wstążki, na których wydaje się zawieszone, są iluzją. Kiedy przyciskam kciuk do zamaskowanego czytnika odcisków palców, lustro bezszelestnie przesuwa się w górę, odsłaniając sejf.
Wewnątrz znajduje się imponująca kolekcja klejnotów – naszyjniki, pierścionki, bransoletki i inne wybrane przez pana Blacka jako prezenty dla jego żony. Mówię o niej: pani Black. Inni nazywają ją Lily, ale to tylko jeden z jej licznych pseudonimów.
Nie znamy jej prawdziwego imienia, wieku ani historii. Sfabrykowała dziesiątki tożsamości, które odkryliśmy dzięki drobiazgowemu śledztwu obejmującemu wszystkie lata, w których uważano ją za zmarłą. Przyznała się do autentycznej więzi tylko z dwiema osobami: swoją zmarłą matką Stephanie i kochankiem matki – Valonem Laską.
Lily twierdzi, że nie zna prawdziwej tożsamości swojej matki – Stephanie Laska to jeden z wielu pseudonimów – i przyznała się do matkobójstwa, aby uwolnić się od wpływów zagrażających wszystkim, którzy są jej bliscy. Kochanek, Valon Laska, był przestępcą poszukiwanym przez stanowe i federalne organy ścigania. Został zabity wczoraj przez osobę, która bardzo przypomina żonę mojego pracodawcy.
Nie ma wątpliwości, że kobieta, która wprowadziła się do penthouse’u – i łóżka mojego pracodawcy – jest niebezpieczna.
Znaleźliśmy ją, kiedy przechodziła przez ulicę w śródmieściu, kobietę o niezrównanej twarzy Lily, która jest teraz uznawana za jedyną panią Black. Jak i dlaczego tak długo uważano ją za zmarłą, to zagadka, którą wciąż próbujemy rozwiązać. Ale pan Black bez wahania zaakceptował ją jako żonę, o której myśleliśmy, że zaginęła na morzu kilka lat temu. Jego zdaniem ponownie połączył się ze swoją wielką miłością i jest zdecydowany stawić czoło każdemu zagrożeniu, aby utrzymać ją u swego boku.
Po mojej lewej stronie znajdują się lekko uchylone drzwi do jej garderoby, która służy jako przejście do jej sypialni. Za moimi plecami takie same drzwi prowadzą do garderoby i sypialni pana Blacka, ale wiem, że jest teraz z nią, w jej sypialni, spędziwszy tam całą noc. Właśnie dlatego, że są razem, ryzykuję przeszukanie sejfu. Tak samo jak on jest nią zafascynowany, tak i ona jest nim zauroczona. Doskonale odwraca jej uwagę i muszę to wykorzystać, zanim mój pracodawca wyjdzie na cały dzień i pozwoli jej być bardziej świadomą moich działań.
Wczoraj w nocy spędziłem wiele godzin na studiowaniu zdjęć z policyjnego monitoringu, na których uchwycona była kobieta podejrzana o zabicie Laski. Podobieństwo sprawczyni do pani Black jest niesamowite, przez co subtelne różnice są bardziej widoczne. To wysoka kobieta i smukła jak trzcina, o figurze pożądanej przez projektantów mody, bo na tak zgrabnych kształtach każdy element garderoby prezentuje się jak najkorzystniej. Przy skórze bladej jak światło księżyca i włosach do ramion w kolorze prawdziwej głębokiej czerni uroda Lily jest wyrazista i niedościgniona.
Kobieta na zdjęciach jest równie wysoka, z włosami opadającymi do bioder. Nie rozpoznaję tej sukienki, a zdołałbym to zrobić, gdyby pochodziła z garderoby damy, którą znam. Niektóre kąty twarzy nie całkiem się zgadzają, ale nie da się zaprzeczyć, że kobiety o urodzie Lily są niezwykle rzadkie. Niemożliwe, aby istniała niespokrewniona osoba o niemal identycznym wyglądzie.
Wodzę wzrokiem po rzędach błyszczących klejnotów. Czuję przypływ adrenaliny, gdy nie znajduję przedmiotów, których szukam. Odkąd pani Black się pojawiła, zadałem sobie milion pytań, a teraz mam ich jeszcze więcej.
Śmiech Lily, gardłowy kontrast z jej zaskakująco dziewczęcym głosem, dobiega moich uszu. Kucam, szukając charakterystycznego błysku, który mógłby zdradzić łańcuszek lub kolczyk w grubym runie dywanu. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale muszę wszystko sprawdzić. Wstaję z pustymi rękami, wsuwam szuflady do wnęki w ścianie i zamykam sejf.
Nie ma wątpliwości, tej biżuterii brakuje.
Odwracam się i wychodzę z salonu przez główną garderobę, ale przystaję w pół kroku, gdy dźwięk ich głosów się przybliża i domyślam się, że weszli do pokoju tuż za mną. Postanawiam zaryzykować i zostać, udając, że prostuję wiszące garnitury pana Blacka, żebym mógł podsłuchiwać. Bliskość jego żony wysyła strumień energii w przestrzeń między nami i jeżą mi się włosy na karku. Ma ten rodzaj dynamizmu, który wszystko przenika. Pamięć o niej wypełniła penthouse, zanim jeszcze postawiła w nim stopę. Kiedy tu zamieszkała, dom wokół niej ożył. Tak jak i sam pan Black.
– Czy na najbliższe kilka tygodni masz zaplanowane coś, co mogłoby przeszkodzić w zaproszeniu twojej rodziny na kolację? – Lily ma charakterystyczny głos. Wysoki, z chrapliwym ciepłem. Patrząc na nią, nikt by się nie spodziewał, że będzie mówić w ten sposób, ale gdy już przemówi, nie można sobie wyobrazić, że będzie brzmiała inaczej. Nie potrafię wychwycić jej akcentu. Nie daje żadnych wskazówek, kim może być pod znakomitym przebraniem, które nosi z taką swobodą.
Każda okazja, jaką jej stworzyłem, by wyjawiła coś – cokolwiek – o sobie, została zignorowana. Lily nigdy nie mówi o swojej przeszłości, nawet mimochodem. W latach, kiedy uważano ją za zmarłą, jej znajomi mówili o niej jako o kobiecie głęboko zainteresowanej innymi osobami. Teraz, kiedy ją poznałem, wiem, że zachęca ludzi do mówienia o sobie, więc nie ma wiele sposobności, żeby robić to samo.
– Jestem do twojej dyspozycji, _Setareh_. – Mój pracodawca zwraca się do żony tylko tym mianem, które znaczy „los” i „przeznaczenie”. To romantyczne, tak, i wymowne. Ponieważ nie zna jej prawdziwego imienia, pozwala to na prawdę między nimi, a nie kłamstwo. – Zawsze.
Ciepło w głosie pana Blacka to coś, do czego wciąż się przyzwyczajam. Lily wróciła zaledwie kilka miesięcy temu, ale w najbardziej fundamentalny sposób zawsze tu była. Moim pracodawcą jest nieznajomy, mężczyzna całkowicie odmieniony przez jej powrót.
Po latach patrzenia jak cierpi, jednocześnie głęboko opłakując swoją ukochaną żonę, cieszę się, że w końcu jest szczęśliwy. Chcę wierzyć, że miłość Lily do pana Blacka jest szczera, ale ona jest w stanie przyjąć niezliczone osobowości i cechy, które są całkowicie sfingowane.
Nagle rozlega się dodatkowy głos, co oznacza, że włączyli telewizor w salonie. Lokalny dostawca telewizji kablowej zawsze jako domyślny wybiera kanał pierwszy, który oferuje całodobowe, powtarzalne relacje z najnowszych wydarzeń. Potem dźwięk zostaje wyciszony i słyszę szelest gazety.
Odważam się wyjrzeć zza drzwi i widzę doskonały obraz życia rodzinnego – Lily siedzi na szafirowej sofie w krwistoczerwonym jedwabnym kimonie, a mój pracodawca spoczywa obok niej w czarnych jedwabnych spodniach i szlafroku. Ona ma podkurczone nogi, w ręku trzyma notes i długopis, a lśniące włosy zasłaniają jej twarz, gdy pisze. On siedzi blisko niej, czytając wiadomości. Na ekranie telewizora nad kominkiem Valon Laska wpatruje się w widzów z jednego ze swoich licznych zdjęć policyjnych.
Nie mogę się ruszyć, tak jestem wstrząśnięty widokiem tych trojga razem. Na próżno czekam, aż Lily podniesie wzrok i zobaczy mężczyznę, o którym mówiła, że nie był jej ojcem, ale dbał o jej dobro. Twierdziła, że zabiłby jej męża, bo tego właśnie chciałaby od niego jej matka.
– _Setareh_… – Pan Black powoli odwraca głowę, aby na nią spojrzeć, jakby trudno mu było przerywać czytanie. To pierwsza oznaka fałszu, bo nie ma niczego, na co wolałby patrzeć bardziej niż na swoją żonę.
Podaje jej gazetę i ciężko wzdycha. Nie widzę jego twarzy, ale u niej widać głębokie zaniepokojenie. Bierze gazetę, ale nie spuszcza z niego wzroku.
– O co chodzi?
– Laska – odpowiada szorstko. – Wczoraj został zamordowany.
Lily wyraźnie sztywnieje. Idealnie wygięte łuki brwi unoszą się, gdy zaczyna szybko czytać, przeskakując wzrokiem po słowach. Jego ręka obejmuje jej ramię i przyciąga ją do siebie. To gest pocieszenia z powodu śmierci człowieka, który miał go zabić, tak jak zabił tylu innych.
– Powiedziałabym, że ktoś wyświadczył światu przysługę – mówi w końcu drżącym głosem.
W tych słowach nie ma emocji, ale papier gazety szeleści w jej drżących palcach.
Pan Black opiera głowę o jej głowę i rzuca rozłożoną gazetę z powrotem na otomanę.
– Rozumiem, że twoje uczucia są skomplikowane.
– Nie są skomplikowane. – Zerka na telewizor, ale reporter przeszedł już do kolejnej sprawy, więc nie zobaczyła poprzedniej wiadomości. – To ulga. Jesteś bezpieczny.
– Ty też i tylko to się liczy.
Cofam się i czekam chwilę, ciekawy, czy powie jej to, co wie. Kiedy ich rozmowa wraca do planów kolacji, wychodzę po cichu, a mój pogląd znów się zmienia.
Pan Black już wczoraj wiedział, co się wydarzyło – sam mu o tym powiedziałem. I poinformował żonę o morderstwie w ten sposób, za pośrednictwem gazety, z udawanym zaskoczeniem…?
Prasa wie bardzo niewiele z tego, co mnie jest wiadome o zabójstwie Valona Laski. Zwłaszcza że kobieta odpowiedzialna za jego zadźganie została sfotografowana, a działający pod przykrywką policjanci, którzy go obserwowali, byli naocznymi świadkami jej obecności w miejscu zbrodni. Zbudowałem sieć osób, które mogą mi pomóc w prawie każdym zadaniu w służbie wielu pracodawców i z różnych powodów. Pan Black wie dużo z tego, co ja wiem o tym morderstwie, ale nie podzielił się z żoną szczegółami.
Co przed nią ukrywa? Że kobieta, która zabiła Laskę, jest do niej bardzo podobna? Albo że jego źródła i wiedza są obszerne?
Jest głęboko zakochany w żonie, ale czyżby jej nie ufał? A może próbuje ją chronić?
Niezwykła uroda Lily jest najmniej zabójczą z jej broni.
Robiąc powolny, kontrolowany wydech, zauważam, jak bardzo jestem zdumiony zachowaniem pana Blacka. Gdybym nie wiedział, że jest inaczej, uwierzyłbym, że dopiero teraz dowiedział się o zabójstwie Laski.
Siedzą tam razem, mąż i żona. Namiętni kochankowie i bratnie dusze, których łączy wszystko oprócz szczerości.
Nagle doznaję olśnienia. Nie doceniłem mężczyzny, którego uczyłem, jak prawidłowo siedzieć i jeść, jak się dobrze ubierać i jak postępować z autorytetem i rozmachem. Jego ojczymowi brakowało taktu i dojrzałości, aby wychować dziecko innego mężczyzny. A matka skreśliła go, woląc się skupić na wychowywaniu jego przyrodniego rodzeństwa.
Tylko że Kane Black odniósłby sukces ze mną lub beze mnie. Nie przypiszę sobie zasług za jego inteligencję, ambicję czy naturalny magnetyzm. Wiedział, że potrzebuje mentora, wyszukał go i dlatego jest bezpośrednio odpowiedzialny za człowieka, w którego się ukształtował.
Gdzieś po drodze jednak nasz zawodowy dystans się skrócił i w końcu całkowicie zniknął. Jest najbliższy synowi, jakiego kiedykolwiek będę miał, i to sprawiło, że stał się martwym polem widzenia. Ale teraz to dostrzegam.
Jest równie niebezpieczny jak jego żona.