Toskańskie noce - ebook
Toskańskie noce - ebook
Młody włoski reżyser Giancarlo Alessi zakochał się w tancerce Paige Fielding. Ten krótki i płomienny romans źle się dla niego skończył. Paige sprzedała ich zdjęcia brukowej prasie, wywołując skandal i tym samym kończąc marzenia Giancarla o karierze w branży filmowej. Gdy po kilku latach spotykają się ponownie, Giancarlo chce się odegrać. W tym celu skłania Paige do przyjazdu do swojego zamku w Toskanii.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2292-1 |
Rozmiar pliku: | 783 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Albo mam halucynacje, albo niech Bóg ma mnie w opiece.
Paige Fielding nie słyszała tego głosu od lat, a teraz otulał ją i przeszywał na wskroś. W ułamku sekundy zapomniała nie tylko o mejlu, na którego właśnie odpisywała, ale także, który był rok i dzień. Przeszłość wróciła do niej z przerażającą siłą i uderzyła tam, gdzie zabolało najbardziej.
Ten głos. Jego głos. Niezwykle męski, władczy i bardzo seksowny. Sprawił, że zrobiło jej się gorąco. Chciała zapaść się pod ziemię albo rozpłynąć w powietrzu, ale zamiast tego obróciła się na krześle, dobrze wiedząc, kogo zobaczy w wejściu prowadzącym do wspaniałej posiadłości La Bellissima, nazwanej tak na cześć legendy kina, Violet Sutherlin. Właśnie tam, na wzniesieniach Hollywood Hills, w samym sercu Bel Air musiała spotkać Giancarla Alessiego, jedynego mężczyznę, którego kochała całym swoim naiwnym sercem – i jedynego, którego zdradziła.
Na wspomnienie tego, co zrobiła, rozbolał ją żołądek. Wtedy sądziła, że nie ma wyboru, ale on pewnie nie przyjąłby takiego wytłumaczenia.
– Mogę wszystko wyjaśnić – odezwała się zdecydowanie za szybko i zbyt nerwowo. Nawet nie pamiętała, kiedy zdążyła wstać od stolika i podejść do niego. Co gorsze nie była pewna, czy długo wytrzyma na drżących nogach, kiedy spoglądała prosto w jego ciemne oczy wyrażające nieskrywaną wściekłość.
– Będziesz się tłumaczyć ochronie – warknął gniewnie. – Nie interesuje mnie, co tutaj robisz, Nicola. Masz stąd zniknąć.
Skrzywiła się na dźwięk imienia, które wymówił znienawidzonego od dnia, w którym go straciła.
– Ja nie… – Paige zabrakło słów. Jak mogłaby opowiedzieć o tym, co wydarzyło się tamtego strasznego dnia dziesięć lat temu, kiedy sprzedała go i zniszczyła ich oboje? Czy w ogóle zostało coś do powiedzenia? Nigdy nie wyjawiła mu całej prawdy, chociaż miała szansę. Nie przyznała, jak bardzo była zepsuta, z jakiego wywodziła się środowiska ani jakich znała ludzi. – Nikt nie mówi już do mnie Nicola.
Zamarł bez ruchu, a furia wykrzywiająca jego twarz na moment ustąpiła miejsca niedowierzaniu.
– Ja nigdy… – Czuła się okropnie, gorzej, niż to sobie wyobrażała. Piekły ją oczy, a w gardle czuła potworny ucisk. Nie zamierzała się jednak rozpłakać. Wiedziała, że nie zareagowałby na to dobrze. I tak miała szczęście, że w ogóle się do niej odezwał, zamiast od progu wezwać ochroniarzy Violet i polecić im wyrzucić ją za drzwi. Mimo wszystko nie mogła przestać mówić, jakby w ten sposób mogła cokolwiek naprawić. – Właściwie to moje drugie imię. Było… Jestem Paige.
– Ciekawe, że dokładnie tak samo nazywa się asystentka mojej matki. – Coś w brzmieniu jego głosu zdradziło, że ją przejrzał. – Powiedz mi, proszę, że to nie ty. Przekonaj mnie, że jesteś tylko złym duchem z mojej przeszłości. Że nie wkradłaś się w łaski mojej rodziny. Jeśli ci się uda, pozwolę ci odejść wolno i nie wezwę policji.
Dziesięć lat temu uznałaby, że Giancarlo blefuje. Miałaby pewność, że prędzej rzuci się z mostu, niż naśle na nią stróżów porządku. Ale stał przed nią całkiem inny człowiek i mogła winić za to wyłącznie siebie.
– To ja – odezwała się słabo, drżąc na całym ciele. – Pracuję dla Violet prawie od trzech lat, ale musisz mi uwierzyć, że nigdy…
– Stai zitto.
Mimo że Paige nie mówiła po włosku, doskonale zrozumiała ten ostry rozkaz i zamilkła. Obserwowała go trwożnie, jakby się obawiała, że lada moment chwyci ją za gardło.
Zawsze wiedziała, że ten dzień nadejdzie. Nie łudziła się, że to spokojne nowe życie, które zapoczątkowała zupełnie przypadkowo, ma solidne fundamenty. W końcu Giancarlo był synem Violet, jej jedynym dzieckiem – owocem baśniowego małżeństwa z włoskim hrabią, które z zapartym tchem śledził cały świat. Czy zatem Paige mogła unikać go w nieskończoność?
Zaryzykowała jednak tamtego dnia, gdy poszła na rozmowę o pracę i zmierzyła się z pytaniami menedżerów Violet. Znała najlepsze odpowiedzi, ponieważ w trakcie związku z Giancarlem wysłuchała wiele opowieści o swojej przyszłej szefowej. Wiedziała, jaka jest naprawdę, gdy nie pozuje w świetle kamer, i czego może oczekiwać od swojej osobistej asystentki. Pewnie ktoś mógłby jej zarzucić brak etyki, szczególnie sam Giancarlo, ale kierowały nią dobre intencje.
I gdy kolejne dni przeciągały się w tygodnie, a te w miesiące, zaczęła wierzyć, że jej ukochany nigdy nie opuści Europy. Ukrywał się na wzgórzach Toskanii, gdzie czuwał nad budową luksusowego kurortu. Poświęcił na to całe dziesięć lat od dnia, gdy tamte wstrętne zdjęcia pojawiły się w każdym możliwym brukowcu, oczywiście z jej winy. Zyskała więc fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
I to ją zgubiło. Była tego pewna, kiedy patrzyła na niego, rozmyślając o tym, co zniszczyła. Przez minione trzy lata, kiedy pracowała w tym domu, codziennie oglądała jego zdjęcia. Na wszystkich prezentował się niezwykle wytwornie i urzekająco. Było w nim coś niezwykłego, co niewątpliwie zawdzięczał swoim arystokratycznym przodkom: wrodzona elegancja, klasa i wyniosłość.
Wyglądał równie dobrze jak wtedy, kiedy Paige widziała go po raz ostatni, a może nawet lepiej. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana, wsłuchując się w bicie swojego rozszalałego serca. Podziwiała jego smukłe, umięśnione ciało, chociaż wiedziała, że nie będzie mogła dotknąć go nigdy więcej. Dał jej to jasno do zrozumienia.
Weź się w garść, upomniała się w duchu. Nic nie mogło naprawić szkód, które wyrządziła. Nie było dla niej ratunku.
– Przepraszam – wydusiła, hamując łzy, które zamierzała ronić, kiedy zostanie już sama. – Bardzo cię przepraszam, Giancarlo.
Mężczyzna drgnął gwałtownie, jakby wymierzyła mu policzek, a ją przeszył ból.
– Nie obchodzi mnie, dlaczego tutaj jesteś – wypalił szorstko. – Tak jak nie obchodzą mnie twoje gierki. Masz pięć minut, żeby opuścić to miejsce. Jeśli nie zrobisz tego z własnej woli, z przyjemnością osobiście wyrzucę cię za bramę.
– Giancarlo… – zaczęła, próbując zapanować nad głosem. Nerwowym ruchem wygładziła dopasowaną spódnicę, a on mimowolnie powiódł wzrokiem za jej ręką. Spojrzenie byłego kochanka podziałało na nią jak najczulsza pieszczota, rozpalając jej zmysły do czerwoności.
– Radzę ci, zamilcz i dla własnego dobra wyjdź w tej chwili. Nie obchodzą mnie twoje gierki.
– Ja w nic nie gram. Ja nie… – Paige nie dokończyła, ponieważ wyjaśnienia mogłaby się okazać zbyt skomplikowane. Powinna była lepiej to wszystko przemyśleć i przygotować się do konfrontacji z człowiekiem, który nie wierzył w żadne jej słowo. – Wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale to nie jest tak, jak myślisz. Podobnie jak wtedy. Naprawdę.
Jego oczy błysnęły tak groźnie, że zapragnęła usiąść, zanim nogi odmówią jej posłuszeństwa. Ogarniały ją strach i rozpacz, ale także żal i tęsknota za tym, co straciła bezpowrotnie.
– Wytłumacz mi – warknął gniewnie, wykrzywiając twarz w potwornym grymasie – co takiego było inaczej, niż mi się wydaje. To, że ukradkiem zrobiłaś nam zdjęcia podczas seksu? Czy to, że sprzedałaś je później brukowcom? – Zrobił krok w jej stronę, zaciskając pięści. – A może chcesz mi wmówić, że nie pracujesz w domu mojej matki, aby dalej żerować na mojej rodzinie?
– Ja…
– Powiem ci dokładnie, jak jest. Jesteś wyrachowaną zdzirą, co ustaliliśmy już dziesięć lat temu. Dlatego powtórzę to samo, co powiedziałem wtedy. Nigdy więcej nie chcę na ciebie patrzeć.
Paige nie była pewna, co zabolało bardziej: jego słowa czy to, jak na nią patrzył. Ale zamiast pozbierać swoje rzeczy i uciec gdzie pieprz rośnie, wyprostowała się, unosząc wysoko głowę. Znalazła w sobie siłę, żeby spojrzeć prosto w oczy, z których wyzierało tyle gniewu i nienawiści.
– Kocham ją.
Kiedy te słowa poniosły się echem, zrozumiała, że prawie to samo powiedziała mu dziesięć lat temu, kiedy nie mogła już cofnąć zła, które wyrządziła. „Kocham cię, Giancarlo”.
– Jak śmiesz? – syknął zajadle. – Jak ci nie wstyd?
– To nie ma z tobą nic wspólnego. – Mówiła prawdę. Już dawno pogodziła się z tym, że go straciła. Nie podjęła pracy u Violet, żeby go odzyskać. Nie śmiałaby nawet próbować. Chciała tylko spłacić dług. – Nigdy nie miało.
Gwałtownie pokręcił głową, mrucząc coś po włosku.
– To jakiś koszmar. – Ponownie zaczął świdrować ją wzrokiem, jakby próbował wydobyć z niej prawdę. – Ale koszmary się kończą. Dwa miesiące i mnóstwo niedwuznacznych zdjęć… Popełniłem błąd, ufając takiej kobiecie jak ty, ale mam to już za sobą. Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju, Nicola?
– Paige. – Nie mogła znieść dźwięku tego imienia, które przypominało jej o fatalnych wyborach i wszystkim, co poświęciła dla kogoś, kto okazał się tego niewart. Dlatego skrzywiła się, jakby połknęła cytrynę. – Albo wyrachowana zdzira, jeśli wolisz.
– Nie obchodzi mnie, jak każesz się do siebie zwracać. – Chociaż nie krzyczał, z każdym słowem coraz bardziej podnosił głos. – Po prostu stąd wyjdź. Zniknij. Przestań zatruwać życie mnie i mojej matce. Nie mogę uwierzyć, że spędziłaś z nią tyle czasu bez mojej wiedzy.
– Przepraszam – powtórzyła kolejny raz. – Bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić. Ale nie mogę zostawić Violet. Obiecałam, że nigdy jej nie opuszczę.
Kiedy Giancarlo stanął nad nią, kipiąc ze złości, Paige omal nie upadła. Najchętniej wzięłaby nogi za pas, ale nie miała w zwyczaju przed nikim uciekać. Nie zrobiła tego, kiedy prześladowali ją ludzie znacznie groźniejsi od Giancarla Alessiego, więc tym bardziej nie zamierzała postępować tak teraz. I nieważne, jak wielki ból wypełniał jej serce.
– Tobie się chyba wydaje, że ja żartuję – przemówił łagodnie imponujący mężczyzna. I te słowa podziałały na nią całkiem inaczej, niż powinny. Nie przestraszyła się, a jedynie zadrżała z ekscytacji. – Jeśli tak jest, to się mylisz.
– Rozumiem, że to dla ciebie trudne i nie masz zamiaru uwierzyć w moje dobre intencje. – Paige starała się, żeby jej głos brzmiał kojąco. W rzeczywistości pobrzmiewały w nim panika i gorycz. – Ale pozostanę lojalna wobec twojej matki.
– Czy ty w ogóle wiesz, co znaczy „lojalność”?
Paige zacisnęła zęby.
– Nie ty mnie zatrudniłeś, tylko ona.
– To nie będzie miało znaczenia, kiedy uduszę cię gołymi rękami – zagroził Giancarlo, ale ona mu nie uwierzyła. Nawet jeśli ranił ją słowami, nigdy nie podniósłby na nią ręki.
Może się jednak myliła. Może nadal żyła w niej tamta niewyobrażalnie naiwna dziewczyna, która sądziła, że miłość może wszystko naprawić – że nie liczyło się nic prócz tego wspaniałego uczucia. Teraz była mądrzejsza. Dostała nauczkę i wyciągnęła wnioski. Mimo wszystko nadal wierzyła w życzliwość Giancarla. Bez względu na to, jak bardzo się zmienił, w głębi serca pozostał dobrym człowiekiem.
– Masz rację – przyznała zachrypniętym głosem. – Ale tego nie zrobisz.
– Zapewniam cię, że gdybym tylko mógł, rozszarpałbym cię na strzępy.
– Gdybyś tylko mógł – powiedziała z naciskiem. – Ale ty taki nie jesteś.
– Człowiek, którego znałaś, nie żyje, Nicola – zwrócił się do niej, używając znienawidzonego imienia, a Paige się cofnęła. – Zmarł dziesięć lat temu i nie zdołasz go wskrzesić swoimi żałosnymi bajeczkami o lojalności i kłamstewkami. Może i wyglądam jak on, ale nie łączy nas nic więcej.
Nie mogła zrozumieć, dlaczego ogarnia ją tak wielki smutek. Przecież wiedziała to wszystko od dawna. Miała kilka lat na uporanie się z emocjami, a mimo to wciąż żyła pogrążona w żałobie.
– Ponoszę pełną odpowiedzialność za to, co się wtedy wydarzyło – odezwała się niespodziewanie. Nie zamierzała jednak dodawać nic więcej. Zachowała dla siebie, że te dwa miesiące, które z nim spędziła, były najlepszym okresem w jej życiu. – I nic na to nie poradzę. Ale obiecałam Violet, że jej nie opuszczę. Ukarz mnie, jeśli musisz, ale nie karz jej.
Giancarlo Alessi znał swoje wady, a miał ich wiele, o czym dosadnie przekonał się w minionej dekadzie, kiedy przyszło mu płacić za własną głupotę. Ale kochał matkę – skomplikowaną, górnolotną gwiazdę filmową, która uwielbiała go na swój własny sposób. I nieważne, jak często Violet sprzedawała jego prywatność dla własnych celów: żeby uciszyć plotki o kryzysie w jej małżeństwie, żeby odwrócić uwagę paparazzi od jej romansów albo poprawić swoje notowania.
Pogodził się z tym, że kiedy jest się dzieckiem tak wielkiej aktorki jak Violet, nie można uciec od świateł reflektorów. Z tego samego powodu obiecał sobie, że nigdy nie sprawi jej wnuków, które mogłaby wykorzystywać tak jak dawniej jego. Żadnemu dziecku nie życzył takiego losu.
Wybaczył matce wszystko, co przez nią wycierpiał, i zaakceptował ją taką, jaka była. To nie jej nienawidził, ale kobiety, która na zawsze pozostanie dla niego Nicolą, nieważne, pod jakim imieniem będzie się prezentować – architektki jego upadku.
Ze wstydem musiał przyznać, że jak skończony dureń stracił głowę dla niewyobrażalnie pięknej tancerki, przez którą później splamił swój szlachecki tytuł i stracił szacunek nieżyjącego już ojca. To przebiegłe, pazerne stworzenie robiło z nim, co chciał, aż stał się kimś, w kim nie rozpoznawał siebie. I tego nie zamierzał wybaczyć.
I ta kobieta, Paige – jak o sobie mówiła – stała teraz przed nim, wpatrując się w niego oczami, które nie były ani zielone, ani niebieskie. Swoje gęste ciemne włosy, które dawniej farbowała na rudo, zaplotła w warkocz, który opadał teraz na jedno niezwykle zgrabne ramię. Żałował, że nie mógł jej uznać za nieatrakcyjną, chociaż nie podobało mu się, że za bardzo schudła, upodabniając się do mieszkańców Los Angeles, którzy uważali, że sława może zastąpić dosłownie wszystko, nawet jedzenie i picie.
Znieruchomiała, kiedy wodził wzrokiem po jej ciele, więc kontynuował z tym większą żarliwością, wmawiając sobie, że nie obchodzi go, co ona myśli i czuje. Nie dbał o to, ponieważ dała mu jasno do zrozumienia, że bez względu na to, co ich połączyło, jak często wykrzykiwała jego imię w chwilach uniesienia, i jak bardzo ją pokochał, interesowały ją wyłącznie książeczka czekowa i sława Violet.
Mimo wszystko dobrze się trzymała, co niezmiernie go irytowało. Zachowała figurę i wdzięk tancerki. Przyjrzał się jej drobnym piersiom ukrytym pod cienką tkaniną białej bluzki bez rękawów i pełnym biodrom w opiętej spódnicy. Doskonale pamiętał, jak pieścił te krągłości i obsypywał je pocałunkami.
Pod tym czy innym imieniem prezentowała się zjawiskowo. Dziesięć lat temu w niczym nie przypominała innych dziewcząt, które zabiegały o jego względy. Przypominała żywy ogień tamtego dnia na planie teledysku, gdzie się poznali. Należała do grupy tancerzy, którzy tworzyli tło dla gwiazd popu prężących się na pierwszym planie. I chociaż on zasiadał wtedy w fotelu reżysera, całkowicie stracił dla niej głowę.
Zamieniła wprawdzie kusy strój, w którym wtedy występowała, na eleganckie ubranie odpowiednie dla sekretarki, nadal jednak przyciągała męskie spojrzenia – niestety także jego. Chociaż gardził sobą z tego powodu, nie potrafił stłumić pożądania, które w nim rozbudzała, nawet po tym wszystkim, co zrobiła.
– Czy teraz nadszedł czas na twoją łzawą historię? – zapytał chłodno, rozkoszując się jej gwałtowną reakcją na dźwięk jego głosu. Drżała tak, jakby ona także nie potrafiła zapanować nad tą niezwykłą siłą, która ich do siebie przyciągała. – Możesz wybierać spośród tylu wymówek.
– Nie zamierzam płakać – odparła beznamiętnym głosem. – Ani się usprawiedliwiać. Po prostu chciałam cię przeprosić. To nie to samo.
– Nie. – Spojrzał na te usta, które tyle razy całował i z których usłyszał same kłamstwa. – Muszę się zastanowić, co z tobą zrobić.
Westchnęła, jakby odczuwała zniecierpliwienie, a on nie wiedział, czy się roześmiać, czy ją udusić. To uczucie też pamiętał doskonale z czasów, kiedy przeszła przez jego życie niczym huragan, zostawiając po sobie same szczątki.
– Piorunowanie mnie wzrokiem nie sprawi, że się rozpłaczę – powiedziała po chwili, jakby w ogóle nie odczuwała emocji. – Może więc przestaniesz przeciągać w nieskończoność tę krępującą sytuację i coś w końcu zrobisz.
Roześmiał się złowieszczo.
– Nie mogę uwierzyć własnym oczom – odparł surowo. – Udajesz kogoś, kim nie jesteś. Ale Hollywood ma tę moc, prawda? Najobrzydliwsze, najpaskudniejsze rzeczy owija się tutaj w najładniejszy papier. Nic więc dziwnego, że wyglądają tak dobrze.
Pragnął zadać jej ból. Pragnął, żeby jego słowa wywarły na niej jakikolwiek efekt. Niestety to mówiło mu o jego własnych uczuciach względem tej kobiety znacznie więcej, niż chciał przyznać.