Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Too Late - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 lipca 2019
Ebook
39,99 zł
Audiobook
49,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Too Late - ebook

Asa prowadzi nielegalny biznes, jest obsesyjnie zakochany w Sloan. Nie cofnie się przed niczym, by zniszczyć każdego, kto choć spróbuje stanąć między nimi. Sam natomiast pogrąża się w uzależnieniu od imprez, narkotyków, seksu.

Sloan jest gotowa znieść wiele, nawet jeśli ceną jest jej godność. Tkwi w toksycznym związku, by... zapewnić opiekę niepełnosprawnemu bratu. Jest stale obserwowana i musi być Asie posłuszna. Straciła nadzieję, że mogłaby się z tego piekła wyzwolić.

Jednak życie rzuca jej kolejne wyzwanie – stawia na jej drodze Cartera. Dziewczyna obawia się go, ale nie jest w stanie mu się oprzeć. Rozpoczyna się ryzykowna gra, w której nie ma miejsca na błąd, a stawką jest życie nie tylko Sloan.

Poznaj historię uzależniającą jak narkotyk, w której namiętność przekracza niebezpieczne granice. Twoje serce zabije szybciej z pożądania i… ze strachu. Colleen Hoover nie przestaje zaskakiwać – ani szokować – nawet najwierniejsze czytelniczki.

Tylko dla dorosłych

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-822-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DRODZY CZYTELNICY

Siadałam do pracy nad _Too Late_ za każdym razem, kiedy dopadała mnie pisarska blokada. Nigdy nie miałam zamiaru publikować tej książki, bo nie przypomina tego, co zwykle tworzę. Jest mroczna, pokręcona i stanowiła fajną odskocznię, gdy zdarzyło mi się ugrzęznąć nad kolejną fabułą lub zwrotem akcji. Opublikowałam kilka pierwszych rozdziałów na darmowej stronie internetowej, bo wspomniałam o tym, że nad nimi pracuję, i kilkoro czytelników chciało rzucić na nie okiem. Potem od czasu do czasu dodawałam tam nowe rozdziały.

Tekst, którego początkowo nie miałam zamiaru nikomu pokazywać, szybko stał się czymś, co bardzo chciałam dokończyć. Prawie codziennie dopisywałam do rozdziałów coś nowego, więc tworzyłam tę historię w czasie rzeczywistym, w przeciwieństwie do moich pozostałych powieści. Natychmiastowe publikowanie i reakcje czytelników dotyczące każdego rozdziału stały się jak narkotyk – zarówno dla mnie, jak i dla tych, którzy pokochali tę historię. Do tego stopnia, że nawet kiedy napisałam „koniec”, nie mogłam skończyć. Dodałam kilka epilogów, a nawet złamałam zasady i umieściłam prolog pod koniec książki. Kolejność rozdziałów w niniejszym wydaniu jest taka sama jak w przypadku tych opublikowanych w sieci. Postanowiłam też pozostawić takie same nagłówki rozdziałów co w oryginalnej wersji. Zrobiłam tak, ponieważ zależy mi, by czytelnicy, którzy stykają się z tą powieścią po raz pierwszy, odebrali ją dokładnie w ten sam sposób co osoby, które czytały ją w internecie.

Ponieważ _Too Late_ oraz doświadczenie, które towarzyszyło jej powstawaniu, są inne niż w przypadku moich pozostałych książek, chciałam w jakiś sposób to zasygnalizować. Wydaję _Too Late_, używając tylko mojego inicjału zamiast pełnego imienia*, aby ci, którzy kochają moją dotychczasową twórczość, mogli z łatwością odróżnić książki, które tworzę we współpracy z wydawcą, od tych pisanych na boku, dla zabawy.

Początkowo udostępniłam tę powieść za darmo. Ogłosiłam, że będzie się znajdować jedynie na darmowej stronie i nie ukaże się drukiem. Zwróciło się do mnie jednak wiele osób, które chciały przeczytać _Too Late_ na kindle’u albo w wersji papierowej. Książka od prawie roku była dostępna online, ale nie było jej na platformie, z której najczęściej chcieli ją pobierać czytelnicy. Z tego powodu postanowiłam, że przez pewien czas powieść będzie można pobrać za darmo z Kindle Unlimited oraz kupić w wersji papierowej, w miękkiej okładce**. Bardzo dziękuję za wsparcie podczas pracy nad tą książką. Musicie wiedzieć, że nie jest ona odpowiednia dla dzieci i młodszych nastolatków. Poruszam w niej tematy dużo mroczniejsze niż w poprzednich moich powieściach i umieszczam treści przeznaczone tylko dla dorosłych. Zachowajcie ostrożność.

Z poważaniem

Colleen Hoover

* Dotyczy to amerykańskiego wydania (przyp. red.).

** Jw.JEDEN

Sloan

Czuję ciepłe palce splatające się z moimi i dociskające mnie do materaca. Moje powieki są jak z ołowiu, bo w tym tygodniu nie spałam zbyt wiele. Właściwie to nie spałam zbyt wiele przez cały ostatni miesiąc.

A raczej przez cały ten przeklęty rok.

Stękam i próbuje złączyć nogi, ale nie mogę. Wszędzie czuję ciężar – na piersi, na policzku, w kroczu. Mija kilka sekund, zanim udaje mi się ocknąć z sennego otępienia, ale jestem na tyle przytomna, by wiedzieć, co się dzieje.

– Asa, złaź ze mnie.

Napiera na mnie raz za razem, stękając mi do ucha. Jego zarost wbija mi się w policzek.

– Prawie doszedłem, skarbie – dyszy.

Próbuję uwolnić dłonie, na co on dociska je mocniej, przypominając mi, że jestem jedynie więźniem swojego łóżka, a on strażnikiem sypialni. Asa zawsze potrafił sprawić, bym czuła się tak, jakby moje ciało było do jego wyłącznej dyspozycji. Nigdy nie jest okrutny ani brutalny, ale kiedy się do mnie lepi, nie czuję się komfortowo.

Na przykład teraz.

O przeklętej szóstej rano.

Domyślam się, która jest godzina, po promieniach słońca dostających się do środka poprzez szczelinę pod drzwiami. Asa właś­nie kładzie się do łóżka po wczorajszej imprezie, za to ja muszę być na zajęciach za niecałe dwie godziny. Nie tak powinna wyglądać pobudka po niecałych trzech godzinach snu.

Oplatam go nogami, by uwierzył, że mnie to kręci. Gdy udaję choć odrobinę zainteresowaną, szybciej jest po wszystkim.

Łapie mnie za prawą pierś, na co wydaję z siebie przewidywany jęk. Niemal w tej samej chwili on zaczyna drżeć.

– Kurwa… – stęka, zagłębiając twarz w moich włosach i zwalniając rytm. Po kilku sekundach opada na mnie, ciężko wzdycha, całuje mnie w policzek i przetacza się na swoją stronę łóżka. Wstaje, ściąga prezerwatywę i bierze butelkę wody z szafki nocnej. Upija łyk, taksując moje nagie ciało. Rozciąga usta w leniwym uśmiechu.

– Ale się cieszę, że tylko ja to miałem.

Nagi i pewny siebie, opróżnia butelkę kilkoma haustami. Trudno przyjmować komplementy, kiedy pochodzą od kogoś, kto mówi na twoje ciało „to”.

Asa jest przystojny, ale ma swoje wady. Właściwie chyba tylko w kwestii wyglądu nie mam mu nic do zarzucenia. Jest arogancki, porywczy i czasem trudno nad nim zapanować. Ale mnie kocha. Kocha mnie aż do bólu i skłamałabym, mówiąc, że ja nie kocham jego. Wiele rzeczy chciałabym w nim zmienić, gdybym mogła, ale teraz nie mam nikogo poza nim, więc muszę jakoś z nim żyć. Dał mi dach nad głową, kiedy nie miałam się gdzie podziać ani do kogo zwrócić. To wystarczający powód, by jakoś go znosić. Zresztą nie mam wyboru.

Wyciera usta i wrzuca pustą butelkę do kosza. Przeczesuje palcami swoje gęste brązowe włosy i puszcza do mnie oko, po czym znów pada na łóżko i nachyla się nade mną, by delikatnie mnie pocałować.

– Dobranoc, skarbie – mówi i przewraca się na plecy.

– Chyba dzień dobry – odpowiadam, niechętnie zwlekając się z pościeli. Koszulkę mam zrolowaną pod biust, więc obciągam ją i biorę spodnie oraz bluzkę na zmianę. Wychodzę na korytarz i idę pod prysznic. Nasi współlokatorzy na szczęście nie zajmują jedynej łazienki na piętrze.

Nie mogę tak dłużej. Asa nie chodzi na zajęcia regularnie, a zalicza wszystkie przedmioty na wysokie oceny. Ja z trudem utrzymuję się na powierzchni, choć w zeszłym semestrze nie opuściłam ani jednego dnia. Przynajmniej fizycznie. Niestety mieszkamy z tyloma ludźmi, że w domu rzadko kiedy panuje spokój. Zdecydowanie za często przyłapuję się na tym, że przysypiam na zajęciach. To jedyny moment, kiedy mam chwilę spokoju. Imprezy trwają tu o każdej porze dnia i nocy bez względu na to, czy następnego dnia ktoś ma szkołę. Weekendy nie różnią się w naszym domu od dni powszednich, a liczba lokatorów nie ma związku z wysokością czynszu.

Czasem nawet nie wiem, kto tak naprawdę tu mieszka. Dom należy do Asy, a on uwielbia towarzystwo i tę nieustanną rotację znajomych. Gdybym tylko miała za co, natychmiast wynajęłabym własne mieszkanie. Ale nie mam. A to oznacza jeszcze jeden rok w tym piekle, nim skończę studia.

Jeszcze jeden rok, nim będę wolna.

Ściągam koszulkę i rzucam ją na podłogę, po czym odsuwam zasłonę prysznica. Moja dłoń zastyga w pół drogi do kurka, a ja zaczynam się drzeć jak wariatka. W wannie leży w pełni ubrany i kompletnie nieprzytomny Dalton, nasz najnowszy stały współlokator.

Wyrwany ze snu podrywa się z krzykiem i uderza czołem w kran. Podnoszę koszulkę w tej samej chwili, w której do łazienki wpada Asa.

– Wszystko OK, Sloan? – pyta spanikowanym głosem, jednocześnie sprawdzając, czy gdzieś się zraniłam. Energicznie kręcę głową i pokazuję palcem na Daltona.

Dalton stęka.

– Ze mną nie jest OK. – Trzymając się za zranione czoło, próbuje wyczołgać się z wanny.

Asa spogląda na mnie i na T-shirt, którym przysłaniam piersi, po czym znów zerka na Daltona. Martwię się, że opacznie zrozumie sytuację, więc zaczynam się tłumaczyć, ale przerywa mi jego głośny, niespodziewany wybuch śmiechu.

– To ty mu to zrobiłaś? – Pokazuje na czoło Daltona.

– Rąbnął się o kran, kiedy krzyknęłam na jego widok.

Asa rechocze jeszcze głośniej, po czym wyciąga rękę do Daltona i pomaga mu się wygramolić z wanny.

– Chodź, stary, napijesz się piwa. To najlepsze lekarstwo na kaca. – Wypycha Daltona z łazienki i wychodzi za nim, zamykając za sobą drzwi.

Stoję jak sparaliżowana, wciąż zasłaniając się koszulką. Najgorsze jest to, że już trzeci raz spotyka mnie coś takiego – idę się umyć, a w wannie leży jakiś kretyn, któremu urwał się film. Muszę zapamiętać, żeby odsuwać zasłonę prysznicową, zanim się rozbiorę.DWA

Carter

Wyciągam z kieszeni plan zajęć i szukam numeru sali.

– Ale syf – mówię do telefonu. – Skończyłem studia trzy lata temu, nie pisałem się na to, żeby znów odrabiać prace domowe.

Dalton – jak go teraz nazywam – śmieje się tak głośno, że aż muszę odsunąć telefon od ucha.

– Wzruszyła mnie twoja historia – odpowiada. – Wczoraj musiałem spać w wannie. Przestań jęczeć, stary. Musisz się wczuć w rolę.

– Łatwo ci mówić. Masz zajęcia raz w tygodniu, ja aż trzy razy. Dlaczego Young zapisał cię na tylko jedne?

– Może lepiej obciągam – prycha Dalton.

Spoglądam na swój harmonogram i na numer na drzwiach, przed którymi stoję. Wszystko się zgadza.

– Muszę kończyć. _La clase de Español._

– Zaczekaj, Carter. – Ton jego głosu staje się poważniejszy. Dalton odchrząkuje i przygotowuje swoją „partnerską pogadankę”. Muszę je znosić dzień w dzień, odkąd zaczęliśmy razem pracować. – Spróbuj się dobrze bawić. Jesteśmy o krok od celu… Będziesz tu przez maksimum dwa miesiące. Przygruchaj sobie jakąś dupeczkę. Czas szybciej ci minie.

Zaglądam do wnętrza sali przez szybkę w drzwiach. Pomieszczenie jest wypełnione po brzegi, nie licząc trzech pustych krzeseł. Mój wzrok automatycznie zatrzymuje się na dziewczynie w tylnej części pomieszczenia; miejsce obok jest puste. Dziewczyna podpiera głowę rękoma, a ciemne włosy zasłaniają jej twarz. Śpi. Mogę siąść przy śpiochu. To lepsze, niż gdyby miała gadać jak nakręcona.

– Okej, dupeczka namierzona. Zgadamy się po lunchu. – Rozłączam się i otwieram drzwi, jednocześnie wyłączając dźwięk w telefonie. Zarzucam plecak na ramię i idę po schodkach na tył sali. Przeciskam się do wolnego miejsca, plecak kładę na podłodze, a telefon na ławce. Stuknięcie komórki o drewniany blat wyrywa dziewczynę ze snu. Natychmiast siada prosto i szeroko otwiera oczy. Rozgląda się dookoła, spanikowana i zagubiona, po czym spuszcza wzrok na notes przed sobą. Wysuwam krzesło i siadam koło niej. Patrzy na mój telefon i zaraz potem na mnie.

Jej włosy są skołtunione, a z kącika ust spływa jej błyszcząca strużka śliny. Przeszywa mnie wzrokiem, jakbym przerwał jej pierwszą drzemkę od stu lat.

– Zarwana noc? – pytam. Nachylam się do plecaka i wyciągam podręcznik do hiszpańskiego, którego treść znam na pamięć.

– Już po zajęciach? – pyta dziewczyna, patrząc na podręcznik spod półprzymkniętych powiek.

– To zależy.

– Od czego?

– Od tego, jak długo tu tak siedzisz – odpowiadam. – Nie wiem, na którą godzinę przyszłaś, ale teraz zaczyna się hiszpański z dziesiątej.

Dziewczyna opiera łokcie na blacie i stęka, jednocześnie pocierając twarz dłońmi.

– Spałam tylko pięć minut? – Opiera się na krześle i nieco zsuwa, odchylając głowę do tyłu. – Obudź mnie, jak będzie po wszystkim, okej?

Patrzy na mnie, czekając, aż przytaknę. Dotykam palcem podbródka.

– Masz coś tutaj.

Dziewczyna wyciera usta i zerka na dłoń, żeby sprawdzić, czego się pozbyła. Spodziewam się, że będzie zażenowana, ale ona tylko przewraca oczami i naciąga na kciuk rękaw koszuli. Wyciera nim kałużę śliny z blatu, po czym znów opiera się luźno na krześle i zamyka oczy.

Studiowałem i wiem, jak to jest: nocne zmiany, imprezy, nauka i permanentny brak czasu. Ale ta dziewczyna wygląda, jakby była u kresu sił. Zastanawiam się, czy to dlatego, że miała nocną zmianę, czy ponieważ za dużo imprezuje.

Wyciągam z plecaka napój energetyczny, który kupiłem po drodze. Ona potrzebuje go chyba bardziej niż ja.

– Masz. – Stawiam go na blacie. – Napij się.

Dziewczyna powoli otwiera oczy, jakby każda z jej powiek ważyła tonę. Spogląda na napój i otwiera puszkę. Łapczywie pochłania zawartość, jakby nie piła od co najmniej kilku dni.

– Nie ma za co – śmieję się.

Dziewczyna odstawia pustą puszkę na stół i wyciera usta tym samym rękawem, którym wcześniej wytarła ślinę. Nie będę kłamał: jej styl rozczochranej, seksownej luzary bardzo na mnie działa.

– Dzięki – mówi, odgarniając włosy z oczu. Spogląda na mnie, uśmiecha się, po czym przeciąga się i ziewa. Drzwi do sali otwierają się i wszyscy siadają prosto, co zwiastuje nadejście wykładowcy. Ja nie mogę oderwać wzroku od tej dziewczyny.

Palcami przeczesuje włosy. Wyglądają na wilgotne i czuję kwiatowy zapach jej szamponu, kiedy odrzuca je przez ramię na plecy. Są długie, ciemne i gęste, podobnie jak jej rzęsy. Spogląda przed siebie i otwiera zeszyt, więc naśladując jej ruchy, robię to samo.

Profesor wita nas po hiszpańsku, na co my odpowiadamy nierównym chórem. Kiedy zaczyna wyjaśniać pierwsze ćwiczenie, odzywa się moja komórka. To SMS od Daltona.

Dalton: Czy ta niezła dupeczka, z którą siedzisz, ma jakieś imię?

Natychmiast odwracam telefon, licząc, że dziewczyna tego nie przeczytała. Ale zauważam, że zakrywa usta dłonią, tłumiąc śmiech.

_Cholera, przeczytała._

– Dupeczka, tak? – kpi.

– Przepraszam. Mój kumpel… Myśli, że jest zabawny. Lubi też uprzykrzać mi życie.

Dziewczyna unosi brew i odwraca się w moją stronę.

– Czyli nie uważasz, że niezła ze mnie dupeczka?

Patrzy prosto na mnie i po raz pierwszy mogę się jej dobrze przyjrzeć. Boże, to chyba najlepsze zajęcia, na jakich kiedykolwiek byłem. Wzruszam ramionami.

– Wybacz, ale odkąd się poznaliśmy, cały czas siedzisz. Nie miałem okazji się przyjrzeć.

Znów się śmieje.

– Jestem Sloan – mówi, podając mi rękę. Ma na kciuku maleńką bliznę w kształcie sierpa księżyca. Dotykam jej kciukiem i żeby lepiej się jej przyjrzeć, lekko przekręcam jej dłoń to w jedną, to w drugą stronę.

– Sloan – powtarzam z uwagą.

– Zwykle w tym momencie druga osoba podaje swoje imię – mówi dziewczyna.

Gdy podnoszę wzrok, cofa dłoń i patrzy na mnie pytająco.

– Carter – odpowiadam zgodnie z ustaleniami. Trudno było przez ostatnie sześć tygodni zwracać się do Ryana per Dalton, ale się przyzwyczaiłem. Jednak mówienie o sobie per Carter to zupełnie inna historia. Nieraz zdarzało mi się zapomnieć i prawie użyłem swojego prawdziwego imienia.

– _Mucho gusto_ – odpowiada z niemal perfekcyjnym akcentem, przenosząc uwagę na przód sali.

Nie, szczerze, cała przyjemność po mojej stronie.

Wykładowca każe uczestnikom zajęć zwrócić się do osoby siedzącej po sąsiedzku i powiedzieć po hiszpańsku trzy fakty na jej temat. To mój czwarty rok hiszpańskiego, więc pozwalam Sloan wypowiedzieć się pierwszej, żeby jej nie zawstydzić. Zachęcam ją skinieniem głowy.

– _Las señoras primera_ – mówię.

– Nie, będziemy mówić na zmianę – odpowiada. – Ty pierwszy. Śmiało, powiedz mi coś o mnie.

– Okej – zgadzam się, rozbawiony tym, jak właśnie przejęła kontrolę nad sytuacją. – _Usted es mandona._

– To twoje zdanie, nie fakt – stwierdza. – Ale ci to uznam.

Nachylam się w jej stronę.

– Zrozumiałaś, co przed chwilą powiedziałem?

Kiwa głową.

– Jeśli celowo powiedziałeś, że się rządzę, to tak. – Mruży oczy, ale na jej ustach pojawia się powściągliwy uśmiech. – Moja kolej – mówi. – _Su compañera de clase es bella._

Śmieję się. Czy ona właśnie strzeliła sobie komplement, mówiąc mi, że moja koleżanka z zajęć jest piękna? Energicznie jej przytakuję.

– _Mi compañera de clase esta correcta._

Jest opalona, mimo to widzę, że różowieją jej policzki.

– Ile masz lat? – pyta.

– To pytanie, nie fakt, do tego nie po hiszpańsku.

– Muszę zadać pytanie, żeby dojść do faktów. Wyglądasz na nieco starszego niż większość studentów drugiego roku.

– A ile twoim zdaniem mam lat?

– Dwadzieścia trzy, dwadzieścia cztery – mówi.

Niewiele się pomyliła. Mam dwadzieścia pięć lat, ale ona nie musi o tym wiedzieć.

– Dwadzieścia dwa – mówię.

– _Tiene veintidos años_ – stwierdza drugi fakt na mój temat.

– Oszukujesz – odpowiadam.

– Musisz to powiedzieć po hiszpańsku, jeśli mam ci to zaliczyć.

– _Usted engaña._

Znacząco unosi brew. Nie spodziewała się, że będę znał po hiszpańsku takie słówko.

– Stwierdziłeś już trzy fakty – mówi.

– Tobie został jeszcze jeden.

– _Usted es un perro._

Śmieję się.

– Przez pomyłkę nazwałaś mnie psem.

Sloan kręci głową.

– To nie była pomyłka.

Wibruje jej telefon, więc wyciąga go z kieszeni i skupia na nim całą uwagę. Odchylam się na krześle i biorę własną komórkę, udając, że coś w niej sprawdzam. Siedzimy w ciszy, podczas gdy reszta klasy kończy ćwiczenie. Obserwuję kątem oka, jak Sloan pisze SMS-a; jej kciuki śmigają nad wyświetlaczem. Jest urocza. Teraz nie będę mógł się doczekać tych zajęć. Spędzenie na uczelni trzech dni w tygodniu nagle przestało się wydawać aż takim wysiłkiem.

Do końca zajęć zostało jeszcze piętnaście minut, a ja robię, co w mojej mocy, żeby się nie gapić na moją nową znajomą. Odkąd nazwała mnie psem, nie powiedziała już nic więcej. Obserwuję, jak gryzmoli coś w notatniku, i kompletnie nie zwracam uwagi na wykładowcę. Sloan albo potwornie się nudzi, albo myślami jest zupełnie gdzie indziej. Nachylam się do niej i próbuję zobaczyć, co pisze. Może i jestem wścibski, ale z drugiej strony ona przeczytała wcześniej mojego SMS-a, więc czuję się usprawiedliwiony.

Jej długopis śmiga po kartce, co może ma jakiś związek z napojem energetycznym, który wypiła. Czytam zapisywane przez nią zdania. Są kompletnie bez sensu, na przykład:

Pociągi i autobusy ukradły mi buty i teraz muszę jeść surowe kałamarnice.

Inne również brzmią absurdalnie i mimo woli zaczynam się śmiać. Sloan zerka w moją stronę. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, posyła mi szelmowski uśmiech.

Spuszcza wzrok na notatnik i stuka w niego długopisem.

– Szybko się nudzę – szepce. – Nie potrafię długo usiedzieć w skupieniu.

Ja zwykle nie mam z tym problemów, ale najwyraźniej nie wtedy, kiedy siedzę obok niej.

– Czasem ja też nie – mówię. Pokazuję palcem na słowa. – Co to? Jakiś szyfr?

Sloan wzrusza ramionami, odkłada długopis i podsuwa mi notatnik.

– To taka głupia zabawa na czas, kiedy się nudzę. Lubię sprawdzać, ile zupełnie niezwiązanych ze sobą rzeczy jestem w stanie wymyślić bez ani odrobiny zastanowienia. Im bardziej są bez sensu, tym większe szanse, że wygram.

– Wygrasz? – pytam, licząc na wyjaśnienie. Ta dziewczyna intryguje mnie coraz bardziej. – Chyba nie możesz przegrać, skoro jesteś jedynym graczem?

Przestaje się uśmiechać i z powrotem wlepia wzrok w notes. Delikatnie wodzi palcem po jednym ze słów. Zastanawiam się, co takiego powiedziałem, że jej nastrój tak nagle się zmienił. Podnosi długopis i podaje mi go, otrząsając się z pochmurnych myśli.

– Spróbuj – mówi. – To strasznie uzależnia.

Biorę długopis i znajduję puste miejsce na kartce.

– Mam napisać byle co? Co tylko przyjdzie mi do głowy?

– Nie – odpowiada. – Zupełnie odwrotnie. Spróbuj o tym nie myśleć. Postaraj się sprawić, żeby nic nie przychodziło ci do głowy. Po prostu pisz.

Wrzuciłem puszkę kukurydzy do zsypu na pranie, teraz moja mama wypłakuje tęcze.

Odkładając długopis, czuję się nieco głupio. Sloan czyta i zakrywa usta, żeby zdusić śmiech. Znajduje czystą kartkę i pisze: „Masz talent”, po czym znów podaje mi długopis.

Dziękuję. Sok z jednorożca pomaga mi oddychać, kiedy słucham disco.

Znowu się śmieje i wyciąga mi długopis z dłoni, w tej samej chwili, kiedy wykładowca ogłasza koniec zajęć. Wszyscy pakują książki do plecaków i pospiesznie wychodzą.

Wszyscy oprócz nas. Oboje nieruchomo gapimy się w kartkę, uśmiechając się od ucha do ucha.

Sloan powoli zamyka notatnik, zsuwa go ze stołu i wkłada do torby. Spogląda na mnie.

– Posiedź tu jeszcze – mówi, wstając.

– Po co?

– Po prostu. Musisz tu siedzieć, gdy będę wychodzić, żebyś mógł sprawdzić, czy na pewno niezła ze mnie dupeczka. – Puszcza do mnie oko i się odwraca.

Przygryzam pięść i robię dokładnie to, co mi kazała – wlepiam wzrok w jej tyłek. Na moje szczęście jest idealny. Każda część jej ciała jest idealna. Siedzę całkowicie nieruchomo i przyglądam się, jak Sloan schodzi po schodach.

Skąd, do cholery, wzięła się ta dziewczyna? I gdzie była całe moje życie? Przeklinam fakt, że między nami nie zdarzy się nic więcej ponad to, co stało się dziś. Związki, które zaczynają się od kłamstw, nie mają najlepszych perspektyw. Zwłaszcza jeśli są to kłamstwa takie jak moje.

Przed wyjściem Sloan zerka na mnie przez ramię, a ja chwytam jej spojrzenie. Pokazuję jej uniesiony kciuk, na co ona śmieje się i znika w drzwiach.

Zbieram swoje rzeczy i próbuję wybić ją sobie z głowy. Muszę się dziś skupić. Stawka jest zbyt duża, żebym dał się zdekoncentrować takiej pięknej, idealnej dupeczce.TRZY

Sloan

Zadanie domowe kończę w bibliotece, bo wiem, że w domu nie będę w stanie się skupić. Zanim wprowadziłam się do Asy, spałam na kanapie, której właściciele już od dawna chcieli się mnie pozbyć… brak kasy naprawdę dawał mi w kość. Z Asą spotykaliśmy się wtedy dopiero od dwóch miesięcy, ale nie miałam co ze sobą zrobić, dlatego zgodziłam się z nim zamieszkać.

To było ponad dwa lata temu.

Po jego samochodzie i wielkim domu poznałam, że nie narzeka na brak gotówki. Nie byłam tylko pewna, czy odziedziczył fortunę czy może wplątał się w jakąś szemraną sprawę. Miałam nadzieję, że to opcja numer jeden, ale nadzieja i ja nigdy nie byłyśmy w najlepszych stosunkach. Przez pierwsze kilka miesięcy Asa nieźle się krył, tłumacząc wszystko dużym spadkiem. Przez jakiś czas mu wierzyłam. Zresztą nie miałam wyboru.

Ale gdy w środku nocy zaczęli pojawiać się u nas obcy ludzie, a Asa rozmawiał z nimi tylko za zamkniętymi drzwiami, pozbyłam się złudzeń. Próbował się przede mną tłumaczyć i zarzekał się, że sprzedaje tylko „nieszkodliwe” narkotyki tym, którzy – gdyby odmówił – i tak znaleźliby je gdzie indziej. Nie chciałam mieć z tym nic wspólnego, więc kiedy Asa powiedział, że nie wycofa się z interesu, odeszłam.

Jedyny problem polegał na tym, że nie miałam gdzie się podziać. Kilkoro znajomych przenocowało mnie u siebie na kanapie, ale żadne z nich nie mogło sobie pozwolić, aby mnie utrzymywać. Wolałabym pójść do schroniska dla bezdomnych, niż wrócić do Asy, ale nie o swoje życie się martwiłam: martwiłam się o swojego młodszego brata.

Stephen urodził się z niepełnosprawnością psychiczną i fizyczną. Dzięki przyznaniu mu państwowych świadczeń socjalnych w końcu znalazł się w dobrym ośrodku, któremu bez obaw mogłam powierzyć opiekę nad nim. Niestety fundusze cofnięto, a ja nie mogłam pozwolić, by Stephen znów zamieszkał z matką i wrócił do tamtego strasznego życia. Postanowiłam zrobić wszystko, co konieczne, by do tego nie doszło.

Asa i ja rozstaliśmy się na całe dwa tygodnie, ale poza nim nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić. Powrót do jego domu i poproszenie o pomoc były najtrudniejszym, co kiedykolwiek musiałam zrobić. Jak gdyby rzucenie się z powrotem w jego ramiona oznaczało wyzbycie się resztek godności. Pozwolił mi się wprowadzić z powrotem, ale nie bez konsekwencji. Skoro wiedział już, jak bardzo na nim polegam, przestał ukrywać to, jak żyje. Przychodziło do nas coraz więcej ludzi, a transakcje odbywały się na oczach wszystkich, zamiast za zamkniętymi drzwiami.

Teraz przez nasz dom przewija się tylu ludzi, że trudno mi powiedzieć, kto tu naprawdę mieszka, kto tylko nocuje, a kto jest zupełnie obcy. Imprezy odbywają się dzień w dzień, a każda noc jest dla mnie koszmarem.

Z tygodnia na tydzień atmosfera w domu robi się coraz bardziej niebezpieczna, a ja pragnę stąd uciec bardziej niż kiedykolwiek. Pracowałam na pół etatu w bibliotece na kampusie, ale w tym semestrze się nie załapałam. Jestem na liście oczekujących. Szukam też innej pracy, rozpaczliwie starając się odłożyć nieco gotówki na ucieczkę. Nie byłoby to takie trudne, gdybym musiała się troszczyć tylko o siebie, jednak opieka nad Stephenem wymaga środków, których nie mam i nie będę mieć jeszcze przez pewien czas.

Na razie muszę więc utrzymywać pozory, udając, jaka jestem wdzięczna Asie za uratowanie mi życia, choć tak naprawdę mam wrażenie, że on je niszczy. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę go kocham. Kocham chłopaka, którym kiedyś był i którego wciąż czasem w nim dostrzegam, gdy jesteśmy sami. Kocham chłopaka, którym znów mógłby się stać, z drugiej strony nie jestem naiwna. Tak wiele razy obiecywał, że da sobie spokój z tym biznesem, iż wiem, że tego nie zrobi. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale kiedy w rękach masz władzę, a w kieszeni forsę, trudno jest się wycofać. Nigdy tego nie zostawi. Przestanie, dopiero kiedy trafi do więzienia albo… zginie. A ja nie chcę być w pobliżu, gdy dojdzie do jednego albo drugiego.

Nie staram się nawet rozróżniać aut na podjeździe. Codziennie stoi tam jakieś nowe. Parkuję samochód Asy, biorę swoje rzeczy i wchodzę do domu, gdzie czeka mnie kolejna noc z piekła rodem.

W środku panuje niepokojąca cisza. Zamykam za sobą drzwi i uśmiecham się, odetchnąwszy z ulgą, że wszyscy siedzą nad basenem na tyłach domu. To się praktycznie nie zdarza, więc wykorzystuję tę sposobność, wkładam słuchawki i zaczynam sprzątać. Może wyda się wam to dziwne, ale krzątanina to mój sposób na relaks.

Nie wspominając już o tym, że ten dom to zazwyczaj jeden wielki chlew.

Zaczynam od salonu i zbieram tyle butelek po piwie, że zapełniam cały studwudziestolitrowy worek na śmieci. Gdy docieram do kuchni i zauważam górę naczyń, uśmiecham się. Zejdzie mi na tym przynajmniej godzina. Wkładam wszystkie brudne talerze i szklanki do lewej komory zlewu i odkręcam wodę. Kołyszę się w rytm muzyki. Ostatnim razem czułam się w tym domu tak dobrze podczas dwóch pierwszych miesięcy po przeprowadzce. Kiedy Asa był jeszcze dobry.

Gdy zalewają mnie wspomnienia o Asie, w którym się zakochałam, czuję, jak od tyłu oplatają mnie jego ramiona. Zaczynamy razem bujać się do rytmu muzyki. Uśmiecham się, zamykam oczy, splatam palce z jego palcami i się w niego wtulam. Asa całuje mnie w ucho i odwraca mnie do siebie. Unoszę powieki. Jego uśmiech i spojrzenie są rozbrajające, nie widziałam tego ciepła w jego oczach od tak dawna, że aż pęka mi serce, gdy pomyślę, jak bardzo za nim tęskniłam.

Może on naprawdę się stara. Może też jest zmęczony tym życiem.

Ujmuje moją twarz w dłonie i mnie całuje – długo i namiętnie. Zapomniałam, że w ogóle potrafi mnie w ten sposób całować. Ostatnio całuje mnie tylko podczas seksu. Oplatam rękoma jego szyję i odwzajemniam pocałunek. Całuję go rozpaczliwie, całuję dawnego Asę, nie wiedząc, na jak długo tym razem ze mną zostanie.

Odrywa usta od moich i wyciąga mi słuchawki z uszu.

– Ktoś tu chyba liczy na powtórkę z rana, co?

Całuję go jeszcze raz i uśmiecham się, kiwając głową. To prawda. Jeśli właśnie tego Asę będę mieć w łóżku, to tak.

Kładzie mi dłoń na ramieniu i się śmieje.

– Nie przy ludziach, Sloan.

_Ludziach?_

Zaciskam powieki i czuję, że się czerwienię. Nie miałam pojęcia, że ktoś na nas patrzy.

– Chciałbym ci kogoś przedstawić – mówi. Odsuwa się, a ja otwieram najpierw jedno oko, potem drugie. Mam nadzieję, że nie widać po mnie, jak bardzo jestem zmieszana i zaskoczona. Oparty o framugę drzwi, z rękoma złożonymi na piersi i nieprzeniknioną miną, stoi Carter.

Aż zatyka mnie z wrażenia, głównie dlatego, że jest ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałam. Nagle ogarnia mnie jeszcze większe skrępowanie niż dziś rano, kiedy siedziałam koło niego na zajęciach. Na oko ma ze sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, zatem jest dużo wyższy, niż zakładałam – wyższy nawet od Asy. Nie ma takich wyrobionych mięśni jak mój chłopak, ale z drugiej strony Asa codziennie trenuje, a sądząc po rozmiarze jego muskułów, wspomaga się sterydami. Carter ma bardziej naturalną sylwetkę i ciemniejszą cerę oraz włosy. W jego oczach dostrzegam złość.

– Hej – rzuca swobodnie i wyciąga do mnie rękę, w żaden sposób nie zdradzając, że mnie poznaje. Zdaję sobie sprawę, że udaje dla mojego dobra… A może dla własnego? Podaję mu więc dłoń i przedstawiam się po raz drugi.

– Jestem Sloan – mówię niepewnym tonem, licząc, że Carter nie poczuje mojego przyspieszonego tętna. Szybko cofam rękę. – Skąd się znacie z Asą? – Nie jestem pewna, czy chcę znać odpowiedź, ale pytanie i tak wymyka mi się z ust.

Asa obejmuje mnie w talii i odwraca w przeciwną stronę, plecami do Cartera.

– To mój nowy wspólnik w interesach i mamy teraz coś ważnego do załatwienia. Idź posprzątać gdzie indziej. – Klepie mnie w tyłek, próbując przegonić jak psa. Okręcam się energicznie i przeszywam go wzrokiem, ale moje spojrzenie nie jest nawet w połowie tak intensywne jak nienawiść wyzierająca z oczu Cartera, gdy patrzy na mojego chłopaka.

Zwykle nie stawiam się Asie, zwłaszcza przy ludziach, ale tym razem nie potrafię nad sobą zapanować. Wkurza mnie, że jak gdyby nigdy nic zaczyna robić interesy z kimś nowym, choć zarzekał się, że z tym kończy. Nie będę też zaprzeczać – wkurza mnie, że tym kimś jest Carter. Jestem na siebie zła, że na dzisiejszych zajęciach tak się co do niego pomyliłam. Myślałam, że lepiej znam się na ludziach, ale skoro coś łączy go z Asą, to najwyraźniej nie. Jest taki sam jak inni, ale w sumie nie powinnam być zaskoczona. Choć bardzo się staram – choć trudno mi było opuścić rodzinny dom i odciąć od takiego życia – wróciłam do punktu wyjścia, a to sprawia, że czuję się jak idiotka. Jak mogę tak mocno pragnąć żyć normalnie i starać się to osiągnąć, a jednocześnie wciąż ładować się po uszy w ten syf? To jakieś przekleństwo.

– Asa, obiecałeś. – Zamaszystym ruchem pokazuję na Cartera. – Pozyskiwanie nowych wspólników to nie wycofywanie się z interesu… to wkręcanie się w niego głębiej.

Czuję się jak hipokrytka, prosząc go, by przestał robić to, co robi. Co miesiąc pozwalam mu wystawiać czek na opiekę dla Stephena, pokrywany z tej samej brudnej forsy, której chciałabym, by nie zarabiał. Ale łatwiej mi na to pozwalać, jeśli pieniądze nie są dla mnie. Wzięłabym najbrudniejsze pieniądze na świecie, gdyby tylko miały zapewnić mojemu bratu komfortowe życie.

Asa mruży oczy. Robi krok w moją stronę, delikatnie kładzie mi dłonie na ramionach i masuje je okrężnymi ruchami. Przybliża usta do mojego ucha i mocniej zaciska ręce, aż zaczynam się krzywić z bólu.

– Nie rób mi wstydu – szepcze na tyle cicho, że tylko ja go słyszę. Rozluźnia uścisk i przejeżdża dłońmi po moich rękach aż do łokci, po czym na pokaz całuje mnie czule w policzek. – Idź założyć tę seksowną, czerwoną sukienkę. Będziemy dziś świętować.

Puszcza mnie i robi krok w tył. Zerkam na Cartera, który wciąż stoi w drzwiach i wpatruje się w Asę w taki sposób, jakby zamierzał go rozszarpać. Przenosi wzrok na mnie i na moment jego spojrzenie staje się łagodniejsze, choć patrzy na mnie tak krótko, że nie mam pewności, czy się nie pomyliłam. Odwracam się i biegnę po schodach do sypialni. Zatrzaskuję za sobą drzwi i rzucam się na łóżko. Ramiona pulsują mi bólem, próbuję je rozetrzeć. Asa po raz pierwszy zrobił mi krzywdę w czyjejś obecności, ale to, jak zranił moją dumę, boli dużo bardziej. Nie powinnam była kwestionować jego słów przy kimś obcym. Powinnam być mądrzejsza.

Z drugiej strony wiem, że nie zasługuję na to, co właśnie się stało. Nikt na to nie zasługuje. Mam ochotę się spakować, wyjść i nigdy nie wrócić. Chcę stąd zniknąć. Zniknąć, zniknąć, zniknąć!

Ale nie mogę odejść. W tym wszystkim chodzi nie tylko o mnie.CZTERY

Carter

– Przepraszam za nią – mówi Asa, odwracając się w moją stronę.

Rozprostowuję pięści i próbuję ukryć swoją złość. Znam go od zaledwie trzech godzin, a w życiu nie czułem do nikogo większej pogardy.

– Spoko – odpowiadam. Jak gdyby nigdy nic podchodzę do lady barowej i siadam na jednym z hokerów, mimo że tak naprawdę chcę pobiec na górę i sprawdzić, jak ma się Sloan. Wciąż nie mieści mi się w głowie, że jest w to wszystko wplątana. To ostatnia osoba, której się tu spodziewałem. Widząc jej reakcję na pieszczoty Asy, pożałowałem, że podjąłem się tego zadania. Wszystko cholernie się skomplikowało.

– Ona z tobą mieszka? – pytam.

Asa otwiera lodówkę i podaje mi piwo. Odkręcam kapsel i podnoszę butelkę do ust.

– No – potwierdza. – I odetnę ci fiuta, jeśli choć na nią spojrzysz.

Przyglądam się Asie, ale nawet nie drgnie mu powieka. Zamyka drzwi lodówki i podchodzi do stołka po drugiej stronie blatu, jak gdyby to zdanie nigdy nie padło. Niepojęte – najpierw zadaje swojej dziewczynie fizyczne cierpienie, a potem zachowuje się tak, jakby cokolwiek go obchodziła. Mam ochotę rozwalić mu butelkę na głowie, ale w zamian mocniej zaciskam na niej palce i trzymam emocje na wodzy.

Asa otwiera piwo i wznosi toast.

– Za pieniądze – mówi i stuka się ze mną szkłem.

– Za pieniądze. – _I za to, żeby każdy gnojek dostał to, na co zasłużył._

Do środka wchodzi Dalton – w samą porę. Spogląda najpierw na mnie, potem na Asę.

– Cześć, stary. Jon pyta, co robimy z alkoholem. Każdy przynosi coś dla siebie czy mamy jechać na zakupy? Na chacie nic nie ma.

Asa z impetem stawia swoje piwo na barze i odsuwa krzesło.

– Mówiłem wczoraj temu kretynowi, żeby uzupełnił zapasy. – Wychodzi z kuchni gniewnym krokiem.

Dalton skinieniem głowy pokazuje na drzwi wejściowe, więc podnoszę się i wychodzę za nim na zewnątrz. Gdy stajemy na trawniku przed domem, odwraca się do mnie i dla zachowania pozorów pociąga z butelki. Dalton nie cierpi piwa.

– Jak poszło? Myślisz, że się załapałeś? – pyta.

Wzruszam ramionami.

– Chyba tak. Asa potrzebuje kogoś, kto zna hiszpański. Powiedziałem, że nie mówię biegle, ale się dogadam.

Dalton gapi się na mnie z rozdziawionymi ustami.

– Tak po prostu? Bez żadnych dodatkowych pytań? Boże, ale z niego kretyn. Jak to jest, że nowi zawsze mają się za takich nietykalnych. Zarozumiały kutas.

– I to jaki – mówię zupełnie szczerze.

– Ostrzegałem cię co do tej roboty, Luke. Takie życie robi wodę z mózgu. Jesteś pewien, że piszesz się na to zadanie?

Nie mogę się wycofać, gdy wiem, jak mało zostało Daltonowi i chłopakom, żeby załatwić tego kolesia.

– Właśnie zwróciłeś się do mnie po imieniu.

– Cholera. – Dalton kopie butem w ziemię i spogląda na mnie. – Wybacz, stary. Nadal jesteśmy umówieni na jutro. Young chce pełen raport, skoro jesteś w grze.

– Niektórzy z nas mają jutro zajęcia – przypominam, jeszcze raz wypominając Daltonowi, że przypadła mi w udziale beznadziejna część zadania. – Kończę koło południa.

Mój partner kiwa głową i odwraca się w stronę domu.

– Zaprosisz tę laskę z hiszpańskiego na dzisiejszą imprezę?

– Nie, to nie w jej stylu. – _Nie wspominając już, że dziewczyna nie potrzebuje zaproszenia. Wdepnęła w to gówno jeszcze przede mną._

Dalton kiwa głową, dobrze wiedząc, że nie wprowadziłbym nikogo do tego świata. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś był w stanie podjąć się jakiejś roli i wcielić w nią tak jak Dalton. Pracując pod przykrywką, angażował się w poważne związki, a raz nawet się oświadczył dla utrzymania pozorów. Oczywiście kiedy praca się kończy, nie ma problemu z tym, by zniknąć. Ale ja wiem, że każda osoba, którą poznaję jako Carter, wciąż jest… człowiekiem. Nie chcę nikogo niepotrzebnie zwodzić, więc stawiam sobie za cel pozostać czujnym i nie zabrnąć za daleko w tego typu sprawy.

Dalton zamyka za sobą drzwi, a ja jeszcze przez chwilę stoję na trawniku przed domem, w którym przyjdzie mi bywać przez przynajmniej dwa kolejne miesiące. Praca tajniaka nie była moim marzeniem, ale dobrze sobie w niej radzę. I niestety, mam co do tego zadania złe przeczucia… a jestem tu dopiero jeden dzień.

Kolejne dwie godziny spędzam na zwiedzaniu z Asą różnych pokoi i witaniu się z ludźmi. Jest ich zbyt wielu, bym zdołał wszystkich spamiętać. Na początku próbuję jakoś utrwalić w głowie nowo poznanych i to, jak zachowują się przy Asie, ale przy czwartym piwie, które wepchnięto mi do ręki, przestaję się starać. Będę miał jeszcze mnóstwo czasu, żeby wszystkich poznać. Teraz nie muszę być w pełni skupiony. Nadal jestem nowy w tym środowisku i nie chcę nikomu dawać powodów do podejrzeń.

W końcu udaje mi się odłączyć od grupy, żeby poszukać łazienki. W jednej zastaję chłopaka imieniem Jon, wraz z dwiema dziewczynami, najwyżej dziewiętnastoletnimi. Zamykam drzwi jeszcze szybciej, niż je otworzyłem, i idę na górę poszukać łazienki, w której nikt się nie pieprzy.

Zostaję w środku dobre dziesięć minut dłużej, niż potrzebuję. Wylewam piwo do umywalki i napełniam butelkę wodą z kranu, bo przekroczyłem już swój dzienny limit alkoholu. Kolejne kilka godzin muszę spędzić całkowicie trzeźwy.

Gapię się na swoje odbicie, mając nadzieję, że dam sobie radę z tym zadaniem. Nie jestem stąd, więc nie obawiam się, że ktoś mnie rozpozna. Obawiam się tego, że nie jestem jak Dalton. W odróżnieniu od niego nie potrafię się odciąć od roboty. Gdy wieczorem zamykam oczy, wracają do mnie obrazy i wydarzenia. A biorąc pod uwagę relację łączącą Sloan i Asę, w najbliższym czasie nie będzie mi się spało najlepiej.

Moczę ręcznik pod kranem i przecieram twarz, próbując się otrzeźwić, po czym wrzucam go do kosza na pranie. Przez chwilę się na niego gapię: jest po brzegi wypełniony brudnymi ubraniami. Ciekawe, czy oprócz Sloan mieszka tu jeszcze jakaś dziewczyna. Zakładam, że koniec końców pranie jest na jej głowie. Nie wspominając o reszcie spraw domowych.

Kiedy dziś po południu zastaliśmy ją podczas mycia naczyń, Asa zatrzymał się w progu i przez chwilę jej się przyglądał. Stałem za nim, zaskoczony faktem, że to ta sama dziewczyna co na porannych zajęciach… ale jeszcze bardziej tym, jak pięknie wygląda, kołysząc się w rytm muzyki. Gdy obserwowałem wpatrzonego w nią Asę, w głowie rozbrzmiał mi tekst _Jessie’s Girl_*** Ricka Springfielda. Chciałbym móc tak na nią patrzeć.

Jakby była moja.

Robię głęboki wdech i wychodzę z łazienki. Mój wzrok ląduje na piękności stojącej w progu pomieszczenia na drugim końcu korytarza. Na dźwięk otwieranych drzwi odwraca się w moją stronę. Nie mogę oderwać wzroku od jej sukienki. Wspaniale podkreśla jej sylwetkę, a cienkie ramiączka podtrzymujące skąpą górę ściskają jej piersi, nie pozostawiając miejsca na choćby najcieńszy stanik. Wkurzam się, bo w głębi ducha dziękuję Asie za to, że kazał jej to włożyć.

_Oddychaj, Luke. Oddychaj._

W końcu podnoszę głowę i spoglądam Sloan w oczy. Jej mina nie pasuje do tej seksownej, śmiałej kreacji. Dziewczyna wygląda, jakby płakała.

– Nic ci nie jest? – pytam, robiąc krok w jej stronę. Zerka z przestrachem w stronę schodów i znów spogląda na mnie. Kręci głową i zaczyna schodzić, więc łapię ją za rękę i przyciągam do siebie. – Zaczekaj, Sloan.

Odwraca się. Zupełnie nie przypomina dziewczyny, którą poznałem dziś na zajęciach. Jest krucha, przestraszona, zrezygnowana.

Robi krok w moją stronę i splata ręce na piersi. Wbija wzrok w podłogę i przygryza wargi.

– Co tutaj robisz, Carter?

Nie wiem, co odpowiedzieć. Nie chcę kłamać, ale też nie mogę powiedzieć prawdy. Szef by się nie ucieszył, gdybym wyjawił dziewczynie gościa, którego chcemy przyskrzynić, dlaczego naprawdę tu jestem.

– Zostałem zaproszony – odpowiadam.

Dziewczyna zadziera głowę.

– Wiesz, o co mi chodzi. Dlaczego w ogóle jesteś w to wplątany?

– Niech twój chłopak ci to wytłumaczy – mówię oschle. – Robota jak każda.

Przewraca oczami, jakby już nieraz słyszała tego rodzaju wymówki. Pewnie od Asy. Różnica jest tylko taka, że ja mówię prawdę. Pomijając fakt, że to krecia robota.

Robię wydech, próbując dać ujście choćby odrobinie narosłego między nami napięcia.

– Chyba śmiało można powiedzieć, że na dzisiejszych zajęciach oboje przemilczeliśmy pewne istotne fakty.

Dziewczyna wydaje z siebie zduszony śmiech.

– No chyba tak. Wykładowca powinien kazać nam wymienić więcej niż trzy rzeczy. Myślę, że pięć załatwiłoby sprawę.

– Mhm – odpowiadam. – Pięć faktów pewnie by wystarczyło, żebyś dała mi do zrozumienia, że masz chłopaka.

Sloan podnosi na mnie wzrok, ale głowę wciąż ma spuszczoną.

– Przepraszam – mówi cicho.

– Za co?

Garbi się i jeszcze bardziej ścisza głos.

– Za to, jak zachowywałam się na zajęciach. Za to, że z tobą flirtowałam. Nie powinnam była mówić niektórych rzeczy. Przysięgam, nie jestem tego typu dziewczyną. Nigdy bym nie…

– Sloan – przerywam jej, unosząc palcem jej podbródek. Wpatruję się w nią, doskonale wiedząc, że muszę natychmiast cofnąć dłoń. – W ogóle nie myślę o tobie w ten sposób. Przecież nie stała się żadna krzywda.

Słowo „krzywda” wisi w powietrzu jak ciemna, złowieszcza chmura. Oboje wiemy, że „krzywda” to drugie imię Asy. Rozmawianie ze Sloan na zajęciach, stanie z nią w tym korytarzu – takie chwile, jeśli będą się zdarzać częściej, mogą spowodować, że komuś stanie się coś złego. W myślach znów słyszę groźbę Asy. Mam zakaz jakichkolwiek kontaktów z tą dziewczyną. Asa wyraził się jasno… Poza tym mój zawód jasno określa, czego mi nie wolno. Czego więc nie rozumiem?

Już mam opuścić dłoń, kiedy na dźwięk czyjegoś głosu oboje nagle podskakujemy zlęknieni.

– Omija cię impreza, stary.

Odwracam się i widzę Daltona u podnóża schodów. Patrzy na mnie w taki sposób, jakby chciał mi dokopać. Ma do tego pełne prawo, skoro prawie władowałem się w kłopoty.

– Już schodzę. – Biorę głęboki wdech i odwracam się do Sloan po raz ostatni. – Porozmawiamy na zajęciach – szepczę.

Dziewczyna kiwa głową i powoli wypuszcza powietrze. Najwyraźniej ulżyło jej, że przeszkodził nam Dalton, nie Asa. Nie jej jednej.

Zamiast zejść na dół, wraca do pokoju. Teraz, kiedy już wiem, gdzie mieszka, rozumiem, dlaczego się nie wysypia.

Gdy tylko zamyka za sobą drzwi, odwracam się do Daltona. Drgają mu nozdrza – stuprocentowy znak, że zaraz mnie uderzy. Przypiera mnie do ściany i przydusza przedramieniem.

– Nie spierdol tego – cedzi przez zęby. Uderza mnie w głowę otwartą dłonią. – Nie bądź głupi.

*** _Jessie’s Girl –_ piosenka z 1981 roku opowiadająca o chłopaku zakochanym w dziewczynie swojego najlepszego przyjaciela (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: