- promocja
Totalnie chaotyczne święta Lottie Brooks - ebook
Totalnie chaotyczne święta Lottie Brooks - ebook
Specjalne, świąteczne wydanie przygód królowej żenady, Lottie Brooks, która podbija serca dziewczyn (i chłopaków!) na całym świecie!
Kochany Święty Mikołaju,
w tym roku na święta chciałabym:
– żeby moja siostra Bella nie zwymiotowała na prezenty jak rok temu,
– 200 kitkatów (ale tych normalnych, nie w multipaku),
– nowego brata, który nie będzie puszczać bąków (nazywa je „ciasteczkowym smrodkiem”, ohyda!),
– żeby megaciacho Antoine (to ten chłopiec z Francji) zrobił mi meganiespodziankę w stylu komedii romantycznych z Netfliksa,
– superbłyszczący cień do powiek z brokatem,
– nowy pamiętnik (zdecydowanie za szybko się kończą).
XOXO
Lottie Brooks
PS Czy do świątecznej skarpety zamiast pomarańczy możesz wrzucić czekoladę?
Najbardziej chaotyczne święta Lottie nadciągają! A wraz z nimi Antoine i jego rodzinka. Tylko co na to rodzice Lottie?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9944-3 |
Rozmiar pliku: | 5,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Powiedzmy to jasno na wstępie: ja, Charlotte Rose Brooks, uwielbiam Boże Narodzenie. A kiedy mówię, że je uwielbiam, mam na myśli to, że NAPRAWDĘ JE UWIELBIAM, bo przecież jak można inaczej?!
Oto kilka z moich ulubionych świątecznych rzeczy…
1. Prezenty.
2. Lampki choinkowe.
3. Pieczone potrawy.
4. Czekolada.
5. Ferrero rocher (w zasadzie to też czekolada, ale czuję, że potrzebują osobnej kategorii, bo to przecież Święty Graal czekoladowego czarodziejstwa).
6. Przytulanie się na kanapie i oglądanie świątecznych filmów.
7. Rodzice na lekkim rauszu zgadzający się na rzeczy, na które normalnie by się nie zgodzili.
To ostatnie należy do najlepszych. Wszyscy przesiąkają świąteczną atmosferą i ma się wrażenie, jakby nie potrafili znieść myśli, że mogliby komuś sprawić zawód.
Wypróbujcie na przykład któreś z poniższych…
„Mamo, czy mogę dostać (tu wstawcie świąteczny smakołyk, na który macie ochotę) na (wstawcie posiłek)?”
„Tato, czy mogę dostać (wstawcie ilość pieniędzy, jaką chcecie) na (wstawcie aktywność związaną ze świętami)?”
„Mamo, czy mogę nie iść spać przed (wstawcie nową porę spania), bo chcę obejrzeć (wstawcie świąteczny film /program telewizyjny)?”
ZNAKOMITA PORADA: Im bliżej świąt Bożego Narodzenia, tym skuteczniejsze będą powyższe prośby.
Jeśli to Was jeszcze nie przekonało, to… właściwie dlaczego nie?! Boże Narodzenie jest fantastyczne z wielu powodów i jest to po prostu fakt, a ja czuję w kościach, że najbliższe będzie szczególnie epickie, zgadzacie się?
A. Tak
B. Nie
C. Hm… Tak pół na pół, szczerze mówiąc
D. Przestań ględzić, Lottie, i po prostu OPOWIEDZ NAM, CO SIĘ U CIEBIE DZIAŁO OD OSTATNIEGO PAMIĘTNIKA!!!
NO DOBRA, REEETY! Nie wierzę, że wybraliście D! Uważajcie, żeby Wam majtki nie spadły, właśnie do tego przechodzę. Tak przy okazji, czy to nie dziwne, że znamy się tak dobrze, że praktycznie czytam w Waszych myślach?! Aż mam dreszcze.
Dobra, zacznijmy może od małego podsumowanka…
Może pamiętacie, że zakumplowałam się znów ze swoim eksem Danielem tuż przed tym, jak dowiedziałam się, że mój wkurzający młodszy brat celowo chciał udaremnić mój związek z PFC (Przystojnym Francuskim Chłopakiem) Antoine’em. A więc miłosny trójkąt oficjalnie POWRÓCIŁ – ojej.
Przewidziałam wszystkie wasze pytania, więc dla ułatwienia odpowiem na nie w stylu wywiadu:
Pytanie: Co się stało z Tobym po tym, jak się dowiedziałaś? Naprawdę go zamordowałaś?
Odpowiedź: Miałam wielką ochotę go zamordować, jednak moi rodzice darzą go dziwną sympatią, więc niestety Toby dożył kolejnego dnia. Ale przez jakieś pół godziny okładałam go po głowie poduszką. Chciałabym móc powiedzieć, że dało mu to nauczkę, ale pewnie to nieprawda. Za to mnie to nauczyło, że ZAWSZE, ALE TO ZAWSZE TRZEBA BYĆ BARDZO PODEJRZLIWYM WOBEC ŚMIERDZĄCYCH MŁODSZYCH BRACI!
P: Rozmawiałaś od tamtego czasu z Antoine’em?
O: Tak! Oddzwoniłam do niego od razu po tym, jak odkryłam, że Toby tak usłużnie odrzucał jego połączenia. No wiecie, zważywszy, że żadne z nas nie mówi biegle w języku tego drugiego, trochę trudno było się porozumieć, ale starałam się, jak mogłam…
Antoine: _Bonjour!_
Ja: Cześć, Antoine. Mówi Lottie!
Antoine: Ach, Lottie, _ma petite_ kubełek! Mahtwiłem się o ciebie w moich kościach.
Ja: Yyy… nie jestem kubełkiem, ale nieważne. Dzwonię tylko, żeby powiedzieć, że dowiedziałam się, że Toby nie przekazywał, że dzwoniłeś. Tak mi przykro. Mam nadzieję, że nie myślisz, że cię ignorowałam!
Antoine: Ach, Toby, on mówi, że ty w szpitalu cała w czyhakach pełnych ohydnej hopy?
Ja: Tak, zgadza się – to znaczy NIE! Kłamał, byłam na szkolnej wycieczce. Zdecydowanie nie mam żadnych okropnych zaropiałych czyraków.
Antoine: _Ohh là là_, _très bon_ wiadomość! Tak się cieszę, że wyzdhowiałaś z czyhaków!
Ja: Słuchaj, nigdy nie miałam żadnych czyraków, ale nieważne. Jak się miewasz, Antoine?
Antoine: Tehaz, kiedy słyszę, że wyszłaś ze szpitala, jestem uhadowany jak ananas w kupie!
Powiem Wam wprost. Naprawdę nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć, więc nastała dość niezręczna dwuminutowa cisza, podczas której starałam się bez powodzenia przestać wyobrażać sobie ananasa w kupie. (Dlaczego miałby być uradowany?! Co za dziwne porównanie!)
Pomyślałam, że lepiej będzie, jeśli sprowadzę rozmowę z powrotem na bezpieczniejsze tory…
Ja: _J’aime la_ ser.
Antoine: Ach, _j’aime la_ seh.
(Itd., itd.)
P: A co z Danielem? Na twojej imprezie urodzinowej z fajerwerkami wyglądało na to, że całkiem nieźle się dogadujecie…
O: Tak było! Z Danielem już wszystko w porządku – uff! Jak mam być szczera, być może łączą nas jeszcze jakieś uczucia, ale ponieważ do tej pory nasz związek był dość burzliwy, żadne z nas nie ma ochoty na kolejną dramę. Dlatego teraz chyba spróbujemy cieszyć się byciem kumplami, co jest znacznie prostsze i oznacza, że możemy spędzać ze sobą czas i takie tam, co jest SUPER.
Jutro po szkole przyjdzie z Theo i z resztą mojej paczki i pójdziemy na frytki do Frydays – jako przyjaciele, bo miło jest mieć przyjaciół i spędzać czas z przyjaciółmi, prawda?
Odpowiem za Was: Tak. Bardzo miło, Lottie.CZWARTEK, 1 GRUDNIA
7.32
Obudziłam się wcześnie, żeby wręczyć chomisiom kalendarze adwentowe. Co roku robię dla nich miniaturowe kalendarze, a do każdego maleńkiego otworka wkładam pestkę dyni. Oznacza to, że codziennie dostają dokładnie to samo, ale są za głupie, żeby im to przeszkadzało.
Potem zbiegłam po schodach na dół najszybciej, jak mogłam, bo chciałam dostać swój kalendarz przed Tobym i zepsuć mu niespodziankę odsłonięciem zawartości drzwiczek numer jeden. Niektórzy powiedzą, że to trochę wredne, ale moim zdaniem to tylko jedna z zalet bycia starszą siostrą!
Usiadłam, żeby zjeść śniadanie. Nagle weszli mama i tata, zaśmiewając się i zacierając dłonie.
– Zauważyłaś coś… zabawnego? – zapytali mnie.
Zabrałam się z powrotem do jedzenia cheeriosów.
– Nie.
Kolejny wybuch śmiechu.
– Zauważyłeś coś… innego, Toby? – zapytała mama.
Toby nawet nie odpowiedział, przyklejony do iPada. Oglądał na YouTubie, jak inni ludzie grają w Minecrafta.
– Spójrzcie! – powiedział tata, wyraźnie coraz bardziej zniecierpliwiony.
Zerknęłam na sufit i zobaczyłam jednego z tych upiornych elfów zwisającego z balonu wypełnionego helem, z kartką w rękach…
– Nazywa się Gavin?! – zapytałam.
– Tak, a co w tym złego? – odparła mama.
– Po prostu dziwne imię dla elfa.
– No wiesz, a jak twoim zdaniem powinien nazywać się elf?
– Nie wiem… może coś w rodzaju… Wesołek w Brokatowych Porteczkach.
Toby pokładał się ze śmiechu.
– No, albo Dyndul Oszronione Jajka.
– Nasz ma na imię Gavin, okej? – fuknęła mama.
– Nuda – zaprotestował Toby.
– Wiecie, chyba moglibyśmy pójść na kompromis i znaleźć dla Gavina inne i… – odezwał się tata.
– GAVIN BROKATOWE JAJKA! – wykrzyknął Toby.
Bella zachichotała i klasnęła w dłonie.
Wzruszyłam ramionami.
– Dla mnie okej.
Mama westchnęła.
– Witaj w domu wariatów, Gavinie Brokatowe Jajka!
16.35
Na godzinie wychowawczej pan Peters ogłosił, że nasza klasa organizuje mikołajki i jutro wylosujemy imiona z czapki, żeby zobaczyć, kto komu kupuje prezent. Możemy wydać maksymalnie pięć funtów, a podarunki zostaną wręczone ostatniego dnia przed feriami.
– Mam nadzieję, że wylosuję kogoś z was – powiedziała Jess do mnie, Poppy, Amber i Molly, gdy szłyśmy na naszą pierwszą lekcję.
– No, ja tak samo. Znając moje szczęście, pewnie trafię na Burgerowego Toma – odparłam.
Molly się uśmiechnęła.
– To nie byłoby takie złe – stwierdziła. – Mogłabyś po prostu kupić mu big maka.
– Fuuuj, byłby zimny jak kamień i totalnie rozklapciany, zanim doniosłabyś go do szkoły. – Amber się skrzywiła.
– Pewnie i tak by go zjadł! – zauważyła Jess.
Roześmiałam się.
– To prawda!
– Dobra, w takim razie trzymajmy kciuki, żebyśmy wylosowały siebie nawzajem, wtedy będziemy wiedziały, że dostaniemy fajne prezenty – powiedziała Jess.
Naprawdę mam nadzieję, że ma rację, chociaż, jak mam być szczera, znalezienie czegoś dla Amber pewnie okaże się koszmarem, bo co można jej kupić, skoro już wszystko ma?! Chyba w idealnym świecie wylosowałabym Jess. Znam ją tak dobrze i do wszystkiego podchodzi na luzie, więc wszystko jej się spodobaPIĄTEK, 2 GRUDNIA
7.45
Gavin Brokatowe Jajka o mało mnie dziś nie zabił!
Zeszłam właśnie na dół, żeby zjeść śniadanie w egipskich ciemnościach, bo w mojej szkole lekcje zaczynają się o absurdalnej godzinie 8.30, kiedy jest zdecydowanie za ciemno i zimno, bo mamy środek zimy (ale to narzekanie na inny czas), i zanim się zorientowałam, co się dzieje, poleciałam ślizgiem po kuchennej podłodze.
– AUUUUU! – krzyknęłam.
Nikt nie przyszedł mi pomóc.
– AUUUUUUUU! – wrzasnęłam znowu.
Nic.
– Chyba skręciłam kark!
Nic.
– Jestem prawie pewna, że umieram!
Nic.
W końcu w kuchni pojawili się Żandarmi Zabawy i włączyli światło.
– Och, na miłość boską, Lottie, całkiem zepsułaś dzisiejszą scenkę.
Gdy mój wzrok przywykł do światła, zobaczyłam, że leżę w białym proszku. Kiedy przyjrzałam mu się bliżej, okazało się, że to mąka.
– Dlaczego cała podłoga jest w mące?
– To nie mąka, tylko śnieg, Gavin robił w nim aniołki.
– Mogłam się połamać! Powinnaś zrozumieć, że posypywanie podłogi mąką…
– Chyba miałaś na myśli śnieg.
– Przepraszam, posypywanie podłogi „śniegiem” to poważne naruszenie przepisów BHP!
– Chciałaś powiedzieć: elfisów? – odparł tata, a potem chichrał się z własnego żartu przez dobre dziesięć minut.
Szczerze mówiąc, mnie też to całkiem rozbawiło, ale ponieważ miałam cierpieć z powodu poważnie skręconej kostki i złamanego karku, musiałam pokuśtykać do kuchennego stołu i zjeść cheeriosy z żałosną miną (z głową przekrzywioną na bok), co było właściwie dość trudne, i zachlapałam mlekiem całą piżamę.
Próbowałam przekonać mamę, że jestem zbyt kontuzjowana, żeby pójść do szkoły, ale ona tylko podała mi dwie tabletki ibuprofenu i praktycznie wypchnęła mnie za drzwi. UROCZE! Chyba nadal trochę się na mnie gniewa, że zrujnowałam rodzeństwu aniołki Gavina w śniegu. To znaczy Toby’emu rzeczywiście mogłam zepsuć niespodziankę, ale Bella i tak nie ma pojęcia, co się dzieje… W ramach ulubionej rozrywki próbuje zjeść własne ręce!
16.24
Pierwszą rzeczą, jaką Amber powiedziała do mnie, gdy przyszłam do szkoły, było:
– Boże, Lottie, nie wiem, czy zauważyłaś, ale chyba masz poważny problem z łupieżem… Może powinnaś zacząć używać jakiegoś leczniczego szamponu?
– Co?! Wcale nie mam… – zaczęłam.
Och. Mąka.
Przez to moje bliskie spotkanie ze śmiercią nie miałam czasu, żeby porządnie przejrzeć się w lustrze, zanim brutalnie wystawiono mnie za drzwi. Rozpuściłam kucyk, przeczesałam włosy dłońmi i porządnie je wytrząsnęłam. Na szczęście pomogło to w kwestii mącznej, ale nie przywróciło mi wyglądu normalnej ludzkiej istoty, bo okazuje się, że mąka działa trochę jak produkt zwiększający objętość (co przypadkiem może się przydać w czasie przygotowań na specjalną okazję… ale niezupełnie za piętnaście dziewiąta rano tuż przed zajęciami z nauk ścisłych).
Mina Amber wyrażała teraz kompletną odrazę.
– Wyluzuj. To tylko mąka – odparłam. – Wina mojej mamy. Nie, właściwie to wszystko przez tego Gavina Brokatowe Jajka!
– Jakiego znowu Gavina Brokatowe Jajka?!
– Nie pytaj.
– Nie zamierzałam – prychnęła lekceważąco Amber. – Nie mam dzisiaj czasu na twoje idiotyczne życie.
UROCZE.
Po lekcjach poszłam do łazienki, żeby sprawdzić, czy moje włosy wyglądają w porządku (i nie ma w nich mąki). Przeczesałam grzywkę i pomalowałam usta błyszczykiem w kolorze wiśni, szybko pociągnęłam rzęsy tuszem i pobiegłam do bramy, żeby spotkać się tam z dziewczynami.
– Och, Lottie, no proszę, proszę! – zawołała Molly.
– Ale co?! – odparłam.
– Umalowałaś się! – zauważyła Amber.
Można mieć pewność, że dostrzegą nawet najdrobniejsze szczegóły.
– No i?!
– No i myślałam, że ty i Daniel tylko się „przyjaźnicie” – powiedziała Poppy, kreśląc w powietrzu cudzysłów.
– Bo tak jest – odparłam, siląc się na obojętny ton.
– No wiesz, nieźle się odstawiłaś jak na spotkanie z przyjacielem! – prychnęła ze złośliwym uśmieszkiem Amber.
Serio, nie wygram. Rano wyglądałam odrażająco, a teraz za bardzo się odstawiłam?!
– Och, dajcie jej spokój – wtrąciła Jess. – Ładnie wyglądasz, Lottie. Nie zwracaj na nie uwagi.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem, bardzo chcąc zmienić temat, powiedziałam:
– Dobra, pospieszmy się albo staniemy w ogromnej kolejce.
Poszłyśmy do Frydays i zobaczyłam Daniela i Theo, którzy czekali na nas przed wejściem.
– Co tak długo? – krzyknął Theo, gdy podeszłyśmy bliżej.
– To przez Lottie! – odparła Amber. – Siedziała w łazience i…
Stałam plecami do Daniela, więc rzuciłam mojej najlepszej przyjaciółce mordercze spojrzenie. Nie chciałam, żeby wygadała im, że się malowałam – wyglądałoby to, jakbym zrobiła to dla niego! A tak nie było… oczywiście. Zrobiłam to dla siebie… oczywiście.
– Ona… yyy… ona robiła… – zająknęła się Amber, próbując improwizować.
Poppy, uważając, że będzie pomocna, wtrąciła się i dokończyła zdanie za nią…
OMG!!!!!!!!!!!!!!!!
*Kamienna cisza, potem śmiech*
Czułam, jak moją twarz zalewa fala gorąca. Chciałam umrzeć.
Co ta Poppy sobie myślała???!
– NO CO?! – Poppy wzruszyła ramionami na reakcję wszystkich. – Nie bądźcie dziecinni, przecież wszyscy robią kupę, nie ma się czego wstydzić.
Theo stał teraz zgięty wpół ze śmiechu i miał łzy w oczach.
– Racja. Chociaż porządne kupsko było, Lottie?
Teraz moja twarz była już tak czerwona, że praktycznie pulsowała. Wszyscy milczeli i czekali, aż opiszę swoje doświadczenie z kupą pomimo faktu, że nawet żadnej nie zrobiłam.
– Ja… no cóż… tak, była całkiem…
– Może staniemy w kolejce i zamówimy? – zaproponowała Jess.
Nigdy tak bardzo się nie cieszyłam, gdy wszyscy sobie poszli. Bóg wie, co wydobyłoby się z moich ust, gdyby nie Jess. Weszłam za nimi do Frydays i stanęłam z tyłu, żeby dać krwi szansę na odpłynięcie z mojej twarzy. Nie cierpię się rumienić! To tylko ściąga na mnie jeszcze więcej uwagi. UCH. Ktoś powinien wynaleźć na to lekarstwo.
Gdy zamówiliśmy frytki i je zabraliśmy (a moja twarz wróciła do normalnego odcienia), wyszliśmy na skwerek na zewnątrz. Było zimno, ale jasno, więc postanowiliśmy usiąść na murku, żeby zjeść. Klapnęłam na końcu obok Molly, a Daniel podszedł i usiadł po mojej drugiej stronie.
Czułam, że naprawdę muszę coś do niego powiedzieć, żeby przełamać wcześniejszą niezręczność.
– Dobre frytki? – zapytałam.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej